Ciemnoskóry prowadził ich tak, jakby był stałym bywalcem tego miejsca.
Po wyjściu na powietrze każdy z nich opatulił się ubraniem jak tylko mógł,
ponieważ wszechobecny ziąb bez litości wdzierał się pod ubrania, drażniąc skórę
i wywołując niemiłe dreszcze.
Na szczęście miejsce, w którym znaleźli się już chwilę później,
znajdowało się rzut beretem od budynku, z którego wyszli. Jak się okazało, była
to po prostu ogromna restauracja, wnętrzem przypominająca sale weselne.
Przy wejściu do pomieszczenia zatrzymał ich kelner, pytając, czy mieli
rezerwację. Daiki odprowadził go wtedy jedynie na bok, wytłumaczył sytuację, po
czym wcisnął mu w rękę parę banknotów o wysokich nominałach, uśmiechając się
przymilnie.
Kelner stwierdził, że sytuacja jest już jasna, po czym zaprowadził ich
do czteroosobowego stolika przy ścianie, oznajmiając, że za chwilę ktoś
przyjdzie odebrać ich zamówienia. Karty dań już tam leżały, dlatego zaraz każdy
z nich zaczął je przeglądać.
Cała czwórka weszła powoli, prowadzona przez kelnera. Ryota i Kazunari
szli obok siebie, wytrzeszczając oczy, widząc wystrój bogatej sali. Piękne,
pokryte śnieżnobiałymi obrusami stoły zrobione z ciemnego, mahoniowego drewna
tworzyły zapełnione przez klientów rzędy, między którymi poruszała się,
załadowana srebrnymi tacami, obsługa. Mężczyźni usiedli przy jednym z nich,
moszcząc się na wygodnych, również drewnianych, krzesłach. Pomieszczenie,
oświetlone przez ciepłe, nieco przygaszone, światło, pomimo swoich rozmiarów,
miało ciepłą i przyjazną atmosferę, którą tylko dopełniały świece, rozpalone w
kącikach restauracji na parapetach, stołach oraz wielkim, również tlącym się,
kominku.
Kelner podszedł do ich stolika i zebrał zamówienia, po uprzednich
zapewnieniach, że Aomine stawia, a jego towarzysze mogą wybrać sobie to, na co
tylko mają ochotę. Takao nie omieszkał skorzystać, zamawiając homara
kanadyjskiego z masłem czosnkowym, udając przed zdenerwowanym Midorimą, iż
wcale nie wiedział, że było to najdroższe danie w menu.
Ich dania zostały przyniesione już po chwili, a kelner przyniósł im
dodatkowo butelkę doskonałego, wytrawnego wina. Aomine zaczął je rozlewać do
ich kieliszków, opowiadając przy tym o gościach restauracji, których znał.
— A tam, razem z dżokejami, siedzi Yukio Kasamatsu, trener w hodowli, z
której wygrały dzisiaj dwa konie. To mój znajomy, mogę nas potem zapoznać —
powiedział, kiedy tylko znajoma czupryna mężczyzny rzuciła mu się w oczy.
— Mnie nie musisz, też go znam — oświadczył Midorima, poprawiając
jednocześnie okulary, które zaczęły mu się zsuwać z nosa.
— Ym, Aominecchi. Ja dzisiaj nie piję — powiedział Kise, wysuwając
rękę, aby zasłonić nią swój kieliszek.
— Hm? Jak chcesz — odparł ciemnoskóry, pomijając naczynie blondyna.
W sumie, podsunęło mu to tylko kolejny pomysł, jaki zrodził się w jego
umyśle.
Akurat, kiedy kończyli jeść, światła w pomieszczeniu zostały
przyciemnione, a z głośników popłynęła muzyka. Chętni zaczęli odchodzić od
stolików i kołysać się w takt na szerokim, drewnianym parkiecie.
— Okej — westchnął Daiki, odkładając sztućce, a w międzyczasie
wychylając kolejny kieliszek wina. — Odnówmy stare znajomości — mruknął sam do
siebie. — Idziesz ze mną, Kise? — spytał jeszcze, kiedy i blondyn skończył
swoją kolację.
— Nie wiem, czy powi… — zaczął, jednak urwał, zmierzony morderczym spojrzeniem.
— Chętnie pójdę — poprawił się, posyłając śmiejącemu się Takao kuksańca w bok.
Aomine wstał od stołu i razem z Kise udali się na parkiet, gdzie Yukio
Kasamatsu dyskutował o czymś zaciekle z jakimś innym mężczyzną, którego Daiki
nie kojarzył.
Kiedy do nich podeszli, mężczyzna pożegnał się z Yukio, skinął im głową
i ruszył w stronę wyjścia. Widać było, że gdzieś się spieszył.
Dopiero w tamtej chwili wzrok Kasamatsu powędrował na ciemnoskórego,
który uśmiechał się do niego.
— Daiki? — spytał z niedowierzaniem w głosie.
— Kopę lat, Yukio! — przywitał się ze znajomym i wymienił z nim
serdeczny uścisk dłoni.
Wtedy niższy z mężczyzn spojrzał na Ryotę, który nieśmiało wychylał się
zza pleców Aomine. Kasamatsu próbował coś powiedzieć, jednak nie mógł wydobyć z
siebie głosu, wpatrując się w blondyna jak w obrazek.
Po chwili, kiedy cisza między mężczyznami zaczęła stawać się nieco
krępująca, Kasamatsu odchrząknął i spytał:
— A twój towarzysz to...?
— To Kise Ryota, gwiazda wielkiej sceny Nowego Orleanu. Znakomity
śpiewak — przedstawił kochanka Daiki.
Słysząc, jak nazwał go Daiki, blondyn spiorunował go wzrokiem,
niedowierzając, że ten naprawdę to powiedział, po czym speszył się i odparł,
nie tak głośno jak sobie to zaplanował:
— Miło mi. — Wystawił w stronę Kasamatsu lekko drżącą dłoń.
Yukio uścisnął mu rękę bardzo delikatnie, jakby bał się, że chłopak
mógłby rozsypać się przy każdym mocniejszym dotyku.
— Obstawiłem dziś twoje konie — powiedział głośno Aomine, robiąc to tak
nagle, że Kasamatsu wzdrygnął się nieznacznie i puścił dłoń Ryoty. — I
wygrałem.
— Wiem. Gratulacje — odparł mężczyzna i uśmiechnął się słabo. — Miałem
niewiele czasu, żeby je trenować... — przyznał, zamyślając się. — Jednak na
szczęście się udało i osiągnęliśmy sukces.
Aomine gwizdnął cicho.
— Proszę, proszę. Jestem pod wrażeniem.
— A ty, Kise? - zagadnął Kasamatsu. — Stawiałeś dziś?
Śpiewak uśmiechnął się radośnie, przypominając sobie całe zdarzenie,
jakim była pierwsza gonitwa i odpowiedział dźwięcznie, rozluźniając się
znacznie:
— Tak. Na trójkę. Podobnie jak Aominechi — dodał patrząc
porozumiewawczo, jakby chciał wskazać brunetowi o kogo chodzi, w stronę
kochanka, co było zbędne, jednak Kise zrobił to automatycznie.
— Zapewne chodzi o Soft White. — Pokiwał głową ze zrozumieniem. —
Wspaniała klacz. Od razu wyczułem potencjał, szkoda, że większość ludzi dała
się omotać komentatorowi, który z góry ją skreślił — westchnął.
— Czy ja wiem. — Aomine wzruszył ramionami. — Większa wygrana dla mnie.
— No tak! — zaśmiał się Kasamatsu i poklepal go po ramieniu. — Cały ty.
— Nadal nie mogę uwierzyć, że wygrałeś wszystko — powiedział, kręcąc
rozbawiony głową, Kise. Ignorując przechwalania się Daikego, dodał:
— Swoją drogą, jeśli mógłbym, chciałbym zadać pytanie, panie... — Ryota
zawiesił się na moment. — Jak mam się do pana zwracać? — spytał,
zdezorientowany.
— Wystarczy Yukio — odparł niższy z uśmiechem.
— A więc, Yukiocchi — oznajmił wesoło i kontynuował: — Konie są dla
ciebie pasją czy biznesem?
— I jednym, i drugim — rozpromienił się mężczyzna. — Mój ojciec był
hodowcą, to on mnie wszystkiego nauczył. Po jego śmierci musieliśmy sprzedać
farmę, ale ja nie chciałem się poddawać. Zacząłem praktykować zawód trenera
koni wyścigowych w stadninie przyjaciela ojca. I tak... Pracuję tu po dziś dzień.
— Wybaczcie, ale zostawię was na chwilę i skoczę do łazienki —
powiedział nagle Daiki, posyłając Kise pokrzepiający uśmiech. — Zaraz wracam.
Kasamatsu skinął tylko głową, obserwując oddalającego się
ciemnoskórego.
— Cóż. Chcesz coś do picia? — zaproponował.
Ryota tylko pokręcił głową i posłał mu przepraszający uśmiech.
— W takim razie, Kise, może opowiesz mi, jak to się stało, że jesteś tu
dziś z Daikim? Jak się poznaliście? — spytał, będąc tego autentycznie ciekaw.
Blondyn spiął się, jednak tak, iż nie było to dostrzegalne dla Yukio i
wypuścił cicho powietrze z płuc. Przeklął kochanka za to, że zostawił go tu
samego i nakłamał Kasamatsu, przez co on będzie to musiał dalej ciągnąć.
— Z Aominecchim? — zapytał, drapiąc się w tył głowy. Starał się, nie tyle
kłamać, bo tego nie lubił, co nie mówić całej prawdy. — Był na moim występie...
I jakoś tak na siebie wpadliśmy, kiedy schodziłem ze sceny. W sumie znamy się
od niedawna — dodał. — Spotkaliśmy się parę razy. Pokazywałem mu Orlean. W
końcu powiedział, że też chce mnie gdzieś zabrać... — Przypomniał sobie ich
poniedziałkową noc i odwrócił szybko wzrok, pąsowiejąc lekko. — Ale dzisiaj to
już przesadził, nie mówiąc mi że jedziemy tutaj — zakończył, nadymając
policzki.
— Nie powiedział ci? — zdziwił się Kasamatsu, ale zaraz wybuchnął
śmiechem. — Tak, to w sumie w jego stylu. Potrafi być czasami bardzo tajemniczy
— powiedział. — Kiedy my po raz pierwszy się spotkaliśmy, na Kentucky Derby,
dwa lata temu, również wtedy dobrze obstawił bardzo ważny, kluczowy wyścig,
wygrywając, ale mimo iż starałem się to od niego wyciągnąć na wszelkie sposoby,
nie powiedział mi, skąd wiedział, aby obstawiać najsłabszego konia w gonitwie,
który w konsekwencji wygrał.
— Widać prawnicy tacy są — zaśmiał się Kise. — Muszą wiedzieć wszystko
o innych, ale sami nic nie zdradzają — sprostował, ciesząc się, że Yukio nie
był żadnym bufonem, tylko miłym człowiekiem. Choć rozmawiali ze sobą dopiero
chwilę Ryota spokojnie mógł stwierdzić, że nawiązał z mężczyzną pewną nić
porozumienia.
— Ah, właśnie! — zawołał, przypominając coś sobie.
Rozejrzał się po sali, jakby chcąc się upewnić, że Aomine jeszcze nie
wraca.
Zaczął przeszukiwać wszystkie kieszenie marynarki oraz spodni, jakie
miał na sobie, zawzięcie czegoś szukając. Sądząc jednak po jęku zawodu, jaki
wydał z siebie zaraz potem, nie znalazł owej rzeczy.
— Kurcze... Chciałem dać ci swoją wizytówkę, ale wszystkie już
rozdałem. — Ryota spojrzał na niego z niezrozumieniem w oczach. — Kise, ja...
Pomyślałem tylko, że może mógłbyś zostawić mi numer, pod który mógłbym się do
ciebie dodzwonić? Albo twój adres? — spytał.
Ryota patrzył na mężczyznę, nie rozumiejąc. Na twarzy blondyna nie
rysowało się nic innego, oprócz zdziwienia. Omotany niewiedzą, spytał
dziecinnie:
— Um, po co? — Otrząsając się, w czym pomogły mu ogromne, czarne brwi
Yukio, wędrujące do góry, poprawił się szybko: — To znaczy, dlaczego chciałbyś
do mnie dzwonić, Yukiocchi? — Chłopak nie rozumiał. Znali się dosłownie chwilę
i był pewien, że jego rozmówca zapomni o nim krótko po powrocie do domu.
— To... Chodzi o to... Może... Uch! — sapnął ciężko, plącząc się. Jego
policzki zaczerwieniły się lekko. Aby jakoś odwieść od nich uwagę, przyłożył do
czoła dłoń. — Może miałbyś ochotę gdzieś czasem razem wyskoczyć — dokończył w
końcu. — Moglibyśmy się lepiej poznać i w ogóle... — mruknął, skrępowany.
Jak to możliwe, że nawet
zaskoczony, wciąż wygląda tak pięknie, pomyślał, nie mogąc się uspokoić.
Blondyn uderzył się teatralnie ręką w czoło.
— Ach, jasne. Nie ma problemu — odparł wesoło.
Polubił Yukio i najwidoczniej nie było to jednostronne. Kise zawsze
lubił nawiązywać nowe znajomości, był bardzo towarzyską osobą, jednak nie
zrozumiał, o co do końca Kasamatsu chodziło. Wyciągnął kawałek papieru, zawsze
miał jakiś przy sobie, gdyby wpadła mu do głowy nowa piosenka, i zapisał
szybko, starannym i pociągłym pismem swój numer.
— Proszę bardzo — odparł z uśmiechem, podając mu kartkę.
Daiki wyszedł z toalety akurat w tym momencie, aby móc zobaczyć, jak
jego chłopak daje coś Kasamatsu. Domyślał się, co to mogło być, w końcu znał
Yukio nie od dziś. Postanowił jednak nie interweniować.
Z jednej strony był zły, że mężczyzna chciał w jakikolwiek sposób
zbliżyć się do jego kochanka, jednak z drugiej... był strasznie ciekawy
zdarzeń, jakie mogły z tej sytuacji wyniknąć.
Zamiast więc podejść do miejsca, w którym, jak mniemał, blondyn toczył
właśnie rozmowę z adorującym go Kasamatsu, podszedł do stolika, przy którym
wciąż siedzieli Midorima z Takao. Zajął tam swoje miejsce i, nie przejmując się
czymś takim, jak kieliszek, wypił resztę wina prosto z butelki. Poczuł, jak
napój piecze go w gardle, ale to uczucie tylko uspokoiło jego skołatane nerwy.
— Te, Aomine — jęknął Kazunari, który, zdaniem ciemnoskórego, był już
nieźle podpity. — Chłopaka ci kradną — czknął, wskazując palcem na
flirtujących, w jego pijackim mniemaniu, Kise oraz Kasamatsu.
Midorima westchnął z dezaprobatą i opuścił jego rękę w dół.
— Zachowuj się, Bakao — warknął, jednak ten zdawał się nic z tego nie
robić, śmiejąc się pod nosem. — Ale właśnie. Nie zamierzasz nic zrobić? —
spytał, po chwili namysłu, Shintaro, również dyskretnie spoglądając w tamtym
kierunku.
— To mały eksperyment. Zaraz tam
pójdę — ziewnął.
— Tsk. Chcesz sobie urządzać gierki w takim momencie? — zrugał go
Midorima.
— Nie. Po prostu coś sprawdzam. A ty pilnuj lepiej swojego kochasia —
mruknął, zerkając kątem oka na Kazunariego, który właśnie, przez nieuwagę,
przypalał sobie rękaw koszuli o płomień świeczki.
— Cholera! — zaklął Shintaro, starając się opanować sytuację.
Aomine zaśmiał się pod nosem i wstał z miejsca, lekko się chwiejąc.
Następnie podszedł do dwójki, która interesowała go teraz najbardziej.
Bez trudu zauważył, tak, jak wcześniej myślał, że Yukio robi maślane
oczy do jego chłopaka.
Stanął więc tuż koło Ryoty i objął go w talii ramieniem, czując, jak
tamten lekko wzdryga się pod jego dotykiem, ale za chwilę wypuszcza powietrze z
ulgą, czując znajomy zapach Daikiego.
— Pogawędziliście sobie już? Tak? To świetnie — oznajmił i odwrócił,
ciągnąc za sobą Kise. — Do następnego, Yukio — rzucił na odchodne.
Jasnowłosy starał się dotrzymać mu kroku, nieco zdezorientowany,
potykając się co jakiś czas. Ciemnoskóry nie zważał na nic, trzymając
nadgarstek chłopaka, zamknięty w swoim własnym świecie, myśląc nad czymś intensywnie.
Oprzytomniał dopiero, kiedy Kise szarpnął ręką.
— Aominecchi, to boli — powiedział stanowczo, jednak bez pretensji.
Mulat puścił go niemal natychmiast, skonsternowany. Ryota spojrzał na
niego zmartwiony.
— Dlaczego to zrobiłeś? Tak się nie robi, to nie było miłe z twojej
strony — pouczył go, a widząc wyraz twarzy kochanka, którego za nic nie mógł
odczytać spytał : — Coś się stało?
— Nie, skądże — sarknął Daiki, wywracając oczyma. — Nie ważne. A jak
znam życie, w najbliższym czasie jeszcze nie raz będę miał okazję widzieć Yukio
— warknął.
Ton jego głosu nieco przestraszył Ryotę, który obserwował go teraz z
lekką obawą. Widząc to, Aomine odetchnął głęboko, uspakajając się nieco.
— Co chcesz teraz robić? — spytał, już znacznie łagodniej.
Blondyn patrzył chwilę w stronę, z której niedawno przyszli, pytając:
— A Kazucchi i Midorimacchi? — Daiki machnął tylko ręką, dając mu do
zrozumienia, że ma się nimi nie przejmować, dlatego Kise odpowiedział z
westchnieniem: — Wszystko mi jedno. Wystarczy, że pójdziemy gdzieś razem.
— Dobra. Więc jedziemy do mnie — sapnął Aomine i ruszył razem z Kise do
wyjścia z restauracji, nie oglądając się za siebie.
*
W tym samym czasie również i Midorima zdecydował, że powinien zabrać
już Takao, który wykorzystał okazję na darmowy alkohol niemal do granic
możliwości, do domu.
Kiedy wstał z miejsca i pomógł zwlec się z niego Kazunariemu, podszedł
do niego ten sam kelner, który obsługiwał całą czwórkę tamtego wieczora.
— Przepraszam pana, ale... chyba nie uregulował pan chyba jeszcze
rachunku — łagodnie zwrócił mu uwagę.
Shintaro chwilę przetrawiał tę informację. I jeszcze chwilę... Po czym,
niczym rażony prądem, rozejrzał się po całej sali, w poszukiwaniu Daikiego.
Kiedy go nie znalazł, zrozumiał, że pod wpływem okoliczności, to na niego spadł
obowiązek sponsora.
Jedynie dobre maniery wpajane mu od małego przez rodziców,
powstrzymywały go w tamtej chwili od siarczystej wiązanki przekleństw, którą
miał wielką ochotę wykrzyczeć na głos.
Cały czerwony na twarzy, kipiący ze złości, z pijanym Takao uwieszonym
na ramieniu, wyburczał przeprosiny i poprosił o rachunek.
*
Przeszli przez parking, nie odzywając się do siebie. Aomine nie
wiedział, o czym powinni teraz rozmawiać. Niewykluczone, że był zazdrosny o
Kasamatsu, jednak był aż nazbyt ciekaw, jak w zaistniałej sytuacji zachowa się
jego chłopak. Czy w ogóle zdawał sobie sprawę, że spodobał się Yukio?
Daiki postanowił, że jeszcze do tego wróci, jednak obecnie miał inne
rzeczy na głowie. Kiedy dotarli do jego samochodu, ciemnoskóry uśmiechnął się
pod nosem, przypominając coś sobie.
Kise stanął po stronie drzwi pasażera, czekając, aż Aomine mu otworzy.
Ten jednak pokręcił głową i cmoknął z dezaprobatą.
— Nic z tego, skarbie. Ja wypiłem. Ale wiesz co, mam pomysł — dodał
szybko, widząc, jak oczy blondyna otwierają się szerzej. — Ty poprowadzisz.
Wsiedli do samochodu. Ryota złapał podekscytowany za kierownicę i
przekręcił kluczyk w stacyjce. Miał zamiar wypróbować moc silnika i możliwości
maszyny, jednak szybko opamiętał się, pamiętając o ostatniej stłuczce i tym, że
teraz jest odpowiedzialny nie tylko za swoje życie. Zanim ruszył samochód,
spojrzał niepewnie na Daikiego, jednak widząc jego ponaglające spojrzenie,
nacisnął sprzęgło i pedał gazu. Jechali dość długi czas w ciszy. Samochód prowadzony
był zgodnie z wszystkimi przepisami. Blondyn wyczuwał u swojego partnera coś
dziwnego, wiedział, że coś jest nie tak, ale za nic nie potrafił nazwać tego
przeczucia. Przez jego głowę przeszła myśl, dokąd zmierzają, więc zesztywniał
nico, nie wiedząc, jak obróci się sytuacja w hotelu. Z jednej strony pragnął
bliskości ciemnoskórego, z drugiej pamiętał o jego obawach. Zbeształ się za
obie koncepcje. Przecież to, że jadą do apartamentu Aomine, nie musi wcale
znaczyć, że dojdzie do czegoś konkretnego. Jasnowłosy postanowił przerwać
ciszę, sięgając ręką do radio, włączając je. Nie potrafił wysilić się na żaden
dialog, ponieważ gdy prowadził, zawsze był pochłonięty dźwiękiem auta i
pokonywaną trasą.
Daiki nie potrafił powstrzymać uśmiechu, widząc, jak blondyn skupia się
na jeździe. On sam nie lubił siedzieć za długo w ciszy, dlatego wdzięczny był,
kiedy partner włączył muzykę.
Jechali opustoszałą autostradą. Dochodziła godzina dwudziesta, dlatego
było już ciemno. Wieczorem jednak rozpogodziło się, dlatego warunki na drodze
były bardzo dobre.
Czując, jak nad resztkami trzeźwości jego umysłu góruje nuda oraz
wypity wcześniej alkohol, Aomine oparł policzek o prawą rękę, lewą zaś dłonią
zaczął powoli wodzić od kolana, aż po pachwinę swojego chłopaka.
Śpiewak złapał rękę Daikiego i przesunął ją z powrotem na swoje kolano,
jednak mulat ponownie zjechał nią wyżej. Kise chrząknął znacząco i ponowił
czynność, ale tym razem ciągle trzymał dłoń ciemnoskórego. Znudzony Aomine ścisnął
mocno bladą odpowiedniczkę Ryoty, chcąc uwolnić swoją kończynę, co wywołało
syknięcie u jasnowłosego, który uderzył go za to w palce. Daiki postanowił
kontynuować swoją zabawę i ponownie sięgnął palcami ku zagięciu między
miednicą, a udem blondyna.
Ten w końcu nie wytrzymał i zrugał kochanka:
— Aominecchi, zaraz spowodujesz wypadek!
— Ja? To ty prowadzisz! — zaśmiał się Aomine.
Reakcja Kise tylko zachęciła go do kontynuowania swojej małej rozrywki.
Tym razem pozostawił dłoń na kolanie blondyna i począł gładzić wystającą
rzepkę. Wychylił się w jego stronę tak bardzo, jak tylko pozwalał mu na to pas.
Począł wodzić swoim zmarzniętym nosem po alabastrowej szyi, wywołując tym samym
dreszcze na całym ciele Ryoty.
Kierowca wziął głęboki oddech i zacisnął zęby. Westchnął mimowolnie,
przymykając oczy. Przypomniał sobie gdzie się znajduje, krzyknął ostrzegawczo,
odpychając kochanka.
-Mówię poważnie, Ahominecchi! Przestań mnie rozpraszać!
— Rozpraszam cię? — Udał zdziwienie. — Dobrze, w takim razie nie będę
cię dotykać, nie ma sprawy — fuknął i odwrócił tyłem do chłopaka, wpatrując w
ciemność za oknem, dusząc się od tłumionego śmiechu.
Poczuł, jak wypity alkohol przyjemnie szumi mi w głowie i rozluźnia. W
tamtej chwili ani myśl o Yukio, ani o nikim innym nie była w stanie popsuć mu
humoru, a reakcje Ryoty na jego zaczepki sprawiały, że ten był naprawdę
wyśmienity.
Kise jęknął przeciągle, przecierając twarz dłonią, którą zaraz potem
zmienił bieg.
— Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło — odparł łagodnie. — Jesteśmy
na drodze, a ja nie chcę nikomu zrobić krzywdy — wytłumaczył, jakby mówił do
dziecka. — Zwłaszcza tobie — dodał pod nosem i przyspieszył. Wreszcie znaleźli
się na autostradzie, na której gładko wymijał wolniejsze pojazdy.
Daiki przestał się śmiać. Wytarł łezkę rozbawienia z kącika oka, po
czym nabrał kilka głębokich oddechów.
— Hej, Kise… Więc zależy ci na mnie? — podłapał.
Jednocześnie przeniósł wzrok na kochanka. Przyglądając mu się uważnie,
niecierpliwie wyczekiwał odpowiedzi.
— Oczywiście, że... — zaczął machinalnie i przerwał szybko.
Przełknął ciężko ślinę. Czy zależało? Bardzo. Ryota zdał sobie sprawę z
tego, dopiero, gdy Aomine zadał mu to pytanie. Policzki blondyna zajęły się
czerwienią, a on odparł cicho:
— Dlaczego miałoby mi nie zależeć?
— Nie wiem — przyznał szczerze. — Miałeś już paru chłopaków. Nie boisz
się, że mógłbym cię zawieść? Że mógłbym okazać się taki, jak inni? Nie bierz tego do siebie — dodał szybko. — Po
prostu nie mam pojęcia, co takiego we mnie sprawiło, że w ogóle zwróciłeś na
mnie uwagę. I... czemu tak bardzo zawróciłeś mi w głowie.
Światła samochodów, które notorycznie mijali, prześlizgiwały się po
sylwetce Ryoty, i Aomine mimowolnie przemknęło przez myśl, że wygląda przez to
tak enigmatycznie, iż w tej chwili jedyne, na co miał ochotę, to odszyfrowanie
natury tego ósmego cudu świata.
— Nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie — powiedział.
Zacisnął usta w zamyśleniu.
— Nie wiem. Po prostu nie wiem — dodał szczerze. — Jesteś po prostu
inny. Nie pytaj, skąd to wiem, bo o tym również nie mam pojęcia — wyznał
Ryota. — To coś jak przeczucie? Możliwe
— odpowiedział sam sobie. — Jesteś dla mnie jedną, wielką zagadką,
Aominecchi... A jednocześnie mam wrażenie, że znam cię lepiej od siebie. To
może zabrzmieć śmiesznie — zaczął, biorąc głębszy oddech — ale tamtego
wieczora, w hotelu, poczułem, że jesteś wyjątkowy.
Kise zacisnął mocniej dłonie na
kierownicy. Zastanawiał się, dlaczego mówi takie rzeczy. Powinien być
skrępowany, lecz fakt, że mówi to Daikiemu, sprawiał, że blondyn czuł, że musi
to z siebie wyciągnąć.
Aomine przyłożył swoją lewą dłoń do klatki piersiowej, chcąc się
upewnić, czy jego serce, porażone paroksyzmem uczuć, wciąż bije.
— Zatrzymaj się na chwilę — poprosił cicho, bojąc się, iż drżenie w
jego głosie może zabrzmieć na tyle wyraźnie, że blondyn może je usłyszeć.
Ryota, bez zbędnych pytań, zjechał po prostu na boczną, polną drogę,
tuż przy lesie, i zgasił silnik. Siedzieli teraz w kompletnej ciszy i
ciemności, które napierały tak mocno, iż niemal dusiły ich obu.
— Chcę być z tobą szczery — oświadczył i odchrząknął, chcąc pozbyć się
nieznośnej chrypy, która zaległa mu w drapiącym gardle. — Nasza relacja to
kompletne szaleństwo.
Słowa mulata rozbrzmiewały w uszach Kise, odbijając się w nich
nieznośnym echem. Mężczyzna siedział nieruchomo, bojąc się zrobić cokolwiek.
Patrząc przed siebie, prosto w otaczający auto mrok, spytał, nie
śmiejąc odwrócić się w stronę ciemnoskórego:
— Chcesz ją zakończyć? — W głosie śpiewaka nie było żadnych emocji,
zero ekspresji, nic z kumulujących się w nim uczyć.
W Aomine coś pękło i zalało jego wnętrze ciepłem, którego pochodzenia
nie znał, ani nie rozumiał.
Nie zwlekał z odpowiedzią ani jednej chwili:
— Nie chcę nigdy tego kończyć. Kocham cię, Ryota.
Kise otworzył szeroko oczy. Miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się
na chwilę, by zaraz potem zabić ze stokroć większym tempem. Schował twarz w
dłoniach, które napełnianie były jego łzami. Blondyn był tak szczęśliwy, iż nie
wierzył, że to, co się w tym momencie działo, było prawdą. Przez tak długi czas
był jedynie czyjąś rozrywką, że nie było w tym nic dziwnego.
Mężczyzna poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Z trudem
przełknął nieznośną gulę w gardle i spróbował nabrać powietrza do skurczonych
płuc.
— Ja ciebie też — odparł słabo.
Daiki odpiął pasy i przysunął się do kochanka, który w końcu odważył
się na niego spojrzeć. On sam wbił w niego wzrok i powoli wyciągnął dłoń w jego
stronę, dotykając policzka.
Mógł w tym momencie porównać swoje wnętrze do wzburzonego morza,
którego fale rozbijały się o ostre krawędzie przybrzeżnych skał. Czuł, jak
powoli rozsypuje się od środka i nie mógł nic na to poradzić.
Przesunął wargami po odpowiedniczkach, należących do Kise, badając nimi
ich strukturę. Zastygł na moment w bezruchu i dopiero po chwili zaczął je
skubać, spinając mięśnie twarzy. Robił to tak czule i delikatnie, że Ryota
ledwo mógł wyczuć ten subtelny, elektryzujący dotyk.
Wszystkie myśli ciemnoskórego odpłynęły, a umysł stał się czysty, jak
nigdy. Mógł tylko całować te idealne, ciepłe usta i zaciągać się zapachem mięty
i karmelu, który skutecznie otępiał wszystkie jego zmysły.
Kiedy Kise naparł nieśmiało na jego wargi, wczepiając się ufnie w
koszulę ciemnoskórego, Daiki odpiął również pas kochanka i, ostrożnie, jakby był
z porcelany, przyciągnął Ryotę do siebie i obejmując ciasno w talii, usadził go
sobie na kolanach. Mulat wtulił się w lewą pierś kochanka, wsłuchując w, mocno
bijący, organ. Blondyn wplótł drżące palce w ciemne kosmyki, krzyżując przy tym
ręce w taki sposób, że przytulał głowę partnera mocniej do swojego torsu,
jednocześnie sam kładąc swoją na nim. Przyłożył nos do pachnących włosów, po
czym ucałował je delikatnie.
Myśl, że mógłby teraz choć trochę rozluźnić kurczowy uścisk, jakim
otoczył kochanka, napawała go strachem.
Chciał po prostu chwilę tak posiedzieć i zapomnieć o wszystkim,
trzymając w ramionach cały swój świat. I nie chodziło o to, że był podpity,
choć to, owszem, tylko wyostrzało wszystkie jego zmysły, które doprowadzały go
na skraj. Już nie było niczego więcej i nic nie liczyło się tak, jak te dwie
minuty, które spędził na liczeniu uderzeń serca Kise, które potem zaczęły
odbijać się echem w jego głowie, zsynchronizowawszy się z tępym bólem z tyłu
czaszki.
Kiedy oswoił się już ze wszystkimi doznaniami, które wcześniej tak
nagle go zaatakowały, zaczął wodzić dłońmi po plecach blondyna. Masował jego
łopatki, przyciskał palce w miejscu kręgosłupa, będąc w stanie wyczuć przez
ubranie kości.
W ten sposób ostatecznie upewnił się, że była to rzeczywistość.
Natłok uczuć, jakie zgromadziły się w niższym mężczyźnie, sprawiły, że
Ryota zapragnął przekazać je Aomine, jakby chciał się z nim podzielić słodkim
brzemieniem, oddając mu go część.
Uniósł jego głowę, chwytając ją z obu stron w dłonie, tak, że miał
między paliczkami uszy partnera, pocałował go mozolnie, jednak z wszystkimi,
towarzyszącymi mu, odczuciami. Gdy w końcu oderwali się od siebie, śpiewak
wtulił się mocno w Daikiego, kładąc mu brodę na ramieniu, wdychał z upojeniem
ostrą, chodź uspokajającą, woń mężczyzny.
Poczuł, że zaczyna mu się robić gorąco. Uwolnił się na chwilę z objęć
chłopaka, po czym ściągnął z siebie marynarkę, którą następnie wcisnął w
przestrzeń między fotelem a drzwiami. Poluźnił także krawat, tak, iż ten zwisał mu luźno z szyi.
Ponownie przyciągnął do siebie Kise, z utęsknieniem wpijając się w jego
usta. Wsunął między jego wargi język, wyczuwając smak do złudzenia
przypominający truskawki. Tak, jak zawsze, gdy tylko całowali się namiętniej.
Rękoma zaś zsunął się na jego pośladki, ugniatając je lekko.
Kiedy Kise jęknął, zakończył pocałunek i przeniósł wargi na jego lewe
ucho, które zaczął podgryzać, szepcząc w międzyczasie, starając się brzmieć
swobodnie:
— Czy jeśli zaczniemy uprawiać w tej chwili seks, będziesz uważać to za
powierzchowny tok myślenia?
Ryota uśmiechnął się pod nosem, czego Daiki nie mógł zobaczyć, i
pokręcił głową. Odchylił się do tyłu, patrząc na kochanka. Z fascynacją,
malującą się w złotych tęczówkach, przesunął dłonią po jego muskularnym
brzuchu, kierując ją ku górze tak, że złapał za ciemnogranatowy krawat.
Pociągnął za niego, nie za mocno, przyciągając do siebie Daikiego, czemu
towarzyszyła wygłodniała pieszczota, mająca na celu pokazać, do jakiego stanu
doprowadził go partner.
Aomine odpiął guziki marynarki Ryoty i zsunął ją z jego ramion.
Podobnie postąpił z jego koszulą. Zapowietrzył się, gładząc jego nagi tors.
— Masz jeszcze jakieś malinki? — spytał, ponieważ w ciemności nie mógł
żadnej dostrzec.
W tej samej chwili przypomniał sobie również o ugryzieniu, jakim
nieumyślnie zaznaczył bark blondyna, gdzie zaraz przeniósł swoją dłoń, badając
opuszkami palców stan skóry blondyn w tamtym miejscu. Wyczuł strupy, które
postanowił jeszcze dokładnie obejrzeć, kiedy będą mieli już swobodny dostęp do
światła.
Ryota zachichotał i, przysysając się do szyi Aomine, odpowiedział:
— I to nie jedną. — Po czym sam zrobił jeden znak na ciemnej skórze,
którego prawdopodobnie i tak by rano nie zobaczył.
Zaczął powoli rozpinać ubranie Daikiego, całując go po grdyce , a gdy
był mniej więcej w połowie, specjalnie owiewając jego skórę ciepłym oddechem,
spytał:
— A jak twoje plecy?
— Nie jest źle — wymruczał. — Ale lepiej nie rozdrapuj ich na nowo, nie
chciałbym pobrudzić krwią ciuchów.
Nagle przemknęło mu przez myśl, że to naprawdę ogromna strata, iż
Kasamatsu nie miał tamtego dnia okazji zobaczenia krwisto-sinych znaków na
skórze Kise.
Sam zaś, pozwalając, aby kochanek obcałowywał jego szyję, włożył palce
do ust, nawilżając je śliną, zaraz potem wsuwając dłoń w spodnie blondyna,
uprzednio znacząc wilgotną ścieżką bok oraz lędźwia pod rozpiętą koszulą.
Blondyn jęknął zaskoczony, prostując się gwałtownie, szybko jednak
wracając, do wykonywanej czynności. Uporał się wreszcie z koszulą Aomine,
ściągając mu ją do ramion. Pogładził tors mulata, wzdychając cicho z zachwytem.
Blondyn ochoczo zabrał się za poznawanie ciała kochanka, znacząc każdy milimetr
jego ciała językiem, tudzież ustami.
Daiki wsunął dwa zwilżone place w wejście chłopaka i zaczął powoli i
intensywnie nimi poruszać. Kochanek syknął cicho, jednak zaraz ten odgłos
przeszedł w przeciągły jęk, gdy zaczął drażnić jego prostatę. Drugą ręką wciąż
masował jego lewy pośladek, nie omieszkając uszczypnąć go w niego parę razy,
przez co Kise zacisnął na jego palcach swoje wnętrze parę razy, wywołując przy
tym uśmiech Aomine.
Ponieważ pozycja, w której się znajdowali, oraz ograniczona przestrzeń
dawały coraz bardziej o sobie znać. Ciemnoskóremu po pewnym czasie zaczęły
drętwieć ręce. Musiał je zabrać, ku niemym protestom jego kochanka, który
zaczął kręcić się niemiłosiernie na jego kolanach, dotkliwie gniotąc to, co on
sam miał między nogami, a domagało się uwagi.
Ryota zmarszczył lekko brwi, niezadowolony. Szybko jednak zrozumiał, co
było przyczyną zatrzymania pieszczot. Z łobuzerskim uśmiechem poruszył się
kilka razy, celowo ocierając o wypukłość w spodniach Aomine, powodując tym
samym, ku uciesze śpiewaka, zduszony jęk. Nakręcony tym dźwiękiem, jak i
własnym podnieceniem, bez większego zastanowienia rozpiął spodnie mulata. Zsuwając
mu bieliznę, przesunął ręką po jego nabrzmiałości, całował go przy tym bardzo
natarczywie. Mruknął z aprobatą, gdy smakował językiem wnętrze, przypominające
mu limonkę, czemu nadal nie mógł się nadziwić.
Aomine jęknął gardłowo i przerwał pocałunek, aby zagryźć mocno dolną
wargę. Przez moment przyjemność wynikająca w ruchów dłoni Ryoty przytłoczyła go
i nie był w stanie się kontrolować, nerwowo wypychając biodra w górę.
Nie chcąc dłużej zwlekać, zsunął blondynowi spodnie wraz z bokserkami
do samych kolan. Delikatnym gestem odciągnął jego dłoń od swojego członka,
zamykając ją w uścisku palców. Drugą zaś podciągając blondyna w górę, nakierowując
na swoją męskość.
Opuścił go na siebie, zduszając przekleństwa. Nie mógł zaczerpnąć
oddechu jeszcze przez parę chwil.
— No proszę — wyszeptał z trudem. — Jednak jesteś na górze. —
Uśmiechnął się tryumfalnie.
Kise wykorzystał moment na przyzwyczajenie się, aby odpowiedzieć, póki
nie znajdował się w amoku przyjemności. Jego wypowiedź była jednak krótka i
konkretna, bo mimo wszystko oddychał z trudem.
— Cicho — zamruczał i pocałował Daikiego zaborczo i przygryzając mu
wargę, uniósł się nieco na kolanach, powodując spięcie mięśni, co sprawiło, że
zacisnął się mocniej na członku kochanka. Poruszył mozolnie biodrami, chcąc
sprawić jak największą przyjemność mulatowi, stawiając sobie jego odczucia, nad
swoje.
Ciemnoskóry dziękował sobie w duchu, że przez trwający pocałunek jest w
stanie powstrzymać krzyki i jęki. W przerwach na oddech wydobywały się z
pomiędzy jego warg jedynie krótkie, urywane sapnięcia, które i tak już
wystarczająco zdradzały, jak mu dobrze.
Kise unosił i opuszczał biodra w spokojnym, jednostajnym ruchu,
doprowadzając go tym niemal do szaleństwa. Jego gorące i wilgotne wnętrze
zaciskało się na nim, z każdą chwilą przybliżając go do orgazmu. Chciał się
jakkolwiek odwdzięczyć kochankowi za bardzo intensywnie odczuwalną rozkosz,
która z każdą chwilą ogarniała go coraz bardziej, dlatego chwycił go pod boki,
pomagając utrzymać szybsze tempo. Sam również zaczął poruszać nieznacznie
biodrami, wychodząc w ten sposób jego ruchom naprzeciw.
Nie było szans, aby mogli wytrzymać tak dłużej. W niezaspokojonym
pragnieniu, ich usta rozdzieliły się, by móc nabierać więcej powietrza.
Daiki oparł czoło o mostek blondyna, wbijając się w niego głęboko i
przytrzymując tak dłuższą chwilę. On zaś zapowietrzył się nagle i wygiął
kręgosłup w łuk, głowę odrzucając w tył, jęcząc głośno i zaciskając mu dłonie
na karku.
Doszli w tym samym momencie. Kise spuścił mu na brzuch, a Daiki w nim,
nawet nie zastanawiając się, jak blondyn to z siebie w obecnej sytuacji wymyje,
gdyż w samochodzie mieli dostęp co najwyżej do chusteczek higienicznych. Czując,
jak kochanek bezwładnie opada na jego tors, resztkami sił uniósł jego biodra i
wysunął z niego. Czuł, jak po plecach spływa mu pot, a serce bije szaleńczym
tempem. Wszystkie szyby w aucie zaparowały od ich gęstych i głębokich oddechów,
które pomagały powrócić ciałom do ich stałych temperatur.
Ciemnoskóry czuł, jak nogi zdrętwiały mu całkowicie, dlatego odnalazł
dłonią przycisk pod siedzeniem, po którego naciśnięciu był w stanie rozłożyć
oparcie fotela do tylu, przenosząc ciężar swojego chłopaka na swój tors, co
było nie mała ulgą.
Ryota leżał na kochanku, nadal drżąc od przechodzącej jego ciało
ekstazy. Oddychał płytko, nie mogąc poruszyć, spinającymi się wcześniej z
całych sił, nogami. Zmęczony ułożył się na mulacie wygodniej, opierając dłonie
o jego klatkę piersiową. Wtulił głowę w jego szyję i zaciągnął się wonią,
przywodzącą mu zapach świeżego druku i książek. Kiedy w końcu przestał się
trząść, poczuł rozlewającą się po nim niemoc. Mimowolnie przymknął powieki i
wychrypiał, zmęczonym od jęków głosem:
— Spaać.
Aomine sięgnął po marynarkę Kise, którą okrył jego pośladki oraz
lędźwia, aby przypadkiem się nie zaziębił. On sam był nie tyle śpiący, co
zmęczony, dlatego zaczął jedyną dłonią głaskać go po włosach, a drugą
delikatnie drapać po plecach.
Kise zamruczał na drobne pieszczoty, układany do snu zmęczeniem, błogim
spełnieniem i przyjemnym, delikatnym masażem. Cisza oraz noc, które ich
otaczały sprawiły, że poczuł się jak w innym świecie. Jakby był odizolowany od
reszty, mając za towarzysza tylko Daikiego. Chciał jeszcze mu tyle powiedzieć,
jednak nie potrafił zebrać myśli, które swobodnie zaczęły odpływać w objęcia
Morfeusza, ciągnąć go za sobą.
— Aominecchi...? — Blondyn zdarzył jedynie zacząć zdanie, po czym jego
oddech się wyrównał, a umysł wyłączył się.
*
Nastał świt, kiedy Daikiego obudziły niezidentyfikowane odgłosy za
szybą samochodu. Z początku dochodziły do niego jakby zza mgły, ale w miarę
tego, jak sen spełzał mu z powiek, hałas stawał się coraz wyraźniejszy.
Spiął się, a odrętwiałe mięśnie dały mu się we znaki. Syknął cicho, nie
chcąc obudzić kochanka, który wciąż spokojnie drzemał na jego piersi. Oddychał spokojnie
i miarowo przez lekko uchylone, spierzchnięte wargi. Wyraz jego twarzy był
łagodny, a złote, zmierzwione kosmyki włosów opadły mu na czoło.
Widać wczorajszy dzień, pełen wrażeń i, bądź co bądź, wyczerpującego
seksu, sprawił, że blondyn spał jak suseł i nie obudziło go nawet zapukanie w,
ciąż zaparowana, szybę samochodu.
Aomine drgnął, przerażony tym nagłym odgłosem. Jak najdelikatniej mógł, wysunął się spod nic
nie robiącego sobie z zamieszania Ryoty, który tylko zwinął się w kłębek na
rozłożonym siedzeniu, podciągając pod siebie kolana. Ciemnoskóry uśmiechnął się
na ten widok i tylko ciaśniej otulił go jego marynarką, którą był przykryty.
Na raz przypomniał sobie o przyczynie swojego obudzenia się i warknął,
zły, podciągając na tyłek spodnie i zapinając na szybko guziki swojej koszuli.
Wypadł z samochodu, gotowy wszcząć prawdziwą burdę.
— Czego mi tu, ku... — Dalsze słowa uwięzły mu w gardle, kiedy zobaczył
przed sobą zaskoczonego policjanta.
Mężczyzna w mundurze podszedł w jego stronę i, łapiąc dłonią za daszek
czapki, skłonił się lekko głową.
— Dzień dobry — powiedział kwaśno. — Otrzymaliśmy anonimowe zgłoszenie
dotyczące wypadku w tym miejscu. Jednak widzę, że było ono błędne — dodał,
mierząc Daikiego krytycznym wzrokiem.
Ciemnoskóry również wbił wzrok w mundurowego, mrużąc gniewnie oczy.
Nagle zawiał wiatr, a Aomine wzdrygnął się z zimna, ponieważ przez wcześniejszy
pośpiech niedokładnie zapiął guziki koszuli, tworząc w niej otwory, przez które
wpadało teraz lodowate powietrze.
Założył więc ręce na piersi, gromiąc wzrokiem policjanta, zły, że ten
musiał zbudzić go akurat na wschód słońca.
Nie byłby sobą, gdyby w tej sytuacji ostatnie słowo nie należało do
niego.
— A gdzie tu wypadek? — warknął. — Chyba widać wyraźnie, że auto stoi
całe.
Stróż prawa wyciągnął notes i długopis, ten drugi wyciągając w jego
stronę.
— Nie tym tonem, panie...
— Midorima. Midorima Shintaro — skłamał bez mrugnięcia okiem, nie
myśląc nad tym ani chwili. Przez moment
poczuł, jakby wróciły stare, dobre czasy liceum. — Ale ja nadal nie rozumiem,
czego pan ode mnie chce. Sprawa jest już chyba wyjaśniona? — spytał
sceptycznie, unosząc jedną brew w górę.
— Rozumiem, że wszystko jest w porządku, ale muszę obejrzeć pańskie
prawo jazdy — powiedział, skrobiąc fałszywe imię na kartce, po czym dodał: — Są
z panem jacyś pasażerowie?
W tym samym czasie Ryota przeciągnął się, na tyle, na ile pozwalała mu
powierzchnia samochodu, a nie czując pod sobą ciepłego, towarzyszącego mu od wczoraj,
ciała kochanka, otworzył zaspane oczy. Rozejrzał się po wokół, napotykając
wzrokiem na odgrywającą się przed nim scenę. Zaczął szybko się ubierać,
krzywiąc się, gdy podczas siadania oprócz bólu, poczuł częściowo zasłoniętą
spermę partnera. Zaczął przeszukiwać chaotycznie schowek auta, dziękując bogu,
że znalazł w nim chusteczki higieniczne. Ogarnął się na tyle, na ile potrafił.
Zapiął porządnie koszulę, zakrywając wszystkie malinki, wysunął na siebie
spodnie i przeczesał dłonią blond włosy. Słysząc jak Aomine podaje fałszywe
nazwisko, przeklął mocno w duchu. Gdy usłyszał kluczowe słowa „prawo jazdy”,
postanowił jakoś ratować sytuację.
Daiki zaczął gorączkowo zastanawiać się nad tym, co powiedział
dotychczas oraz jak wiele z tych rzeczy było nie do końca zgodne z prawdą.
Fakt, że, jak mniemał, dochodziła dopiero szósta rano, nie ułatwiał sprawy.
— Oczywiście, że jestem sa... — Aomine nie powiedział nic więcej, kiedy
drzwi auta otworzyły się, a ze środka wysiadł Kise. — Sarkastyczny — dokończył
po chwili, kiedy policjant zmierzył go zirytowanym spojrzeniem. — To miał być
sarkazm — wytłumaczył. — A to mój przyjaciel.
— Aomine Daiki — przedstawił się fałszywie Ryota. — Midorima zapomniał
portfela, proszę wziąć moje. — Podał funkcjonariuszowi prawo jazdy
ciemnoskórego, na którym widniało jego imię, nazwisko, data urodzenia oraz
wykaz kwalifikacji, do jakich upoważniał dokument. — I tak ja prowadzę — dodał.
Mężczyzna mierzył chwilę wzrokiem fałszywego Shintaro i Daikiego, żeby
w końcu cmoknąć głośno i oddać Kise prawo jazdy.
— Następnym razem proszę pamiętać o portfelu, panie Midorima. I nie stójcie
tu panowie zbyt długo — westchnął, żegnając się gestem podobnym do salutowania.
Wsiadł do radiowozu, trąbiąc krótko i odjechał. Kiedy tylko zniknął z ich pola
widzenie mężczyźni odetchnęli z ulgą, po czym blondyn spojrzał na swojego
chłopaka tak, jak to robi matka, kiedy przyłapuje swoje dziecko na kradzieży
gorących ciastek.
— Aominecchi, co to miało być? — spytał, wymachując nie swoim
dokumentem.
— O co znowu chodzi. — Wywrócił oczami.
— O co mi chodzi? — powtórzył z niedowierzaniem. — Przecież mogłeś
narobić mnóstwo kłopotów — powiedział, po czym dodał poważnie: — Nie tylko
sobie, ale co ważniejsze swojemu przyjacielowi. — Blondyn skrzyżował ręce na
piersi, wwiercając w Aomine przenikające spojrzenie.
— Cholera, nie patrz tak na mnie — westchnął Daiki, czując pod naporem
wzroku kochanka wyrzuty sumienia. Ale tylko minimalne! — Jakoś bym to wszystko
odkręcił — burknął pod nosem. — Jak zawsze.
— Yhym, na pewno — odparł kpiąco śpiewak. Widząc minę kochanka westchnął
i spytał, łagodniejąc:
— Nadal jesteś nietrzeźwy, prawda?
— Zaraz tam nietrzeźwy — obruszył się. — Jestem bardzo trzeźwy! Ale
jeśli chcesz, możesz prowadzić — dodał po chwili, czując, jak na złość, lekkie
zawroty głowy.
— Nie chcę, żebyś znowu narozrabiał — powiedział, puszczając mu perskie
oczko. — Tylko błagam, jedźmy już — powiedział z miną męczennika, otwierając
drzwi. — Marzę o prysznicu — dodał, wsiadając do Forda.
Aomine również wsiadł do auta. Poprawił oparcie fotela, mimowolnie
ciesząc się, że jego obicie nie pobrudziło się wczoraj.
Nim ruszyli w drogę powrotną, ciemnoskóry schował jeszcze do, leżącego
w niewielkiej wnęce, swojego portfela prawo jazdy, które Kise mu oddał.
Kiedy Ryota ruszył i wjechał w końcu na asfaltową drogę, zagadnął go
jeszcze, czując, jak zaczyna boleć go głowa:
— Jak się spało?
Blondyn uśmiechnął się nieznacznie, mówiąc:
— O dziwo dobrze. Spałem jak zabity — zaśmiał się.
Mężczyzna zawiesił się i spytał z poczuciem winy, unosząc brwi do góry:
— Jezu, Aominecchi! Przecież ja cały czas spałem na tobie! — rzucił i
zanim, nierozumiejący do czego dąży kochanek, Daiki zdążył cokolwiek dodać,
Kise złapał się za głowę kontynuując: — Boże, przecież nie ważę dziesięć kilo.
Nie mogłeś mnie zrzucić? — spytał z pretensją.
— Naprawdę myślisz, że mógłbym cię zrzucić? — prychnął. — Nie jestem
draniem bez serca — żachnął się. — Poza tym tak słodko zasnąłeś... — Uśmiechnął
się pod nosem, widząc rumieńce Kise. — Chociaż najważniejszym powodem było to,
że było trochę zimno, a ty grzałeś lepiej niż kołdra.
— N-no to... — zająknął się. — Mogę częściej cię tak grzać, jeśli
chcesz — bąknął zawstydzony.
— Jasne, skarbie. Przydasz mi się zwłaszcza na długie, zimowe wieczory —
oświadczył Daiki i pogładził blondyna po ramieniu. — A... jak ogólnie się
dzisiaj czujesz? — spytał jeszcze, po chwili. — Tyłek bardzo boli? Musisz mi
wybaczyć, bo nie miałem przy sobie żadnej wazeliny — westchnął, będąc
autentycznie tym faktem przejęty. Nie chciał, żeby Kise musiał znosić przez
niego zbędne katusze.
Ryota jeszcze bardziej spąsowiał na policzkach, ale powiedział cicho:
— Boli. Nawet bardzo. Ale... — zmusił się, aby spojrzeć na partnera,
czego szybko pożałował, odwracając się speszony — warto było — dokończył.
Aomine uśmiechnął się i oparł policzek o dłoń, nie mogąc powstrzymać
się od przeglądania mu się. Na tle rozpogodzonego nieba oraz jednych z
pierwszych promieni słońca, które wpadały do auta przez szybę, wyglądał wręcz
nieziemsko.
Jego widok, skonsternowany, jednak jednocześnie skupiony na jeździe, z
policzkami pokrytymi czerwienią, z, mimo wszystko, dwoma widniejącymi malinkami
na szyi, zaczął powoli usypiać Daikiego. Mężczyzna odpłyną krótko po tym, jak
przemknęło mu przez myśl, iż nie jest pewien, czy zasługuje, aby mieć tak
cudownego chłopaka, jakim bez wątpienia był Ryota.
Kise usłyszał po swojej prawej stronie miarowy, głośny oddech, więc
postanowił zerknąć w stronę pasażera. Widok śpiącego mulata sprawił, że poczuł
w sercu przyjemne ciepło. Blondyn sięgnął, tymczasowo wolną ręką, do tyłu,
gdzie ciemnoskóry rzucił wczoraj swoje ubranie, i zgarnął ciemny garnitur,
zakrywając nim Daikiego. Zrobił to bardzo porządnie, może nawet przesadził,
wtykając w każdą szparkę materiał. Zadowolony ze swojej roboty uśmiechnął się
do siebie i odtworzył w głowie wczorajsze wydarzenia.
„Kocham Cię, Ryota”, przypomniał sobie, ciesząc się jak nigdy.
Włączył cichutko radio, aby nie zwariować, myśląc jak wielkie szczęście
wreszcie mu dopisało. Szczęście leżące nawet nie metr od niego, które cicho
pochrapywało.
Aomine obudził się, a raczej został obudzony, już na parkingu przed
hotelem. Kise delikatnie potrząsał jego ramieniem, kiedy otworzył oczy. Na
początku obraz był rozmazany, ale już po chwili przybrał na ostrości. Mając tuż
przed sobą twarz blondyna po prostu nie mógł nie skorzystać. Musnął jego wargi
swoimi.
— Dzień dobry — ziewnął, po czym przeciągnął się, czując, jak zsuwa się
z niego ciemny materiał. Zaskoczony, spojrzał na Ryotę, jednak ten tylko
uśmiechnął się, wyłączył radio, po czym wyszedł z samochodu. Daiki postąpił za
jego przykładem.
— Co teraz? Chcesz wpaść do mnie? — spytał chłopaka, upewniając się w
międzyczasie, że drzwi Forda na pewno dobrze się zamknęły.
Jasnowłosy spojrzał na Aomine błagalnie, mówiąc szczerze:
— Byłbym wdzięczny, jeśli mógłbym skorzystać z prysznica. — Nagle jego
żołądek wydał z siebie głośny, burczący dźwięk, a Kise podrapał się w tył
głowy, śmiejąc się. — No i w sumie bym coś zjadł. Nie będę przeszkadzać? — spytał,
jak to miał w zwyczaju.
— Czy ty zawsze musisz pytać o jakieś pierdoły? — westchnął Daiki,
przeczesując włosy dłonią. — Zanotuj w pamięci, że ty nigdy nie przeszkadzasz.
Weszli przez drzwi frontowe hotelu. Znaleźli się w hallu, po którego
prawej stronie znajdowały się białe, marmurowe stopnie, prowadzące zarówno w
górę, jak i w dół, a z lewej recepcja, aktualnie pusta. Zapewne kobieta,
pracująca na tym stanowisku, poszła zrobić sobie kawę. Jak zauważył Aomine, na
pozłacanym zegarze zdobiącym ścianę, dochodziła szósta dwadzieścia. Oznaczało to,
że personel hotelowy, mimo iż już na nogach, zaspany, działał nieco spokojniej
i mozolniej, niż w południe.
Dlatego też, stojąc przed schodami prowadzącymi na pierwsze piętro,
znajdowali się sami. Ciemnoskóry spojrzał na swojego chłopaka, który z lekką
obawą zaczął wspinać się w górę, krzywiąc z bólu, wcale nie dyskretnie. Po
seksie, jaki uprawiali, było to normalne, jednak Daiki i tak zaczął mieć
wyrzuty sumienia, widząc na własne oczy, jak ten się męczy. Nie oznaczało to
oczywiście, że jest gotów zrezygnować ze zbliżeń, które w ich przypadku, były
szczególnie udane i spełnione, ale mógł za to zrobić coś innego.
Nie bacząc na to, że jednak mógłby ich ktoś zobaczyć, szybko dogonił
kochanka, który zdążył już zajść kawałek, po czym chwycił go jedną ręką w
talii. Przechylił jego środek ciężkości w lewo, tak, iż ten zachwiał się, co
Aomine nie omieszkał wykorzystać, chwytając go drugą pod kolanami i podnosząc w
górę. Myśl, że niesie teraz swojego ukochanego jak księżniczkę pojawiła się
nagle, dlatego szybko się jej pozbył, czerwieniąc lekko.
Może swoim postępowaniem temu przeczył, ale romantyzm zdecydowanie nie
był dla niego.
— Aominecchi, co ty robisz? — pisnął cicho Kise, aby nikt oprócz
ciemnoskórego go nie usłyszał.
Mężczyzna nie uzyskał odpowiedzi, niesiony przez, lekko zarumienionego
Daikiego, który milczał zawzięcie, schował zażenowany twarz w zagłębieniu
ciemnej szyi. Nie przyznałby tego nigdy, ale w duchu cieszył się na ten gest.
Obejmując szyję Aomine, bąknął cały czerwony:
— Nie trzeba było.
Zacisnął mocniej uścisk i dodał szeptem ledwo słyszalne „Dziękuję”,
dając się wnieść na samą górę.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe czy świadomie Daiki zrobił to, że zostawił Midorimie zapłacenie tego rachunku, ocho Kise to ma adoratora, cieszę się, że zdarzają się chwile, że Aoime nie przejmuje się i troszczy o Kise...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia