Poczucie świadomości uderzyło w niego nagle.
Wyrwało go z błogiej, otaczającej zewsząd ciemnej pustki, w której, nie czując,
nie widząc i nie słysząc zupełnie nic; było mu naprawdę przyjemnie. Nie
istniały problemy, żale, smutki, ani inne negatywne emocje.
Nic. Tylko spokój.
Kiedy powoli zaczął się wybudzać, mimowolnie
zaczęło mu go brakować. Jednym z pierwszych bodźców, jakie poczuł, był ból.
Szczególnie brzucha. O wiele mniejszy, niż jakim zapamiętał go ostatnio, lecz
wciąż dokuczliwy. Jednocześnie towarzyszyła mu nieustająca senność – mimo tego,
że już po prostu nie był w stanie dłużej spać, był zmęczony, osłabiony i
apatyczny. Przez to otwarcie powiek zajęło mu dość sporo czasu. Ledwo nimi
drgnął, a poraziło go światło szpitalnej jarzeniówki. Było tak ostre i
nieprzyjemne, że niemal natychmiast z powrotem przymknął oczy, wypuszczając
przy tym ciężko powietrze z płuc.
Powoli zaczął oswajać się z tym, co się wokół
niego działo. Nie słyszał zbyt wiele, ponieważ zbyt wiele wokół się nie działo.
Spokój i cisza na sali były niemal przytłaczające. Przerywał ją od czasu do
czasu szum aparatury oraz, gdy się wsłuchał, czyjś oddech.
Po jakimś czasie podjął się kolejnej próby
uchylenia powiek. Tym razem przyszło mu to szybciej i łatwiej, ponieważ
denerwująca lampa na suficie została zgaszona, pozostawiając pomieszczenie w
półmroku. Mężczyzna powiódł spojrzeniem wokół. Jedynym źródłem światła w tym
momencie, jaki udało mu się zaobserwować, był blask świateł na szpitalnym
korytarzu, które prześwitywały przez szklane drzwi wejściowe oraz niewielka
lampka zapalona na szafce przy jego łóżku. Dopiero po chwili zorientował się,
że jej miękki blask padał na blond kosmyki jego chłopaka. Kise usnął na
siedząco z głową na fragmencie materaca. W swoich drobnych dłoniach trzymał
kurczowo tę Daikiego.
Mulat zebrał wszystkie siły, jakie w sobie
miał i ścisnął delikatnie dłoń blondyna. Nie chciał go budzić, ponieważ z jego
postawy wnioskował, iż ten był naprawdę zmęczony, ale poczucie niewiedzy go
dobijało.
Kise niemal natychmiast drgnął. Nie spał od
ponad czterdziestu godzin, a kiedy niekontrolowanie zdarzyło mu się zdrzemnąć,
jego sen był bardzo płytki i krótki. Podniósł od razu głowę, wbijając czujny
wzrok w kochanka i zachłysnął się powietrzem, czując, jak jego serce nagle
podskakuje, a oczy nieznośnie napełniają się łzami.
─ Aominecchi… ─ zawył płaczliwie, przytulając
się do niego, trochę za mocno, ale na szczęście omijając jego brzuch.
─ Uchh...
Daiki wypuścił ciężko powietrze i zacisnął
wargi, by nie wyrwał się z nich przypadkiem zdradziecki jęk bólu. Mimo tego, że
Kise trochę zbyt mocno do niego przylgnął, powodując ukłucie w okolicy lewego
żebra, Aomine za nic nie chciał, aby ten od niego odstąpił. Podniósł z trudem
swoją prawą rękę i objął kochanka, gładząc go dłonią po plecach.
─ Nie maż się, już wszystko okej... ─ sapnął
cicho.
─ Okej?
Ryota wyprostował się i spojrzał na niego
wymownie, pełnymi bólu oczami.
─ Okej? ─ powtórzył słabo. ─ Ponad dzień
leżysz tutaj, bez żadnych oznak życia... Wyglądasz, jakbyś się zderzył z
ciężarówką i to dla ciebie „okej”? ─ zapytał bezradnie, przecierając oczy
dłońmi. ─ Mówili, że mogłeś zapaść w śpiączkę… ─ powiedział mało zrozumiale,
gdyż te słowa ledwo przechodziły mu przez gardło. Te dwadzieścia cztery
godziny, jakie spędził przy łóżku kochanka, były chyba najgorszym i najdłuższym
dniem, jaki w życiu miał.
─ Jezu no... Stało się ─ mruknął mulat. ─ Nic
się na to nie poradzi. Ważne, że już mi lepiej ─ powiedział, choć nie był
pewien, czy to do końca zgodne z prawdą. Zdawał sobie sprawę z tego, jak Kise
musiał przeżywać całą tę sytuację, jednak nie chciał, żeby się tym dłużej
przejmował. Myśl, że jego chłopak cierpi przez niego niemal równie mocno jak on
sam, była nie do zniesienia.
─ Gdzie ty w ogóle poszedłeś? ─ burknął Kise nagle,
ponownie się w niego wtulając. Świadomość tego, że jeszcze niedawno mówili mu,
że jego chłopak może już nigdy nie odwzajemnić uścisku blondyna, nadal odbijała
się echem w jego czaszce. ─ Co się stało?
─ Poszedłem do sklepu ─ zaczął zdławionym
głosem. Tylko na taki ton pozwalało mu zaschnięte, piekące gardło i
spierzchnięte, popękane wargi. ─ Zamierzałem po prostu zaczerpnąć powietrza i
pomyśleć w samotności. Nie chciałem się z tobą kłócić ─ mruknął dużo ciszej,
tym razem głaszcząc śpiewaka po włosach. ─ I kiedy wracałem, zobaczyłem tych
skurwysynów demolujących moje auto. No i wdałem się w bójkę. A ponieważ było
ich trzech... Cóż, przynajmniej jeden oberwał ─ zakończył, zgrabnie pomijając
część, w której się upił i wypalił na raz całą paczkę papierosów.
Śpiewak zadrżał mocno i oderwał się od niego
gwałtownie.
─ Czyś ty do reszty zdurniał? ─ wyrzucił z
siebie. ─ Jeden na trzech? ─ powtórzył retorycznie i schował twarz w dłoniach.
─ O auto... Pomyślałeś w ogóle, co robisz? Pomyślałeś o mamie? O mnie?!
Wszystkie emocje w nim wrzały. Nie potrafił
nad nimi zapanować, więc po prostu dał im upust. Znowu zaczął cicho płakać i
przeklinać się za to w duchu.
─ Bez ciebie nie dałbym sobie rady... ─ powiedział
w końcu, uspokajając szalejącą w nim burzę.
─ Nie musisz. Przecież jestem…
Daiki czuł, jak jego serce ściska się na
widok łez blondyna. Nie mógł na to patrzeć bez poczucia winy. Przyciągnął Ryotę
do siebie, mocno do siebie przytulając, choć kosztowało go to bolesny skurcz
brzucha.
─ Przepraszam, skarbie. Przepraszam... Wiem,
że nie powinienem. Ale nie mogłem patrzeć, jak tak po prostu rozpierdalają mi
samochód. Za dużo się we mnie nagromadziło... A to tylko wszystko zaogniło ─
zaśmiał się smutno. ─ Przepraszam. Nie płacz już, proszę ─ szepnął, wycierając
mu łzy z policzków dłonią.
─ Kocham cię ─ odparł blondyn słabo i
pocałował mulata swoimi spragnionymi tej drobnej pieszczoty ustami. Potrzebował
tego, aby wszystkie emocje w nim zelżały. Kiedy się od niego odsunął, wstał na
chwilę i podał mu szklankę z wodą, która leżała na stoliku – głównie
przeznaczona dla blondyna, bo nikt nie spodziewał się tak szybkiej pobudki Aomine.
─ Dzięki ─ sapnął mulat z wdzięcznością, kiedy
przyjął naczynie. Wypił łapczywie pół szklanki, aż musiał przerwać ze względu
na ból żołądka. Wstrząsnęło nim i przez chwilę nie był w stanie się ruszyć;
miał mocno zaciśnięte powieki i grymas zdradzający cierpienie na twarzy. Ból
minął jednak na szczęście już po chwili. Mężczyzna otworzył oczy i odetchnął, oddając
kochankowi wodę.
─ Też cię kocham... ─ mruknął, kiedy ich
dłonie się dotknęły. Nie patrzył na Kise, ponieważ nie chciał, by ten dostrzegł
w jego oczach cierpienie - nie tylko to fizyczne.
─ Mam pójść po lekarza? ─ spytał zatroskany,
odgarniając Daikiemu włosy z czoła i patrząc na niego ciepło.
─ Nie trzeba ─ westchnął, rozluźniając
napięte miejsce. ─ Możesz dla mnie zrobić coś innego ─ zaproponował, a
spotykając się z wyczekującym spojrzeniem Ryoty, uśmiechnął się lekko i wskazał
na wolną część materaca po swojej lewej stronie. ─ Połóż się obok.
Ryota przygryzł wargę i wstał z wahaniem z
krzesła. Podszedł powoli do łóżka i spojrzał niepewnie na kochanka. Nie chciał
go bardziej uszkodzić, ale po prostu nie mógł odmówić. Wspiął się powoli na
materac i ostrożnie położył obok mulata, przekręcając się tak, aby móc wtulić
twarz w jego szyje. Westchnął z ulgą, czując jak wszelkie, obecne dotąd,
napięcie schodzi z niego jak powietrze z balonika. Pocałował Daikiego pod
żuchwą i stłumił ziewniecie.
─ Nic ci nie uciskam? ─ zapytał z obawą, aby
upewnić się, że nie krzywdzi Daikiego i nie zasnąć.
─ Nie. Jest dobrze ─ westchnął Aomine,
zaciągając się tak znajomą wonią kochanka. ─ Jak cię znam, to pewnie spałeś
niewiele, więc jeśli chcesz odpocząć, to nie krępuj się ─ powiedział cicho.
─ Nie. Jest dobrze ─ powtórzył za mulatem i
uśmiechnął się szeroko, spoglądając na niego z dołu. Opuścił powoli głowę i
wtulił się w jego pierś, mamrocząc pod nosem: ─ Tak jest dobrze…
Daiki zaśmiał się, jednak zaraz wstrzymał
się, nie chcąc zmuszać i tak już obolałych mięśni brzucha do spięć. Zaczerpnął
głęboko w płuca powietrza i wypuścił je przez nos, przymykając na moment
powieki. Błogi spokój, który płynął z obecności ukochanego tuż przy swoim boku,
wypełnił go całego.
─ Ile byłem nieprzytomny? ─ spytał nagle,
autentycznie ciekaw.
─ Prawie dwa dni. I kilka godzin majaczyłeś w
domu i samochodzie, zanim cię tu nie przywieźli... ─ wyjaśnił Kise smutno.
─ Wow, no to długo... Ale chyba jeszcze nigdy
się tak nie wyspałem!
─ Głupek ─ mruknął Ryota, mocniej go
ściskając. ─ Za taką cenę wolę, żebyś nie spał wcale.
─ Hm. W sumie się nie dziwię. Musiałeś się
martwić...
Dopiero teraz zaczęło do niego docierać,
przez co musiał wcześniej przejść jego chłopak. W półmroku i ze swojej pozycji
nie dostrzegał twarzy chłopaka, ale czuł jego zapach i oddech na sobie. Zaczął
zastanawiać się, co by było, gdyby to jemu lekarze powiedzieli, że jest
możliwe, iż Ryota zapadł w śpiączkę.
─ Chyba pojąłem, jak ty się czułeś, kiedy to
ja byłem w szpitalu. Przepraszam. To okropne uczucie.
─ Racja... Ale nie przepraszaj, to nie była
twoja wina. Co ty na to, żeby to był nasz ostatni raz w szpitalu? ─ uśmiechnął
się Aomine.
─ Jestem za ─ odparł śpiewak, śmiejąc się
cicho i złączył ich usta w słodkim, czułym pocałunku, jakby chciał tym pokazać
mulatowi, jak mu go brakowało. Daiki odwzajemnił go, gładząc przy tym partnera
po policzku. W tamtym momencie żadne problemy nie istniały. Nawet to, co
wydarzyło się tak niedawno temu oraz to, co miało niedługo nadejść, wydawało
się wręcz śmiesznie małe i zupełnie nie ważne wobec miłości, jaką obaj pałali
do siebie.
Po długiej, pełnej pasji pieszczocie, Kise
odsunął się wreszcie od kochanka i spytał, póki był jeszcze na tyle przytomny:
─ Na pewno nie chcesz, żebym kogoś zawołał?
Mogą ci dać coś na ból.
─ Nie, naprawdę. Ty mi wystarczasz.
Aomine uśmiechnął się kącikiem ust i zaczął spokojnymi,
monotonnymi ruchami głaskać kochanka po plecach.
─ Tylko nie zgrywaj twardziela ─ powiedział
Kise i złapał go dłonią delikatnie za szczękę, kolejny raz całując. ─ Możesz
być nim dla mnie, ale jak będzie bardzo boleć, poproś o coś lekarza ─ powiedział
czerwony i puścił go powoli. ─ Okej?
─ Okej, okej… ─ odparł mężczyzna, wywracając
przy tym oczami. Kiedy jednak zorientował się, że Ryota to widział, parsknął
cichym śmiechem i dał swojemu chłopakowi jeszcze jednego buziaka, żeby go
udobruchać.
Wtulił twarz w szyję Kise i westchnął cicho,
przymykając powieki. Nagle poczuł senność. Wokół było cicho i spokojnie, tak,
że czuł się całkowicie odprężony. Nie chciał jednak usnąć. Pragnął wsłuchiwać
się w oddech kochanka i gładzić go po plecach już przez całą noc. Tak, aby
śpiewak mógł być pewien, po tym, co przeżył tak niedawno, że Daiki na pewno
przy nim jest i nigdy więcej nie pozwoli, aby się bał. Na pewno nie o niego.
Ale nie dał rady. Nim zdążyły dopaść go
ewentualne wyrzuty sumienia, kolejny raz zmorzył go sen.
Śpiewak poszedł w ślad za nim dopiero pół
godziny później. Przez te trzydzieści minut czuwał i walczył z myślami. W
końcu, gdy sam zaczął tracić świadomość, pocałował mulata delikatnie i spojrzał
na jego odprężoną twarz.
─ Spróbuj jutro nie wstać… ─ powiedział sam
cicho do siebie i przymknął oczy układając się na nim wygodniej. Nie
potrzebował dużo czasu, aby miarowe ruchy klatki piersiowej Daikiego ułożyły go
do snu. Po zaledwie kilku oddechach zasnął z ulgą, wtulając się w niego.
Zaledwie kilka godzin później blondyn drgnął,
wyrwany ze snu dziwnym przeczuciem, że jest obserwowany. Spiął się, czując, że
Daiki nadal śpi. Odwrócił twarz w stronę drzwi i zamarł. W jednym z rogów,
skryty do połowy, stał wysoki, rosły mężczyzna, który wycofał się pośpiesznie,
gdy tylko Kise poruszył się nerwowo. Ryota był pewien, że nie był to lekarz.
Zerwał się z zamiarem pobiegnięcia za nim, ale szybko się zreflektował, gdy
usłyszał głośny oddech Aomine, świadczący o tym, że mężczyzna się wybudza.
─ Mmm Ryota? ─ wymruczał mulat, odwracając
głowę w jego stronę. Otworzył powoli powieki i spojrzał na kochanka z pytaniem
w oczach.
─ Śpij, jeszcze wcześnie ─ powiedział szybko,
rzucając ostanie, szybkie spojrzenie ku wyjściu. ─ Prawie spadłem, przepraszam
─ dodał naprędce.
─ Trzeba było mnie klepnąć, żebym się
przesunął ─ mruknął sennie, jednocześnie przekręcając się tak, żeby zrobić
więcej miejsca.
─ Już cię wystarczająco mocno sklepali ─ sarknął
śpiewak, ale szybko złagodniał. ─ Jak się czujesz? ─ spytał, dotykając dłonią
jego policzka
─ Dobrze ─ westchnął Aomine, przekręcając
głowę tak, żeby zdjąć z siebie dłoń blondyna. ─ Czuję się tak zajebiście
dobrze, że mógłbym już stąd wyjść.
─ No nie wiem... wyglądasz niewyraźnie ─ powiedział
zamyślony i spojrzał na drzwi, słysząc szelest.
Odetchnął z ulgą, widząc w nich bladą jak ściana,
zatroskaną kobietę, z krzykiem na ustach.
─ Daiki!
─ Hej… ─ mruknął mężczyzna.
Jego matka podeszła szybko do niego, usiadła
na skraju łóżka i przytuliła się do jego piersi, tak jak to wcześniej robił
Ryota.
─ Boże, tak się bałam… ─ jęknęła Mika. Jedną
dłonią głaskała syna po włosach, a drugą kurczowo zacisnęła na jego ramieniu. W
końcu uniosła się lekko i spojrzała na niego z czułością i matczyną miłością.
Na tak silnie widoczne uczucia Daiki nie mógł odpowiedzieć niczym innym, jak
uśmiechem i objęciem rodzicielki.
─ Nie było czego. Widzisz przecież, nic mi
nie jest… ─ westchnął, nie chcąc dać się ponieść rozczuleniu.
─ Nie masz pojęcia o czym mówisz, smarkaczu ─
warknęła niespodziewanie kobieta. Odsunęła się od mulata i wbiła w niego
wściekłe spojrzenie. ─ Mogłeś się już nigdy nie wybudzić. Nieźle cię
poturbowali, a do tego strułeś się jakimś gównianym alkoholem. Dlaczego, do
cholery?! Jesteś najmniej odpowiedzialną osobą, jaką znam! ─ wyrzuciła na
jednym wydechu.
Aomine na chwilę zatkało. Matka posłała w
jego stronę tyle zarzutów, że nie wiedział, na którym skupić się najpierw.
Poczuł się osaczony i, niestety, wiedział, że słusznie. Mika miała rację i nie
było co tego kwestionować. Nawet jeśli jego duma prawnika na tym cierpiała.
─ Przepraszam ─ powiedział jedynie i odwrócił
wzrok. Chyba nawet przed Kise nie było mu aż tak wstyd.
─ Jeśli Ryota kiedykolwiek cię zostawi, to
będzie miał aż nazbyt wiele powodów, głupku. Odwal jeszcze jedną taką akcję, a
cię wydziedziczę.
─ Dobra już, rozumiem… Przepraszam, naprawdę
─ burknął.
Podciągnął się wyżej na poduszkach i wrócił
spojrzeniem z powrotem na kobietę. Jej długie, czarne włosy zaczesane były w
niechlujny kok, zmatowiały i wydawały się stracić na swojej objętości. Mimo
tego że Mika się malowała, nawet puder nie mógł zakryć jej sińców przemęczenia
pod oczami. Daiki domyślał się, że kobieta nie dość, że czuwała przy nim w każdej wolnej chwili, to jeszcze chodziła do
pracy, ponieważ stan jej jedynego syna nie zwalniał jej z codziennych
obowiązków.
Widząc, jak się jej przygląda, Mika odwróciła
twarz w bok i prychnęła. Skinęła na Ryotę, by usiadł koło niej, a gdy to
zrobił, złapała go za rękę, a drugą dłonią odgarnęła parę przydługich blond
kosmyków z jego czoła.
─ A jak ty się czujesz, skarbie? Odpocząłeś
choć trochę?
─ Na pewno bardziej niż pani ─ odpowiedział
ze zmartwionym uśmiechem. Delikatnie złapał dłoń kobiety w swoje, po czym
subtelnie ją od siebie odsunął, gładząc przed tym jej wierzch kciukiem. Tym drobnym
gestem chciał przekazać, że docenia troskę, ale wszystko gra. Przez te 48 godzin
trwania w niepewności, zmęczeniu i stresie, ich relacje mocno się pogłębiły.
Mimowolnie zbliżyli się do siebie, więc pomimo wcześniejszej sympatii, jaką się
darzyli, teraz śmiało mogli powiedzieć, że mogą ma sobie polegać i darzyć się
głębokim zaufaniem.
─ Oj tam, oj tam.
Mika odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki
włosów, które wymsknęły się z koka, po czym sięgnęła do swojej materiałowej,
beżowej torby, z którą przyszła i wyciągnęła z niej dość sporą paczkę, którą
podała Kise.
─ Proszę ─ westchnęła, kiedy wcisnęła mu
zawiniątko w dłonie. ─ Pewnie prawie nic tu nie jadłeś, więc pomyślałam, że coś
ci przyniosę, skarbie ─ powiedziała i uśmiechnęła się do niego łagodnie.
─ Dziękuję!
Ryota ochoczo przyjął paczuszkę, zbyt głodny,
aby odmówić z grzeczności. Odłożył ją jednak szybko i wstał z uśmiechem.
─ Pojdę najpierw po lekarza.
─ Hm? Co? Lekarza? ─ zdziwił się Daiki,
momentalnie sztywniejąc. Wizja bycia badanym i faszerowanym lekami właśnie teraz,
kiedy w końcu odzyskał przytomność i czuł się nienajgorzej, nie uśmiechała mu
się. ─ Myślę, że to nie jest…
─ Idź, skarbie ─ weszła mu w słowo Mika.
Widząc, że syn nie chce jednak dać za wygraną
i już otwiera usta, aby powiedzieć coś jeszcze, trzepnęła go dłonią po głowie i
posłała karcące spojrzenie.
─ Cicho ─ fuknęła tylko.
Aomine jednak nie miał już najmniejszej
ochoty protestować. Wolał zmierzyć się z lekarzem niż ze wściekłą rodzicielką.
Kise tylko kiwnął głową i wyszedł na
korytarz. Z początku czuł się nieswojo, obsesyjnie wypatrując kogokolwiek
podejrzanego. Chwilę później znalazł jednak lekarza prowadzącego Daikiego, z
którym zdążył się już wcześniej zapoznać i podszedł do niego, informując o
stanie kochanka. Ten obiecał szybko przyjść, więc Ryocie nie pozostało nic
innego, jak wrócić do sali mulata. Kiedy tylko tam wszedł, poczuł ulgę. Cieszył
się, że może zobaczyć na twarzy ukochanego grymas złości, świadczący o tym, że
znacznie mu lepiej i był pełen nadziei, że szybko wypuszczą go do domu.
─ Padam na twarz… ─ westchnęła Mika w tym
samym momencie. Przetarła dłonią twarz i wstała z łóżka, ziewając. ─ Idę po
kawę. Tobie też przynieść? ─ zwróciła się do Kise.
─ Będę wdzięczny ─ odparł, zachwycony tym
pomysłem.
Gdy kobieta wyszła z uśmiechem, Kise
przysiadł się do Daikiego i zaczął odwijać pakunek z jedzeniem.
─ Boże, jak to pachnie…
─ Musisz być głodny ─ ocenił mulat, bardziej
zainteresowany kochankiem, aniżeli jedzeniem. Prawdę mówiąc, zapach świeżych
potraw tylko przyprawił go o nudności.
─ Jadłem wczoraj tylko śniadanie ─ powiedział
z śmiechem i zaczął pochłaniać ryż z warzywami. Wolał nie zwierzać się, że było
to jedynie jabłko, które dorwał w sklepiku na dole.
─ To mało… Powinieneś lepiej się odżywiać. W
przeciwnym razie spędzimy w szpitalu dwa razy więcej czasu, tym razem z twojego
powodu.
Daiki doskonale zdawał sobie sprawę, że odżywianie
się, a zwłaszcza te prawidłowe, w chwilach takich, w jakich znalazł się jego
partner, jest bardzo trudne, ale upominając go, kierował się troską i wewnętrznym
głosem rozsądku.
W końcu Ryota był dla niego najważniejszy.
─ Cicho ─ fuknął na niego nadymając policzki.
─ Nie bardzo miałem czas, wiesz? ─ wytknął mu naburmuszony.
─ Ach, daj spokój. Nie zaszkodziłoby gdybyś
czasem, dla odmiany, pomartwił się trochę o siebie, wiesz? ─ palnął.
Kise spojrzał na kochanka zbity z tropu i
przerwał jedzenie, zawieszając widelec w powietrzu.
─ To znaczy?
─ Nic. Zupełnie nic. ─ Wzruszył ramionami.
Odwrócił wzrok i utkwił go w oknie. ─ Po prostu… Rozumiem, że się o mnie martwisz
i w ogóle, ale to nie znaczy, że możesz zaniedbywać siebie od tak.
─ Przecież o siebie dbam ─ żachnął się Ryota.
─ No i ty dbasz o mnie ─ dodał, pogodnie się śmiejąc.
Jego nastrój niestety nie udzielił się
Daikiemu. Mulat zacisnął dłonie na skrawku pościeli i westchnął cicho.
─ Nie sposób o ciebie nie dbać… Często się w
coś ładujesz.
Blondynowi zrzedła na moment mina, ale chwilę
później znów uśmiechnął się, tym razem nieco zamieszany.
─ Nie bardzo wiem, do czego zmierza ta
rozmowa... ─ powiedział podenerwowany i położył mu delikatnie dłoń na czole. ─ Wszystko
w porządku?
─ Tak, ile razy mam mówić, że już w porządku?
─ warknął, stanowczo odtrącając dłoń partnera. Dopiero po chwili zreflektował
się, że mimowolnie się uniósł. Ponownie odwrócił spojrzenie i mruknął: ─
Przepraszam...
─ Co się dzieje? ─ zapytał poważnie,
puszczając zachowanie kochanka bez komentarza i brania sobie go do serca. ─ Rozumiem,
pewnie nie chcesz już tu siedzieć, co? ─ powiedział wesoło, nagle olśniony.
─ Powiedzmy ─ burknął mulat pod nosem,
zmęczony. Ułożył się wygodniej na łóżku i przymknął na moment powieki. ─ Kiedy
przyjedzie lekarz?
─
Mówił, że jak najszybciej będzie w stanie.
Kise wpatrywał się w mulata przez chwilę w
milczeniu.
─ Hej, rozchmurz się ─ powiedział nagle i
pochylił w jego stronę. ─ Będzie dobrze. Zobaczysz, długo tu nie zabawimy ─
zapewnił i złączył usta z wargami kochanka.
─ Mam nadzieję… ─ westchnął Daiki.
W jednym momencie dotarło do niego, że w
zasadzie perspektywa pobytu w szpitalu wcale nie jest taka zła, jak mu się
wydawało. Bo… co mu teraz zostało? Przez ostatnie wydarzenia nie miał już
pracy, do której mógłby wrócić. Nie miał zajęcia. Nie miał przyszłości. Myśli o
tym były ciężkie i trudne do zniesienia niczym burzowe chmury w duszne, letnie
popołudnie. Chciał zapomnieć i skupić się choć na chwilę na czymś innym.
Nie potrafił.
─ Nie wiem, to… Wiesz… W sumie szpital nie
jest teraz problemem ─ powiedział w końcu.
─ Jak to nie jest problemem? ─ Kise spojrzał
na niego ze zdziwieniem, marszcząc brwi. ─ Jest, i to dużym! Musisz wrócić do
domu ─ powiedział odgarniając mu kosmyki z czoła i uśmiechając się ciepło.
─ Tylko po co? ─ spytał kwaśno i spojrzał z
goryczą w oczy swojego chłopaka. ─ Żeby jacyś skurwiele znowu mnie skopali?
Żeby znowu ktoś rozwalił mi auto albo, co gorsza, zrobił coś tobie…?
─ Nie myśl tak, hej... Przecież nic się nie stanie.
I nie możesz tu zostać ─ zaczął Ryota, w myślach starając odgadnąć, o co chodzi
kochankowi.
─ No to raczej jasne, prędzej zbankrutuję,
niż uda mi się tu mieszkać na dłużej ─ warknął nagle. ─ Ale nie wiem, co dalej,
rozumiesz? Nie mam kurwa pojęcia, co dalej.
─ Przecież jesteś świetnym prawnikiem ─ odparł
ostrożnie, czując, że rozmowa zmierza w złym kierunku, a on potrafi temu
zapobiec. ─ Sam mówiłeś, że będą się o ciebie zabijali.
─ O pedała? ─ sarknął. ─ Teraz, kiedy media
tak to rozdmuchały, nie znajdę pracy nigdzie. A nawet, gdybym miał coś
rozkręcić sam, to już widzę te tłumy klientów.
Blondyna przytkało. Nie wiedział, co ma na to
odpowiedzieć.
─ N-nie myśl tak… Będzie dobrze, zobaczysz.
Daj sobie trochę czasu.
─ Daj spokój, Kise ─ niemal wszedł mu w
słowo. ─ Nie chrzań, bo sam wiesz, jak jest. I jacy są ludzie ─ wyrzucił gorzko
i odwrócił twarz w bok.
To, że się uniósł, sprawiało, że czuł się
źle. A jakby tego było mało, od silnych emocji zaczął na nowo boleć go żołądek.
─ Ale... ─ Kise spojrzał w dół, czując się
winny. ─ Popatrz na to w ten sposób. Mamy siebie. Chcieliśmy zacząć kolejny
etap... Dopóki czegoś nie znajdziesz możemy żyć za moje pieniądze ─ zaproponował
ciepło.
Widoczne poczucie winy, skrucha, a przede
wszystkim wręcz niepoprawny urok i chęć znalezienia pozytywów sytuacji za
wszelką cenę ze strony śpiewaka, zmusiły Aomine do kapitulacji. Czując ucisk
nie tylko w okolicach brzucha, ale również w sercu, mężczyzna westchnął ciężko
i złapał dłoń swojego chłopaka, po czym ścisnął ją lekko.
─ Dzięki, skarbie, ale nie trzeba ─ odparł po
chwili, próbując się uśmiechnąć. ─ Mam jeszcze swoje oszczędności. Przepraszam,
nie chciałem tak naskoczyć. Po prostu cholernie boli mnie to, że straciłem tę
pracę. Lubiłem ją… Ale to nie jest nasza wina ─ sapnął, próbując osobiście
nabrać przekonania do słów, które wypowiadał.
─ Nie. Nie nasza ─ przytaknął i odwrócił
twarz w przeciwną stronę. Przełknął z trudem ślinę i przyznał ciężko,
przekonany: ─ Moja.
─ No nie wiem. Nie przypominam sobie, żebyś
to ty zmusił wszystkich ludzi do homofobii albo doniósł o nas prasie. Chyba, że
nie jestem z czymś na bieżąco.
─ Nie, to nie to… Ale gdyby nie ja, nadal miałbyś
pracę…
Daiki poczuł, że na nowo zaczyna się
irytować. Tym razem jednak zareagował na słowa kochanka instynktownie i
wypalił, nie myśląc nad tym w ogóle:
─ Kurwa, serio? Co to ma niby za znaczenie?
Gdyby nie ty, to mógłby być każdy inny.
Śpiewak otworzył szerzej oczy, zapominając na
chwilę jak się oddycha. Zrozumiał, że może jednak wcale nie był tak wyjątkowy dla
Daikiego, jak myślał.
Poczuł, że zaczynają szczypać go oczy, więc
wstał gwałtownie.
─ Przepraszam ─ wydusił jedynie. ─ Pójdę po
lekarza ─ powiedział jedyne, co mu przyszło na myśl. ─ Coś długo go nie ma ─ zaśmiał
się sztucznie, nadał bojąc się spojrzeć w stronę kochanka, którego milczenie
tylko bardziej sprowokowało go do wyjścia.
Po tym, jak kochanek opuścił salę, Daiki
zaklął siarczyście, już nawet sam nie wiedząc, czy jest zły na siebie, czy może
na cały świat. Gorycz i irytacja, które się w nim zebrały, stanowiły dość
intensywną mieszankę. Mężczyzna, pchany impulsem, wyrwał z ręki rurkę od
kroplówki i odłączył się od całej aparatury, do której był podpięty. Nie
zważając na przeszywający ból żołądka oraz zawroty głowy, wstał szybko i
podszedł do drzwi, które zamknęły się wcześniej za Kise. Podparł się na nich,
kiedy zrobiło mu się ciemno przed oczami. Udało mu się nie upaść. Kiedy po
chwili poczuł się odrobinę lepiej, pchnął je i wyszedł na korytarz. Nie było na
nim prawie nikogo, jedynie kilka pojedynczych osób, które nie zwracały na niego
uwagi. Chcąc jednak uniknąć spojrzeń innych, ruszył w stronę łazienki, której
wejście znajdowało się prawie dokładnie naprzeciwko jego sali.
Oparł się całym ciężarem ciała na
wyprostowanych łokciach o umywalkę i spojrzał na siebie w lustrze. Wyglądał
strasznie, niczym cień dawnego siebie. Siniaki, rozcięcia i cienie pod oczami nie
były najgorsze. To chyba jego własne spojrzenie wywarło na nim największe
wrażenie. Puste, bez krzty blasku i wyrazu, zionące chłodem. Nie chciał na nie
patrzeć.
Odwrócił wzrok jednak dopiero w chwili, kiedy
nim wstrząsnęło i zwymiotował żółcią do umywalki.
Nie wiedział ile czasu od tego minęło, ale
nagle do łazienki wpadł przestraszony Ryota, jeszcze szerzej otwierając oczy.
─ Aominecchi, co ty robisz?! ─ krzyknął,
podchodząc i przerzucił sobie jego rękę przez ramię. ─ Tutaj! ─ dodał jeszcze,
przywołując tym samym pielęgniarkę i lekarza, którzy również szukali mulata. ─
Czyś ty oszalał? ─ spytał bezradnie, starając się nie panikować.
─ Z kibla już nie można skorzystać? ─ warknął
mulat, próbując jakoś wykręcić się z uścisku partnera. Kiedy po chwili mu się
to udało, zachwiał się i podparł o ścianę. Jedną ręką złapał się za brzuch i
zgiął lekko w pół, patrząc kątem oka na Ryotę, który sprawiał wrażenie
człowieka, który wciąż do końca nie wie, czy obecna sytuacja to jawa czy sen. Widząc
to, Daiki tylko wywrócił oczami i wyprostował się, odtrącając dłoń lekarza,
który chciał go profilaktycznie przytrzymać.
─ Sam dam radę ─ prychnął, wymijając po kolei
wszystkie zebrane w łazience osoby i kierując się z powrotem do swojej sali.
Kise stał bezradnie w przejściu na korytarz,
patrząc bezradnie za nim. Nie wiedział, co robić. Nie do końca docierały do
niego wszystkie zdarzenia. Wszystko było nazbyt absurdalne i niespodziewane.
Zwłaszcza jego chłopak, którego w tej chwili nie poznawał. W końcu ruszył za
nim i personelem, stając przy ścianie z dziwnie splecionymi rękami, obserwując
resztę zmieszany i czekając, aż personel szpitalny opuści salę.
Aomine wykonano parę rutynowych badań, które
miały pomóc jego lekarzowi określić jego stan zdrowia. Osłuchano go dokładnie,
sprawdzono tętno, pracę serca, brzuch oraz pobrano mu krew. Na koniec mężczyzna
w kitlu przeprowadził z Daikim krótką rozmowę na temat jego samopoczucia.
Oczywiście, o ile odburknięcie przez mulata krótkiego „Do dupy” i odwrócenie się
plecami do lekarza można uznać za konwersację. Doktor zignorował to, trzymając
nerwy na wodzy. Westchnął cicho i poinformował Aomine o tym, że powinien teraz
odpoczywać, pod żadnym pozorem nie nadwyrężać się tak, jak to miało miejsce
przed chwilę, dużo pić i uzbroić się w cierpliwość. Następnie podał mu
kroplówkę oraz podłączył całą aparaturę, do której podpięty był przed swoim
samowolnym opuszczeniem sali.
W końcu, razem z pielęgniarką w średnim
wieku, która mu towarzyszyła, opuścił pomieszczenie, rzucając na odchodne, że
zobaczą się na kontroli wieczorem. Daiki jednak sprawiał wrażenie, że było mu
to kompletnie obojętne.
Gdy tylko zostali w pomieszczeniu sami, Ryota
spiął się nieco i wziął głęboki oddech. Podszedł do kochanka i usiadł za nim na
łóżku, kładąc mu dłoń na ramieniu. Wszystko działo się szybko i nielogicznie.
Sądził, że gdy mulat się wybudzi, wszystko będzie już dobrze. Nie bardzo
wiedział, co chce powiedzieć, więc ograniczył się jedynie do krótkiego „Hej”,
które miało na celu zwrócenie na siebie jego uwagi.
Nie poskutkowało. Aomine dalej wpatrywał się
obojętnym wzrokiem w okno, które znajdowało się naprzeciw blondyna – w
konsekwencji, leżał z głową zwróconą w przeciwną stronę, niż ta, po której
siedział jego chłopak.
Blondyn milczał chwilę, nie wiedząc, co
zrobić. Przygryzł wargę, myśląc o czymś intensywnie. W końcu ścisnął dłoń
mocniej i przemógł się, aby ponowić próbę.
─ Spójrz na mnie, Aominecchi... ─ powiedział
cicho
─ Słuchaj, Kise ─ zaczął nagle mulat. Nie
odwrócił jednak głowy. ─ Obaj jesteśmy zmęczeni. Ja swoim stanem i całą
sytuacją, ty pobytem tutaj… Jedź do mojej matki i odpocznij. Nie musisz cały
czas tu siedzieć ─ powiedział głosem jakby wypranym ze wszelkich emocji, ale
jednocześnie brzmiącym i zdecydowanym.
─ Nie chcę ─ odpowiedział natychmiast,
zaskoczony postawą kochanka. ─ Nie zestawię cię, kiedy mnie potrzebujesz. ─ dodał
zawzięcie, wwiercając spojrzenie w jego plecy.
─ A skąd pewność, że faktycznie tak jest? ─
uniósł się i odwrócił w stronę śpiewaka. Z jego oczu nie można było wyczytać
praktycznie żadnych emocji, jednak ton głosu brzmiał z lekka pretensjonalnie.
─ Ja... ─ Ryota stracił na chwilę język i
spojrzał na mulata oniemiały. ─ Chcę cię wspierać, tak jak ty mnie ─ wyznał słabo
i zabrał dłoń, ściskając nią swoją drugą.
─ Nie będziesz mnie w żaden sposób wspierać,
jeśli będziesz siedzieć tu całymi dniami niewyspany, zmęczony i głodny ─ odparł
Aomine. Nie widział sensu w ukrywaniu przed kochankiem prawdy, której
najwyraźniej on sam nie dostrzegał.
─ Dobrze ─ powiedział w końcu Ryota i
przełknął z trudem ślinę. Czuł się trochę jak intruz. ─ Pójdę wieczorem, po
obchodzie ─ powiedział, ponownie go dotykając i uśmiechając się lekko.
Daiki zmierzył śpiewaka beznamiętnym
spojrzeniem, jednak nie skomentował. Westchnął cicho i wrócił do swojego
wcześniejszego zajęcia – wpatrywania się w okno.
─ Jesteś zły? ─ zapytał, ale nie uzyskał
odpowiedzi. Westchnął i dodał z naciskiem: ─ Porozmawiaj ze mną.
─ Musisz być taki upierdliwy? Nie chcę gadać
─ odwarknął mężczyzna, tracąc cierpliwość. Naprawdę starał się zrozumieć
postawę kochanka, ale dla jego obciążonego samymi negatywnymi myślami i
problemami umysłu, było to już zbyt wiele.
Blondyn zacisnął usta, ale nie wytrzymał.
─ Co mam zrobić, żebyś nie był na mnie zły? ─
powiedział głośno, czując, jak górę bierze nad nim histeria. ─ Wiem, że to
przeze mnie straciłeś pracę, ale nie chciałem tego i nic już nie zmienię ─
wyrzucił z siebie z frustracją. ─ Mam spalić wszystkie gazety, które wyszły z
wydruku, czy odnaleźć fotografa i zrobić mu to, co zrobiono tobie? ─ spytał na
jednym oddechu, koloryzując.
─ Nie dramatyzuj ─ warknął Aomine, ponownie
przenosząc wzrok na śpiewaka. ─ W tej sytuacji i tak już nic nie pomoże. Trzeba
się z tym pogodzić i jakoś to naprawić. Tylko, kurwa, nie wiem jeszcze jak, a
ty nie pomagasz! ─ uniósł się.
─ Staram się, ale mi na to nie pozwalasz! ─ wybuchnął,
przestając panować nad emocjami. ─ W ogóle nie jesteś dziś sobą. Wiem, że ci
ciężko, ale nie musisz wyładowywać wszystkiego ma mnie.
─ To czemu wciąż tu jesteś? Mówię ci: idź.
Tak będzie teraz lepiej.
─ Wcale nie będzie. Bedzie tylko gorzej ─
odparł dotknięty Ryota. Spojrzał na kochanka z bólem i wstał, czując jak pieką
go oczy. ─ Cos wymyślę, żebyś odzyskał tą swoją pracę ─ dodał łzawo. ─ Może
wtedy się trochę ogarniesz.
Rzucił Aomine ostatnie, krótkie spojrzenie,
po czym ruszył do wyjścia z sali, nie czekając na odzew.
Daiki został więc sam. Sam z mieszanymi
uczuciami i mętlikiem w głowie, który tylko nasilał się z każdą mijającą
chwilą.
Chciał pobyć trochę w odosobnieniu. Zdawał
sobie przy tym sprawę, że ta egoistyczna mrzonka może nieść za sobą spore
konsekwencje, jednak nie dbał na to. W samotności nikogo nie ranił, na nikim
innym, prócz sobie, nie mógł się wyładowywać. I to go uspokajało. Jednak z
drugiej strony nie mógł ani na chwilę przestać myśleć o Kise. Przecież on tylko
chciał dla niego jak najlepiej.
Czując palące wyrzuty, w myślach pytał, czemu
nie potrafił się opanować i trzymać języka za zębami…?
Ryota kierował się w stronę wyjścia, nie
bacząc na nieliczne spojrzenia rzucane w jego stronę. Dopiero po chwili zorientował
się, że płakał. Przetarł szybko twarz i skręcił ostro w lewo, wpadając na kogoś
na korytarzu. Już miał zamiar minąć tę osobę, burcząc jedynie ciche
„przepraszam”, ale nie zrobił tego, gdy rozpoznał w poszkodowanej Mikę. Speszył
się, zagryzając wargę, bojąc się, jakby został nakryty na czymś złym.
─ Jezu, nie poparzyła się pani? ─ spytał
szybko, sprawdzając, czy na pewno wszystko w porządku. Dopiero, gdy ta
otrząsnęła się z szoku i zwróciła wzrok z kawy na niego, dodał: ─ Przepraszam,
zamyśliłem się…
─ Nie, to ja przepraszam ─ westchnęła
kobieta. ─ Musiałam iść po tę kawę aż dwie ulice, bo tutaj barek już zamknęli.
Nie myślałam, że to będzie tyle trwać... No, a ty gdzie się wybierasz? ─
spytała Mika. Wyciągnęła dłoń z jednym kubkiem w stronę śpiewaka i uśmiechnęła
lekko.
─ J-ja... ─ Kise zakłopotał się jeszcze
bardziej i przyjął kubek z wdzięcznością. ─ Aominecchi kazał mi odpocząć ─ powiedział,
poprawiając nerwowo włosy. ─ Trochę ma mnie chyba dosyć, więc zostawiam go pani
─ zaśmiał się niezręcznie, po czym spytał cicho, niemal błagalnie: ─ Nie jest z
nim najlepiej, mogłaby pani z nim zostać?
─ Och, skarbie...
Mika położyła dłoń na ramieniu Ryoty i
ścisnęła je delikatnie. W jej spojrzeniu Kise dostrzegł matczyną troskę.
─ Jasne, zostanę z Daikim. Nie bierz jego
słów do siebie, dużo przeszedł. Wciąż musi wrócić do siebie... Pogadam z nim. A
ty weź taksówkę i jedź do mnie. Odpocznij. Zobaczysz, jeszcze wszystko się
ułoży ─ powiedziała z nikłym, współczującym uśmiechem.
─ Dziękuję ─ odpowiedział wdzięczny i
zmarszczył brwi. ─ Niech pani z nim o tym nie rozmawia. Musi odpocząć, po co
jeszcze mu dokładać? Ze mną wszystko w porządku ─ dodał z krzepiącym uśmiechem.
─ Ale chyba faktycznie pójdę.
─ Wyśpij się porządnie i najedz… Dopiero
potem przyjedź. Oczywiście, jeśli będziesz tylko chciał.
Kobieta pokonała parę kroków, które dzieliły
ją od parapetu jednego z pobliskich okien, gdzie odstawiła na chwilkę kubek z
parującą kawą. Otworzyła swoją torebkę i zaczęła w niej czegoś szukać. W końcu,
zadowolona, po paru dobrych minutach szamotaniny, wyciągnęła pęk kluczy, które
podała Ryocie. Chłopak przyjął je niepewnie. Mika zmierzyła go uważnym
spojrzeniem od stóp do głów, oceniając jego stan. Gdy to zrobiła, nie myślała
długo. Przyciągnęła śpiewaka do siebie i przytuliła go z cichym westchnięciem,
nie mówiąc nic. Ten gest był aż nazbyt wymowny.
─ Dziękuję ─ powiedział wzruszony Ryota.
Pociągnął cicho nosem, będąc bliski płaczu i odsunął się of niej gwałtownie,
uśmiechając się szeroko i łapiąc ją za ramiona. ─ Przepraszam. Trochę dużo się
ostatnio dzieje. Nie nadążam nad tym wszystkim ─ dodał przepraszająco. ─ Dzięki
za kawę ─ uciął szybko, aby nie drążyć tego tematu.
─ Drobiazg ─ odparła Mika, machając przy tym
dłonią. ─ No, a teraz już jedź. Uważaj na siebie. Gdyby coś się działo, to
przyjeżdżaj. Ja muszę być w pracy dopiero jutro.
─ Będę wieczorem ─ obiecał. ─ Do zobaczenia ─
rzucił jeszcze, po czym, po chwili wahania, pocałował ją w policzek i wycofał
się pośpiesznie, idąc w stronę bardziej zaludnionej części miasta.
Aomine patrzyła chwilę za oddalającym się
śpiewaniem, dopóki ten nie zniknął jej z oczu w tłumie przechodniów. Wtedy
kobieta odgarnęła z czoła kilka niesfornych kosmyków kruczoczarnych włosów,
poprawiła torebkę, aby nie zsuwała jej się z ramienia, wzięła z parapetu swoją
kawę i ruszyła w stronę schodów. Wspięła się po nich na 3 piętro, myśląc
intensywnie. Po rozmowie z Kise nie wiedziała, czego się spodziewać. A
dostrzegając w jego oczach smutek, zaczęła się niepokoić. Z łatwością odnalazła
salę, na której leżał jej syn. Daiki był w niej sam, mimo dwóch dodatkowych
łóżek. Leżał na ostatnim od wejścia, najbliżej dużego okna, które rozciągało
się niemal przez całą ścianę. Nie dało się go jednak otworzyć. Co innego
malutki lufcik w rogu pomieszczenia. Jak zauważyła kobieta, był on właśnie
uchylony i stanowił jedyny dopływ świeżego, chłodnego powietrza. Dochodziło
południe, dlatego Mikę zaskoczył fakt, że wszystkie rolety są zaciągnięte, a w
sali panuje półmrok. Postanowiła jednak na razie tego nie komentować. W pewnym
sensie rozumiała to, że oczy Daikiego nie były jeszcze przyzwyczajone do jasnego
światła dziennego.
Kobieta niepewnie skierowała się w stronę
końca pomieszczenia. Już z daleka dostrzegła Daikiego. Głowę miał odwróconą w
stronę okna, dlatego nie wiedziała, czy przypadkiem nie śpi. Nie zareagował na
odgłos jej kroków, jednak znała swojego syna i dobrze wiedziała, że mogły go
one po prostu nie obchodzić. Usiadła tuż przy łóżku na jednym z dwóch krzeseł,
jakie ustawiła tam wcześniej z Ryotą, aby móc wspólnie czuwać. Odstawiła
torebkę na podłogę, a kubek z kawą, której jakoś nie mogła przełknąć, na szafkę
obok. Odchrząknęła, jednak odpowiedziała jej jedynie cisza.
─ Jak się czujesz, Daiki? ─ spytała cicho,
licząc, że może tym razem syn jej odpowie.
Niestety tak się nie stało. Tracąc powoli
cierpliwość, wyciągnęła dłoń i złapała nią rękę mężczyzny. Dopiero wtedy ten
jej odpowiedział.
─ Czuję się do dupy. Zostaw mnie.
Mikę na początku zatkało. W sumie nie
spodziewała się usłyszeć, że Daiki ma się już w porządku, zarówno fizycznie jak
i psychicznie, jednak nie znosiła, kiedy jej syn odpowiadał w taki sposób na
jej troskę. A on dobrze o tym wiedział.
─ Nie żartuj sobie ─ warknęła nagle,
zmuszając tym samym mulata do tego, by odwrócił twarz w jej stronę. ─ Widzę, że
za bardzo cię rozpuściłam. Wiem dobrze, że to nie jest najlepszy okres w twoim
życiu, ale nie musisz odtrącać wszystkich, którzy się o ciebie troszczą. Choćby
dlatego, że nie wychowałam cię na cholernego egoistę, którego teraz grasz
─ Ale ja jestem egoistą! ─ wybuchnął Daiki
nagle. Podniósł się na łokciach i wbił w matkę sfrustrowane spojrzenie. ─
Straciłem wszystko, na czym mi zależało. Nie ma przede mną przyszłości, a do
jebanej emerytury jeszcze mi trochę zostało! ─ krzyknął. ─ Już tego nie
odzyskam... Choćbym nie wiem, jak się starał ─ dodał zduszonym głosem, wbijając
martwy wzrok w pościel.
Zupełnie nie spodziewał się tego, co
nastąpiło chwilę później. Mika wstała, a krzesło, na którym wcześniej
siedziała, wywróciło się z hukiem. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. W tej samej
chwili poczuł piekący ból na twarzy. Jego matka, nie bacząc w tamtej chwili
zupełnie na nic, spoliczkowała go, wkładając w to całą wściekłość i ból, jakie
sprawiły jej słowa syna.
─ O czym ty mówisz... Myślałam, że dorosłeś i
przejrzałeś na oczy. Ale jeśli pieniądze, praca i reputacja wciąż są dla ciebie
najważniejsze, to nic tu po mnie.
Oczy kobiety zaszły łzami. To wszystko
podziałało na Daikiego niczym lodowaty prysznic, ale nim zdążył cokolwiek z
siebie wydusić, Mika chwyciła swoją torbę oraz kubek z kawą, po czym wyszła z
sali.
W tamtej chwili Daiki w końcu pojął, że jego
zachowanie doprowadziło do znacznie większej straty, niż cały majątek.
Wreszcie poczułam że czytam o AoKise :D...
OdpowiedzUsuńale Aoś nie szalej za bardzo dziecko i nie bocz się zbyt długo x'D <\3
Ja wiem że taka twoja natura ale Kisiakowi będzie smutno i mnie z resztą też :c
Nienawidzę jak się kłócą.Serducho aż pęka...
Boże...obstawiam że ten koleś to albo ojciec Aomine albo Haizaki D:
A tych jebańców maczetami potraktować xd
Jak ich znajdę to im słońce w dupe zajdzie X'd
Kocham mamusię Daikiego :D taka pozytywna sympatyczna kobitka..musiało jej się zrobić naprawdę przykro po tym co usłyszała od syna ale no...musimy mu to wybaczyć i tak dość długo się powstrzymywał od strzelania fochów...a dokładnie 21 rozdziałów x'D
JESTEM Z CIEBIE DUMNA DAIKI!
Boże jak dobrze że są jeszcze takie dobre i wspaniałe osoby jak wy dziewczyny i odwalacie dla nas tak świetną robotę ♡♡♡
TO jest genialne
Każdy rozdział ciekawy i ma coś w sobie c:
Jak widzę nowy epizod to o mało co orgazmu nie dostaję xdd
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
Przykro mi jeśli wasze oczy ucierpią x'D ale nie umiem pisać komentarzy <\3
Czekam na Flesza!
Wah, dziękujemy! *^*❤
OdpowiedzUsuń*szept* Ale najbardziej trzeba dziękować Shiro, bo to ona dodaje rozdziały (~°^°)~
Bardzo (nam) miło, że się podoba i nasze oczy mają się (myślę, że mogę odpowiedzieć i za Shiro) świetnie, widząc taki komentarz. 😌
*dobra, ja mam wadę wzroku, ale to się nie liczy*
Będzie więcej kwasu, więc radzę uzbroić się w cierpliwość~
oj wyczuwam kłopoty ;-;
OdpowiedzUsuńej laseczki może wstawicie dzisiaj (piąteczek) rozdziałek ? bo ja nie wytrzymam do jutra x'D
oczywiście jeśli jest jakiś na zbyciu c: