Druga Gwiazdka | prolog

Poniedziałek, 4 grudnia

─ Serio, stary? Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci prowadzić?
Aomine Daiki niemal z politowaniem zmierzył wzrokiem swojego czerwonowłosego partnera, z którym miał za niecałe pięć minut odbyć tradycyjny patrol po okolicy. Dochodziła 21, więc nocna zmiana obu mężczyzn dopiero co się rozpoczynała. Mimo to Daiki zjawił się na komendzie już dziesięć minut wcześniej, aby móc dorwać kluczyki do auta przed Kagamim Taigą.
Pogrążona w mroku i resztkach stopniałego śniegu ulica przed komisariatem została na krótko rozświetlona podwójnym migotaniem świateł biało-czarnej policyjnej mazdy. Daiki wzruszył ramionami na nieco ogłupiały wyraz twarzy swojego towarzysza, który dopiero co pojawił się na parkingu, po czy wsiadł do auta na miejscu kierowcy i zapalił silnik, nawet nie oglądając się na Kagamiego.
─ Proszę, proszę. Kto by pomyślał, że Aomine Daiki pofatyguje swoje cztery litery, żeby choć raz być na coś przed czasem ─ sarknął Kagami, wyglądając wściekle za szybę. Nadal nie wybaczył partnerowi porannej kradzieży jego porcji pączków, a fakt, że Daiki najwyraźniej nie miał zamiaru pokutować, siadając na miejscu kierowcy, nie wprawiał go w lepszy nastrój.
─ Po tym jak ostatnio zaliczyłeś tamtą jazdę po dołach, jesteś zawieszony w funkcji kierowcy ─ odparował ciemnoskóry, nawiązując do ich patrolu sprzed dwóch dni. Mieli wtedy wezwanie aż na same obrzeża stolicy, gdzie nie wszystkie drogi były tak dobrze utwardzone jak w centrum, jednak Aomine wydawał się pozostawać obojętny na ten drobny szczegół.
─ Pozabijałbyś nas, gdybyś to ty wtedy prowadził ─ odgryzł się Taiga, wywracając oczami. Był cholernie zmęczony, więc nie miał siły na dłuższe sprzeczki.
Nie mógł jednak oprzeć się pokusie, aby nie wytknąć mulatowi dość, ważnego w prowadzeniu patrolu, szczegółu.
─ Ale prowadź. Ciekawe, jak daleko nas zawieziesz o pustym baku...
Daiki już chciał zwrócić partnerowi uwagę, iż to on mógł zająć się tankowaniem zeszłym razem, jednak ugryzł się w język w ostatniej chwili, przypominając sobie, że wtedy sam na niego naciskał, żeby po męczącej akcji wracać prosto na komendę, bez tankowania.
Zamiast wywodu, pozwolił sobie jedynie na krótkie westchnięcie.
─ Mi to tam nawet na rękę. Możemy podjechać na stację, akurat nie wziąłem ze sobą nic do żarcia.
─ Tak. O tym zdążyłem się przekonać ─ warknął Taiga, znów mając przed oczami koszmarny obraz znikających w paszczy jego przyjaciela pączków. ─ Stawiasz mi coś do picia ─ zarządził poirytowany.
─ Może być.
Ulice Tokio po zmierzchu stawały się o wiele lepiej przejezdne, niż w ciągu dnia, kiedy niemal każdy pas zajmował niekończący się sznur samochodów. Był to jeden z powodów, dzięki któremu Aomine bardzo lubił prowadzić nocą. Światła mijanych za szybą sklepowych wystaw, latarni czy elektronicznych billboardów uspokajały go, a mniejsze natężenie ruchu sprzyjało w rozwijaniu nieco większych prędkości, aniżeli 5 kilometrów na godzinę w korku.
─ Masz jakieś plany na święta? ─ zagadnął nagle, rzucając krótkie spojrzenie Kagamiemu. Zauważywszy cień zdziwienia przewijającego się przez jego twarz, dodał, wskazując na właśnie mijaną przez nich ogromną choinkę na placu w Shibuyi: ─ Nigdy nie zrozumiem, czemu oni wystawiają to tu tak wcześnie.
─ Żebyś zdążył znienawidzić święta, zanim przyjdą ─ odparł ryży, uśmiechając się kpiąco w stronę drzewka, po czym westchnął głęboko. Przeciągnął się na swoim siedzeniu i zamknął na chwilę oczy. ─ Wiesz, pewnie to, co zwykle. Jakieś piwko, mięsko i Kevin w tle... ─ powiedział, wypuszczając przy tym ciężko powietrze i zaśmiał się krótko. W gruncie rzeczy przestało go to bawić już dwa lata temu, kiedy to zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jak starym człowiekiem jest w tak młodym wieku.
Nie chcąc się nad tym kolejny raz rozwodzić, przejął temat.
─ A ty? Znowu jakiś przelotny romans?
─ Czemu zaraz przelotny? Może tym razem znajdę kogoś na dłużej? ─ parsknął mulat, choć sam w to nie wierzył. ─ Nie no, a tak serio, to miałem w planach posiedzieć w jakimś barze, dopóki mnie z niego nie wyrzucą.
─ Ambitnie, nie powiem ─ przyznał z przekąsem Kagami. ─ Jak już cię wywalą, możesz wprosić się do nas ─ zaproponował, klepiąc przyjaciela po ramieniu. ─ Kevin uwielbia gości.
─ Nie wiem, czy nie będę wam przeszkadzać ─ odparł Daiki, zerkając na przyjaciela, a przy tym sugestywnie poruszając brwiami. ─ Nie chcę psuć waszej romantycznej tradycji.
─ Jak wolisz nawalony zdychać na chodniku, to proszę bardzo ─ wymamrotał poirytowany, nadal nie w humorze. ─ Pamiętaj tylko, że to oznacza mój dożywotni staż jako mistrza kierownicy.
Aomine parsknął cicho, wywracając przy tym oczami. Mimo że Kagami wydawał się w tamtym momencie dość oschły, mulat wiedział, że przyjaciel ma jak najlepsze intencje. Doceniał to.
─ Wpadnę. Może spikniesz mnie z Kevinem ─ rzucił z uśmiechem, podjeżdżając na stację.
─ Jesteś gliną. Nie muszę przypominać, ile się siedzi za pedofilię... ─ odparł Taiga z kpiącym uśmiechem i szybko wysiadł z wozu, chcąc uniknąć morderczych chęci partnera. Włożył ręce do kieszeni munduru i potruchtał w stronę szklanych drzwi, krzycząc do mulata, zanim ten zdążył zareagować:
─ Nie ma mowy, ja nie tankuję!
Aomine opuścił mazdę z wiązanką soczystych przekleństw na ustach. Chwyciwszy pistolet, oparł się o drzwi i zaczął tankować, obserwując docierającego do niewielkiego budynku Kagamiego. Humor momentalnie mu się poprawił, kiedy zauważył, jak Taiga poślizgnął się na w pół roztopionej śniegowej breji przed wejściem, w ostatniej chwili przed upadkiem łapiąc równowagę.
W ciągu kilku minut skończył tankować i dołączył do przyjaciela w przyjemnie nagrzanym sklepie. Zaczął przechadzać się między regałami, szukając czegoś, co mógłby wrzucić na ząb, kiedy nagle uzmysłowił sobie, że przecież nie wziął portfela. Uznał jednak, że Kagami nie będzie mieć wyjścia, aniżeli go poratować, dlatego z głupkowatym uśmiechem zgarnął kilka batoników energetycznych i dołączył do partnera, znajdując go dzięki odznaczającej się już z daleka bordowej czuprynie. Taiga znajdował się w okolicy kasy, widocznie nie mogąc się zdecydować, czy woli kawę, czy stojącego na pobliskiej półce energetyka.
W tej samej chwili uwagę ciemnoskórego przykuł młody mężczyzna w luźno zarzuconym na głowę kapturze, który wyminął jego partnera i zniknął za regałem z prasą. Daiki nie umiał stwierdzić, co dokładnie sprawiło, że tamten facet zwrócił na siebie jego uwagę, zwłaszcza, że widział go tylko przez moment, ale jeszcze nigdy nie zawiódł się na swojej intuicji. Uznawszy jednak, że póki co nie ma żadnych podstaw do interwencji, po prostu podszedł do Taigi i klepnął go lekko w ramię.
─ Masz jakieś drobne?
─ Mam, ale ty pła...
─ Przepraszam, tam dalej jest już magazyn. Proszę nie wchodzić ─ przerwał im uprzejmy, dźwięczny głos mężczyzny stojącego za ladą, który przykuł uwagę policjantów na innego klienta. Upomniany kiwnął szybko głową, burcząc ciche przeprosiny i zniknął za regałem ze słodyczami. Taiga patrzył jeszcze chwilę za nim, widocznie widząc dozę niepewności, a może nawet strachu w zachowaniu mężczyzny.
Ostatecznie jednak wzruszył ramionami, przerzucając swój wzrok na kasjera. Zdążył zobaczyć resztki firmowego, szerokiego uśmiechu, zanim nie zniknął za grubym, szarym kominem bluzy, którą mężczyzna miał na sobie. Taiga przyłapał się na tym, że zaczął studiować twarz pracownika sklepu, co było już jego odruchem naturalnym w związku z zawodem, którym się trudnił. Przestał jednak, gdy spod burzy jasnych, gęstych włosów, wyłoniły się bystre, złote oczy, skryte za dużymi, pół-okrągłymi szkłami, oprawione czarnymi obwódkami.
─ Czy już mogę? ─ spytał go blondyn lekko zachrypniętym głosem, uśmiechając się lekko i odchrząkając cicho. Nietrudno było wywnioskować, że nie był w pełni zdrów, sądząc po mowie i powtarzającym się geście pociągania lub pocierania nosa.
Kagami wyczekująco spojrzał na Aomine, który podniósł dłonie w obronnym geście.
─ W aucie zostawiłem... ─ skłamał gładko.
─ Dobra, oddasz mi ─ westchnął niezadowolony, robiąc miejsce dla partnera.
Daiki puścił przyjacielowi oczko i położył swoje zakupy na ladzie, po czym odsunął się, aby ten mógł uregulować rachunek. W oczekiwaniu na to, mulat odszedł od kasy, udając, że coś przykuło jego uwagę na jednej z półek. W rzeczywistości przeniósł swoje uważne spojrzenie na mężczyznę w kapturze. Facet miał najwyraźniej problem, aby zdecydować się na coś konkretnego, ponieważ mimo spędzonych na włóczeniu się między regałami dobrych 5-ciu minut, w dalszym ciągu niczego nie wziął. Choć naprawdę mulatowi wydawało się, że coś z nim nie tak, nie zrobił przecież nic, do czego można by się przyczepić.
Aomine zganił się w myślach za swoje, jak zwykł to nazywać, zboczenie zawodowe, jednak nie zniwelowało to lekkiego uczucia niepokoju, kiedy wraz z Taigą opuszczali sklepik na stacji i skierowali się do auta.
Nim wsiedli do samochodu, Daiki oparł się o maskę i wsunął dłoń do wewnętrznej kieszeni swojej policyjnej kurtki, gdzie trzymał papierosy. Wyciągnął paczkę z zamiarem odpalenia jednego, jednak po otwarciu zorientował się, że nic już nie zostało.
─ Szlag. Masz fajki? ─ spytał stojącego obok partnera, łudząc się z nadzieją, że może Kagami zdecydował się zacząć palić, chociaż podświadomie wiedział, że w tym przypadku przyjaciel raczej go nie poratuje.
Kagami tylko rzucił mu pobłażliwe spojrzenie i wsiadł do samochodu, stawiając sprawę jasno. Daiki westchnął ciężko i oderwał plecy od chłodnej blachy samochodu.
Już w drodze od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Ściszone głosy i krótkie, głośne dudnięcie, które intuicyjnie popchnęło go w stronę stoiska. Jego przeczucie go nie zawiodło, bo gdy tylko przestąpił próg sklepu, zobaczył drobną szarpaninę i cień strachu przewijającego się przez twarz jego pacownika.
─ Hej!  
Daiki krzyknął krótko, zwracając na siebie uwagę mężczyzn. Niższy z nich zmarszczył brwi i otworzył szeroko oczy, panikując na widok munduru. Przyciągnął zaskoczonego kasjera za bluzę, wyciągając z kieszeni nóż sprężynowy, przykładając mu ostrze do szyi.
─ Stój! ─ krzyknął głośno, kierując nóż w stronę Daikiego. ─ Stój, albo... albo pożałujesz!
─ No już, wyluzuj ─ powiedział szybko mulat, unosząc ręce w górę w geście pozornego poddania się. ─ Opanuj się, człowieku, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować. Puść go ─ wskazał gestem na przerażonego sprzedawcę ─ albo kilka najbliższych świąt spędzisz w kiciu.
Napastnik zacisnął usta w wąską kreskę, wyraźnie bijąc się z myślami. Przeskakiwał wzrokiem od policjanta do swojej ofiary, przygryzając nerwowo wargę i szarpnął mocniej za materiał bluzy, widząc, jak Daiki robi krok w jego stronę.
─ Nie podchodź! ─ zagroził, wracając ostrzem do szyi blondyna, który zauważalnie przełknął ślinę.
Aomine cofnął się powoli, czując, że cała ta sytuacja zaczyna go męczyć. Chciał po prostu coś zjeść. Nie było już dnia, w którym mógł sobie odhaczyć spokojny, leniwy patrol, po którym mógł wrócić do domu i walnąć się na kanapę.
Miał tego serdecznie dość.
─ Słuchaj... ─ zaczął, ale nie zdążył dokończyć. Mężczyzna po drugiej stronie kasy skutecznie odwrócił jego uwagę, pociągając w tył swoją szyję szybko i nagle, wyszarpując się przy tym z uścisku złodzieja. Upadł przez to z hukiem, Aomine był pewien, nieźle obijając przy tym swoją kość ogonową, jednak był teraz poza zasięgiem broni, co interesowało mulata najbardziej. Dostając idealną okazję na wytrącenie noża z ręki zaskoczonego przestępcy, Daiki przystąpił do obezwładnienia go.
Kiedy tylko mu się to udało, podciął mężczyznę i rzucił się na niego, zakładając mu dźwignię na prawą rękę, w efekcie czego ten wrzasnął z bólu.
─ Japa ─ warknął na niego.
Mulat poprawił chwyt, nieco go rozluźniając, po czym wyciągając z kieszeni krótkofalówkę, którą połączył się ze swoim partnerem.
─ Rusz dupę, Kagami, nie mam przy sobie kajdanek. Ten gość ze sklepu wpakował się w niezłe gówno ─ westchnął tylko, nie dając Taidze nawet szans na odezwanie się.
─ W porządku? ─ rzucił jeszcze do blondyna, który właśnie z trudem podnosił się z podłogi.
─ T-tak, chyba tak... ─ odparł tamten słabo, otrzepując się z brudu. Szybko się zreflektował i odchrząknął, mówiąc już pewniej: ─ Tak, dziękuję.
Posłał Daikiemu szybki uśmiech i przeczesał nerwowo włosy, podając mu rękę.
─ Erm…
Aomine zmierzył spojrzeniem wyciągniętą w jego kierunku dłoń, po czym uśmiechnął się i spojrzał sugestywnie w dół, na mężczyznę, na którym siedział.
─ Może dasz nam chwilę? ─ spytał rozbawiony.
─ Przepraszam... ─ odparł zawstydzony, łapiąc się na kark i śmiejąc cicho, chowając się pod swoją grzywką.
W tym samym czasie przyszedł Kagami, nie ukrywając swojego poirytowania.
─ Musisz wszystkiego zapominać? ─ warknął na niego, rzucając Daikiemu metalowe obrączki i splatając ręce na piersi.
─ Sorry, ale nie myślałem, że zajdzie coś takiego.
Aomine szybko uporał się z założeniem kajdanek na obezwładnionego, po czym wstał, szarpiąc mężczyznę w górę, aby ten z jękiem podniósł się o własnych siłach.
─ Zajmiesz się nim? ─ spytał Kagamiego, ukradkiem zerkając na blondyna. ─ Muszę spisać protokół ─ westchnął.
Taiga tylko skinął głową i zniknął za szklanymi drzwiami, prowadząc skutego przed sobą, w towarzystwie kilku wiązanek przekleństw i zrezygnowania.
Nie chciał jednak babrać się z nudnymi pytaniami, więc bez większego marudzenia zgodził się zająć przestępcą.
Gdy tylko wyszedł, nastała głucha cisza, którą w końcu przerwał blondyn, ponownie przeczesując włosy.
─ To... Dziękuję ─ powiedział, śmiejąc się z siebie, ponownie podając mulatowi rękę. Drugą dłonią sięgnął po okulary, które zabrudziły mu się podczas upadku i założył je na głowę, odsłaniając przy tym twarz z opadających na nią kosmyków.
─ Luz, to moja pra…
W tym samym momencie, kiedy próbował dokończyć odpowiedź, Aomine zatkało. Już za pierwszym razem, kiedy tylko miał chwilę, aby przyjrzeć się blondynowi, wydawało mu się, że skądś go kojarzy. Nie mógł jednak przypomnieć sobie skąd, dlatego zignorował to przeczucie, uznając, że pewnie po prostu widział go kiedyś jako gapia lub kogoś podobnego na miejscu zbrodni.
Jednak kiedy chłopak odsłonił twarz, Daiki był już pewien.
─ Ryota? ─ bardziej stwierdził niż zapytał. Szybko jednak odchrząknął i poprawił się, momentalnie przypominając sobie wszystko, co łączyło ich w przeszłości. ─ To znaczy… Kise? Ty… pracujesz tu?
─ Aominecchi...? Ja...
Ryota otworzył buzię i szybko ją zamknął, próbując połapać się w sytuacji.
─ T-tak! To znaczy, jak widać ─ zaśmiał się niezręcznie i przetarł twarz dłońmi, jakby chciał się tym jakoś otrzeźwić. W przeszłości niezbyt przyjemnie urwali wspólny kontakt i blondyn wiedział, że w dużej mierze to on wykazał się niedojrzałością i nie powinien był robić niektórych rzeczy. Na widok Daikiego ucieszył się, ale jednocześnie poczuł duży niepokój.
─ Kurczę, jak mogłem cię nie poznać? ─ pomyślał na głos i roześmiał się ze śmieszności całej tej sytuacji. Tym razem szczerze i naturalnie. ─ Przepraszam, w życiu bym się tego nie spodziewał...
─ Co ty nie powiesz ─ mruknął mulat, drapiąc się po karku. ─ Te okulary… ─ wskazał na nie ─ długo je nosisz?
─ Oh… ─ Kise spojrzał w górę i zastanowił się chwilę. ─ Jakoś... Od trzeciej klasy ─ przyznał cicho, przeklinając się za to, że nie mógł wymyślić jakiejś wymówki, zamiast mówić prawdę.
─ Aha… Całkiem ci w nich nieźle ─ odparł Aomine, kiwając głową, jakby podświadomie chciał być bardziej wiarygodny.
Kiedy zapanowała między nimi dość niezręczna cisza, która z każdą chwilą stawała się oraz bardziej dokuczliwsza, Daiki odchrząknął, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni notatnik i długopis.
─ Okej, muszę spisać twoje zeznania na temat tego, co się stało ─ oznajmił nieco zdystansowanym tonem. ─ Twoje dane… ─ mruknął, mając w pamięci wzór tego, co powinien zawierać w sobie protokół. ─ Dobra, to sam mogę wpisać. Twój numer? Inne dane kontaktowe, obecne miejsce zamieszkania? ─ spytał, patrząc swojej dawnej miłości w oczy.
─ Uhm... Mieszkam w akademiku dosłownie od przedwczoraj... ─ przyznał powoli, zagryzając lekko wargę. ─ Jak bardzo spapram, jeśli powiem, że nie pamiętam jeszcze adresu? ─ spytał skrępowany. ─ Jeszcze się tam nie zalegitymowałem... Dostanę mandat? ─ zażartował, aby rozluźnić nieco atmosferę.
─ Nie, na razie wystarczy telefon. Będzie okej, jeśli zgłosisz się na komendę i podrzucisz nam swój adres. Będzie potrzebny, żeby wysłać ci wezwanie na rozprawę, żebyś mógł poświadczyć w charakterze świadka ─ wyjaśnił mulat. Po chwili zastanowienia spytał jeszcze: ─ Studiujesz?
─ Tak... w końcu mam… ─ zaczął, ale szybko przerwał, speszony. ─ Jestem na pierwszym roku japonistyki ─ odpowiedział, zakładając wolny kosmyk za ucho.
─ Hm. To fajnie ─ odparł mulat, uśmiechając się krótko, ale szczerze.
Z jednej strony naprawdę miał ogromną chęć, żeby porozmawiać z Ryotą, jednak z drugiej nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. O co spytać? O co lepiej nie? Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio się widzieli, a przy tym trudno by powiedzieć, aby ich ostatnie spotkanie odbyło się w miłej i pokojowej atmosferze. Dlatego też Daiki zdecydował się nie przekraczać tej bezpiecznej, odległej granicy, która dzieliła ich w tamtym momencie. Zaletą tej decyzji był również fakt, że w relacji policjant-świadek czuł się wyjątkowo komfortowo i pewnie.
Nie miał zamiaru tego niszczyć i pozwolić sobie na słabość.
─ Dobra, nie będę cię więcej męczyć ─ oznajmił po chwili, po czym na osobnej kartce w notesie zapisał adres komendy, na której pełnił służbę. Następnie wyrwał tę stronę i podał ją Kise. ─ Masz, zgłoś się tu w najbliższym czasie, żeby dodać swój adres i uzupełnić zeznania. Będę już spadać, ale licz się z tym, że za jakiś czas wpadną tu technicy. Musimy zabezpieczyć nagrania z kamer.
Aomine zapiął kurtkę i wcisnął notes do kieszeni. Posłał blondynowi ostatnie, trochę zbyt długie, spojrzenie, po czym odwrócił się i ruszył do wyjścia.
─ Na razie ─ rzucił luźno, unosząc jedną rękę w górę.
─ Hej, Aominecchi, czekaj! ─ zawołał za nim Ryota i zapisał coś pośpiesznie na czerwonej karteczce w kształcie jabłuszka, po czym podbiegł do Daikiego i dał mu ją. ─ Prosiłeś o numer... ─ wyjaśnił niezręcznie, widząc zmarszczone brwi mulata i pytające spojrzenie posłane w jego stronę. ─ Ja... Jeśli chcesz, to może moglibyśmy gdzieś pójść... Na przykład na kawę? ─ dodał speszony.
Aomine otworzył szerzej oczy, a Kise dopiero po chwili zorientował się, jak mogło to zabrzmieć, więc szybko się poprawił:
─ To znaczy...! Chciałem pogadać o... o kiedyś i podziękować za dzisiaj.
─ A... Zobaczy się, ale nie licz na wiele. Mamy z moim chłopakiem dużo do zrobienia przed świętami ─ odparł szybko, nie chcąc dać po sobie poznać zaskoczenia.
─ Oh, więc masz... To znaczy, ja nie w tym sensie!
Kise podniósł szybko ręce w obronnym geście i podrapał się w tył głowy, ściągając okulary i ukrywając czerwone od zażenowania policzki pod grzywką.
─ Chciałem tylko przeprosić i podziękować, przysięgam ─ dodał niezręcznie, bojąc się, że mulat pomyślał o nim źle.
─ Spokojnie, Kise. Nawet przez myśl nie przeszło mi nic więcej.
Daiki wziął od blondyna karteczkę z jego numerem i ścisnął mocno w dłoni, uśmiechając się smutno. Zaraz potem ponownie odwrócił się do Ryoty plecami i wyszedł ze sklepu bez słowa, zostawiając blondyna pogrążonego w myślach.
─ Co tak długo? ─ spytał Kagami, kiedy Daiki wreszcie wsiadł do samochodu. Spojrzał na dłonie partnera i parsknął śmiechem. ─ Serio? To tak zamiast fajek? ─ spytał, patrząc na krwiste jabłuszko w ręce partnera.
─ Daj se siana, jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia ─ odwarknął Aomine.
Wepchnął nieschludnie karteczkę do kieszeni i odpalił auto.
─ Teraz fajki i tak by gówno dały.

1 komentarz:

  1. Hej,
    zastanawiam się co się stało w przeszłości, że no cóż nie było miło, no i to że miał spędzić w barze a tutaj mówi o chłopaku... czy to się jakoś łączy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń