Orleański sen | rozdział 19

─ Proszę pana!
Kise obrócił głowę zszokowany, patrząc na sprzedawcę, wyciągającego w jego stronę jedzenie.
─ Pańskie zamówienie.
─ Ach, tak. Dziękuję ─ odparł skołowany.
Starając się nie wyglądać, jakby miał za chwilę zemdleć, posłał mu słaby uśmiech. Podskoczył wystraszony, czując, jak czyjeś ramię opiera się na jego barku i odetchnął z ulgą, widząc swojego chłopaka, uśmiechającego się do niego.
─ Jezu, ale mnie wystraszyłeś ─ powiedział Kise, przyjmując czerwoną koszulę w kratę, jaką ten mu przyniósł, z wdzięcznością
─ Hm? ─ zdziwił się Daiki. Wziął od chłopaka jedzenie, aby ten mógł swobodnie założyć na siebie ubranie, po czym oddał mu gofra, krzywiąc się nieznacznie, ponieważ sam był już pełen.
Przypatrzył się Kise. Chłopak wyglądał na nieco rozkojarzonego, do tego pobladł. Przynajmniej tak wydawało się ciemnoskóremu; przecież to zawsze blask pobliskich latarni mógł po prostu rzucać na niego niekorzystne światło. Mimo to, postanowił spytać:
─ Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha ─ stwierdził, przekrzywiając nieco głowę w bok, aby mieć lepszy widok na blondyna.
Powoli ruszyli przed siebie.
─ Tak, jasne ─ powiedział szybko, wpatrując się w smażone ciasto. Przez sytuację sprzed chwili, całkiem stracił apetyt. ─ Chyba po prostu się przejadłem ─ dodał po chwili, rozglądając się nerwowo.
─ Tego się domyślam ─ żachnął się Daiki. ─ Ale widzę, że coś nie gra ─ dodał szybko, bojąc się, że Kise zacznie odwracać kota ogonem, zmieniając temat. Na moment zatrzymali się w miejscu, gdzie nie dochodziło światło latarni. Stali naprzeciw siebie, pogrążeni w ciemności, wyraźnie czując ciepło drugiej osoby.
─ Przecież możesz mi powiedzieć.
─ Ale nic się nie dzieje ─ bąknął, zapierając się z całej siły, aby nie panikować. W myślach oskarżył się nawet o lekką paranoję, bo przecież mógł się przewidzieć.
Co Shougo robiłby w stolicy? Jako zbir, najbezpieczniej byłoby, gdyby wyjechał z kraju, wrócił do Francji, czy uciekł gdzie indziej.
Choć na siłę, nieco uspokojony tym faktem, odetchnął głęboko, mówiąc prawdę:
─ Jakoś tak... Chyba nie mogę się od ciebie oddalać.
Daiki wywrócił tylko oczami i sapnął:
─ To mi schlebia, ale mam nadzieję, że wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nawet w tych błahych sprawach. Od tego jestem.
Mimo iż Aomine naprawdę zaniepokoił się tym, jak nagle zmienił się nastrój jego kochanka, postanowił nie naciskać na niego zbytnio, tylko pozwolić, aby ten sam się przed nim otworzył, jeśli będzie tego potrzebować. A jego zadaniem było dopilnować, by blondyn nigdy nie wahał się tego uczynić.
─ Po prostu... Jak tylko poszedłeś, to dotarło do mnie, jakie to miasto jest wielkie, a ja na jego tle mały ─ wyburczał zawstydzony. Postanowił zdradzić część prawdy, aby móc uspokoić swojego kochanka. ─ Nie czułem się bezpiecznie ─ powiedział ledwo słyszalnie, unikając spojrzenia granatowych oczu.
Aomine westchnął ciężko, po czym poczochrał kochanka czule po włosach i uśmiechnął krzepiąco.
─ Nie masz się czego obawiać. Nie pozwolę, żebyś się tu sam włóczył. A z resztą, jedyne co ci w tym mieście teraz grozi, to przeziębienie, jeśli nie będziesz o siebie dbać ─ dodał, kiedy z powodu nagle zerwanego wiatru Kise zatrząsł się nieznacznie. Jednakże nie umknęło to czujnemu spojrzeniu Daikiego, który widząc to, zarzucił chłopakowi na ramiona swoją własną kurtkę, którą wcześniej przyniósł z samochodu dla siebie. Następnie objął blondyna w pasie i wznowili swój spacer.
Kise zmarszczył nos i spytał zmartwiony, jednak mocniej owinął się materiałem.
─ A ty?
─ Ty mnie wystarczająco rozgrzewasz ─ mruknął Daiki, po czym jego dłoń zjechała niżej i zacisnęła się na pośladku blondyna.
─ Zbok! ─ fuknął Ryota, odwracając zarumienioną twarz w drugą stronę, jednak nie strzepnął nachalnej ręki chłopaka.
Ciemnoskóry tylko zaśmiał się zwycięsko i mocniej przycisnął śpiewaka do swojego boku, jednak nie dlatego, że bał się, że Kise może mu uciec, tylko po to, aby dać do zrozumienia kochankowi, iż bardzo docenia jego bliską obecność i pragnie za wszelką cenę ją zachować.
Wolnym krokiem przechadzali się po żwirowanych ścieżkach wijących się na terenie całego parku, aż w końcu dotarli nad całkiem sporą sadzawkę, nad której brzegiem usiedli na ławce. Trzymając się za ręce i wpatrując w taflę krystalicznie czystej wody, która, poruszana od czasu do czasu przez pływające w niej ryby, odbijała w sobie cienie drzew oraz nocne niebo w całej swej okazałości – razem z księżycem w pełni i gwiazdami.
Kise oparł głowę o ramię mulata, nucąc coś pod nosem i wpatrywał się przed siebie jak zaczarowany. Uspokoił się już całkowicie, ale temat białowłosego nadal siedział mu w głowie. Zanim zdążył się ugryźć w język, spytał, nie myśląc nad słowami:
─ Aominecchi, za co zamknąłeś Haizakiego?
─ To było dość dawno i o ile dobrze pamiętam, to za... ─ Nagle Aomine zesztywniał na całym ciele i urwał na chwilę. ─ Zaraz. Skąd o tym wiesz? ─ spytał, nie kryjąc zaskoczenia.
Powoli zwrócił  wzrok na swojego chłopaka. Był niemal całkowicie pewien, że nie mówił mu nigdy wcześniej o tym fakcie.
Kise rozszerzył szeroko oczy, nadal patrząc na wodę. Przełknął ciężko ślinę, zerkając na Daikiego. Szybko odwrócił wzrok, wbijając go w ziemie. Z zaciśniętych dotychczas ust, wydobył się nagle krótki, urwany śmiech.
─ J-jak to, nie? Na pewno musiałeś coś wspomnieć, skoro spytałem. Przecież nie jestem prorokiem...
Aomine chwycił wolną dłonią podbródek Kise i pociągnął go tak, aby ich twarze były naprzeciw siebie. Kise jednak nie mógł znieść jego spojrzenia i szybko uciekł nim w bok.
─ Nie wspomniałem. Mówiłem to tylko jednej osobie, ale nie jesteś nią ty ─ powiedział poważnie, jednak w taki sposób, że nie dało się stwierdzić uczuć, jakie mu przy tym towarzyszyły.
─ Ściany mają uszy ─ szepnął Kise, nadal nie mogąc spojrzeć na wyższego.
Zacisnął mocno powieki, klnąc w myślach. Nie wiedział, co ma w tej sytuacji powiedzieć. Co, a przede wszystkim jak. Pociągnął głową lekko w tył, chcąc się odsunąć, ale nie było mu to dane.
Daiki w dalszym ciągu nie dawał poznać po sobie żadnych emocji. Jego głos był spokojny, głęboki i dźwięczny. Nawet skąpany we wszechobecnej ciszy nie wydawał się przytłaczający.
─ Jak wiele słyszałeś?
─ Niewiele ─ odparł spokojnie. ─ Ale chyba kluczowe informacje ─ dodał skonsternowany.
Przełknął gulę w gardle i wybełkotał, czując, że przez nieznośne poczucie winy, będzie zaraz płakać.
─ Nie chciałem podsłuchiwać. Naprawdę… ─ Pociągnął nosem i ściszył głos. ─ Miałem cię zawołać, spytać gdzie jesteś, ale doszedł do mnie głos z salonu. ─ Zamrugał szybko kilkukrotnie i kontynuował: ─ Usłyszałem jego imię i... Nie mogłem nic zrobić. Po prostu siedziałem tam, nie będąc w stanie nic powiedzieć ─ delikatnie odsunął od siebie rękę mulata, spuszczając głowę. ─ Przepraszam ─ szepnął, mocniej zaciskając piekące oczy.
─ I przez cały ten czas trzymałeś to w sobie? ─ zawołał z niedowierzaniem Daiki. ─ Skoro już słyszałeś, to mogłeś mi to powiedzieć. Mogliśmy o tym wcześniej pogadać, ale nie!
Ciemnoskóry podczas swojej wypowiedzi zaczął gestykulować, aż w końcu uderzył dłońmi o swoje uda tak nagle, mocno i głośno, że Kise gwałtownie wyprostował się na ławce i spojrzał na niego przerażony.
─ Tyle razy pytałem, czy wszystko okej, czy nie chcesz o czymś porozmawiać, a ty, jak na złość, udawałeś, że wszystko dobrze. Nie jestem zły, że o tym usłyszałeś, w końcu to nie twoja wina, tylko boli mnie, że widocznie mi nie ufasz ─ powiedział Aomine z wyrzutem i zmierzył kochanka trudnym do zinterpretowania wzrokiem. Stanowił on mieszaninę  złości, żalu oraz smutku, co w tej chwili oddawało w większości to, co czuł.
─ Ja... Nie chciałem cię martwić. Czekałem, aż mi powiesz... ale skoro tego nie zrobiłeś, to chyba nie chciałeś, żebym wiedział ─ odparł smutno. ─ Tak mi się przynajmniej wydawało ─ dodał kwaśno. ─ Ufam ci, Aominecchi, ale sam to przede mną ukrywałeś ─ powiedział przez łzy. ─ Gdybym nie usłyszał, żyłbym ze świadomością, że Shougo siedzi za kratami, a ty? Pewnie zrobiłbyś coś głupiego, żebym tylko się nie dowiedział i coś by ci się stało! ─ wybuchnął, chowając twarz w dłoniach.
─ Oczywiście, że nie chciałem. Bo jesteś dla mnie najważniejszy, do cholery, i doskonale zdawałem sobie sprawę, jaka może być twoja reakcja oraz jak się tym potem będziesz zadręczać. Nie jestem idiotą, a ty zrozum w końcu, że ten skurwysyn więcej cię nie tknie. I to, że jest na wolności, nie ma na to najmniejszego wpływu ─ wywarczał, po czym zaborczo przyciągnął łkającego Kise do siebie i mocno przytulił, głaszcząc uspokajająco po plecach.
─ A ty myślisz... ─ wciągnął spazmatycznie powietrze ─ że ty dla mnie się nie liczysz? ─ spytał z wyrzutem. ─ Nie chciałem, żebyś znowu się zamartwiał. A zawsze to robisz. Myślałem, że to jakoś przetrawię. W końcu byłeś obok... Zawsze wszystko psuję. Chce tylko być z tobą. Czy to tak wiele? ─ zaskomlał, dławiąc się własną śliną.
─ To, że ja się martwię, to nic w porównaniu z tym, co ty przeżywasz ─ wyszeptał Aomine.
Zdążył już nieco ochłonąć po swoim wcześniejszym wybuchu, choć w dalszym ciągu targały nim silne emocje. Zaczął już jednak normować swoje przyspieszone tętno.
─ No już, skarbie, będę zawsze. Jakoś sobie poradzimy. Wszystko będzie dobrze ─ obiecał cicho, zaczynając nieco drżeć z przejęcia. Nie był w stanie zagwarantować tego, o czym mówił, na sto procent, ale był pewien, że woli zginąć w dążeniu do tego, aniżeli się poddać.
─ Nie chcę już nic ukrywać ─ wyznał łamiącym się głosem. Zaczepił mocno palce w koszulę mulata i wtulił się w zagłębienie jego szyi. ─ Mogło mi się wydawać, mogę mieć paranoję. Ale... zdawało mi się, że go widziałem ─ przyznał, trzęsąc się, bynajmniej nie z zimna.
Aomine odetchnął głęboko, czując, że na reszcie odzyskał nad sobą pełną kontrolę. Wygiął lekko szyję i wsunął nos we włosy Kise, zaciągając się jego zapachem, który przesycony był strachem. Przymknął na moment powieki.
─ To niemożliwe, skarbie. Niemożliwe. Jest poszukiwany listem gończym, pomaga w tym nawet Interpol. Musiałby być skończonym debilem, żeby zostać w kraju. Dlatego proszę, nie przejmuj się tym. I mów mi wszystko, razem będzie nam prościej, niż tobie samemu, dobrze? ─ spytał łagodnie, nie przerywając głaskania pleców śpiewaka.
Ten wyprostował się powoli, by móc spojrzeć mu w oczy. Oparł czoło o jego i zamknął spokojnie powieki. Przytaknął skinieniem.
─ Tu już nawet nie chodzi o mnie ─ powiedział ochrypniętym głosem, przesuwając policzkiem po odpowiedniku Daikiego. ─ Bardziej niż o siebie, boję się o ciebie. Proszę, obiecaj, że też nie będziesz nic ukrywał.
─ Mmm obiecuję ─ mruknął Daiki i potarł swoim nosem o nos Ryoty, zmieniając po chwili tę subtelną pieszczotę w, niosący za sobą ulgę, delikatny niczym muśnięcie wiatru pocałunek. Trwał on tylko krótką chwilę, jednak przyniósł im obu spokój oraz ciepło, które rozlało się po ich ciałach i ukoiło zszargane nerwy.
W pewnym momencie ciemnoskóry wsunął ręce pod uda Kise i uniósł go w górę.
─ Chodź, kotku ─ sapnął i usadził go sobie na kolanach, tak, aby ten siedział przodem do niego. ─ Chciałeś wiedzieć, za co go zamknąłem ─ zaczął. ─ To było parę lat temu, kiedy policja w końcu dotarła do członków gangu Haizakiego. Jeden z agentów policji robił tam za szpiega, aż w końcu ujawnił nam nazwiska całej ich sieci przestępnej. Policja złapała Haizakiego akurat wtedy, kiedy zaczynałem swoją karierę. Nie wiem jakim cudem, ale mój ojciec załatwił, że to właśnie mnie wybrano na tego, który miał mu postawić zarzuty. Bardzo długo przygotowywałem się do tej rozprawy. Nie mogłem jej zawalić, ponieważ to była nasza jedyna szansa na zapuszkowanie tego gnoja. I udało mi się. Co prawda Haizaki był zbyt pyszny, aby przyznać się do zarzutów, które dobitnie wskazywały na niego, a popierały je niepodważalne dowody oraz zeznania świadków. Nieźle się wtedy wkurzył. Próbował jeszcze uciekać, ale w sądzie było pełno ludzi z jednostki specjalnej, więc nie zaszedł daleko. No a ja nieźle wybiłem się na tej sprawie. Nie ma się co dziwić, skoro miała rozgłos na skalę kraju... Od tego czasu jestem celebrytą ─ zaśmiał się.
Ryota zaśmiał się delikatnie, dziękując mulatowi za rozluźnienie atmosfery.
─ Mój bohater ─ zażartował.
Nie zwracając uwagi na otoczenie, wtulił się w niego mocno, całując go w ramię. Było chłodne, a Kise, który pomimo swojej, nie tak drobnej, budowy, wręcz topił się w kurtce kochanka, poczuł się poniekąd winny. Zgarbił się lekko, sięgając jego ucha i szepnął w nie:
─ Idziemy do domu?
─ Aż tak ci się spieszy? ─ spytał z udawanym zdziwieniem, a kiedy kochanek na niego spojrzał, poruszył dwuznacznie brwiami, ponownie wywołując u blondyna śmiech. ─ Możemy iść ─ powiedział i poczekał, aż Kise wstanie z jego kolan, a następnie sam podniósł się z ławki i wolnym krokiem ruszyli do samochodu, który stał zaparkowany na pobliskim parkingu.
Do celu jechali w ciszy, trawiąc poprzednią rozmowę, wspierając się uściskiem dłoni. Gdy dotarli na miejsce, światło w kuchni było już zapalone, co równało się z tym, że Mika była już po pracy. Odetchnęli głęboko i przekroczyli próg, czując, że mimo energii, jaką zabrał im wcześniejszy temat, są ze sobą jeszcze bliżej.
Mika nawet nie chciała słyszeć, że jedli na mieście i są już pełni, ponieważ naszykowała kolację i kazała im nią napełnić żołądki aż po same brzegi. Kiedy oni wmuszali w siebie kolejne porcje jedzenia, ta wypytywała ich o to, co robili u co zwiedzili w ciągu dnia. Nie omieszkała również wspomnieć, że przyszła do niej sąsiadka zza ściany ze skargą, że byli zbyt głośno, na co Kise prawie zadławił się kolacją, a Aomine omal nie zaczął dusić się ze śmiechu.
Po drobnym wywiadzie rodzicielki mulata, zadeklarowaniu pomocy w sprzątaniu przez Kise i krótkiej rozmowie, kobieta poszła spać, gdyż rano również miała pracę. Mężczyźni poszli w jej ślady, kładąc się, biorąc uprzednio osobno prysznic, ku niezadowoleniu Aomine, który nie mógł pojąć, dlaczego jego chłopak tak się uparł, mówiąc coś o przyzwoitości jako gościa i obecności Miki. W końcu jednak obydwoje znaleźli się w pokoju Daikiego, gdzie blondyn niemal natychmiast położył się na łóżku, tuląc do siebie kota. Zrezygnowany Aomine, czując ukucie tym, jak szybko śpiewał zapomniał o jego obecności, poczłapał za nim, klejąc się do szerokich pleców Ryoty. Cmoknął go w kark i zatopił nos w blond kosmykach, przez co niższy zadrżał. Odwrócił się w stronę ciemnoskórego, wtulając się w jego tors. Westchnął zmęczony, uśmiechając się delikatnie.
─ Dzień pełen wrażeń ─ rzucił.
─ Nie przeczę ─ mruknął Daiki i objął śpiewaka ramieniem. ─ Tak w ogóle, myślałem, że z tymi cienkimi ścianami to był tylko taki żart ─ zaśmiał się, nagle przypominając sobie konsternację kochanka sprzed kilkunastu minut.
─ Musisz mi o tym przypominać? ─ jęknął zażenowany, czując, jak jego policzki zaczynają znów piec. ─ Mówiłem. Mówiłem, żeby tego tutaj nie robić.
─ Ale czego tu się wstydzić. Mi to schlebia ─ powiedział wprost do ucha Kise, ponownie parskając śmiechem, kiedy ten wzdrygnął się nieznacznie i spąsowiał jeszcze bardziej.
─ Schlebia ci to, kiedy ktoś inny słyszy twoje życie intymne? ─ spytał cierpienniczo, całkowicie chowając twarz w zagłębieniu barku swojego chłopaka.
─ Czemu nie. ─ Wzruszył ramionami. ─ Ale miałem bardziej na myśli twoje głośne na cały budynek reakcje.
─ Ja bym się na twoim miejscu nie cieszył ─ burknął blondyn.
─ Oj już dobrze, dobrze ─ jęknął Aomine. ─ Rozumiem cię, skarbie ─ zapewnił, po czym dodał z powagą: ─ Dlatego jutro jedziemy do mojego domu.
─ Chciałbym jakoś zaprotestować, ale pewnie i tak nie mam nic do gadania...─ odparł, chociaż tak naprawdę sam chciał zobaczyć, jak mieszka jego kochanek.
─ Ależ masz, oczywiście, że masz. Pytanie tylko jak wiele z twoich protestów uznam za racjonalne i godne zastosowania się ─ zaśmiał się i cmoknął kochanka szybko w usta, korzystając z nadarzającej się ku temu okazji.
─ Łaskawca ─ zironizował. ─ Czekaj, jeszcze się zdziwisz, jak silne potrafią być moje argumenty ─ rzucił z determinacją w topazowych tęczówkach i przebiegłym uśmiechem.
─ Coś mi mówi, że nie chcę ich poznawać ─ odparł z lekką obawą, dobrze wiedząc, że Kise na pewno mógłby jakoś obrócić sytuację na swoją korzyść. Był jednak świadom, że i on mógłby to uczynić. ─ Ja mogę za to przedstawić swoje jeszcze dziś.
Ryota zmarszczył nieświadomie nos, bijąc się ze sobą. Z jednej strony wyczuwał jakiś podstęp, z drugiej był ciekaw, co ma na myśli kochanek. W końcu odsunął się trochę, aby móc spojrzeć mu w oczy i powiedział z krnąbrnym uśmiechem.
─ No dobra, panie prawnik. Ale w razie czego zgłoszę sprzeciw.
─ I bardzo dobrze, asertywność to podstawa. A zatem skoro wniósł pan już sprawę możemy się zastanowić nad jej aspektami prawniczymi. Po pierwsze nie może pan być taki skromny. Bowiem artykuł z dnia, w którym pana spotkałem, głosi wyraźnie, że jest pan najcudowniejszym człowiekiem na tej ziemi, dlatego to, że ktokolwiek ma coś do, może czasem i zbyt głośnej, relacji pana z pana równie cudownym chłopakiem, nie ma żadnego znaczenia, a przy tym poparcia dowodowego ─ wyjaśnił ciągiem Aomine i uśmiechnął promiennie, kiedy Kise przez moment nie wiedział, co powiedzieć.
W końcu jednak blondyn odezwał się, ignorując rumieńce, które wpłynęły na jego policzki zaraz po dotarciu do niego sensu słów mulata.
─ Sprzeciw. Artykuł traci na swoim znaczeniu, gdy osobą, która ma co do tego jakiekolwiek zastrzeżenia, jestem ja.
─ Oddalam sprzeciw! ─ zawołał Daiki. ─ Konstytucja nie zezwala na zastrzeżenia w stosunku do wyżej wymienionego artykuły. Popiera to ustawa pt. ,,To mój chłopak wymyśla tu prawo”, szanowny panie.
─ Uhm, czyli konstytucja, która to mówi, też jest wymyślona przez niego? ─ spytał, mrużąc oczy. Nie czekając na odpowiedź, dodał: ─ Wznoszę o kolejny sprzeciw. W związku z ustawą, noszącą tytuł „Kise Ryota też ma coś do powiedzenia”, nie zgadzam się z poprzednim oddaleniem.
Aomine uśmiechnął się kwaśno i zmarszczył brwi. W głębi ducha cieszył się, że miał szczęście trafić na godnego sobie rywala, w dodatku w tak specyficznej sprawie.
─ Ta ustawa została ostatnio zmodernizowana na ,,Kise Ryota też ma coś do powiedzenia, ale to ,,coś” ogranicza się tylko do pewnych przypadków” ─ powiedział powoli. ─ Natomiast pierwszy artykuł tejże ustawy mówi, że pan Kise powinien konsultować swoje skargi i zażalenia z panem Aomine, jeśli chce, żeby się one rozwiązały, a nie powoływał się na wcześniejszą, już nieważną ustawę.
─ Modernizacja powinna zostać unieważniona, skoro przeprowadzono ją bez omówienia tego z jej głównym założycielem. ─ Tu blondyn spojrzał na niego znacząco. ─ Pominę jednak ten fakt dla dobra sprawy. Jednocześnie zgłaszam skargę dotyczącą pańskiej obojętności, a nawet bezwstydnej radości, panie Aomine, na fakt, iż cała okolica, dzięki swoim uszom, jest świadoma tego, co pan robi ze swoim chłopakiem, a panu to nie dość, że nie przeszkadza, to jeszcze satysfakcjonuje…
─ Wszystko ładnie pięknie, ale to nie podchodzi pod skargę ─ oznajmił ciemnoskóry, mierząc przy tym kochanka sceptycznym spojrzeniem. ─ Owszem, my, obywatele, nie mamy prawa zakłócać ciszy nocnej ani spokoju publicznego, jednakże mamy prawo uprawiać seks, a defekt budowlany budynku nie ma tu nic do rzeczy. W dodatku pańskie zażalenie nie jest uzasadnione, bowiem również i pan powinien czerpać z tego satysfakcję. Było to, co prawda, zarówno widoczne, jak i odczuwalne w czasie stosunku, jednak teraz to ja jestem zmuszony pana zaskarżyć. Mianowicie: czemu pan okazuje jak panu dobrze tylko w czasie wymienionego wcześniej zdarzenia, natomiast po jego zakończeniu nie cieszy się tak, jak ja, i nie ma ochoty podzielić się tą niebywale cudowną informacją ze światem?
─ Bo uważam ─ zaczął Kise, uśmiechając się chytrze ─ że wszelkie ślady naszego aktu powinny pozostać między nami, a wszystkie słyszalne dowody na to, jak przeżywam z panem te chwile i jaką czerpię z tego przyjemność, rezerwuję tylko pańskiej osobie ─ powiedział słodko. ─ Nie chciałbym się powtarzać, mam nadzieję, że to zrozumiałe ─ dodał z uśmiechem, całując go w nos.
─ Musi mi pan zatem wybaczyć, ponieważ ja wręcz uwielbiam się panem chwalić w każdy możliwy sposób ─ zaśmiał się Daiki, po czym przesunął dłońmi po biodrach kochanka i pocałował go krótko, uśmiechając się drapieżnie.
─ Musi pan uważać ─ wymruczał, samemu obejmując go za szyje. ─ Co, jeśli ktoś spróbuje mnie panu ukraść? ─ spytał niewinnie.
─ Wtedy spotkamy się na kolejnej rozprawy, kiedy będę oskarżony o morderstwo ─ warknął, czując, jak budzą się w nim instynkty. Zaraz też pocałował zaborczo blondyna, sprawiając, że ten na moment stracił dech. ─ Nikt już pana nie tknie w brew pana woli, zapewniam.
─ Trzymam pana za słowo ─ powiedział. Rozczulony oddał pieszczotę, całkowicie ulegając, jakby chciał tym samym pokazać, jak bardzo liczy na niego i wierzy w jego słowa. ─ Tylko pan może mnie „tykać” ─ zapewnił wesoło.
─ I vice versa ─ wymruczał w odpowiedzi i wtulił twarz w szyję kochanka, aby móc go tam odpowiednio naznaczyć. W tym samym czasie wsunął dłonie pod bluzkę Ryoty i zaczął drapać go po plecach, z lubością wsłuchując się w westchnienie przyjemności, jakie z siebie wydał.
─ To powinno być nielegalne ─ wyznał cicho Ryota, wyginając się pod dziwnym kątem przez dotyk mężczyzny.  ─ Jesteś jak narkotyk, Aominecchi. Uwielbiam cię ─ przyznał niemal niesłyszalnie, całując go we włosy.
─ I bardzo dobrze. Uzależnij się, nie zaszkodzi ci to, bo dawki masz nielimitowane ─ westchnął Daiki, na chwilę przerywając tworzenie ciemnych malinek na alabastrowej cerze.
─ Co jeśli przedawkuję? ─ zapytał, wdychając kojącą, intensywną woń mężczyzny. ─ Już i tak świata poza tobą nie widzę ─ sprostował, masując głowę mulata, wsuniętymi między jego kosmyki, palcami.
─ O to się nie martw. Nie trafisz na odwyk.
Daiki mruknął cicho z przyjemności, jaką sprawiał mu dotyk kochanka. Zaraz jednak uniósł się nieco ponad łóżko i przechylił w bok, gasząc lampkę nocną, której subtelne światło padało wcześniej na pomieszczenie. Następnie wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, przykrył ich obu kołdrą i przylgnął do Kise, uprzednio obdarzając go pocałunkiem w czoło.
─ Dobranoc, Aominecchi ─ odparł spokojnie Ryota, niknąc w ramionach mulata. Przywarł do niego całym ciałem i odetchnął głęboko.
─ Branoc, skarbie ─ mruknął mężczyzna. Zamknął oczy i zasnął powoli, normując swój oddech.
*
Następnego dnia Daiki obudził się pierwszy. Słońce ledwo co wstało, jego promienie przebijały się przez szare chmury i wpadały do pomieszczenia, oświetlając skrawek kołdry. Ciemnoskóry ziewnął i przeciągnął się ostrożnie, tak, aby przypadkiem nie obudzić śpiącego tuż obok Kise. Następnie podparł twarz na dłoni i z ledwo widocznym uśmiechem pogładził wolną ręką policzek, a następnie odsłoniętą szyję blondyna. Wpatrywał się w niego chwilę, choć właściwie mógłby to robić cały poranek.
Wstał i ziewnął ponownie, tym razem mocniej niż wcześniej. Powolnym krokiem udał się do łazienki, po drodze głaszcząc grzbiet kota, który zaczął ocierać się o jego nogi, mrucząc i domagając uwagi. Po tym, jak załatwił swoje potrzeby fizjologiczne, opłukał twarz i przeczesał włosy grzebieniem, Aomine poszedł do kuchni, zaparzył sobie kawę, nakarmił kota i wrócił do swojego pokoju. Stanął przy oknie i omiótł spojrzeniem powoli budzące się do życia miasto, popijając przy tym parzącą w język ciecz z kubka. Ponieważ mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze kamienicy, miał stamtąd świetny widok na przedmieścia, które tak naprawdę nie różniły się wiele od centrum stolicy. Jedyne, co można im było zarzucić, to mniejsza ilość zabytków do zwiedzania. Tutaj codzienność toczyła się równie szybko i dynamicznie niczym w topowych dzielnicach Waszyngtonu, zwalniając swoje tempo bardzo rzadko, z reguły w święta.
Aomine westchnął i zamyślił się na moment. Cieszył się, że w końcu, na przekór wszystkiemu, udało się zwolnić jemu samemu. Ta zmiana wyszła mu na dobre, był pewien, i na razie nie chciał myśleć o przyszłości, ciesząc się tym, co przynosiła mu każda obecna chwila.
Z rozmyślań wyrwało go ciche stękniecie dobywające się od strony łóżka. Spojrzał w tamtą stronę i przywitał, siedzącego na pogniecionej pościeli śpiewaka, ciepłym uśmiechem. Ryota złapał się za głowę i zmrużył oczy, aby wyostrzyć obraz mulata zbliżającego się do niego. Ciemnoskóry cmoknął go szybko, siadając obok.
─ Hej ─ mruknął ospale Kise, przecierając prawe oko nadgarstkiem. ─ Długo nie śpisz? ─ spytał po chwili.
─ Z pół godziny ─ odparł Aomine i pogładził kochanka po odsłoniętej skórze na udzie. ─ A ty nie chcesz jeszcze pospać? Jest wcześnie.
─ Niby chcę, ale ode mnie uciekłeś ─ powiedział z wyrzutem, wtulając twarz w jego bark. ─ A tak samemu przeleżeć pół dnia to marnotractwo.
─ Przecież nie musisz sam.
I zanim Ryota zdążył się zorientować, Daiki już na nim leżał, wgniatając go sobą w miękki materac. Przez jedną, długą chwilę żaden z nich nic nie mówił, wpatrywali się tylko w siebie z uczuciem. Dopiero kiedy Kise odwrócił wzrok, przytłoczony intensywnością jaką obdarzały go granatowe tęczówki, Aomine przyciągnął jego twarz do swojej i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
Gdy się od niego odsunął, niższy wysapał:
─ Leżeć, nie ćwiczyć. ─ Odwrócił z trudem Daikiego na plecy, zawisając nad nim. ─ O tak, widzisz? ─ spytał z uśmieszkiem. ─ Tak się leży w bezruchu. Musisz poćwiczyć, bo zawsze strasznie się wiercisz ─ dodał kąśliwie, całując go znowu. Słodka i delikatna pieszczota, wspomagana była gładzeniem torsu przez szczupłe dłonie.
Kise zaśmiał się pod nosem na myśl o tym jak bardzo jest szczęśliwy, ponieważ tylko on mógł go mieć dla siebie i dotykać kiedy chce. Trochę to było samolubne, jednak Ryota w ogóle się tym nie przejął. Poprawiając się na napiętych mięśniach, mruknął słodko:
─ Jesteś bardzo spięty... Pomasować ci plecki, Aominecchi?
─ Jeśli chcesz ─ westchnął błogo Aomine, w gruncie rzeczy już nie mogąc się doczekać tej drobnej pieszczoty, której był zagorzałym fanem. Jeszcze raz cmoknął kochanka w usta, po czym przekręcił się na brzuch, zamierając w oczekiwaniu.
─ Hmm...
Blondyn zamyślił się, stukając placem po policzku. Wstał na chwilę, przez co Daiki myślał, że to wszystko było okrutnym żartem ze strony śpiewaka, jednak ten rzucił mu uspokajając spojrzenie, sięgając do swojej torby po olejek kokosowy, który śmiało mógł służyć mężczyźnie do innego rodzaju pieszczot.
 Ryota wrócił na miejsce, sadowiąc się wygodnie na kochanku i spojrzał z miłością na jego szerokie plecy. Odchrząknął szybko, zdając sobie sprawę, że zbyt długo utkwił na nich wzrok. Odkręcił buteleczkę i wylał na swoje dłonie odrobinę substancji. Wszak nie chciał, żeby Aomine był przesiąknięty tłuszczem, a pragnął jedynie ułatwić sobie pracę, zwiększając tym samym przyjemność czerpaną z masażu, nadając rękom poślizgu.
Gdy tylko podarł cieczą o śniadą skórę, do ich nozdrzy dotarł bardzo przyjemny, słodki, intensywny zapach nasion drzewa palmowego. Wiedząc, że nie jest w tym taki najgorszy, Kise zaczął uciskać napięte mięśnie mulata, przesuwając palcami miedzy jego łopatkami czy kręgami, na zmianę z podłużnymi, ciągłymi ruchami całych dłoni wzdłuż kręgosłupa. Uśmiechnął się, gdy po nacisku w odpowiednim miejscu usłyszał chrupnięcie, któremu towarzyszyło błogie westchnienie kochanka.
─ Czy ty ostatnio ze schodów spadłeś? ─ spytał, czując się jakby dotykał kamieni, nie pleców. ─ Wczoraj nie byłeś taki ubity ─ dodał żartobliwie.
─ To same mięśnie, nic na to nie poradzę ─ burknął Aomine w poduszkę.
Kise zaśmiał się tylko, kontynuując masaż, a ciemnoskóry zamknął oczy i zaczął mruczeć, prężąc plecy pod wpływem dotyku blondyna. Chłopak definitywnie wiedział, co robił, ponieważ ciemnoskóry czuł się niewyobrażalnie rozluźniony i spełniony. Co jakiś czas sapał cicho, nie mogąc nadziwić się z jaką precyzją i wprawą kochanek wykonuje swoje zadanie.
Zanim się zorientował, minęło już czterdzieści minut, a Ryota zszedł z niego, pocierając o siebie dłońmi. Na jęknięcie pełne niezadowolenia, trzepnął go w tym głowy i zaśmiał się.
─ Nie jojcz. Maltretuję ci te plecy ponad pół godziny. Jutro nie wstaniesz, jak będę kontynuował.
Cmoknął go w ramach przeprosin w pachnące kokosem ramię, po czym przymknął oczy.
─ Ten olejek zrobił mi niezłego smaka... Idziemy coś zjeść? ─ zapytał wesoło.
─ Jeśli ty coś ugotujesz ─ zaśmiał się Daiki, czym zarobił sobie kuksańca w bok. ─ Nie no, jeśli moja matka jeszcze nie wstała, to ja mogę coś zrobić. Ach, no i dziękuję za masaż ─ dodał szybko. ─ Jesteś w tym najlepszy, skarbie. ─ Puścił mu oczko.
─ Oj, grabisz sobie ─ odparł Ryota, śmiejąc się dźwięcznie. Złapał mulata za nadgarstek i pociągnął za sobą. ─ Dobra, chodź. Coś zrobimy. My ─ podkreślił, patrząc na niego znacząco.
Aomine tylko wywrócił oczami, jednak zaraz uśmiechnął się mimowolnie i wstał z łóżka za przykładem kochanka. Obaj, trzymając się za ręce, przeszli do kuchni. Była pusta i wprost zachęcała do tego, aby coś w niej upichcić. Daiki, jeszcze na chwilę zanim zaczęli szykować śniadanie,  zajrzał do pokoju swojej rodzicielki. Kobieta spała spokojnie, zwinięta w kłębek, jednak kołdra wokół niej była rozkopana i odsłaniała jej blade ciało, skąpane w promieniach słońca. Oddychała spokojnie i miarowo, a rozpuszczone, kruczoczarne włosy zasłaniały jej całą twarz. Aomine westchnął cierpienniczo, po czym podszedł do łóżka i nakrył Mikę kołdrą pod sam nos, na co ta mruknęła tylko coś niezrozumiałego przez sen. Ciemnoskóry przypomniał sobie jak to kiedyś jego matka o niego dbała i przykrywała, kiedy co dzień zaglądała o świcie do jego pokoju. Z sentymentem pomyślał, że teraz role się odwróciły.
Nie chcąc jednak tracić czasu na sentymenty, odchrząknął cicho i wrócił do kuchni, gdzie jego kochanek wyciągnął już wszystkie produkty potrzebne do przygotowania śniadania na blat.
Wszystko wskazywało, jak Daiki pamiętał z poprzedniego razu, na to, iż blondyn znów zrobi naleśniki. Mulatowi za nic jednak nie pasował do nich garnek wypełniony olejem oraz duży, rozłożysty kalafior, stojący tuż obok. Kise bez słowa zaczął mieszać składniki trzepaczką, dodając do powstającego ciasta soli, pieprzu i paru innych przypraw. Gdy całość była gotowa, przywołał gestem ręki chłopaka, dotychczas przypatrującego się wszystkiemu z boku.
─ Chodź, przydaj się na coś ─ powiedział ciepło, choć ze złośliwym uśmieszkiem.
Ciemnoskóry stanął obok niego w ciszy, ignorując kąśliwe słowa kochanka uśmiechem.
─ To co mam robić? ─ spytał, z trwogą patrząc na bulgoczący olej.
─ Bierzesz jeden szczepek kalafiora ─ zaczął instruować Ryota, jednocześnie samemu robiąc to, o czym mówił ─ maczasz w cieście ─ Plusk i syk, towarzyszący wrzuceniu warzywa sprawił, że obaj lekko drgnęli ─ i po minucie wyciągasz.
Gotowa przystawka wyglądała trochę jak żółty grzybek. Kwiat kalafiora został przyozdobiony ładnie zarumienioną panierką, którą było ciasto naleśnikowe. Niższy poczekał aż jedzenie trochę ostygnie i nadstawił je Daikiemu do spróbowania.
─ Mam nadzieję, że twoja mama lubi warzywa ─ dodał z nadzieją.
Aomine wzruszył ramionami.
─ Ona lubi wszystko, ale je tylko tyle, żeby przypadkiem nie przytyć. Za to wmusza jedzenie w rodzinę i gości, ot co ─ westchnął ciężko.
Cieszył się, że w końcu mógł się z tego komuś wyżalić, w końcu był pewien, że jednym z niespełnionych celi Miki było utuczenie go, kiedy razem mieszkali. Na całe szczęście jej się to nie udało, jednak przenosiła swoją niespełnioną ambicję na kogokolwiek, kto tylko przestąpił próg jej mieszkania i zdecydował się zostać na obiedzie.
Aomine szybko przestał myśleć o swojej matce, kiedy tylko spróbował tego, co jego kochanek podsunął mu pod usta. Wgryzł się w warzywo w cieście, aby po chwili omal nie upaść z wrażenia.
─ Wow, skarbie... Widzę, że masz nie tylko talent do śpiewania ─ jęknął z pełną buzią, niemal rozpływając się z przyjemności płynącej z jedzenia.
Nie miał pojęcia jak jego chłopak to doprawił, jednak całość doskonale komponowała w sobie całą gamę współgrających ze sobą smaków.
─ Przyznaję, że chyba chciałem się trochę popisać ─ odparł, chichocząc. ─ Wiesz. Trzeba się jakoś przypodobać ─ zażartował.
W tym samym czasie już maczał kolejny kwiat warzywa w cieście i oleju.
─ Dokończysz? Ja zrobię herbaty.
─ Nie musisz, moja matka zakochała się w swoim zięciu od pierwszego wejrzenia, podobnie jak ja ─ zaśmiał się. ─ I jasne, mam tylko nadzieję, że niczego nie spalę ─ dodał z lekkim niepokojem, zaczynając naśladować wcześniejsze ruchy Kise.
W upływie piętnastu minut uporali się z przygotowaniem śniadania i uprzątnięciem po jego przygotowywaniu. Zaczęli więc jeść, a kiedy kończyli, drzwi od sypialni Miki otworzyły się, a stanęła w nich właśnie ona. Zaspana, w szlafroku i z matczynym uśmiechem, który zdawał się ujawniać nieco nostalgii.
─ Dzień dobry ─ przywitała się i wolnym krokiem podeszła do stołu, aby ucałować w czoło każdego z nich i zdążyć wyrazić swój zachwyt przygotowanym śniadaniem.
─ Jesteście kochani ─ podsumowała na końcu i zajęła miejsce obok Aomine, a naprzeciwko Kise.
─ Smacznego ─ odparł ciepło Ryota, który był już pełny i popijał leniwie herbatę z cytryną i cukrem.
 Zerknął na Aomine, później znów na jego matkę i stwierdził, że naprawdę są podobni. Mieli te same, proste nosy, podobną linię szczęk i błysk w oku. Uśmiechnął się delikatnie i znów zanurzył usta w ciepłej cieczy. Zastanawiał się jak wiele Daiki odziedziczył po ojcu, jednak szczerze nie mógł stwierdzić, czy chciałby go poznać.
─ No to co zamierzacie dzisiaj robić? ─ spytała Mika, kiedy już zjadła i teraz, podobnie jak mężczyźni, sączyła swoją herbatę.
─ Przede wszystkim jedziemy dzisiaj do mnie. Muszę uporządkować parę rzeczy u siebie w mieszkaniu ─ odparł Daiki. ─ Potem rządzi Ryota. Zabiorę cię, gdzie będziesz chciał ─ zwrócił się do kochanka i uśmiechnął, szturchając go celowo kolanem pod stołem. ─ Ach, no i jeszcze jedno... Muszę podjechać do kancelarii i w końcu się zwolnić.
Blondyn momentalnie posmutniał, nadal czując się przyczyną całego tego zajścia. Spuścił lekko głowę, chrząkając.
─ To na pewno konieczne? ─ spytał cicho. ─ Mam na myśli to, czy na pewno tego chcesz… Co jeśli nie znajdziesz pracy?
─ Pewnie, że chcę ─ odparł Daiki i wywrócił oczami. ─ Przemyślałem to już z dziesięć razy. I nie wątp we mnie! ─ dodał szybko, marszcząc brwi. ─ Oczywiście, że znajdę pracę, kancelarie będą się o mnie bić, kiedy się zwolnię.
─ Aleś pewny swego.
Jasnowłosy wytknął mu język. Nagle jednak spoważniał i spytał ciekawy odpowiedzi:
─ W takim razie czemu jeszcze tego nie zrobiłeś, Aominecchi?
Aomine już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale uprzedziła to go Mika, stwierdzając cierpko:
─ Bo pewnie cały czas się wahał. Brakuje ci konsekwencji i zdecydowania ─ zwróciła się do syna, po czym uderzyła go lekko w głowę, na co ten syknął cicho. ─ Ale masz łeb na karku, dziecko, i to cię ratuje.
─ Proszę, proszę, a od kiedy to ty jesteś taka mądra ─ burknął Daiki w odpowiedzi.
Kobieta jednak go zignorowała. Wstała od stołu i poprawiła pasek w szlafroku.
─ Muszę się już zbierać ─ oświadczyła z żalem. ─ Opowiecie mi wieczorem, jak wam poszło ─ powiedziała, mrugnęła do nich, po czym zniknęła w swojej sypialni.
─ Czasami jest strasznie irytująca ─ westchnął ciemnoskóry. ─ Ale jedno trzeba jej przyznać. Ma rację.
─ Jakbym słyszał o Ruthie ─ zaśmiał się Kise.
Odstawił pusty kubek na blat i posłał mulatowi jedno ze swoich najbardziej zmysłowych spojrzeń. Pochylił się lekko w jego stronę po to, by po znalezieniu się tuż przy jego uchu, wymruczeć ponętnie…
─ Pozmywasz?
Aomine zrzedła mina, kiedy tylko usłyszał o zmywaniu. Po chwili namysłu i rozważań doszedł do wniosku, że już za późno na ucieczkę i nie zostało mu nic innego, jak zrobić to, o co spytał Ryota. Uśmiechnął się tylko kwaśno i skinął głową, po czym z miną męczennika udał się do zlewu.
Niższy przypatrywał mu się rozczulony, widząc jak jego kochanek wręcz ocieka niechęcią do wykonywanej czynności, a mimo wszystko ją kontynuuje. „Cóż za poświęcenie”, pomyślał śpiewak i parsknął cichutko śmiechem.
Gdy ciemnoskóry skoczył, wzdychając jakby przebiegł maraton, i odwrócił się w stronę blondyna, ten rzucił rozbawiony, unosząc znacząco jedną brew:
─ Nie zapomniałeś o czymś?
─ Tylko nie mów, że została jeszcze jakaś patelnia ─ jęknął cierpienniczo.
Blondyn roześmiał się perliście, wstał i podszedł do niego.
─ Nie, nie. Spokojnie ─ powiedział, obejmując go w pasie. ─ Zapomniałeś o nagrodzie ─ oznajmił, całując go krótko, jednak z uczuciem.

Aomine mruknął z uznaniem, pogłębiając pieszczotę na tyle, na ile pozwolił mu czas jej trwania. Gdy Kise odsunął się lekko od niego, uśmiechnął się szczerze, a następnie wtulił twarz w jego szyję, przymknął oczy i odwzajemnił uścisk, wdychając przy tym delikatną woń kochanka.
─ Wiesz jak mi poprawić nastrój ─ westchnął błogo, nawet nie mając czasu, ani chęci, zastanowić się czemu ostatnio coraz częściej popada w taką ckliwość.
─ No cóż, staram się ─ powiedział wesoło blondyn.
Trwali tak chwilę, przylgnięci do siebie, bezkarnie czerpiąc z niej zarówno przyjemność, jak i satysfakcję. Zapach, dotyk oraz ciepło drugiej osoby przyprawiało ich o lekką melancholię.
Wreszcie, gdy się od siebie odsunęli, śpiewak spytał słodko:
─ To... dokąd mnie dzisiaj zabierasz?
─ Już mówiłem. Zabiorę cię wszędzie, gdzie chcesz, ale najpierw do siebie ─ wymruczał, po czym pogłaskał kochanka po policzku, uśmiechając się przy tym seksownie.
Kise chciał odpowiedzieć, jednak w tym samym momencie z sypialni wyszła Mika. Była już ubrana, włosy zaczesała do tyłu i spięła spinką, a na przez ramię miała przewieszoną torebkę. Przeszła przez salon, do przedpokoju,  uśmiechając do mężczyzn wymownie, hamując śmiech na widok ich min.
Blondyn odwrócił się, chowając poczerwieniałą twarz pod kosmykami włosów. Odsunąwszy się subtelnie od Daikiego, mruknął:
─ Nie bardzo znam się na Waszyngtonie, ale… chciałbym zobaczyć panoramę miasta!
─ Da się załatwić. Wiem gdzie jest najlepszy punkt, z którego widać niemal całe miasto ─ odpowiedział od razu, w duchu nie mogąc się nadziwić tak nagłej intensywności rumieńców blondyna.
Cmoknął go z czułością w rozgrzaną skórę.
─  To co? Zbieramy się?
─ Yhm ─ przytaknął ochoczo, łapiąc dłoń o ciemnej karnacji w swoją, z uśmiechem beztroskiego dziecka.
Podszedł z mulatem do przedpokoju, gdzie zgarnęli kurtki. Tym razem Kise pamiętał o czymś cieplejszym, niż koszula, łapiąc za swoją ulubioną, trochę przydużą pilotkę, wykonaną ze skóry. Aomine zaś zarzucił na siebie swój cienki, szary płaszcz, bowiem, jak wcześniej zauważył, termometr na oknie w kuchni wskazywał zaledwie piętnaście stopni w słońcu.
Wyszli z mieszkania. Daiki zamknął drzwi na klucz po czym zszedł z Kise na parter, na którym jeszcze sprawdził skrzynkę pocztową. Nic w niej nie było, dlatego chwycił dłoń swojego chłopaka i pociągnął go przed bramę kamienicy, gdzie stał zaparkowany jego Ford. Kiedy obaj mężczyźni siedzieli już w środku, ciemnoskóry uruchomił silnik i ruszył. Za każdym razem, kiedy zmieniał biegi, gładził palcem bok uda Ryoty, powodując tym u niego łaskotki, jednak mimo próśb, robił tak aż do czasu, kiedy wjechali do centrum na jedną z głównych ulic i stanęli w korku.
─ Cholera. A już myślałem, że szybko nam to zejdzie ─ westchnął i włączył radio, po czym mruknął markotnie: ─ Uroki życia w wielkim mieście.

─ Dobrze, że przynajmniej nie ma upału ─ odparł spokojnie Ryota, wyglądając za szybę na mijane, bliźniacze z wyglądu, domy.
— Masz rację — przytaknął. — Wtedy byłoby tu jak na Saharze .
Reszta drogi minęła im na brnięciu w korku i podśpiewywaniu radiowych przebojów, w czym zdecydowanie lepszy był Ryota. Aomine słuchał go z przyjemnością i od czasu do czasu prawił coraz to nowsze, wymśleniejsze komplementy, które blondyn przyjmował ze śmiechem i radosnym błyskiem w oku.
Ponieważ stanie w niemal niekończącym się sznurze samochodów było dość żmudnym zajęciem, gdy po jakimś czasie z niego wyjechali, Daiki zatrzymał auto przy przydrożnej kawiarni, gdzie obaj wyskoczyli na kawę. Po tej małej przerwie ciemnoskóry pokonał resztę trasy do swojego mieszkania skrótem, co zajęło im znacznie mniej czasu, aniżeli mieliby jechać główną ulicą.
W końcu dotarli na obrzeża miasta. Okolica, do której wjechali, wyglądała na spokojną i zadbaną. A przede wszystkim zamożną. Domy, które mijali, były duże, ładnie wykończone, a ich budulce wyglądały na szlachetne i pewne.
Zaparkowali tuż przed pokaźnych rozmiarów luksusowym domem, otoczonym pojedynczymi, zadbanymi drzewami. Gdy wysiedli, Daiki przepuścił Ryotę przez czarną, żelazną furtkę, otaczającą, wraz ze złączonym z nią płotem, okazałe podwórko. Kise przeszedł przez nie, stawiając kroki na soczyście zielonej, równie przyciętej trawie. Ryota z dłońmi w kieszeniach poczekał przed drzwiami na mulata, który wyciągał zadowolony klucze. Blondyn mógł przysiąc, że dostrzegł w granatowych tęczówkach błysk podekscytowania. Sam nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy, jak mieszka jego kochanek. Myśl o tym, że przekroczy mieszkanie dotychczasowego samotnika jako ważna mu osoba, sprawiała, że mimowolnie się uśmiechnął. Poczuł się jak ośmiolatek wyróżniony na tle całej klasy za specjalne osiągnięcia. Pokręcił głową w zamyśleniu, aby odpędzić się od takich niedojrzałych myśli i uniósł ją, słysząc szczęk zamka.
Aomine w głównej części sam, z drobną pomocą architekta, zaprojektował swój pierwszy, własny dom oraz urządził. Był dumny z pracy, jaką włożył w swój dobytek, dlatego przy otwieraniu drzwi ręce lekko drżały mu z podekscytowania, a nogi wydawały się dziwnie słabe i niestabilne. Cały rozemocjonowany, w końcu przekręcił klucz w zamku i pociągnął za klamkę. Przytrzymał drzwi, dając tym samym znak kochankowi, aby to on pierwszy przestąpił próg jego małego królestwa.
─ Trochę mnie tu nie było, więc nie zwracaj uwagi na kurz. Poza tym chyba powinno być w porządku... I czuj się jak u siebie ─ oznajmił, starając się brzmieć swobodnie. W środku jednak drżał i czekał na reakcję swojego chłopaka, bowiem na takowej bardzo mu zależało.
Blondyn milczał. Ściągnął powoli kurtkę i zsunął ze stóp buty w trakcie wieszania jej. Stanął prosto w holu, przypatrując się podłużnemu, przyciemnionemu przejściu ze spokojem. Z delikatnym uśmiechem, który nawet w najmniejszym stopniu nie ukazywał ekscytacji, jaka w nim wrzała. Mleczne sklepienie przejścia od wyjścia, do pierwszego, nieznanego jeszcze śpiewakowi, pomieszczenia, było mocno wygięte, jakby wzorowane na  rzymskich lukach tryumfalnych, a sam sufit był  podwyższony, przez co przedpokój prezentował się jak te zastosowane w kamieniczkach. Kise strasznie się spodobał taki pomysł, całość była naprawdę przyjemna dla oka.
Pierwszym z pomieszczeń, był przestronny, nienaganny – Ryota pokusiłby się nawet o określenie zimny, co zanotował sobie w głowie, że będzie musiał kiedyś zmienić – salon. Był prosto urządzony, umalowany jasną, błękitną farbą. Bez zbędnych dodatków, wypełniony jedynie niezbędnymi meblami i klasycznymi ozdobami, takimi jak pnąca się ku górze drzewko oliwne czy nieduży, kwadratowy, kremowy dywan. Wyglądał oficjalnie i surowo, jednak w swojej prostolinijności tkwiło piękno, które w dużej mierze udało się uzyskać dzięki eleganckiemu umeblowaniu. Przy samej ścianie, po prawej stronie, tuż przy ogromnym, zajmującym prawie całą powierzchnię oknie, stała biała, rozłożysta kanapa, ułożona w kształt litery „L”, przed nią mały, kwadratowy, szklany stolik oraz duża ciemna, drewniana komoda w rogu, tuż naprzeciwko sofy. Niższy z mężczyzn starał się nie wyglądać tak, jakby miał zaraz zbierać szczękę z podłogi i podszedł do kanapy, przesuwając ręką po jasnym, jak się przekonał skórzanym, obiciu. Już miał coś powiedzieć, gdy jego oczom ukazała się duża, hojnie umeblowana kuchnia, której nie dało się wypatrzeć przy progu salonu, gdyż znajdowała się po prawej stronie.
Śpiewak wydał z siebie pełne zachwytu westchnienie i wręcz wbiegł do niej z błyszczącymi oczami. Pomieszczenia nie były od siebie oddzielone żadnymi drzwiami, co wywierało wrażenie, iż oba są jeszcze większe, niż w rzeczywistości były. Na swojej drodze Kise napotkał lekko zaokrąglaną do wewnątrz, umiejscowioną w samym centrum, jasno-brązową wyspę, w której niemalże od razu się zakochał. Wskoczył na nią, przyglądając się reszcie z zachwytem.  Ilość szafek i długość blatu w tym samym kolorze dawała ogromne możliwości oraz pole do popisu, jeśli chodziło o przyrządzanie posiłków. Cała ściana była umeblowana kolejno białą, klasyczną lodówką, szafką oraz półką zawieszoną ku górze, nowiuśkim piekarnikiem oraz metalowym zlewem wbudowanym w ciemne drewno. Dwa, umiejscowione mniej więcej w wysokości połowy ściany, okna idealnie oświetlały pomieszczenie.
Kise zeskoczył na niemal hebanowe panele i po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał na Daikiego. Odkąd zaczął poznawać wzrokiem mieszkanie kochanka, nie mógł nic wykrztusić. A kuchnia zdecydowanie zaparła mu dech w piersi.
─ Ślicznie... ─ wydukał tylko, wciąż rozglądając się jak dziecko pierwszy raz odwiedzające zoo.
Daiki przez cały czas uważnie obserwował reakcje blondyna oraz każdą, nawet najdrobniejszą zmianę w mimice jego twarzy, ekscytując się jeszcze bardziej, gdy dopatrzył się w oczach kochanka zachwytu. Jednak dopiero w chwili, kiedy ten drżącym głosem wyraził swoje odczucia, Aomine odetchnął z nieukrywaną ulgą i radością.
─ Cieszę się, że ci się podoba ─ odparł z uśmiechem, po czym podszedł do śpiewaka i objął go delikatnie w pasie. ─ Kiedy wspomniałeś o wspólnym mieszkaniu to... Moglibyśmy mieszkać u mnie, jeśli bylibyśmy akurat w Waszyngtonie. Do czasu, aż nie kupimy albo nie zbudujemy czegoś wspólnie. Co ty na to?
Wpadł na ten pomysł już w chwili, kiedy Ryota zaczął temat ich najbliższej przyszłości, jednak nie był pewien, czy wystrój oraz lokalizacja będą Kise odpowiadać, dlatego wolał poczekać, aż kochanek osobiście przestąpi próg jego własnych czterech ścian. W końcu miał ku temu sposobność, ale ciemnoskóry wciąż nie wiedział czy to rozwiązanie przypadnie do gustu blondynowi.
─ Żartujesz?
Szczęście aż z niego kipiało. Nie przypuszczał, że tak szybko zrealizują wspólne plany zamieszkania razem. To, że Daiki właśnie wysunął się z tą inicjatywą, przyprawiło jego żołądek o mocny skurcz.
─ Naprawdę chciałbyś... T-tak już? ─ spytał, trzęsąc się z emocji.
Widząc pewny siebie wzrok kochanka, pisnął krótko i wskoczył na niego, oplatając pas wyższego nogami. Złączył ich wargi w szybkim, rozentuzjazmowanym pocałunku i przytulił się mocno do mulata.
─ Jestem jak najbardziej za ─ oznajmił, gdy juz się uspokoił.
─ Im szybciej, tym lepiej ─ odetchnął Daiki, przytrzymując kochanka, aby ten nie zsunął się z jego bioder. Następnie przeniósł go przez całą kuchnię i usadził na blacie, stając naprzeciw niego, między jego nogami. Spojrzał prosto w błyszczące szczęściem złote oczy, uśmiechnął się subtelnie, po czym dodał: ─ Po prostu już nie umiem sobie wyobrazić, że mógłbym się rano obudzić, a ciebie nie byłoby tuż obok.
─ I dobrze ─ powiedział szybko Ryota. ─ Nie chcę, żebyś chociaż próbował sobie to wyobrażać ─ dodał wesoło, gładząc kciukami śniade policzki. ─ To wszystko jest takie... Jestem cholernie szczęśliwy.
─ Ja też ─ mruknął, po czym wyciągnął szyję i pocałował kochanka w żuchwę, na koniec zasysając się chwilę na skórze, tworząc tym samym jasną, bladoróżową malinkę. ─ Tak w ogóle jesteś pierwszą osobą po mojej matce, która widzi moje mieszkanie. Więc wiesz… Chcę tylko powiedzieć, że żaden z moich byłych tu nie był. Dlatego to tak, jakbym zaczynał w swoim życiu zupełnie nowy rozdział. To znaczy…! Zacząłem, odkąd tylko jesteśmy razem, ale dzisiaj chyba po raz pierwszy tak bardziej to odczułem ─ wyznał.
─ Mam się czuć zaszczycony? ─ wymruczał Kise, miło połechtany tą informacją. ─ Mam nadzieję, że podoba ci się ta zmiana ─ dodał całując go słodko nie mogąc się przestać uśmiechać.
─ Podoba ─ westchnął między kolejnymi pocałunkami oddawanymi z entuzjazmem. Dłońmi przesunął od kolan, po udach, aż do torsu kochanka, następnie gładząc go po nim czule.
Był szczęśliwy, że Ryota tak łatwo przystał na jego propozycję i teraz ich związek będzie mieć szansę jeszcze bardziej się umocnić.
Kiedy powoli im obydwu zaczynało się robić gorąco, ciemnoskóry wytężył swoją siłę woli, po czym odsunął się na krok w tył od blondyna i oznajmił poważnie:
─ Nie widziałeś jeszcze pierwszego piętra.
─ Rozumiem, że też jest warte obejrzenia? ─ zapytał retorycznie, ale mimo tego mulat i tak pokiwał głową twierdząco.
─ No to... ─ zaczął Ryota i zsunął się z blatu wpadając prosto w objęcia ciemnoskórego. Odetchnął głęboko, aby się trochę uspokoić i spojrzał na Daikiego figlarnie. ─ Prowadź, wodzu.
Daiki uśmiechnął się jednym kącikiem ust, po czym chwycił nadgarstek Ryoty i pociągnął go za sobą na schody wykonane  z białego marmuru. Kise, który wcześniej ich nie dostrzegł, rozdziawił usta w zaskoczeniu i stąpał po nich tak, jakby się bał, że mógłby je w jakikolwiek sposób uszkodzić, co było nieco trudne, zważywszy na to, że jego kochanek pokonywał po dwa stopnie na raz, cały czas trzymając mocno jego przegub.
Kiedy w końcu dotarli na górę, Aomine puścił blondyna, aby ten mógł w spokoju rozejrzeć się po korytarzu, a sam stanął pod ścianą, założył ręce na piersi i czekał, cały czas uważnie obserwując swojego chłopaka z ledwo widocznym, skrytym uśmiechem.
Śpiewak poszedł powoli badać teren. Mały przedsionek miał trzy rozwidlenia, każde prowadzące do innego pomieszczenia. Jedynie pokój na wprost odgrodzony był szklanymi drzwiami z osłaniającą, chropowatą nawierzchnią, uniemożliwiającą dostrzeżenie przez nie czegokolwiek.
Nacisnął z ciekawością srebrną, podłużną klamkę i przestąpił próg, jak się okazało, łazienki. Podobnie jak większość tego domu, również urządzona była z rozmachem. Na samym środku białej, okafelkowanej podłogi, na czterech złotych nogach stała potężna, szeroka wanna o łezkowatym kształcie. Zaraz za nią znajdowało się proste okno o mlecznych ramach, które świetnie kontrastowały z szarym kolorem ścian. Po lewej stronie, tuż przy wejściu, stała skromna umywalka, obok której znajdowała się toaleta. Po prawej stronie drzwi, jakby schowany przed natrętnymi spojrzeniami wchodzących, wbudowany był prysznic. Deszczownica. Kise podszedł do ogromnej misy i zadeklarował:
─ Będę nałogowo jej używać.
─ Na to liczę ─ parsknął cicho Daiki.
Kise wyszczerzył się do niego, po czym przeszedł obok i otworzył drzwi do sypialni, znajdujące się po lewej stronie od wejścia ze schodów. Wystrój tego pomieszczenia nieco różnił się od dość stonowanego i chłodnego stylu urządzenia całego domu. Ściany pomalowane były na orzechowo, zaś podłogę stanowiły ciemne, drewniane panele, które skrzypiały przyjemnie cicho pod stopami. Na środku leżał jasno-kremowy dywan, który doskonale wkomponowywał się w tło pokoju.
Centrum bezsprzecznie stanowiło ogromne łóżko o śnieżnobiałej pościeli i brązowych poduszkach nań rzuconych. Po dwóch jego stronach stały dwie małe szafeczki nocne oraz dwie lampki nocne, przez co Ryocie przez chwilę ścisnęło się serce. Całość sprawiała wrażenie, jakby już w momencie jej tworzenia, Aomine myślał o tym, że w końcu się spotkają i razem zamieszkają. Wiedział, że było to głupie, ponieważ nie mogło tak być, jednak przez chwilę nie był w stanie się poruszyć, czy zaczerpnąć powietrza, patrząc oniemiały na łóżko oraz wyposażenie meble wokół. Dopiero po chwili spostrzegł, że w lewym rogu sypialni stoi, wyglądająca na dość starą, drewniana komoda, a zaraz obok lustro, które rozciągało się na niemal pół ściany, odbijając wnętrze pomieszczenia i automatycznie je powiększając. Po przeciwległej zaś stronie znajduje się podłużne okno, z którego można było dostrzec panoramę miasta. Ryota ostrożnie do niego podszedł i spojrzał w dal, zamyślając się na chwilę. Wtedy Aomine podszedł do niego i przytulił go od tyłu, opierając brodę na jego ramieniu.
─ Najlepiej wygląda w nocy. Kiedy nie mogę spać, stoję przy oknie i patrzę na miasto. Światła z oddali mnie uspokajają ─ wyznał.
Słysząc to, blondyn nie mógł się już doczekać, aby zobaczyć ten widok. Wzdychając cicho, Ryota z trudem odwrócił wzrok od pięknego obrazu. Szybko jednak zostało mu to wynagrodzone, gdy przeniósł go na twarz ukochanego. Zaczął wpatrywać się w niego zatroskany, delikatnie kładąc mu rękę na policzku.
A często nie możesz spać? spytał, ściągając lekko brwi.
─ Czy ja wiem. ─ Daiki wzruszył ramionami. ─ Zazwyczaj przed rozprawami. Ciągle się budzę i śnią mi się głupoty ─ westchnął.
─ Wysypiasz się? ─ zadał kolejne pytanie, obracając się o 180%. Wpatrywał się w granatowe tęczówki z pewną dozą rozczulenia i zmartwienia.
─ Zazwyczaj nie ─ przyznał po chwili wahania. ─ Ale już do tego przywykłem; taka praca.
─ Niezdrowo tak nie spać ─ powiedział Kise, mocniej przylegając do Daikiego. ─ Trzeba cię będzie przypilnować ─ wymruczał w jego obojczyk, o który się oparł.
─ Czy to jakaś sugestia? Bo jeśli tak, to musisz wiedzieć, że najlepiej śpi mi się po seksie ─ parsknął Aomine i poczochrał blondyna po włosach, na co tamten mruknął tylko coś niezrozumiałego pod nosem. ─ A tak naprawdę, wystarczy mi sama świadomość, że jesteś, aby spać spokojnie ─ powiedział już na poważnie i obdarzył swojego chłopaka krótkim, przelotnym pocałunkiem. Chciał w ten sposób zamknąć mu usta, aby przypadkiem nie powiedział czegoś, co mogłoby uderzyć w jego męską dumę, ponieważ sam już dostatecznie ją okaleczył wcześniejszymi ckliwymi wyznaniami.
Miło połechtany blondyn spróbował ukryć szeroki uśmiech, który cisnął mu się na siłę. Cmoknął więc również mulata, po czym złapał jego dłoń w swoją i pociągnął lekko.
─ Idziemy? ─ spytał.
I jeśli Daiki teraz by się nie zgodził, Kise nie miałby nic przeciwko, aby „zmarnować” ten dzień w... ich domu. Momentalnie spąsowiał, bo nadal nie docierała do niego ta wiadomość. Nie przeszłoby mu to chyba przez gardło, ponieważ miał wrażenie, że to wszystko nie jest do końca realne. Mimo wszystko chciał również zwiedzić to, co zaplanowali. Ostateczne słowo miał więc w tym przypadku mulat i to od niego zależało, jak spędzą dzisiejszy czas.
─ Jasne, jeśli chcesz ─ odparł mężczyzna i również uśmiechnął się szeroko. Co prawda miał ochotę „uczcić” ich pierwszy dzień w, od parunastu minut, wspólnym domu, ale uznał, że to spokojnie może zaczekać.
W końcu chciał zrobić swojemu chłopakowi przyjemność i pokazać mu w mieście jeszcze kilka wartych zobaczenia miejsc. I właśnie tamten moment był kolejnym dowodem na to, jak wiele śpiewak zmienił w życiu ciemnoskórego: po raz pierwszy od dawna Aomine ponownie przyłapywał się nad tym, że przedkała dobro czyjeś nad swoje.
─ Ale jeśli chcesz, to możemy wrócić tu na noc. Mama się nie obrazi, ale będę musiał do niej zadzwonić, bo będzie się zamartwiać ─ westchnął.
Ryota przygryzł wargę, myśląc nad decyzją. Wizja spędzenia tej nocy tutaj, w pustym, proszącym się o gości, mieszkaniu była nadzwyczaj kusząca, jednak nie chciał urazić kobiety, która obecnie ich nocowała. Bardzo ją polubił i nie chciał, aby stracił w jej oczach. Była ważną osobą zarówno w życiu Daikiego, jak zapewne wkrótce i jego. Jednak samolubność wytłumaczona miłością do kochanka przeważyła i Kise spytał cicho, drapiąc się po policzku:
─ Jeśli nie będzie miała nic przeciwko...
─ Pewnie, że nie. Jak ją znam, będzie się tylko cieszyć i mówić, że nam kibicuje. Kobiety są dziwne ─ stwierdził po chwili i wzruszył ramionami, po czym pociągnął kochanka za sobą na schody.
Kiedy byli już w połowie pokonywania stopni w dół, ciszę przerwał dzwoniący na parterze telefon.
─ Ciekawe kto to ─ westchnął Aomine i zeskoczył na raz z kilku ostatnich schodków, zostawiając kochanka za sobą. ─ Poczekaj chwilę! ─ rzucił tylko przez ramię i zniknął w jednym z nielicznych pomieszczeń, których Kise jeszcze nie zdążył zobaczyć – gabinecie.
Kise ruszył więc do przedpokoju, aby z wolna zacząć się ubierać. Gdy zakładał na siebie kurtkę, usłyszał z oddali alarmujący ton mulata. Mężczyzna ewidentnie był na coś lub kogoś zły. Ryota domyślał się, kto to mógł być. Wyszedł na podwórko, siadając spokojnie na schodach i obserwował otoczenie. Z napięciem czekał, aż Aomine skończy rozmowę i przyjdzie do niego.
Gdy tylko wyższy pojawił się w drzwiach, Kise wiedział już, że się mnie mylił. Utwierdzał go w tym przekonaniu grymas wściekłości, którego Daiki nawet nie próbował ukrywać.
─ Coś się stało? ─ spytał śpiewak, zaglądając przez swoje lewe ramię.
─ Taa. W pewnym sensie ─ warknął, zapinając przy tym z rozmachem swój szary płaszcz, mało nie urywając przy tym guzików. ─ Powiem ci po drodze. Chodź ─ powiedział i ruszył przed siebie, w stronę ogrodzenia.
Kise podniósł się i podbiegł do partnera, chcąc zrównać się z nim krokiem. Ten przepuścił go w furtce, a następnie otworzył przed nim drzwi samochodu zaparkowanego tuż przed wyjściem, mrucząc pod nosem przekleństwa. Kiedy zamykał drzwi, uderzał nimi tak mocno, że szyby trzęsły się w nich niebezpiecznie. Chwilę później już jechali, ruszając uprzednio z piskiem opon i od razu na największym biegu.
W środku auta panowała dusząca cisza, która z każdą chwilą tylko bardziej zagęszczała atmosferę. W końcu jednak Aomine odetchnął głęboko i zaczął mówić, siląc się na spokój:
─ Dzwonił do mnie znajomy z kancelarii ojca. Nie znam jeszcze szczegółów, ale ponoć jestem skończony. Nie tylko u siebie, w ogóle.
Na te słowa niższy z mężczyzn pobladł. Zebrał się w sobie i zadał pytanie, do którego, nie ważne jaka byłaby odpowiedz, miał mieszane uczucia:
─ Jedziemy tam?
─ Ja tak. Ty zostajesz u mojej matki. Nie chcę, żebyś się w to mieszał.
Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy i dodał gazu. W głębi duszy i tak czuł, że jego kochanek jest w to zamieszany i to wystarczyło. Co prawda jego znajomy, Imayoshi, nie powiedział mu tego wprost, ale dał mu do zrozumienia, że jest teraz o nim pełno w prasie i to nie z powodu sukcesów zawodowych.
Ryota chciał się sprzeciwić, jednak szybko zacisnął zęby i wydusił z siebie krótkie „Rozumiem”. Chciał jechać ze swoim chłopakiem. Chciał go jakoś wesprzeć. Jak miał się nie mieszać, skoro byli razem, a problem prawdopodobnie dotyczył i jego? Postanowił jednak uszanować decyzję Daikiego.
─ Tylko nie rób głupstw ─ dodał, wpatrując się zmartwiony w szybę. ─ Będę czekał, aż wszystko sam mi powiesz.
─ Wierzę, że to nie jest aż tak poważne, jak myślę. Po prostu nawaliłem, nie chcę, żebyś się tym zamartwiał. Sam to naprawię ─ powiedział już spokojniej, nie będąc pewien, czy tak naprawdę chce uspokoić siebie czy Ryotę.
─ Dobrze... Tylko pamiętaj że możesz na mnie liczyć ─ zaznaczył śpiewak i jakby ma potwierdzenie swoich słów nadstawił ku niemu otwartą dłoń.
─ Jasne. Przecież wiem ─ odparł Daiki i uśmiechnął słabo, chwytając wyciągniętą ku niemu rękę i ściskając stanowczo.
Mimo iż napięcie nieco opadło, żadne z nich nie odezwało się ani słowem, dopóki nie dojechali pod kamienicę, gdzie mieszkała Mika. Siedzieli chwilę w bezruchu, aż w końcu Aomine odwrócił twarz w stronę kochanka, spotykając jego spojrzenie.
─ Szczerze mówiąc, nie wiem, ile mi to zajmie. Ale zaraz potem wracam. Przepraszam ─ westchnął, zastępując zdenerwowany ton głosu zmartwionym. Pochylił się do Kise, pocałował go krótko i delikatnie w usta, a następnie wręczył mu klucze.
─ Nie przepraszaj ─ odparł cicho Kise.
Wziął metalowy pęk do ręki i ostatni raz popatrzył na podenerwowaną twarz mulata. Chciał mu dodać otuchy i pokazać, że nie musi martwić się nim, zamierzenie jednak minęło się z efektem. Uśmiech, w jakim wykrzywił swoje usta był kwaśny, nie krzepiący.

─ Wracaj szybko ─ rzucił, póki trzymał nerwy na wodzy i wyszedł z auta, zamykając za sobą drzwi. Wbił wzrok w samochód, śledząc go tak długo, aż nie ruszył po chwili i zniknął na rogiem.

2 komentarze:

  1. Kurcze a liczyłam na to ze ojciec Aomine pojawi się nagle w jego domu i natknie na Kise gdy ten poszedł odebrać relefon :D no rozdział jak zwykle lodzio miodzio nic dodać nic ująć tylko czekam na seksy we wspólnym mieszkanku ^_^ pozdrawiam genialne pisarki ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to by na pewno była ciekawa akcja! xD Aczkolwiek na razie nie planujemy interakcji Kise z ojcem Ao, tyle mogę zdradzić :3 Może pomyślimy ^^
      Aww cieszę się, że rozdział się spodobał c: A jeśli chodzi o seksy - radzę wyczekiwać nowego opo! xDD ♥ :3

      Usuń