Orleański sen | rozdział 14

Mężczyzna czuł, jakby dryfował w pustej przestrzeni, otoczony miłą, obiecującą spokój, ciemnością. Nie miał ochoty się stamtąd wycofywać. Było mu błogo i przyjemnie. Nie czuł nic. Jego umysł pozwalał przepływać swobodnie informacjom, wypłukując z nich wszelkie uczucia. Dotknęły go wspomnienia całego dnia, w których wsiadł na ten przeklęty statek. W jego głowie błyskały niewyraźne obrazy. Tłuczenie jego ciała przez Shougo, nadejście Aomine, Hanamiya… Strzał i związany z tym ból.
Przeżył? Zastanawiał się. Poczuł się spełniony, wiedząc, że Daiki na pewno tak.
—…ta
Usłyszał stłumione przez ciszę echo, odbijające się w jego czaszce.
— Ryota…
Teraz głos, już wyraźniejszy, przywoływał go do świata żywych, martwiąc swoją barwą. Wiedział do kogo on należy, wiedział, dlatego słysząc jak rozpaczliwy miał ton, przejął się śmiertelnie. Powoli odzyskiwał czucie. Uderzyła go nagła świadomość, ciężar własnego, pulsującego, rwącego ciała, oraz nieznośnego uczucia bezdechu. Jego oczy zostały brutalnie potraktowane rażącym światłem, przez które zmarszczył mocno brwi. Czuł delikatne ciepło oraz uścisk na własnej dłoni.
— Ryota? — Jego imię, wypełnione nadzieją.
Kise odwrócił z trudem głowę w jego kierunku, próbując otworzyć opuchnięte powieki. W końcu mu się to udało i dostrzegł przed sobą kontury oraz kolory mężczyzny siedzącego przy jego łóżku. Poczuł niewiarygodne ukojenie, widząc ciemnoskórego. Blondyn jeszcze mocniej ściągnął brwi, czując bezdech spowodowany pękniętym sercem.
— Daikicchi… — szepnął smutno, rozklejając się. Nie potrafił znieść natłoku wszystkich towarzyszących i skumulowanych w nim w tej chwili uczuć.

Aomine z trudem powstrzymał cisnące mu się do oczu łzy ulgi.
— Hej, spokojnie, bo mnie stąd wyrzucą — powiedział, z niepokojem zerkając na drzwi do szpitalnej sali, przez które spoglądały dwie pielęgniarki, uważnie obserwując sytuację. Wcześniej powiadomiły go, że Kise po przebudzeniu nie powinien się denerwować.
Tak więc Daiki, pragnąc zastosować się do ich zaleceń, zaczął gładzić blondyna po głowie, obdarzając delikatnym pocałunkiem w drżące wargi, nie przejmując się ani trochę tym, że ktoś ich mógł zobaczyć. Na całe szczęście sala, w której przybywali, była przeznaczona tylko dla Kise. Po tym, jak przywiozła ich karetka, lekarze założyli Ryocie szwy oraz ciasny opatrunek, uprzednio odpowiednio oczyszczając ranę oraz podali antybiotyki i kroplówkę. W tamtym czasie opatrzono i Daikiego, w sali obok, również zakładając szwy, jednak wpierw wyjmując z jego ramienia kulę, która tam została. Obecnie mężczyzna czuł mały niedowład w dłoni, ale lekarze zapewniali, że z czasem, poprzez odpowiednią rehabilitację, powinien on całkowicie zniknąć.
Jednak najważniejszy był dla niego Kise. Nie chciał słuchać o sobie, chciał wiedzieć, co z jego chłopakiem. Nie ufał pielęgniarkom, które go uspokajały, kiedy rozdrażniony chodził w tę i nazad po korytarzu, czekając na jakiekolwiek informacje odnośnie stanu Ryoty.
W końcu, kiedy dostał pozwolenie do wejścia na jego salę, dopadł jego łóżka i nie ruszał się stamtąd już od bitych pięciu godzin. A kiedy ten w końcu się obudził, nie posiadał się z radości i ulgi. Jednocześnie chciał znać odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie miał blondynowi do zadania, jednak z tym wolał zaczekać. Przynajmniej jeszcze trochę.

Blondyn dostrzegł opatrunek na ramieniu kochanka, patrząc na bandaż ze smutkiem i poczuciem winy.
— Przepraszam — powiedział, a Aomine wiedział, że w tym jednym wyrazie nie chodzi tylko o jego ranę postrzałową. — Nie chciałem…
Ryota odwrócił od mulata wzrok. Nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Powiedział o nim tyle okropnych rzeczy, zmartwił go i w dodatku naraził.

— Wiem — odparł Daiki.
Niestety nie mógł dopowiedzieć niczego w tylu ,,nie ma za co”, jednak nie chciał już, aby jego kochanek czuł dłużej poczucie winy. Chciał przeprowadzić rozmowę w taki sposób, aby chłopak sam przed sobą przyznał, że rzeczy, których żałuje, zrobił przez niszczący wpływ Haizakiego. Chciał, aby Kise słusznie za ostatnie zdarzenia obwiniał Shougo, nie siebie.
— Możesz mi powiedzieć, jak to wszystko w ogóle się zaczęło? — spytał łagodnie, nie przestając gładzić blondyna po głowie. — Tylko na spokojnie. Haizaki jest już w areszcie — dodał z niesmakiem. Nie był tego do końca pewien, ale czuł, że w ten sposób na pewno uspokoi śpiewaka.

Niższy spiął się na brzmienie imienia białowłosego mężczyzny, powodując tym piekący ból w okolicy rany. Syknął cicho i rozluźnił niemal natychmiast, nie tylko dzięki wiadomości od Aomine, ale i jego wzrokowi, który momentalnie zrobił się czujny, gdy usłyszał drobną oznakę cierpienia chłopaka. Kise wypuścił ze świstem powietrze, patrząc na ich splecione palce.
— Nie wiem... — powiedział zakłopotany. Nie chciał przyznać przed sobą faktów. Bał się wyjawić prawdy Daikiemu, toteż udawał, że nie wie, jakie „zaczęło” miał tamten na myśli. — Po prostu nagle znalazł się w moim domu.

Daiki westchnął cicho, starając się, aby nie zabrzmiało to jako wyraz jego rezygnacji.
— Ryota — powiedział miękko i przyciągnął twarz blondyna tak, aby ten musiał na niego spojrzeć. — Wiesz dobrze, o co mi chodzi. Pytam, jakim cudem zaczęła się w ogóle twoja relacja z Haizakim. — Widząc niepewność w oczach chłopaka, dodał: — Tyle dla ciebie przeszedłem. Nie uważasz, że zasługuję na prawdę? — spytał, unosząc jedną brew w górę.

Ryota zacisnął mocno wargi, czując się dotknięty słowami swojego chłopaka. Zabolało, ale nie z powodu znaczenia słów, ale ich trafności. Ciemnoskóry miał rację i złotooki dobrze o tym wiedział. Zacisnął mocniej dłoń, potrzebując jakiegokolwiek bodźca, który zmusiłby go do zaczęcia. Znalazł takowy w delikatnym, tkliwym uśmiech Aomine.
— Pamiętasz, Aominecchi, jak mówiliśmy o tym, czy jesteśmy szczęśliwi? — spytał, a widząc skinienie głowy rozmówcy, kontynuował: — Wspominałem wtedy, że pracuję w hotelu dopiero od roku. — Zrobił pauzę, układając kolejne słowa w głowie. — Wcześniej śpiewałem też w pobliskich barach czy burleskach. Często też obsługiwałem tamtejszych klientów. Przy barze! Jako barman! — dodał szybko, gdy Daiki wziął nagły oddech. Kiedy ciemnoskóry się rozluźnił, kiwając głową w geście przeprosin i prośby o kontynuację, chłopak dodał: — W barze jak to w barze, śpiewasz na scenie, wychodzisz i tyle cię widzą. Ale burleska ma zupełnie inny charakter. Taki trochę... sam wiesz, erotyczny — bąknął zawstydzony. — Nawet, jeśli tylko tam stałem, nie rozbierając się czy tańcząc, widownia tam jest zupełnie inna. Nie podobało mi się to — sprostował, krzywiąc nieznacznie. — Pewnego razu po występie poszedłem po drinka, aby się trochę rozluźnić — powiedział, zaczynając się stresować mniej przyjemną częścią historii. — Kilka miejsc ode mnie siedział on. — Urwał, przełykając ślinę. — Był zupełnie inny — dokończył chłodno, nadal czując jak bardzo został oszukany. — Raczył mnie rozmową, wciskał słodkie kłamstwa, uśmiechał się zalotnie... Byłem skończonym, zdesperowanym debilem, że dałem się tak omotać — ocenił się, zły na siebie. Nie często używał ostrzejszych słów, toteż mulat uniósł lekko brwi ku górze. — Ale... Zawsze byłem sam — dodał łamiącym się głosem. — Wiem, że mnie to nie usprawiedliwia, ale nie potrafiłem się wzbraniać od ludzi. Kiedy mnie spił, nie pamiętałem nawet, jak mam na imię. Ledwo zauważyłem, że prowadzi mnie do swojego auta. Normalnie nigdy bym nie wsiadł do obcego samochodu... — zaśmiał się gorzko. — I wtedy cały czar prysł. Szybko odzyskałem trzeźwość, kiedy zaczął mnie obmacywać, wbrew mojej woli. — Kise wzdrygnął się i pisnął, kiedy ręka Aomine instynktownie zacisnęła się na jego własnej, w złości, ponieważ mężczyzna doskonale wiedział, w jaką stronę zmierzała opowieść. — Zgwałcił mnie, a rano wyrzucił na ulicę — zakończył słabo mężczyzna, nie mając śmiałości spojrzeć ukochanemu w oczy. Pociągnął cicho nosem. — Następnego tygodnia dowiedziałem się, że to słynny członek mafii, który został przymknięty. Gdybym wtedy wiedział, że spotkam kogoś takiego jak ty... Nie dałbym  mu szansy, żeby chociaż spojrzał w moją stronę — wyszeptał ostatnie zdanie, powstrzymując łzy cisnące się do oczu.

Aomine przymknął na chwilę oczy, zastanawiając się, co mógłby powiedzieć kochankowi. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co tamten mógł czuć i jak dochodził do siebie po tym wszystkim.
— Przykro mi — odparł, starając się, aby ton jego głosu wyrażał to, jak bardzo poruszyła go historia blondyna. Przełknął ślinę i odchrząknął cicho, wtulając twarz w zagłębienie szyi kochanka i zaciągając się jego zapachem, jakby chcąc dodać sobie sił, spytał jeszcze: — Część tej historii przypomina mi początek naszej. Też spotkaliśmy się po twoim koncercie, przy barze, a mimo to... zaufałeś mi. Czemu? — spytał słabo.

— Ja... — zaciął się. — Z jednej strony nie potrafiłem już nikomu zaufać, tak mi się przynajmniej wtedy zdawało... — zwrócił się do niego, uśmiechając delikatnie. — Z drugiej nadal szukałem drugiej połowy. Głupie, wiem. Ale chciałem... Chciałem znaleźć kogoś, kto nie widziałby we mnie szmaty, jednorazowej rozrywki czy szczęściarza, który „zaliczył ładnego śpiewaka” — zacytował z krzywym uśmiechem. — Jak to się mówi, tonący brzytwy się chwyta, ale z tobą wszystko było inaczej — skwitował. — Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czułem, jakby coś kazało mi tam do ciebie podejść. I nie chodzi mi tu o pożądanie — zakończył, będąc pewnym, że ciemnoskórego spotkało to samo, bądź podobne uczucie.

Daiki słuchał słów blondyna i uważnie je analizował.
I, rzeczywiście, w chwili, kiedy zobaczył go po raz pierwszy, poczuł, że jeśli tylko Ryota zwróciłby na niego swoją uwagę, mogłyby połączyć ich coś o wiele, wiele lepszego, trwalszego i przyjemniejszego niż seks. Ucieszył się tym bardziej, mając pewność, że on i Kise dzielili podobne przeżycia. Uśmiechnął się i odetchnął w jego szyję, parząc chłopaka swoim gorącym oddechem. Ciemnoskóry odsunął się nieco od blondyna, unosząc głowę o kilkanaście centymetrów, aby ucałować jego żuchwę. Następnie znowu popatrzył mu głęboko w oczy. Uwielbiał to robić. Uwielbiał zatracać się w ich głębi i czuć, że na świecie nie liczy się już nic więcej.
— Z jednej strony, ta opowieść daje kiczem — podsumował, uśmiechając się zaczepnie. — Ale z drugiej, jestem strasznie szczęśliwy, że nasze życia splotły się ze sobą — wyznał i mocniej ścisnął dłoń Kise, która w dalszym ciągu trzymał w swojej odpowiedniczce. — No i znalazłeś i masz mnie — zakończył, nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi śpiewaka.

Pacjent zaśmiał się krótko, opierając się o jego czoło. Zagryzł mocno wargę, zamykając oczy.
— A co z... — przerwał. Odsunął się od niego, puszczając z niechęcią jego dłoń. — Nie chciałbyś założyć rodziny, Aominecchi? — spytał, siląc się na uprzejmy, nie smutny ton. — Ja ci jej nie dam. Może faktycznie powinieneś posłuchać ojca — stwierdził, nie patrząc na niego. Za bardzo bał się odpowiedzi.

— Nie znasz mojego ojca — prychnął tylko. — On nie chce zeswatać mnie z tamtą laską ze względu na moje szczęście, rodzinę czy cokolwiek innego. Znając życie, to małżeństwo przyniosłoby mu jakieś materialne zyski, na których mu zależy. Dlatego chce posłużyć się mną — oświadczył, nieco zły na samą myśl o swoim ojcu oraz podsumowaniu jego charakteru na głos. — I jasne, chyba kiedyś chciałbym mieć kiedy dziecko — wyznał po chwili namysłu. Słysząc to, Kise posmutniał, jednak Aomine szybko kontynuował: — Ale nie biologiczne. Chciałbym wychować je z tobą — wymruczał blondynowi wprost do ucha, z satysfakcją obserwując, jak przez jego ciało przebiega dreszcz.

Kise tylko wczepił się w jego plecy, ignorując drobne pieczenie w okolicy brzucha. Zapłakał, jednak spinanie mięśni przyprawiało go o dodatkowy ból. Próbując się uspokoić, odpowiedział rozczulony:
— Nie jest na to trochę za wcześnie, Aominecchi? — Jednak nie czekał na odpowiedź, szeptając cicho, mając nadzieję, że mężczyzna go nie usłyszy: — Nie śmiałbym nawet o tym marzyć. — Po czym odetchnął z ulgą.

— Czy ja wiem.
Aomine wzruszył ramionami. Nie dał tego po sobie poznać, jednak był strasznie zadowolony, iż udało mu się poprawić humor Kise oraz sprawić, iż ten zaczął myśleć o nich, a nie tym, co stało się tak niedawno temu.
— Chociaż, nie. W sumie, masz rację. Czemu rozmawiamy o dzieciach, a nie o ślubie? — westchnął z udawanym przejęciem, powstrzymując się, aby nie parsknąć śmiechem. — Może mam już sobie kupować garnitur? Tylko wiesz, wtedy musiałbyś znowu pojechać ze mną. I wszystko skończyłoby się tak, jak wtedy, prawda? — mruknął z uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że obaj myśleli o tym, gdzie i czym skończył się tamten dzień. Z przyjemnością patrzył, jak policzki Ryoty pokrywa rumieniec. Pochylił się i pocałował go lekko po raz kolejny, po czym dłonią wytarł z twarzy łzy.

Ryota oparł się o Daikiego, wodząc zdrową ręką po jego plecach. Ruchy stawały się coraz wolniejsze, a sam blondyn ziewnął zmęczony. Miał mu jeszcze tyle do powiedzenia. Tyle do spytania. Jednak zaczęło go morzyć. Póki co był na lekach, przez co nie czuł bólu, ale za to potrzebował dwa razy więcej snu.
— Kocham Cię, Aominecchi — wymruczał cicho, przysypiając na nim.

— Też cię kocham — odparł cicho Daiki, tylko mocniej wtulając siłę w swój skarb.
Tym razem zamierzał strzec go o wiele lepiej, niż dotychczas.
Otumaniony ciepłem, skrajnie wyczerpany z sił,  ale w końcu spokojny, również zamknął oczy i, oddychając głęboko i miarowo, usnął razem z kochankiem.
*
Midorima dostał się właśnie na teren szpitala, w którym przebywali Kise i Aomine. Ubrany w prosty, elegancki strój, przemierzał korytarze w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Ludzie, których mijał, przeważnie kiwali mu głowami, dobrze wiedząc, kim jest. Niekiedy próbowali zagadać, jednak zbywał ich szybko. Nie czuł się jednak kimś lepszym od innych. No, może trochę. Jednak był człowiekiem, jak wszyscy, a to, że niektórzy czcili go niczym bóstwo, chcąc się przypodobać, licząc, że sama znajomość z nim mogłaby dać im społeczny awans, napawało go obrzydzeniem.
Jedyną najbliższą mu osobą, która postępowała w stosunku do jego osoby wręcz odwrotnie, był jego chłopak. Takao na samym początku ich znajomości nie pałał do niego sympatią. Chciał się trzymać od niego na dystans, nie pakując w kłopoty. Shintaro pamiętał doskonale, że wtedy jego matka chorowała na gruźlicę, dlatego szatyn imał się każdej pracy, aby tylko zarobić na leki dla niej. Kiedy Midorima sam, z własnej kieszeni, ufundował kobiecie leczenie, stosunek Kazunariego nieco zmienił się do niego, ale nim chłopak zaufał jemu, człowiekowi z wyższej sfery, nie mówiąc o zakochaniu, minęło sporo czasu.
Sam zielonowłosy za to nie krył się z tym, że Takao mu się podoba. W pierwszej dogodnej do tego chwili wyznał mu swoje uczucia i poprosił, aby chłopak się nad tym zastanowił. I chociaż trudno w to uwierzyć, pierwszą reakcją Kazunariego była złość. Midorima jednak wiedział, że, nawet jeśli serce chłopaka chciało się do niego zbliżyć, umysł stanowczo odradzał mu tego pomysłu. Bał się odrzucenia i wykorzystania. Dopiero, kiedy dobrze poznał Shintaro, który dał mu na to czas, diametralnie zmieniając nastawienie do niego, aż w końcu doszło między nimi do romansu.
Obecnie jego kochanek przebywał w hotelu i odreagowywał ostatnie nerwy, biorąc długą, gorąca kąpiel, którą Midorima sam mu przygotował. Shintaro, za to miał ze sobą torbę z rzeczami na zmianę dla Kise, które przywiózł mu z jego domu, uprzednio powiadamiając jego opiekunkę o zaistniałych wydarzeniach.
Chciał, ale nie mógł zabrać czegoś dla Daikiego, z którym miał nadzieję jeszcze porozmawiać, ale w ostatnim momencie przypomniał sobie, że mężczyzna zostawił walizkę z dobytkiem w swoim samochodzie, który wciąż stał zaparkowany w porcie. Miał więc nadzieję, że póki co, Kise pożyczy mu coś swojego.
Odnalazłszy odpowiedni oddział, korytarz oraz salę, wszedł do środka z mocno bijącym sercem. Jednak widok, jaki tam zastał, rozczulił go. Dwójka mężczyzn pogrążona była w twardym, spokojnym śnie.
Nie zamierzał im przeszkadzać. Widząc jednak odsłonięte lędźwia Aomine, którego koszula podwinęła się do góry, chwycił koc z rogu łóżka i przykrył nim przyjaciela, który ślinił się lekko przez sen. Midorima wywrócił oczyma, zostawił torbę przy łóżku Ryoty i z lekkim uśmiechem na ustach wyszedł z sali. Postanowił, że dopiero potem, kiedy Daiki odpocznie i ochłonie, porozmawia z nim o tym, że na statku policji nie udało się złapać Haizakiego, który jakby rozpłynął się w powietrzu.

Gdy się obudzili, z miłym zaskoczeniem dostrzegli torbę ze świeżymi rzeczami, za którą dziękowali w duchu Midorimie, dowiadując się o tym, że to właśnie on ją przyniósł, od pielęgniarki. Aomine pomógł przebrać się wciąż obolałemu, chłopakowi, po czym sam wsunął na siebie nieco przyciasne ubrania. Niedługo po tym do sali przybył lekarz, uprzednio wyganiając Daikiego pod pretekstem faktu, iż nie jest rodziną pacjenta, na co mulat nie przystał, mówiąc, że nie ruszy się choćby mieli wynieść go siłą. Koniec końców, pozwolono mu zostać tylko przez wgląd na spanikowanego Ryotę, patrzącego na doktora błagalnie, niemo prosząc, aby ten pozwolił ciemnoskóremu zostać.
Poinformowano ich o wszelkich niedogodnościach oraz zagrożeniach, jakimi przez nagły ruch bądź przemęczenie mogły być omdlenie, bądź pęknięcie szwów. Mężczyzna w kitlu wypisał blondynowi wszystkie leki, pouczając, jak i kiedy należy je stosować. Kise jeszcze przez co najmniej dwa dni zabroniono chodzić, zalecano dużą ilość snu, unikanie stresu czy zbyt intensywnych emocji. Stresu, śmiechu, płaczu. Wszystkiego, co niosło ze sobą nagłe i mocne spięcie mięśni brzucha. Kończąc swój dołujący wywód, lekarz dodał, że za dwie godziny wypisują blondyna ze szpitala i może jechać do domu, jednak musi znajdować się pod stałą opieką i monitoringiem. Nim wyszedł, kazał siostrze przywieźć wózek inwalidzki, na którym Ryota miał stacjonować, przez następne dwa dni. Chory, przy pomocy kochanka, poderwał się ostrożnie, siadając ze skrzywioną miną na krześle. Nie podobała mu się wizja jeżdżenia na nim i potrzebowania pomocy przy każdym najmniejszym ruchu, jednak cieszył się z powodu powrotu.
Z drugiej strony okropnie bał się wracać do domu. Nie wiedział nawet, czy jeszcze go ma. Nie był pewien, czy ma do kogo wracać. Nienawidził się za słowa, którymi zranił Ruthie, więc nie śmiał nawet myśleć, co sama kobieta o nim myślała. Zrozumie? Czy zamknie przed nim drzwi z płaczem? Z rozmyśleń wyrwał go Aomine, kładąc mu rękę na zdrowym ramieniu, jakby czytając w jego myślach.  Przysunął pod nos jasnowłosego talerz z parującą zupą, na której sam zapach Kise przestał być głodny. Wiedząc, że śpiewak musi jeść, Daiki poszedł na kompromis, oferując, że zje z nim połowę. Czuły uśmiech i mające ciepły, troskliwy wyraz oczy przeważyły nad wybrzydzaniem i w ten oto sposób, na zmianę, łyżka po łyżce, karmili się nawzajem.
Dwie, wyczekiwane w napięciu godziny, minęły, zdecydowanie zbyt szybko, jeśli chodziło o Ryotę. Z niemałym trudem wpakowali chorego do auta, nie mówiąc już o wózku, ruszając pod bar. Kise z ciężkim sercem oraz pocącymi się ze stresu dłońmi, przejechał próg domu, wyszukując wzrokiem tak drogiej mu w życiu kobiety. Nie było to trudne. Znaleźli ją z pomocą głośnego trzasku, który był spowodowany uderzającym o podłogę talerzem, wypuszczonym z drobnych, trzęsących się dłoni.
— Ryota! — krzyknęła uradowana, biegnąc w ich kierunku.
Kise uparł się, nic sobie nie robiąc z próby powstrzymania go przez ukochanego, aby wstać. Zanim ciemnoskóra do niego dotarła, zgiął się w pół, zaciskając mocno dłoń na rączce krzesła, ignorując ostry, przeszywający prawą stronę brzucha, ból.
— Wybacz mi — stęknął, zalewając się łzami. Chciał w ten sposób okazać chociaż cząstkę szacunku, jakim ją darzył, mimo wcześniej wypowiedzianych słów.
Matka objęła go mocno, płacząc i mówiąc, jaki to on jest niemądry, zadręczając się i wstając, oraz tym, że rozumie i sama przeprasza. Gdy emocje wreszcie opadły zadeklarowała się zrobić im coś pysznego i pożywnego, posyłając ich do pokoju na parterze, ponieważ schody byłyby teraz niemałą przeszkodą, i obiecała, że zaraz po jedzeniu porozmawiają na spokojnie.

Daiki usadził swojego chłopaka z powrotem na wózku, przypominając naburmuszonemu Kise o zaleceniach lekarza. Następnie zawiózł go do wskazanego przez Ruthie pokoju, gdzie pomógł Ryocie wygodnie ułożyć się zna kanapie. Kiedy już leżał, odetchnął z ulgą i z ciepłem rosnącym w jego sercu rozejrzał się po pomieszczeniu.
Dobrze było być w domu.
Ciemnoskóry usiadł na samym skraju posłania, pozwalając, aby Kise mógł oprzeć głowę o jego uda. W oczekiwaniu na jego opiekunkę, zaczął rozmowę, nie mogąc powstrzymać się od głaskania złotych kosmyków jego włosów.
— Nie chciałbym się narzucać, ale mógłbym tu zamieszkać na parę dni? — spytał miękko. — Mógłbym się tobą opiekować — zadeklarował z subtelnym uśmiechem. — A poza tym, nie mam gdzie się teraz podziać — skłamał, bowiem hotel Midorimy tylko czekał, aż znów się w nim zadomowi. W rzeczywistości chciał mieć po prostu oko na kochanka oraz móc służyć mu pomocą zawsze, kiedy ten by jej potrzebował.

— Masz. Tutaj zawsze jesteś mile widziany — odpowiedział zarumieniony. — Dlaczego w ogóle pytasz o takie rzeczy, Aominecchi? — żachnął się, gładząc jego nogę palcami. — Może to trochę egoistyczne, ale chcę, żebyś zawsze był obok mnie. Jak miałbym się nie zgodzić? — dodał, czerwieniejąc po same uszy.

Aomine, zadowolony zarówno z odpowiedzi jak i reakcji blondyna, uśmiechnął się łobuzersko i pochylił nad Kise, całując go namiętnie w usta. Właśnie tego mu brakowało.  Zaczął powoli muskać wewnętrzne strony jego policzków oraz splatać swój język z tym chłopaka. Po pokoju rozległ się mlaszczący odgłos. Łapali krótkie, płytkie oddechy między jednym pocałunkiem a drugim.
Daiki zdążył już zapomnieć o bożym świecie, kiedy nagle rozległo się czyjeś odchrząknięcie. Obydwaj leniwie spojrzeli w miejsce, z którego ono dochodziło, a zobaczywszy w progu Ruthie, oderwali się od siebie błyskawicznie.

Ryota szybko tego pożałował, sycząc cicho. Odsunął się od mulata, tym razem delikatnie, i wlepił swój speszony wzrok w drugi koniec pokoju, z dala od kobiety. Ta parsknęła śmiechem, widząc ich zakłopotanie. Pokręciła rozbawiona głową.
— Obiad — powiedziała ciepło, nawet nie kryjąc cisnącego się na twarz uśmiechu.
Spojrzała na Daikiego i zwróciła się do niego:
— Proszę, zapakuj panicza na wózek.
Dostrzegając, jak jasnowłosy nadyma policzki, parsknęła śmiechem. Sam ciemnoskóry nie omieszkał jej nie zawtórować, kiwając głową w geście zgody. Pomógł więc odtrącającemu go wszystkimi możliwymi sposobami Kise usiąść. Zawiózł go do kuchni, w które na stole leżały trzy parujące talerze, wypełnione po brzegi kaszą i sosem.
Zjedli w ciszy. Następnie Aomine, poproszony przez opiekunkę kochanka, zaparzył im herbaty. Opróżniali powoli kubki, rozmawiając o tym, co stało się we wtorek. Blondyn brnął dzielnie, przez cały czas trwania opowieści mając w uścisku ciemnej, dużej, silnej dłoni swoją odpowiedniczkę. Ruth słuchała w napięciu, nie ponaglając, nie naciskając, co jakiś czas mówiąc, że jeśli jakiś szczegół jest za trudny, nie musi o nim słyszeć. Chociaż śpiewak opisał wszystko zwięźle, na pewno nie tak intensywnie, jak to przeżywał, atmosfera była posępna, ponura, a z czasem u jego matki pojawiły się łzy. Mimo wszystko cała trójka wiedziała, że jest to potrzebne, by kolejne niedopowiedzenia nie stały im na drodze do wzajemnego porozumienia oraz wspierania siebie nawzajem. Po długim monologu niższego mężczyzny oraz opadnięciu wszelkich emocji, rozmowa spadła na lżejsze, przyjemniejsze tematy. Złotooki delikatnie poruszył temat tymczasowego zamieszkania w barze Daikiego, co murzynka przyjęła nader ochoczo, mówiąc, że byłaby zła, jeśli tamten by tego nie zrobił.
Kiedy przyszła pora na wzięcie leków, Ryota niemal spał na siedząco z otwartymi oczami. Połknął je za namową matki i zasnął twardo na wózku. Mulat wywrócił rozbawiony oczami, wziął go na ręce, uznając, że nie ma sensu targać głośnego krzesła, i zaniósł do łóżka. Gdy go kładł, szamotał się chwilę z rękami ukochanego, który ani myślał, aby puszczać go choćby przez sen. Aomine spojrzał na niego rozczulony, nie mogąc się powstrzymać od cmoknięcia chłopaka w nos. Prostując się, dostrzegł, że są obserwowani. Kobieta stała w progu uśmiechnięta, przywołując go gestem ręki. Ciemnoskóry podszedł do niej, lekko zawstydzony, że widziała ten drobny akt czułości.
Ruthie uścisnęła zaskoczonego mężczyznę, mówiąc krótkie:
— Przepraszam. Źle cię oceniałam. Dziękuję, że jesteś przy Ryocie.

— Jeny — wyrwało się Aomine, kiedy kobieta już go puściła. — To znaczy… — Podrapał się w tył głowy. — Nie trzeba mi za to dziękować. Robię to, bo go kocham — odpowiedział hardo.
Nie chciał owijać w bawełnę, kręcić czy kłamać. Aż sam zdziwił się, jak łatwo przyszło mu wyznać prawdę przed matką Kise.
Ruthie nic nie odpowiedziała. Zacisnęła tylko mocniej wargi, nikle się uśmiechając. Skinęła głową, a Daiki zinterpretował ten gest jako nieme błogosławieństwo. Pomógł mu w tym fakt, że wyglądała po prostu na wzruszoną. Murzynka jednak nie dała mu długo oglądać się w tym stanie. Zamrugała parę razy, odchrząknęła i poprawiła dłonią fryzurę.
— Skoro tak, to chyba mogę cię do czegoś wykorzystać — powiedziała z uśmiechem. Zdumiony Aomine przytaknął. — Muszę pojechać do Oklahomy. Chodzi o byłego męża. Domaga się pieniędzy, przed naszym rozstaniem miał udziały w barze, a teraz się piekli i twierdzi, że został oszukany — westchnęła, wywracają oczyma. — Zostań z nim — powiedziała, wskazując na śpiącego blondyna — dziś i jutro. Pilnuj, żeby dobrze się odżywiał i koniecznie brał leki — poprosiła z troską.
— O tym na pewno nie zapomnę — zadeklarował Daiki. — Ale może mógłbym jakoś pomóc? Jestem prawnikiem.
— Daj spokój. — Machnęła ręką. — Nie zawracaj tym sobie głowy, poradzę sobie. Nie takie rzeczy robiłam! Ale dziękuję. To się liczy, tam, na górze — dodała z uśmiechem. — No. A ja będę się już zbierać. Czułam, że się zgodzisz — powiedziała i wyszła, zostawiając Aomine samego, z wyszczerzem na twarzy.
Ponieważ słońce dopiero zachodziło, a Daiki nie miał zamiaru się jeszcze kłaść, usiadł na parapecie przy oknie. Tuż obok spał Ryota. Aomine czuł się dobrze, wiedząc, że jego kochanek jest tuż obok, cały jego, a przede wszystkim, bezpieczny.
Daiki, z policzkiem przyklejonym do szyby, obserwował, jak z budynku, w którym się znajdowali, wychodzi Ruthie i zmierza w kierunku stacji kolejowej. Odprowadził ją wzrokiem, do tej odległości, kiedy stała się tylko małą plamą w oddali. Wtedy zaczął przyglądać się innym ludziom, którzy na ulicy spieszyli się do swoich spraw. Nowy Orlean stanowił prawdziwą mozaikę mieszkańców oraz przejezdnych. Każdy wyglądał inaczej i zapewne posiadał inny status społeczny. Nie trudno było mu zlokalizować paru kręcących się po rynku bezdomnych, ale piękne kobiety opuszczające sklepy z dłońmi pełnymi siatek z zakupami oraz ubranymi w najmodniejsze stroje również nie były rzadkością.
Słońce, które właśnie rzucało swoje ostatnie promienie znad horyzontu, nie docierało już do pokoju, w którym był, ale oświetlało jeszcze nieznaczną część budynku niżej, prześwitując przez szpary innych domów. Tworzyło to niesamowity widok, a ludzie przemykający na ulicy, wyciągający głowy wyżej, kiedy znaleźli się w złotym świetle, sprawiali, że zaczął mimowolnie się uśmiechać.
Chciał zobaczyć to miasto zimą.
W pewnym momencie jedna z osób szczególnie przyciągnęła jego uwagę. W końcu zielone włosy ich właściciela nie mogły pozostać obojętne nikomu. Daiki uśmiechnął się i ostrożnie, aby nie obudzić kochanka, zsunął się z parapetu, aby zejść na dół i otworzyć. Zrobił to akurat w momencie, kiedy Midorima zamierzał zapukać, toteż zastał go w pozie, w której prawą dłoń miał zaciśniętą w pięść i uniesioną na wysokość klatki piersiowej.
Zaśmiał się pod nosem, zaobserwowując wyraźne zdziwienie na pociągłej, przystojnej twarzy przyjaciela.
— Yo — przywitał się, splatając ręce na piersiach. — Co cię sprowadza? I skąd wiedziałeś, że tu jestem? — spytał, ustępując przejścia Shintaro, który opuścił rękę i burcząc coś niewyraźnie, wszedł do mieszkania.
— A gdzie indziej miałbyś być? — westchnął, podążając za niższym, który zaprowadził go na pierwsze piętro, do salonu. Po drodze mulat upewnił się jeszcze, czy Kise w pokoju obok śpi spokojnie. Tak właśnie było, dlatego zostawił otwarte drzwi od pomieszczenia, aby w razie czego blondyn mógł zorientować się, gdzie Aomine jest.
— No, to co tam? — spytał ciemnoskóry, układając się wygodnie na kanapie. Shintaro zajął miejsce tuż obok. — Przyszedłeś na ploteczki? Mam robić kawkę? — spytał, uśmiechając się złośliwie.
Midorima westchnął z dezaprobatą.
— „Ploteczki” muszą poczekać — oświadczył poważnie. — Wpadłem tylko na chwilę. Chodzi o coś istotnego.
— Co się stało?
— Haizaki, wbrew temu, co zapewne myślałeś, nie jest w więzieniu — powiedział i uśmiechnął się słabo. — Wtedy, na statku, policja zastała tylko ledwo żywego Makoto Hanamiyę. Shougo jakby rozpłynął się w powietrzu. Cały czas go szukają, ale chyba sam rozumiesz… Powinieneś mieć się na baczności.
W Aomine zawrzało. Potwierdziły się tylko jego obawy, które już od pewnego czasu budziły jego niepokój. Wtedy, gdy okazały się prawdą, zezłościł się i przestraszył jednocześnie. Zdążył przekonać się już kilka lat wcześniej, jak nieobliczalny potrafił być Haizaki.
— Kurwa — zaklął siarczyście zaciskając pięści ze złości. — I mówisz mi to dopiero teraz? — warknął, rzucając Midorimie nieprzychylne spojrzenie.
— Wcześniej nie miałem okazji. Nie chciałem nic mówić przy Kise. Nie powinien się teraz denerwować.
— To prawda, ale mimo wszystko… Cholera, Shintao, mówisz mi to specjalnie! — krzyknął nagle.
Midorima tylko popatrzył na niego jak na wariata.
— To chyba jasne, że tak? Chcę, abyś uważał i…
— Nie o tym mówię! — prychnął, zły, że zielonowłosy traktuje wszystko tak dosłownie. — Wiesz, że brałem udział w rozprawie tego gnoja. — Cisza ze strony Midorimy była potwierdzeniem. — No jasne. Nie dość, że dzięki głównie mojej zasłudze go wtedy skazali, to teraz pewnie jest dodatkowo wściekły, bo obiłem mu mordę. W ogóle jakim cudem on wyszedł? Dostał chyba ze dwa lata dłużej za ostatnie groźby.
— Za kaucją. Jego gang, czy cokolwiek, czym zarządza, musiał go wykupić. Nie tylko ty jesteś majętny — dodał Shintaro, kręcąc głową i wstając. — Muszę iść, Daiki. Do hotelu przyjeżdżają nowi, ważni goście. Wprowadź się z powrotem, kiedy tylko będziesz mógł. Zapewnię ci ochronę. Tobie i Kise — dodał szybko, widząc wzrok Daikiego. — Więc…
— Tak. Wiem — zakończył krótko, wzdychając, i również podniósł się z miejsca. — Odprowadzę cię.

*

Lekko otumaniony tabletkami blondyn otworzył ospale oczy i przeciągnął się, uważając na bolące miejsca, jakimi były jego bok oraz, niedawno nastawiany, bark. Ziewnął cichutko, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie dojrzał w nim swojego chłopaka, więc uniósł się do pozycji siedzącej, nasłuchując. Usłyszał charakterystycznie ochrypłe, wypowiadane przez Daikiego słowa oraz głęboki, dystyngowany ton drugiej osoby. Zmarszczył brwi, gdy starał się przypisać znajomy głos do konkretnej osoby. Kiedy zorientował się, kto jest jego właścicielem, ucieszył się w duchu, mimowolnie uśmiechając. Już miał krzyczeć do nich, gdy przez falę przypadkowych, zlewających się w jeden bełkot, wyrazów, usłyszał jeden, wyjątkowo wyraźny splot liter, układający się w imię.
Shougo.
 Kise mimowolnie zadrżał. Wsłuchał się w rozmowę, chcąc przekonać się o tym, iż mężczyźni debatują o jego wyroku czy warunkach więziennych. Gdy dotarł do niego fakt, iż ten uciekł, zakrył usta dłońmi, by zdusić w sobie chęć krzyku.
Dostał ataku paniki. Nie mógł złapać oddechu, dławiąc się brakiem powietrza. Jego płuca pulsowały mocno, domagając się jakiejkolwiek dawki tlenu. Mimo wszystko blondyn z całych sił próbował się uspokoić, przeżywając ten kryzys w samotności. Nie mógł okazać po sobie strachu. Dopiero co obiecał sobie, że nie będzie martwił mulata. Zagryzł mocno rękę w miejscu, w którym palec wskazujący łączy się z kciukiem i powoli wziął wdech, mimo chęci zrobienia tego nagle i łapczywie. Uregulował swój oddech, trzymając się za, dotychczas spięty, brzuch. W momencie, gdy śpiewak był w stanie w miarę normalnie funkcjonować,  usłyszał jak mężczyźni zaczynają się przemieszczać z pokoju obok. Położył się szybko z powrotem, nakrywając kołdrą po samą głowę i zacisnął mocno ręce ma jej materiale, próbując zrobić coś, aby przestały się trząść. Starał się napełniać płuca miarowo, by wyglądało to tak, jakby spał i modlił się w duchu, żeby dobrze mu to wyszło.

Po tym, jak odprowadził Midorimę do drzwi, Daiki wrócił na górę, do pokoju swojego chłopaka. Wciąż targały nim silne, sprzeczne emocje w związku z tym, o czym się dowiedział. W dodatku miał ochotę porozmawiać jeszcze trochę o zaistniałym problemie z przyjacielem, jednak rozumiał, że ten miał przecież na swojej głowie cały interes, którego musiał doglądać.
Pogrążony w dość ponurych rozmyślaniach, położył się na łóżku obok Ryoty, chcąc jeszcze raz wszystko dokładnie sobie przemyśleć. Na początku nie zwrócił uwagi na drżenie kochanka obok. Zdał sobie z niego sprawę dopiero po chwili. Natychmiast poderwał się do siadu, delikatnie chwytając blondyna za zdrowe ramię i ściskając je lekko. Kise leżał odwrócony do niego plecami, toteż nie mając wyglądu na jego twarz, jego serce tym bardziej przyspieszyło swój bieg, kołacząc mocno w klatce piersiowej.
— Ryota, wszystko gra? — spytał szeptem, poważnie zaniepokojony.

Na dźwięk swojego imienia blondyn podkulił lekko nogi, nie mając odwagi, aby się odwrócić. Nie chciał się zdemaskować. Nie chciał, żeby Aomine miał przez niego kolejne zmartwienia. Wiedział, że jeśli mulat dowie się o jego obawach, będzie stawiał go ponad wszystko, nie dbając czy nie myśląc o innych, w tym i o sobie. Nieświadomy, że z jego oczu sączą się pojedyncze łzy, odparł cicho, starając się brzmieć przekonywująco:
— Tak, wszystko w porządku. — Pogładził delikatnie rękę chłopaka, nadal leżąc do niego plecami. —Przepraszam, miałem mały koszmar.
W pewnym sensie nie kłamał. Obecna sytuacja właśnie się taka dla niego stawała.
Dlaczego nie mogli żyć już w spokoju?

— Na pewno? — westchnął Aomine i przylgnął do jego pleców, obejmując jego drobne, drżące ciało swoimi pewnymi  ramionami i wtulił twarz w jego szyję.
Kiedy poczuł na niej wilgoć, w postaci łez, jego obawy tylko wzrosły.
— Reagujesz tak na każdy koszmar, skarbie? — spytał cicho, siląc się na opanowany ton głosu.

 Nie każdy — odparł, zaczynając się uspokajać. Zapach Aomine wdarł się do jego nozdrzy, łagodząc nieco stres. — Śniła mi się sytuacja sprzed kilku dni — skłamał, chociaż właśnie o niej w tamtej chwili myślał. Jakby coś takiego miałoby się powtórzyć i Daiki nie dostałby tylko w rękę...
Ryotę znowu przeszedł dreszcz.

— Nie myśl już o tym — polecił mu Daiki, wsuwając dłoń pod jego koszulę i gładząc nagą skórę pleców, a szyję całując delikatnie, wyczuwając przy tym wargami przyspieszony puls śpiewaka. — Już nic podobnego nigdy się nie wydarzy. Obiecuję ci — wyszeptał.
I nawet, jeśli nie powinien mówić takich rzeczy, ponieważ nigdy nie wie się, jaka niespodziewana sytuacja mogłaby się wydarzyć, postanowił zaryzykować i dotrzymać danego słowa, choćby nie wiadomo co.

Niższy przylgnął mocniej do torsu ciemnoskórego, pozwalając na chwilę omotać się słodkiemu kłamstwu. Wiedział, że skoro Haizaki jest wolny to na pewno nie wróży to dla nich nic dobrego. Przez moment pomyślał, że Daiki mówi prawdę, bo zemsta białowłosego może być gorsza, niż to co zrobił dotychczas. Zacisnął mocno wargi i odwrócił się powoli do niego, chowając się w jego uścisku, jakby otaczające go ramiona były ciemną, zasłaniającą go przed całym złem tego świata, kurtyną.
Tylko co zrobi, jeśli ktoś ten materiał zerwie…?
— Przysięgnij... Daj mi pewność, że nie będziesz się niepotrzebnie dla mnie narażał — wyszeptał, owiewając krtań mulata niepewnym oddechem.

Daiki uśmiechnął się tylko pod nosem, zdając sobie sprawę, iż kochanek tego nie dostrzeże. Cały czas gładził jego plecy, opuszkami palców błądząc wzdłuż kręgosłupa, łopatek, żeber i lędźwi. Jego skóra była miękka i gładka, bez żadnych skaz, nieco wilgotna od potu. Aomine zaciągnął się zapachem Kise, który aż przesycony był jego uczuciami. Od ich nadmiaru, boleśnie ścisnął go żołądek.
Kazał blondynowi czekać na swoją odpowiedź bardzo długo, pełne napięcia i zdenerwowania chwile, ale musiał poważnie się nad tym zastanowić. Postanowił powiedzieć prawdę.
— Nie mogę — wychrypiał, odchrząkując zaraz. Jego głos był głęboki, ciepły, budzący zaufanie. Nikt nie podejrzewałby, jak bardzo rozdarł nim swojego chłopaka. — Nie mogę, Ryota — powtórzył. — Kocham cię i będę się narażać, jeśli tylko będę mógł cię w ten sposób ochronić.

— Nie ochronisz mnie, jeśli coś ci się stanie — odparł słabo, poruszony słowami kochanka. — Potrafię o siebie zadbać... — powiedział wbrew temu, w jakim stanie się znajdował. — Dlatego chcę, żebyś uważał też na siebie. Proszę…
Pocałował Aomine mocno i tkliwie, marszcząc przy tym lekko brwi. Pogłębił subtelnie pieszczotę z lubością. Kiedy się od siebie oderwali, Kise przeszło przez myśl, że jeśli stałoby się coś złego, mógłby już nigdy nie móc smakować ust mulata. Znów zasypiałby sam, pozbawiony ciepła osoby, którą kocha. Zapachu, który działa jak kojący lek, podczas którego przedawkowanie może kończyć się burzą zmysłów. Całość utwierdziła go tylko w przekonaniu, jak bardzo mu na nim zależy i jak mocno go kocha, bojąc się go stracić. Przytulając się do Aomine z całych sił, powiedział cichutko:
— Jesteś dla mnie najważniejszy, Daicchi.

— Skoro tak mówisz — zaśmiał się ciemnoskóry i wrócił do całowania chłopaka.
Nie był najlepszy w mówieniu tego, co czuł, dlatego starał się to pokazać poprzez czyny. Delikatność, czułość, radość. Jego gesty zawierały wszystkie te cechy, a ponieważ Kise już dawno nauczył się je odczytywać, nie dochodziło między nimi do nieporozumień, przynajmniej nie na tym gruncie.
Aomine również nauczył się rozumieć bez słów, co tak naprawdę kryło się we wnętrzu chłopaka. Spostrzegł typowe dla niego zachowania, zapewne niedostrzegalne dla innych, jak również nieodczuwalne dla samego Ryoty. Wiedział, że jeśli Kise coś przed nim ukrywa, nigdy nie patrzy mu wtedy w oczy. Wiedział, że kiedy się czymś denerwuje, nie potrafi powiedzieć tego wprost, tylko plącze się. Że czasem boi się polegać na Aomine zbyt mocno, aby nie sprawić mu kłopotu, nad czym potrafi zamyślać się na długie minuty, podczas których można do niego mówić, a ten i tak nie usłyszy. Że jego głos drży, kiedy trzyma w sobie coś, o czym niekoniecznie chciałby się dzielić z innymi. Dlatego starał się na niego nie naciskać, czekając, aż ten sam mu powie lub dając ewentualne, subtelne sygnały, mające na celu zachęcić go do tego.
Sam siebie uważał za pojętnego ucznia, który jednak wciąż ma wiele materiału do przyswojenia. To, czego był pewien lub czego się domyślał, stanowiło tylko niewielką cząstkę tego, co powinien wiedzieć o swoim chłopaku, aby móc zawsze mu pomóc, nawet, jeśli ten zacznie coś przed nim ukrywać. Osobiście uważał, że Ryota, choć stara się być otwarty na innych, został zbyt wiele razy sponiewierany i zraniony, żeby mówić o wszystkim, co tylko leżało mu na sercu, bojąc się, czy aby kiedyś nie zostanie to wykorzystane przeciw niemu.
Nie dziwił się Kise. Sam również miał problemy z zaufaniem, którym obdarzał trzy, może cztery osoby w swoim życiu. Jedną z nich oczywiście był blondyn. I choć Daiki z początku nie mógł pogodzić się z tym jak dziecinnie łatwo mu to przyszło, podczas gdy nawet w stosunku do współpracowników i znajomych z kancelarii starał się trzymać dystans i sprawdzać, czy to co mówią, rzeczywiście jest prawdą, tak teraz był z tego powodu szczęśliwy.
Miał ochotę kochać się z Ryotą. Pragnął go całym sobą, chcąc przestać myśleć choć na chwilę, oddając się tej specyficznej bliskości ze swoim chłopakiem, podczas której mogli stawać się jednością. Chciał się oddać swoim uczuciom, żądzom, pragnieniom, które ostatnimi czasy stały się wyjątkowo wyczulone na każdy jego kontakt z blondynem, sprawiając, że ciężko mu było logicznie myśleć.
I tym razem tak było, dlatego zanim się opamiętał, zdążył się już podniecić. Zaklął w myślach, odrywając się od kochanka i oddychając, a raczej dysząc, głęboko, aby móc się uspokoić. Spojrzał Kise w oczy, ale wciąż widział w nich przebłyski strachu i niepokoju, które zakorzeniły się w nim od czasu sytuacji z Haizakim.
Westchnął głęboko, uśmiechając do niego delikatnie, chcąc dodać pewności i otuchy. Następnie pochylił się nad nim i jeszcze raz pocałował, po czym przykrył ich obu kołdrą, przyciskając Ryotę do siebie.

Kise wyczuł stan, w jakim znajdował się Daiki. Dosłownie i w przenośni. Ciężko było nie poczuć nabrzmiałości mężczyzny, kiedy ten przywarł do blondyna, zamykając go w ciasnym uścisku, który zabił wszelką, istniejącą wcześniej przestrzeń między nimi.
Śpiewak spąsowiał, czując jak robi mu się gorąco.
— Aominecchi, czy ty..?
— Ta — przerwał mu. — Ale nie przejmuj się tym — dodał szybko, głaszcząc go po głowie.
— J-jak mam się nie przejmować, kiedy ty... um… — Teraz twarz niższego przybrała szkarłatną barwę, a on sam zagryzł swoją wargę. — Trzeba coś z tym zrobić, bo będzie bolało — powiedział tak niewinnie, że mulat czułby wyrzuty sumienia, robiąc mu cokolwiek w tamtej chwili, ponieważ jasnowłosy miał tak przejęty wyraz twarzy oraz ton, że przywiódł mu na myśl dziecko. Zaskakujące było, jak mężczyzna, w ciągu ułamka sekundy, potrafił zmieniać swoje zachowanie. Nie tak dawno temu, dosłownie chwilę, kazał mu obiecać, śmiertelnie poważny i martwiący się, a teraz patrzył na niego z troską i poczuciem winy.

Przemyślenia Aomine zaszły tak daleko, że ten aż się zakrztusił, kaszląc głośno. Zmieszany i lekko czerwony na twarzy, usiadł na skraju łóżka, przerzucając nogi za jego krawędź. Nie patrzył na Kise, ponieważ obawiał się, że widząc jego cudowną twarz i jej wyraz, doszedłby w tej chwili bez żadnej pomocy.
— To nic, naprawdę — powiedział, kiedy był już w stanie normalnie zaczerpnąć powietrza. Wstając z posłania, dodał jeszcze: — Po prostu pójdę do łazienki...

— Nigdzie nie pójdziesz — pisnął blondyn, łapiąc go za koszulkę. — Jak ty to sobie wyobrażasz, Aominecchi? Mam tu sobie tak leżeć i słuchać? — dodał zażenowany.
Pociągnął za materiał, przyciągając Daikiego z powrotem na łóżko i przybliżył się do niego powoli.
— P-przytulisz mnie, Aominecchi? — spytał po to, aby wymusić na mulacie siad, w którym przerzuca nogi tak, że ma między nimi ciało śpiewaka. Ryota usiadł tak samo i pocałował nieśmiało miejsce za uchem na ciemnej skórze. — Nie sądzę, żebyśmy jeszcze mogli to robić. Przynajmniej nie dzisiaj — stwierdził, unikając wzroku drugiego mężczyzny. Czuł, że sam zaczyna robić się podniecony.
— N-nie lubię tego robić ustami — przyznał ledwo słyszalnie, oblizując swoją rękę. Rozpiął spodnie, obserwującego go z napięciem Aomine, przypatrując się wypukłości odznaczającej materiał bokserek. — Ale to chyba wciąż lepsze, niż robienie tego samemu, prawda? — spytał, wsuwając dłoń pod bieliznę ciemnoskórego, zaciskając mocno długie palce na jego męskości, zduszając głuchy jęk wyższego swoimi ustami.

Kise zaczął powoli poruszać dłonią, mocno trzymając jego członka. Aomine nabierał głęboko w płuca powietrza, wypełniając nim całą ich objętość. Czuł, że dojście nie zajmie mu za dużo czasu, biorąc pod uwagę, jak działał na niego Ryota. Blondyn sprawiał, że fale przyjemności, mające swoje źródło nie tylko w kroczu, ale i w ustach, przeszywały go, sprawiając, że zaczął drżeć.
W tym czasie jego chłopak przyspieszył ruchy dłoni, doprowadzając go niemal na skraj. Daiki mruknął gardłowo, kończąc pocałunek i zaczepnie przejechał językiem po dolnej wardze śpiewaka, który leniwie otworzył zamglone oczy. Kiedy się całowali, prawie zawsze je zamykał.
Aomine zaczął wzdychać cicho i kręcić się, nie mogąc usiedzieć w spokoju.
— Och, skarbie…! — jęknął przeciągle, kiedy jego ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz.
Kolanem popchną partnera ku sobie, podpierając podbródek o jego ramie. Zaczął specjalnie dyszeć i wzdychać mu do ucha, co jakiś czas przygryzając delikatnie jego płatek. W takich chwilach mógł zaobserwować, jak drobne, jaśniutkie włoski na karku Kise stają dęba, a jego samego przechodzi gęsia skórka. Wtedy Ryota na moment przestawał ruszać dłonią, wywołując tym mruknięcia dezaprobaty ze strony ciemnoskórego.
Nagle Aomine przyszło do głowy, że jego chłopak też mógł zdążyć się już podniecić, zważywszy na to, jak perwersyjne gesty mu przekazywał. Swoją prawą dłonią również sięgnął do bokserek blondyna. Okazało się, że miał rację, a Kise był tam już cały mokry. Ciesząc się, że zaoszczędzi śliny na tym naturalnym poślizgu, zaczął szybko poruszać ręką w górę i w dół, ściskając intensywnie jego penisa. Ryota również nie mógł zaczerpnąć oddechu, podobnie jak on na początku. Zaczął jęczeć głośno i wypychać biodra w stronę Daikiego.
Ciemnoskóry doszedł pierwszy. Zagryzł mocno swoją dolną wargę, aby przypadkiem nie wydać z siebie zbędnego odgłosu, co jednak nie do końca mu wyszło. Rozlał się w dłoni kochanka, sam tylko przyspieszając ruchy swojej, i jego doprowadzając do orgazmu, który sprawił, że wszystkie jego mięśnie zacisnęły się boleśnie, a ciszę rozdarł krzyk zmieszany z głośnym jękiem rozkoszy i imieniem Aomine jednocześnie.

Przyjemność była tak duża, że przyćmiła, pulsujące spod opatrunku pieczenie. Blondyn poleciał w stronę Daikiego i, opierając głowę o jego obojczyk, próbował uspokoić mocno bijące serce oraz rozluźnić, zakleszczające się w reakcji obronnej na ból, mięśnie brzucha. Ta krótka, choć niebywale bliska chwila, sprawiła, że uszła z niego cała energia. Nie był śpiący, jednak nie potrafił nawet pomyśleć o kiwnięciu palcem, nie mówiąc już o wykonaniu tej czynności. Westchnął spełniony, zmuszając się cudem do wyciągnięcia szyi i, wciąż oparty czołem o Daikiego, musnął wargami jego skórę. Następnie wrócił do poprzedniej, wręcz bezwiednej, pozycji, dopiero teraz wyczuwając skutki zbliżenia. Rana szczypała, jednak był przekonany, że szwy nie pękły, bo inaczej nie mógłby usiedzieć i skręcałby się w pół, cierpiąc.
Śpiewak zanucił w żartach cicho piosenkę The Drifters „This magic moment”, parskając śmiechem, gdy zrobił to ciemnoskóry.

Aomine udzielił się humor Kise, bowiem za chwilę zaczął chichotać razem z nim. Kiedy moment później już się uspokoili i ochłonęli, Daiki wyplątał się z kończyn Ryoty, którymi ten go oplatał, a następnie wstał, podciągając zabrudzone nasieniem spodnie. Blondyn, sądząc po jego niezrozumieniu wypisanym na twarzy, był ciekaw, czemu kochanek chce w ogóle się ruszać, ale ten zaraz rozwiał wszelkie jego wątpliwości, biorąc na ręce. Mimo sprzeciwów, zaniósł go do łazienki, która mieściła się obok, a następnie usadził na pralce. Kise siedział na niej, niecierpliwie machając nogami. W tym czasie ciemnoskóry nalał letniej wody do miski, którą postawił na toalecie. Następnie chwycił gąbkę i mydło, które leżały na wannie i zanurzył przedmioty w wodzie. Zsunął z nóg partnera zarówno spodnie, jak i majtki, które rzucił na podłogę. Nadawały się bowiem już tylko do prania.
Zaczął przemywać kochanka wodą, uśmiechając doń delikatnie. Przesuwał wilgotną gąbką po jego sferach erogennych, pachwinach oraz udach, wycierając resztki spermy, co jakiś czas płucząc ją w wodzie. Kiedy skończył go obmywać, wziął się za siebie, cały czas bacznie obserwowany przez Ryotę. Wystarczyło jednak, aby rzucił mu spojrzenie – ten od razu uciekał wzrokiem w bok, rumieniąc lekko ze wstydu, że został „przyłapany”.
W końcu obaj byli względnie czyści. Nie mieli już siły ani ochoty na wchodzenie pod prysznic, dlatego prosto z łazienki wrócili do pokoju blondyna, do łóżka. Przebrali się w czyste bokserki i ułożyli wygodnie na najmiększych poduszkach, jakie przyniósł tam wcześniej Daiki, chcąc, aby jego chłopak miał jak najwygodniej. Kiedy obaj już spokojnie leżeli, wpatrując się w siebie i uśmiechając, ciemnoskóry pocałował blondyna w nos, a następnie, przytuliwszy go do siebie, zamknął oczy i momentalnie usnął.

Ryota jeszcze długą chwilę myślał, znajdując się w jego ramionach. Zastanawiał się, jak Shougo uciekł ze statku i, skoro to zrobił, dlaczego jeszcze go tutaj nie ma. Ciesząc się z tego, że jego ukochany śpi, postanowił czuwać. Przymknął oczy, wdychając jego zapach, który pozwolił mu na spokojnie przemyśleć wszystkie zdarzenia, odkąd Daiki zjawił się w jego życiu.
Mimowolnie przypomniał sobie o siostrze, czując się podle z powodu tego, że zapomniał. Fakt, sytuacja z Haizakim była dość ekstremalna, jednak zdaniem Kise, to go nie usprawiedliwiało. Nie był i nie będzie na jej pogrzebie, bo najprawdopodobniej takowy nie będzie miał nawet miejsca. Powinien oddać jej należyty hołd. Postanowił się rankiem za nią pomodlić. Już teraz zaczął sobie robić drobny rachunek sumienia, wspominając przeżyte z nią chwile. Zarówno te przykre, jak i radosne. Uśmiechnął się z nostalgią, widząc w głowie obraz ich samych, grających razem na pianinie w salonie domu dziecka, kiedy to jego drobne, dziecięce palce płynnie sunęły po klawiszach, tworząc melodię. Automatycznie zaczął stukać knykciami, wtórując małemu Ryocie z przeszłości. Prychnął rozbawiony, gdy przypomniał sobie, jak Lili tak się wczuła w grę, że przypadkowo zepchnęła go z krzesła. Szybko spojrzał na Aomine, który na ten dźwięk mruknął coś niezrozumiałego. Upewniając się, że śpi, odetchnął z ulgą.

Nawet się nie zorientował, kiedy nastał ranek. Kise pilnie potrzebował wizyty w toalecie. Nie mając serca budzić mulata, wysunął się ostrożnie z uścisku, zamierając, gdy ten zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Spał jednak nadal, więc jasnowłosy przemieścił się ostrożnie do łazienki, z ulgą stwierdzając, że nadszarpnięcie na brzuchu praktycznie nie daje o sobie znać. Załatwił się i zmienił opatrunek nasączony wydzieliną z zaszytej rany. Naszła go ogromna ochota na grę, jednak zakurzone, od lat nieużywane, pianino znajdowało się na strychu. Mimo wszystko schody były jeszcze dla niego wyzwaniem. Wolał się nie nadwyrężać. W końcu, jeśli wyzdrowieje, będzie mógł się opiekować, nie być pod opieką. Wrócił do pokoju i ostrożnie, jak najciszej umiał, zamknął drzwi.

5 komentarzy:

  1. Jeju jakie to opowiadanie jest boskie.
    Wszystko tak estetycznie i składanie napisane.
    Genialna historia...tyle miłości i czułości no po prostu brak słów.
    Odwalacie przepiękną robotę dziewczyny ♡~♡
    Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy ale nie dostajecie żadnych pochwał ani nic pod rozdzialami co jest naprawdę smutne ponieważ ten tekst na to zasługuje ♡♡♡
    Pozdrawiam serdecznie i zniecierpliwiona czekam na kolejną część :D
    Pod koniec kiedy Kise wstał to trochę się przestraszyłam ze jednak sobie nie poradzi i coś mu się stanie ale jakoś dał radę haha c:
    Trzymam kciuki za chłopaków żeby w końcu udało im się pozbyć Haizaliego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww obie dziękujemy za tak ciepłe i miłe słowa! ;; ♥ Poruszyły nas, lekko mówiąc x'D ♥ Bardzo się cieszymy, że opo się podoba, dlatego w przyszłości będziemy starać się jeszcze bardziej ^^
      Pozdrawiamy i ściskamy ♥

      Usuń
    2. Należy się ♡♡♡
      Czekam :D

      Usuń
    3. Right! ;;
      To wiele znaczy, kiedy jednak dowiadujesz się, że ktoś wyczuł się w historię i warto ją kontynuować ^^
      I, heh, myślę, że obie się tu zgodzimy-wcale nie jesteś taka słaba w pisaniu komentarzy :3 Nam się bardzo spodobał 😳 ❤
      Dziękujemy i pozdrawiamy:3

      Usuń
  2. Również pozdrawiam :D
    I jeszcze raz świetna robota <3
    Trochę z opóźnieniem ale dopiero teraz zobaczyłam komentarz xD

    OdpowiedzUsuń