Druga Gwiazdka | rozdział 2

─ Co za szmelc ─ jęknął Kise, opierając czoło o chłodną szybę automatu. Siłował się z nim od dobrych dziesięciu minut, żeby otrzymać swój chleb melonowy albo pieniądze, które za niego zapłacił, ale wszystko zdało się na nic i Ryota został skazany na głód. Oczywiście musiał zaspać, przez co nie zdążył zjeść śniadania, aby zdążyć na umówioną, szóstą godzinę z Kuroko. Równie oczywisty wydawał się fakt, że przypadkiem mógł okłamać przyjaciela, gdy ten spytał, czy blondyn coś zjadł...
─ Szmeeeelc ─ powtórzył sfrustrowany, uderzając kilka razy głową w szkło, kiedy jego brzuch wydał z siebie głośny, długi dźwięk.
Aomine właśnie spieszył do biura, kiedy coś przykuło jego uwagę. Dopiero po chwili zorientował się, że tym „czymś” był Kise. Jego blond czuprynę dało się dostrzec już z drugiego końca korytarza. Daiki początkowo poczuł w sobie wzmożoną potrzebę wycofania się i odejścia, najchętniej na drugi koniec komendy, jednak kiedy dostrzegł, że przez dłuższą chwilę siłowania się z automatem Ryota w końcu daje za wygraną i opiera nań głowę z rezygnacją, mulat przeklął się w myślach, poprawił zwisającą z ramienia kurtkę policyjną i powoli ruszył w stronę chłopaka. Nic nie mówiąc, stanął tuż obok niego i trzasnął automat napiętą, otwartą dłonią w strategiczny punkt, w konsekwencji czego chlebek wypadł z niego, a zapewne gdyby mógł, stanąłby spłoszony na baczność, podobnie jak jego nowy właściciel.
─ Aominecchi!
Kise krzyknął, gdy tylko poznał policjanta i zorientował się, że jego życie nie wisi na włosku. Złapał się za serce i zamknął oczy, biorąc głęboki wdech.
─ Matko, ale mnie wystraszyłeś... ─ powiedział cicho, spoglądając ze złością na mulata trochę dłużej, niż by wypadało.
Nagle jego skonfundowaną twarz ozdobił stopniowo poszerzający się uśmiech, a po chwili korytarz wypełnił jego głośny, melodyjny śmiech.
─ Nie rób tak ludziom znienacka! ─ dodał w przerwach na łapanie powietrza i uderzył go przyjacielsko w ramię, jak za czasów liceum.
Daiki prychnął pod nosem i pokręcił głową z dezaprobatą.
─ Było nie stać jak ta sierota. Ciągle nie nauczyłeś się, jak trzeba postępować z tą kupą złomu?
─ Przepraszam bardzo, przemoc rodzi przemoc ─ odparł Ryota, momentalnie się uspokajając i zaczął poprawiać swoją brązową kurtkę. ─ Kto jak kto, ale policjant powinien o tym wiedzieć ─ dodał nonszalancko, strzepując kurz z ramienia.
Jedna brew Aomine powędrowała w górę, a twarz przybrała sceptyczny wyraz.
─ Że niby automat miałby mi oddać?
─ Uważaj, bo się kiedyś zdziwisz! ─ odparł blondyn, czerwieniąc się lekko z tego, co palnął, i sięgnął po pieczywko. ─ Ale dziękuję... ─ mruknął, chowając je do kieszeni. Marzył o tym, aby je zjeść, ale stwierdził, że nie wypadało, jednak kiedy jego żołądek wydał z siebie kolejne głośne burknięcie, westchnął zażenowany i zaczął rozwijać folię.
─ Chcesz pół? ─ spytał, póki jeszcze nie wgryzł się w chleb.
Za czasów szkoły, mulat często podwędzał Kise jedzenie, zwłaszcza, kiedy był to owy chlebek. Ku zdziwieniu Aomine, to wspomnienie zabolało go. Pokręcił więc tylko przecząco głową i odwrócił od młodszego wzrok.
─ Przyszedłeś złożyć zeznania, nie? ─ spytał, kiedy cisza między nimi zaczęła się dłużyć
─ Tak, raczej nie po to, żebyś pomagał mi zdobyć pożywienie ─ Kise zażartował dla rozluźnienia atmosfery, starając się brzmieć beztrosko.
─ To chodź.
Daiki odwrócił się i ruszył korytarzem przed siebie, nie czekając na chłopaka, do którego dopiero po chwili dotarł sens słów mulata.
─ Uhm...
Ryota zwalczył silną potrzebę powiedzenia Aomine czegoś, co od dawna był powinien. Zamiast tego spytał cicho, rozglądając się wokół:
─ Długo tu pracujesz?
─ Czy ja wiem ─ wzruszył ramionami. ─ Ze dwa lata będą. Ale czuję się, jakby minęło dużo więcej.
Chwilę potem znaleźli się przed drzwiami biura. Daiki był pewien, że zastanie w nim Taigę, jednak przeliczył się, gdy po naciśnięciu klamki drzwi pozostały niewzruszone. Mruknął pod nosem przekleństwo, po czym zaczął przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia klucza. Kiedy w końcu mu się to udało, otworzył i wszedł do środka.
─ Siadaj, gdzie chcesz ─ rzucił do Kise. Sam zaś zajął miejsce za podłużnym, mahoniowym biurkiem, które, w przeciwieństwie do podłogi od strony, którą zajmował Daiki, pozostawało nienagannie czyste i puste.
─ Jesteś szczęśliwy? ─ blondyn spytał po chwili wahania, zaraz po tym, jak usiadł na krześle naprzeciwko.
Pamiętał, jak Daiki nie raz opowiadał mu o swoim marzeniu, a Kise uwielbiał wtedy patrzeć na niego. Obserwował iskrzące się oczy kochanka z fascynacją i szerokim uśmiechem na ustach. Aomine instynktownie zamykał go wtedy w swoich ramionach, w odpowiedzi na okazane zainteresowanie, przez co Ryota jeszcze bardziej zatracał się w słuchaniu. Układał się wygodniej na jego piersi, po pewnym czasie po prostu go całując, czując mocny ścisk w klatce piersiowej i nagłą chęć przekazania mulatowi chociaż cząstki jego odczuć. Ryota nie chciał, aby to wszystko zostało przykryte ogromną, czarną, pełną zawodu kotarą, niszcząc marzenia Daikiego.
Nagle blondyn zorientował się, co powiedział i podskoczył spanikowany, szybko się poprawiając:
─ Usatysfakcjonowany! ─ niemal krzyknął, mając ochotę uderzyć głową o biurko znajdujące się przed nim ─ Czy jesteś usatysfakcjonowany? ─ powtórzył już spokojniej, czerwieniejąc.
Aomine milczał chwilę. Słowa Kise jeszcze chwilę odbijały się echem w jego głowie. Nie spodziewał się, że Ryota tak po prostu spyta o coś takiego, niezależnie, w jakie frazy nie ubrałby swojej dociekliwości.
W tamtej chwili Daiki był naprawdę ciekaw, czy to znaczyło chociaż odrobinę tego, jak to subiektywnie odbierał.
─ Nie wiem ─ przyznał zgodnie z prawdą. ─ Moje życie jest dalekie od tego, o którym marzyłem ─ zaśmiał się smutno, jednak po chwili spoważniał. ─ Ale byłem wtedy tylko gówniarzem.
─ Przykro mi... ─ odparł cicho Kise, nie patrząc na niego. ─ Ale hej, przynajmniej twoje życie w związku rozkwita, hm? ─ spróbował go pocieszyć – przepuszczając te słowa przez gardło z trudem, choć szczerze.
─ Ta, pewnie. ─ Ton głosu Daikiego był gorzki i szorstki, wyraźnie wskazywał na ironię. Jego zachowanie również podsunęło Ryocie myśl, że mimo, iż chciał dobrze, nie powinien był poruszać tego tematu. Choć tak naprawdę nie mógł wiedzieć, dlaczego.
─ Spoko, obstawiam, że tobie, nie licząc problemów z automatami, układa się całkiem nieźle, co? Pewnie kogoś masz, hm? Nie zdziwiłbym się chyba nawet, gdybyś miał dzieciaka w drodze ─ prychnął.
Dopiero po chwili zreflektował się, że się zapędził. Te słowa nigdy nie powinny paść, zwłaszcza, że w obecnej chwili jego i Ryoty nic już nie łączyło. Blondyn był tylko świadkiem w sprawie, Aomine chciał, żeby tak zostało, ale wyrzuty, jakimi go zasypał, bynajmniej na to nie wskazywały.
─ To… Sorry. Nie chciałem ─ mruknął po chwili przedłużającej się ciszy, nie do końca szczerze.
Nie patrzył na Kise. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do szafy w rogu pomieszczenia, udając, że szuka czegoś wśród segregatorów. Nie chciał, żeby Ryota widział w tamtym momencie jego twarz. Bał się, że mogła zdradzać za dużo.
Kise odchrząknął cicho, przełykając z trudem ślinę. W pewnym sensie nie miał Daikiemu za złe. Wiedział, że ta rozmowa odbyłaby się prędzej czy później. Nie sądził jednak, że zostanie ona przeprowadzona na komendzie, w dodatku z zaskoczenia. To on chciał ją zacząć, zapraszając mężczyznę na jakąś kawę czy lunch.
─ O to raczej ciężko, bo jestem gejem... ─ mruknął cicho ze spuszczoną głową. Zmarszczył brwi i rzucił, starając się brzmieć żartobliwie: ─ Ale byłoby miło. Przynajmniej miałbym jakąś rodzinę, skoro wyrzucili mnie z domu.
Blondyn zaśmiał się sztucznie, w myślach zastanawiając się, gdzie kupić linę i jaka grubość wystarczy przy jego wadze. Jak mógł palnąć coś takiego przed Aomine?
─ Przepraszam ─ powiedział cicho, zaciskając usta w wąską kreskę. ─ To wszystko musi być dla ciebie cholernie niezręczne. Przyjdę innym razem... ─ dodał szybko, kierując się w stronę drzwi.
─ No kurwa, nawet sobie tak nie żartuj!
Daiki w mgnieniu oka znalazł się przy Ryocie i chwycił go za rękę. Spojrzał mu prosto w oczy i instynktownie wzmocnił uścisk palców na przedramieniu chłopaka, jakby przeczuwając, że ten może zachcieć się wyrwać.
─ Myślisz, że nagadasz mi co ci się podoba i tak po prostu pozwolę ci odejść? Pogrzało cię? Chcę w końcu wiedzieć, o co ci chodzi, bo za cholerę nie rozumiem. I lepiej załatwmy to teraz, bo nie mam zamiaru rozwlekać tej sprawy do usranej śmierci! ─ wywarczał, ledwo nad sobą panując. W końcu doszła w nim do głosu długo tłumiona gorycz, zawiść i ból.
─ To ty podobno nie masz czasu! ─ Blondyn szarpnął ręką, jednak zdało się to na nic. Spróbował jeszcze kilka razy, zaczynając się stresować, aż w końcu spojrzał na mulata. ─ Chciałem to zrobić kulturalnie, jak na dorosłych ludzi przystało. Skoro chcesz wiedzieć, to trzeba było wczoraj normalnie dać się zaprosić na cholerną kawę ─ warknął, czując napływające do oczu łzy frustracji. ─ Puść ─ zażądał, szarpiąc znów ręką.
─ Dobra, wczoraj trochę schrzaniłem ─ mruknął mulat już trochę spokojniej. ─ Chcę w końcu to wszystko sobie poukładać i zamknąć tamten rozdział. Dlatego nie mogę cię puścić, Ryota. Musisz mi wyjaśnić ─ powiedział cicho, patrząc blondynowi głęboko w oczy.
W ciemnych, granatowych tęczówkach Kise bez trudu mógł zobaczyć ogromną determinację oraz przewijający się cień smutku., lecz on tylko spojrzał w bok i zadrżał.
─ Jakie to ma teraz znaczenie? Masz kogoś, po co wszystko sobie komplikować? ─ spytał słabo.
Aomine westchnął ciężko i poluźnił nieco ucisk. Bał się, że jeszcze chwila, a narobi Ryocie siniaków. Zanim się odezwał, zastanowił się nad tym, czy chce dalej brnąć w kłamstwo, którym jeszcze wczoraj uraczył blondyna. Z jednej strony bał się, że jeśli wyzna prawdę, Kise już w ogóle nie będzie chciał z nim rozmawiać. Byłaby to wówczas tylko jego wina i nie miałby do chłopaka o to pretensji. Jednak Daiki nie wiedział, jak zareaguje na ewentualne poznanie prawdy na temat ich zerwania. Mimo tego, że nie mieli od tamtej chwili kontaktu, mulat dużo razy wyobrażał sobie, jak owa chwila mogłaby wyglądać. Zawsze jednak ewentualne scenariusze dotyczące tego, jak potoczyłaby się między nimi taka szczera rozmowa, kończyły się inaczej.
Przez wzgląd na to, zdecydował się postawić na szczerość.
─ Zapomnij o tym. Zawsze byłeś tylko ty ─ mruknął. ─ Więc dla mnie ma to, lekko mówiąc, zajebiście duże znaczenie.
─ To wszystko jest takie bez sensu ─ Kise jęknął sfrustrowany, przecierając twarz dłonią, jakby sprawdzając, czy ze szczypiących go oczu nie wyłoniła się żadna zdradliwa łza. ─ Miałeś mnie znienawidzić i znaleźć sobie kogoś innego... ─ zaczął, ale nagle jego wyraz twarzy stężał, a blondyn spojrzał na Aomine z odrobiną gniewu i niezrozumienia. ─ Czemu mnie okłamałeś?
Daiki poczuł, że od nadmiaru informacji zaczyna boleć go głowa.
─ Chyba naprawdę mamy sobie dużo do wyjaśnienia ─ westchnął, wolną dłonią pocierając o skroń. Zmierzył Kise ostatnim, trochę nieufnym spojrzeniem, po czym puścił go. ─ Nie mogę teraz wyrwać się z pracy, ale mam czas po piątej. Pasuje ci?
─ Ja... Nie wiem, czy to dobry pomysł ─ przyznał otwarcie.
Z jednej strony bardzo chciał wytłumaczyć wszystko Daikiemu, z drugiej za bardzo się bał. Nie chciał.
─ Gdzie? ─ spytał cicho, nie podnosząc wzroku na mulata.
─ A gdzie czułbyś się w miarę możliwości komfortowo? ─ odpowiedział pytaniem na pytanie, na razie ignorując pierwszą część wypowiedzi młodszego.
─ Możemy się przejść ─ zaproponował, wiedząc, że na otwartej przestrzeni będzie się czuł pewniej. ─ Niedaleko mojego akademika jest jakiś mniejszy park... Jeśli ci to pasuje.
─ Pewnie ─ wzruszył ramionami. ─ Dam ci swój numer, to podeślesz mi adres. A teraz może złóż w końcu zeznania, żebyśmy obaj mogli mieć to w końcu za sobą.
*
Kise spojrzał nerwowo na ekran komórki i zagryzł wargę. Zrobił to już dzisiaj tyle razy, walcząc ze sobą, aby nie odwołać spotkania, że jego przeważnie delikatne i miękkie usta wołały o pomoc, pękając na mrozie, zbyt często zwilżane śliną ich właściciela.
Przez całe rozmyślanie nad tym co i jak powiedzieć Aomine, przyszedł nieco wcześniej, w obawie, że się spóźni. Zatracił się w swoich myślach na tyle, że już od dwudziestu minut siedział na jednej z wielu ławek  znajdujących się w parku.
Do końca pracy Daikiego zostało niecałe dziesięć.
─ Uspokój się, Kise Ryota ─ powiedział sam do siebie pod nosem, zaciskając skostniałe palce na swoim szaliku.
Kise nadal kochał Daikiego. Nigdy nie przestał i wątpił, aby kiedykolwiek się to stało. Możliwe, że w tej chwili wciąż byliby razem, gdyby blondyn nie był tak naiwny i głupi. Być może on i Daiki mieszkali by we dwoje? Może kupiliby psa? Może Ryota też wstąpiłby do policji? Może...
─ Tak myślałem, że przyjdziesz wcześniej, więc urwałem się z pracy chwilę przed czasem...
Daiki usiadł obok Ryoty w niewielkiej odległości, jednak nie patrzył na niego. Na dworze zrobiło się ciemno już jakiś czas temu, jednak dopiero w tamtej chwili latarnie w parku zaczęły się zapalać, rzucając blady blask na usypane żwirkiem alejki.
Po wyjściu Kise z komisariatu, Aomine nie mógł skupić się na pracy. W pisaniu raportu pomylił się dwa razy, przy czym w jednym zmuszony był go poprawić jego bezpośredni przełożony, sam komendant. Nie był to duży błąd, jedynie niezgodność dat, jednak wystarczył, aby mulat miał do siebie żal o takie roztargnienie. Powodem tego stanu był oczywiście Ryota. Może nie sama jego osoba, ale uśpione uczucia, które zaczął rozbudzać w mężczyźnie. Daiki wiedział, że dopóki nie porozmawiają, cały czas będzie targać nim ból oraz gorzkie rozczarowanie, a tego zdecydowanie wolał uniknąć. Chociażby ze względu na pracę.
Nie dbał już o nic. Chciał po prostu doprowadzić tę sprawę do końca.
─ Skłamałem ─ wypalił nagle Ryota i utkwił wzrok na swoich palcach, którymi wykręcał końcówki kolorowego szalika. ─ To nie tak, że chciałem spróbować czegoś nowego i mi się nie podobało ─ dodał po chwili niezręcznej ciszy. ─ Byłem... byłem pewien, czego chcę ─ wydusił z siebie. Zgarbił się lekko. ─ Chciałem, żebyś był szczęśliwy... Nie wyszło, przepraszam ─ dodał cicho, powstrzymując się od ucieczki.
─ Że co? Żartujesz sobie ze mnie? Jeśli nie, to chyba wolałem tę pierwszą wersję ─ prychnął Daiki. Dziwił się sobie, że wciąż zachowywał resztki spokoju, które trzymały go w ryzach. ─ Kurwa, sorry, ale w ogóle nie rozumiem, o co ci chodzi. Może tak jaśniej? Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że nie byłem szczęśliwy z tobą? ─ warknął z wyrzutem.
─ To nie tak! ─ odparł od razu Kise, spoglądając na mulata niepewnie. ─ Ale prędzej czy później byś był ─ dodał ciszej, odwracając wzrok. ─ Nie chciałem, żeby coś stanęło między tobą a twoim marzeniem...
─ Ciągle nie wierzę, że mówisz poważnie.
Daiki umilknął na chwilę, zapatrzony w martwy punkt przed sobą. I chociaż nie jadł nic od rana, zrobiło mu się niedobrze.
─ To co, teraz też nie mogę z nikim być, tak? Bo może nie dostanę premii? Serio, Kise…? ─ spytał, zwracając na młodszego pewien bólu i niedowierzenia wzrok.
─ Oczywiście, że możesz! ─ odparł od razu, przygryzając wargę. ─ Jesteś bi. Mógłbyś się ożenić, założyć rodzinę. A ze mną… ─ Blondyn urwał, chowając dłonie między uda, kiedy przeszedł go zimny dreszcz. – Wiesz, jak ludzie traktują takich jak nas... Zwłaszcza w policji ─ sprostował, starając się brzmieć przekonująco. Sam jednak nie czuł się wiarygodnie i choć to, co mówił, było jedną z wielu jego obaw, dobrze wiedział, że nie o to chodziło.
─ To brzmi naprawdę kiepsko, Kise. Chcesz mi teraz życie układać? No to muszę cię zasmucić, bo w żadnej babie się jeszcze nie zakochałem. Nie jesteś moją matką, żeby mi prawić takie moralizujące gadki. A poza tym nie przyszło ci może do tego pustego łba, że mógłbym sobie znaleźć innego faceta? Mimo że pracowałbym w policji? I tak wyszłoby na to, że niepotrzebnie ze mną zerwałeś ─ zaśmiał się gorzko. ─ Ale wiesz co, jeśli masz zamiar używać takich argumentów i tłumaczyć mi tę swoją „logikę”, to dobie odpuść. To chyba naprawdę było tylko zauroczenie ─ mruknął, starając się nie dać po co sobie poznać, jak bardzo bolą go te słowa, po czym wstał z ławki.
─ Dobrze jestem cholernym tchórzem, zadowolony?! ─ krzyknął Ryota, zaciskając pięści. ─ Bałem się, że mnie zostawisz! Bałem się tego, że zaraz zaczniesz szkolenie, a ja zostanę sam w liceum. Bałem się ciągłego oglądania za siebie, nieustannych gróźb, drwin i szantaży na temat tego, że moja rodzina się dowie... Myślałem, że będzie okej, dopóki mogłem się z tobą widywać, ale potem… ─ Blondyn urwał, otwierając oczy, chyba równie szeroko, co Aomine. Nie tak to sobie zaplanował. Nie po to ukrywał fakt, że był prześladowany, aby mulat dowiedział się o tym po latach. Prawdopodobnie nigdy by mu o tym nie powiedział, nawet jeśli nadal byliby razem. Wszystko było znośne, dopóki nie zaczęto grać na uczuciach blondyna do Daikiego. ─ Potem mieliśmy mniej czasu dla siebie przez egzaminy i... Chciałem, żebyś zdał je bez przeszkód ─ zakończył słabo.
Daiki stał chwilę odwrócony tyłem do blondyna. Choć to niemożliwe, wydawało mu się, że temperatura nagle spadła o kilka stopni. W tamtej chwili czuł się naprawdę źle, jednak nie tylko dlatego, że nie spał od ponad 48 godzin i był padnięty po pracy – zastanawiał się, jak ślepy musiał być, żeby niczego nie zauważyć.
Odwrócił się i podszedł parę kroków do przodu. Przezwyciężył w sobie pragnienia zapalenia papierosa. Ukucnął przed skulonym na ławce Kise. Chciał coś powiedzieć, jednak widząc w bursztynowych oczach autentyczny żal, mimo że Ryota nie mógł się zdobyć, aby na niego spojrzeć, poczuł, jak coś ściska go w piersi.
W końcu odchrząknął, aby skupić na sobie uwagę młodszego.
─ Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś? ─ wychrypiał. ─ Nie zasłużyłem, żeby poznać prawdę już wtedy? Czułem się, jakbyś był ze mną tylko dla seksu. Zabawne, że akurat JA to mówię. Ale tak to wyglądało, kiedy zerwałeś noc po ─ stwierdził kwaśno. 
─ Przepraszam ─ powiedział po prostu, tylko mocniej zaciskając swoje ręce. ─ Znam cię. Zaraz chciałbyś coś zrobić na swoją rękę ─ dodał, rzucając mulatowi krótkie spojrzenie. ─ Jeszcze jedno upomnienie, a wywaliliby cię ze szkoły. A wtedy nie mógłbyś iść do akademii. Poza tym nie chciałem, żebyś się zamartwiał ─ wyjaśnił, przełykając z trudem ślinę. ─ Miałem zamiar ci powiedzieć po egzaminach... Potem to wszystko zaszło trochę za daleko ─ dodał cicho, wzdrygając się. ─ Chciałem powiedzieć ci tamtej nocy, ale nie byłem w stanie, więc...więc zacząłem cię po prostu całować i... Przepraszam ─ wyszeptał.
Mulat tylko pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.
─ I tak uważam, że to było nie w porządku. Widziałem, że zależało ci, żebym traktował nas poważnie. A kiedy w końcu naprawdę zacząłem cię kochać, zakończyłeś to. Nie pomyślałeś, że możesz być dla mnie priorytetem? Że możesz być ważniejszy niż jakikolwiek zawód? Kiedy mówiłem o swoich marzeniach, o przyszłości, to zawsze byłeś ich częścią, nie zauważyłeś? Bez ciebie to wszystko nie miało sensu.
─ Przepraszam ─ powtórzył, kolejny raz tego dnia. Zawsze marzył, aby usłyszeć od mulata podobne słowa, a teraz, kiedy w końcu tak się stało, wszystko było poplątane i nie na miejscu. Zwłaszcza ich relacja.
Kise poczuł, jak jego serce ściska nieprzyjemny ból, który kumulował się w nim od ostatnich czterech lat. A kiedy spojrzał w końcu na Aomine, nie wytrzymał i załkał cicho.
─ Nie chciałem... naprawdę…
W odpowiedzi na jego słowa, Aomine westchnął tylko ciężko. Chwilę potem wstał.
W tamtym momencie do Kise dotarło, że Daiki nigdy mu nie wybaczy. Choćby powiedział niewiadomo co, nie zatrzyma go już przy sobie. Ten fakt strasznie go zabolał i sprawił, że Ryota mimowolnie ukrył twarz w dłoniach, tracąc dech. Jego drobnymi ramionami wstrząsnął szloch.
Zupełnie nagle poczuł na nich ciężar nieznanego pochodzenia.
Przestraszony, odwrócił głowę w bok, jednak tam spotkał się tylko z emanującym ciepłem i silnym, męskim zapachem materiałem munduru policyjnego. Choć blondyn instynktownie chciał, mulat nie pozwolił mu się odsunąć, wręcz przeciwnie – przytulił go mocno do siebie i oparł brodę na jego głowie. Nie mówił nic, ale Kise wyczuł, że jego ręce lekko drżą.
Ryota tylko mocniej wybuchnął płaczem, dając upust całej frustracji, strachu i poczuciu winy, które ciążyło na nim od tamtego czasu, nie dając o sobie zapomnieć.
─ Nadal cię kocham ─ wyrzucił z siebie, desperacko wczepiając się w jego plecy. Wiedział, że nie miał prawa tego mówić. Nie po tym co zrobił. Wiedział, jak samolubne to było, jednak nie potrafił z tym walczyć. Tak bardzo brakowało mu Aomine... Bez niego czuł się tak cholernie niekompletny. ─ Tak strasznie, beznadziejnie mocno... ─ wyburczał, próbując uspokoić drgawki na całym ciele.
─ No już, już… bo mi mundur zasmarczesz ─ westchnął tylko starszy w odpowiedzi, wzmacniając uścisk. Wplótł jedną dłoń w obijające blask świateł latarni blond kosmyki i zaczął gładzić nią Kise uspokajająco po głowie.
Chciał mu powiedzieć, że też go kocha. Że może mogliby teraz spróbować do siebie wrócić i na nowo spleść swoje życia. Tym razem już na stałe. Naprawdę chciał, ale…
Obawiał się tego. Było to dla niego dość dziwne uczucie, bo strach zażegnał już dawno. Z czasem zaniknął, kiedy na co dzień musiał mierzyć się z ludzkim okrucieństwem pod najróżniejszymi postaciami. Nie martwił się, że mógłby zginąć na służbie – w strzelaninie, niefortunnej barowej bójce przy zatrzymaniu podejrzanych, przez płatnego mordercę, którego mógłby nasłać na niego boss jakiejś yakuzy. Życie przestało się dla niego liczyć z chwilą, kiedy utracił jego najważniejszą część.
Jednak w obliczu perspektywy, że to mogłoby się zmienić, poczuł przypływ wątpliwości, które napawały go lękiem. Bał się znów zaangażować, a potem przechodzić przez to samo.
─ Aominecchi... ─ Kise zaczął, chociaż naprawdę nie wiedział, czego oczekiwał. Chciał poprosić o drugą szansę, ale nie odważył się. Spojrzał w górę, jakby szukając odpowiedzi na wszystkie kłębiące się w jego głowie pytania i przeklął się za to w myślach, czując nagłe uderzenie serca i zdradliwą czerwień na policzkach.
Nie był w stanie nic z siebie wydusić. Tak dawno już nie miał okazji spotkać się z granatowymi, pełnymi głębi tęczówkami, że mimo absurdu sytuacji, w jakiej się znajdował, poczuł ciepło w środku. Zdawał sobie sprawę, że zbyt długo patrzy się na niego, ale nie potrafił chociażby mrugnąć. Dla Daikiego nie wydawało się to jednak zbyt kłopotliwe. Odwzajemniał intensywność spojrzenia spod lekko przymrużonych powiek. Wyciągnął dłoń z włosów chłopaka i położył mu ją na policzku, kciukiem ocierając zbłąkaną łzę. Następnie pochylił się lekko do przodu, tak, że ich wargi prawie się spotkały.
Aomine w ostatnim momencie się powstrzymał. Czuł na ustach ciepły oddech blondyna, jednak nie posunął się dalej. Zamknął oczy i oparł czoło o czoło Ryoty.
─ Przepraszam ─ mruknął tylko, mimowolnie marszcząc lekko brwi. ─ Daj mi to przemyśleć.
Ryota zagryzł wargę i zamknął oczy, wtulając twarz w dłoń mulata. W końcu wypuścił z trudem wstrzymywane powietrze i uśmiechnął się delikatnie, nieco smutno.
─ Nie oczekuję, żebyś mnie znowu zechciał... ─ powiedział lekko drżącym głosem. ─ Ale jeśli mogę prosić, pozwól mi chociaż wrócić do naszej przyjaźni.
─ Możemy spróbować. Ale na razie muszę to wszystko sobie poukładać. Przez cztery lata raczej zdążyłem przywyknąć do myśli, że zestarzeję się w samotności ─ zażartował mulat, jednak było w tym zaskakująco dużo prawdy.
─ Rozumiem ─ powiedział Kise, starając się, aby w jego głosie nie dało się słyszeć smutku. Nie chciał brać Daikiego na litość, ani sprawić, że będzie miał poczucie winy. ─ Dziękuję ─ dodał cicho, kładąc dłonie na torsie mulata, aby móc się od niego odsunąć. Trzymał je jeszcze tam przez chwilę, dopóki nie podniósł ponownie wzroku i uśmiechnął się delikatnie.
─ To... ─ zaczął niepewnie. ─ Jakby co masz mój numer.
Mulat skinął głową na potwierdzenie.
─ Odezwę się. Może w końcu uda umówić się na kawę.
─ Jasne... ─ Blondyn zaśmiał się krótko i założył złoty kosmyk za ucho. ─ Dobranoc.
Starszy wysilił się na krzywy uśmiech, po czym w końcu puścił blondyna. Poprawił swój mundur i zapiął rozpiętą wcześniej kurtkę, ponieważ przenikliwe zimno zaczęło wdzierać się do środka.
─ Odprowadzić cię? ─ zaproponował jeszcze. Nie chciał, żeby Kise pomyślał, że mu nie zależy. Obiecał sobie, że napisze do niego jeszcze w tym tygodniu, może nawet jutro. Kiedy trochę ochłonie.
─ Nie trzeba. Dzięki, Aominecchi ─ odparł blondyn z, teraz już szczerym, uśmiechem. ─ Uważaj na siebie ─ dodał wyraźniej, powoli się wycofując. Pomachał mulatowi, odwracając się po chwili. Zmarszczył brwi i obrócił się jeszcze raz, oglądając za nim. ─ Dobranoc ─ rzucił jeszcze raz, przygryzając wargę.
─ Rany, nie żegnaj się tak, jakbym szedł na wojnę i miał nie wrócić ─ zawołał za nim Daiki, mimowolnie lekko się uśmiechając. ─ Cześć! ─ odmachał mu, wetknął dłonie do kieszeni kurtki i ruszył szybko przed siebie.
Nadtopiony śnieg przykrywający ścieżkę cienką warstwą nieprzyjemnie chlupotał mu pod nogami. Miał nadzieje, że taka pogoda nie będzie utrzymywać się aż do świąt, które wypadały już za niecałe trzy tygodnie. Nagle przez myśl przewinęło mu się wspomnienie pierwszej wspólnej Wigilii, jaką spędził niegdyś z Kise na kolacji w jednej z sieciówkowych jadłodajni. Oboje nie mieli wtedy zbyt wiele pieniędzy, dlatego zdecydowali się na taki lokal, który swoją drogą został wtedy całkiem ładnie przystrojony. I mimo że byli wtedy skazani jedynie na frytki i kilka burgerów, Aomine bawił się na tamtej randce o wiele lepiej niż później, wieczorem, w domu.
Idąc tak przez ciemny park i trzęsąc się z zimna, pomyślał, że naprawdę chciałby móc spędzać każde święta z Ryotą.

1 komentarz:

  1. Hej,
    ta rozmowa między nimi, biedny Kise, i potem ich rozmowa pokazała, że Aoime nie zauważał, że dzieje się coś złego, ale widać że go kochał i tylko jego kocha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń