Druga Gwiazdka | rozdział 5

Aomine przekroczył próg kawiarni punktualnie o 18.30, tak, jak umówił się z Kise. Sam się sobie dziwił, zwykle nie był aż tak przykładny, jednak tym razem podświadomie naprawdę się starał, żeby zdążyć na czas. Już z daleko dostrzegł odbijające blask kameralnych świateł blond włosy. Natychmiast skierował się w stronę właściciela, który siedział tyłem do wejścia. Ruszył więc w jego stronę, poprawiając jeszcze odrobinę nerwowym gestem fryzurę.
─ No hej ─ rzucił luźno, posyłając zaskoczonemu Kise szeroki uśmiech.
─ Hej! ─ odparł tamten, kiedy lekki szok zmienił się w odrobinę zbyt mocno okazaną radość. ─ Myślałem, że będę dłużej czekać, więc zamówiłem już dla nas po kawie ─ przyznał odrobinę zarumieniony. ─ Nadal pijesz czarną?
Daiki ściągnął z siebie swoją skurzaną kurtkę i rzucił ja na oparcie fotela, w którym chwilę potem usiadł.
─ Jasne, smak mi się nie zmienił. W przeciwieństwie do punktualności ─ mrugnął do niego. ─ Jak tam w pracy?
─ Nudno ─ westchnął Ryota, zakładając niesforny kosmyk za ucho. ─ I trochę mi się dostało, bo się spóźniłem… ─ dodał ze śmiechem. ─ A jak tam przejmujące raporty? ─ spytał z delikatnym uśmiechem. Nie potrafił go powstrzymać, odkąd tylko zobaczył mulata. Ta, dla niektórych błaha, wymiana zdań, wiele dla niego znaczyła i blondyn nie potrafił przygasić swojego entuzjazmu. Daiki nie był z resztą w stanie nie odwzajemnić tego wyszczerzu. On również się cieszył. W ciągu kilku dni jedynie się upewnił – mógł być zły na Ryotę, że ten go zostawił, mógł przeklinać za to chłopaka, ich los, siebie, mógł udawać, że ponowne spotkanie z Kise nic już dla niego znaczy, jednak nie ważne, jak bardzo by się starał, nie był w stanie grać sam przed sobą, że jego uczucia nie zmieniły się, odkąd widział Kise po raz ostatni, tuż przed końcem liceum. Przez te wszystkie lata naprawdę za nim tęsknił, choć nie przyznawał tego sam przed sobą, pragnąc zapomnieć i zacząć życie od nowa.
Jemu samemu się to udało, jednak serce pozostało obojętne na tych wszystkich, którymi próbował zastąpić Kise choć w jakimś stopniu.
Rozmowę przerwała im na moment drobna, czarnowłosa kelnerka, która ułożyła przed nimi kawy i spytała, czy może zaproponować ciasto. Aomine przystał na jej uprzejmą sugestię, za nic mając protesty Ryoty, który zaciekle twierdził, że nie jest głodny.
─ Jesteś jeszcze chudszy niż w liceum, a nie sądziłem, że to możliwe ─ westchnął Daiki. ─ Wcale się nie dziwię, że Kuroko tak się o ciebie martwi.
─ Robi to niepotrzebnie ─ odparł zawzięcie Kise. Był wdzięczny przyjacielowi za troskę, ale zawsze, gdy rozmawiali z Tetsuyą na temat jego wagi, w blondynie zapalała się mała czerwona lampka, która kazała mu odpowiadać na wszystko swoją upartością. Był to trochę temat tabu. ─ Po prostu więcej się ruszam ─ wzruszył ramionami, zaciągając się swoim słodkim cappuccino z karmelem.
Daiki popatrzył na adwersarza sceptycznie, jednak nie odezwał się. „Nie znał” się z Ryotą jeszcze na tyle, aby zarzucić mu kłamstwo, jednak postanowił, że z biegiem czasu jeszcze się do tego ustosunkuje. No i, oczywiście, dopilnuje Kise, by jadł normalnie, jeśli okaże się, że ściemniał.
─ No dobra, a jak na uczelni? Dajesz sobie radę ze wszystkim? ─ zaczął luźniejszy temat.
─ Tak, większość przedmiotów mam już pozaliczane ─ uśmiechnął się nieśmiało. ─ Została mi tylko jedna sesja i praca do napisania, ale na nią mam jeszcze miesiąc ─ westchnął, nadymając policzki. ─ Szalone święta ─ podsumował, chichocząc.
W tym czasie kelnerka wróciła z zamówieniem, stawiając przed Ryotą słodkość i znikając z uśmiechem. Kise westchnął, czując na sobie uważny wzrok mulata, więc zatopił widelczyk w biszkopcie.
─ Nie jestem głodny. Jem dlatego, że lubię słodkie, dobrze to wiesz ─ dodał, aby zachować twarz.
Aomine niemal nie zakrztusił się kawą, kiedy do jego głowy nieoczekiwanie napłynęła myśl, że owszem, nie tylko o tym wiedział, ale kiedyś często lubił to wykorzystywać – słodki posmak ust blondyna był jedynym, który mu odpowiadał, mimo iż unikał cukru.
─ Jasne - sarknął, gdy przełknął. ─ Następna randka będzie w restauracji ─ palnął, nim zdążył ugryźć się w język.
Ryota spojrzał na Daikiego zaskoczony, pewien że się przesłyszał. Widelczyk, który zawisł w powietrzu z kawałkiem ciasta, zniżył się niebezpiecznie w dół, a porcja kremu i biszkopta spadła z cichym plaskiem na talerz, podobnie jak szczęka właściciela. Dopiero po chwili Kise ocknął się i odłożył sztuciec, odchylając się do tyłu.
─ To żart? ─ spytał cały czerwony, poprawiając nerwowo okulary, jakby chcąc się za nimi schować. Nie chciał robić sobie złudnej nadziei. W końcu jako przyjaciele często rzucali w swoją stronę podobne teksty. Możliwe, że mulat wziął sobie jego prośbę do serca i to był tego skutek.
─ Nie, mówię serio ─ odparł Daiki, siląc się na spokój.
W myślach przeklinał się za swój nawyk mówienia bez wcześniejszego pomyślunku. Nie chciał peszyć Kise, ani tym bardziej grać na jego uczuciach, zwłaszcza, że miał okazję na własne oczy przekonać się o tym, jak blondyn tak naprawdę przeżył ich rozstanie. Ale przy tym facecie wszystko wydawało mu się nieważne. To wciąż był ten sam, jego Ryota, któremu oświadczenie, że idą na randkę tak po prostu, nie sprawiało nigdy żadnego problemu.
Chciał wierzyć, że to się nie zmieniło.
─ Możemy gdzieś wyskoczyć w weekend ─ wzruszył ramionami z błąkającym się na ustach uśmiechem. ─ Ale czy chcesz, czy nie, to będzie randka, więc po prostu odmów, jeśli nie masz ochoty.
Ryota zarumienił się lekko, przeczesując nerwowym gestem włosy.
─ W weekend mam wolne do szesnastej ─ odparł sugestywnie, spoglądając na mulata niepewnie i z nadzieją.
─ Super, i tak miałem wziąć wolne ─ odparł Aomine spokojnie, zupełnie tak, jakby wszystko to wcześniej sobie zaplanował. W rzeczywistości jednak gratulował sobie w myślach za tak świetne opanowanie, gdyż już od dawna nic go tak nie cieszyło, jak perspektywa tej randki.
─ Może... ─ zaczął Ryota, próbując nie brzmieć, jakby czegoś oczekiwał. ─ Gdzie chciałbyś pójść?
─ Już ci mówiłem, idziemy coś zjeść ─ odparł, lekko rozbawiony. ─ A dalej, nie wiem. Masz jakieś życzenia?
Ryota odchrząknął cicho i przygryzł wargę, ściszając głos.
─ Nadal nie umiem jeździć na łyżwach... ─ zasugerował nieśmiało, mając nadzieje, że Daiki pamięta swoją obietnicę. Jeszcze kiedy byli razem, mulat powiedział, że zabierze go na lodowisko, mimo iż blondyn nigdy nie miał łyżew na nogach. Kise zawsze chciał, aby to zrobił.
─ Czyli naleśniki i łyżwy. Stoi.
Aomine uśmiechnął się, rozczulony. Od razu zrozumiał, do czego chłopak pije, choć był prawie pewien, że sam z siebie raczej by sobie o tym nie przypomniał. Ale kiedy Kise wspomniał o łyżwach, od razu stanął mu przed oczami tamten dzień, kiedy w drodze do kina przechodzili obok parku Yoyogi, w którym to zamarznięta tafla niewielkiego jeziora skutecznie zachęcała ludzi do jazdy. Daiki obiecał wtedy, że zabierze tam Ryotę w następną zimę, ponieważ sezon już się kończył, a lód, choć obecny, nie sprawiał wrażenie zbyt solidnego. Nigdy jednak nie dane mu było dotrzymać słowa, ponieważ z Kise rozstali się już na wiosnę.
Słysząc to, Ryota uśmiechnął się szeroko. Nie chciał jednak, aby Daiki zwrócił na to uwagę, więc podsunął talerzyk w jego stronę.
─ Powinieneś spróbować. Ja już nie mogę ─ powiedział zachęcająco.
─ Nie lubię słodyczy ─ mruknął mulat, jednak chwycił widelczyk w dłoń i oblizał jego końcówkę, udając, że się krzywi. ─ Za słodkie, cholerstwo.
─ Marudzisz… Po dwóch kęsach robi się bardzo dobre.
Daiki uniósł sceptycznie jedną brew w górę, po czym sięgnął po kawę, by zniwelować smak ciasta.
─ Byłeś jedynym słodkim, które tolerowałem.
Kise zarumienił się zawstydzony i spojrzał w bok, wymuszając na usta pewny siebie uśmiech.
─ Ale z ciebie bajerant ─ prychnął rozbawiony.
─ Jakoś trzeba sobie radzić ─ odparł Daiki i mrugnął do chłopaka zaczepnie.
─ W ogóle się nie zmieniłeś ─ parsknął blondyn z nutką nostalgii w głosie, po czym posłał mu czuły uśmiech, myśląc nad czymś intensywnie.
─ Ty też prawie nie ─ odparł Daiki. ─ Schudłeś tylko. I nosisz Oksy, ale w nich wyglądasz uroczo. Dużą masz tę wadę wzroku?
─ W-wystarczającą, żeby nie widzieć nic po drugiej stronie ulicy ─ bąknął czerwony, starając się uspokoić swój puls. Zdążył już się odzwyczaić i zapomnieć, jakim Daiki był flirciarzem, przed czym zdecydowanie nie miał jak się obronić.
─ Wow, serio? Nieźle ci się pogorszyło ─ mruknął mężczyzna, mając w pamięci fakt, iż Kise miał małą wadę wzroku już w liceum, jednak wtedy była ona na tyle znikoma, że nie wymagała korekty.
─ W końcu stanęło w miejscu. Bałem się, że oślepnę ─ zaśmiał się, drapiąc po nosie. ─ A ty oczywiście nadal wyglądasz jak chodzące zdrowie ─ dodał z uśmiechem.
─ Chciałeś powiedzieć, chodzący seks ─ poprawił blondyna nieskromnie, przeczesując dłonią włosy.
─ I nadal nie zmniejszyło ci się ego ─ powiedział sceptycznie, zamiast przyznać mu rację.
Przygryzł wargę i zmierzył mulata spojrzeniem. Wyglądał przy nim jak chuchro i prezentował się raczej marnie. W dodatku po liceum spadła mu masa większości mięśni, czego nie mógł powiedzieć o Daikim.
─ Pracujesz w policji. Ciężko, żebyś wyglądał tak, jak ja ─ powiedział w końcu. ─ Pewnie jedziesz na jakichś sterydach ─ dogryzł mu z wrednym uśmieszkiem
─ Że co niby? Myślisz, że te mięśnie są oszukane? ─ prychnął Daiki. ─ To lata morderczego treningu. Nawet Kagami takich nie ma!
─ Rozumiem, że to osobiście sprawdziłeś, Aominecchi. ─ Kise spojrzał na niego znacząco, powstrzymując chichot. ─ Jak blisko ze sobą jesteście? Może mi coś o nim opowiesz, hm?
─ O nie, przepraszam, ale nie mógłbym zrobić tego Kuroko ─ odparł, odwzajemniając się złośliwością.
─ Hej, od Kurokocchiego trzy metry z daleka ─ zagroził palcem i zmarszczył nos. ─ Wy obaj ─ dodał, mrużąc oczy.
─ Wybacz, ale Tetsu bynajmniej nie sprawia wrażenia osoby, która potrzebuje zachować dystans... Szczególnie w przypadku Kagamiego ─ parsknął.
─ Co to niby ma znaczyć, hm? ─ oburzył się blondyn, mocniej ściągając brwi. ─ To, że ktoś jest przyjazny, nie znaczy od razu, że na coś liczy, wiesz? ─ fuknął, stając w obronie przyjaciela. ─ Nie każdy ma tyle testosteronu, co ty ─ dodał, zakładając ręce na piersi.
─ Gej-radar, złotko. ─ Daiki wzruszył ramionami. ─ Mów, co chcesz, ale Tetsu leci na Kagamiego. Ej, a może by ich tak spiknąć?
─ Kim ty jesteś i co zrobiłeś z Aominecchim? ─ spytał z trwogą Kise. ─ Poza tym, twój partner nie wygląda mi na kogoś, kogo interesują mężczyźni ─ dodał poważnie. ─ Nie chcę, żeby Kurokocchi dostał fałszywej nadziei.
─ A ja ci wyglądałem na kogoś, kto lubi męskie tyłki? ─ spytał mulat, splatając ręce na piersi. ─ Ok, fakt, tylko te zgrabne męskie tyłki, ale to i tak nie zmienia faktu, że to ja poderwałem ciebie, nie na odwrót ─ przypomniał z uśmiechem.
Co prawda, wtedy jeszcze nie widział w Ryocie obiektu westchnień, a jedynie pożądania, jednak sam zdziwił się, jak szybko się to zmieniło. Nim się obejrzał, Kise nieświadomie owinął go sobie wokół palca, doprowadzając do tego, że przed ich zerwaniem mieli już kilka poważnych planów odnośnie swojej przyszłości.
─ Chodzi mi o to, że wygląd jest bardzo mylący ─ dodał po chwili, ówcześnie upijając resztkę kawy. ─ A Kagami miał wcześniej paru facetów, chociaż się z tym krył. Nie wiem dokładnie, ale chyba nikogo na stałe. Mógłby spróbować z Tetsu, on wygląda na raczej ułożonego gościa, nie?
─ Jakoś mnie tym nie uspokoiłeś ─ odparł blondyn. ─ Nie wiem, Aominecchi. Może chciał się tylko zabawić, albo spróbować czegoś nowego... Wolę się w to nie mieszać ─ przyznał ciężko. ─ Kurokocchi to nie typ, który lubi jednorazowe przygody.
─ Dobra, nie będę się wtrącać ─ westchnął, unosząc dłonie w geście poddania. ─ Ale pogadam z Kagamim ─ dodał po chwili, ruszając dwuznacznie brwiami.
─ Możesz mu powiedzieć, że mam na niego oko ─ zagroził blondyn, nadymając policzki.
─ Powiem to co najwyżej Tetsu.
─ Aominecchi! ─ fuknął Ryota, kopiąc go pod stołem. ─ Mówię poważnie ─ dodał naburmuszony.
─ To dobrze, w przeciwnym razie nie byłbyś wiarygodny.
Zaraz potem obdarzył Kise długim spojrzeniem. Był pewien, iż chłopak nie miał problemu z dostrzeżeniem w jego oczach beztroskiego zadowolenia, takiego samego jak w liceum. W tamtej chwili Daikiemu naprawdę ciężko było poczuć upływ czasu – ten jakby zupełnie się zatrzymał, doskonale konserwując nie tylko, z czego Aomine już zdążył zdać sobie sprawę, uczucia między nimi, ale i tę więź, która zawsze pozwalała im na dobrą komunikację oraz otwartość względem siebie.
Po chwili ciszy tracił nogę Kise swoją, jakby w odwecie, przy czym wyszczerzył się i westchnął:
─ Cholera, naprawdę się stęskniłem.
Kise spuścił wzrok, przygryzając dolną wargę, nie wiedząc, jak zareagować. Postanowił jednak zignorować swoją racjonalną stronę i posłuchać serca.
─ Ja też ─ powiedział ciężko po długiej, pełnej ciszy, chwili.
Dopiero, kiedy uspokoił nerwy i pokonał wszystkie „przeciw”, krzyczące w jego głowie, wyciągnął niepewnie rękę i położył ją delikatnie na tej należącej do Daikiego. Miał nadzieję, że ten nie wyczuje jej lekkiego drżenia.
─ Bardzo ─ dodał cicho, w końcu na niego spoglądając.
Aomine za to na chwilę odwrócił wzrok, zwracając go na ich splecione ze sobą palce. Niespodziewanie, jakby dopiero dotarło do niego, co się stało, przesunął kciukiem po wierzchu bladej, zgrabnej dłoni. Był w stanie dokładnie wyczuć kostki. Wystawały trochę bardziej, niż pamiętał, ale poza tym jakby nic się nie zmieniło.
Mulat przeklął się za swoją sentymentalność.
─ Mogę o coś… A nie czekaj, i tak to zrobię ─ zaśmiał się. ─ Czemu nie próbowałeś odnowić ze mną kontaktu, kiedy już skończyłeś szkołę?
─ Byłem pewien, że nie chcesz mnie znać ─ przyznał ze skruchą, przełykając ciężko ślinę. ─ Nawet nie miałbym ci tego za złe... ─ dodał, jeszcze raz przypominając sobie, jak burzliwą wymianę zdań przeprowadzili między sobą podczas rozstania.
─ Nie chciałem ─ przyznał szczerze mulat. ─ Ale wiesz, czasem miałem ochotę, żebyś jeszcze raz się spotkali i pogadali. Kilka razy nawet myślałem o tym, czy by nie użyć policyjnej bazy danych, tak, wiem, to mogłoby podchodzić pod stalking ─ wtrącił ze śmiechem ─ ale jakoś za każdym razem coś mnie powstrzymywało.
─ Nie szkodzi ─ odparł Kise, mocniej ściskając dłoń mężczyzny. ─ Gdybym nie byłoby takim samolubnym tchórzem i wcześniej się odezwał, może nie byłoby żadnej z tych rzeczy ─ pomyślał na głos i spojrzał Aomine głęboko w oczy. -─Nie zmienię przeszłości, ale... Gdybyś mógł dać mi szansę teraz...
─ Ryota, złotko…
Kise nawet nie zarejestrował, kiedy Aomine podniósł się ze swojego miejsca. Nie zorientował się też, jak to się stało, iż mulat znalazł się nad nim zupełnie nagle, bez jakiegokolwiek uprzedzenia.
Po prostu pochylił się i pocałował Ryotę w usta. Krótko, ledwo muskając jego wargi swoimi, ale jednocześnie z uczuciem, stanowczo, mając za nic publiczny charakter miejsca, w którym się znajdowali. Z jego gestów biło zdecydowanie, które pozwoliło blondynowi przypuszczać, iż mężczyzna miał zamiar zrobić to prędzej czy później. Tak, jakby już wszystko przemyślał. Jakby między nimi nigdy nie doszło do zerwania. Jakby była to jedna z tych randek, po której mieli udać się do domu jednego z nich i spędzić tam ze sobą czas aż do ranka następnego dnia.
To wszystko było tak naturalnie, iż Kise przeraził się, że aż nierealne.
W końcu Daiki odsunął się od niego i odpadł na swój fotel, jednak w żadnym stopniu nie wpłynęło to na stan blondyna, który czuł się jak w transie.
─ Masz tę szansę, od kiedy powiedziałeś mi, jak było naprawdę ─ wyznał mulat z lekkim uśmiechem.
Blondyn przyłożył obie ręce do serca i ścisnął je mocno na materiale swojej bordowej, bawełnianej koszuli. Daiki już miał sobie pogratulować i rzucić jakimś ciętym tekścikiem w ramach tryumfu dotyczącego swojej techniki uwodzenia, kiedy Kise nagle wydał z siebie głośny, bliżej nieokreślony dźwięk, przypominający bardziej alarm samochodu, niż coś, co mogło zostać stworzone przez ludzkie struny głosowe.
─ Aominecchiii...! ─ zakwilił cicho, przecierając wściekle oczy, które nie chciały zaprzestać produkcji łez. ─ Jak możesz... ─ dodał, starając się nie zapowietrzyć w kolejnych spazmach szlochu. ─ W takim... Mie-miej... scu… ─ wyjaśnił nieporadnie, walcząc ze swoją reakcją, która jak na złość nie chciała ustąpić, kiedy blondyn zaczął odczuwać wstyd poprzez pary oczu ciekawsko spoglądające w ich stronę.
─ Hej, Kise nie pła...
Daiki rozejrzał się wokół i przełknął ciężko ślinę. Ludzie patrzyli się na niego, jakby znęcał się nad biednym, niedożywionym dużym dzieckiem. Niektórzy z trwogą, inni z niedowierzaniem czy osądzająco. –
─ Przepra-szam ─ szepnął cicho Ryota, łapiąc spazmatycznie oddech.
─ Rany... A miało być romantycznie ─ mruknął Aomine, odrobinę przytłoczony. Nie spodziewał się AŻ TAKIEJ reakcji. ─ Czyli mówisz, że pocałunek na pierwszej randce to jeszcze za wcześnie...?
─ Jesteś okropny ─ wyburczał niewyraźnie, próbując się jakoś ogarnąć. ─ Muszę... Zaraz wracam ─ westchnął, niemal pędem kierując się do ubikacji.
Gdy już w końcu się uspokoił, przemył twarz wodą i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
─ Boże, za co… ─ skomentował swoje zachowanie, chowając twarz w dłoniach. Miał ochotę uderzyć się o umywalkę głowa, zemdleć i nie musieć wracać do stolika, będąc odprowadzonym wzrokiem przez tłum gapiów, jednak powstrzymał się ze względu na higienę. Nie znosił publicznych toalet.
Przeczesał dłonią włosy i poprawił nerwowo okulary, kuląc się lekko nieświadomie, kiedy myślał tylko, jakby tu ograniczyć swoją prezencję do minimum.
Do czasu, aż Kise nie wyszedł z łazienki, Aomine uregulował rachunek za ich kawy oraz niedojedzone ciasto. Mulat doskonale zdawał sobie sprawę, że po przyciągnięciu na siebie uwagi wszystkich gości kawiarni, żaden z nich nie będzie się już czuć w pomieszczeniu swobodnie, dlatego postanowił oszczędzić im co i raz rzucanych w ich kierunku ciekawskich spojrzeń.
Czekał na Ryotę tuż przy wejściu do łazienki, oparty plecami o ścianę obok drzwi, więc kiedy blondyn opuścił toaletę, omal na niego nie wpadł, widocznie jeszcze nie do końca zreflektowany. Zorientowawszy się, że o mały włos uniknął kolejnej wtopy, Kise zarumienił się delikatnie i mimowolnie odwrócił wzrok. Aomine, widząc jego zachowanie, zaśmiał się, szczerze rozbawiony, po czym podał blondynowi jego płaszcz i poczochrał mu włosy.
─ Chodźmy się przejść, co?
─ O-okej ─ odparł niższy, wciąż zawstydzony. Podążył za Daikim, lekko się chowając, i jedynie skłonił się nisko na do widzenia, z ulgą przyjmując zimne powietrze na jego gorących policzkach.
─ Dokąd? ─ spytał już pewniej, gdy nieco ochłonął.
─ Zobaczysz ─ odparł tylko mulat, uśmiechając się enigmatycznie. Mrugnął do chłopaka i ruszył powoli w dół ulicy.
─ Tylko nie na komisariat, proszę ─ zażartował Kise i przeczesał włosy dłonią. ─ Byłem grzeczny, Mikołaj potwierdzi.
─ Uważaj, bo to się może zmienić ─ mruknął Daiki, uśmiechając się dwuznacznie.
─ Raczej wątpię ─ odparł Kise, parskając śmiechem. ─ Nie mam czasu na głupoty ─ dodał, siląc się na poważny ton.
Aomine zatrzymał się gwałtownie, tak, że tym razem Kise już nie zdążył wyhamować i wpadł prosto w objęcia sprawcy całego wydarzenia, który uśmiechał się bezczelnie.
─ Mówisz? Kiedy żeś tak wydoroślał?
─ Mieszkam sam, studiuję, mam pracę... ─ wymieniał, siląc się na spokój. ─ Siłą rzeczy samo tak jakoś wyszło ─ dodał zarumieniony, nie bardzo wiedząc, czy może odwzajemnić uścisk.
Daiki zmarszczył lekko brwi, kiwając głową niczym prawdziwy znawca takich przypadków.
─ Trzeba to będzie naprawić. I chyba nawet wiem, od czego zaczniemy ─ zawyrokował, po czym puścił blondyna, kontynuując spacer jak gdyby nigdy nic.
Ryota spojrzał na szerokie plecy mężczyzny, który powoli się od niego oddalał i przygryzł wargę, myśląc intensywnie. W końcu poderwał się i podbiegł do niego, w ostatnim momencie powstrzymując od chwycenia go za rękę. Odchrząknął, czując dziwny ścisk w sercu i wcisnął dłonie w poły swojego beżowego płaszcza.
─ Zamieniam się w słuch ─ powiedział z uśmiechem, spoglądając na niego z boku.
─ Sugerowałbym wzrok ─ odparł mulat, skręcając w pierwszą przecznicę po ich lewej stronie. Na jej końcu już z oddali można było dostrzec charakterystyczne błyski świątecznych led’owych lampek oraz ogromny podświetlany napis, skrzący się w wieczornych ciemnościach: jarmark świąteczny.
─ Jarmark? ─  spytał zaskoczony Ryota i okręcił się wokół własnej osi, obserwując otoczenie. ─ Przecież nie znosisz świątecznych obsesji ─ zachichotał, patrząc zadowolony przed siebie.
─ Poświęcam się dla ciebie ─ odparł Aomine, powstrzymując się od uśmiechu.
Kise miał całkowita rację, komercjalizacja świąt strasznie go męczyła, zwłaszcza, że ten oraz podobne jarmarki powstały w Shibuyi już na początku listopada, jednak tym razem miał dość dobry powód, by wstąpić tam na chwilę.
─ Nikt ci nie kazał ─ burknął czerwony Kise i przystanął gwałtownie, tym samym zmuszając do tego Aomine, łapiąc go za kurtkę. ─ Dziękuję ─ dodał cicho, posyłając mu szczery, nieśmiały uśmiech.
─ Podziękujesz, jak z tobą skończę ─ Daiki zaśmiał się złośliwie, jednak odwzajemnił uśmiech. Nie wahał się – chwycił dłoń Ryoty w swoją, ścisnął pewnie, po czym pociągnął blondyna za sobą, w stronę jarmarku.

Wydawało się, że z każdą kolejną godziną robiło się coraz zimniej. Mróz wzmógł się, mrożąc nosy i policzki śmiałków, którzy odważyli się przebywać w takim chłodzie na dworze. Takowych było niewielu; mimo iż dochodziła dopiero dwudziesta, na ulicach Tokio, zrobiło się niespotykanie luźno. Większość ludzi preferowała podróż przyjemnie nagrzaną taksówką, aniżeli pieszo. W wiecznie tętniącej życiem Shibuyi czas jakby zwolnił. Samochody niemal leniwie sunęły po ciemnych, mokrych ulicach, nadając otoczeniu nieco ospały rytm. Resztki rozpuszczonego za dnia śniegu zmieniły się w cieniutkie warstewki lodu porywające chodniki, na których co i raz zdarzało się komuś poślizgnąć.
Tak, jak w pewnym momencie Daikiemu.
─ Nosz kur... ─ wymamrotał, z trudem podnosząc się z ziemi. Przyjemne szumienie w uszach oraz zawroty głowy nie ułatwiały mu utrzymania równowagi, jednak udało mu się wstać i otrzepać bez zaliczenia kolejnej gleby zaskakująco szybko i sprawnie. ─ Powinni czymś posypać to cholerstwo! ─ narzekał w trakcie. ─ Gdybym wiedział, kto jest za to odpowiedzialny, to bym go chyba aresztował…
─ Mówiłem, żebyś odpuścił z tą trzecią butelką ─ zaśmiał się Ryota i pomógł mu strzepnąć resztki śniegu z kurtki. ─ Nic ci się nie stało? ─ spytał, kiedy jego, otępione alkoholem, komórki nerwowe zadziałały instynktownie, budząc w nim opiekuńczość.
─ Nie, co ty, jestem niezniszczalny ─ odparł Daiki, dumnie unosząc podbródek. ─ A poza tym, bez przesady, ostatni raz piłem... ─ zamyślił się na moment, marszcząc brwi, usiłując przypomnieć sobie, kiedy dokładnie to było. ─ Tydzień temu ─ oświadczył w końcu.
─ To nie zmienia faktu, że wylądowałeś na ziemi ─ zauważył kąśliwie Kise, uspokojony, że mulat miał się dobrze. ─ W twoim wieku trzeba już trochę uważać, wiesz? ─ zażartował, klepiąc go po ramionach.
─ Proszę cię... Jestem gliną, nie? I to aspirantem, to o czymś świadczy!
─ Oczywiście, żebyś tak! ─ przyznał od razu Ryota i pokiwał energicznie głową. ─ O tym, żeby dawać przykład, a nie latać pijany po ulicy...
─ Nie jestem pijany! ─ odparował od razu mulat. ─ Ale nawet, gdyby, i tak nikogo tu nie ma ─ mruknął, rozglądając się sugestywnie wokół.
─ Ja tu jestem! ─ Blondyn trzepnął go w ramię i udawał, że czegoś szuka, grzebiąc po kieszeniach. ─ Czekaj, zaraz zadzwonię zgłosić wykroczenie.
Mulat uśmiechnął się, rozbawiony, po czym niespodziewanie przyparł Ryotę do fasady budynku, obok którego przechodzili.
─ Hm? I co takiego powiesz? ─ wymruczał, zmuszając chłopaka do zachowania bezpośredniego kontaktu wzrokowego.
Kise zapowietrzył się na chwilę, nie będąc w stanie się odezwać, instynktownie mocniej wciskając się w ścianę za nim. Zacisnął usta, starając się uspokoić nagle przyspieszone tętno i zaczerwienił się soczyście.
─ O-oskrażę cię o napaść ─ powiedział, starając się brzmieć przekonująco.
─ Jedno twoje słowo, a przestanę ─ odparł Aomine, jeszcze bardziej przysuwając się do chłopaka, aż w końcu oparł swoje czoło o jego i przytknął powieki, czekając na reakcję blondyna.
─ Co będzie, jeśli w ogóle się nie odezwę? ─ rzucił cicho Ryota, czując jak serce wyrywa mu się z piersi, oddech nieco przyśpiesza, a wargi mrowią go, puchnąc lekko od zbyt częstego przygryzania, czy zwilżania ich językiem na mrozie.
─ Wtedy cię pocałuję ─ odpowiedział zwyczajnie, tak jakby mówił o pogodzie. Z granatowych tęczówek Daikiego nie można było odczytać zbyt wiele, jednak Ryota mógł z całą pewnością stwierdzić, że bije od nich blask zdecydowania, który świadczył o tym, iż mężczyzna nie żartuje.
Kise bardzo chciał spytać dlaczego. To była dla niego bardzo ważna kwestia, jednak widok Daikiego przed sobą w towarzystwie zimnego dreszczu, który przebiegł po jego plecach, skutecznie zamknęły mu usta. Którymi po chwili nakrył odpowiedniczki mulata. Przysunął się szybko w jego stronę, zamykając oczy i marszcząc lekko brwi, zmarzniętą dłonią kurczowo ściskając swój bordowy szalik.
Daikiemu przez krótką chwilę wydawało się, że śni. Chłodna, nieprzyjemna ciemność wokół nich jakby na moment stała się przystępniejsza, a mróz zastąpiło rosnące ciepło w piersi. Gorące, lekko spierzchnięte wargi, które same chętnie na niego natarły, dodatkowo go rozgrzewały. Nie był w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wypłynął na jego usta. Utrudniał on w znacznym stopniu pocałunek, szczególnie pogłębienie go, jednak nie zniknął z twarzy Aomine jeszcze parę chwil. Po alkoholu mulat zapomniał, że były między nimi te wszystkie lata, w których nienawidził Kise i przeklinał go o zniszczenie swojego życia. Nikt nie był w stanie zastąpić blondyna. Daiki podświadomie wybierał partnerów tak, że przypominali Ryotę choć w części. Często, zwłaszcza w tych najintymniejszych chwilach, wyobrażał sobie, że trzyma w ramionach swojego byłego chłopaka, co jednocześnie łamało mu serce i dawało nikłe pocieszenie. Jednak tym razem nie musiał tego robić.
Uchylił lekko powieki, upewniając się, że to nie sen. Ale to faktycznie był on, Kise, może trochę przez niego upity jarmarcznym wiem, ale w dalszym ciągu jego, w każdym calu. Daiki pogłębił pocałunek, napierając na blondyna, który plecami dotknął ściany. Wplótł dłoń w jego włosy, a drugą objął mocno w pasie, chcąc poczuć obecną chwilę w jak największym stopniu i zapamiętać ją. Nawet, jeśli przeznaczone im było znów się rozstać.
Blondyn westchnął mu cicho w usta i dotknął zmarzniętymi palcami twarzy mulata, ignorując zimny dreszcz spływający po jego plecach. Jego dłonie drżały, podobnie jak nierównomierny oddech, choć samemu Ryocie nie było ani trochę zimno. Jeśli nawet by było, nie śmiałby przerwać tej chwili. Zbyt długo jej pragnął. Zbyt często wyobrażał ją sobie jako coś nieosiągalnego. Czując silną rękę wokół swojej talii, ostry, męski, zapach i wąskie, tak dobrze mu znane usta, zmiękły mu nogi. Mimo tego wyciągnął się bardziej na palcach, za nic nie chcąc przerwać tego momentu. Choć powoli zaczynało brakować mu tchu, tylko mocniej przylgnął do Aomine, niemal desperacko oddając pieszczotę.
Ponieważ Kise tak chętnie oddawał pocałunek, Aomine miał duży problem z tym, aby go za kończyć, choć na chwilę, na zaczerpniecie głębszego oddechu. Splot swój język z odpowiednikiem chłopaka, aprobując jego postawę cichym mruknięciem. W końcu odsunął się na niemal niezauważalną odległość, wysunął język i przejechał nim po całej długości dolnej wargi Kise, uśmiechając się przy tym subtelnie.
─ To co? Dalej chcesz mnie zgłosić? ─ wymruczał nisko, ledwo słyszalnie.
─ Nie tak bardzo jak wcześniej ─ sapnął Kise, czując, jak kolana odmawiają mu posłuszeństwa, a on sam ma trudność z ustaniem. Przytulił się do Daikiego, uwieszając na nim lekko i zadrżał rozemocjonowany. ─ Tęskniłem ─ powiedział mu do ucha, zawężając uścisk.
─ Ja też ─ mruknął Aomine, po czym dodał, jakby był święcie przekonany, że wcale nie zapewniał o tym Kise niecałe trzy godziny wcześniej: ─ Kurewsko.
─ Nie chcę znowu niczego zepsuć ─ westchnął drżąco, chowając swój zimny nos w jego szyi.
─ To nie psuj. Przecież... już wszystko okej, nie? ─ burknął mulat, wtulając twarz w kołnierz płaszcza blondyna.
─ Nadal nie mogę w to uwierzyć… Tyle razy to sobie wyobrażałem, że boję się, czy to nie kolejna wizja.
─ A co dokładnie sobie wyobrażałeś? ─ dopytywał Daiki, całując Ryotę w żuchwę.
─ Ciebie, nas. To… ─ zaczął niepewnie ─ że mi wybaczyłeś, że nic z tamtych rzeczy się nie wydarzyło, że znów mogłem cię dotknąć i poczuć ─ zadrżał, przygryzając wargę. ─ Czasem też... inne rzeczy ─ przyznał zażenowany, chowając twarz pod jego brodą.
─ Hmm? Jakie inne? Seks? ─ Daiki spytał wprost, wyszczerzając się w uśmiechu. Teraz, kiedy w końcu miał okazję, mógł wrócić do swojej starej rozrywki polegającej na zawstydzaniu blondyna, a przy okazji wypytać go o wszystko, co w jego mniemaniu kwalifikowało się jako „konieczne”.
─ C-czasem ─ przytaknął z trudem chłopak, nie patrząc na niego. ─ Przepraszam ─ burknął, nie wiedząc, jak się zachować.
─ A miałeś kogoś po mnie? ─ spytał zwyczajnie, starając się ukryć rosnącą satysfakcję.
─ R-raz próbowałem ─ przyznał niechętnie i wzdrygnął się na samo wspomnienie obcego mężczyzny. Wszystko w jego dotyku było po prostu nie tak. Ryota nie chciał tego wspominać. ─ To nie było to samo ─ burknął wymijająco.
Daiki zaśmiał się szczerze, nie potrafiąc się dłużej się powstrzymać.
─ Nawet mi to schlebia ─ powiedział, po czym zainicjował kolejny długi namiętny pocałunek.
─ Mpfm...
Ryota chciał z początku przerwać pieszczotę, w końcu reflektując się w jakim miejscu się znajdowali, jednak sprawny język mulata skutecznie odwiódł go od tego pomysłu.
─ Aominecchi... ─ jęknął, dostrzegając przed nimi małą dziewczynkę. ─ Aominecchi, musimy przestać.

Daiki posłuchał chłopaka, zdziwiony jego zdecydowaniem. Zmarszczył brwi, niezadowolony, i odsunął się od Kise. Miał zamiar spytać go, co się stało, jednak widok dziecka dostatecznie zatkał mu usta.
─ Okej… Spadamy stąd ─ mruknął tylko, pasując.
Ryota spojrzał w duże, szare, bystre oczy w zadumie. Czuł się bardzo nieswojo, mając na sobie wyzywające, jakby doskonale mu znane, spojrzenie. Mimo iż dziewczynka nie mogła mieć więcej niż trzy lata, blondyna przeszedł lekki dreszcz. Daiki pociągnął go za sobą, jednak Kise szarpnął lekko ręką, zatrzymując go.
─ Czekaj. Gdzie są jej rodzice? ─ spytał zmartwiony, rozglądając się wokół.
─ Ehm… No chyba powinni gdzieś tu być, nie?
Aomine również rozejrzał się uważnie, wypatrując chociażby wózka, z którego dziewczynka mogłaby przyjść, jednak nic takiego nie rzuciło mu się w oczy. Ulica była pusta i ciemna, nic nie zmieniło się, odkąd ostatnim razem omiótł ją wzrokiem.
Nic, prócz małego dziecka, które wpatrywało się w nich jakby wyczekująco.
─ Raaany, i co teraz? ─ westchnął mulat, drapiąc się nerwowo po karku. ─ Idziemy z nią na komisariat…?
─ Będziesz dziecko straszył? ─ spytał z niedowierzeniem Kise, podchodząc do ich małego problemu. Ukucnął i pochylił się lekko, pytając sympatycznie:
─ Cześć mała, zgubiłaś się?
Dziecko jedynie zaprzeczyło ruchem głowy i ponownie wbiło wzrok w blondyna.
─ A zaprowadzisz nas do swoich rodziców? ─ kontynuował Ryota, zerkając na Aomine z dziwną miną. Dziewczynka rozejrzała się spokojnie wokół, szukając wzrokiem ogromną choinkę na środku placu. Kiedy jednak zobaczyła, że nie było tam już nikogo, spojrzała ponownie na mężczyznę, panikując, co chwila patrząc to na niego, okazałe drzewko, czy Aomine, tracąc opanowanie. W przeciągu krótkiej chwili, której ani blondyn, ani mulat nie zdążyli zapobiec, do ich uszu doszedł cichy płacz, którego sprawca przytulił się ufnie do szyi Ryoty. Ten spojrzał z zakłopotaniem na Daikiego, który wzruszył bezradnie ramionami, i poklepał dziewczynkę po plecach.
─ Hej, nie płacz, zaraz ich poszukamy, dobrze? Jak mają na imię tatuś i mamusia? ─ spytał, starając się ją uspokoić.
─ S-Sho... ─ burknęła między spazmami płaczu a oddechu.
─ Sho? To twój tatuś? ─ upewnił się blondyn, podnosząc ją z ziemi, gdy kiwnęła małą główką. ─ No to szukamy pana Sho...
Aomine tylko westchnął przeciągle, dobrze wiedząc, że nie znajdą już żadnego lepszego rozwiązania problemu. Pozostało im jedynie polegać na dziewczynce, która mimowolnie wskazała im miejsce swojego ostatniego pobytu.
Chcąc nie chcąc, mężczyźni ruszyli w stronę głównego placu Shibuyi, na którym to stała ogromna choinka rozświetlona tysiącami lampek.
─ Mogę zawsze zadzwonić po wsparcie ─ powiedział mulat, pocierając dłonią twarz, aby trochę się otrzeźwić.
─ Może na razie może nie róbmy zamieszania? ─ spytał cicho, tak, aby nie stresować dziewczynki.
Powoli rozejrzał się wokół z westchnieniem. Wszędzie kręciło się dużo różnych, pędzących w pośpiechu ludzi.
─ Może go zawołamy? ─ spytał, chcąc odwieść dziewczynkę w jego ramionach od płaczu. Nim jednak zdołał wprowadzić swój plan w życie, mała głośno zakwiliła i wierzgnęła dziko tak, że Kise prawie ją upuścił.
─ Sho! ─ krzyknęła wesoło, wybuchając kolejnym napadem płaczu.
Ryota uśmiechnął się z ulgą, jednak kiedy zobaczył mężczyznę biorącego ją na ręce, coś w nim zawrzało. Kise nie musiał przyglądać mu się drugi raz, aby go rozpoznać.
─ Kei, ty mała cholero, nie strasz mnie tak więcej! ─ warknął, jednak wyczuć można było czystą troskę. ─ Dzięki wie... ─ zaczął spoglądając na nich i zamarł. ─ Kise?
─ Shogo, ty... Masz córkę? ─ blondyn bardziej stwierdził, niż spytał.
─ Taa, powiedzmy ─ odparł mężczyzna, masując się po skroni. ─ Czasem mam wrażenie, że jednak nie jesteśmy spokrewnieni. Dzięki za znalezienie jej, nie mamy za dużo czasu ─ mruknął, choć w jego tonie głosu można było wyczuć coś dziwnego: niepewność.
Aomine obrzucił Haizakiego nieufnym spojrzeniem. Shogo przyjaźnił się z Kise w liceum, jednak odsunął się od niego, kiedy blondyn powiedział mu o swoim związku z mulatem. Co prawda, nigdy nie pałał do białowłosego sympatią, może nawet bywał czasem odrobinę o niego zazdrosny, ale to, że odwrócił się od Ryoty z powodu jego orientacji, wcale nie sprawiło mu satysfakcji. Szczególnie, kiedy widział po swoim chłopaku, jak bardzo bolała go wyrachowana oziębłość, z jaką zaczął traktować go Haizaki.
─ A-ah, jasne. Pilnuj... jak ma na imię? ─ spytał sympatycznie Kise, czując, że należy przerwać niezręczną ciszę.
─ Kou ─ rzucił szybko, rozglądając się wokół nerwowo.
─ Ah, śliczne imię ─ uśmiechnął się do dziewczynki. ─ Jest... bardzo podobna do ciebie ─ dodał uprzejmie, czując, że należy coś powiedzieć.
Haizaki cmoknął i pokręcił głową.
─ W matkę się wdała, niestety. Suka chciała ją oddać, ale się nie zgodziłem i teraz wychowuję ją sam. Spierdoliła ze szpitala, aż się kurzyło. ─ Wzruszył ramionami. ─ W sumie przez przypadek się dowiedziałem, że była w ciąży ─ mruknął, targając małej włosy.
─ Nieźle ci idzie bycie samotnym ojcem ─ sarknął Daiki. ─ Często ją gubisz?
─ Spadaj, tylko na moment się odwróciłem! A… jak u was? 
─ U nas... Um... ─ Kise poczuł dziwne ukucie strachu. Spojrzał niepewnie na Aomine, nie wiedząc do końca, jak nazwać ich obecną relację. ─ Jest już... dobrze ─ bardziej spytał, niż powiedział, czując się okropnie niepewnie.
─ Pewnie, że jest ─ dodał Daiki, przyciągając do siebie Ryotę, po czym objął go stanowczo w pasie. ─ Prawie spedaliliśmy ci dzieciaka, wiesz? Uważaj, żebyś nie odsunął się i od niej, jak ci kiedyś dziewczynę do domu przyprowadzi.
─ Aomine...!
─ Nie, Kise, on ma racje ─ przyznał z trudem Shogo. Ledwo przeszło mu to przez gardło, jednak zawsze żałował, jak potraktował drugiego mężczyznę. ─ Serio... Ryota, prze–
─ Nie trzeba już, naprawdę! ─ Kise przerwał mu szybko, odrobinę zbyt nerwowo, jak na oko Aomine. ─ Nic się nie stało ─ dodał cicho, ciągnąc lekko Daikiego. ─ Chodzimy już, co? ─ spytał cicho.
─ Na pewno? Mogę wam dać chwilę, najwyżej spotkamy się jutro ─ zaproponował mulat, odrobinę zdziwiony tym, że Ryota tak nieentuzjastycznie zareagował na przeprosiny byłego przyjaciela.
─ Źle się czuję ─ powiedział zgodnie z prawdą. Spotkanie z Shogo, jego demonem z przeszłości, przyprawiło go o mdłości i ból głowy. W dodatku czuł się coraz gorzej i bał się, że był bliski ataku paniki.
─ Przepraszam ─ mruknął cicho do Haizakiego, nieświadomie łapiąc się za rękaw mulata, niemal chowając za jego ramieniem.
─ Nie no… Nie ma za co ─ mruknął Shogo, widocznie rozgoryczony.
Daiki nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek indziej dane mu było widzieć podobny, widocznie stroskany wyraz twarzy Haizakiego, niż w tamtej chwili.
Mężczyzna rozejrzał się wokół, jakby otoczenie mogło dać mu podpowiedź, w jaki sposób postąpić. Z pomocą przyszła mu jednak Kou, która z nudów zaczęła bawić się suwakiem jego lekkiej, sportowej kurtki. Haizaki pospiesznie przetrzepał jej kieszenie, a gdy znalazł to, czego szukał, wyciągnął z jednej z nich pomiętą wizytówkę, którą podał Ryocie.
─ Jeszcze raz sorry. Możemy się kiedyś spotkać i pogadać, ale spoko. Jak chcesz.
─ Trzymaj się, Haizaki ─ rzucił Aomine.
─ Na razie.
─ Napiszę ─ obiecał niechętnie blondyn, ciągnąc Daikiego za sobą.
Kiedy tylko zniknęli z pola widzenia Haizakiego, Ryota przygryzł wargę i złapał mulata za rękę, odwracając wzrok w bok.
─ Dziękuję ─ nawiązał do wcześniejszej obrony Aomine.
─ Luz. ─ Starszy wzruszył ramionami. ─ Ten drań mocno uprzykrzał ci życie, kiedy skończyłem szkołę?
─ Trochę ─ odparł wymijająco. ─ A-ale już jest w porządku ─ zapewnił widząc, jak mulat ściąga brwi.
─ No raczej, że w porządku, skoro nie utrzymywaliście kontaktu. Masz mnie za idiotę? ─ westchnął Aomine. Wyciągnął z paczki z kieszeni jednego papierosa i zapalił go, zaciągając się mocno.
Zdawał sobie sprawę, że Kise nie mówi mu całej prawdy i nieco go to rozdrażniło. Skoro dał blondynowi jeszcze jedną szansę, raczej jasnym było dla niego to, że z kłamstwami, czy choćby, niedomówieniami, koniec.
Widocznie jednak Kise nie do końca był tego świadom.
─ Zostaw ─ poprosił, próbując zabrać mu fajkę.
─ Jeszcze nie wypaliłem ─ mruknął Daiki, skutecznie uchylając się przed dłonią Ryoty.
─ To ja ci pomogę ─ fuknął blondyn, wyrywając mu papierosa z dłoni. Nim mulat zdołał się zorientować, Kise zaciągnął się głęboko, bez żadnych przeszkód czy skrzywienia.
─ Głupi jesteś? ─ warknął mulat, odbierając mu niedopałek i depcząc go ze złością. ─ Nie rób tak!
─ Zmusiłeś mnie do tego ─ wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni i patrząc przed siebie. ─ Miałeś już nie palić.
─ Że co? Niby kiedy powiedziałem, że rzucam? ─ burknął Daiki, wyjmując kolejnego papierosa z paczki.
─ W ogóle nie miałeś zaczynać ─ przypomniał mu, nawiązując do czasów liceum, kiedy mulat sięgnął po pierwszą dawkę tytoniu „na spróbowanie”. Obiecał kiedyś Ryocie, że nie uzależni się, jednak czasem Kise przyłapywał go na tym, jak mulat wstawał rano z łóżka i znikał za drzwiami łazienki, żeby wrócić do niego w towarzystwie nieprzyjemnej woni papierosów. ─ Proszę, Aominecchi ─ westchnął blondyn i nakrył jego dłoń swoją, chowając paczkę do jego kieszeni, przyklejając się do niego.
Daiki mruknął coś pod nosem, niezadowolony, ale odpuścił, zastępując karton dłonią Ryoty.
─ Chyba się uzależniłem ─ przyznał niechętnie.
─ Nałóg dobrze zastąpić innym ─ zasugerował przyrumieniony i wyciągnął się lekko na palcach, całując go z pasją.
Daiki odwzajemnił pocałunek, nie potrafiąc sobie tego odmówić. Przytrzymał Ryotę za biodra, delikatnie gładząc go dłońmi.
─ Rozumiem, że proponujesz terapię?
─ Liczę, że się jej podejmiesz ─ wymruczał rozmarzony.
Aomine zaśmiał się chłopakowi w usta, po czym przygryzł lekko jego dolną wargę, opierając czoło o odpowiednik Kise.
─ Muszę przyznać, że całkiem mi miło być obiektem twoich westchnień. I fantazji seksualnych.
Kise zarumienił się mocno, przygryzając usta i zbliżył je do ucha mężczyzny.
─ Jestem pewien, że pierwsze kilka razy to ty będziesz wzdychał do mnie ─ odparł, nie dając się zażenowaniu. Alkohol w jego organizmie bardzo dobrze mu w tym pomagał. ─ Może nawet głośniej niż ja ─ dodał zaczepnie, zniżając głos.
─ Chcesz to sprawdzić? ─ mruknął Daiki, któremu alkohol jakby nagle również uderzył do głowy.
W rzeczywistości jednak nie był pewien, czy kierowały nim procenty, czy jednak własne pragnienia.
─ Chciałbym ─ zaczął blondyn, wsuwając zimną dłoń pod kurtkę, a następnie koszulę mulata. Cmoknął go zalotnie i oblizał usta, uśmiechając się szeroko, tak, że Daiki mógł bez trudu zobaczyć rząd prostych, białych zębów. ─ Ale mam jutro pracę i muszę być w stanie do niej iść ─ dokończył, odsuwając się z zadziorną miną.
Aomine westchnął z afektacją i poprawił koszulę, udając, że zagrywka Kise wcale nie zrobiła na nim wrażenia.
─ W takim razie poczekam, aż będziesz mieć wolne.
─ Dobrze to ująłeś ─ westchnął Ryota, nadymając policzki. ─ Do mojego wolnego trochę czasu zleci...
─ To załatwimy ci jakieś na żądanie ─ odparł Daiki ze złośliwym uśmiechem, po czym jeszcze raz pocałował krótko chłopaka, chcąc tym drobnym gestem jakby przypieczętować swoje słowa. ─ Odprowadzić cię?
─ A chcesz? ─ spytał z uśmiechem.
─ I tak idę w tę samą stronę ─ skłamał w odpowiedzi, wzruszając ramionami.
─ Więc po co pytasz? ─ zaśmiał się Kise, wystawiając mu język.
─ Żeby zachować jakieś pozory taktu, którego mi brakuje ─ odparł i dał Ryocie pstryczka w nos, po czym splótł ze sobą ich dłonie i ruszył w stronę akademiku blondyna, który mieścił się zaledwie kilka przecznic dalej.
─ Przy mnie zawsze miałeś go więcej ─ zaśmiał się, przytulając do jego ramienia.
─ Jakoś nie zauważyłem… ─ powiedział z wrednym uśmieszkiem.
─ Dobrze, że ja tak ─ odgryzł się Ryota i uderzył go biodrem w jego własne, odpychając go lekko.
Nie musiał długo czekać, aby mulat mu oddał.
─ Świetna pamięć i zdolności analityczne... Zadziwiasz mnie, złotko.
─ Oj cicho ─ burknął zarumieniony i przytulił się do jego ręki, kładąc mu głowę ramieniu.
Po słowach młodszego Daiki faktycznie zamilkł. Nie zrobił tego jednak złośliwie, a jedynie ze względu na fakt, że zbliżali się do mieszkania Ryoty. Chciał jeszcze chwilę ponapawać się jego obecnością bez zbędnych słów.
Przez chwilę Aomine pomyślał, że jest mu naprawdę szkoda, że Kise z nim nie mieszka. Nie wracałby wtedy do wiecznie pustego apartamentu, który witał go zawsze z takim samym chłodem. Był pewien, że dzięki blondynowi zmieniłoby się to. Kolejnym faktem byłoby naturalnie to, że spędzaliby ze sobą o wiele więcej czasu bez konieczności ścisłego dopasowywania do siebie godzin po pracy – w końcu mieli co nadrabiać. Jednocześnie jednak mulat był doskonale świadom tego, że to wciąż trochę za wcześnie na budowanie związku, który mógłby przewyższyć ich ostatni, a co dopiero wspólne mieszkanie.
Mimo to było mu naprawdę miło z myślą, że może istnieje choć mała szansa na to, że wszystko wróci między nimi do normy i może… może nie będzie skazany na wracanie do nieustannie pustego mieszkania.
─ Naprawdę chciałbym zaprosić cię na górę ─ przyznał Kise, kiedy przystanęli pod drzwiami akademika i przygryzł wargę. Przysunął się do niego i dotknął nosem jego skroni, wzdychając cicho. ─ Przepraszam ─ mruknął z żalem.
─ Nie ma za co, naprawdę. Innym razem ─ odpowiedział Daiki szczerze, przytulając go. ─ Dzięki za dziś.
─ Do jutra ─ odparł, jednak ani drgnął, zakopując twarz w jego szyi.
Daiki uśmiechnął się lekko, wyciągnął dłoń i zaczął gładzić nią chłopaka po włosach.
─ Jeszcze coś? ─ mruknął z udawanym znudzeniem.
─ Nie, już idę ─ westchnął puszczając go powoli. Posłał mulatowi szeroki uśmiech i uniósł ramiona z ekscytacji. ─ Nadal jestem w tym beznadziejny ─ zaśmiał się, machając mu na pożegnanie, które zawsze przedłużał i były jego słabą stroną.
Nim jednak zdążył odejść, Daiki momentalnie zmniejszył odległość między nimi do zera i pocałował blondyna krótko, ledwo muskając jego usta, przytrzymując jedną ręką w talii.

─ Na razie ─ mruknął z uśmiechem, po czym odsunął się od chłopaka i ruszył w stronę najbliższej stacji metra. 

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, Kise jest taki niepewny, ale widać, że Aoime naprawdę myśli o tym aby zacząć wszystko od nowa, no i ta reakcja Kise na Shogo, ciekawe co się działo, że tak reaguje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń