Do Świąt | rozdział 1

Kolejny dziś raz po pogrążonym w ciemności mieszkaniu usłyszeć można było ciche westchnięcie, przerywające panującą w nim ciszę. Jasnowłosy mężczyzna wpatrujący się w nastrojowy widok, bawiących się w śniegu, dzieci za oknem, siedział niecierpliwie przy kuchennym stole, czekając, aż jego partner, kochanek, a przy tym miłość życia, wróci do domu. Lewą rękę miał opartą o stół, a jego głowa ciężko leżała na wąskiej dłoni. Palcami drugiej ręki wystukiwał przypadkowy rytm, nie mogąc skupić się na pozytywnym myśleniu. Spojrzał na zegarek, przylegający do jego prawego nadgarstka. Zostało pół godziny do końca zmiany. Pół godziny, aby przygotować się mentalnie na bardzo poważną rozmowę, którą chciał zainicjować.
 Ostatnio  w ich związku nie było kolorowo. Kise zupełnie nie wiedział czemu, ale czuł to i wiedział, że nie tylko on ma świadomość o rosnącym problemie między nimi. Nie przeszkadzała mu rutyna, mniej czułe, czy rzadsze powitania, albo fakt, iż od dawna nigdzie razem nie wyszli. Nie mógł znieść tego, że jego chłopak coś przed nim ukrywał. Zamknął się w sobie, a gdy tylko Ryota wypytywał go o powód, stawał się oschły. Fakt, on również ostatnio dodał oliwy do ognia. Robił kochankowi mnóstwo wyrzutów, czepiał się, czy po prostu zatrzaskiwał się w pokoju, unikając drugiego domownika mieszkania. Ich związek stawał się powili niszczący, a Kise z całego serca pragnął to naprawić. Wiedział, że nie tylko on. Wiedział, ze obaj nadal się kochają. Nie wiedział tylko, co było przyczyną tego całego nieporozumienia.
 Ale dziś miał nadzieję to zmienić. Kończąc tę myśl, usłyszał szczęk zamka i tradycyjne, niezadowolone mruczenie od strony holu.

Aomine otworzył zamek w drzwiach kluczem i wszedł do środka, mając przy tym nikłą nadzieję, że może Kise już śpi. Mimo wszystko mruknął od progu powitanie i otrzepał ze śniegu czarny płaszcz, który następnie z siebie zdjął i powiesił na wieszaku. Resztki białego puchu, który padał na dworze nieprzerwanie już od południa, spadły swobodnie na ziemię. Ciemnoskóry nie przejmował się ani trochę tym, iż za chwilę się rozpuszczą, tworząc kałużę. Ściągnął z nóg buty, które pyrgnął gdzieś pod drzwi i ruszył w stronę kuchni, ziewając. Zapalił światło, które wypełniło całe pomieszczenie i drgnął, kiedy tylko ujrzał siedzącego przy stole kochanka. Najchętniej zrobiłby w tył zwrot i poszedł jak najszybciej pod prysznic, chcąc uniknąć rozmowy, jednak nie mógł uczynić tak tym razem ze względu na fakt, jak bardzo był głodny. Westchnął więc cicho i otworzył lodówkę, chowając w jej wnętrzu twarz i mając nadzieję, że może w jakiś magiczny sposób pomoże mu to zniknąć.

— Na kuchence jest obiad — powiedział cicho Kise, przerywając nieprzyjemną ciszę. — Odgrzać ci? — spytał szybko, gdy mulat nadal tkwił w lodówce. Chciał za wszelką cenę nawiązać z partnerem jakikolwiek kontakt.

Daiki powoli zamknął drzwiczki lodówki, czyniąc to zdecydowanie zbyt długo, aby wyglądało naturalnie. Myślał jednak nad odpowiedzią. Po chwili zmarszczył brwi i odparł zdecydowanym, wypranym z emocji tonem:
— Sam sobie poradzę.
Zaraz potem zapalił gaz pod patelnią i garnkiem, odwracając się do Ryoty tyłem, tak, jakby tamten był powietrzem.

Kise wrócił do patrzenia na życie, toczące się za szybą ich mieszkania. Nagle uznał to za bardzo interesujące. Nie spojrzał na mulata, gdy ten usiadł na przeciwko z jedzeniem. Pociągnął mocno nosem i przełknął ciężko ślinę, aby pozbyć się guli, która nagle urosła mu w gardle. Miał ochotę zamknąć się w sypialni, tak, jak to robił odkąd przeżywali kryzys. Jednak nie mógł się teraz rozkleić. Żadna rozmowa nie miałaby wtedy miejsca.
Nie odrywając wzroku od śniegu, sypiącego na zewnątrz, rzucił nagle:
— Zrobiłem coś nie tak?

Aomine starał się jeść jak najszybciej. Mimo iż Kise na początku nic nie mówił, Daiki czuł, że ta chwila w końcu nadejdzie. Nie pomylił się. Gdy blondyn się odezwał, był już w połowie swojego obiadu, dlatego zapchał nim sobie usta, aby jeszcze o chwilę odwlec czekającą go rozmowę. Nie mógł wiecznie zbywać Ryoty, jednak była to po prostu najwygodniejsza opcja, jaką miał do wyboru.
— To ja mam wiedzieć? — odpowiedział pytaniem na pytanie, gdy już przełknął.

Ryota spojrzał na niego z mieszanką zdumienia i niepewności. Nagle ogarnęła go złość. Z trudem powstrzymał się od wyrażenia jej i wysilił się na normalny ton.
— Czy ty mi coś sugerujesz? — Nie w tym kierunku miała zmierzać ta rozmowa, jednak Kise nie mógł nie zareagować na taką oschłość ze strony kochanka.

— Może. Po prostu nie chce mi się z tobą gadać — warknął ostrzegawczo, po czym wstał i wrzucił talerze do zlewu. Huk temu towarzyszący znaczył, iż prawdopodobnie się rozbiły. Daikiego jednak już tam nie było. Ruszył szybkim krokiem do łazienki, czując, że jest na skraju wyrzucenia gromadzących się w nim negatywnych uczuć na zewnątrz.

Blondyn patrzył w szoku na miejsce, w którym Daiki zniknął. Gdy obraz rozmył się pod naporem płynących mu do oczu łez, wstał pośpiesznie, niezdarnie ścierając je rękawem. Nie poszedł do sypialni, tak, jak zrobił to wczoraj, tydzień, czy miesiąc temu.
Chwycił za swoją kurtkę, ściągając ją z wieszaka i wybiegł z domu, rzucając wcześniej, zniekształcone od płaczu, „Idę się przejść”. Nie miał zamiaru jednak wracać. Na pewno nie dziś. Był pewien, że nie wytrzyma tej nocy z osobą, której nie mógłby teraz spojrzeć w oczy, a jednocześnie w której ramionach pragnął się znaleźć jak jeszcze nigdy dotąd.
Wykręcił numer do swojego jedynego przyjaciela i niemal od razu ponownie wybuchnął płaczem, gdy przez słuchawkę, wprost do jego ucha, przepłynął niski, uprzejmy głos:
— Halo?
—Um… Akashicchi... — Blondyn wyciągał spazmatycznie powietrze, próbując się uspokoić.
— Co się stało, Ryota? Gdzie jesteś? — zapytał spokojnie Seijuro, dając rozmówcy moment na zebranie myśli.
— Czy mógłbyś mnie przenocować?

*

Furihata szedł po chodniku przy opustoszałej jezdni. Każdy jego krok był ociężały i powolny – zupełnie tak, jakby za każdym razem rozważał, czy postawić kolejny. W przemarzniętych dłoniach trzymał mały srebrny klucz, który absorbował całą jego uwagę. Przez to niemal zapomniał, że jest już ciemno, a wokół sypie gęsty śnieg. W głowie brzmiało mu echem jedno, jedyne zdanie, jakie sam Akashi Seijuuro wypowiedział do niego: ,,Jeśli się zdecydujesz, przyjdź do mnie”.
Kouki nie był jednak zdecydowany ani trochę. Wahał się całym sobą, a targające nim, ambiwalentne uczucia ani trochę nie ułatwiały mu podjęcia decyzji. Z całego chaosu myśli, brunet mógł wyróżnić tylko jedną: mężczyzna, który podarował mu klucz do własnego mieszkania, a jednocześnie dał szansę na pogłębienie ich relacji, szalenie mu się podobał. Odkąd tylko go ujrzał, odkąd tylko tamten zwrócił uwagę właśnie na niego, nie nikogo innego. Od tamtej pory nie było dnia ani godziny, żeby Furihata nie myślał o Akashim i aby coraz bardziej nie zatracał się w uczuciach do niego, które, z uwagi na krótki czas ich znajomości, wciąż były świeże i palące, spędzające sen z powiek za każdym razem, kiedy starał się odpłynąć świadomością i przestać o nich myśleć.
W końcu dotarł pod ogromny, dwudziesto-pięcio piętrowy apartamentowiec, zastanawiając się, jak to w ogóle się stało, że tak nagle znalazł się w tak bogatej i luksusowej dzielnicy Tokio. Przed wejściem do środka spojrzał niepewnie na swoje odbicie w szybie wieżowca. Spod jego zasypanej przez śnieg czapki wystawały kosmyki brązowych włosów, duże, błyszczące oczy mierzyły go zlęknionym wzrokiem, a cały wyraz jego twarzy zdawał się wręcz krzyczeć o jego niezdecydowaniu i obawach. Jaskrawy szalik i ciemny płaszcz również miały na sobie ślady białego puchu, który Kouki pośpiesznie strzepał przed wejściem do środka.
Uderzyła go fala duszności i gorąca, którą powitał z ulgą. Ścisnął mocniej srebrny klucz w skostniałych z zimna dłoniach i ruszył przed siebie, obojętnie mijając recepcję. Już raz przebył tę drogę i doskonale pamiętał, gdzie powinien skręcić, aby trafić do windy. Szybkim krokiem pokonał hol główny, cicho wzdychając na widok dwóch przepięknie udekorowanych i świecących na różnokolorowo choinek. W końcu wszedł do windy i wcisnął przycisk z cyfrą odpowiedniego piętra. Drzwi maszyny zamknęły się, a takowa ruszyła szybko w górę. Furihata wsłuchiwał się w wydobywające się z głośników subtelne dźwięki kolędy, licząc w myślach każde uderzenie serca.
Kiedy stalowe drzwi przed nim rozsunęły się, zawahał się. Może jednak powinien zawrócić. Może to jednak nie jest dobry pomysł. Może po prostu powinien cisnąć przeklęty, srebrny kluczyk gdzieś w zaspę śniegu i po prostu zapomnieć.
Był jednak więcej niż pewien, że nie potrafiłby.
Dlatego nabrał głęboko w płuca powietrza i ruszył przed siebie. Od razu rzuciły mu się w oczy ciemne, drewniane drzwi do apartamentu numer 218. W chwili, gdy wkładał klucz do zamka i przekręcał go w lewo, zacisnął mocno powieki i przygryzł wargę.
Pchnął drzwi, otworzył oczy i zamarł. A wszystko to w jednym momencie. Wystarczyło, że spostrzegł innego mężczyznę w ramionach Akashiego, a cały jego świat zdołał się zawalić.
Chciał coś powiedzieć. Powiedzieć, a najlepiej wykrzyczeć to, co wrzało w nim od środka. Otworzył nawet usta, ale nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Jego oczy przepełniły się łzami, a on sam był w stanie jedyne pokręcić głową bezradnie i uciec.

Gdy tylko Seijuro otworzył Ryocie drzwi, też zaczął rzewnie szlochać, próbując coś wyjaśnić. Rudy nie widział innego wyjścia na uspokojenie przyjaciela, toteż objął pewnie druha na środku przedpokoju. Nie było mu najwygodniej, w końcu wtulony w niego zachowaniem do złudzenia przypominającego dziecko; blondyn był wyższy, a przy tym trząsł się jak osika. Akashi doskonale wiedział, że powodem takich reakcji, nie był mróz panujący na dworze.
— Uspokój się, Ryota. Powiedz mi, co się stało — zaczął spokojnie, sięgając ręką do złotych kosmyków, które zaczął gładzić powolnym, jednostajnym ruchem.
Mimowolnie ogarnęło go dziwne uczucie, które zmusiło go do tego, aby się odwrócić. Drzwi od jego mieszkania były otwarte, a w zamku nadal tkwił klucz. Nie minęło wiele czasu, zanim Akashi zdążył skojarzyć fakty. Jeśli Kouki tam był, nie było to dawno, wszak Ryota przystąpił próg jego apartamentu około pięć minut wcześniej.
Nie czekając, usadził Kise na swojej kanapie i wyjrzał na korytarz. Winda właśnie odjeżdżała z jego piętra. Seijuro wyjął telefon z kieszeni marynarki i wykręcił numer, któremu zaledwie po jednym sygnale odpowiedział głos recepcjonisty:
— Słucham pana, panie Akashi?
— Panie Michi, proszę zatrzymać windę. W środku jest osoba, z która nagminnie muszę porozmawiać. Zaraz będę na dole — powiedział mężczyzna, wracając do mieszkania.
— Chwilowe zacięcie się windy. Zrozumiałem.  
— Dziękuję — odparł Seijuro i rozłączył się.
Otworzył drzwi, uprzednio zgarniając kluczyk, i podszedł do kulącego się w rogu sofy Kise. Ukucnął przed nim i zmusił do kontaktu wzrokowego.
— Ryota, muszę coś naprawić. Zaraz będę, czy to jasne? — pytanie z pozoru nieco ostre, miało na celu utwierdzenia blondyna w przekonaniu, że niższy nie zostawia go samemu sobie.
Kise pokiwał jedynie głową i posłał przyjacielowi słaby uśmiech. Akashi odwzajemnił ten drobny gest, wstał i wyszedł z apartamentu. Spokojnym krokiem udał się na klatkę schodową i począł zbiegać na dół, myśląc intensywnie. Gdy wreszcie dotarł na miejsce, nieco zmęczony, stanął przed stalowymi drzwiami i uniósł lekko prawą dłoń w stronę recepcjonisty, dając mu tym samym znak, aby naprawił „awarię”. Ryży czekał, aż winda dojedzie ma sam dół, z założonymi rękoma, a gdy jej drzwi wreszcie się rozsunęły, wprost w jego ramiona wpadł przestraszony Furihata.
— Przepraszam, musiałeś się wystraszyć, ale musiałem cię zatrzymać, Kouki. — Zanim niższy otrząsnął się z szoku, Akashi dodał: — Powiesz mi, co ci przyszło do głowy tam, na górze?

Kiedy winda zatrzymała się w połowie drogi na dół, Furihata omal nie dostał zawału. Bał się przebywać zbyt długo w małych i ciasnych pomieszczeniach, a wizja tego, że nie mógłby się z takowego wydostać, przyprawiała go o palpitację serca. Na szczęście awaria minęła równie szybko jak się pojawiła, a Kouki nie miał zbyt wiele czasu, aby rozmyślać nad tym, czy aby przypadkiem nie była celowa.
Był szokowany, zrozpaczony i rozgoryczony jednocześnie. Gorące łzy spływały po jego policzkach, a ciało trzęsło od tłumionego z całych sił szlochu. Oddychał płytko i spazmatycznie, w duchu drwiąc z samego siebie, jak łatwo można go doprowadzić do takiego stanu.
Czuł wszystko to, co zdradzona przez swoją drugą połówkę osoba, z wyjątkiem złości. Nie potrafił się wściekać ani na Akashiego, ani na blondyna, którego tamten obdarzał, jak mu się zdawało, czułym uściskiem. Mógł być zły tylko na siebie, ale na to nie miał siły. Chciał wrócić do siebie i poużalać się spokojnie nad sobą i swoim nieszczęsnym losem, mając nadzieję, że gdy obudzi się następnego dnia, to wszystko okaże się jedynie złym snem.
Wyskoczył z windy niczym przerażone zwierzę z sideł. Psychicznie nastawiony na ucieczkę, nawet nie zarejestrował przeszkody przed nim. Wpadł wprost na Akashiego, który od razu do niego przemówił. Tymczasem on nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Z niedowierzaniem, tępo wpatrywał się w przystojną twarz Seijuuro. Dopiero po upływie paru chwil dotarł do niego sens jego słów. Będąc dalej w szoku, cofnął się dwa kroki w tył, napotykając za plecami ścianę. Po policzkach spłynęło mu wytyczonymi wcześniej torami kolejnych parę łez.
— A-Akashi-kun — zdołał wykrztusić. W jego głowie momentalnie powstała pustka. Każde słowo, które następnie wypowiadał, było pierwszym, jakie przyszło mu na myśl. — To... Nie rozumiem Cię — jęknął, zgodnie z prawdą. — Jeśli kogoś... Kogoś już masz... To... Nie powinieneś robić mi nadziei…!

—To nielogiczne —stwierdził poważnie Akashi, zbliżając się do mężczyzny, który wyglądał jak spłoszony szczeniak. Na widok niezrozumienia, wyraźnie malującego się na twarzy Furihaty, Seijuro pokręcił rozbawiony głową i przyciągnął go powoli do siebie, ponownie zamykając w uścisku. — Mam Ciebie, Kouki —wytłumaczył. Dostrzegając niepewność w pięknych, orzechowych oczach, które mieniły się od łez, dodał szybko i pewnie: — Tylko Ciebie.

Furihata przełknął powoli ślinę, czując, jak ta zatrzymuje mu się w przełyku. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Słowa Akashiego wydawały mu się tak odległe, że niemal surrealistyczne.
Bezsilnie zacisnął dłonie w pięści. Ile razy był już oszukany? Ile łez przelał przez nieodpowiednie dla niego osoby, oddając im po cząstce samego siebie? Nie umiał zliczyć.
Seijuuro był idealny dla Koukiego pod każdym względem, dlatego chłopak tym bardziej nie mógł pojąć przyczyny, dla której Akashiemu na nim zależało. Oczywiście, jeśli zależało.
Poczuł, jak drżą mu wargi, a w jego wnętrzu wzbiera kolejna fala szlochu. Nie chciał więcej płakać, a na pewno nie przed człowiekiem, którego miał przed sobą. Położył mu ręce na piersiach i niepewnie odepchnął.
— To chyba zbyt dużo, jak dla mnie. Muszę... Muszę zostać teraz sam — wyszeptał, a następnie zrobił krok w bok, aby wyminąć Seijuuro.

Mężczyzna jednak zastąpił mu drogę, przewiercając bruneta uważnym, inteligentnym spojrzeniem.
— Dlaczego? — spytał spokojnie Akashi. Gdy Furihata nie odpowiedział, spuszczając jedynie głowę, Seijuro przysunął się w jego stronę jeszcze bardziej i kontynuował. — Jeszcze przed chwilą podjąłeś decyzję próby zamieszkania razem, a teraz twierdzisz, że chcesz być sam? —Ryży pochylił się z wolna, zmniejszając ich dystans do minimum. — Dlaczego? — ponowił stoickim tonem, wywierając na rozmówcy presję odpowiedzi.

— Jesteś zajęty, naprawdę nie chcę ci teraz zawracać sobą głowy — jęknął bezradnie, choć było to absolutną nieprawdą. — Zwłaszcza, że wciąż nie wiem, czemu w ogóle tu przyszedłem — dodał cicho, jakby sam do siebie.

Akashi trawił przez chwilę słowa niższego, po czym odparł:
— Nie planowałem spotkania z Ryotą, jednak nie mogę wyprosić go z mieszkania. Jest ważną osobą w moim życiu, prawie tak, jak ty. Chyba nie pamiętasz, jak wspominałem ci o moim jedynym przyjacielu. —Ostatnie zdanie wypowiedział z pewnym siebie uśmiechem, widząc, jak Kouki czerwienieje. —Więc jeśli naprawdę chcesz iść, nie mogę cię zatrzymać. Chciałbym jednak, żebyś poszedł ze mną na górę.

— Jeśli to nie problem... I naprawdę tego chcesz, to... To w sumie mam jeszcze trochę czasu — burknął Kouki, do reszty zawstydzony.
Słowa mężczyzny przekonały go, a pewny siebie ton głosu tylko utwierdził Furihatę w tym, że Akashi jest w pełni świadom tego, co mówi. I nawet, jeśli miałoby okazać się to kłamstwem, Kouki i tak chciał wierzyć, że komuś na nim zależy.
Dlatego też, nie wiedząc nawet, czy może i czy powinien, po prostu z cichym westchnieniem wtulił się w ukochanego.

— Doskonale — powiedział Seijuro i odwzajemnił pewnie uścisk.
W pewnym momencie pogłaskał go czule po głowie i odsunął powoli, patrząc na niego z delikatnym uśmiechem, błąkającym się na wąskich ustach.
— Idziemy? — spytał radośnie.

— Dobrze — odpowiedział cicho i również odwzajemnił uśmiech, który był w pewnym stopniu wyrazem ulgi, po czym dał się spokojnie zaprowadzić do windy.

Gdy dotarli przed drzwi, prowadzące do apartamentu 218, Seijuro otworzył je przepuszczając w nich swojego gościa, choć trafniejsze określenie brzmiałoby – współlokatora. Sam wszedł zaraz za nim i od razu przeszedł do salonu. Na sofie nadal siedział Kise, patrząc tępo przed siebie, dokładnie w to same miejsce, jakby skamieniał. Słysząc odgłos kroków, obrócił się jednak w kierunku jego źródła. Akashi podszedł do niego, patrząc na przyjaciela z troską. Ryota Nie od razu zauważył trzecią osobę, znajdującą się w pomieszczeniu, ale kiedy tylko tak się stało, zerwał się z miejsca, pośpiesznie przecierając policzki dłońmi.
— Ryota, chciałbym ci kogoś przedstawić — Gestem ręki przywołał do siebie swojego chłopaka, posyłając mu krzepiący uśmiech, gdyż wiedział, że Furihata jest wstydliwy i nie czuje się dobrze przy obcych. — Kouki, to mój przyjaciel, Ryota. — Słowo „przyjaciel” zostało bardzo mocno zaakcentowane. — A to jest właśnie Kouki — zwrócił się do blondyna.
Kise przeczesał włosy dłońmi, przybierając na twarz sympatyczny uśmiech. Zaraz potem wyciągnął jedną z nich w stronę nowo poznanego i powiedział cicho, ochrypniętym głosem:
— Kise Ryota, miło mi wreszcie cię poznać, Furihatacchi.
                       
— Mnie również — odparł Kouki, nieco nieśmiało odwzajemniając uścisk dłoni. — Chyba przeszkodziłem wam wcześniej w rozmowie... Przepraszam — bąknął, ponownie czerwieniejąc. — Może pójdę zaparzyć herbaty? A wy dokończycie? — spytał, zwracając ku Akashiemu niepewne spojrzenie.
— Nie masz za co przepraszać — westchnął Seijuro, kręcąc lekko głową. — Ale skoro się deklarujesz, to dla mnie czerwona. — Czerwonowłosy uśmiechnął się do Koukiego i zwrócił do Kise: — Dla Ciebie, Ryota, zielona?
Blondyn podrapał się po głowie, przestępując nerwowo z nogi na nogę i powiedział:
 — Um... Dziękuję, nie trzeba. Właściwie to ja się będę już zbierał. Nie chcę wam przeszkadzać i tak wpadłem tutaj dzisiaj bez zapowiedzi... — Gdy mężczyzna spotkał się z pobłażliwym wzrokiem dwukolorowych tęczówek, całkowicie wyrażających dezaprobatę wobec jego słów, dodał szybko, siląc się na słaby uśmiech: — Jest już późno. Aominecchi na pewno się martwi. — Mówiąc to, Kise zerknął na wyświetlacz telefonu, który wyciągnął z kieszeni i przełknął ciężko ślinę.
Żadnej wiadomości. Żadnego niepodebranego połączenia. Minęły bite cztery godziny, odkąd wybiegł z mieszkania nie mówiąc dokąd, ani na ile wychodzi. Daikiego to widocznie nie interesowało. Wyraźnie czuł na sobie czujny wzrok przyjaciela, który za pewne domyślił się już wszystkiego. Z trudem powstrzymał kolejny napływ łez i schował urządzenie.
— Dziękuję za dzisiaj, Akashicchi. Ja już...
— Nigdzie się stąd nie ruszasz — zadeklarował twardo Seijuro, zakładając ręce na piersi. Wystarczyło jedno ostre spojrzenie, aby Kise nie ważył się zaprotestować. Ryży odetchnął głęboko i położył blondynowi rękę na ramieniu. — Idź się umyć Ryota i, na Boga, nie płacz przez tego idiotę. — Widząc, że jego przyjaciel ani myśli o ruszeniu się z miejsca, westchnął zmęczony. — Zaczekaj na mnie w sypialni, proszę — powiedział do Koukiego i zaprowadził Ryote do łazienki.
Kise stał na środku ze spuszczoną głową, zapewniając, że wszystko jest w porządku, jednak ani drgnął. Jego przyjaciel bez słów odkręcił wodę w wannie i ściągnął z blondyna ubrania, zostawiając go w samej bieliźnie.
— Umyj się. Weź tyle czasu, ile potrzebujesz — powiedział Akashi i, uśmiechając się delikatnie, wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę sypialni.

Furihata stał jeszcze chwilę w miejscu, myśląc intensywnie. Zrobiło mu się głupio, kiedy zobaczył, w jakim stanie tak naprawdę znajduje się przyjaciel Akashiego. Mimo zachowania Kise, którym mężczyzna starał się pokazać, że wszystko jest w porządku, jego oczy błyszczały przeciwstawnymi uczuciami. Furihata potrafił je rozszyfrować, ponieważ dostrzegł w Ryocie częściowo siebie.
W dalszym ciągu bijąc się z myślami, Kouki ruszył powoli przed siebie. Nie wiedział, czy powinien sobie pogratulować, czy raczej się zbesztać, kiedy okazało się, że jego nogi samoistnie odnalazły dobrze znaną mu drogę do sypialni Seijuuro. Wszedł powoli do obszernego pomieszczenia, jakby obawiając się, że kogoś jeszcze może tam zastać. Na szczęście tak się nie stało i Furihata mógł usiąść na olbrzymim, białym łóżku po lewej stronie od wejścia i uspokoić sumienie. Zapalił lampę nocną, która stała na czarnym, prostym stoliku tuż przy posłaniu, po czym podciągnął kolana pod brodę, cierpliwie czekając na Akashiego. W międzyczasie rozejrzał się po sypialni, chcąc odświeżyć jej wspomnienie. Pomieszczenie było urządzone w sposób prosty i nowoczesny, jednak ponad wszystko z klasą. Naprzeciw drzwi znajdowało się ogromne okno oraz wyjście na taras, przez które rozciągał się widok na miasto. Po prawej stronie stał ogromny regał z książkami, obok czarne biurko i krzesło. Na pomalowanych na szaro ścianach wisiało kilka czarno-białych fotografii oprawionych w czarne ramy. Przytulności nadawał temu prostemu wnętrzu tylko prostokątny, biały, puchaty dywan przykrywający lśniące czystością panele podłogowe. Koukiemu po krótkim namyśle przyszło do głowy, że jeśli rzeczywiście ma teraz zamieszkać w apartamencie razem z ukochanym, trzeba będzie w jakiś sposób ocieplić przestrzeń, w której ma na co dzień egzystować, bowiem dominacja barw czarnej, białej i szarej była dobra, ale nie sprawdzała się na dłuższą metę.
Poruszony swoimi rozważaniami, zadrżał lekko z zimna i opatulił się kołdrą, a słysząc odgłos kroków na korytarzu, uśmiechnął się delikatnie, wbijając wzrok w drzwi sypialni.

Gdy tylko Seijuro przekroczył próg pokoju, niemal natychmiast dostrzegł bruneta i skierował się w jego stronę. Usiadł na boku łóżka obok niego i pochylił lekko, opierając ciężar ciała na swojej prawej ręce, którą oparł o materac. Patrzył uważnie w orzechowe oczy i skubnął powoli wargi niższego, uśmiechając się, gdy po odsunięciu dostrzegł wyczekiwany rumieniec, który wykwitł na twarzy Koukiego.
— Przepraszam za dzisiejszą sytuację — powiedział nagle.

— A-Ale nie masz za co, Akashi-kun! — odpowiedział szybko Furihata. Zaraz potem nerwowym ruchem dłoni przeczesał swoje włosy, starając się nie patrzeć w niezwykłe tęczówki Seijuuro. — To ja wszystko źle zrozumiałem i narobiłem zamieszania... Ale nie chciałem! — dodał pospiesznie. — Po prostu... Nie byłem niczego pewien, przychodząc tu. A kiedy zobaczyłem ciebie i Kise-kuna to... Sam rozumiesz — westchnął, zażenowany.

— Byłeś zazdrosny? — Mężczyzna bardziej stwierdził, niż spytał. Znów przysunął się do Furihaty, zatrzymując swoją twarz na odległość nie dalszą, niż parę milimetrów. Z pewnym siebie wyrazem twarzy zapytał zwycięsko: — Dobrze rozumiem?

Kouki w ułamku sekundy spąsowiał na twarzy jeszcze bardziej. Poczuł również, jak zaczynają piec go uszy. Przygryzł mocno dolną wargę ust, patrząc na Akashiego z lekkim wyrzutem.
— To nie była do końca zazdrość...! —próbował się bronić. — Tylko... Bardziej złość — burknął.

— Więc jesteś na mnie zły, Kouki? — spytał rozbawiony i pochylił się z wolna ku szyi Furihaty. Chwycił w zęby delikatną, jasną skórę, mocno, jednak nie na tyle, aby zadać nieprzyjemny ból.
— Przeszło ci? — rzucił triumfalnie, przenosząc się na usta chłopaka.
Złączył je ze swoimi, obdarowując niższego długim, zaborczym pocałunkiem.

Kouki westchnął prosto w usta Akashiego, poddając się temu, co tamten z nim robił. Nie widział się z Seijuuro przeszło tydzień, dlatego tym bardziej z tęsknotą wyczekiwał jego choćby najdelikatniejszego dotyku.
Postanowił jednak doprowadzić sprawę do końca. Niespodziewanie naparł na kochanka całym swoim ciałem, sprawiając, iż tamten swobodnie upadł plecami na łóżko. Wtedy Furihata wygramolił się spod kołdry i korzystając z okazji, pochylił się nad Akashim, który, mimo iż na fizycznie niższej pozycji niż brunet, ze spokojnym i pewnym wyrazem twarzy zdawał się kontrolować całą sytuację.
— Przejdzie mi, jeśli w końcu szczerze mi odpowiesz: czemu akurat ja, Akashi-kun? Przecież równie dobrze to... To mógłby być ktokolwiek inny — powiedział zdławionym głosem Kouki, mając nadzieję, iż nareszcie pozna odpowiedź na pytanie, który Seijuuro dotychczas zawsze zbywał lub ignorował.

— Tu się właśnie mylisz, Kouki.  To niemożliwe, żebym wybrał kogoś innego. Wiem to, odkąd odbyła się nasza pierwsza rozmowa, a ja się nigdy nie mylę — skwitował, gwałtownie obracając mężczyznę na plecy. Zawisł nad nim, trzymając pewnie jego dłonie w swoich, przyszpilając je tym samym do aksamitnej pościeli. Rozpiął trzy pierwsze guziki koszuli Furihaty, odsłaniając tym górną część jego torsu. — Jesteś dla mnie stworzony, Kouki. — powiedział czule, całując jego pierś w miejscu, w którym znajdowało się mocno bijące serce.

Reakcja Furihaty zaskoczyła Akashiego. Chłopak pociągnął nosem i wstrzymał na parę sekund oddech, po czym wstrząsnął nim szloch. Wyswobodził przy tym dłonie z uścisku Seijuuro, po czym przyciągnął go do siebie i mocno wtulił w jego zagłębienie szyi, mocząc przy tym łzami kołnierz koszuli mężczyzny.
— J-Jeśli tak, to... Po prostu będę. Dla ciebie — jęknął, nieco nieskładnie, w odpowiedzi.

—Niczego więcej nie oczekuję — mruknął Akashi.
Wsunął wolną rękę pod koszulę partnera. Wodził nią chwilę po jego plecach, po czym docisnął go do siebie mocniej, wsuwając subtelnie nos w miękkie, orzechowe kosmyki. Zaciągnął się ich kuszącym zapachem, z trudem powstrzymując od rzucenia się na ich właściciela. Nie przyznałby się do tego przed nikim, ale woń jego kochanka wprawiała go w stan, który adekwatnie można by przypisać do terminu „rui”. Akashi miał ochotę zamknąć Furihatę w uścisku tak mocno, dopóki ten nie przesiąknie jego własnym zapachem. Chciał natychmiastowo uczynić go swoim. Chciał sprawić, żeby w umyśle mężczyzny, który tak na niego działał, był tylko on. Pod wpływem impulsu, za każdym razem rozchodzącego się podczas tego drobnego pobudzenia zmysłu węchu, ryży wgryzł się w kark Koukiego, z satysfakcją wsłuchując w stłumiony jęk. Nie miał ochoty na tym poprzestać, jednak dobrze pamiętał o fakcie, iż w łazience znajduje się zraniony Ryota, a mimowolnie słyszane odgłosy seksu byłyby ostatnią rzeczą, jakiej jego przyjaciel potrzebował. Użył więc całej siły wolnej woli, aby odsunąć się od kochanka.
Spojrzał na jego czerwoną twarz i zaproponował uprzejmie:

— Zjedzmy coś.

2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, oj biedny Kise, czemu Aoime tak się zachowuje, bardzo go tym rani, a Koru uroczo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały początek, biedny jest Kise, zastanawiam się czemu Aoime tak się zachowuje, bardzo go tym rani, a Koru po prostu uroczo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń