Kolejny dziś raz po pogrążonym w ciemności mieszkaniu usłyszeć można
było ciche westchnięcie, przerywające panującą w nim ciszę. Jasnowłosy
mężczyzna wpatrujący się w nastrojowy widok, bawiących się w śniegu, dzieci za
oknem, siedział niecierpliwie przy kuchennym stole, czekając, aż jego partner,
kochanek, a przy tym miłość życia, wróci do domu. Lewą rękę miał opartą o stół,
a jego głowa ciężko leżała na wąskiej dłoni. Palcami drugiej ręki wystukiwał
przypadkowy rytm, nie mogąc skupić się na pozytywnym myśleniu. Spojrzał na
zegarek, przylegający do jego prawego nadgarstka. Zostało pół godziny do końca
zmiany. Pół godziny, aby przygotować się mentalnie na bardzo poważną rozmowę,
którą chciał zainicjować.
Ostatnio w ich związku nie było kolorowo. Kise zupełnie
nie wiedział czemu, ale czuł to i wiedział, że nie tylko on ma świadomość o
rosnącym problemie między nimi. Nie przeszkadzała mu rutyna, mniej czułe, czy
rzadsze powitania, albo fakt, iż od dawna nigdzie razem nie wyszli. Nie mógł
znieść tego, że jego chłopak coś przed nim ukrywał. Zamknął się w sobie, a gdy
tylko Ryota wypytywał go o powód, stawał się oschły. Fakt, on również ostatnio
dodał oliwy do ognia. Robił kochankowi mnóstwo wyrzutów, czepiał się, czy po
prostu zatrzaskiwał się w pokoju, unikając drugiego domownika mieszkania. Ich
związek stawał się powili niszczący, a Kise z całego serca pragnął to naprawić.
Wiedział, że nie tylko on. Wiedział, ze obaj nadal się kochają. Nie wiedział
tylko, co było przyczyną tego całego nieporozumienia.
Ale dziś miał nadzieję to
zmienić. Kończąc tę myśl, usłyszał szczęk zamka i tradycyjne, niezadowolone
mruczenie od strony holu.
Aomine otworzył zamek w drzwiach kluczem i wszedł do środka, mając przy
tym nikłą nadzieję, że może Kise już śpi. Mimo wszystko mruknął od progu
powitanie i otrzepał ze śniegu czarny płaszcz, który następnie z siebie zdjął i
powiesił na wieszaku. Resztki białego puchu, który padał na dworze nieprzerwanie
już od południa, spadły swobodnie na ziemię. Ciemnoskóry nie przejmował się ani
trochę tym, iż za chwilę się rozpuszczą, tworząc kałużę. Ściągnął z nóg buty,
które pyrgnął gdzieś pod drzwi i ruszył w stronę kuchni, ziewając. Zapalił
światło, które wypełniło całe pomieszczenie i drgnął, kiedy tylko ujrzał
siedzącego przy stole kochanka. Najchętniej zrobiłby w tył zwrot i poszedł jak
najszybciej pod prysznic, chcąc uniknąć rozmowy, jednak nie mógł uczynić tak
tym razem ze względu na fakt, jak bardzo był głodny. Westchnął więc cicho i
otworzył lodówkę, chowając w jej wnętrzu twarz i mając nadzieję, że może w
jakiś magiczny sposób pomoże mu to zniknąć.
— Na kuchence jest obiad — powiedział cicho Kise, przerywając
nieprzyjemną ciszę. — Odgrzać ci? — spytał szybko, gdy mulat nadal tkwił w
lodówce. Chciał za wszelką cenę nawiązać z partnerem jakikolwiek kontakt.
Daiki powoli zamknął drzwiczki lodówki, czyniąc to zdecydowanie zbyt
długo, aby wyglądało naturalnie. Myślał jednak nad odpowiedzią. Po chwili
zmarszczył brwi i odparł zdecydowanym, wypranym z emocji tonem:
— Sam sobie poradzę.
Zaraz potem zapalił gaz pod patelnią i garnkiem, odwracając się do
Ryoty tyłem, tak, jakby tamten był powietrzem.
Kise wrócił do patrzenia na życie, toczące się za szybą ich mieszkania.
Nagle uznał to za bardzo interesujące. Nie spojrzał na mulata, gdy ten usiadł
na przeciwko z jedzeniem. Pociągnął mocno nosem i przełknął ciężko ślinę, aby
pozbyć się guli, która nagle urosła mu w gardle. Miał ochotę zamknąć się w
sypialni, tak, jak to robił odkąd przeżywali kryzys. Jednak nie mógł się teraz
rozkleić. Żadna rozmowa nie miałaby wtedy miejsca.
Nie odrywając wzroku od śniegu, sypiącego na zewnątrz, rzucił nagle:
— Zrobiłem coś nie tak?
Aomine starał się jeść jak najszybciej. Mimo iż Kise na początku nic
nie mówił, Daiki czuł, że ta chwila w końcu nadejdzie. Nie pomylił się. Gdy
blondyn się odezwał, był już w połowie swojego obiadu, dlatego zapchał nim
sobie usta, aby jeszcze o chwilę odwlec czekającą go rozmowę. Nie mógł wiecznie
zbywać Ryoty, jednak była to po prostu najwygodniejsza opcja, jaką miał do
wyboru.
— To ja mam wiedzieć? — odpowiedział pytaniem na pytanie, gdy już
przełknął.
Ryota spojrzał na niego z mieszanką zdumienia i niepewności. Nagle
ogarnęła go złość. Z trudem powstrzymał się od wyrażenia jej i wysilił się na
normalny ton.
— Czy ty mi coś sugerujesz? — Nie w tym kierunku miała zmierzać ta
rozmowa, jednak Kise nie mógł nie zareagować na taką oschłość ze strony
kochanka.
— Może. Po prostu nie chce mi się z tobą gadać — warknął ostrzegawczo,
po czym wstał i wrzucił talerze do zlewu. Huk temu towarzyszący znaczył, iż
prawdopodobnie się rozbiły. Daikiego jednak już tam nie było. Ruszył szybkim
krokiem do łazienki, czując, że jest na skraju wyrzucenia gromadzących się w
nim negatywnych uczuć na zewnątrz.
Blondyn patrzył w szoku na miejsce, w którym Daiki zniknął. Gdy obraz
rozmył się pod naporem płynących mu do oczu łez, wstał pośpiesznie, niezdarnie
ścierając je rękawem. Nie poszedł do sypialni, tak, jak zrobił to wczoraj,
tydzień, czy miesiąc temu.
Chwycił za swoją kurtkę, ściągając ją z wieszaka i wybiegł z domu,
rzucając wcześniej, zniekształcone od płaczu, „Idę się przejść”. Nie miał
zamiaru jednak wracać. Na pewno nie dziś. Był pewien, że nie wytrzyma tej nocy
z osobą, której nie mógłby teraz spojrzeć w oczy, a jednocześnie w której ramionach
pragnął się znaleźć jak jeszcze nigdy dotąd.
Wykręcił numer do swojego jedynego przyjaciela i niemal od razu
ponownie wybuchnął płaczem, gdy przez słuchawkę, wprost do jego ucha, przepłynął
niski, uprzejmy głos:
— Halo?
—Um… Akashicchi... — Blondyn wyciągał spazmatycznie powietrze, próbując
się uspokoić.
— Co się stało, Ryota? Gdzie jesteś? — zapytał spokojnie Seijuro, dając
rozmówcy moment na zebranie myśli.
— Czy mógłbyś mnie przenocować?
*
Furihata szedł po chodniku przy opustoszałej jezdni. Każdy jego krok
był ociężały i powolny – zupełnie tak, jakby za każdym razem rozważał, czy
postawić kolejny. W przemarzniętych dłoniach trzymał mały srebrny klucz, który
absorbował całą jego uwagę. Przez to niemal zapomniał, że jest już ciemno, a
wokół sypie gęsty śnieg. W głowie brzmiało mu echem jedno, jedyne zdanie, jakie
sam Akashi Seijuuro wypowiedział do niego: ,,Jeśli się zdecydujesz, przyjdź do
mnie”.
Kouki nie był jednak zdecydowany ani trochę. Wahał się całym sobą, a
targające nim, ambiwalentne uczucia ani trochę nie ułatwiały mu podjęcia
decyzji. Z całego chaosu myśli, brunet mógł wyróżnić tylko jedną: mężczyzna,
który podarował mu klucz do własnego mieszkania, a jednocześnie dał szansę na
pogłębienie ich relacji, szalenie mu się podobał. Odkąd tylko go ujrzał, odkąd
tylko tamten zwrócił uwagę właśnie na niego, nie nikogo innego. Od tamtej pory
nie było dnia ani godziny, żeby Furihata nie myślał o Akashim i aby coraz
bardziej nie zatracał się w uczuciach do niego, które, z uwagi na krótki czas
ich znajomości, wciąż były świeże i palące, spędzające sen z powiek za każdym
razem, kiedy starał się odpłynąć świadomością i przestać o nich myśleć.
W końcu dotarł pod ogromny, dwudziesto-pięcio piętrowy apartamentowiec,
zastanawiając się, jak to w ogóle się stało, że tak nagle znalazł się w tak
bogatej i luksusowej dzielnicy Tokio. Przed wejściem do środka spojrzał
niepewnie na swoje odbicie w szybie wieżowca. Spod jego zasypanej przez śnieg
czapki wystawały kosmyki brązowych włosów, duże, błyszczące oczy mierzyły go
zlęknionym wzrokiem, a cały wyraz jego twarzy zdawał się wręcz krzyczeć o jego
niezdecydowaniu i obawach. Jaskrawy szalik i ciemny płaszcz również miały na
sobie ślady białego puchu, który Kouki pośpiesznie strzepał przed wejściem do
środka.
Uderzyła go fala duszności i gorąca, którą powitał z ulgą. Ścisnął
mocniej srebrny klucz w skostniałych z zimna dłoniach i ruszył przed siebie,
obojętnie mijając recepcję. Już raz przebył tę drogę i doskonale pamiętał,
gdzie powinien skręcić, aby trafić do windy. Szybkim krokiem pokonał hol
główny, cicho wzdychając na widok dwóch przepięknie udekorowanych i świecących
na różnokolorowo choinek. W końcu wszedł do windy i wcisnął przycisk z cyfrą
odpowiedniego piętra. Drzwi maszyny zamknęły się, a takowa ruszyła szybko w
górę. Furihata wsłuchiwał się w wydobywające się z głośników subtelne dźwięki
kolędy, licząc w myślach każde uderzenie serca.
Kiedy stalowe drzwi przed nim rozsunęły się, zawahał się. Może jednak
powinien zawrócić. Może to jednak nie jest dobry pomysł. Może po prostu
powinien cisnąć przeklęty, srebrny kluczyk gdzieś w zaspę śniegu i po prostu
zapomnieć.
Był jednak więcej niż pewien, że nie potrafiłby.
Dlatego nabrał głęboko w płuca powietrza i ruszył przed siebie. Od razu
rzuciły mu się w oczy ciemne, drewniane drzwi do apartamentu numer 218. W
chwili, gdy wkładał klucz do zamka i przekręcał go w lewo, zacisnął mocno
powieki i przygryzł wargę.
Pchnął drzwi, otworzył oczy i zamarł. A wszystko to w jednym momencie.
Wystarczyło, że spostrzegł innego mężczyznę w ramionach Akashiego, a cały jego
świat zdołał się zawalić.
Chciał coś powiedzieć. Powiedzieć, a najlepiej wykrzyczeć to, co wrzało
w nim od środka. Otworzył nawet usta, ale nie potrafił wydobyć z siebie żadnego
dźwięku. Jego oczy przepełniły się łzami, a on sam był w stanie jedyne pokręcić
głową bezradnie i uciec.
Gdy tylko Seijuro otworzył Ryocie drzwi, też zaczął rzewnie szlochać,
próbując coś wyjaśnić. Rudy nie widział innego wyjścia na uspokojenie
przyjaciela, toteż objął pewnie druha na środku przedpokoju. Nie było mu najwygodniej,
w końcu wtulony w niego zachowaniem do złudzenia przypominającego dziecko;
blondyn był wyższy, a przy tym trząsł się jak osika. Akashi doskonale wiedział,
że powodem takich reakcji, nie był mróz panujący na dworze.
— Uspokój się, Ryota. Powiedz mi, co się stało — zaczął spokojnie,
sięgając ręką do złotych kosmyków, które zaczął gładzić powolnym, jednostajnym
ruchem.
Mimowolnie ogarnęło go dziwne uczucie, które zmusiło go do tego, aby
się odwrócić. Drzwi od jego mieszkania były otwarte, a w zamku nadal tkwił
klucz. Nie minęło wiele czasu, zanim Akashi zdążył skojarzyć fakty. Jeśli Kouki
tam był, nie było to dawno, wszak Ryota przystąpił próg jego apartamentu około
pięć minut wcześniej.
Nie czekając, usadził Kise na swojej kanapie i wyjrzał na korytarz.
Winda właśnie odjeżdżała z jego piętra. Seijuro wyjął telefon z kieszeni
marynarki i wykręcił numer, któremu zaledwie po jednym sygnale odpowiedział
głos recepcjonisty:
— Słucham pana, panie Akashi?
— Panie Michi, proszę zatrzymać windę. W środku jest osoba, z która
nagminnie muszę porozmawiać. Zaraz będę na dole — powiedział mężczyzna,
wracając do mieszkania.
— Chwilowe zacięcie się windy. Zrozumiałem.
— Dziękuję — odparł Seijuro i rozłączył się.
Otworzył drzwi, uprzednio zgarniając kluczyk, i podszedł do kulącego
się w rogu sofy Kise. Ukucnął przed nim i zmusił do kontaktu wzrokowego.
— Ryota, muszę coś naprawić. Zaraz będę, czy to jasne? — pytanie z
pozoru nieco ostre, miało na celu utwierdzenia blondyna w przekonaniu, że
niższy nie zostawia go samemu sobie.
Kise pokiwał jedynie głową i posłał przyjacielowi słaby uśmiech. Akashi
odwzajemnił ten drobny gest, wstał i wyszedł z apartamentu. Spokojnym krokiem
udał się na klatkę schodową i począł zbiegać na dół, myśląc intensywnie. Gdy
wreszcie dotarł na miejsce, nieco zmęczony, stanął przed stalowymi drzwiami i
uniósł lekko prawą dłoń w stronę recepcjonisty, dając mu tym samym znak, aby
naprawił „awarię”. Ryży czekał, aż winda dojedzie ma sam dół, z założonymi rękoma,
a gdy jej drzwi wreszcie się rozsunęły, wprost w jego ramiona wpadł
przestraszony Furihata.
— Przepraszam, musiałeś się wystraszyć, ale musiałem cię zatrzymać,
Kouki. — Zanim niższy otrząsnął się z szoku, Akashi dodał: — Powiesz mi, co ci
przyszło do głowy tam, na górze?
Kiedy winda zatrzymała się w połowie drogi na dół, Furihata omal nie
dostał zawału. Bał się przebywać zbyt długo w małych i ciasnych
pomieszczeniach, a wizja tego, że nie mógłby się z takowego wydostać,
przyprawiała go o palpitację serca. Na szczęście awaria minęła równie szybko
jak się pojawiła, a Kouki nie miał zbyt wiele czasu, aby rozmyślać nad tym, czy
aby przypadkiem nie była celowa.
Był szokowany, zrozpaczony i rozgoryczony jednocześnie. Gorące łzy
spływały po jego policzkach, a ciało trzęsło od tłumionego z całych sił
szlochu. Oddychał płytko i spazmatycznie, w duchu drwiąc z samego siebie, jak
łatwo można go doprowadzić do takiego stanu.
Czuł wszystko to, co zdradzona przez swoją drugą połówkę osoba, z
wyjątkiem złości. Nie potrafił się wściekać ani na Akashiego, ani na blondyna,
którego tamten obdarzał, jak mu się zdawało, czułym uściskiem. Mógł być zły
tylko na siebie, ale na to nie miał siły. Chciał wrócić do siebie i poużalać
się spokojnie nad sobą i swoim nieszczęsnym losem, mając nadzieję, że gdy
obudzi się następnego dnia, to wszystko okaże się jedynie złym snem.
Wyskoczył z windy niczym przerażone zwierzę z sideł. Psychicznie
nastawiony na ucieczkę, nawet nie zarejestrował przeszkody przed nim. Wpadł
wprost na Akashiego, który od razu do niego przemówił. Tymczasem on nie miał
pojęcia, co się właśnie stało. Z niedowierzaniem, tępo wpatrywał się w
przystojną twarz Seijuuro. Dopiero po upływie paru chwil dotarł do niego sens
jego słów. Będąc dalej w szoku, cofnął się dwa kroki w tył, napotykając za
plecami ścianę. Po policzkach spłynęło mu wytyczonymi wcześniej torami
kolejnych parę łez.
— A-Akashi-kun — zdołał wykrztusić. W jego głowie momentalnie powstała
pustka. Każde słowo, które następnie wypowiadał, było pierwszym, jakie przyszło
mu na myśl. — To... Nie rozumiem Cię — jęknął, zgodnie z prawdą. — Jeśli
kogoś... Kogoś już masz... To... Nie powinieneś robić mi nadziei…!
—To nielogiczne —stwierdził poważnie Akashi, zbliżając się do mężczyzny,
który wyglądał jak spłoszony szczeniak. Na widok niezrozumienia, wyraźnie
malującego się na twarzy Furihaty, Seijuro pokręcił rozbawiony głową i
przyciągnął go powoli do siebie, ponownie zamykając w uścisku. — Mam Ciebie,
Kouki —wytłumaczył. Dostrzegając niepewność w pięknych, orzechowych oczach,
które mieniły się od łez, dodał szybko i pewnie: — Tylko Ciebie.
Furihata przełknął powoli ślinę, czując, jak ta zatrzymuje mu się w
przełyku. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Słowa Akashiego wydawały mu się
tak odległe, że niemal surrealistyczne.
Bezsilnie zacisnął dłonie w pięści. Ile razy był już oszukany? Ile łez
przelał przez nieodpowiednie dla niego osoby, oddając im po cząstce samego
siebie? Nie umiał zliczyć.
Seijuuro był idealny dla Koukiego pod każdym względem, dlatego chłopak
tym bardziej nie mógł pojąć przyczyny, dla której Akashiemu na nim zależało.
Oczywiście, jeśli zależało.
Poczuł, jak drżą mu wargi, a w jego wnętrzu wzbiera kolejna fala
szlochu. Nie chciał więcej płakać, a na pewno nie przed człowiekiem, którego
miał przed sobą. Położył mu ręce na piersiach i niepewnie odepchnął.
— To chyba zbyt dużo, jak dla mnie. Muszę... Muszę zostać teraz sam — wyszeptał,
a następnie zrobił krok w bok, aby wyminąć Seijuuro.
Mężczyzna jednak zastąpił mu drogę, przewiercając bruneta uważnym,
inteligentnym spojrzeniem.
— Dlaczego? — spytał spokojnie Akashi. Gdy Furihata nie odpowiedział,
spuszczając jedynie głowę, Seijuro przysunął się w jego stronę jeszcze bardziej
i kontynuował. — Jeszcze przed chwilą podjąłeś decyzję próby zamieszkania
razem, a teraz twierdzisz, że chcesz być sam? —Ryży pochylił się z wolna,
zmniejszając ich dystans do minimum. — Dlaczego? — ponowił stoickim tonem,
wywierając na rozmówcy presję odpowiedzi.
— Jesteś zajęty, naprawdę nie chcę ci teraz zawracać sobą głowy —
jęknął bezradnie, choć było to absolutną nieprawdą. — Zwłaszcza, że wciąż nie
wiem, czemu w ogóle tu przyszedłem — dodał cicho, jakby sam do siebie.
Akashi trawił przez chwilę słowa niższego, po czym odparł:
— Nie planowałem spotkania z Ryotą, jednak nie mogę wyprosić go z
mieszkania. Jest ważną osobą w moim życiu, prawie tak, jak ty. Chyba nie
pamiętasz, jak wspominałem ci o moim jedynym przyjacielu. —Ostatnie zdanie wypowiedział
z pewnym siebie uśmiechem, widząc, jak Kouki czerwienieje. —Więc jeśli naprawdę
chcesz iść, nie mogę cię zatrzymać. Chciałbym jednak, żebyś poszedł ze mną na
górę.
— Jeśli to nie problem... I naprawdę tego chcesz, to... To w sumie mam
jeszcze trochę czasu — burknął Kouki, do reszty zawstydzony.
Słowa mężczyzny przekonały go, a pewny siebie ton głosu tylko
utwierdził Furihatę w tym, że Akashi jest w pełni świadom tego, co mówi. I
nawet, jeśli miałoby okazać się to kłamstwem, Kouki i tak chciał wierzyć, że
komuś na nim zależy.
Dlatego też, nie wiedząc nawet, czy może i czy powinien, po prostu z cichym
westchnieniem wtulił się w ukochanego.
— Doskonale — powiedział Seijuro i odwzajemnił pewnie uścisk.
W pewnym momencie pogłaskał go czule po głowie i odsunął powoli,
patrząc na niego z delikatnym uśmiechem, błąkającym się na wąskich ustach.
— Idziemy? — spytał radośnie.
— Dobrze — odpowiedział cicho i również odwzajemnił uśmiech, który był
w pewnym stopniu wyrazem ulgi, po czym dał się spokojnie zaprowadzić do windy.
Gdy dotarli przed drzwi, prowadzące do apartamentu 218, Seijuro
otworzył je przepuszczając w nich swojego gościa, choć trafniejsze określenie brzmiałoby
– współlokatora. Sam wszedł zaraz za nim i od razu przeszedł do salonu. Na
sofie nadal siedział Kise, patrząc tępo przed siebie, dokładnie w to same
miejsce, jakby skamieniał. Słysząc odgłos kroków, obrócił się jednak w kierunku
jego źródła. Akashi podszedł do niego, patrząc na przyjaciela z troską. Ryota
Nie od razu zauważył trzecią osobę, znajdującą się w pomieszczeniu, ale kiedy
tylko tak się stało, zerwał się z miejsca, pośpiesznie przecierając policzki dłońmi.
— Ryota, chciałbym ci kogoś przedstawić — Gestem ręki przywołał do
siebie swojego chłopaka, posyłając mu krzepiący uśmiech, gdyż wiedział, że
Furihata jest wstydliwy i nie czuje się dobrze przy obcych. — Kouki, to mój
przyjaciel, Ryota. — Słowo „przyjaciel” zostało bardzo mocno zaakcentowane. — A
to jest właśnie Kouki — zwrócił się do blondyna.
Kise przeczesał włosy dłońmi, przybierając na twarz sympatyczny
uśmiech. Zaraz potem wyciągnął jedną z nich w stronę nowo poznanego i powiedział
cicho, ochrypniętym głosem:
— Kise Ryota, miło mi wreszcie cię poznać, Furihatacchi.
— Mnie również — odparł Kouki, nieco nieśmiało odwzajemniając uścisk
dłoni. — Chyba przeszkodziłem wam wcześniej w rozmowie... Przepraszam — bąknął,
ponownie czerwieniejąc. — Może pójdę zaparzyć herbaty? A wy dokończycie? —
spytał, zwracając ku Akashiemu niepewne spojrzenie.
— Nie masz za co przepraszać — westchnął Seijuro, kręcąc lekko głową. —
Ale skoro się deklarujesz, to dla mnie czerwona. — Czerwonowłosy uśmiechnął się
do Koukiego i zwrócił do Kise: — Dla Ciebie, Ryota, zielona?
Blondyn podrapał się po głowie, przestępując nerwowo z nogi na nogę i
powiedział:
— Um... Dziękuję, nie trzeba.
Właściwie to ja się będę już zbierał. Nie chcę wam przeszkadzać i tak wpadłem tutaj
dzisiaj bez zapowiedzi... — Gdy mężczyzna spotkał się z pobłażliwym wzrokiem
dwukolorowych tęczówek, całkowicie wyrażających dezaprobatę wobec jego słów,
dodał szybko, siląc się na słaby uśmiech: — Jest już późno. Aominecchi na pewno
się martwi. — Mówiąc to, Kise zerknął na wyświetlacz telefonu, który wyciągnął
z kieszeni i przełknął ciężko ślinę.
Żadnej wiadomości. Żadnego niepodebranego połączenia. Minęły bite
cztery godziny, odkąd wybiegł z mieszkania nie mówiąc dokąd, ani na ile wychodzi.
Daikiego to widocznie nie interesowało. Wyraźnie czuł na sobie czujny wzrok
przyjaciela, który za pewne domyślił się już wszystkiego. Z trudem powstrzymał
kolejny napływ łez i schował urządzenie.
— Dziękuję za dzisiaj, Akashicchi. Ja już...
— Nigdzie się stąd nie ruszasz — zadeklarował twardo Seijuro,
zakładając ręce na piersi. Wystarczyło jedno ostre spojrzenie, aby Kise nie
ważył się zaprotestować. Ryży odetchnął głęboko i położył blondynowi rękę na
ramieniu. — Idź się umyć Ryota i, na Boga, nie płacz przez tego idiotę. — Widząc,
że jego przyjaciel ani myśli o ruszeniu się z miejsca, westchnął zmęczony. — Zaczekaj
na mnie w sypialni, proszę — powiedział do Koukiego i zaprowadził Ryote do
łazienki.
Kise stał na środku ze spuszczoną głową, zapewniając, że wszystko jest
w porządku, jednak ani drgnął. Jego przyjaciel bez słów odkręcił wodę w wannie
i ściągnął z blondyna ubrania, zostawiając go w samej bieliźnie.
— Umyj się. Weź tyle czasu, ile potrzebujesz — powiedział Akashi i,
uśmiechając się delikatnie, wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę
sypialni.
Furihata stał jeszcze chwilę w miejscu, myśląc intensywnie. Zrobiło mu
się głupio, kiedy zobaczył, w jakim stanie tak naprawdę znajduje się przyjaciel
Akashiego. Mimo zachowania Kise, którym mężczyzna starał się pokazać, że
wszystko jest w porządku, jego oczy błyszczały przeciwstawnymi uczuciami.
Furihata potrafił je rozszyfrować, ponieważ dostrzegł w Ryocie częściowo
siebie.
W dalszym ciągu bijąc się z myślami, Kouki ruszył powoli przed siebie.
Nie wiedział, czy powinien sobie pogratulować, czy raczej się zbesztać, kiedy
okazało się, że jego nogi samoistnie odnalazły dobrze znaną mu drogę do
sypialni Seijuuro. Wszedł powoli do obszernego pomieszczenia, jakby obawiając
się, że kogoś jeszcze może tam zastać. Na szczęście tak się nie stało i
Furihata mógł usiąść na olbrzymim, białym łóżku po lewej stronie od wejścia i
uspokoić sumienie. Zapalił lampę nocną, która stała na czarnym, prostym stoliku
tuż przy posłaniu, po czym podciągnął kolana pod brodę, cierpliwie czekając na Akashiego.
W międzyczasie rozejrzał się po sypialni, chcąc odświeżyć jej wspomnienie.
Pomieszczenie było urządzone w sposób prosty i nowoczesny, jednak ponad
wszystko z klasą. Naprzeciw drzwi znajdowało się ogromne okno oraz wyjście na
taras, przez które rozciągał się widok na miasto. Po prawej stronie stał
ogromny regał z książkami, obok czarne biurko i krzesło. Na pomalowanych na
szaro ścianach wisiało kilka czarno-białych fotografii oprawionych w czarne
ramy. Przytulności nadawał temu prostemu wnętrzu tylko prostokątny, biały,
puchaty dywan przykrywający lśniące czystością panele podłogowe. Koukiemu po
krótkim namyśle przyszło do głowy, że jeśli rzeczywiście ma teraz zamieszkać w
apartamencie razem z ukochanym, trzeba będzie w jakiś sposób ocieplić
przestrzeń, w której ma na co dzień egzystować, bowiem dominacja barw czarnej,
białej i szarej była dobra, ale nie sprawdzała się na dłuższą metę.
Poruszony swoimi rozważaniami, zadrżał lekko z zimna i opatulił się
kołdrą, a słysząc odgłos kroków na korytarzu, uśmiechnął się delikatnie,
wbijając wzrok w drzwi sypialni.
Gdy tylko Seijuro przekroczył próg pokoju, niemal natychmiast dostrzegł
bruneta i skierował się w jego stronę. Usiadł na boku łóżka obok niego i
pochylił lekko, opierając ciężar ciała na swojej prawej ręce, którą oparł o
materac. Patrzył uważnie w orzechowe oczy i skubnął powoli wargi niższego,
uśmiechając się, gdy po odsunięciu dostrzegł wyczekiwany rumieniec, który wykwitł
na twarzy Koukiego.
— Przepraszam za dzisiejszą sytuację — powiedział nagle.
— A-Ale nie masz za co, Akashi-kun! — odpowiedział szybko Furihata.
Zaraz potem nerwowym ruchem dłoni przeczesał swoje włosy, starając się nie
patrzeć w niezwykłe tęczówki Seijuuro. — To ja wszystko źle zrozumiałem i
narobiłem zamieszania... Ale nie chciałem! — dodał pospiesznie. — Po prostu...
Nie byłem niczego pewien, przychodząc tu. A kiedy zobaczyłem ciebie i Kise-kuna
to... Sam rozumiesz — westchnął, zażenowany.
— Byłeś zazdrosny? — Mężczyzna bardziej stwierdził, niż spytał. Znów
przysunął się do Furihaty, zatrzymując swoją twarz na odległość nie dalszą, niż
parę milimetrów. Z pewnym siebie wyrazem twarzy zapytał zwycięsko: — Dobrze
rozumiem?
Kouki w ułamku sekundy spąsowiał na twarzy jeszcze bardziej. Poczuł
również, jak zaczynają piec go uszy. Przygryzł mocno dolną wargę ust, patrząc
na Akashiego z lekkim wyrzutem.
— To nie była do końca zazdrość...! —próbował się bronić. — Tylko... Bardziej
złość — burknął.
— Więc jesteś na mnie zły, Kouki? — spytał rozbawiony i pochylił się z
wolna ku szyi Furihaty. Chwycił w zęby delikatną, jasną skórę, mocno, jednak
nie na tyle, aby zadać nieprzyjemny ból.
— Przeszło ci? — rzucił triumfalnie, przenosząc się na usta chłopaka.
Złączył je ze swoimi, obdarowując niższego długim, zaborczym
pocałunkiem.
Kouki westchnął prosto w usta Akashiego, poddając się temu, co tamten z
nim robił. Nie widział się z Seijuuro przeszło tydzień, dlatego tym bardziej z
tęsknotą wyczekiwał jego choćby najdelikatniejszego dotyku.
Postanowił jednak doprowadzić sprawę do końca. Niespodziewanie naparł
na kochanka całym swoim ciałem, sprawiając, iż tamten swobodnie upadł plecami
na łóżko. Wtedy Furihata wygramolił się spod kołdry i korzystając z okazji,
pochylił się nad Akashim, który, mimo iż na fizycznie niższej pozycji niż
brunet, ze spokojnym i pewnym wyrazem twarzy zdawał się kontrolować całą
sytuację.
— Przejdzie mi, jeśli w końcu szczerze mi odpowiesz: czemu akurat ja,
Akashi-kun? Przecież równie dobrze to... To mógłby być ktokolwiek inny —
powiedział zdławionym głosem Kouki, mając nadzieję, iż nareszcie pozna
odpowiedź na pytanie, który Seijuuro dotychczas zawsze zbywał lub ignorował.
— Tu się właśnie mylisz, Kouki.
To niemożliwe, żebym wybrał kogoś innego. Wiem to, odkąd odbyła się
nasza pierwsza rozmowa, a ja się nigdy nie mylę — skwitował, gwałtownie
obracając mężczyznę na plecy. Zawisł nad nim, trzymając pewnie jego dłonie w
swoich, przyszpilając je tym samym do aksamitnej pościeli. Rozpiął trzy
pierwsze guziki koszuli Furihaty, odsłaniając tym górną część jego torsu. — Jesteś
dla mnie stworzony, Kouki. — powiedział czule, całując jego pierś w miejscu, w
którym znajdowało się mocno bijące serce.
Reakcja Furihaty zaskoczyła Akashiego. Chłopak pociągnął nosem i
wstrzymał na parę sekund oddech, po czym wstrząsnął nim szloch. Wyswobodził
przy tym dłonie z uścisku Seijuuro, po czym przyciągnął go do siebie i mocno
wtulił w jego zagłębienie szyi, mocząc przy tym łzami kołnierz koszuli
mężczyzny.
— J-Jeśli tak, to... Po prostu będę. Dla ciebie — jęknął, nieco
nieskładnie, w odpowiedzi.
—Niczego więcej nie oczekuję — mruknął Akashi.
Wsunął wolną rękę pod koszulę partnera. Wodził nią chwilę po jego
plecach, po czym docisnął go do siebie mocniej, wsuwając subtelnie nos w
miękkie, orzechowe kosmyki. Zaciągnął się ich kuszącym zapachem, z trudem
powstrzymując od rzucenia się na ich właściciela. Nie przyznałby się do tego
przed nikim, ale woń jego kochanka wprawiała go w stan, który adekwatnie można
by przypisać do terminu „rui”. Akashi miał ochotę zamknąć Furihatę w uścisku
tak mocno, dopóki ten nie przesiąknie jego własnym zapachem. Chciał
natychmiastowo uczynić go swoim. Chciał sprawić, żeby w umyśle mężczyzny, który
tak na niego działał, był tylko on. Pod wpływem impulsu, za każdym razem rozchodzącego
się podczas tego drobnego pobudzenia zmysłu węchu, ryży wgryzł się w kark
Koukiego, z satysfakcją wsłuchując w stłumiony jęk. Nie miał ochoty na tym
poprzestać, jednak dobrze pamiętał o fakcie, iż w łazience znajduje się
zraniony Ryota, a mimowolnie słyszane odgłosy seksu byłyby ostatnią rzeczą,
jakiej jego przyjaciel potrzebował. Użył więc całej siły wolnej woli, aby
odsunąć się od kochanka.
Spojrzał na jego czerwoną twarz i zaproponował uprzejmie:
— Zjedzmy coś.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, oj biedny Kise, czemu Aoime tak się zachowuje, bardzo go tym rani, a Koru uroczo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały początek, biedny jest Kise, zastanawiam się czemu Aoime tak się zachowuje, bardzo go tym rani, a Koru po prostu uroczo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga