Druga Gwiazdka | rozdział 7


Kagami spojrzał na zegarek u swojej prawej ręki, pośpiesznie chowając ją do kieszeni, chcąc uniknąć przenikliwego mrozu. Przyszedł nieco wcześniej, wiedząc, że Kuroko na pewno zjawi się punktualnie. A Taiga potrzebował chwili dla siebie. Musiał zebrać myśli i po raz setny rozważyć dzisiejszą decyzję. Wiedział, że po wczorajszej wiadomości, choć chciał, nie zdoła już uniknąć tematu.
Westchnął głęboko, wchodząc na drewniany podest. Postanowił usiąść na zewnątrz, by Tetsuya nie miał problemu ze znalezieniem go, i ostudzić szalejące w głowie myśli. Kawiarnia „Crystal Snow”, choć z nazwy kojarzyła się Taidze z kiczem, była jednym z jego ulubionych małych azylów. Oprócz schludnego, małego budynku, zbudowanego w całości z dębowego drewna, które wydzielało przyjemny zapach nadający całości bardzo przytulnego klimatu, właściciel przedłużył fundamenty, tworząc na podejście coś na wzorzec barku. Pod daszkiem, tuż przed wejściem do środka, postawione zostały duże, wysokie stoły oraz o połowę niższe pieńki wyłożone miękkimi poduszkami. Kagami usiadł na jednej z nich, opierając się wygodnie o blat z westchnieniem. To właśnie stąd miał doskonały widok na pokryty białym puchem park i musiał przyznać, przynajmniej w myślach, że to urokliwe dość miejsce mimo wszystko powinno nazywać się właśnie w ten sposób.
Kuroko pojawił się niecałe dziesięć minut później. Ubrany w prosty czarny płaszcz i jasnobrązowe trapery, zmierzał pewnym krokiem w kierunku kawiarni. Mimo, w gruncie rzeczy, urokliwej aparycji oraz opanowanego wyrazu twarzy, w jego wnętrzu wrzało. Doskonała samokontrola nie potrafiła jednak zapanować nad jednym, drobnym szczegółem – drżeniem rąk. Nie stanowiło to większego problemu, ponieważ Tetsuya był świadom, że nie rzuca się to w oczy.
Wątpliwości naszły go, kiedy dostrzegł Kagamiego. W tamtym momencie nie potrafił sobie wmówić, że nagły przypływ gorąca, palpitacja serca oraz uśmiech, który wypłynął mu na twarz zupełnie bezwiednie, są efektem przypadku, czy jakiegokolwiek innego czynnika zewnętrznego.
Dłonie wcisnął głęboko do kieszeni, będąc na siebie złym, iż w tamtym momencie można by go bez problemu uznać za osobę cierpiącą na Parkinsona.
 ─ Dzień dobry, Kagami-kun ─ przywitał się, stając nad przełożonym. Prowizorycznie zakopał pół twarzy w wystający spod płaszcza brązowy, wełniany szalik, dlatego ledwo go było słychać.
─ Kuroko.
Taiga skinął energicznie głową i poderwał się nagle, podenerwowany. Uśmiechnął się szeroko, ale ten szybko zniknął z jego twarzy.
─ Dziękuję, że znalazłeś chwilę ─ westchnął, podając mu niepewnie dłoń. Doskonale wiedział, jaki dreszcz przejdzie go zaraz po dotknięciu chłopaka.
─ Nie ma za co, naprawdę, i tak nie miałem na dziś żadnych większych planów.
Dłoń Kagamiego była duża i dość ciepła. Stanowiła wyraźne przeciwieństwo o wiele drobniejszej, delikatnej odpowiedniczki Kuroko, która swoją temperaturą przypominała lód. Niższy, odkąd pamiętał, miał tendencję do wychładzających się kończyn. Dlatego właśnie tamten uścisk dłoni był przyjemną, mimo iż bardzo krótką, formą rozgrzania skostniałych z zimna palców.
Gdyby mógł, Tetsuya przedłużyłby tamtą chwilę.
─ Ś-świetnie ─ odparł ryży, czując drobny dreszcz spływający po jego plecach. Zamyślił się chwilę, po czym rozejrzał szybko. ─ Masz chłodne ręce. Wolisz wejść do środka?
─ To nic takiego, zawsze tak mam. Możemy się przejść, jest ładny dzień ─ odparł Tetsuya, posyłając Taidze delikatny uśmiech.
─ Może najpierw napijemy się czegoś ciepłego? ─ zaproponował, odwzajemniając ten drobny gest. ─ Albo weźmiemy na wynos?
─ Możemy.
Gdy weszli do środka, uderzyła ich ściana ciepłego powietrza, która na moment wręcz uniemożliwiła oddychanie. Po niewielkim, przytulnie urządzonym wnętrzu rozległ się dźwięk dzwoneczka. Mężczyźni zamówili waniliowe latte na mleku sojowym oraz americano z dodatkiem zwykłego mleka, po czym stanęli naprzeciw barku, czekając na swoje napoje.
─ Dużo się działo, kiedy wczoraj już wyszedłem? ─ spytał Kuroko, nawiązując do wcześniejszego dnia pracy.
─ Niewiele ─ przyznał Kagami, wzruszając ramionami. ─ Właściwie to zrobiło się super nudno, bo Aho ciągle gapił się w swój telefon, uśmiechając jak jakiś idiota ─ przyznał po chwili z goryczą.
─ Coś o tym wiem. Kise-kun zachowuje się zaskakująco podobnie ─ zaśmiał się Kuroko. ─ Ale to dobrze, że im się tak układa.
─ Ta, coś w tym jest ─ przyznał z uśmiechem Taiga. ─ Dzięki Kise, Aho ma mniej czasu na upierdliwości ─ zaśmiał się serdecznie. ─ Mam nadzieję, że z nim wytrzyma.
─ Jeśli chodzi o to, to Kise-kun wydaje się wyjątkowo zahartowany...
Nie minęło dużo czasu, aż dostali swoje kawy i mogli wyjść na zewnątrz. Przez mróz było w parku niewiele osób, jednak tym, którzy zdecydowali się na spacer, przenikliwe zimno wynagradzały malowniczo przebijające się przez drzewa promienie słońca.
─ Rozumiem... ─ mruknął zamyślony Taiga, bardziej skupiając się na swoich butach i śladach, które te zostawiały na śniegu niż związku swojego przyjaciela. ─ Kuroko...  Jak się czujesz w stosunku do zbliżającego egzaminu? ─ spytał po chwili, powoli nakierowując rozmowę na właściwy tor.
Nim odpowiedział, chłopak upił łyk kawy, parząc się przy tym w dolną wargę. Słodki smak rozlał się we wnętrzu jego ust, powodując przy tym, iż Kuroko przymknął na moment powieki z przyjemności.
─ Trochę się stresuję, ale i tak czuję się nieporównywalnie lepiej niż przed ostatnimi egzaminami.
─ Nie masz czym, serio ─ powiedział Taiga krzepiąco. ─ Jestem pewien, że wszystko pójdzie już z górki więc... Więc ja… ─ Ryży podrapał się po głowie, uciekając spojrzeniem w bok. ─ Wiem, że dasz radę, choćby sam.
─ Postaram się ─ zapewnił niższy z uśmiechem. ─ Ale bez ciebie nie dałbym rady, Kagami-kun ─ przyznał po chwili. Z jego wzroku, który posłał Taidze, z łatwością można było odczytać wdzięczność oraz podziw, którym darzy się autorytet. ─ Dziękuję. Twoja pomoc dużo znaczy.
─ To... Nie jest moja zasługa. To wszystko osiągnąłeś ciężką pracą ─ powiedział speszony, nie patrząc na niego. ─ Słuchaj, potrzebujesz po prostu kogoś doświadczonego i reszta sama pójdzie gładko, okej? Musisz tylko w siebie uwierzyć...
─ Ty jesteś doświadczony, Kagami-kun ─ zauważył chłopak. ─ Przy tobie czuję się pewnie, dlatego właśnie martwię się egzaminem. To będzie zupełnie co innego.
─ Ja... Przepraszam ─ powiedział nagle, patrząc na niego. ─ Myślę, że powinieneś zmienić przełożonego ─ dodał nagle, wylewając te słowa na Tetsuyę niczym kubeł zimnej wody. ─ Rozmawiałem już z komendantem, obiecał to rozważyć. U nas na komendzie jest wiele świetnych, myślę, że lepszych ode mnie, funkcjonariuszy, którzy będą dla ciebie bardziej kompetentni.
Kuroko przystanął. Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał. Nagle poczuł się całkowicie bezradny wobec sytuacji, która rozwinęła się w zupełnie inny sposób, niż śmiałby przypuszczać.
─ To... Mam się przenieść? ─ zdołał wydusić.
─ Ja… myślę, że tak będzie dla ciebie lepiej ─ odparł ciężko Taiga. ─ T-to nie tak, że coś zrobiłeś ─ zarzekł się od razu. ─ Po prostu uważam, że nie jestem odpowiednią osobą, żeby cię uczyć.
─ To ja przepraszam... Nie spodziewałem się ─ powiedział powoli chłopak, czując, jak plącze mu się język. Nie mógł zdobyć się na to, by spojrzeć na Kagamiego, chociaż bardzo tego chciał. Czuł się winny, nawet mimo tego, co powiedział ryży. ─ Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku.
─ Jest! ─ zapewnił od razu Kagami, zanim ugryzł się w język. ─ To znaczy... Słuchaj, Kuroko. ─ Taiga nagle zatrzymał się, to samo robiąc z Tetsuyą, łapiąc go za ramię. ─ To nie w tobie tkwi problem, tylko we mnie, okej? ─ spytał, próbując nawiązać kontakt wzrokowy. ─ Ja... Chyba za bardzo cię od siebie uzależniłem. Może gdybym nie był tak bezpośredni, nie miałbyś takich problemów na egzaminie ─ zaczął wymyślać, chcąc jakoś pocieszyć chłopaka. ─ To znaczy... To, że tak swobodnie się przy mnie czujesz, nie jest dla ciebie dobre, wiesz? To nie ja będę cię egzaminować. Na akcji też nie będzie wyimaginowanych noży i to nie ja będę twoim napastnikiem, więc...
Mężczyzna przetarł twarz dłonią i westchnął ciężko.
─ Myślę, że nie powinieneś ze mną pracować. Nie... To ja nie powinienem pracować z tobą ─ dodał nieporadnie.
─ Rozumiem.
Tetsuya skłamał. W rzeczywistości w głowie miał jeden wielki mętlik i chociaż zaciekle się starał, nie potrafił znaleźć sensu w słowach Taigi. Umykał mu on gdzieś między każdym pojedynczym słowem a swoimi własnymi uczuciami, które trawiły go od wewnątrz. Rozpaczliwie starał się w tym wszystkim odnaleźć i nie stracić nic ze swej maski obojętności, która okryła jego osobę pozornym spokojem oraz mentalnym chłodem bijącym z błękitnych tęczówek, które w końcu spotkały się z tymi w kolorze czerwonego wina. Kuroko nie mógł zdawać sobie sprawy, ale gdzieś w głębi jego własnego spojrzenia kłębiły się wszystkie te emocje, które tak zażarcie starał się w sobie pogrzebać.
─ Nie będę kwestionować twojej decyzji, Kagami-san, wierzę, że już ją przemyślałeś. Póki co jeszcze przez chwilę jesteś moim przełożonym, więc nie zamierzam podważać twojego autorytetu ─ odpowiedział formalnie. Jednak gdzieś na końcu wypowiedzi, jego głos się załamał, z zaskoczyło Kagamiego nie bardziej niż samego Kuroko. ─ Dziękuję za tę współpracę.
─ O-oi, Kuroko...
Taiga spojrzał na chłopaka szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, co powiedzieć. Mógłby przysiąc, że w tych dużych, niebieskich oczach zalśniły łzy, jednak nie dane mu było się przyjrzeć, ponieważ chłopak szybko odwrócił się od niego, pośpiesznie wycofując. Kagami jednak nie był stanie uszanować tego, że Tetsuya chciał być teraz sam. Widok żalu i frustracji Kuroko sprawił, że coś w nim pękło.
Był nie do zniesienia.
─ Kuroko, zaczekaj! ─ krzyknął, dobiegając do niego i łapiąc za ramię, aby go zatrzymać.
Tetsuya stanął jak wryty, dotyk Taigi go sparaliżował. Przez jedną chwilę nie był w stanie zapanować nad własnym ciałem i ruszyć się – obojętnie w którą stronę. Odzyskał nad sobą kontrolę równie niespodziewanie, co ją stracił. W obawie przed tym, że mogłoby się to powtórzyć, wyrwał ramię z uścisku i złapał się za nie, wbijając w mężczyznę przed nim oskarżycielski wzrok.
─ Muszę już iść.
Frustracja i dezorientacja, jaką poczuł Kagami, przerodziła się w złość. Nigdy nic tak nie wyprowadziło go z równowagi. Nie rozumiał tego, zwłaszcza, że to nie on powinien czuć się teraz w ten sposób. Nie mógł jednak tego zmienić, więc pozwolił, aby poprowadził go instynkt, nie umysł.
Miał ochotę wykrzyczeć Tetsuyi wszystko, co kłębiło się w jego wnętrzu od dłuższego czasu, więc otworzył usta, marszcząc mocno brwi. Jednak nie odezwał się słowem. Zamiast tego chwycił zdezorientowanego chłopaka za płaszcz i niemal zmiażdżył jego wargi swoimi. Nie chciał myśleć, dlaczego, ale kiedy Kuroko go nie odepchnął, Taiga przeniósł swoją dłoń na jego policzek, zmieniając tę agresywną pieszczotę w o wiele bardziej subtelniejszą.
─ To... Przepraszam ─ wychrypiał mu w usta, puszczając powoli z ciężkim sercem. ─ Dlatego uważam, że powinieneś zmienić placówkę ─ dodał, pośpiesznie się wycofując i zostawiając zszokowanego Kuroko za sobą.


Niedziela,10 grudnia

Kuroko udało się usnąć dopiero nad ranem. Co prawda słońce jeszcze nie wzeszło, jednak godzina 5.20 widniejąca na czarnym, klasycznym budziku stojącym na niewielkiej szafce nocnej przy równie niewielkim, prostym łóżku skrycie przerażała Tetsuyę. Musiał sam przed sobą przyznać, że w jego życiu było parę takich sytuacji, które wyprowadziły go z równowagi do tego stopnia, że rozregulowywały jego zegar biologiczny, jednak były to wydarzenia wyjątkowo przykre i bolesne, o jakich próbował zapomnieć. W tym przypadku było wręcz przeciwnie – nawet, gdyby miał taką możliwość, wolałby zachować wspomnienie tamtych szorstkich, palących warg na swoich. Mimo iż sprawiało mu to w równym stopniu mentalny ból, co niezmierne szczęście, chciał pamiętać.
Dlatego nawet, gdyby Kagami kazałby mu następnego dnia o tym zapomnieć, chłopak nie potrafiłby udawać, że to się nigdy nie wydarzyło.
Nie spał za wiele. Obudził się chwilę po dziewiątej, rażony silnym, natrętnym bólem głowy. Zwlekł się z łóżka z cichym jękiem, po czym opuścił sypialnię i udał się na poszukiwanie leków, pogrążony w myślach. Nie mógł przestać roztrząsać wczorajszego dnia. Po tym, jak wrócił do domu, nie mógł znaleźć sobie miejsca. Czuł się rozbity. Próbował poczytać książkę, a później przejrzeć materiały powtórzeniowe na egzamin, jednak nie był w stanie skupić się na tekście, którego sens stał się dla niego wyjątkowo ulotny.
Zmiana komisariatu nie byłaby dla niego aż tak rażąca, gdyby nie wiązał się z tym fakt zmiany przełożonego. Nie chciał tego. Wiedział, że są dwa wyjścia z obecnej sytuacji. Albo jeszcze raz porozmawia z Taigą, tym razem otwarcie, bez maskowania swoich prawdziwych uczuć, albo będzie musiał postąpić wbrew sobie i posłusznie zaakceptować decyzję mężczyzny. Miał jeszcze trochę czasu na poukładanie sobie wszystkiego w głowie oraz podjęcie decyzji – obstawiał góra trzy dni, ponieważ zwykle to właśnie tyle zajmowało wydanie oficjalnej zgody na wniosek zwracającego się o nią funkcjonariusza, a także cała biurokracja z tym związana. Jednocześnie Tetsuya zdawał sobie sprawę z tego, że z Kagamim prawdopodobnie spotka się już następnego dnia, kiedy punktualnie o 7 rano stawi się na komisariacie. I póki ryży pozostawał jego przełożonym, nie było praktycznie szans na to, aby udało mu się go unikać, dlatego Kuroko chciał z nim porozmawiać możliwie jak najszybciej.
Do tego czasu pozostała mu cała doba. Chłopak wiedział, iż prawdopodobnie dziś również nie będzie w stanie się na niczym skupić. Popił dwie tabletki na ból głowy, po czym wstawił wodę na herbatę. Zapowiadał się bardzo długi i męczący marazmem dzień, jednak nie mógł nic na to poradzić.
*
Ryota zamknął drzwi swojego mieszkania, jeszcze raz upewniając się, czy ma wszystko. Wyjął z kieszeni telefon i sprawdził, ile zostało mu czasu. Trzydzieści minut. Nie mógł pozwolić sobie na kolejne spóźnienie, jednak nie potrafił nie zatrzymać się przed pokojem przyjaciela. Chciał sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale kiedy miał zamiar zapukać, jego ręka zawisła w powietrzu, nie pozwalając wyraźnie widocznym kostkom zetknąć się z drewnianymi drzwiami. Rozmowa z Kuroko o jego niedoszłej „randce”, na którą on sam go nakręcił, ogromnie go zasmuciła. I choć Tetsuya mówił mu, aby tego nie robił, Kise czuł się bardzo winny. Nie potrafił nawet wyrazić tego, jak bardzo było mu przykro. Nawet kilka smętnych wiadomości, które wymienił z Aomine, nie potrafiło poprawić mu humoru. Można by powiedzieć, że zadziałały na niego wręcz przeciwnie. To, że układało mu się z mulatem, podczas gdy Tetsuya cierpiał, wprawiało go w jeszcze większe poczucie winy.
Dlatego też przeprosił Aomine, usprawiedliwiając się krótkim „Boli mnie głowa, naprawdę przepraszam, Aominecchi ”, nim nie zablokował telefonu, wychodząc z mieszkania do pracy.
─ Cholera! ─ krzyknął szeptem, sprawdzając telefon.
Dwudziesta pierwsza czterdzieści trzy.
Ryota zbiegł szybko ze schodów, łapiąc w popłochu za swój zmęczony życiem rower i wsiadł na niego, omal nie zabijając się na śliskiej powierzchni. Ostatnim razem, gdy się spóźnił, szef zagroził mu zwolnieniem. Blondyn nie mógł sobie na to pozwolić. Zbliżał się koniec miesiąca, a co za tym szło, okres rozliczeń. W dodatku Kise naprawdę chciał kupić coś dla swoich bliskich na święta, więc ograniczył swoją już i tak zmniejszoną dawkę pożywienia. Jeśli straciłby pracę, wywaliliby go z akademika.
A tego mężczyzna by nie zniósł.
─ Dobry wieczór, Samada-san! ─ krzyknął, wbiegając na stację. Spotykając się z ostrym spojrzeniem, rzuconym w jego stronę, zerknął szybko na zegarek, który wisiał tuż nad siwym, niskorosłym mężczyzną. ─ Przepraszam, za spóźnienie ─ dodał, czując, jak serce podskakuje mu do gardła.
─ Ryota, pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnim razem, kiedy się spóźniłeś ─ odparł szorstko, krzyżując ręce na piersi. ─ Nie. Nie chcę słuchać więcej wymówek ─ dodał szybko, unosząc dłoń, widząc, jak Ryota unosi brwi i chce coś powiedzieć. ─ Dzisiaj jest twój ostatni dzień tutaj. Ponieważ zawsze jednak przychodziłeś na nadgodziny i dni wolne, zapłacę ci kwotę, jak za koniec miesiąca. Chciałbyś coś dodać? ─ spytał, swoją postawą dając mu jasno do zrozumienia, że blondyn powinien zaakceptować jego decyzję i się nie wykłócać.
─ Ja... Samada-san, proszę. ─ Ryota poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy bezradności. ─ Wie pan ile to dla mnie znaczy...
─ Przykro mi ─ powiedział po prostu, podchodząc do niego. Położył mu rękę na ramieniu i podał klucze, po czym wyszedł , zostawiając chłopaka samego. Samego ze swoimi myślami.
Nigdy nie lubił brać nocnych zmian, ale odkąd uczęszczał na Uniwersytet, zwyczajnie nie miał jak wyrobić się na pracę na drugą zmianę. Rzadko kiedy był wolny przed czternastą. Pusta, nie licząc kilku przelotnych klientów, ciemna stacja przytłaczała go i wprawiała w niepokój. Zwłaszcza w taki dzień jak dziś.
Ryota zakrył usta dłonią i spróbował się uspokoić. Wziął na pozór głęboki, drżący oddech, drugą ręką zaciskając mocno pęk i obejmując się nią w pasie. Kosztowało go to całą jego siłę, której ostatnimi czasy nie miał zbyt wiele, aby się nie rozpłakać. Niewiele myśląc, podszedł do kasy, otwierając ją i spojrzał na jej zawartość z niesmakiem. Sięgnął do swojej kieszeni i wyciągnął z niej wszystko, co miał. Wrzucił pieniądze do środka i wspiął się na palcach, sięgając najwyższej półki. Ściągnął z niej butelkę wódki i spojrzał na nią z odrazą. Nigdy nie znosił tego alkoholu, ledwo tolerował piwo. Jedyne, czym był w stanie się „delektować” było wino, jednak na tę okazję stwierdził, że było zbyt słabe.
Odkręcił zakrętkę, upijając duży łyk, przy którym skrzywił się mocno i zagryzł mocno wargę.
─ Co ja wyprawiam? ─ spytał sam siebie, odkładając szkło pośpiesznie.
Przetarł twarz, jęcząc głośno, po czym oparł się bezwładnie o ladę. Czuł się żałosny, przestraszony i zagubiony. Pozbawiony perspektyw, chęci i wczorajszej radości. Wystarczyła jedna rzecz, aby całkowicie się załamał.
Nie wiedząc, co zrobić, wyjął telefon i odblokował go, patrząc tępo na ekran, na którym widniało nazwisko mulata.

Do: Aominecchi
10/12/2017, 23:34
Hej. Śpisz już?
*
Daiki miał pełne ręce roboty. Piętrzące się na jego biurku zaległe raporty oraz teczki, w których zmuszony był zrobić porządek, nie ułatwiały mu uporania się z nawałem obowiązków, między innymi akcjami, na które co i raz zmuszony był wychodzić. Nie dochodziła jeszcze dwudziesta trzecia, a on, od dziewiętnastej, asystował już przy dwóch wezwaniach. Na domiar złego Kagami nie dzielił z nim tego dnia zmiany, a perspektywa spędzenia jeszcze sześciu godzin w towarzystwie kilku swoich nie do końca kompetentnych kolegów nie napawała Aomine optymizmem. Czuł się zmęczony i sfrustrowany – zbierające się w nim negatywne uczucia dodatkowo podsycała złość na samego siebie z przeszłości. Czemu odwlekał uzupełnienie tych cholernych papierów, skoro przez ostatnie dwa tygodnie miał stosunkowo niewiele roboty…?
Czując wibracje telefonu, zignorował je, pochylając się nad raportem. Z otwartego przed nim laptopa spisał na kartkę pewne dane. Uzupełnił nimi kilka rubryczek, po czym dopisał parę własnych zdań. Dopiero, gdy skończył, przeciągnął się w fotelu i przetarł zmęczone sztucznym światłem oczy. Decydując się na chwilę przerwy, wyciągnął z kieszeni telefon i odblokował go. Kiedy zobaczył smsa od Kise, mimowolnie się uśmiechnął.

Do: Kise
10/12/2017, 23:57
Nie, dzisiaj mam nockę w pracy. Co tam?

Odpowiedz przyszła dopiero po kilkunastu minutach.

Od: Kise
11/12/18, 00:08
Nie przeszkadzam?

Aomine zmusił się do uzupełnienia kolejnego raportu, zanim odczytał nową wiadomość i odpisał.

Do: Kise
11/12/2017, 00:23
Nie, słońce. coś się stało?

Zanim zdążył złapać za kolejne papiery, jego telefon kolejny raz rozbłysnął.

Od: Kise
11/12/17, 00:23
Stęskniłem się ._.

Daiki poczuł się mile połechtany dostarczoną wiadomością. Postanowił zrobić sobie chwilę przerwy. Odpisał więc, po czym wyszedł na korytarz, do automatu z napojami.

Do: Kise
11/12/2017, 00:26
Słodki jesteś ;) Kiedy masz najbliższe wolne?

Ryota uśmiechnął się smutno, chcąc przez tę wiadomość jeszcze bardziej znaleźć się przy mulacie, czując, jak pod ciężarem tego pytania uginają mu się nogi. Profilaktycznie przetarł dłonią oczy i odpisał.

Do: Aominecchi
11/12/17, 00:29
Chyba jutro. Czemu?

Mulat oparł się o automat, czekając, aż ten napełni plastikowy kubeczek czarną gorzką kawą. W międzyczasie odpisał, wpadając na pomysł zaproszenia chłopaka do siebie.

Do: Kise
11/12/2017, 00:31
Bo jeszcze nie widziałeś mojego mieszkania ;) idę tylko na kilka godzin na popołudnie, potem jestem wolny więc jak chcesz to możemy do mnie wpaść na jakiś film czy coś

Nim mulat upił łyk gorącego napoju, jego telefon zawibrował, pokazując mu krótką odpowiedź.

Od: Kise
11/12/17, 00:32
Dzisiaj?

Początkowo Aomine nie zrozumiał, o co chodziło, jednak zreflektował się po przeczytaniu wiadomości wstecz i sprawdzeniu daty.

Do: Kise
11/12/2017, 00:36
Jeny tak o to mi chodziło. sorry ale póki pracuję to dla mnie teraz to wczoraj, a jutro będzie jak się wyśpię… to nie wiem, znajdziesz czas?

Kise odpisał najszybciej, jak umiał. Nie dbał o to, czy mulat nie pomyśli sobie czegoś dziwnego. Wizja zobaczenia się z Aomine była czymś, czego w tamtej chwili naprawdę potrzebował.

Do: Aominecchi
11/12/17, 00:37
Na pewno, o której?

Od: Aominecchi
11/12/2017, 00:39
Napiszę ci jeszcze dokładnie potem, pewnie coś około 17. Sorry ale zaraz muszę wracać do pracy… wszystko okej u ciebie?

Ryota zastanowił się chwilę przed odpowiedzią, ale w końcu postanowił postawić na szczerość.

Do: Aominecchi
11/12/17, 00:42
Nie szkodzi, rozumiem. Sam też mam teraz nockę

Po krótkiej bitwie z myślami, dopisał szybko, co kosztowało go naprawdę wiele.

Do: Aominecchi
11/12/17, 00:43
Mam słaby dzień, ale nie martw się. Muszę się tylko z tobą zobaczyć...

Do: Kise
11/12/2017, 00:45
No dobra skoro tak mówisz. Powodzenia. ale jakby coś się działo to pisz niezależnie kiedy

Aomine wrócił do swojego biura pustym korytarzem, racząc się po drodze gorącym napojem. Na komisariacie robiło się coraz luźniej ze względu na późną porę oraz to, iż na nocne zmiany zostawała zdecydowana mniejszość funkcjonariuszy. Mulat miał nadzieję, że przez ten fakt nie będzie zmuszony do intensywniejszej pracy, chociaż i tak przypuszczał, że Sakurai odezwie się dziś do niego jeszcze nie raz z prośbą o zajęcie się jednym czy drugim zdarzeniem.
Korzystając z chwili spokoju, postanowił w końcu uporać się ze wszystkimi papierami, które zalegały na jego biurku. Dopisał więc jeszcze jedną krótką wiadomość do Ryoty, po czym wziął się za pracę.

Do: Kise
11/12/2017, 00:49
I dbaj tam o siebie. Też tęsknię ale jakoś wytrzymamy :)

Kise uśmiechnął się delikatnie, doceniając słowa Daikiego i odpowiedział, słysząc dzwoneczek.

Do: Aominecchi
11/12/17, 00:47
Dziękuję, ty też Aominecchi Napiszę później, przepraszam. Mam klientów.

Nie kłamał. Choć chciał jak najszybciej skończyć rozmowę, aby się nie zdemaskować, do sklepu naprawdę weszło dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Nie wyglądali na zdrowe towarzystwo. Nie trzeba było być szczególnie spostrzegawczym, aby zauważyć, że byli pijani lub pod wpływem innych środków odurzających.
Grupka świetnie się bawiła, robiąc hałas i wprowadzając chaos wśród półek.
─ Przepraszam, mogę w czymś pomóc? ─ spytał Ryota, na tyle głośno, aby go usłyszeli. Miał złe przeczucie, że nie planowali zapłacić za butelkę taniego wina, które jeden z nich podawał właśnie ich pupilce.
Towarzystwo odwróciło spojrzenie na niego, sprawiając, że po jego ciele przeszedł dreszcz, jednak nie dał się strachowi.
─ Na tej półce mamy więcej lepszych trunków ─ dodał, wiedząc, że większość takich klientów rezygnuje wtedy z kradzieży. Bezpośrednia konfrontacja z kasjerem zawsze zniechęcała i zapalała czerwoną lampkę w głowie.
─ Szukamy różowego, półsłodkiego, dla laleczki ─ wyseplenił jeden z mężczyzn, uśmiechając się do kobiety lubieżnie. Brunetka zaśmiała się pijacko, obejmując go ramieniem i posyłając całusa drugiemu, który nie wyglądał na zadowolonego; wziął do ręki kolejne dwie butelki.
─ Przepraszam, może ja podejdę ─ odparł Ryota, czując, że tego nie może zawalić. Nie chciał wiedzieć, co Samada-san mógłby pomyśleć, gdyby dowiedział się o kradzieży.
Zwaliłby to na niego? Założyłby, że Ryota celowo dał im to ukraść? Blondyn nie mógł na to pozwolić, jednak mimo swoich słów, jeszcze przez dłuższą chwilę stał na swoim miejscu, mierząc się z jednym mężczyzną wzrokiem.
Bał się, ale musiał jakoś zainterweniować. Mimo iż sklep był zapatrzony w kamerę, Kise szczerze wątpił, żeby dało się zobaczyć w niej wiele. Stanie za ladą na pewno nie działało na jego korzyść.
Kiedy tylko ruszył w ich kierunku, twarze mężczyzn stężały, a gdy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, blondyn zawahał się na moment. Nie zrobił tego jednak, widząc, jak cała trójka zerwała się do biegu z trunkami. Kise spróbował ich zatrzymać, jednak nawet mimo dość sporej prędkości wyższy z nich z łatwością zdołał go odepchnąć, przyjmując gotową do walki pozycję, ale gdy chłopak potknął się i runął bezwiednie na półkę z winem, cała trójka ulotniła się równie szybko, jak szkło spotkało się z podłogą. Huk i trzask były okropnie głośne, niemal przyprawiając o zawał serca. Z łatwością zagłuszyły głuchy jęk bólu, kiedy kilka litrów trunku spadło na ciało blondyna, odbijając je przy tym. Minęło sporo czasu, zanim szok spowodowany całą sytuacją zdążył opaść i Ryota zdał sobie sprawę z tego, co się stało. W tym, aby nie pokaleczyć się podczas wstawania nie pomogły mu nagle przypomniane słowa szefa, które obiły się po jego głowie głośnym echem. „Za każde szkody płacisz ze swojej kieszeni” – usłyszał kolejny raz, obejmując kolana ramionami. Z przesiąkniętymi alkoholem ubraniami, tworzącymi się siniakami i strachem nie pozostało mu nic więcej, jak się rozpłakać.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, o nie biedny Kise jeszcze ta kradzież i zniszczone rzeczy co za parszywy dzień, ale Aoime chyba pomoże i wesprze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń