Druga Gwiazdka | rozdział 1

Blondyn spojrzał na w pół skończony, służący mu dziś za obiad i kolację, jogurt, leżący na kartonie tuż przed jego twarzą i westchnął ciężko, odwracając ją w drugą stronę, skierowując wzrok na obtartą ścianę swojego pokoju.
─ Chcę umrzeć ─ burknął sam do siebie, starając się nie zwracać uwagi na przygnębiającą aurę swojej klitki. Jego „apartament” ciężko było przydzielić do klasy średniej, którą to szczycił się w prasie, gdy Ryota szukał dla siebie kąta.
Kolejny raz.
Blondyn ponownie rozejrzał się wokół, nie odrywając zrezygnowany głowy od opakowania po mikrofalówce, służącego mu za stolik, i wydął usta. Już nie znosił tego miejsca, chociaż mieszkał w nim dopiero trzeci dzień. Był tu tylko futon, obdarty dywanik, pamiętająca pierwszego cesarza lampka i małe, klaustrofobiczne okienko, które wypadałoby umyć, jeśli Kise chciał, aby przepuszczało jakiekolwiek światełko na jego biednego kaktusa.
Nic mu się tu nie podobało... Z wyjątkiem czynszu. Mieszkał na czymś w rodzaju stryszku, pomieszczeniu, które na pewno nie powinno służyć jako mieszkalne, ale które zostało „urządzone” na takie z pazerności właściciela. Jego standardy były wysoko zaniżone w porównaniu z normalnymi mieszkaniami studentów znajdujących się pod nim, jednak Ryota nie miał na co narzekać. Płacił połowę tego co oni, więc...
─ Chcę umrze... ─ miał zamiar powtórzyć, ale przerwały mu dwa ciche puknięcia dobiegające z korytarza.
Blondyn jęknął zrezygnowany i poderwał się powoli, żeby otworzyć. Szybko rozpromienił się, widząc w progu drobnego, przesiąkniętego stoicyzmem, mężczyznę.
─ Kurokocchi! Stęskniłeś się za mną? ─ zażartował, ściskając lekko swojego dobrego kolegę. ─ Potrzebujesz czegoś? ─ spytał uprzejmie, puszczając go po chwili.
─ Przeszedłem sprawdzić, czy jeszcze żyjesz ─ odparł spokojnie Tetsuya. ─ Nie przyszedłeś dzisiaj męczyć mnie o jedzenie ─ dodał, patrząc na wyższego oczekując wyjaśnień.
─ Ah... Wiesz, trochę źle mi z tym, że tak na tobie żeruję. ─ Kise zaśmiał się, drapiąc po policzku i dodał szybko: ─ No, i dzisiaj już jadłem i... w ogóle ─ zakończył niezgrabnie, starając się puścić w niepamięć nieszczęsny jogurt.
─ Mam nadzieję, że nie mówisz o tym? ─ spytał Kuroko, gestem wskazując na puste opakowanie w głębi pomieszczenia. ─ Chcesz się nabawić anoreksji, Kise-kun? Idziemy do mnie, właśnie zrobiłem obiad ─ zarządził z westchnięciem. ─ Nawet nie próbuj protestować ─ dodał, kiedy blondyn już otwierał usta.
─ To był mój deser! ─ zarzekał się Ryota, jednak ruszył za niższym.
Nie kłopotał się tym, aby zamknąć drzwi. Nawet jeśli ktoś wpadłby na to, że w takim składziku ktoś mieszka, Kise wątpił, aby cokolwiek mogłoby go zainteresować. Portfel i telefon miał zawsze przy sobie, a w środku, oprócz wspomnianej roślinki, nie znajdowało się nic wartościowego.
─ Jak ci minął dzień? ─ spytał, chcąc zmienić temat. ─ Nikt cię dzisiaj nie śledził, co? ─ dodał zmartwiony.
─ Nie, spokojnie. Większość dnia i tak spędziłem tutaj. Chociaż, jeśli mam być szczery, wątpię, żeby mafia szukała mnie aż tutaj ─ odparł spokojnie Tetsuya. ─ A jak twój dzień?
Kuroko otworzył drzwi swojego małego mieszkanka, przepuszczając w nich Kise. Następnie zniknął za niewielką wnęką, która oddzielała część główną wnętrza od kuchni, aby przenieść do stolika dwa wcześniej naszykowane talerze z parującym posiłkiem.
─ Dziękuję. Ale... nie musiałeś, Kurokocchi! ─ powiedział Kise, jednocześnie bez obiekcji sięgając po swoją porcję. Niemal od razu wpakował do buzi pół porcji, wzdychając z zadowoleniem. ─ Wiesz... Nuwa jak zfyke, nis fie nie fało ─ zaczął mówić z pełną buzią, wymachując nieszczęsnym widelcem.
─ Um!  
Blondyn nagle wyprostował się nagle i przełknął ryż, mówiąc nagle, przejęty:
─ Spotkałem dzisiaj mojego starego... przyjaciela ─ zakomunikował i zaciął się, na chwilę przygasając, by po paru sekundach rozpromienieć jeszcze bardziej. ─ Jest teraz policjantem... Kurczę, to było takie... Takie miłe zobaczyć, że udało mu się spełnić swoje marzenie!
─ Rzeczywiście... W takim razie cieszę się razem z tobą ─ odpowiedział Kuroko z cieniem uśmiechu przewijającego się przez poważną twarz. ─ Hm, może jutro będę miał okazję spotkać twojego przyjaciela ─ oznajmił po chwili namysłu. ─ Chyba jeszcze ci nie powiedziałem, ale od jutra zaczynam staż w Harajuku[i].
─ Słowa nie pisnąłeś! ─ oburzył się wyższy i pacnął Kuroko w ramię. ─ Czekaj! ─ dodał nagle, prostując jedną dłoń w teście „stopu”, drugą sięgając pośpiesznie do kieszeni. Niemal uderzył kartką o stolik i rozprostował pośpiesznie zwitek, przypominający stary skrawek notatki nadający się do kosza. ─ Tutaj? Powiedz, że tutaj! ─ spytał, wskazując palcem na adres, który dał mu Aomine.
Kuroko wziął od przyjaciela pomięty świstek i przyjrzał mu się z lekko zmarszczonymi brwiami. Odczytanie bazgrołów, z którymi miał obecnie do czynienia, zajęło chwilę.
─ Tak. Twój przyjaciel dał ci ten adres?
─ N-nie, to nie tak! ─ zaprzeczył od razu Ryota. Nieco szybciej, niż by wypadało. ─ Muszę zgłosić się na komendę w związku z dzisiejszym napadem w sklepie i wiesz... Zapomniałem adresu, no bo, pamiętasz, mieszkam tu dopiero trzeci dzień. Ah, no i jakoś tak wyszło, że koniec końców nie zadał mi żadnych pytań, więc chyba zrobi to jutro. Trochę nie chcę tam iść, bo mamy sporo do obgadania – w końcu dawno się nie widzieliśmy... Ale z drugiej strony chcę i trochę się boję. No, ale skoro to ten sam adres, to możemy iść razem, hm? ─ uśmiechnął się na koniec swojej serenady, najwyraźniej odrobinę pesząc Kuroko swoim potokiem słów
Mogłoby się wydawać, iż Tetsuya milczy przez chwilę z niepewności, czy jego przyjaciel zakończył swoją wypowiedź, jednak cisza między nimi powoli zaczynała się dłużyć. W końcu Kuroko przymknął na moment powieki, starając się uspokoić, i odłożył na swój do połowy pełny talerz widelec, ponieważ momentalnie stracił apetyt.
Kiedy się odezwał, jego głos był spokojny, jednak Kise z jakiegoś powodu miał wrażenie, iż jego przyjaciel jest na skraju wytrzymałości.
─ Możesz być tak dobry, Kise-kun, i z łaski swojej wyjaśnić mi, co masz na myśli, mówiąc o napadzie?
─ Ah... Chyba ci nie mówiłem? ─ blondyn zacytował Tetsuyę, śmiejąc się nerwowo. ─ No to... Dzisiaj ktoś napadł na… ─ Ryota przerwał na chwilę, myśląc intensywnie. W obecnej sytuacji bał się bardziej niż kiedy miał nóż na gardle, więc ominął, według niego, zbędne szczegóły. ─ Na sklep! Teraz już wiesz. Voila! ─ dokończył, zamachując się dziwnie ręką.
─ Jak mogłeś nie powiedzieć mi tego wcześniej? ─ westchnął Tetsuya. W jego tonie głosu wyraźnie zabrzmiało rozczarowanie, a na twarzy malowało się autentyczne przejęcie. ─ Na pewno nic ci się nie stało? Jak to w ogóle wyglądało?
─ Właściwie to nie wiem... ─ przyznał zgodnie z prawdą. ─ Koleś czaił się przy półkach dobre piętnaście minut, a potem nagle powiedział, że mam mu dać wszystko, co leży w kasie. ─ Kise wzruszył ramionami i parsknął śmiechem. ─ Powiedziałem mu, że to słaby żart i wtedy zaczął mną szarpać... A kiedy Aominecchi się wrócił, chyba spanikował na widok policjanta, bo wyciągnął nóż i zaczął nim wymachiwać na prawo i lewo... ─ odparł niefrasobliwie. Mimo luźnej treści, przetarł szyję dłonią, przypominając sobie okropne uczucie ostrza na skórze. ─ No, nie powiem, trochę się wystraszyłem... ─ przyznał sam przed sobą, dopiero teraz dopuszczając do siebie serię dzisiejszych zdarzeń. Zamyślił się chwilę i ocknął, ponownie się uśmiechając. ─ Ale nic mi nie jest. Miałem szczęście.
─ Chyba obydwaj mamy niesamowitą zdolność przyciągania kłopotów…
Tetsuya westchnął cicho, przypatrując się przyjacielowi z widoczną troską, zupełnie tak, jakby szukał na jego ciele najmniejszych obrażeń, które potwierdziłyby, iż Ryota nie wyszedł z tamtej sytuacji bez szwanku.
Nie doszukawszy się jednak niczego, Kuroko uspokoił się i wysilił na słaby uśmiech.
─ Całe szczęście, że twój przyjaciel tam był. Teraz już rozumiesz, Kise-kun, dlaczego tak bardzo chciałbym dostać się do policji? ─ zapytał po chwili, nawiązując do ich ostatniej rozmowy, podczas której przyjaciel pragnął odwieść Tetsuyę od tego pomysłu z powodu jego wcześniejszych problemów z yakuzą.
─ Ale...
Ryota przygryzł wargę spuścił wzrok. Nie chciał urazić Kuroko, ale uważał, że jest on zbyt drobny i delikatny do takiego zawodu. Jednocześnie wiedział, jak bardzo Tetsuya pragnie pomagać ludziom i podziwiał jego zapał.
─ To... niebezpieczny zawód ─ odparł wymijająco.
─ Dobrze o tym wiem ─ odparł chłopak spokojnie. ─ Ale już nic nie zdoła mnie przekonać do zmiany decyzji, wiesz o tym, Kise-kun. Mamy tylko jedno życie i ja zdecydowałem poświęcić je dla słabszych, samemu stając się silniejszym. Mogę cię jedynie zapewnić, że będę na siebie uważać. No, a teraz osobiście możesz mieć na mnie oko, odkąd mieszkamy tak blisko siebie ─ uśmiechnął się.
─ A żebyś wiedział, że będę! ─ zarzekł się zawzięcie, zmieniając szybko temat, czując, że się rozkleja. ─ Jutro idziemy tam razem. Muszę zobaczyć, czy pracują tam kompatybilni ludzie ─ pokiwał głową do siebie, w duchu przyznając medal za swój świetny plan.
Kuroko tylko uśmiechnął się ze zrozumieniem, wyrażając niemą zgodę, po czym wstał, zgarnął ze stołu talerze.
─ O ile uda ci się zwlec z łóżka o piątej...
─ Jak chcę, potrafię być rannym ptaszkiem! ─ blodyn oburzył się na żarty. ─ Hej, Kurokocchi... Dzięki za dzisiaj ─ powiedział szczerze.
─ Nie ma za co, Kise-kun. Zawsze gotuję większe porcje, nawet, jeśli teoretycznie mieszkam sam.
─ Jesz jak ptaszek! ─ odparł, nie wierząc w tak absurdalne kłamstwo. Poczuł jednak przyjemne ciepło we wnętrzu, więc uśmiechnął się, kręcąc głową. ─ Chociaż pozwól mi kupować składniki. Przynajmniej połowę!
─ Jeśli tak bardzo chcesz wydawać pieniądze na jedzenie, to może skup się na tym, żeby twoje śniadania i kolacje nie wyglądały jak tamten nieszczęsny jogurt ─ westchnął Tetsuya, po czym odwrócił się i zniknął w kuchni.
─ Mówiłem, że to był deser! ─ Kise krzyknął za nim, krzyżując ręce na piersi. ─ O której jutro idziemy? - spytał zamyślony, wypatrując przyjaciela.
─ Mam być na miejscu o siódmej, więc jeśli wyjdziemy o szóstej, to chyba metrem powinniśmy zdążyć? ─ myślał tamten na głos, myjąc talerze. Szybko się z tym uporał, po czym zaparzył herbatę i wrócił z nią do saloniku. ─ Lepiej powiedz mi coś więcej o swoim przyjacielu. Chciałbym mu podziękować, jeśli uda mi się go spotkać.
─ Nie wiem, co powiedzieć ─ przyznał Ryota szczerze i zachichotał cicho. Miał w umyśle tyle informacji na temat Aomine, że nie wiedział, od czego zacząć. ─ Znamy się od liceum, ale jest starszy prawie o dwa lata... ─ zamyślił się na moment i ożywił momentalnie. ─ Nauczył mnie grać w kosza! Poznaliśmy się na W-Fie, kiedy mieliśmy zastępstwo z drugoklasistami i jakoś tak dołączyłem do drużyny koszykarskiej... ─ powiedział z uśmiechem i parsknął głośno. Udał urażenie, nadymając policzki. ─ Był dla mnie strasznie niemiły! Ciągle obrywałem o byle co! O, i musiałem mu ciągle kupować jedzenie za przegrane mecze! Jak miałem wygrać, skoro grałem dopiero kilka miesięcy? ─ fuknął, ale mimo tego, na jego twarz wpłynął szeroki, nostalgiczny uśmiech, który zniknął po chwili, kiedy Kise przypomniał sobie o ich rozstaniu. ─ No, ale potem skończył szkołę i urwał nam się kontakt ─ zakończył niezgrabnie.
─ Mimo tego co o nim mówisz, chyba ci go brakowało ─ stwierdził Kuroko, lekko rozbawiony.
Znał swojego przyjaciela już na tyle długo, aby umieć rozpoznać typowe dla pewnych jego odczuć gesty i wyrazy twarzy, na które Kise prawdopodobnie nawet nie zwracał uwagi. Tetsuya zaś potrafił bez problemu je wyłowić i przypisać im odpowiednie znaczenie.
─ Może uda wam się teraz odnowić znajomość.
─ Byłoby miło ─ rozchmurzył się Kise, myśląc o przyjaźni, nie związku, który ich łączył. Owszem, ich rozstanie okropnie go zraniło, ale najbardziej brakowało mu ich bliskości, jako dwoje wspierających się, spędzających ze sobą czas, ludzi.
A przynajmniej tak się przekonywał.
─ Jutro go pewnie poznasz ─ zachichotał.
─ Na to liczę ─ odparł Tetsuya, szczerze ciekaw, jakim człowiekiem jest znajomy Ryoty.
Mężczyźni rozmawiali ze sobą luźno jeszcze dobre pół godziny, sącząc ze swoich kubków powoli stygnącą herbatę. Nawet nie zauważyli, że za podłużnym, wąskim, niezasłoniętym bladozielonymi zasłonami oknem zaczął padać śnieg, którego tańczące na mrozie płatki oświetlał blask latarni. Dopiero kiedy Kuroko zorientował się, że jest już po 23, a Kise ledwo powstrzymuje się przed zaśnięciem, aby mimo wszystko kontynuować rozmowę, oświadczył:
─ Powinieneś iść już do siebie, Kise-kun. Nie chcę cię wyganiać, ale po dzisiejszym dniu przyda ci się odpoczynek. No i pamiętaj, że jutro wcześnie wstajemy. Jeśli zaśpisz, nie będę na ciebie czekać ─ uprzedził.
─ Okrutnik ─ jęknął Ryota, zbierając się z podłogi. Przeciągnął się powoli i ziewnął głośno, klepiąc się po brzuchu. ─ Dobranoc, Kurokocchi ─ powiedział sennie, zamykając niższego w krótkim uścisku. ─ Idę do mojej samotni ─ oznajmił dramatycznie, przykładając sobie dłoń do czoła w teatralnym geście. Uśmiechnął się głupkowato i wyszedł z mieszkania przyjaciela, odmachując mu wesoło.
Gdy tylko przestąpił próg swojej klitki, zdał sobie sprawę, jak bardzo był zmęczony i ile w słowach Tetsyui mieściło się racji. Niemal bez sił opadł na swój futon, ani myśląc o ponownym wstaniu. Z bólem odstawił więc prysznic na rano i przymknął oczy, przypominając sobie dzisiejszy epizod. Przełknął ciężko ślinę i zmarszczył brwi na myśl o tym, co mogło się stać. Jeszcze raz przejechał dłonią po krtani i zaśmiał się cicho, kręcąc głową w niedowierzeniu.
─ Aomine Daiki. Kto by pomyślał...

Wtorek, 5 grudnia

Aomine nie znosił rannego wstawania, a co za tym idzie, idei zwlekania się z łóżka o piątej rano, kiedy szedł do pracy na pierwszą zmianę. Jego szef kiedyś powiedział mu, że etat pracy policjanta to pojęcie względne i mulat powinien być przygotowany na to, że może być potrzebny na służbie więcej czasu, aniżeli uwzględniono w umowie, jednak Daikiemu w zasadzie to odpowiadało. Jeśli nie liczyć wieczornego zalegania na kanapie przed telewizorem, nie miał żadnych konkretnych zajęć, którym mógłby oddawać się po przyjściu do domu. Nie miał również nikogo, komu mógłby poświęcać swój wolny czas. Odkąd skończył liceum, coś się w nim zmieniło, a kontakt z większością przyjaciół urwał. Aomine zwykł to nazywać naturalną koleją rzeczy, nawet, jeśli nie do końca uważał, że miał prawo tak o tym myśleć. Czasem wyskoczył z Kagamim na piwo, jeśli kończyli swoje zmiany o tej samej porze, co z resztą często się zdarzało, ale z Taigą przeważnie spotykał się w pracy.
To tam toczyło się jego życie. Daiki wolał nawet posiedzieć dłużej w niewielkim biurze na komendzie i ponarzekać z Kagamim na niewątpliwie zwiększający się odsetek przestępczości, który zmuszał ich do częstszych interwencji, aniżeli wracać do swojej kawalerki mieszczącej się w sąsiedniej dzielnicy, Shinagawie. Jako nastolatkowi, zawsze marzyło mu się mieszkanie właśnie w tym okręgu stolicy, jednak kiedy dane było mu się tam w końcu wprowadzić, nie czuł, aby cokolwiek się zmieniło. Wciąż był tym samym Aomine Daikim, młodym policjantem bez większych planów na przyszłość, który zmuszony był brnąć przez życie sam, odkąd przyszło mu rozstać się ze swoim chłopakiem, Kise Ryotą, pod koniec liceum.
Wychodząc z metra na stacji w Shibuyi, Daiki klął pod nosem na czym świat stoi, mając głęboko w poważaniu parę przerażonych matczynych spojrzeń kobiet, które nie zdążyły zatkać uszu swoim dzieciom. Nocny opad deszczu ze śniegiem przerodził się nad ranem w prawdziwą burzę śnieżną, Aomine zastanawiał się nawet nad tym, czy to nie jakaś nowa odmiana tajfunu.
Kiedy zły i przemarznięty do cna dotarł w końcu na komendę, od razu zrzucił przemoknięty mundur, wciągnął na siebie szary dres ze swojej służbowej szafki i udał się do podziemi komendy, gdzie mieściła się siłownia, sale ćwiczeń oraz strzelnica. Do rozpoczęcia pracy zostało mu nieco ponad pół godziny, dlatego zamierzał wykorzystać ten czas w miarę produktywny sposób i zająć czymś myśli.
Tak, aby męczący go przez całą noc obraz pewnego blondyna w końcu zniknął z jego głowy.
W połowie ćwiczeń drzwi od sali uchyliły się, a Daiki nie musiał odwracać się, żeby wiedzieć, kto wszedł do środka.
─ Yo, Kagami ─ rzucił, nie odwracając wzroku od ściany przed nim, którą oznaczył sobie za punkt obserwacyjny podczas biegu na bieżni.
─ Yo. Kevin pozdrawia ─ odparł Taiga, siadając na ławeczce do podnoszenia sztang. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru kiwnąć chociaż palcem, nie wspominając o dołączeniu do mulata, co zazwyczaj robił. Spojrzał obok na drzwi do sali do ćwiczeń i wykrzywił usta w niezadowolonym grymasie, wiedząc, że spędzi tam dzisiaj co najmniej dwie godziny.
─ Kończysz? ─ spytał, wyraźnie znudzony.
─ Co tak późno? ─ mulat odpowiedział pytaniem na pytanie, jednak nie przerwał wykonywanej czynności ani na moment. Jeśli miał okazję nie zaspać, często przychodził rano na siłownię, gdzie to zwykle on dotrzymywał towarzystwa Kagamiemu, który bywał tam niemal codziennie o tej samej porze.
─ Mam dzisiaj szkolić nowego ─ pożalił się Taiga, opadając zrezygnowany na plecy. Z ich dwójki to głównie jego przydzielali do nauki, jako iż miał nieco więcej cierpliwości niż Daiki. W gruncie rzeczy Taiga lubił prowadzić kursy, jednak po swoim ostatnim nawet nie próbował ukryć niechęci i Aomine dobrze wiedział, dlaczego. Poprzednim razem Kagami musiał użerać się z wyjątkowym dupkiem, po trzy godziny dziennie, równe dwa tygodnie i mulat widział, jak bardzo męczyło to przyjaciela.
Daiki przełączył bieżnię na tryb chodzenia, by po chwili zupełnie wyłączyć urządzenie. Zeskoczył z niego i podszedł do Taigi, aby popchnąć go zaczepnie i usiąść obok.
─ Współczuję ─ wyznał bez ogródek, klepiąc przyjaciela po kolanie. ─ Ale może koleś będzie tym razem w porządku.
─ Oby, bo złożę wypowiedzenie ─ zagroził i poderwał się do pozycji siedzącej. Westchnął przeciągle. ─ Zaraz się przekonamy ─ dodał, wstając. ─ A, mam ci przypomnieć o wczorajszym raporcie ─ dodał z ziewnięciem.
─ Szlaaag, nie znoszę tych papierków ─ jęknął Daiki, pochylając się mocno do przodu, w efekcie czego jego głowa znalazła się między kolanami.
Mulat pozwolił sobie na chwilę przebywania w tej zrezygnowanej pozie, po czym zmusił się do wstania. Mokry od potu podkoszulek kleił mu się do pleców, powodując lekki dyskomfort. Chciał jak najszybciej znaleźć się pod prysznicem.
─ Dobra, idę. Niech ten nowy da ci wycisk, bo mi się tu zapuścisz ─ rzucił złośliwie, po czym zgarnął z ławki obok swoje rzeczy i opuścił siłownię w odrobinę lepszym humorze.
─ Utop się! ─ krzyknął za nim ryży i skręcił w drugą stronę, postanawiając odwiedzić jeszcze automat, przed siadaniem za biurkiem.
Kupił dwie kawy, w której jednej z nich ustawił maksymalny stopień słodkości i ruszył do wspólnego gabinetu, który dzielił z Daikim. Upił łyka swojego gorącego, gorzkiego napoju, a drugi kubek położył na desce mulata. Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, jak ten nie znosi cukru i zajął swoje miejsce.
Potrafił być świetnym przyjacielem. Naprawdę lubił swojego partnera... Tylko tak z czystej złośliwości okazywał mu to na różne sposoby.
Kiedy Kagami już rozłożył się wygodnie na swoim miejscu, spojrzał na zegarek i zaczął przeglądać papiery dotyczące jego nowego podopiecznego.
─ Młody, niski, chudy... ─ mruknął, przeskakując przez najważniejsze informacje. Zmarszczył brwi, gdy w jego wyobraźni pojawił się nieciekawy obraz, w którym to niechcący przerzuca mężczyznę przez pół sali jak worek ziemniaków. ─ Za lekki ─ wymruczał pod nosem, autentycznie tym faktem przejęty.
Nagle rozległo się pukanie. Kagami drgnął lekko, był przyzwyczajony do tego, że Aomine zawsze wchodził do ich biura bez uprzedzenia. Domyślił się zatem, że pod drzwiami może stać jego nowy podopieczny. Chciał już się odezwać, jednak chłopak ubiegł go i sam wszedł do środka, nie czekając na pozwolenie.
─ Kagami-san?
W drzwiach biura stanął niski, ubrany w długi szary płaszcz i granatowy szalik chłopak. Zmierzył swoim beznamiętnym spojrzeniem całe pomieszczenie, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na siedzącym za biurkiem Kagamim. Chłopak skłonił się lekko, po czym wszedł i zamknął za sobą drzwi. Taiga zerknął ukradkiem na zegarek. Była punktualnie siódma.
─ Dzień dobry. Od dzisiaj miałem zacząć tu staż ─ oświadczył statecznie nowoprzybyły, nawet nie kryjąc swojego zainteresowania wnętrzem. Jego źrenice uważnie badały otoczenie, starając się wysnuć z wystroju jakieś konkluzje na temat osoby, która miała od teraz pełnić funkcję jego przełożonego.
Taiga odchrząknął cicho, starając się ukryć swoje zdziwienie. Patrząc na akta, spodziewał się chociaż konkretnych mięśni, jednak osoba przed nim była bardzo... drobna. Kagami nie potrafił przypisać chłopakowi innych przymiotników, aniżeli niski, wątły, czy, jakkolwiek mało męsko by to nie brzmiało, delikatny. Mimo stoickiego wyrazu, jego twarz również nie należała do typowo męskich wzorców. Była okrągła, o delikatnych rysach i wyjątkowo bladej cerze.
Kuroko nie był przystojny. Był piękny. I nie ważne, jak wiele razy policjant próbował znaleźć mniej wydelikacony przypis, nie potrafił.
Przez myśl ryżego przeszło, że chłopak jest niemal kobiecej urody, jednak szybko zganił się za ten pomysł. Mimo naprawdę drobnej budowy, sylwetka młodszego była typowo męska. Chociaż szerokość jego ramion była mała, odznaczały się one nawet pod płaszczem, formując zarys Tetsuyi w typowy, choć wąski trójkąt. Chłopak nie wyglądał na chuchro, ale gdyby Taiga miał go porównać do siebie, czułby się jak Goliat. Jednak w swoim zawodzie czerwonowłosy zdążył się przekonać o tym, jak wiele niepozornych jest typów ludzi i nie miał zamiaru lekceważyć nowego. Wyższy domyślił się, że student nie dostał się tu poprzez wybitne wyniki na testach sprawnościowych, a te psychologiczne. Już na pierwszy rzut oka mógł powiedzieć, że za tymi błękitnymi, dużymi oczami kryje się bardzo złożony, możliwe nawet, że ponadprzeciętny umysł.
Orientując się, że w końcu powinien coś powiedzieć, odchrząknął i odezwał się:
─ Ehkm, tak. Kuroko Tetsuya, jak mniemam ─ rzucił, wstając, aby podać mu dłoń. ─ Cieszę się, że przyszedłeś na czas.
Cień nikłego uśmiechu przewinął się przez twarz Kuroko, kiedy obdarzył swojego nowego przełożonego mocnym, zdecydowanym uściskiem dłoni. Chłopak w zasadzie nigdy się nie spóźniał, zawsze wychodził dostatecznie wcześnie, aby spokojnie móc wszędzie zdążyć. Jednak ta krótka pochwała sprawiła, że coś, co było dla niego wręcz naturalne, nagle stało się dla niego również i satysfakcjonujące.
─ Miło mi, że zaczniemy razem współpracę. Miałem do dyspozycji twoje akta, Kagami-san, dlatego naprawdę się cieszę, że zajmie się mną ktoś tak kompetentny ─ wyznał szczerze.
Mówiąc to, skupił się na twarzy Taigi. Jasnowłosy starał się nad tym zapanować, jednak nawyk zwracania uwagi na wszelkie detale w swoim rozmówcy był dla niego zbyt ciężki do przezwyciężenia. Jego wzrok bezwiednie przesuwał się od przesłoniętego grzywką czoła Kagamiego, poprzez jego wyraźne, rozdwojone przy końcach brwi, aż do dość zgrabnego nosa i wydatnych ust. Jednak tym, co przykuło największą uwagę Tetsuyi, a jednocześnie najbardziej mu się spodobało, były oczy funkcjonariusza. Z tęczówek w kolorze czerwonego wina biło doświadczenie i pewność siebie, dzięki czemu Kuroko mógł być pewien, że ma do czynienia z inteligentną osobą.
Taiga uśmiechnął się kącikiem ust i skrzyżował ręce na piersi, zadowolony. Już polubił Tetsuyę. Był nieco formalny, ale przy tym przyjazny i mężczyzna odetchnął z ulgą, że nie będzie musiał się znów męczyć z pewnymi siebie, nadętymi mięśniakami bez kropli oleju w głowie.
Kagami obszedł biurko, aby oprzeć się o nie kością ogonową, nakazując gestem dłoni, aby Kuroko zajął miejsce na krześle, co tamten od razu uczynił.
─ Nie mam dużo wymagań. Wystarczy, że będziesz przychodził na czas i się starał. Nie będę zostawiał cię z tyłu, jeśli będziesz miał jakieś trudności, ale to ty musisz się przyłożyć, bo nie przystąpię do testu za ciebie. Nie musisz wszystkiego ogarnąć od razu. Owszem, mamy ograniczony czas, ale liczę na jakość, nie szybkość. Chcę, żebyś się czegoś nauczył, nie powtarzał podręcznikowe bzdety, okej? ─ spytał z sympatycznym uśmiechem na ustach.
─ Oczywiście. Możesz być pewien, że się przyłożę, Kagami-san ─ zapewnił Kuroko z lekkim ukłonem.
Zaraz potem poluźnił nieco szalik, aby umożliwić zetknięcie chłodnego powietrza ze swoją rozgrzaną skórą.
─ Od czego zaczniemy?
─ Może najpierw od tego, żebyś się trochę oswoił. Rozbierz się i oprowadzę cię trochę po komendzie. Co ty na to? ─ zaproponował Taiga, drapiąc się po brodzie.
Kuroko skinął tylko krótko głową, po czym wstał i zdjął z siebie płaszcz wraz z szalikiem, które równo złożył i przewiesił przez oparcie krzesła, na koniec przygładzając materiał delikatnie. Poprawił też wychodzący spod kołnierzyka szarej koszuli czarny krawat, który nieco poluźnił mu się w czasie drogi na komendę.
─ A, jeszcze jedno ─ powiedział Taiga, otwierając drzwi. Odwrócił się do Kuroko, który już stał za nim i podrapał się w tył głowy, uśmiechając lekko na jego pytające spojrzenie. ─ Jeśli mamy liczyć na owocną współpracę, przywyknij do hałasu i mojego... mniej subtelnego partnera ─ ostrzegł go, nie chcąc, aby ich sprzeczki z Daikim zraziły chłopaka. ─ I mów mi Kagami.
Na te słowa Tetsuya uśmiechnął się. Niemal nie sposób było wychwycić zmiany na jego twarzy, jednak Taidze się to udało.
─ Dobrze. Skupię całą swoją uwagę na tobie, Kagami-kun.
Kuroko dopiero po chwili zreflektował się, jak jego słowa mogły zostać odebrane. W tamtej chwili był jednak bardziej zaskoczony wypływającym na jego policzki rumieńcem, aniżeli faktem, że nie do końca przemyślał swoją wypowiedź, co praktycznie nigdy mu się nie zdarzało.
Obawiając się, że jeśli zacznie tłumaczyć się ze swoich słów, Taiga zwróci na nie jeszcze większą uwagę, po prostu wyminął go i wyszedł szybko przed biuro, pilnując, aby policjant nie dostrzegł czerwieni, która z jego bladą karnacją tworzyła lekki kontrast.
Wyższy stał chwilę w miejscu, zdziwiony tą nagłą reakcją i zmarszczył lekko brwi. W końcu jednak podrapał się po głowie i wzruszył ramionami, postanawiając jakoś rozluźnić atmosferę.
─ To... Kuroko. Mogę tak do ciebie mówić? ─ spytał, na co młodszy skinął głowa. ─ Dlaczego policja? Pewnie dużo osób odwlekało cię od tego pomysłu, więc musiałeś być zdecydowany... ─ stwierdził, studiując twarz chłopaka.
─ Niektórzy nadal próbują odwieść mnie od tej pracy ─ sprostował Tetsuya. Po chwili ciszy wbił wzrok w ziemię. ─ Rozumiem, że moi bliscy mogą się martwić, ale niektórzy moi wykładowcy chyba wzięli sobie za punkt honoru udowodnienie mi, że się nie nadaję ─ mruknął. ─ Ale nie zrezygnuję. Kiedy miałem piętnaście lat, widziałem na własne oczy, jak zamordowano moich rodziców. Byłem wtedy całkowicie bezradny. Nie chcę czuć się w ten sposób nigdy więcej, dlatego myślę, że policja to jednak dobry wybór.
Taiga przystanął na moment, wbijając wzrok w plecy chłopaka. Przełknął ciężko ślinę, szybko do niego dołączając. On sam nie mógł sobie wybaczyć, że nie mógł nic zrobić, kiedy jego brat zginął w wypadku, w którym Taiga nawet nie uczestniczył. Mógł sobie tylko wyobrazić, co musiał czuć Kuroko, a i tak pewnie byłoby mu do niego daleko.
Niewiele myśląc, Kagami delikatnie położył chłopakowi rękę na plecach i przycisnął ją nieco mocniej, gdy odchrząknął cicho i powiedział zwyczajne:
─ Przykro mi. ─ Po czym włożył dłonie do kieszeni i dodał szybko, nie chcąc niczego roztrząsać: ─ Zrobimy z ciebie dobrego glinę, żebyś mógł im wszystkim pokazać. Co ty na to? ─ spytał z krzepiącym uśmiechem, nadstawiając w stronę mniejszego zaciśniętą pięść.
Tetsuya odwzajemnił gest, mile zaskoczony. Jeszcze nikt nie okazał w jego sprawie takiego zrozumienia, nawet, jeśli parę osób zdawało sobie sprawę z jego pobudek.
─ Dziękuję, Kagami-kun ─ powiedział szczerze, starając się, aby nie zadrżał mu głos. Zdawał sobie sprawę, że to jedno słowo nie mogło wyrazić w pełni jego wdzięczności, dlatego obiecał sobie, że postara się okazywać ją Taidze, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja.
Ryży uśmiechnął się szeroko, powstrzymując chęć zmierzwienia chłopakowi włosów. Zaczął prowadzić go wzdłuż korytarza, w między czasie pokazując mijane przez nich pomieszczenia i objaśniając ich funkcje. Postanowił jednak zacząć od kronik głównego biura, a potem przejść do sali ćwiczebnej i małej kafejki – bardziej interesujących pomieszczeń.
─ To powiedz mi, jakie TY masz wobec mnie wymagania ─ zaczął Taiga.
Kuroko rozglądał się wokół ciekawym spojrzeniem, starając się zapamiętać drogę, którą przemierzali. Nie dawał tego po sobie poznać, ale w gruncie rzeczy był całkiem podekscytowany swoim tymczasowym miejscem pracy.
─ Cóż... ─ zastanowił się chwilę. ─ Nie jestem pewien, czy w ogóle jakieś się znajdą. Jedyne co, to może... cierpliwość? I wyrozumiałość. Ale wydaje mi się, że nie muszę o to prosić ─ stwierdził, zerkając z ukosa na Kagamiego.
─ Dopóki nie zaleziesz mi za skórę, nie masz czym się martwić ─ rzucił starszy żartobliwie.
─ Postaram się ─ odpowiedział Tetsuya, na poważnie biorąc słowa wyższego. ─ Um, a... Często masz okazję kogoś szkolić, Kagami-kun?
─ Nie ─ odpowiedział po chwili namysłu. ─ Jakoś raz, dwa razy w roku ─ uściślił, spoglądając na niższego mężczyznę. ─ Nie martw się, zrobię z ciebie glinę ─ dodał, chcąc zapewnić Kuroko, że może mu zaufać.
─ W to nie wątpię ─ przyznał chłopak z delikatnym uśmiechem. ─ Zastanawiałem się tylko, czy prowadzenie tego typu szkoleń nie jest czasem uciążliwe. Domyślam się, że nie wszystkie osoby, z którymi pracowałeś, sprostały twoim wymaganiom.
─ Oj, czasem jest, i to bardzo ─ przyznał Taiga, śmiejąc się krótko. ─ Ale bez obaw, ostatnio miałem długą przerwę, więc jestem w pełni wypoczęty.
─ W takim razie postaram się nie męczyć cię zbytnio, Kagami-kun ─ zapewnił Tetsuya. Był wdzięczny opatrzności, że to właśnie Kagamiego przydzielono mu jako przełożonego, dlatego obiecał sobie w myślach, że zrobi wszystko, aby jak najlepiej im się razem pracowało.
─ Spokojnie, jestem pewien, że nie przebijesz mojego partnera, więc się dogadamy ─ zaśmiał się krótko tamten i ucichł na moment, myśląc nad czymś intensywnie. ─ Wiesz co, jestem zdania, że powinniśmy pogadać w jakimś innym miejscu. Jeśli masz czas oczywiście to... Napijesz się kawy? ─ spytał z uśmiechem.
─ Chętnie ─ odparł Kuroko, bez dania sobie czasu na głębsze przemyślenie tej odpowiedzi.
Był jednak pewien, że i tak byłaby ona twierdząca.



[i] Harajuku – jedna z dzielnic okręgu Shibuya.
fun fact: tam naprawdę znajduje się posterunek policji

2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział i naprawdę fantastycznie się zapowiada to opowiadanie, czyli okazuje się że byli kiedyś razem ale bardzo burzliwe się to zakończyło, ciekawe jak Kuroko zorientuje się jaki jest ten dawny przyjaciel Kise...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dziękujemy serdecznie za komentarz :3
      Cieszę się bardzo, że opowiadanie się podoba, osobiście (dość nieskromnie) uważam, że jest to jeden z lepszych tworów, do którego powstania miałam przyjemność się przyczynić *-*
      Liczę, że dalsze rozdziały zaspokoją Twoją ciekawość c;
      Również pozdrawiam,
      Shiro

      Usuń