Mężczyzna czuł, jakby dryfował
w pustej przestrzeni, otoczony miłą, obiecującą spokój, ciemnością. Nie miał
ochoty się stamtąd wycofywać. Było mu błogo i przyjemnie. Nie czuł nic. Jego
umysł pozwalał przepływać swobodnie informacjom, wypłukując z nich wszelkie uczucia.
Dotknęły go wspomnienia całego dnia, w których wsiadł na ten przeklęty statek.
W jego głowie błyskały niewyraźne obrazy. Tłuczenie jego ciała przez Shougo,
nadejście Aomine, Hanamiya… Strzał i związany z tym ból.
Przeżył? Zastanawiał się. Poczuł
się spełniony, wiedząc, że Daiki na pewno tak.
—…ta
Usłyszał stłumione przez ciszę
echo, odbijające się w jego czaszce.
— Ryota…
Teraz głos, już wyraźniejszy,
przywoływał go do świata żywych, martwiąc swoją barwą. Wiedział do kogo on
należy, wiedział, dlatego słysząc jak rozpaczliwy miał ton, przejął się
śmiertelnie. Powoli odzyskiwał czucie. Uderzyła go nagła świadomość, ciężar
własnego, pulsującego, rwącego ciała, oraz nieznośnego uczucia bezdechu. Jego
oczy zostały brutalnie potraktowane rażącym światłem, przez które zmarszczył
mocno brwi. Czuł delikatne ciepło oraz uścisk na własnej dłoni.
— Ryota? — Jego imię,
wypełnione nadzieją.
Kise odwrócił z trudem głowę w
jego kierunku, próbując otworzyć opuchnięte powieki. W końcu mu się to udało i
dostrzegł przed sobą kontury oraz kolory mężczyzny siedzącego przy jego łóżku.
Poczuł niewiarygodne ukojenie, widząc ciemnoskórego. Blondyn jeszcze mocniej
ściągnął brwi, czując bezdech spowodowany pękniętym sercem.
— Daikicchi… — szepnął smutno,
rozklejając się. Nie potrafił znieść natłoku wszystkich towarzyszących i
skumulowanych w nim w tej chwili uczuć.
Aomine z trudem powstrzymał
cisnące mu się do oczu łzy ulgi.
— Hej, spokojnie, bo mnie stąd
wyrzucą — powiedział, z niepokojem zerkając na drzwi do szpitalnej sali, przez
które spoglądały dwie pielęgniarki, uważnie obserwując sytuację. Wcześniej
powiadomiły go, że Kise po przebudzeniu nie powinien się denerwować.
Tak więc Daiki, pragnąc
zastosować się do ich zaleceń, zaczął gładzić blondyna po głowie, obdarzając
delikatnym pocałunkiem w drżące wargi, nie przejmując się ani trochę tym, że
ktoś ich mógł zobaczyć. Na całe szczęście sala, w której przybywali, była
przeznaczona tylko dla Kise. Po tym, jak przywiozła ich karetka, lekarze
założyli Ryocie szwy oraz ciasny opatrunek, uprzednio odpowiednio oczyszczając
ranę oraz podali antybiotyki i kroplówkę. W tamtym czasie opatrzono i Daikiego,
w sali obok, również zakładając szwy, jednak wpierw wyjmując z jego ramienia
kulę, która tam została. Obecnie mężczyzna czuł mały niedowład w dłoni, ale
lekarze zapewniali, że z czasem, poprzez odpowiednią rehabilitację, powinien on
całkowicie zniknąć.
Jednak najważniejszy był dla
niego Kise. Nie chciał słuchać o sobie, chciał wiedzieć, co z jego chłopakiem.
Nie ufał pielęgniarkom, które go uspokajały, kiedy rozdrażniony chodził w tę i
nazad po korytarzu, czekając na jakiekolwiek informacje odnośnie stanu Ryoty.
W końcu, kiedy dostał
pozwolenie do wejścia na jego salę, dopadł jego łóżka i nie ruszał się stamtąd
już od bitych pięciu godzin. A kiedy ten w końcu się obudził, nie posiadał się
z radości i ulgi. Jednocześnie chciał znać odpowiedzi na wszystkie pytania,
jakie miał blondynowi do zadania, jednak z tym wolał zaczekać. Przynajmniej
jeszcze trochę.
Blondyn dostrzegł opatrunek na
ramieniu kochanka, patrząc na bandaż ze smutkiem i poczuciem winy.
— Przepraszam — powiedział, a
Aomine wiedział, że w tym jednym wyrazie nie chodzi tylko o jego ranę
postrzałową. — Nie chciałem…
Ryota odwrócił od mulata
wzrok. Nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Powiedział o nim tyle okropnych rzeczy,
zmartwił go i w dodatku naraził.
— Wiem — odparł Daiki.
Niestety nie mógł dopowiedzieć
niczego w tylu ,,nie ma za co”, jednak nie chciał już, aby jego kochanek czuł
dłużej poczucie winy. Chciał przeprowadzić rozmowę w taki sposób, aby chłopak
sam przed sobą przyznał, że rzeczy, których żałuje, zrobił przez niszczący wpływ
Haizakiego. Chciał, aby Kise słusznie za ostatnie zdarzenia obwiniał Shougo,
nie siebie.
— Możesz mi powiedzieć, jak to
wszystko w ogóle się zaczęło? — spytał łagodnie, nie przestając gładzić
blondyna po głowie. — Tylko na spokojnie. Haizaki jest już w areszcie — dodał z
niesmakiem. Nie był tego do końca pewien, ale czuł, że w ten sposób na pewno
uspokoi śpiewaka.
Niższy spiął się na brzmienie
imienia białowłosego mężczyzny, powodując tym piekący ból w okolicy rany.
Syknął cicho i rozluźnił niemal natychmiast, nie tylko dzięki wiadomości od
Aomine, ale i jego wzrokowi, który momentalnie zrobił się czujny, gdy usłyszał
drobną oznakę cierpienia chłopaka. Kise wypuścił ze świstem powietrze, patrząc
na ich splecione palce.
— Nie wiem... — powiedział
zakłopotany. Nie chciał przyznać przed sobą faktów. Bał się wyjawić prawdy
Daikiemu, toteż udawał, że nie wie, jakie „zaczęło” miał tamten na myśli. — Po
prostu nagle znalazł się w moim domu.
Daiki westchnął cicho,
starając się, aby nie zabrzmiało to jako wyraz jego rezygnacji.
— Ryota — powiedział miękko i
przyciągnął twarz blondyna tak, aby ten musiał na niego spojrzeć. — Wiesz
dobrze, o co mi chodzi. Pytam, jakim cudem zaczęła się w ogóle twoja relacja z
Haizakim. — Widząc niepewność w oczach chłopaka, dodał: — Tyle dla ciebie
przeszedłem. Nie uważasz, że zasługuję na prawdę? — spytał, unosząc jedną brew
w górę.
Ryota zacisnął mocno wargi,
czując się dotknięty słowami swojego chłopaka. Zabolało, ale nie z powodu
znaczenia słów, ale ich trafności. Ciemnoskóry miał rację i złotooki dobrze o
tym wiedział. Zacisnął mocniej dłoń, potrzebując jakiegokolwiek bodźca, który
zmusiłby go do zaczęcia. Znalazł takowy w delikatnym, tkliwym uśmiech Aomine.
— Pamiętasz, Aominecchi, jak
mówiliśmy o tym, czy jesteśmy szczęśliwi? — spytał, a widząc skinienie głowy
rozmówcy, kontynuował: — Wspominałem wtedy, że pracuję w hotelu dopiero od roku.
— Zrobił pauzę, układając kolejne słowa w głowie. — Wcześniej śpiewałem też w
pobliskich barach czy burleskach. Często też obsługiwałem tamtejszych klientów.
Przy barze! Jako barman! — dodał szybko, gdy Daiki wziął nagły oddech. Kiedy
ciemnoskóry się rozluźnił, kiwając głową w geście przeprosin i prośby o
kontynuację, chłopak dodał: — W barze jak to w barze, śpiewasz na scenie,
wychodzisz i tyle cię widzą. Ale burleska ma zupełnie inny charakter. Taki
trochę... sam wiesz, erotyczny — bąknął zawstydzony. — Nawet, jeśli tylko tam stałem,
nie rozbierając się czy tańcząc, widownia tam jest zupełnie inna. Nie podobało
mi się to — sprostował, krzywiąc nieznacznie. — Pewnego razu po występie
poszedłem po drinka, aby się trochę rozluźnić — powiedział, zaczynając się
stresować mniej przyjemną częścią historii. — Kilka miejsc ode mnie siedział
on. — Urwał, przełykając ślinę. — Był zupełnie inny — dokończył chłodno, nadal
czując jak bardzo został oszukany. — Raczył mnie rozmową, wciskał słodkie
kłamstwa, uśmiechał się zalotnie... Byłem skończonym, zdesperowanym debilem, że
dałem się tak omotać — ocenił się, zły na siebie. Nie często używał
ostrzejszych słów, toteż mulat uniósł lekko brwi ku górze. — Ale... Zawsze
byłem sam — dodał łamiącym się głosem. — Wiem, że mnie to nie usprawiedliwia,
ale nie potrafiłem się wzbraniać od ludzi. Kiedy mnie spił, nie pamiętałem
nawet, jak mam na imię. Ledwo zauważyłem, że prowadzi mnie do swojego auta.
Normalnie nigdy bym nie wsiadł do obcego samochodu... — zaśmiał się gorzko. — I
wtedy cały czar prysł. Szybko odzyskałem trzeźwość, kiedy zaczął mnie
obmacywać, wbrew mojej woli. — Kise wzdrygnął się i pisnął, kiedy ręka Aomine
instynktownie zacisnęła się na jego własnej, w złości, ponieważ mężczyzna
doskonale wiedział, w jaką stronę zmierzała opowieść. — Zgwałcił mnie, a rano
wyrzucił na ulicę — zakończył słabo mężczyzna, nie mając śmiałości spojrzeć
ukochanemu w oczy. Pociągnął cicho nosem. — Następnego tygodnia dowiedziałem
się, że to słynny członek mafii, który został przymknięty. Gdybym wtedy
wiedział, że spotkam kogoś takiego jak ty... Nie dałbym mu szansy, żeby chociaż spojrzał w moją stronę
— wyszeptał ostatnie zdanie, powstrzymując łzy cisnące się do oczu.
Aomine przymknął na chwilę
oczy, zastanawiając się, co mógłby powiedzieć kochankowi. Nie chciał sobie
nawet wyobrażać, co tamten mógł czuć i jak dochodził do siebie po tym
wszystkim.
— Przykro mi — odparł,
starając się, aby ton jego głosu wyrażał to, jak bardzo poruszyła go historia
blondyna. Przełknął ślinę i odchrząknął cicho, wtulając twarz w zagłębienie
szyi kochanka i zaciągając się jego zapachem, jakby chcąc dodać sobie sił, spytał
jeszcze: — Część tej historii przypomina mi początek naszej. Też spotkaliśmy
się po twoim koncercie, przy barze, a mimo to... zaufałeś mi. Czemu? — spytał
słabo.
— Ja... — zaciął się. — Z
jednej strony nie potrafiłem już nikomu zaufać, tak mi się przynajmniej wtedy
zdawało... — zwrócił się do niego, uśmiechając delikatnie. — Z drugiej nadal
szukałem drugiej połowy. Głupie, wiem. Ale chciałem... Chciałem znaleźć kogoś,
kto nie widziałby we mnie szmaty, jednorazowej rozrywki czy szczęściarza, który
„zaliczył ładnego śpiewaka” — zacytował z krzywym uśmiechem. — Jak to się mówi,
tonący brzytwy się chwyta, ale z tobą wszystko było inaczej — skwitował. — Nie
potrafię tego wyjaśnić, ale czułem, jakby coś kazało mi tam do ciebie podejść.
I nie chodzi mi tu o pożądanie — zakończył, będąc pewnym, że ciemnoskórego
spotkało to samo, bądź podobne uczucie.
Daiki słuchał słów blondyna i
uważnie je analizował.
I, rzeczywiście, w chwili,
kiedy zobaczył go po raz pierwszy, poczuł, że jeśli tylko Ryota zwróciłby na
niego swoją uwagę, mogłyby połączyć ich coś o wiele, wiele lepszego, trwalszego
i przyjemniejszego niż seks. Ucieszył się tym bardziej, mając pewność, że on i
Kise dzielili podobne przeżycia. Uśmiechnął się i odetchnął w jego szyję,
parząc chłopaka swoim gorącym oddechem. Ciemnoskóry odsunął się nieco od
blondyna, unosząc głowę o kilkanaście centymetrów, aby ucałować jego żuchwę.
Następnie znowu popatrzył mu głęboko w oczy. Uwielbiał to robić. Uwielbiał
zatracać się w ich głębi i czuć, że na świecie nie liczy się już nic więcej.
— Z jednej strony, ta opowieść
daje kiczem — podsumował, uśmiechając się zaczepnie. — Ale z drugiej, jestem
strasznie szczęśliwy, że nasze życia splotły się ze sobą — wyznał i mocniej
ścisnął dłoń Kise, która w dalszym ciągu trzymał w swojej odpowiedniczce. — No
i znalazłeś i masz mnie — zakończył, nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi
śpiewaka.
Pacjent zaśmiał się krótko,
opierając się o jego czoło. Zagryzł mocno wargę, zamykając oczy.
— A co z... — przerwał.
Odsunął się od niego, puszczając z niechęcią jego dłoń. — Nie chciałbyś założyć
rodziny, Aominecchi? — spytał, siląc się na uprzejmy, nie smutny ton. — Ja ci
jej nie dam. Może faktycznie powinieneś posłuchać ojca — stwierdził, nie
patrząc na niego. Za bardzo bał się odpowiedzi.
— Nie znasz mojego ojca —
prychnął tylko. — On nie chce zeswatać mnie z tamtą laską ze względu na moje
szczęście, rodzinę czy cokolwiek innego. Znając życie, to małżeństwo przyniosłoby
mu jakieś materialne zyski, na których mu zależy. Dlatego chce posłużyć się mną
— oświadczył, nieco zły na samą myśl o swoim ojcu oraz podsumowaniu jego
charakteru na głos. — I jasne, chyba kiedyś chciałbym mieć kiedy dziecko —
wyznał po chwili namysłu. Słysząc to, Kise posmutniał, jednak Aomine szybko
kontynuował: — Ale nie biologiczne. Chciałbym wychować je z tobą — wymruczał
blondynowi wprost do ucha, z satysfakcją obserwując, jak przez jego ciało
przebiega dreszcz.
Kise tylko wczepił się w jego
plecy, ignorując drobne pieczenie w okolicy brzucha. Zapłakał, jednak spinanie
mięśni przyprawiało go o dodatkowy ból. Próbując się uspokoić, odpowiedział
rozczulony:
— Nie jest na to trochę za
wcześnie, Aominecchi? — Jednak nie czekał na odpowiedź, szeptając cicho, mając
nadzieję, że mężczyzna go nie usłyszy: — Nie śmiałbym nawet o tym marzyć. — Po
czym odetchnął z ulgą.
— Czy ja wiem.
Aomine wzruszył ramionami. Nie
dał tego po sobie poznać, jednak był strasznie zadowolony, iż udało mu się
poprawić humor Kise oraz sprawić, iż ten zaczął myśleć o nich, a nie tym, co
stało się tak niedawno temu.
— Chociaż, nie. W sumie, masz
rację. Czemu rozmawiamy o dzieciach, a nie o ślubie? — westchnął z udawanym
przejęciem, powstrzymując się, aby nie parsknąć śmiechem. — Może mam już sobie
kupować garnitur? Tylko wiesz, wtedy musiałbyś znowu pojechać ze mną. I
wszystko skończyłoby się tak, jak wtedy, prawda? — mruknął z uśmiechem,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, że obaj myśleli o tym, gdzie i czym skończył
się tamten dzień. Z przyjemnością patrzył, jak policzki Ryoty pokrywa
rumieniec. Pochylił się i pocałował go lekko po raz kolejny, po czym dłonią
wytarł z twarzy łzy.
Ryota oparł się o Daikiego,
wodząc zdrową ręką po jego plecach. Ruchy stawały się coraz wolniejsze, a sam
blondyn ziewnął zmęczony. Miał mu jeszcze tyle do powiedzenia. Tyle do
spytania. Jednak zaczęło go morzyć. Póki co był na lekach, przez co nie czuł
bólu, ale za to potrzebował dwa razy więcej snu.
— Kocham Cię, Aominecchi — wymruczał
cicho, przysypiając na nim.
— Też cię kocham — odparł
cicho Daiki, tylko mocniej wtulając siłę w swój skarb.
Tym razem zamierzał strzec go
o wiele lepiej, niż dotychczas.
Otumaniony ciepłem, skrajnie
wyczerpany z sił, ale w końcu spokojny,
również zamknął oczy i, oddychając głęboko i miarowo, usnął razem z kochankiem.
*
Midorima dostał się właśnie na
teren szpitala, w którym przebywali Kise i Aomine. Ubrany w prosty, elegancki
strój, przemierzał korytarze w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Ludzie, których
mijał, przeważnie kiwali mu głowami, dobrze wiedząc, kim jest. Niekiedy
próbowali zagadać, jednak zbywał ich szybko. Nie czuł się jednak kimś lepszym
od innych. No, może trochę. Jednak był człowiekiem, jak wszyscy, a to, że
niektórzy czcili go niczym bóstwo, chcąc się przypodobać, licząc, że sama
znajomość z nim mogłaby dać im społeczny awans, napawało go obrzydzeniem.
Jedyną najbliższą mu osobą,
która postępowała w stosunku do jego osoby wręcz odwrotnie, był jego chłopak.
Takao na samym początku ich znajomości nie pałał do niego sympatią. Chciał się
trzymać od niego na dystans, nie pakując w kłopoty. Shintaro pamiętał
doskonale, że wtedy jego matka chorowała na gruźlicę, dlatego szatyn imał się
każdej pracy, aby tylko zarobić na leki dla niej. Kiedy Midorima sam, z własnej
kieszeni, ufundował kobiecie leczenie, stosunek Kazunariego nieco zmienił się
do niego, ale nim chłopak zaufał jemu, człowiekowi z wyższej sfery, nie mówiąc
o zakochaniu, minęło sporo czasu.
Sam zielonowłosy za to nie
krył się z tym, że Takao mu się podoba. W pierwszej dogodnej do tego chwili
wyznał mu swoje uczucia i poprosił, aby chłopak się nad tym zastanowił. I
chociaż trudno w to uwierzyć, pierwszą reakcją Kazunariego była złość. Midorima
jednak wiedział, że, nawet jeśli serce chłopaka chciało się do niego zbliżyć,
umysł stanowczo odradzał mu tego pomysłu. Bał się odrzucenia i wykorzystania.
Dopiero, kiedy dobrze poznał Shintaro, który dał mu na to czas, diametralnie
zmieniając nastawienie do niego, aż w końcu doszło między nimi do romansu.
Obecnie jego kochanek
przebywał w hotelu i odreagowywał ostatnie nerwy, biorąc długą, gorąca kąpiel,
którą Midorima sam mu przygotował. Shintaro, za to miał ze sobą torbę z
rzeczami na zmianę dla Kise, które przywiózł mu z jego domu, uprzednio
powiadamiając jego opiekunkę o zaistniałych wydarzeniach.
Chciał, ale nie mógł zabrać
czegoś dla Daikiego, z którym miał nadzieję jeszcze porozmawiać, ale w ostatnim
momencie przypomniał sobie, że mężczyzna zostawił walizkę z dobytkiem w swoim
samochodzie, który wciąż stał zaparkowany w porcie. Miał więc nadzieję, że póki
co, Kise pożyczy mu coś swojego.
Odnalazłszy odpowiedni
oddział, korytarz oraz salę, wszedł do środka z mocno bijącym sercem. Jednak
widok, jaki tam zastał, rozczulił go. Dwójka mężczyzn pogrążona była w twardym,
spokojnym śnie.
Nie zamierzał im przeszkadzać.
Widząc jednak odsłonięte lędźwia Aomine, którego koszula podwinęła się do góry,
chwycił koc z rogu łóżka i przykrył nim przyjaciela, który ślinił się lekko
przez sen. Midorima wywrócił oczyma, zostawił torbę przy łóżku Ryoty i z lekkim
uśmiechem na ustach wyszedł z sali. Postanowił, że dopiero potem, kiedy Daiki
odpocznie i ochłonie, porozmawia z nim o tym, że na statku policji nie udało
się złapać Haizakiego, który jakby rozpłynął się w powietrzu.
Gdy się obudzili, z miłym
zaskoczeniem dostrzegli torbę ze świeżymi rzeczami, za którą dziękowali w duchu
Midorimie, dowiadując się o tym, że to właśnie on ją przyniósł, od pielęgniarki.
Aomine pomógł przebrać się wciąż obolałemu, chłopakowi, po czym sam wsunął na
siebie nieco przyciasne ubrania. Niedługo po tym do sali przybył lekarz,
uprzednio wyganiając Daikiego pod pretekstem faktu, iż nie jest rodziną
pacjenta, na co mulat nie przystał, mówiąc, że nie ruszy się choćby mieli
wynieść go siłą. Koniec końców, pozwolono mu zostać tylko przez wgląd na
spanikowanego Ryotę, patrzącego na doktora błagalnie, niemo prosząc, aby ten
pozwolił ciemnoskóremu zostać.
Poinformowano ich o wszelkich
niedogodnościach oraz zagrożeniach, jakimi przez nagły ruch bądź przemęczenie
mogły być omdlenie, bądź pęknięcie szwów. Mężczyzna w kitlu wypisał blondynowi
wszystkie leki, pouczając, jak i kiedy należy je stosować. Kise jeszcze przez
co najmniej dwa dni zabroniono chodzić, zalecano dużą ilość snu, unikanie
stresu czy zbyt intensywnych emocji. Stresu, śmiechu, płaczu. Wszystkiego, co
niosło ze sobą nagłe i mocne spięcie mięśni brzucha. Kończąc swój dołujący
wywód, lekarz dodał, że za dwie godziny wypisują blondyna ze szpitala i może
jechać do domu, jednak musi znajdować się pod stałą opieką i monitoringiem. Nim
wyszedł, kazał siostrze przywieźć wózek inwalidzki, na którym Ryota miał
stacjonować, przez następne dwa dni. Chory, przy pomocy kochanka, poderwał się
ostrożnie, siadając ze skrzywioną miną na krześle. Nie podobała mu się wizja
jeżdżenia na nim i potrzebowania pomocy przy każdym najmniejszym ruchu, jednak
cieszył się z powodu powrotu.
Z drugiej strony okropnie bał
się wracać do domu. Nie wiedział nawet, czy jeszcze go ma. Nie był pewien, czy
ma do kogo wracać. Nienawidził się za słowa, którymi zranił Ruthie, więc nie
śmiał nawet myśleć, co sama kobieta o nim myślała. Zrozumie? Czy zamknie przed
nim drzwi z płaczem? Z rozmyśleń wyrwał go Aomine, kładąc mu rękę na zdrowym
ramieniu, jakby czytając w jego myślach.
Przysunął pod nos jasnowłosego talerz z parującą zupą, na której sam
zapach Kise przestał być głodny. Wiedząc, że śpiewak musi jeść, Daiki poszedł
na kompromis, oferując, że zje z nim połowę. Czuły uśmiech i mające ciepły,
troskliwy wyraz oczy przeważyły nad wybrzydzaniem i w ten oto sposób, na
zmianę, łyżka po łyżce, karmili się nawzajem.
Dwie, wyczekiwane w napięciu
godziny, minęły, zdecydowanie zbyt szybko, jeśli chodziło o Ryotę. Z niemałym
trudem wpakowali chorego do auta, nie mówiąc już o wózku, ruszając pod bar.
Kise z ciężkim sercem oraz pocącymi się ze stresu dłońmi, przejechał próg domu,
wyszukując wzrokiem tak drogiej mu w życiu kobiety. Nie było to trudne.
Znaleźli ją z pomocą głośnego trzasku, który był spowodowany uderzającym o
podłogę talerzem, wypuszczonym z drobnych, trzęsących się dłoni.
— Ryota! — krzyknęła
uradowana, biegnąc w ich kierunku.
Kise uparł się, nic sobie nie
robiąc z próby powstrzymania go przez ukochanego, aby wstać. Zanim ciemnoskóra
do niego dotarła, zgiął się w pół, zaciskając mocno dłoń na rączce krzesła,
ignorując ostry, przeszywający prawą stronę brzucha, ból.
— Wybacz mi — stęknął,
zalewając się łzami. Chciał w ten sposób okazać chociaż cząstkę szacunku, jakim
ją darzył, mimo wcześniej wypowiedzianych słów.
Matka objęła go mocno, płacząc
i mówiąc, jaki to on jest niemądry, zadręczając się i wstając, oraz tym, że
rozumie i sama przeprasza. Gdy emocje wreszcie opadły zadeklarowała się zrobić
im coś pysznego i pożywnego, posyłając ich do pokoju na parterze, ponieważ
schody byłyby teraz niemałą przeszkodą, i obiecała, że zaraz po jedzeniu
porozmawiają na spokojnie.
Daiki usadził swojego chłopaka
z powrotem na wózku, przypominając naburmuszonemu Kise o zaleceniach lekarza.
Następnie zawiózł go do wskazanego przez Ruthie pokoju, gdzie pomógł Ryocie
wygodnie ułożyć się zna kanapie. Kiedy już leżał, odetchnął z ulgą i z ciepłem
rosnącym w jego sercu rozejrzał się po pomieszczeniu.
Dobrze było być w domu.
Ciemnoskóry usiadł na samym
skraju posłania, pozwalając, aby Kise mógł oprzeć głowę o jego uda. W
oczekiwaniu na jego opiekunkę, zaczął rozmowę, nie mogąc powstrzymać się od
głaskania złotych kosmyków jego włosów.
— Nie chciałbym się narzucać,
ale mógłbym tu zamieszkać na parę dni? — spytał miękko. — Mógłbym się tobą
opiekować — zadeklarował z subtelnym uśmiechem. — A poza tym, nie mam gdzie się
teraz podziać — skłamał, bowiem hotel Midorimy tylko czekał, aż znów się w nim
zadomowi. W rzeczywistości chciał mieć po prostu oko na kochanka oraz móc
służyć mu pomocą zawsze, kiedy ten by jej potrzebował.
— Masz. Tutaj zawsze jesteś
mile widziany — odpowiedział zarumieniony. — Dlaczego w ogóle pytasz o takie
rzeczy, Aominecchi? — żachnął się, gładząc jego nogę palcami. — Może to trochę
egoistyczne, ale chcę, żebyś zawsze był obok mnie. Jak miałbym się nie zgodzić?
— dodał, czerwieniejąc po same uszy.
Aomine, zadowolony zarówno z
odpowiedzi jak i reakcji blondyna, uśmiechnął się łobuzersko i pochylił nad
Kise, całując go namiętnie w usta. Właśnie tego mu brakowało. Zaczął powoli muskać wewnętrzne strony jego
policzków oraz splatać swój język z tym chłopaka. Po pokoju rozległ się
mlaszczący odgłos. Łapali krótkie, płytkie oddechy między jednym pocałunkiem a
drugim.
Daiki zdążył już zapomnieć o bożym
świecie, kiedy nagle rozległo się czyjeś odchrząknięcie. Obydwaj leniwie
spojrzeli w miejsce, z którego ono dochodziło, a zobaczywszy w progu Ruthie,
oderwali się od siebie błyskawicznie.
Ryota szybko tego pożałował,
sycząc cicho. Odsunął się od mulata, tym razem delikatnie, i wlepił swój
speszony wzrok w drugi koniec pokoju, z dala od kobiety. Ta parsknęła śmiechem,
widząc ich zakłopotanie. Pokręciła rozbawiona głową.
— Obiad — powiedziała ciepło,
nawet nie kryjąc cisnącego się na twarz uśmiechu.
Spojrzała na Daikiego i
zwróciła się do niego:
— Proszę, zapakuj panicza na
wózek.
Dostrzegając, jak jasnowłosy
nadyma policzki, parsknęła śmiechem. Sam ciemnoskóry nie omieszkał jej nie
zawtórować, kiwając głową w geście zgody. Pomógł więc odtrącającemu go
wszystkimi możliwymi sposobami Kise usiąść. Zawiózł go do kuchni, w które na
stole leżały trzy parujące talerze, wypełnione po brzegi kaszą i sosem.
Zjedli w ciszy. Następnie
Aomine, poproszony przez opiekunkę kochanka, zaparzył im herbaty. Opróżniali
powoli kubki, rozmawiając o tym, co stało się we wtorek. Blondyn brnął
dzielnie, przez cały czas trwania opowieści mając w uścisku ciemnej, dużej,
silnej dłoni swoją odpowiedniczkę. Ruth słuchała w napięciu, nie ponaglając,
nie naciskając, co jakiś czas mówiąc, że jeśli jakiś szczegół jest za trudny,
nie musi o nim słyszeć. Chociaż śpiewak opisał wszystko zwięźle, na pewno nie
tak intensywnie, jak to przeżywał, atmosfera była posępna, ponura, a z czasem u
jego matki pojawiły się łzy. Mimo wszystko cała trójka wiedziała, że jest to
potrzebne, by kolejne niedopowiedzenia nie stały im na drodze do wzajemnego
porozumienia oraz wspierania siebie nawzajem. Po długim monologu niższego
mężczyzny oraz opadnięciu wszelkich emocji, rozmowa spadła na lżejsze,
przyjemniejsze tematy. Złotooki delikatnie poruszył temat tymczasowego
zamieszkania w barze Daikiego, co murzynka przyjęła nader ochoczo, mówiąc, że
byłaby zła, jeśli tamten by tego nie zrobił.
Kiedy przyszła pora na wzięcie
leków, Ryota niemal spał na siedząco z otwartymi oczami. Połknął je za namową
matki i zasnął twardo na wózku. Mulat wywrócił rozbawiony oczami, wziął go na
ręce, uznając, że nie ma sensu targać głośnego krzesła, i zaniósł do łóżka. Gdy
go kładł, szamotał się chwilę z rękami ukochanego, który ani myślał, aby
puszczać go choćby przez sen. Aomine spojrzał na niego rozczulony, nie mogąc
się powstrzymać od cmoknięcia chłopaka w nos. Prostując się, dostrzegł, że są
obserwowani. Kobieta stała w progu uśmiechnięta, przywołując go gestem ręki.
Ciemnoskóry podszedł do niej, lekko zawstydzony, że widziała ten drobny akt
czułości.
Ruthie uścisnęła zaskoczonego
mężczyznę, mówiąc krótkie:
— Przepraszam. Źle cię
oceniałam. Dziękuję, że jesteś przy Ryocie.
— Jeny — wyrwało się Aomine,
kiedy kobieta już go puściła. — To znaczy… — Podrapał się w tył głowy. — Nie trzeba
mi za to dziękować. Robię to, bo go kocham — odpowiedział hardo.
Nie chciał owijać w bawełnę,
kręcić czy kłamać. Aż sam zdziwił się, jak łatwo przyszło mu wyznać prawdę
przed matką Kise.
Ruthie nic nie odpowiedziała.
Zacisnęła tylko mocniej wargi, nikle się uśmiechając. Skinęła głową, a Daiki
zinterpretował ten gest jako nieme błogosławieństwo. Pomógł mu w tym fakt, że
wyglądała po prostu na wzruszoną. Murzynka jednak nie dała mu długo oglądać się
w tym stanie. Zamrugała parę razy, odchrząknęła i poprawiła dłonią fryzurę.
— Skoro tak, to chyba mogę cię
do czegoś wykorzystać — powiedziała z uśmiechem. Zdumiony Aomine przytaknął. —
Muszę pojechać do Oklahomy. Chodzi o byłego męża. Domaga się pieniędzy, przed
naszym rozstaniem miał udziały w barze, a teraz się piekli i twierdzi, że
został oszukany — westchnęła, wywracają oczyma. — Zostań z nim — powiedziała,
wskazując na śpiącego blondyna — dziś i jutro. Pilnuj, żeby dobrze się odżywiał
i koniecznie brał leki — poprosiła z troską.
— O tym na pewno nie zapomnę —
zadeklarował Daiki. — Ale może mógłbym jakoś pomóc? Jestem prawnikiem.
— Daj spokój. — Machnęła ręką.
— Nie zawracaj tym sobie głowy, poradzę sobie. Nie takie rzeczy robiłam! Ale
dziękuję. To się liczy, tam, na górze — dodała z uśmiechem. — No. A ja będę się
już zbierać. Czułam, że się zgodzisz — powiedziała i wyszła, zostawiając Aomine
samego, z wyszczerzem na twarzy.
Ponieważ słońce dopiero
zachodziło, a Daiki nie miał zamiaru się jeszcze kłaść, usiadł na parapecie
przy oknie. Tuż obok spał Ryota. Aomine czuł się dobrze, wiedząc, że jego
kochanek jest tuż obok, cały jego, a przede wszystkim, bezpieczny.
Daiki, z policzkiem
przyklejonym do szyby, obserwował, jak z budynku, w którym się znajdowali,
wychodzi Ruthie i zmierza w kierunku stacji kolejowej. Odprowadził ją wzrokiem,
do tej odległości, kiedy stała się tylko małą plamą w oddali. Wtedy zaczął
przyglądać się innym ludziom, którzy na ulicy spieszyli się do swoich spraw.
Nowy Orlean stanowił prawdziwą mozaikę mieszkańców oraz przejezdnych. Każdy
wyglądał inaczej i zapewne posiadał inny status społeczny. Nie trudno było mu
zlokalizować paru kręcących się po rynku bezdomnych, ale piękne kobiety opuszczające
sklepy z dłońmi pełnymi siatek z zakupami oraz ubranymi w najmodniejsze stroje
również nie były rzadkością.
Słońce, które właśnie rzucało
swoje ostatnie promienie znad horyzontu, nie docierało już do pokoju, w którym
był, ale oświetlało jeszcze nieznaczną część budynku niżej, prześwitując przez
szpary innych domów. Tworzyło to niesamowity widok, a ludzie przemykający na
ulicy, wyciągający głowy wyżej, kiedy znaleźli się w złotym świetle, sprawiali,
że zaczął mimowolnie się uśmiechać.
Chciał zobaczyć to miasto
zimą.
W pewnym momencie jedna z osób
szczególnie przyciągnęła jego uwagę. W końcu zielone włosy ich właściciela nie
mogły pozostać obojętne nikomu. Daiki uśmiechnął się i ostrożnie, aby nie
obudzić kochanka, zsunął się z parapetu, aby zejść na dół i otworzyć. Zrobił to
akurat w momencie, kiedy Midorima zamierzał zapukać, toteż zastał go w pozie, w
której prawą dłoń miał zaciśniętą w pięść i uniesioną na wysokość klatki
piersiowej.
Zaśmiał się pod nosem,
zaobserwowując wyraźne zdziwienie na pociągłej, przystojnej twarzy przyjaciela.
— Yo — przywitał się,
splatając ręce na piersiach. — Co cię sprowadza? I skąd wiedziałeś, że tu
jestem? — spytał, ustępując przejścia Shintaro, który opuścił rękę i burcząc
coś niewyraźnie, wszedł do mieszkania.
— A gdzie indziej miałbyś być?
— westchnął, podążając za niższym, który zaprowadził go na pierwsze piętro, do
salonu. Po drodze mulat upewnił się jeszcze, czy Kise w pokoju obok śpi
spokojnie. Tak właśnie było, dlatego zostawił otwarte drzwi od pomieszczenia,
aby w razie czego blondyn mógł zorientować się, gdzie Aomine jest.
— No, to co tam? — spytał
ciemnoskóry, układając się wygodnie na kanapie. Shintaro zajął miejsce tuż
obok. — Przyszedłeś na ploteczki? Mam robić kawkę? — spytał, uśmiechając się
złośliwie.
Midorima westchnął z
dezaprobatą.
— „Ploteczki” muszą poczekać —
oświadczył poważnie. — Wpadłem tylko na chwilę. Chodzi o coś istotnego.
— Co się stało?
— Haizaki, wbrew temu, co
zapewne myślałeś, nie jest w więzieniu — powiedział i uśmiechnął się słabo. — Wtedy,
na statku, policja zastała tylko ledwo żywego Makoto Hanamiyę. Shougo jakby
rozpłynął się w powietrzu. Cały czas go szukają, ale chyba sam rozumiesz…
Powinieneś mieć się na baczności.
W Aomine zawrzało.
Potwierdziły się tylko jego obawy, które już od pewnego czasu budziły jego
niepokój. Wtedy, gdy okazały się prawdą, zezłościł się i przestraszył
jednocześnie. Zdążył przekonać się już kilka lat wcześniej, jak nieobliczalny
potrafił być Haizaki.
— Kurwa — zaklął siarczyście
zaciskając pięści ze złości. — I mówisz mi to dopiero teraz? — warknął,
rzucając Midorimie nieprzychylne spojrzenie.
— Wcześniej nie miałem okazji.
Nie chciałem nic mówić przy Kise. Nie powinien się teraz denerwować.
— To prawda, ale mimo
wszystko… Cholera, Shintao, mówisz mi to specjalnie! — krzyknął nagle.
Midorima tylko popatrzył na
niego jak na wariata.
— To chyba jasne, że tak?
Chcę, abyś uważał i…
— Nie o tym mówię! — prychnął,
zły, że zielonowłosy traktuje wszystko tak dosłownie. — Wiesz, że brałem udział
w rozprawie tego gnoja. — Cisza ze strony Midorimy była potwierdzeniem. — No
jasne. Nie dość, że dzięki głównie mojej zasłudze go wtedy skazali, to teraz
pewnie jest dodatkowo wściekły, bo obiłem mu mordę. W ogóle jakim cudem on wyszedł?
Dostał chyba ze dwa lata dłużej za ostatnie groźby.
— Za kaucją. Jego gang, czy
cokolwiek, czym zarządza, musiał go wykupić. Nie tylko ty jesteś majętny —
dodał Shintaro, kręcąc głową i wstając. — Muszę iść, Daiki. Do hotelu
przyjeżdżają nowi, ważni goście. Wprowadź się z powrotem, kiedy tylko będziesz
mógł. Zapewnię ci ochronę. Tobie i Kise — dodał szybko, widząc wzrok Daikiego.
— Więc…
— Tak. Wiem — zakończył
krótko, wzdychając, i również podniósł się z miejsca. — Odprowadzę cię.
*
Lekko otumaniony tabletkami
blondyn otworzył ospale oczy i przeciągnął się, uważając na bolące miejsca,
jakimi były jego bok oraz, niedawno nastawiany, bark. Ziewnął cichutko, rozglądając
się po pomieszczeniu. Nie dojrzał w nim swojego chłopaka, więc uniósł się do
pozycji siedzącej, nasłuchując. Usłyszał charakterystycznie ochrypłe,
wypowiadane przez Daikiego słowa oraz głęboki, dystyngowany ton drugiej osoby.
Zmarszczył brwi, gdy starał się przypisać znajomy głos do konkretnej osoby.
Kiedy zorientował się, kto jest jego właścicielem, ucieszył się w duchu,
mimowolnie uśmiechając. Już miał krzyczeć do nich, gdy przez falę
przypadkowych, zlewających się w jeden bełkot, wyrazów, usłyszał jeden,
wyjątkowo wyraźny splot liter, układający się w imię.
Shougo.
Kise mimowolnie zadrżał. Wsłuchał się w
rozmowę, chcąc przekonać się o tym, iż mężczyźni debatują o jego wyroku czy warunkach
więziennych. Gdy dotarł do niego fakt, iż ten uciekł, zakrył usta dłońmi, by
zdusić w sobie chęć krzyku.
Dostał ataku paniki. Nie mógł
złapać oddechu, dławiąc się brakiem powietrza. Jego płuca pulsowały mocno,
domagając się jakiejkolwiek dawki tlenu. Mimo wszystko blondyn z całych sił
próbował się uspokoić, przeżywając ten kryzys w samotności. Nie mógł okazać po
sobie strachu. Dopiero co obiecał sobie, że nie będzie martwił mulata. Zagryzł
mocno rękę w miejscu, w którym palec wskazujący łączy się z kciukiem i powoli
wziął wdech, mimo chęci zrobienia tego nagle i łapczywie. Uregulował swój oddech,
trzymając się za, dotychczas spięty, brzuch. W momencie, gdy śpiewak był w
stanie w miarę normalnie funkcjonować,
usłyszał jak mężczyźni zaczynają się przemieszczać z pokoju obok.
Położył się szybko z powrotem, nakrywając kołdrą po samą głowę i zacisnął mocno
ręce ma jej materiale, próbując zrobić coś, aby przestały się trząść. Starał
się napełniać płuca miarowo, by wyglądało to tak, jakby spał i modlił się w
duchu, żeby dobrze mu to wyszło.
Po tym, jak odprowadził
Midorimę do drzwi, Daiki wrócił na górę, do pokoju swojego chłopaka. Wciąż
targały nim silne, sprzeczne emocje w związku z tym, o czym się dowiedział. W
dodatku miał ochotę porozmawiać jeszcze trochę o zaistniałym problemie z
przyjacielem, jednak rozumiał, że ten miał przecież na swojej głowie cały
interes, którego musiał doglądać.
Pogrążony w dość ponurych
rozmyślaniach, położył się na łóżku obok Ryoty, chcąc jeszcze raz wszystko
dokładnie sobie przemyśleć. Na początku nie zwrócił uwagi na drżenie kochanka
obok. Zdał sobie z niego sprawę dopiero po chwili. Natychmiast poderwał się do
siadu, delikatnie chwytając blondyna za zdrowe ramię i ściskając je lekko. Kise
leżał odwrócony do niego plecami, toteż nie mając wyglądu na jego twarz, jego
serce tym bardziej przyspieszyło swój bieg, kołacząc mocno w klatce piersiowej.
— Ryota, wszystko gra? —
spytał szeptem, poważnie zaniepokojony.
Na dźwięk swojego imienia
blondyn podkulił lekko nogi, nie mając odwagi, aby się odwrócić. Nie chciał się
zdemaskować. Nie chciał, żeby Aomine miał przez niego kolejne zmartwienia.
Wiedział, że jeśli mulat dowie się o jego obawach, będzie stawiał go ponad
wszystko, nie dbając czy nie myśląc o innych, w tym i o sobie. Nieświadomy, że
z jego oczu sączą się pojedyncze łzy, odparł cicho, starając się brzmieć
przekonywująco:
— Tak, wszystko w porządku. — Pogładził
delikatnie rękę chłopaka, nadal leżąc do niego plecami. —Przepraszam, miałem
mały koszmar.
W pewnym sensie nie kłamał.
Obecna sytuacja właśnie się taka dla niego stawała.
Dlaczego nie mogli żyć już w
spokoju?
— Na pewno? — westchnął Aomine
i przylgnął do jego pleców, obejmując jego drobne, drżące ciało swoimi pewnymi ramionami i wtulił twarz w jego szyję.
Kiedy poczuł na niej wilgoć, w
postaci łez, jego obawy tylko wzrosły.
— Reagujesz tak na każdy
koszmar, skarbie? — spytał cicho, siląc się na opanowany ton głosu.
Nie każdy — odparł, zaczynając się uspokajać.
Zapach Aomine wdarł się do jego nozdrzy, łagodząc nieco stres. — Śniła mi się
sytuacja sprzed kilku dni — skłamał, chociaż właśnie o niej w tamtej chwili
myślał. Jakby coś takiego miałoby się powtórzyć i Daiki nie dostałby tylko w
rękę...
Ryotę znowu przeszedł dreszcz.
— Nie myśl już o tym — polecił
mu Daiki, wsuwając dłoń pod jego koszulę i gładząc nagą skórę pleców, a szyję
całując delikatnie, wyczuwając przy tym wargami przyspieszony puls śpiewaka. —
Już nic podobnego nigdy się nie wydarzy. Obiecuję ci — wyszeptał.
I nawet, jeśli nie powinien
mówić takich rzeczy, ponieważ nigdy nie wie się, jaka niespodziewana sytuacja
mogłaby się wydarzyć, postanowił zaryzykować i dotrzymać danego słowa, choćby
nie wiadomo co.
Niższy przylgnął mocniej do
torsu ciemnoskórego, pozwalając na chwilę omotać się słodkiemu kłamstwu.
Wiedział, że skoro Haizaki jest wolny to na pewno nie wróży to dla nich nic dobrego.
Przez moment pomyślał, że Daiki mówi prawdę, bo zemsta białowłosego może być
gorsza, niż to co zrobił dotychczas. Zacisnął mocno wargi i odwrócił się powoli
do niego, chowając się w jego uścisku, jakby otaczające go ramiona były ciemną,
zasłaniającą go przed całym złem tego świata, kurtyną.
Tylko co zrobi, jeśli ktoś ten
materiał zerwie…?
— Przysięgnij... Daj mi
pewność, że nie będziesz się niepotrzebnie dla mnie narażał — wyszeptał,
owiewając krtań mulata niepewnym oddechem.
Daiki uśmiechnął się tylko pod
nosem, zdając sobie sprawę, iż kochanek tego nie dostrzeże. Cały czas gładził
jego plecy, opuszkami palców błądząc wzdłuż kręgosłupa, łopatek, żeber i
lędźwi. Jego skóra była miękka i gładka, bez żadnych skaz, nieco wilgotna od
potu. Aomine zaciągnął się zapachem Kise, który aż przesycony był jego
uczuciami. Od ich nadmiaru, boleśnie ścisnął go żołądek.
Kazał blondynowi czekać na
swoją odpowiedź bardzo długo, pełne napięcia i zdenerwowania chwile, ale musiał
poważnie się nad tym zastanowić. Postanowił powiedzieć prawdę.
— Nie mogę — wychrypiał,
odchrząkując zaraz. Jego głos był głęboki, ciepły, budzący zaufanie. Nikt nie podejrzewałby,
jak bardzo rozdarł nim swojego chłopaka. — Nie mogę, Ryota — powtórzył. —
Kocham cię i będę się narażać, jeśli tylko będę mógł cię w ten sposób ochronić.
— Nie ochronisz mnie, jeśli
coś ci się stanie — odparł słabo, poruszony słowami kochanka. — Potrafię o
siebie zadbać... — powiedział wbrew temu, w jakim stanie się znajdował. — Dlatego
chcę, żebyś uważał też na siebie. Proszę…
Pocałował Aomine mocno i
tkliwie, marszcząc przy tym lekko brwi. Pogłębił subtelnie pieszczotę z
lubością. Kiedy się od siebie oderwali, Kise przeszło przez myśl, że jeśli
stałoby się coś złego, mógłby już nigdy nie móc smakować ust mulata. Znów
zasypiałby sam, pozbawiony ciepła osoby, którą kocha. Zapachu, który działa jak
kojący lek, podczas którego przedawkowanie może kończyć się burzą zmysłów.
Całość utwierdziła go tylko w przekonaniu, jak bardzo mu na nim zależy i jak
mocno go kocha, bojąc się go stracić. Przytulając się do Aomine z całych sił,
powiedział cichutko:
— Jesteś dla mnie najważniejszy,
Daicchi.
— Skoro tak mówisz — zaśmiał
się ciemnoskóry i wrócił do całowania chłopaka.
Nie był najlepszy w mówieniu
tego, co czuł, dlatego starał się to pokazać poprzez czyny. Delikatność,
czułość, radość. Jego gesty zawierały wszystkie te cechy, a ponieważ Kise już
dawno nauczył się je odczytywać, nie dochodziło między nimi do nieporozumień,
przynajmniej nie na tym gruncie.
Aomine również nauczył się
rozumieć bez słów, co tak naprawdę kryło się we wnętrzu chłopaka. Spostrzegł
typowe dla niego zachowania, zapewne niedostrzegalne dla innych, jak również
nieodczuwalne dla samego Ryoty. Wiedział, że jeśli Kise coś przed nim ukrywa,
nigdy nie patrzy mu wtedy w oczy. Wiedział, że kiedy się czymś denerwuje, nie
potrafi powiedzieć tego wprost, tylko plącze się. Że czasem boi się polegać na
Aomine zbyt mocno, aby nie sprawić mu kłopotu, nad czym potrafi zamyślać się na
długie minuty, podczas których można do niego mówić, a ten i tak nie usłyszy.
Że jego głos drży, kiedy trzyma w sobie coś, o czym niekoniecznie chciałby się
dzielić z innymi. Dlatego starał się na niego nie naciskać, czekając, aż ten
sam mu powie lub dając ewentualne, subtelne sygnały, mające na celu zachęcić go
do tego.
Sam siebie uważał za pojętnego
ucznia, który jednak wciąż ma wiele materiału do przyswojenia. To, czego był
pewien lub czego się domyślał, stanowiło tylko niewielką cząstkę tego, co
powinien wiedzieć o swoim chłopaku, aby móc zawsze mu pomóc, nawet, jeśli ten
zacznie coś przed nim ukrywać. Osobiście uważał, że Ryota, choć stara się być
otwarty na innych, został zbyt wiele razy sponiewierany i zraniony, żeby mówić
o wszystkim, co tylko leżało mu na sercu, bojąc się, czy aby kiedyś nie
zostanie to wykorzystane przeciw niemu.
Nie dziwił się Kise. Sam
również miał problemy z zaufaniem, którym obdarzał trzy, może cztery osoby w
swoim życiu. Jedną z nich oczywiście był blondyn. I choć Daiki z początku nie
mógł pogodzić się z tym jak dziecinnie łatwo mu to przyszło, podczas gdy nawet
w stosunku do współpracowników i znajomych z kancelarii starał się trzymać
dystans i sprawdzać, czy to co mówią, rzeczywiście jest prawdą, tak teraz był z
tego powodu szczęśliwy.
Miał ochotę kochać się z
Ryotą. Pragnął go całym sobą, chcąc przestać myśleć choć na chwilę, oddając się
tej specyficznej bliskości ze swoim chłopakiem, podczas której mogli stawać się
jednością. Chciał się oddać swoim uczuciom, żądzom, pragnieniom, które
ostatnimi czasy stały się wyjątkowo wyczulone na każdy jego kontakt z
blondynem, sprawiając, że ciężko mu było logicznie myśleć.
I tym razem tak było, dlatego
zanim się opamiętał, zdążył się już podniecić. Zaklął w myślach, odrywając się
od kochanka i oddychając, a raczej dysząc, głęboko, aby móc się uspokoić.
Spojrzał Kise w oczy, ale wciąż widział w nich przebłyski strachu i niepokoju,
które zakorzeniły się w nim od czasu sytuacji z Haizakim.
Westchnął głęboko, uśmiechając
do niego delikatnie, chcąc dodać pewności i otuchy. Następnie pochylił się nad
nim i jeszcze raz pocałował, po czym przykrył ich obu kołdrą, przyciskając
Ryotę do siebie.
Kise wyczuł stan, w jakim
znajdował się Daiki. Dosłownie i w przenośni. Ciężko było nie poczuć
nabrzmiałości mężczyzny, kiedy ten przywarł do blondyna, zamykając go w ciasnym
uścisku, który zabił wszelką, istniejącą wcześniej przestrzeń między nimi.
Śpiewak spąsowiał, czując jak
robi mu się gorąco.
— Aominecchi, czy ty..?
— Ta — przerwał mu. — Ale nie
przejmuj się tym — dodał szybko, głaszcząc go po głowie.
— J-jak mam się nie
przejmować, kiedy ty... um… — Teraz twarz niższego przybrała szkarłatną barwę,
a on sam zagryzł swoją wargę. — Trzeba coś z tym zrobić, bo będzie bolało — powiedział
tak niewinnie, że mulat czułby wyrzuty sumienia, robiąc mu cokolwiek w tamtej
chwili, ponieważ jasnowłosy miał tak przejęty wyraz twarzy oraz ton, że
przywiódł mu na myśl dziecko. Zaskakujące było, jak mężczyzna, w ciągu ułamka
sekundy, potrafił zmieniać swoje zachowanie. Nie tak dawno temu, dosłownie
chwilę, kazał mu obiecać, śmiertelnie poważny i martwiący się, a teraz patrzył
na niego z troską i poczuciem winy.
Przemyślenia Aomine zaszły tak
daleko, że ten aż się zakrztusił, kaszląc głośno. Zmieszany i lekko czerwony na
twarzy, usiadł na skraju łóżka, przerzucając nogi za jego krawędź. Nie patrzył
na Kise, ponieważ obawiał się, że widząc jego cudowną twarz i jej wyraz,
doszedłby w tej chwili bez żadnej pomocy.
— To nic, naprawdę —
powiedział, kiedy był już w stanie normalnie zaczerpnąć powietrza. Wstając z
posłania, dodał jeszcze: — Po prostu pójdę do łazienki...
— Nigdzie nie pójdziesz — pisnął
blondyn, łapiąc go za koszulkę. — Jak ty to sobie wyobrażasz, Aominecchi? Mam
tu sobie tak leżeć i słuchać? — dodał zażenowany.
Pociągnął za materiał, przyciągając
Daikiego z powrotem na łóżko i przybliżył się do niego powoli.
— P-przytulisz mnie,
Aominecchi? — spytał po to, aby wymusić na mulacie siad, w którym przerzuca
nogi tak, że ma między nimi ciało śpiewaka. Ryota usiadł tak samo i pocałował
nieśmiało miejsce za uchem na ciemnej skórze. — Nie sądzę, żebyśmy jeszcze
mogli to robić. Przynajmniej nie dzisiaj — stwierdził, unikając wzroku drugiego
mężczyzny. Czuł, że sam zaczyna robić się podniecony.
— N-nie lubię tego robić
ustami — przyznał ledwo słyszalnie, oblizując swoją rękę. Rozpiął spodnie,
obserwującego go z napięciem Aomine, przypatrując się wypukłości odznaczającej
materiał bokserek. — Ale to chyba wciąż lepsze, niż robienie tego samemu,
prawda? — spytał, wsuwając dłoń pod bieliznę ciemnoskórego, zaciskając mocno
długie palce na jego męskości, zduszając głuchy jęk wyższego swoimi ustami.
Kise zaczął powoli poruszać
dłonią, mocno trzymając jego członka. Aomine nabierał głęboko w płuca
powietrza, wypełniając nim całą ich objętość. Czuł, że dojście nie zajmie mu za
dużo czasu, biorąc pod uwagę, jak działał na niego Ryota. Blondyn sprawiał, że
fale przyjemności, mające swoje źródło nie tylko w kroczu, ale i w ustach,
przeszywały go, sprawiając, że zaczął drżeć.
W tym czasie jego chłopak
przyspieszył ruchy dłoni, doprowadzając go niemal na skraj. Daiki mruknął
gardłowo, kończąc pocałunek i zaczepnie przejechał językiem po dolnej wardze śpiewaka,
który leniwie otworzył zamglone oczy. Kiedy się całowali, prawie zawsze je
zamykał.
Aomine zaczął wzdychać cicho i
kręcić się, nie mogąc usiedzieć w spokoju.
— Och, skarbie…! — jęknął
przeciągle, kiedy jego ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz.
Kolanem popchną partnera ku
sobie, podpierając podbródek o jego ramie. Zaczął specjalnie dyszeć i wzdychać
mu do ucha, co jakiś czas przygryzając delikatnie jego płatek. W takich
chwilach mógł zaobserwować, jak drobne, jaśniutkie włoski na karku Kise stają
dęba, a jego samego przechodzi gęsia skórka. Wtedy Ryota na moment przestawał ruszać
dłonią, wywołując tym mruknięcia dezaprobaty ze strony ciemnoskórego.
Nagle Aomine przyszło do
głowy, że jego chłopak też mógł zdążyć się już podniecić, zważywszy na to, jak
perwersyjne gesty mu przekazywał. Swoją prawą dłonią również sięgnął do
bokserek blondyna. Okazało się, że miał rację, a Kise był tam już cały mokry.
Ciesząc się, że zaoszczędzi śliny na tym naturalnym poślizgu, zaczął szybko
poruszać ręką w górę i w dół, ściskając intensywnie jego penisa. Ryota również
nie mógł zaczerpnąć oddechu, podobnie jak on na początku. Zaczął jęczeć głośno
i wypychać biodra w stronę Daikiego.
Ciemnoskóry doszedł pierwszy.
Zagryzł mocno swoją dolną wargę, aby przypadkiem nie wydać z siebie zbędnego
odgłosu, co jednak nie do końca mu wyszło. Rozlał się w dłoni kochanka, sam
tylko przyspieszając ruchy swojej, i jego doprowadzając do orgazmu, który
sprawił, że wszystkie jego mięśnie zacisnęły się boleśnie, a ciszę rozdarł
krzyk zmieszany z głośnym jękiem rozkoszy i imieniem Aomine jednocześnie.
Przyjemność była tak duża, że
przyćmiła, pulsujące spod opatrunku pieczenie. Blondyn poleciał w stronę
Daikiego i, opierając głowę o jego obojczyk, próbował uspokoić mocno bijące
serce oraz rozluźnić, zakleszczające się w reakcji obronnej na ból, mięśnie
brzucha. Ta krótka, choć niebywale bliska chwila, sprawiła, że uszła z niego
cała energia. Nie był śpiący, jednak nie potrafił nawet pomyśleć o kiwnięciu
palcem, nie mówiąc już o wykonaniu tej czynności. Westchnął spełniony,
zmuszając się cudem do wyciągnięcia szyi i, wciąż oparty czołem o Daikiego,
musnął wargami jego skórę. Następnie wrócił do poprzedniej, wręcz bezwiednej,
pozycji, dopiero teraz wyczuwając skutki zbliżenia. Rana szczypała, jednak był
przekonany, że szwy nie pękły, bo inaczej nie mógłby usiedzieć i skręcałby się
w pół, cierpiąc.
Śpiewak zanucił w żartach
cicho piosenkę The Drifters „This magic moment”, parskając śmiechem, gdy zrobił
to ciemnoskóry.
Aomine udzielił się humor
Kise, bowiem za chwilę zaczął chichotać razem z nim. Kiedy moment później już
się uspokoili i ochłonęli, Daiki wyplątał się z kończyn Ryoty, którymi ten go
oplatał, a następnie wstał, podciągając zabrudzone nasieniem spodnie. Blondyn,
sądząc po jego niezrozumieniu wypisanym na twarzy, był ciekaw, czemu kochanek
chce w ogóle się ruszać, ale ten zaraz rozwiał wszelkie jego wątpliwości,
biorąc na ręce. Mimo sprzeciwów, zaniósł go do łazienki, która mieściła się
obok, a następnie usadził na pralce. Kise siedział na niej, niecierpliwie
machając nogami. W tym czasie ciemnoskóry nalał letniej wody do miski, którą
postawił na toalecie. Następnie chwycił gąbkę i mydło, które leżały na wannie i
zanurzył przedmioty w wodzie. Zsunął z nóg partnera zarówno spodnie, jak i
majtki, które rzucił na podłogę. Nadawały się bowiem już tylko do prania.
Zaczął przemywać kochanka
wodą, uśmiechając doń delikatnie. Przesuwał wilgotną gąbką po jego sferach
erogennych, pachwinach oraz udach, wycierając resztki spermy, co jakiś czas
płucząc ją w wodzie. Kiedy skończył go obmywać, wziął się za siebie, cały czas
bacznie obserwowany przez Ryotę. Wystarczyło jednak, aby rzucił mu spojrzenie –
ten od razu uciekał wzrokiem w bok, rumieniąc lekko ze wstydu, że został
„przyłapany”.
W końcu obaj byli względnie
czyści. Nie mieli już siły ani ochoty na wchodzenie pod prysznic, dlatego
prosto z łazienki wrócili do pokoju blondyna, do łóżka. Przebrali się w czyste
bokserki i ułożyli wygodnie na najmiększych poduszkach, jakie przyniósł tam
wcześniej Daiki, chcąc, aby jego chłopak miał jak najwygodniej. Kiedy obaj już
spokojnie leżeli, wpatrując się w siebie i uśmiechając, ciemnoskóry pocałował
blondyna w nos, a następnie, przytuliwszy go do siebie, zamknął oczy i
momentalnie usnął.
Ryota jeszcze długą chwilę
myślał, znajdując się w jego ramionach. Zastanawiał się, jak Shougo uciekł ze
statku i, skoro to zrobił, dlaczego jeszcze go tutaj nie ma. Ciesząc się z
tego, że jego ukochany śpi, postanowił czuwać. Przymknął oczy, wdychając jego
zapach, który pozwolił mu na spokojnie przemyśleć wszystkie zdarzenia, odkąd
Daiki zjawił się w jego życiu.
Mimowolnie przypomniał sobie o
siostrze, czując się podle z powodu tego, że zapomniał. Fakt, sytuacja z
Haizakim była dość ekstremalna, jednak zdaniem Kise, to go nie usprawiedliwiało.
Nie był i nie będzie na jej pogrzebie, bo najprawdopodobniej takowy nie będzie
miał nawet miejsca. Powinien oddać jej należyty hołd. Postanowił się rankiem za
nią pomodlić. Już teraz zaczął sobie robić drobny rachunek sumienia,
wspominając przeżyte z nią chwile. Zarówno te przykre, jak i radosne.
Uśmiechnął się z nostalgią, widząc w głowie obraz ich samych, grających razem
na pianinie w salonie domu dziecka, kiedy to jego drobne, dziecięce palce płynnie
sunęły po klawiszach, tworząc melodię. Automatycznie zaczął stukać knykciami,
wtórując małemu Ryocie z przeszłości. Prychnął rozbawiony, gdy przypomniał
sobie, jak Lili tak się wczuła w grę, że przypadkowo zepchnęła go z krzesła.
Szybko spojrzał na Aomine, który na ten dźwięk mruknął coś niezrozumiałego.
Upewniając się, że śpi, odetchnął z ulgą.
Nawet się nie zorientował,
kiedy nastał ranek. Kise pilnie potrzebował wizyty w toalecie. Nie mając serca
budzić mulata, wysunął się ostrożnie z uścisku, zamierając, gdy ten zmarszczył brwi
w niezadowoleniu. Spał jednak nadal, więc jasnowłosy przemieścił się ostrożnie
do łazienki, z ulgą stwierdzając, że nadszarpnięcie na brzuchu praktycznie nie
daje o sobie znać. Załatwił się i zmienił opatrunek nasączony wydzieliną z
zaszytej rany. Naszła go ogromna ochota na grę, jednak zakurzone, od lat
nieużywane, pianino znajdowało się na strychu. Mimo wszystko schody były
jeszcze dla niego wyzwaniem. Wolał się nie nadwyrężać. W końcu, jeśli
wyzdrowieje, będzie mógł się opiekować, nie być pod opieką. Wrócił do pokoju i
ostrożnie, jak najciszej umiał, zamknął drzwi.
Jeju jakie to opowiadanie jest boskie.
OdpowiedzUsuńWszystko tak estetycznie i składanie napisane.
Genialna historia...tyle miłości i czułości no po prostu brak słów.
Odwalacie przepiękną robotę dziewczyny ♡~♡
Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy ale nie dostajecie żadnych pochwał ani nic pod rozdzialami co jest naprawdę smutne ponieważ ten tekst na to zasługuje ♡♡♡
Pozdrawiam serdecznie i zniecierpliwiona czekam na kolejną część :D
Pod koniec kiedy Kise wstał to trochę się przestraszyłam ze jednak sobie nie poradzi i coś mu się stanie ale jakoś dał radę haha c:
Trzymam kciuki za chłopaków żeby w końcu udało im się pozbyć Haizaliego
Awww obie dziękujemy za tak ciepłe i miłe słowa! ;; ♥ Poruszyły nas, lekko mówiąc x'D ♥ Bardzo się cieszymy, że opo się podoba, dlatego w przyszłości będziemy starać się jeszcze bardziej ^^
UsuńPozdrawiamy i ściskamy ♥
Należy się ♡♡♡
UsuńCzekam :D
Right! ;;
UsuńTo wiele znaczy, kiedy jednak dowiadujesz się, że ktoś wyczuł się w historię i warto ją kontynuować ^^
I, heh, myślę, że obie się tu zgodzimy-wcale nie jesteś taka słaba w pisaniu komentarzy :3 Nam się bardzo spodobał 😳 ❤
Dziękujemy i pozdrawiamy:3
Również pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńI jeszcze raz świetna robota <3
Trochę z opóźnieniem ale dopiero teraz zobaczyłam komentarz xD