Późnym wieczorem Akashi
zadzwonił po room-service i zamówił im obu obiadokolację. Zjedli posiłek,
racząc się rozmową na błahe tematy, przeplataną drobnymi przekomarzaniami. W
pewnym momencie rudy zaczął, pamiętając o rzeczy, która nadal zaprzątała mu
głowę. Napełnił winem dwie lampki i podał jedną z nich Furihacie.
— Na co masz teraz ochotę,
Kouki? — spytał.
— Może chciałbyś się przejść,
Akashi-kun? — spytał nieśmiało Furihata, wbijając wzrok w szkarłatną ciecz.
— Nie mam nic przeciwko — powiedział
łagodnie Akashi i spojrzał na kochanka badawczo, sącząc powoli napój.
Kouki uśmiechnął się
delikatnie, a zaraz potem przyłożył kieliszek do ust i upił łyk wina. Był to
jego ulubiony rodzaj alkoholu, który zawsze kojarzył mu się z Seijuro. Czerwone
wino wydawało mu się równie eleganckie i dystyngowane co kochanek.
Ponieważ siedzieli na kanapie
w salonie, Furihata mógł łatwo nawiązać kontakt fizyczny z partnerem, co zaraz
uczynił. Starając się zrobić to jak najdyskretniej, przysunął się nieco w jego
stronę i powoli, jakby obawiając się reakcji Akashiego, nakrył jego wolną dłoń
swoją, myśląc nad czymś intensywnie.
Wyższy z mężczyzn splótł ich
palce ze sobą i posłał mu ciepły uśmiech, po czym spytał spokojnie:
— Nad czym tak myślisz?
— Nie mogę powiedzieć — westchnął
ciężko Kouki i nadął śmiesznie policzki.
Odwrócił szybko wzrok w bok, a
czując na sobie baczne spojrzenie różnokolorowych tęczówek partnera spróbował
napić się wina, ale zaraz zakrztusił się, nie mogąc znieść presji.
— D-Dowiesz się potem! Chodzi…
o prezent — burknął, pąsowiejąc na twarzy.
— A więc masz coś dla mnie...
— westchnął Akashi, klepiąc go profilaktycznie po plecach. Upił łyk alkoholu i
wyjaśnił mu grzecznie: — Dobrze wiesz, że nie czuję czegoś takiego jak magia Świąt
i tym podobne… Nie musisz mi nic dawać.
Pocałował krótko Furihatę i
zbliżył się do niego tak, aby móc go objąć.
— Oczywiście, że nie muszę,
ale bardzo, bardzo chcę! — obruszył się Kouki i dając się ponieść emocjom,
poruszył się nerwowo na sofie. — Może nie jest to coś super dużego i drogiego,
ale… Od razu, kiedy to zobaczyłem uznałem, że będzie ci pasować, więc…
Furihata zamilknął w jednej
sekundzie, zdając sobie sprawę, jak bardzo się już wygadał. Nakrył usta dłonią
i pokręcił głową na boki, czerwieniąc się mocno.
— Może… Chodźmy już —
powiedział słabo, dopił wino jednym haustem, a następnie wstał i pociągnął za
sobą rozbawionego Seijuro.
— Jak sobie życzysz.
Wyższy uśmiechnął się i wstał
z kanapy, po czym pomógł Furihacie. Odłożył lampki na stolik i poszedł za
Koukim do przedpokoju, przytrzymując dla niego kurtkę, aby ten mógł swobodnie
wsunąć ręce w rękawy. Następnie założył swój płaszcz i przepuścił kochanka w
drzwiach, zamykając je za nimi.
Furihata był przez większość
drogi dziwnie milczący, jakby skrępowany. Trzymał mocno dłoń Akashiego w swojej
i nie puszczał jej nawet na moment. Było dość zimno, a on nie wziął rękawiczek,
więc w pewnym momencie temperatura jego ręki sporo się obniżyła, jednak i to
nie zmusiło go do kapitulacji.
Wiedział dokładnie, w którą
stronę należy się kierować, ponieważ przebywał tę drogę dosyć często. Prosto
przez jedną z głównych ulic, która o tej porze mieniła się złotym blaskiem
ozdób świątecznych, następnie obok dworca kolejowego, na którym o tej porze
niemal w ogóle nie było żywej duszy, aż w końcu znaleźli się w parku. Wyglądał,
jakby nie z tego świata. Śnieg przyozdobił alejki oraz różnorodną roślinność
lepiej, aniżeli mieniące się iluminacje, które były pozakładane również i tu.
Kouki dalej uparci brnął przez
śnieg przed siebie, prowadząc za sobą kochanka, aż w końcu zatrzymali się przy
nieczynnej o tej porze roku fontannie, która w tej chwili była najbardziej
oświetloną mrugającymi lampkami rzeczą w całym parku.
Przejęty brunet odwrócił się
twarzą do Akashiego i spojrzał mu prosto w oczy, wciąż trzymając ich ręce
splecione ze sobą.
— Poznajesz to miejsce,
Akashi-kun? — spytał z uśmiechem.
Seijuro nie musiał się
rozglądać, aby odpowiedzieć. Z lekkim uśmiechem na ustach przymknął oczy i
odparł:
— Oczywiście. Jesteśmy w
północnym parku Ryosuke.
Koukiemu zrzedła mina, a Akashi zaśmiał się
krótko, przeczesując mu dłonią włosy.
— Jak mógłbym zapomnieć, gdzie
cię poznałem? — spytał rozbawiony.
Furihata uśmiechnął się
jeszcze szerzej i, nawet nie dbając o to, czy ktoś ich nie zobaczy, zarzucił
ręce na szyję Akashiego, stanął na palcach i obdarzył go najczulszym
pocałunkiem, na jaki było co stać. Kiedy go zakończyli, Kouki nie odsunął się,
a jedynie przylgnął do ciała wyższego jeszcze bardziej i wtulił twarz w
zagłębienie jego szyi.
— Cieszę się, że pamiętasz —
wyznał szczerze. Całe jego wnętrze było przepełnione radością, którą zaczął
wręcz emanować. — Kiedy pomyślę, że poznaliśmy się w sumie przez to, że przez
przypadek oblałem cię herbatą, to jestem wręcz wdzięczny bogom za swoją
niezdarność — zaśmiał się.
— Mhm — mruknął z aprobatą
wyższy i zatopił nos w orzechowych kosmykach. — Warto było poświęcić swoją koszulę — dodał z subtelnym uśmiechem.
Kouki parsknął cicho śmiechem
na tamto wspomnienie, które nagle odżyło w jego pamięci. Spacerował wtedy po
parku po burzliwej, telefonicznej kłótni z siostrą, z którą jako jedną udało mu
się utrzymać w miarę dobre kontakty. Do tamtej chwili. Dziewczyna chciała, żeby
wrócił do domu rodzinnego chociaż na jakiś czas i zapobiegł rozwodowi rodziców.
Furihata nie mógł tego jednak zrobić. Nie tylko ze względu na pracę, którą
wtedy miał, ale i ich relacje, które po tym, kiedy niemal wyrzucili go za
przyznanie się do swojej orientacji, były w fatalnym stanie. Mimo to, chciał
jakoś pomóc czy doradzić siostrze. Ta jednak nie uznawała jego chęci bez
pokrycia, dlatego tamta rozmowa była ostatnią, jaką przeprowadzili.
Pamiętał, że był tym bardzo
dotknięty. Zaszył się zatem w parku z kubkiem kupionej po drodze herbaty i
zaczął po nim spacerować. Był tak zamyślony, że w ogóle nie dostrzegł
Akashiego, który szedł przez park na spotkanie biznesowe do jednego z
pobliskich biurowców. Oblał go herbatą i tylko resztki dobrego wychowania i w
miarę silnej woli powstrzymały go od tego, aby po prostu uciec z miejsca
wypadku przed zirytowanym spojrzeniem różnokolorowych tęczówek.
— Bałem się, że będziesz
wściekły. A ty po prostu zaprosiłeś mnie na kolejną herbatę — westchnął w
pewnym momencie melancholijnie.
Akashi zaśmiał się ciepło i
przyznał:
— Zanim zdobyłbym nową,
spóźniłbym się, a wiesz, że jest to coś, czego nie znoszę. Wolałem nie pójść
tam, niż nie być na czas... — Seijuro zatopił rękę z brązowych, miękkich
włosach, odgarniając niesforne kosmyki z czoła kochanka. — Ale nie ukrywam, że
gdyby nie czas i miejsce, nie potrzebowałbyś kubka herbaty, żeby zwrócić na
mnie swoją uwagę — mruknął zadowolony.
Choć z początku słowa
Akashiego sprawiły, że zrobiło mu się ciepło na sercu, zaraz napłynęły mu do
głowy myśli, które skutecznie zdusiły to uczucie.
— No nie wiem — westchnął ciężko,
odwracając wzrok. — Gdyby nie ta sytuacja, pewnie nigdy już byśmy się nie
spotkali, należymy do dwóch kompletnie innych światów. A nawet jeśli, to...
Raczej po prostu byś mnie nie zauważył — zaśmiał się smutno i uśmiechnął
sztucznie.
— Właściwie — zaczął Akashi,
powstrzymując się od śmiechu — to raczej ty nie zauważyłbyś mnie. — Mrugnął do
niego.
— H-He? — Kouki aż
zapowietrzył się z wrażenia. — Co ty mówisz, Akashi-kun, na ciebie nie da się
nie zwrócić uwagi! — zaprotestował żywo.
— Dziwne, bo w każdą sobotę
rano, kiedy wychodziłem biegać tu, w parku, lekko mówiąc, mijałeś mnie, gdy
jechałeś do pracy na rowerze — zaśmiał się łagodnie i dodał rozbawiony : — Pomijając
wszelkie eufemizmy, praktycznie zawsze we mnie wjeżdżałeś.
— C-Co...? Niemożliwe —
powiedział cicho Furihata, czując, jak opuszczają go wszelkie siły. I gdyby nie
to, że Seijuro wciąż mocno trzymał go w swoich ramionach, pewnie by upadł. —
Jeju, to... Nawet tego nie pamiętam! — jęknął płaczliwie. — Przepraszam — dodał
zaraz, ze łzami w oczach.
— Nie masz za co. Domyślałem
się, sądząc po twoim pośpiechu, że nie robisz tego specjalnie — odparł. Podrapał
się w brodę i wyznał: — Zastanawiałem się nawet, czy nie wpaść ci specjalnie
pod koła, ale koniec końców sam „wyszedłeś” z inicjatywą — ponownie się
roześmiał, opierając swój podróbek o głowę partnera.
— Co... Czyli... Ty...
Kouki aż zaniemówił z
wrażenia. Nie mógł nabrać głębszego wdechu, a co dopiero wyrazić wszystkie
emocje, które rozpierały go od wewnątrz. Czuł się szczęśliwszy i bardziej
doceniony niż kiedykolwiek przedtem. Myśl o tym, że to rzeczywiście Akashi
zwrócił na niego uwagę jako pierwszy już dawno przed nim, napawała go radością.
Stanowiła też nie lada zaszczyt.
Brunet w pewnym momencie
zapowietrzył się, jednak po chwili odzyskał oddech i był już w stanie wydusić z
siebie coś więcej, aniżeli monosylaby.
— Teraz mogę umierać w spokoju
— oznajmił lekko i przymknął powieki, jakby rzeczywiście był gotów wyzionąć
ducha jeszcze w tej chwili. Jego jasne, pełne wargi układały się w wyraźny
uśmiech, a zaczerwienione policzki zdawały się wręcz jarzyć w ciemności.
— Radzę tego nie próbować — powiedział
Akashi, trochę szorstko. Nie widział sensu w ukrywaniu swojej irytacji, więc
dodał stanowczo: — Do śmierci możesz się przygotowywać jako sędziwy człowiek,
nie teraz, kiedy wszystko się dopiero zaczyna.
Furihata pisnął tylko
radośnie, po czym ponownie uwiesił się na kochanku, mocno go ściskając. Nie
chciał, aby ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Jego ciało trzęsło się z
ekscytacji, a on podświadomie czuł, że jeśli Seijuro powie cokolwiek jeszcze,
po prostu pęknie z nadmiaru szczęścia. Dlatego też postanowił w końcu wdrożyć
swój mały plan w życie. Ciągle nie mógł się uspokoić i nie pomogły mu w tym
nawet głębokie wdechy, które nabrał w celu stabilizacji emocji. Z dość marnym
skutkiem. Mimo to, odsunął się wreszcie od Akashiego i zaczął przeszukiwać
swoje kieszenie.
— Wiem, że Wigilia będzie
dopiero za trzy godziny, jednak chcę dać ci prezent już teraz, Akashi-kun —
powiedział zadowolony, ściskając w dłoni średniej wielkości prostokątne
pudełko. Było ono zapakowane w prosty, brązowy papier, a wokół przewiązane czerwoną
wstążką. Podczas kiedy Seijuro zabrał się za rozpakowywanie podarunku, Furihata
zaczął nerwowo miętosić w dłoniach skrawek swojej kurtki i tłumaczyć: — Jak już
się wygadałem wcześniej, nie jest to może nic specjalnego... Ale dość sporo na
to oszczędzałem i... Mam nadzieję, że chociaż ci się spodoba — powiedział cicho
i przygryzł wargę.
W chwili, gdy skończył mówić,
Akashi otworzył pudełko, a jego oczom ukazały się dwie srebrne, lśniące spinki
do mankietów w kształcie mordek kotów, które zamiast oczu miały maleńkie
rubiny.
Akashi uśmiechnął się,
rozczulony widokiem kochanka. Rzucił ostatnie spojrzenie na swój prezent i zamknął
delikatnie pudełko, ponownie przyciągając do siebie Koukiego.
— Dziękuję. Naprawdę mi się
podoba — powiedział szczerze.
Mimo iż koty i słodkie rzeczy
nie były w jego stylu, spinki od Furichaty bardzo skojarzyły mu się z nim
samym, co niemal od razu go urzekło. Ponadto mimo swojego kroju, były naprawdę
eleganckie. Był pewien, że będzie je zakładać na specjalne okazje. Patrząc w
pełne radości oczy kochanka, nie mógł się powstrzymać od złączenia ich ust w
długim, ciepłym pocałunku. Gdy odsunął się od niego, Akashi złapał jego dłoń w
swoją i pociągnął lekko, mówiąc: — Mój prezent czeka na ciebie w domu.
Koukiego od płaczu ze
szczęścia powstrzymało jedynie to, że znajdowali się w miejscu publicznym. Mimo
to oczy piekły go niemiłosiernie, jednak było to dosyć przyjemne. Zupełnie inne
niż to, kiedy zbierało mu się na płacz ze smutku. Odetchnął głęboko, drżąco,
starając się trzymać emocje na wodzy, a następnie wyszczerzył się, ciągnąc
Seijuro przed siebie.
— Więc chodźmy! Nie mogę się
już doczekać.
Seijuro pokręcił wesoło głową
i dał się pociągnąć kochankowi bez słowa. Szli w pozbawionej napięcia,
cieszącej ich obu, ciszy. Gdy dotarli na miejsce, Kouki niemal wbiegł do
mieszkania, rozglądając się wokół, jakby miał zamiar znaleźć podarunek. Akashi
uśmiechnął się delikatnie i zamknął za sobą drzwi. Wyciągnął ręce w stronę
kochanka, aby pomóc mu zdjąć kurtkę, co ten źle zinterpretował i przylgnął do
niego beztrosko. Wyższy mężczyzna parsknął śmiechem i odwrócił niższego,
ilustrując mu, co miał na myśli. Gdy już odwiesił jego okrycie i rozprawił się
ze swoim płaszczem, nakazał gestem przejść do salonu. Brunet usiadł na kanapie
podekscytowany, a obok niego przysiadł Akashi. Czując na sobie wyczekujący
wzrok partnera, wyprostował się i spojrzał z uwagą na niego.
Ku zdziwieniu Koukiego, Seijuro
nie wyciągnął prezentu spod poduszki, stołu czy nie przyniósł go z innego
pokoju, tylko sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej marynarki, wyciągając z
niej małe, czarne pudełeczko, przepasane złotą nitką.
Zanim podał je kochankowi,
powiedział, przemyślając uważnie swoje słowa:
— Nie chciałbym cię zawieść,
Kouki. Ale chciałbym, żebyś odebrał to jako swego rodzaju obietnicę. — To
mówiąc, otworzył wieczko, ukazując Furihacie dwa proste, złote pierścionki,
mieniące się w słabym świetle pomieszczenia. — Oczywiście jeden jest dla mnie.
Jednak nie założę go, jeśli nie przyjmiesz swojego — dodał.
Kouki zapowietrzył się i w
pierwszej minucie nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. Szeroko otwartymi
oczami spoglądał to na Akashiego, to na pierścionki, jakby chcąc się upewnić,
iż jego kochanek przypadkiem sobie nie żartuje. Jednakże mimika twarzy Seijuro
stanowczo temu przeczytał. Jego wyraz był poważny, wyczekujący, natomiast
błyszczące w kameralnym świetle choinkowych lampek oczy zdradzały niepewność.
Furihata nie mógł dłużej powstrzymywać fali uczuć, która nagle zalała jego
wnętrze niczym ogromna fala morska brzeg. Pisnął krótko, zamachał spazmatycznie
rękami, po czym rzucił się na Seijuro omal nie wytrącając mu podarunku z rąk.
— Nie wierzę, nie wierzę, to jest
niczym najpiękniejszy sen — załkał, pozbawiając kochanka tchu. — Oczywiście, że
go przyjmę — dodał jeszcze, pociągając nosem. Gorące łzy szczęścia zaczęły
spływać mu po policzkach i kapać na koszulę Akashiego. — D-Dziękuję...!
Naprawdę, nie spodziewałem się czegoś tak pięknego i romantycznego, Akashi-kun
— jęknął i pocałował kochanka w usta w przypływie euforii.
Seijuro pogłębił pieszczotę
powoli i odsunął się po chwili, mówiąc:
— No to zostało już tylko
jedno. — Widząc niezrozumienie mieszające się z radością na twarzy Koukiego,
dodał rozbawiony, biorąc mniejszą obrączkę do ręki. — Mój jest dobry, ale twój
trzeba przymierzyć — powiedział z uśmiechem i wsunął krążek na palec Furihaty.
Ręka Furihaty drżała z emocji,
podobnie jak on sam, kiedy Akashi wkładał mu pierścionek. Po raz kolejny nie
udało mu się powstrzymać łez, jednak był pewien, że był to najszczęśliwszy
moment w jego życiu.
— Dziękuję — wyszeptał po raz
kolejny, po czym wsunął drugą obrączkę na palec Seijuro.
Nie mógł się napatrzeć na ich
dłonie, które były ozdobione odpowiadającymi sobie pierścionkami. Czuł, że to,
że je mają, w pewien sposób łączy ich dusze ze sobą i daje fizyczny dowód tego,
że ich relacja ma sens.
Nie powiedział nic więcej,
choć tak bardzo chciał. Głos odmówił mu posłuszeństwa i żadne słowo nie chciało
mu przejść przez gardło. Dlatego usiadł po prostu na kolanach partnera, splótł ich
oznaczone dłonie ze sobą i wtulił się w niego całym sobą, dając poznać swoją
postawą bezproblemowo, jak bardzo szczęśliwy i wzruszony jest.
Jego drobne ciało zostało
objęte przez Akashiego, który pogładził go ręką po włosach i zbliżył swoją
twarz do ucha Furihaty.
— Teraz wszyscy będą
wiedzieli, że jesteś mój — wymruczał z uśmiechem i przygryzł delikatny płatek zadowolony.
Koukiego przeszedł dreszcz,
przez który mimowolnie się zatrząsł i mocniej zacisnął dłonie na plecach
Akashiego, którymi go oplatał. Zaraz potem odsunął od niego nieco swoją twarz,
tak, aby móc spojrzeć mu nieśmiało w oczy.
— Hmm i tak wiedzą. Wtajemniczałem
dociekliwych — zaśmiał się cicho i nakrył jego usta swoimi.
Seijuro przerwał pieszczotę z
wrednym uśmieszkiem i satysfakcją wypisaną na twarzy.
— Chciałeś chyba powiedzieć,
„pochwaliłem się”, mylę się? — spytał wesoło.
Furihata zamarł na moment, a
jego mina zaskakująco bardzo zdawała się przypominać wyraz twarzy dziecka,
które właśnie zostało przyłapane na czymś niekoniecznie dobrym.
— No… to… Też w sumie prawda —
przyznał, pąsowiejąc. — Ale byłem tak szczęśliwy, że aż nie mogłem się powstrzymać!
— pisnął i wtulił szybko czerwoną twarz w szyję kochanka.
— Przecież nie mam o to
pretensji — powiedział ze śmiechem. Odepchnął kochanka delikatnie, aby ten spojrzał mu w oczy i dodał, zanim ponownie
złączył ich usta w czułym pocałunku: — Cieszę się.
*
Aomie otworzył drzwi klatki
schodowej kluczem, aby domofonem nie obudzić kochanka, który prawdopodobnie
wciąż smacznie spał. Następnie podniósł z ziemi siatki z zakupami i przytrzymał
drzwi nogą, aby móc wejść do środka. Pokonał schody truchtem, przeskakując po
dwa stopnie, aż w końcu znalazł się przed ich mieszkaniem. Ponownie wygrzebał z
kieszeni klucze, otworzył zamek i przestąpił próg.
Dochodziła siódma trzydzieści.
W środku było cicho i spokojnie, tak więc wywnioskował, że Kise wciąż leży w łóżku.
Rozebrał się więc po cichu i przeniósł siatki z zakupami do kuchni. Zaczął je
tam wypakowywać, jeszcze raz podsumowując sobie w myślach plan, jaki miał na
danie w tym dniu Ryocie prezentu. Bardzo długo nie mógł się zdecydować czy to,
co wybrał, będzie na pewno odpowiednie, jednak po ich ostatecznym pogodzeniu
się i przywróceniu porządku w życiu był już całkowicie pewien. O świcie odebrał
swoje zamówienie, a następnie odwiedził sklep i piekarnię – jedne z
nielicznych, które były tego dnia jeszcze otwarte.
Kiedy miał już wszystkie
potrzebne składniki rozłożone na blacie, zaczął przygotowywać śniadanie.
Ugotował owsiankę, na której punkcie Kise miał słabość, przełożył ją do miski,
a następnie przyozdobił świeżymi malinami i borówkami. Na osobnym talerzu położył
dwa małe, jeszcze ciepłe croissanty z czekoladą i orzechami, które zdobył w
piekarni, a obok ułożył resztę owoców, jakie kupił. Następnie przełożył
wszystkie potrzebne naczynia na tacę, łącznie ze szklanką świeżego skoku z
pomarańczy. Chwycił ją w dłonie i uważając, żeby niczego nie zniszczyć,
przeszedł ostrożnie i powoli z kuchni do ich sypialni. Ułożył tacę na szafce
nocnej po stronie Ryoty i usiadł na łóżku tuż obok zwiniętego w kulkę partnera.
Blondyn skopał z siebie kołdrę przez sen, więc przykrywała mu ona jedynie
stopy. Daiki westchnął ciężko i ją poprawił, zasłaniając mu nią zmarznięte,
gołe uda i plecy.
Aomine przeniósł spojrzenie na
twarz kochanka i przełknął ciężko ślinę. Jak miał go obudzić, skoro wyglądał
tak słodko i niewinnie? Potargane, złote kosmyki zasłaniały mu czoło i opadały
swobodnie na ściśniętą pod jego głową poduszkę. Daiki odgarnął mu je jak najdelikatniej
potrafił, pochylił się i musnął bladą skórę wargami, którymi następnie zsunął na
usta, natrafiając po drodze na łuk brwiowy, powiekę i policzek.
Blondyn otworzył powoli oczy,
marszcząc zabawnie brwi i nos. Jego kontury jednak szybko się wygładziły, gdy
tylko rozpoznał kochanka w wyostrzającym się obrazie. Uśmiechnął się pół
przytomnie i przetarł pięścią prawe oko.
— Dzień dobry — przywitał się,
po czym ziewnął cicho i spytał sennie: — Która godzina?
— Ósma. Ale to nieważne —
wymruczał Daiki i jeszcze raz szybko pocałował partnera. — Wesołych Świąt. Czy
coś — zaśmiał się, po czym odsunął i położył Kise tacę ze śniadaniem na
kolanach, uśmiechając się lekko, widząc jego zaskoczenie.
— A ty? — spytał, próbując
zgiąć kolana tak, aby zrzucić kochanka, ale nie w towarzystwie jedzenia i
zaśmiał się po porażce, zatapiając łyżkę w słodkiej papce. Wziął porcję do ust
i westchnął błogo.
—Pycha.
— No pewnie. Gdyby mi się
chciało, mógłbym być kucharzem — zaśmiał się Aomine i tylko poprawił swoje
ułożenie, aby było mu wygodniej. — Jadłem po drodze — odparł zgodnie z prawdą,
przypominając sobie wybitnie smaczną bułkę z makiem. Przecząc jednak swojej
odpowiedzi, oderwał kawałek croissanta i zaczął leniwie go rzuć.
— Żarłok — rzucił żartobliwie
blondyn, kończąc właśnie owsiankę z głośnym mlaskiem.
Odstawił tacę na bok, biorąc w
rękę jabłko i wyswobodził nogi spod Daikiego tylko po to, aby się na niego
uwalić.
— Skoro mógłbyś, to teraz
codziennie życzę sobie takie królewskie śniadania — żachnął się tonem godnym
księcia
— Jak dobrze, że jednak mi się
nie chce — dodał szybko Daiki, powstrzymując się od śmiechu. — Poza tym pewnie
szybko by ci się znudziło, bo umiem robić tylko owsiankę i jajecznicę. No, może
jeszcze tosty.
— Ale jakie tosty! — odparł
rozmarzony Kise na wspomnienie przypieczonych kanapek z żółtym serem, szynką,
czosnkiem i rozmarynem, obok których zawsze w zestawie znajdowały się pomidorki
koktajlowe.
Ryota wdrapał się Daikiemu na
plecy i westchnął teatralnie:
— Czyli dalej ja muszę robić
za kopciuszka… Dostanę coś w zamian? — spytał, poruszając brwiami.
— Możesz dostać swojego
księcia — parsknął Daiki, po czym zrzucił z siebie blondyna, a sam ułożył się
wygodnie na nim i przyparł siłą do łóżka. Popatrzył przez chwilę w tęczówki
Ryoty i uśmiechnął kącikiem ust, po czym dodał: — No. Lub równie dobrze swój
prezent gwiazdkowy. Ale w tym wypadku ja chcę najpierw swój — zażądał.
Ryota spojrzał na niego
sceptycznie, unosząc jedną brew. Wyczuwał jakiś podstęp, ale postanowił podjąć
się gry.
— Jaki prezent? Nie mam dla
ciebie żadnego. Do niegrzecznych książąt Mikołaj nie przychodzi — sarknął z
zadziornym uśmiechem.
— I tak wiem, że lubisz, kiedy
jestem niegrzeczny — prychnął Daiki i spojrzał na blondyna prowokacyjnie.
I jakby na potwierdzenie
swoich słów pochylił się i zassał mocno na szyi Kise, dodatkowo go przy tym
gryząc, parskając pod nosem, kiedy do jego uszu dobiegł zduszony jęk.
— To, czy ja to lubię, nie ma
tu nic do rzeczy — sapnął blondyn, uśmiechając się delikatnie. — To nie ja
jestem Mikołajem.
— Ale masz z nim chyba jakieś kontakty, nie? — westchnął
Daiki. — Mógłbyś mu szepnąć słówko czy dwa. Tak po znajomości. — Mrugnął do
niego.
— Co miałbym mu powiedzieć? — spytał
zaciekawiony, przekręcając lekko głowę na pościeli.
— Że tak naprawdę nie istnieje
— odparł i wyszczerzył wrednie.
— No wiesz? — obruszył się
Kise. — Jak możesz?
— No życie, słońce — parsknął
Aomine i cmoknął Kise w sam czubek nosa.
— Zabiłeś atmosferę. Teraz już
ci na pewno nic nie dam — zaśmiał się.
Daiki westchnął cierpienniczo
i opadł bez siły na Ryotę, przygniatając go już do reszty.
— To po co ja byłem taki miły?
— spytał sam siebie z udawanym smutkiem w głosie. — Żadnych korzyści — jęknął.
— Oho! Wiedziałem, że nie ma co
liczyć na bezinteresowność — powiedział Kise i odwrócił głowę, nadymając
policzki. — A ja myślałem, że ty tak z miłości — burknął, starając się nie
roześmiać.
— Z miłości? A gdzie tam —
żachnął się Daiki, po czym ułożył głowę tak, aby móc pocałować Kise, co zaraz
też uczynił, w ramach rekompensaty.
Kise pogłębił pieszczotę, a
gdy ją przerwali, posłał Aomine najseksowniejsze spojrzenie, na jakie było go
stać. Oblizał prowokacyjnie wargi, zbliżając je do ucha, by wyszeptać
czekającemu w napięciu Daikiemu:
— Prezenty będą dopiero
wieczorem. Musisz poczekać. — Mrugnął do niego zalotnie.
— Kto by pomyślał, że z ciebie
taki tradycjonalista — parsknął Aomine, jednak nie kłócił się więcej. Był gotów
poczekać, zwłaszcza, że w zimę wieczory zapadły wcześniej niż w ciągu innych
pór roku.
Powoli przesunął nosem i
wargami po szyi Kise, aby po chwili oznaczyć go kolejną już tego dnia malinką
Ryota westchnął, a zaraz potem
syknął nieznacznie, próbując odepchnąć Daikiego.
— Nie gryź! — rzucił, starając
się brzmieć stanowczo i ukryć uśmiech.
Jak na złość, Daiki nic nie
robił sobie ze słów blondyna, spokojnie zjeżdżając ustami coraz niżej i niżej,
od czasu do czasu gryząc i zasysając się na jasnej cerze.
— Aominecchi... — zaczął
Ryota, biorąc nagły oddech. Wplótł palce w jego granatowe włosy, zaprzeczając
swoim słowom. — Przestań... Dopiero co dzień się zaczął... — jęknął.
— Mi to nie przeszkadza —
wymruczał Aomine, przenosząc się z ustami na prawy sutek blondyna, któremu w
tej chwili zaczął poświęcać całą swoją uwagę. Po chwili spojrzał jednak w górę,
uniósł brwi i powiedział: — Chyba, że tobie jednak tak. Wtedy przestanę.
Kise odwrócił wzrok i bąknął w
przestrzeń:
— Nie przeszkadza... Przecież
wiesz...
— Ha? Więc tylko mi się
zdawało, że przed chwilą wyraziłeś obiekcje? — parsknął Daiki i z powrotem
podciągnął się tak, żeby móc patrzeć Kise w oczy. Lubił to robić, ponieważ
wtedy był pewien, że nic nie umknie jego uwadze. W tym samym czasie wsunął
kochankowi między nogi kolano i zaczął nim prowokacyjnie poruszać, uważnie
obserwując zmieniającą się mimikę Ryoty i nie mogąc powstrzymać pewnego siebie
uśmiechu.
Blondyn zaciskał mocno usta,
nie chcąc dać mu tej satysfakcji i starał się myśleć o czymś nieprzyjemnym.
Przez głowę przeszły mu dżdżownice, których tak nie znosił, sąsiadka z dołu, a
nawet smak zupy, którą kiedyś ugotował Daiki.
Nic jednak nie pomogło i Kise
jęknął głośno, mówiąc:
— To nie były... obiekcje — sapnął,
zaciskając swoje uda, aby utrudnić mulatowi jego pracę. — Tylko prezenty miały
być wieczorem... — zaśmiał się spazmatycznie.
— Pod tym względem jestem
dzieckiem, chcę je jak najszybciej — zaśmiał się Daiki i nie dał Kise już
szansy na powiedzenie czegokolwiek.
Pocałował go mocno i
agresywnie, przygryzając mu przy tym dolną wargę. Zaś swoją prawą dłonią
przejechał wolno, mocno ją przy tym dociskając, przez cały prawy bok blondyna,
na końcu zaczepiając o gumkę bokserek i ciągnąc je zaczepnie w dół,
jednocześnie cały czas drażniąc delikatnie krocze Ryoty, co mężczyznę powoli
zaczynało doprowadzać do szaleństwa.
Blondyn stęknął i uśmiechnął
się do siebie, pasując. Objął szyję Daikiego rękami, podtrzymując pieszczotę i
splatając żarliwie ich języki. Po chwili sięgnął lewą dłonią pod koszulkę
kochanka i zaczął przesuwać nią ku górze, aby pozbawić mulata ubrania. Aomine
pomógł mu, gdy był już na samej górze, odrywając się na chwilę od niego i
zrzucając z siebie materiał, by zaraz przylgnąć z powrotem do blondyna.
Nie mógł przestać całować
Kise. Ta pieszczota wciągnęła go na tyle, że jeśli nie musiał, ani na moment
nie rozdzielał ich napierających na siebie warg. Jednocześnie zaczął przesuwać
dłonią po pachwinie Ryoty, chcąc go jak najbardziej zachęcić do tego, aby ten
sam zaczął domagać się uwagi.
I to właśnie Kise zrobił.
Czując gorąco, które odznaczało się nie tylko w postaci rumieńców na twarzy,
objął kochanka nogami najciaśniej jak potrafił i przysunął jego lędźwia do
siebie, aby bez problemowo mógł wyczuć stan w jakim się znajdował. Z pomiędzy
zajętych pocałunkiem warg błysnął krótki, pewny i pełny satysfakcji uśmiech,
gdy blondyn poczuł przez materiał, że jego partner jest równie podniecony, co
on.
Ciemnoskóry jęknął gardłowo
prosto w usta kochanka, aby zaraz potem zsunąć się z mokrymi pocałunkami na
jego żuchwę i szyję - miejsca, które jako najbardziej widoczne, uwielbiał
oznaczać. Ponieważ sam wciąż jeszcze panował nad sobą i mógł się powstrzymywać,
przytulił ciało Ryoty jak mógł najmocniej, nieco go przy tym podduszając, i
zaczął powoli poruszać biodrami w górę i w dół, chcąc się przekonać, ile jego
kochanek zdoła wytrzymać w takiej sytuacji.
Blondyn jak na zawołanie
sapnął mocno, nieświadomie mocniej zaciskając nogi wokół talii wyższego. Po dłuższym
czasie, kiedy zorientował się, że Daiki się z nim drażni, zbliżył swoje usta do
jego ucha i zaczął jęczeć prowokacyjnie, głośno stękać i drażnić swoim
nierównym oddechem narząd słuchu mulata, po pewnym czasie biorąc go w usta i
ssąc mocno.
Aomine zesztywniał nagle i spiął
się na całym ciele, po czym, czując jak przechodzi go dreszcz po całej długości
kręgosłupa, wygiął plecy w łuk i wywarczał głośne przekleństwo, będąc złym, że
Kise udało się go złamać jako pierwszego. W ramach małej zemsty porzucił
wszelkie czynności gry wstępnej, postanawiając przejść od razu do konkretów.
Gwałtownie odsunął się od blondyna, wciąż nie mogąc opanować dreszczy
spowodowanych naruszeniem jego narządu słuchu, a następnie sięgnął do pierwszej
szuflady po swojej stronie łóżka, z której wyciągnął waniliowy lubrykant. Zaraz
potem z powrotem nakrył ciało Kise swoim, unieruchamiając go przy tym. Zsunął z
siebie spodnie wraz z bokserkami i wylał dość sporą ilość intensywnie
pachnącego płynu na swoją erekcję. Zaraz potem wszedł w kochanka jednym, szybkim
i stanowczym pchnięciem, czując, jak przez chwilę robi mu się słabo, a mięśnie
odmawiają posłuszeństwa.
Przez sypialnie przeszedł
głośny krzyk zmieszany z sykiem, który po chwili zmienił się w jęk. Ruch
Daikiego był tak nagły, że samo wejście nie było trudne, jednak gdy Kise
przeszedł ból z nim związany, a on sam spiął się mimowolnie, Aomine długo nie
mógł się poruszyć przez boleśnie zaciskające się na jego męskości wnętrze
Ryoty, który próbował otrząsnąć się z szoku.
Daiki również syknął,
zamierając w bezruchu. Zagryzł swoją wargę do krwi, po czym powoli wypuścił
zebrane w płucach powietrze ze świstem i wycedził ciężko przez zęby:
— Rozluźnij się…
Nie czując jednak żadnej
różnicy, przeniósł dłoń na męskość kochanka i zaczął powoli nią poruszać, mając
nadzieję, że może to trochę pomoże.
Blondyn zacisnął mocno powieki
i odetchnął ciężko, łapiąc się z całej siły ramion mulata. Starał się uspokoić
spazmatyczny oddech i odprężyć. Poluzował lekko uścisk, w jakim trzymał nogami
talię kochanka, jęcząc pod wpływem jego dotyku.
Przełknął ciężko ślinę i
poprosił drżąco:
— Aominecchi, pocałuj mnie.
Daiki uśmiechnął się lekko
kącikiem ust i natychmiast spełnił prośbę kochanka. Obdarzył go bardzo
delikatnym i czułym całusem, pieszcząc go przy tym językiem. Zaczął również
powolnym, spokojnym rytmem poruszać się w kochanku, chcąc jak najszybciej
natrafić pchnięciami na jego prostatę, aby dać mu jak najwięcej przyjemności.
Jego poczynania poskutkowały,
bo niższy zaczął się rozluźniać i na nowo nakręcać, przypominając sobie o pożądaniu
i przyjemności, jakie czuł wcześniej. Po pewnym czasie znów zwijał się pod
Daikim jęcząc cicho i oddychając nierówno, dociskając kochanka z każdym
pchnięciem, aby szybciej naruszył czułe miejsce, głodny uczucia, które temu
towarzyszyło.
Przy każdym pchnięciu Aomine
starał się sięgać jak najdalej i jak najpewniej, co szybko zaowocowało tym, że
Kise znalazł się w stanie przypominającą ekstazę. Daiki znalazł jego punkt G,
który naruszał teraz za każdym razem, dodatkowo stymulując kochanka
niespiesznymi ruchami dłoni. Uśmiechnął się sam do siebie i jeszcze raz go
pocałował, sapiąc i mrucząc mu przy tym w usta z przyjemności.
Blondyn zaczął oddychać coraz
szybciej i ponownie zaczął zaciskać swoje ścianki na męskości Aomine, tym razem
jednak z przyjemności, nie bólu. Po całym jego ciele zaczęły rozchodzić się
fale przyjemności, które wyrywały z jego gardła głośne, pełne satysfakcji,
jęki, zwiastujące nadchodzącemu spełnieniu. Ryota odszukał w pośpiechu wargi
kochanka i wyjęczał mu wprost w nie, tracąc resztki zdrowych zmysłów:
— Szybciej Daiki, ja zaraz...
Aomine westchnął głęboko,
pragnąc tym zmobilizować swoje otępione przyjemnością ciało do dalszego wysiłku
i spełnił żądanie kochanka, przyspieszając i jednocześnie pogłębiając swoje
ruchy, doprowadzając go tym samym do spełnienia. Ciałem Ryoty wstrząsnął
gwałtowny spazm rozkoszy, który wykrzywił jego ciało w łuk, spinając mocno
wszystkie mięśnie. To spowodowało, że Daiki również doszedł w jego wnętrzu, nie
mogąc powstrzymać porażającego uczucia uniesienia, które skumulowało się w jego
podbrzuszu i otępiło na moment wszystkie zmysły. Pociemniało mu przed oczami,
jednak sylwetkę Kise pod sobą widział wciąż dokładnie – tak piękną i upojną jak
zawsze. Nie mogąc się powstrzymać, wymruczał imię kochanka wprost do jego ucha
i opadł na niego, odruchowo wpijając się w jego usta.
Blondyn zdusił w sobie jęk i
jedynie stęknął, czekając, aż partner się podniesie, aby odetchnąć głębiej. Gdy
Daiki w końcu uniósł się leniwie, Kise jeszcze raz złączył ich usta i opadł bez
sił na poduszki. Jego serce biło jak oszalałe, a umysł wyłapywał wszystko z
lekkim opóźnieniem. Spojrzał na Aomine z dołu i uśmiechnął się delikatnie,
czując błogość i bezpieczeństwo, których źródło znajdowało się w Daikim.
Spełnienie, jakie potrafiło dać mu jego ciało i zaufanie, które zdobył,
oplatając Ryotę swoimi ramionami w takich chwilach, jak ta.
W końcu odetchnął i odezwał
się wesoło:
— Wiem, że robię się nudny,
ale kocham cię.
Aomine wypuścił z lekkością
powietrze przez nos i uśmiechnął się do partnera, po czym pocałował go z
czułością w czoło.
— To nie jest nudne. Cieszę się,
kiedy mi o tym przypominasz — wyznał, nawet nie zwracając uwagi na to, jak
niemęsko w jego standardach to brzmiało.
Po chwili zmusił się do
pozycji siedzącej, po czym przyciągnął Ryotę za nogi do siebie i wziął go na
ręce, wstając z nim z łóżka. Ramiona nieco mu się trzęsły pod, bądź co bądź,
ciężarem drugiej osoby, jednak on nie dawał za wygraną i zniósł partnera aż do
samej łazienki, gdzie wsadził go do wanny i włączył wodę, a sam usadowił się
zaraz za nim, opierając głowę na jego ramieniu, trzymając pewnie w objęciach.
Ryota natomiast oparł swoją o
ramię Daikiego, znajdujące po przeciwnej stronie i wyciągnął szyję, patrząc w
sufit. Szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy pod wpływem szczęścia, które
aż w nim kipiało. W końcu wszystko było jak dawniej. Znów czuł się w centrum
uwagi Aomine. Gdyby nie fakt, jak długo się znali i bardzo kochali, Ryota
czułby się winien i samolubnie, jednak lata, jakie ze sobą spędzili utwierdziły
go w przekonaniu, że szukanie atencji u drugiej połówki jest rzeczą normalną i
nie tylko on w tym domu jej pragnie.
Westchnął rozmarzony i położył
ręce na tych, które go oplatały, pytając:
— Zostajemy dzisiaj w domu?
— Mmm ja bym został. I tak
zamykają dzisiaj już większość rzeczy. Ale jeśli sobie życzysz, to możemy iść —
odparł Daiki.
Zapatrzony w zgięte kolano
kochanka, które miał na widoku, podniósł jedną dłoń i pogładził je delikatnie
palcem wskazującym, myśląc nad czymś intensywnie.
— Nie chcę — mruknął sennie.
Było mu tak ciepło i
przyjemnie. Odwrócił lekko głowę, aby spojrzeć na kochanka i spytał z lekkim
uśmiechem:
— O czym myślisz?
— O nas — odpowiedział po
krótkiej chwili, ostrożnie dobierając słowa. Bardzo chciał upewnić się w jednej
rzeczy, która mimo całej atmosfery szczęścia i miłości w ich relacji budziła
jego drobne wątpliwości. — Bo... Muszę coś wiedzieć — zaczął ostrożnie. — Skoro
mnie kochasz to znaczy, że chcesz być ze mną już zawsze, nie? I nie, żebym w to
jakoś szczególnie wątpił, tylko po prostu... Tak jest, prawda? — spytał powoli.
Jego głos drżał lekko, a brwi ściągnięte były w wyrazie zadumy.
— Co to w ogóle za pytanie? — spytał
zdumiony Ryota, analizując każdą najmniejszą zmianę na twarzy partnera.
Odwrócił się przodem do niego, co wywołało trochę trudności i położył mu rękę
na policzku. —Oczywiście, że chcę... Wszystko w porządku? — spytał lekko
zestresowany.
— Jasne, że tak — prychnął
Daiki i ściągnął dłoń blondyna ze swojej twarzy, po czym przyciągnął go siłą do
takiej samej pozycji, w której znajdywali się przed chwilą. — Pytam, bo jeśli
tak, to musimy zacząć odkładać na jakiś nowy dom. Bo jeśli przez naszą wspólną
przyszłość mam rozumieć nas plus tę wariatkę z piętra niżej, to chyba nie
jestem na to gotowy — mruknął, ubierając swoje słowa w dość oschły ton. Mimo
to, jego wnętrze drżało ze szczęścia, a serce biło dwa razy szybciej niż
normalnie. Nie chciał jednak brzmieć niemiło, dlatego ucałował delikatnie kark
Rytoy i dodał znacznie ciszej i spokojniej: — Wynieśmy się stąd, jeśli tylko
będzie to możliwe.
Kise zapowietrzył się przez
chwilę. Nie spodziewał się czegoś takiego. Na pewno nie tego, że to Daiki
wysunie taką inicjatywę. Nie widział nawet, jak miał na to zareagować. Poza
ogromną radością i chęcią zrealizowania tej propozycji, nie miał pojęcia
chociażby co odpowiedzieć. Splótł swoją prawą dłoń z odpowiedniczką mulata i uniósł
ich ręce, całując nadgarstek wyższego. Miał ochotę się rozpłakać i jednocześnie
skakać z radości. Nie potrafił wymyślić nic, co mogłoby wyrazić, jak bardzo szczęśliwy
jest.
— Dobrze — wydusił w końcu pełnym
od emocji głosem.
Siedzieli w wannie ponad
godzinę, w efekcie czego raz musieli napuścić sobie wody od nowa, ponieważ
pierwsza partia wystygła. Rozmawiali o błahych, czasem śmiesznych rzeczach,
rozluźniając się i wzajemnie myjąc. Pod koniec kąpieli Kise, od nadmiaru ciepła
i gęstej pary, która kłębiła się w całej łazience, zrobiło się nieco słabo,
więc Aomine wyszedł jako pierwszy, wytarł się, a następnie wyciągnął kochanka z
wanny, osuszył i zniósł z powrotem do ich sypialni, każąc mu się zdrzemnąć.
Choć nieco niepokoił go stan kochanka, Daiki cieszył się, że wszystko układało
się po jego myśli i miał trochę czasu, żeby zacząć szykować obiad. Posiedział
przy blondynie, głaszcząc go i drapiąc delikatnie po plecach, dopóki ten nie usnął,
a następnie zaszył się w kuchni, włączył radio i zaczął gotować. Zajęło mu to
dość sporo czasu, ponieważ dania, które wybrał, były dość trudne i wymagające
nieustannego śledzenia poleceń przepisu. Aomine skrupulatnie je wypełniał,
czytając każdy punkt dwa razy, zanim go wypełnił, nie chcąc popełnić żadnej
gafy. Jednak po przeszło dwóch godzinach intensywnej pracy jego wysiłki zaczęły
procentować. Udało mu się stworzyć sałatkę ze szparagami, cebulą, sałatą,
ziemniakami i jajkiem na miękko, nieco przesolonego łososia z kaparami i
odrobinę przypalony suflet czekoladowy z malinami i migdałami. Był z siebie
dumny jak nigdy, dlatego nie omieszkał zrobić swoim potrawom zdjęcia na
elegancko przystrojonym stole. Ponieważ dzień był dość śnieżny i pochmurny, w
mieszkaniu zrobiło się już nieco ciemniej po 13, dlatego zapalił na choince
lampki i dodatkowo porozstawiane po całym salonie świeczki, akceptując w
myślach dość przyjemny efekt, jakie dawało takie połączenie subtelnej gry
świateł.
Niemal wszystko było już
przygotowane, dlatego przebrał się w czarne jeansy i ciemno granatową koszulę,
które miał przygotowane w łazience, a następnie poszedł obudzić Kise.
Kise zlustrował kochanka
zaspanym spojrzeniem, gdy ten poczochrał mu lekko włosy, aby wstał i zamrugał
kilkukrotnie, widząc tak eleganckiego Daikiego. To nie tak, że mulat ubierał
się jak fleja. Po prostu obaj w domu stawiali na wygodę i czuli się ze sobą
dobrze, paradując w dresach czy codziennych ciuchach. Nawet jeśli wracali z
pracy, szybko przebierali się w coś wygodniejszego, więc widok kochanka w koszuli,
która zresztą była blondyna ulubioną, nieco go onieśmielił. Kise przyjął całusa
na pobudkę i wstał powoli, czując jeszcze lekki uścisk z tyłu czaszki. Podszedł
do szafy, ubierając czarną koszulę i szare, strasznie niewygodne jeansy. Nie
znosił ich. Uważał, że są brzydkie, staromodne i przyciasne, ale fakt, że Daiki
powiedział mu kiedyś, jak bardzo go w nich uwielbia, przeważył nad pozbyciem
się ich. Uśmiechnął się, gdy zobaczył kątem oka, jak Aomine patrzy na to co
zakładał z aprobatą i przeczesał dłonią włosy. Nie wiedział czego się
spodziewać, więc po prostu dał się poprowadzić kochankowi, pełen ekscytacji.
Daiki zaprowadził Ryotę do
salonu, gdzie dał mężczyźnie chwilę, aby ten mógł się spokojnie rorzejrzeć.
Zaczynając rozumieć sytuację, Kise cały się rozpromienił, na co Aomine zbył
jego radość jedynie wywróceniem oczami i odsunął mu krzesło od stołu, dając do
zrozumienia, iż ten ma usiąść. Blondyn szybko zajął swoje miejsce, więc po
chwili mulat mógł uczynić to samo. Całe jedzenie ustawione było na stole w
odpowiednich naczyniach, więc nie pozostało im nic innego, jak zająć się
obiadem.
— Smacznego — mruknął Aomine,
nie mogąc oderwać wzroku od partnera.
Mimo upływu lat, blondyn
zdawał mu się pozostawać niezmienny, taki, jakiego poznał jeszcze w gimnazjum,
rozkochał w sobie, a potem stworzył związek, który mimo wszystkich kłótni,
jakie przeżyli, wciąż trwał i był tylko coraz silniejszy, pewniejszy,
doświadczony. Napawało go to dumą i był pewien, że Ryota też tak o tym myśli.
— Nawzajem! — powiedział wesoło
Kise, składając ręce jak do modlitwy, by po chwili wbić widelec w leżącego
przed nim łososia.
Z początku nic sobie nie robił
z wzroku Aomine, jednak po pewnym czasie zaczął czuć się nieswojo, zupełnie
tak, jak kiedy był zakochanym szczeniakiem. Gdy poczuł, jak na jego twarz
wkrada się czerwień, zawiesił kawałek ryby tuż przed swoimi ustami i spytał,
wycofując rękę:
— Ty nie jesz?
— Jem — sapnął Daiki i
parsknął cicho śmiechem, zdając sobie sprawę, że Kise po prostu się zawstydził.
Postanowił jednak dać mu na
razie spokój i również zajął się jedzeniem. Żuł więc swojego łososia w ciszy,
zastanawiając się nad jego smakiem. Był nieco zbyt zdominowany przez sól, ale
oprócz tego był całkiem w porządku. Jednak to chyba sałatka smakowała mu
najbardziej. Dostał na nią przepis od swojej znajomej w pracy, kiedy ta
częstowała nią współpracowników w przerwie na lunch na jednym z planów
zdjęciowych. Od tamtego czasu zapisana z dokładną instrukcją kartka leżała
gdzieś w szafie, więc kiedy znalazł ją przypadkiem właśnie dziś, nie wahał się
ani chwili i jego wybór padł właśnie na nią.
Kise również jej spróbował, a
gdy to zrobił, uśmiechnął się do siebie i powiedział ze śmiechem:
— Chyba naprawdę chcesz być
moim kucharzem.
— Raz na jakiś czas nie
zaszkodzi — odparł, po czym, dostrzegając szeroki uśmiech Kise, odwzajemnił go.
Kiedy skończyli jeść obiad, a
na talerzach został jedynie deser, Aomine wstał na moment od stołu i włączył cichą,
nastrojową muzykę, po czym ponownie zajął swoje miejsce, oparł brodę o
nadgarstek i spojrzał na blondyna z uczuciem.
Ryota natomiast robił
wszystko, aby uniknąć nawiązania z nim kontaktu wzrokowego. Zagryzał dolną
wargę i zerkał co chwila w bok. W końcu nie wytrzymał i wstał szybko, znikając
gdzieś w salonie. Zanim zaskoczony Aomine zdążył cokolwiek zrobić, Kise wrócił
z paczką, która stała pod choinką i postawił ją na stole, jednak dalej od
Daikiego. Spojrzał na pudełko, a następnie na mulata i parsknął śmiechem,
przykładając sobie dłoń do czoła i powiedział:
— Boję się, że ci się nie spodoba.
— Daj spokój... — zaczął
Aomine i zamilkł, gdy Kise podsunął w jego stronę paczkę z niepewną miną.
Dopiero teraz zauważył, jak
wielkie znaczenie miał dla blondyna ten prezent. Wyglądał na naprawdę
zestresowanego. Mulat przyciągnął do siebie kartonik z logo Santoni i
uśmiechnął się. Nie było mowy, żeby jakiekolwiek buty z tej firmy by mu się nie
spodobały. Jedynym mankamentem mógł być rozmiar, ale Kise doskonale go znał, więc
tego również się nie obawiał. Pewny swego, uchylił tekturowe wieczko i zamarł.
W środku, powpychany między watę, leżał stary, prawdopodobnie jeden z niewielu
pozostałych egzemplarzy, odnowiony polaroid, z drewnianymi wstawkami. Pomimo
swojego wieku, ktoś o niego zadbał, więc wyglądał prawie jak nowy.
Daiki spojrzał na Ryotę z trudnym
do odczytania wyrazem twarzy.
— Myślę... Chciałem, żebyś
mógł nim uchwycić jakieś ulotne chwile... — powiedział speszony blondyn, kuląc
się lekko na krześle.
Aomine chwycił urządzenie
ostrożnie w dłonie i począł mu się przyglądać z każdej strony w ciszy. Choć
bardzo chciał, z początku nie mógł nic z siebie wykrztusić. Był ogromnie
zaskoczony, jednak zdziwienie bardzo szybko zastąpiła radość. Tak ogromna, że
wszystkie słowa i podziękowania stanęły mu w gardle. Nie był w stanie wziąć
głębszego oddechu, a co dopiero wydobyć z siebie głosu.
Po tym, jak dokładnie go
obejrzał, Daiki niemal z czcią odłożył polaroid z powrotem do pudełka na stole,
po czym podszedł do krzesła, na którym siedział Kise, i ukucnął tak, aby móc
mieć jego twarz naprzeciwko swojej.
Kise przypatrywał mu się z
lekkim niepokojem i niepewnością. Zauważywszy to, mulat parsknął krótkim, szczerym,
radosnym śmiechem, uniósł się i go pocałował. Następnie przyciągnął mocniej do
siebie i zamknął w pewnym, ciasnym uścisku, zaciskając przy tym dłonie na
plecach kochanka.
— Dziękuję. To najwspanialszy
prezent, jaki kiedykolwiek dostałem — wyszeptał, czując, że jeszcze chwila, a
jego serce dosłownie pęknie z nadmiaru pozytywnych uczuć, które wręcz
paraliżowały każdy najmniejszy fragment jego ciała.
Ryota odetchnął
głęboko, odsunął się lekko i przygryzł dolną wargę.
— Skoro ci się
podoba, to mam jeszcze dodatek — powiedział z uśmiechem, wyciągając zza placów
małą, drewnianą ramkę, która była pusta. Podał ją kochankowi i dodał
zarumieniony: — To na twoje pierwsze zdjęcie.
Daiki przyjął
przedmiot z uśmiechem, lecz zaraz potem zamarł nagle. Zmarszczył brwi i
przygryzł dolną wargę, myśląc nad czymś intensywnie. W końcu, jednak z
zauważalnym zawahaniem, wstał, ciągnąc Kise za sobą. Odłożył ramkę na stół, tuż
obok pudełka z aparatem, po czym chwycił dłonie blondyna w swoje, ścisnął,
odchrząknął i powiedział:
— Dziękuję. I…
Mam nawet pewną koncepcję, jakie może ono być. Tyle, że nie obejdzie się bez
twojej zgody — mruknął, lekko speszony.
Blondynowi jego
zachowanie wydało się dziwne. Nieco inne niż zwykle, zdecydowanie mniej
swobodne i pewne siebie. Spojrzał więc na partnera z troską i spytał:
— Odnośnie
czego?
Aomine odwrócił
na chwilę wzrok, po czym cmoknął z dezaprobatą, widocznie zły sam na siebie, i zaczął
tłumaczyć, jednocześnie starając się zdradzić jak najmniej:
— Bo…
Pomyślałem, że to będzie dobry moment, żeby spytać. I dać ci prezent. Dlatego…
— urwał, po czym puścił dłonie blondyna, a jedną z nich wsadził do swojej
prawej kieszeni w spodniach.
Serce waliło mu
jak oszalałe, ciało przechodziły zimne, nieprzyjemne dreszcze. Trząsł się
nieco, jednak można było to dostrzec jedynie z bliska.
Bał się reakcji
Kise. Niemniej, był pewien. Zdecydował już dawno i nie miał najmniejszego
zamiaru się wycofać, mimo że było mu naprawdę ciężko.
Odsunął się o
krok od kochanka i przypatrzył mu się uważnie. Lampki choinkowe oraz pojedyncze
płomyki świec ustawionych w pobliżu rzucały na jego sylwetkę różnokolorowy
blask, który dodatkowo odbijały jego bursztynowe tęczówki. Wyglądał pięknie i
niewinnie, zupełnie jak w chwili, kiedy ujrzał go po raz pierwszy. Obserwował
go z wyraźnym zainteresowaniem. Uśmiechał się niepewnie. Widać było, że nie
wie, czego w takiej sytuacji się spodziewać.
W końcu Daiki
spojrzał mu prosto w oczy i zaczął, zdeterminowany:
— Jestem
świadomy tego, że było u nas różne. Mieliśmy już nie jeden kryzys, z czego ten
ostatni dosyć ciężki, ale mam nadzieję, że żaden z nas, szczególnie ja, nie
będzie już popełniać tych samych błędów, więc możliwe, że tamte wydarzenia
tylko nas umocnią. — Jego głos był głęboki, lekko zachrypnięty i drżący z
emocji. Rękę, którą w dalszym ciągu trzymał w kieszeni, mocno zacisnął na
znajdującym się tam przedmiocie. Po krótkiej chwili wyciągnął ją i uklęknął na
jedno kolano przed osłupiałym blondynem i spojrzał na niego łagodnie z dołu.
— Strasznie dużo
nad tym myślałem, ale… Kocham cię i żaden, nawet największy kryzys czy kłótnia
tego nie zmieni, dlatego chcę spytać: Ryota, wyjdziesz za mnie?
W tej samej
chwili, gdy mówił, ułożył na dłoni małe, czarne, proste, ale zarazem eleganckie
pudełeczko, które zaraz otworzył. Dzięki temu Kise bez problemu mógł przyjrzeć
się jego zawartości: srebrnemu pierścionkowi wysadzanymi z wierzchu cyrkoniami,
które zwiększały się od zewnątrz w kierunku środka.
Kise spojrzał na Daikiego z
niedowierzaniem na twarzy. Zakrył usta dłońmi i ponownie zwrócił swój wzrok na
malutki przedmiot w pudełku, który zaczął tracić swoją ostrość pod wpływem wzbierających
w szafranowych oczach łez. Miał wrażenie, że na chwilę zatrzymał się czas, a
wszystko było tylko snem. Nie podobała mu się ta wizja, dlatego szybko rzucił
się na kochanka, wpadając w jego objęcia z głośnym wykrzyknięciem jego imienia.
To, że czuł, jak serce wyrywa mu się z piersi i jak mocno trzymał go mulat,
utwierdziło go w przekonaniu, iż wszystko dzieje się naprawdę. Wtulił głowę w
śniadą szyję, mocząc ją łzami i wybełkotał:
— Nie mogę.
Daiki spiął się na te słowa i
przełknął ciężko ślinę. Blondyn spojrzał na niego, nieporadnie starając się zetrzeć
nadgarstkiem słone krople i dodał, wybuchając płaczem:
— Jestem taki szczęśliwy. —
Schował twarz w dłoniach i zatrząsł się z emocji
Daiki nie mógł skupić się na
niczym innym, aniżeli na słowach blondyna, które zaczęły odbijać mu się echem w
głowie. Trzymał kochanka mocno, jednak nie był zdolny do myślenia o
czymkolwiek, aniżeli o chwili obecnej.
— Jak to... Nie możesz? —
spytał, nie widząc w wykluczających się słowach Ryoty sensu. — Nie podoba ci
się pierścionek? Myślę, że może mogę go jeszcze wymienić... A może nie chcesz
ślubu? Spokojnie, przecież nie musimy zaraz pakować się w samolot i lecieć do
Ameryki... Ehm... A może to jeszcze coś innego? Nie czujesz tego samego...? —
próbował zgadywać, czując nieznośny ucisk w klatce piersiowej i pustkę wewnątrz.
Niższy czuł się coraz bardziej
zmieszany i przytłoczony pytaniami kochanka. Nie potrafił się skupić na
wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa, więc po prostu zrobił to, co uznał za
najłatwiejsze do przemówienia Daikiemu do rozumu. Chwycił jego twarz w swoje
dłonie i złożył na jego ustach słodki, pełen radości pocałunek. Pozwolił sobie
na bardzo długą i powolną pieszczotę, podczas której mógł chociaż w małym
stopniu pozbierać myśli.
Gdy ją wreszcie przerwał,
wyjaśnił roztrzęsiony:
— Nie mogę w to wszystko
uwierzyć. Kocham cię, Daiki.
Daiki zapowietrzył się na
chwilę, zaskoczony reakcją kochanka. Czuł, że emocje od wewnątrz napierają na
niego, ale nie mógł nic zrobić. Przełknął gulę w gardle , jedną ręką mocniej
ściskając pudełko z pierścionkiem. Nie przejmował się tym, że obaj zalegali na
podłodze. Podciągnął się tylko nieco w górę, wyjął dowód jego miłości z
opakowania i drżącą dłonią podsunął go pod rękę Ryoty, zatrzymując się tuż
przed jego palcem.
— Czyli, zgadzasz się? —
chciał się upewnić, patrząc mu w oczy.
Kise nie zastanawiał się ani
chwilę. Bez cienia wątpliwości spojrzał na kochanka wzruszony.
— Tak. Nie wiem, na co jeszcze
czekasz, Aominecchi — dodał ze śmiechem, stykając swoje czoło z Daikim.
Aomine uśmiechnął się łagodnie
i wsunął pierścionek na palec serdeczny narzeczonego. Kiedy to zrobił, przez
chwilę nie mógł oderwać wzroku od swojego dzieła. W momencie, kiedy na moment
zapomniał, jak się oddycha, oczy nagle zaszły mu łzami. Nie rozumiał tego ani
trochę. Zdezorientowany, zamrugał parę razy, przenosząc wzrok to na Kise, to na
jego oznaczoną dłoń. W końcu parsknął spazmatycznym śmiechem i przyciągnął
blondyna do siebie. Po raz kolejny objął go mocno i zdecydowanie, zupełnie
jakby ten był ósmym cudem świata, którego należało chronić za wszelką cenę. Nie
mógł się uspokoić. Oddychał ciężko, co jakiś czas pociągając nosem. Łzy płynęły
z jego oczu bezwiednie i chociaż był na siebie za to zły i pragnął się
opanować, za nic nie mógł tego dokonać.
Ryota zaśmiał się nagle i
wytarł rękawem mokre oczy. Pociągnął nosem i powiedział wesoło.
— Teraz już naprawdę nie
możesz się mną znudzić, nawet, jak będę stary i brzydki.
— Wiem. Nigdy nie zamierzałem
— odparł po prostu Daiki.
Dość agresywnie przetarł swoje
lekko czerwone oczy pięścią i uśmiechnął, unosząc tylko jeden kącik ust, tak,
że w jego policzku pojawił się niewielki dołeczek. Następnie chwycił podbródek
Kise w dłoń i powoli, ale zdecydowanie przyciągnął do siebie. Ledwo musnął usta
blondyna swoimi. Zrobił to specjalnie, aby zachęcić Ryotę, aby ten sam przejął
na chwilę inicjatywę.
Kise skubnął usta mulata parę
razy, z każdym jednak przybierając na sile. Bawił się wargami kochanka,
prowokując, ponieważ nie rozumiał, dlaczego Daiki wciąż nie bierze aktywnego
udziału w pocałunkach. Złapał jego dolną wargę w zęby, ciągnąc lekko i puścił
ją spoglądając partnerowi figlarnie w oczy. Zacisnął nieco usta, uśmiechając
się podekscytowany.
Daiki jednak w dalszym ciągu
pozostawał bierny, jedynie nadstawiając wargi do dalszych pieszczot. W końcu
westchnął, usatysfakcjonowany, po czym ponownie otoczył ramieniem plecy Ryoty.
Wierzchem drugiej przejechał zaś delikatnie po skórze jego szyi – od ucha aż do
obojczyka, obserwując wyczekiwana reakcję: spięcie mięśni i dreszcz. Uśmiechnął
się sam do siebie, po czym naznaczył delikatnie punkt na szyi blondyna
pocałunkiem.
Blondyn odetchnął głęboko,
zatrzymując na dłużej powietrze w płucach. Wypuścił je dopiero po chwili,
wchodząc Daikiemu na kolana i obejmując delikatnie dłońmi jego szyję i odchylił
swoją głowę w bok. Przylgnął do kochanka i cmoknął cicho w przestrzeń,
obezwładniony radością i przyjemnością związaną z dzielonego razem momentu.
Trwali w tej pozycji parę
chwil, nie śpiesząc się i z prawdziwą uwagą wzajemnie wsłuchując w oddechy i
bicia serc. W końcu Aomine nie wytrzymał i parsknął śmiechem wprost do ucha
Kise, który spiął się cały i zatrząsł, kiedy przeszedł go dreszcz. Spojrzał na
mulata z dezaprobatą, domagając się tym samym wyjaśnień, jednak ten po prostu
pokręcił głową i w końcu dźwignął się z podłogi, ciągnąc za sobą kochanka.
Kiedy udało im się wstać,
przyparł blondyna do blatu stołu i delikatnie wyciągnął z pudełka aparat, który
od niego dostał.
— Mogę ci zrobić zdjęcie? —
spytał z delikatnym uśmiechem.
Ryota spąsowiał i założył za
ucho niesforny, złoty kosmyk. Spojrzał w bok, zagryzł wargę i powiedział
nieśmiało:
— Jeśli ci na tym tak bardzo
zależy...
— Oczywiście, że tak —
prychnął Daiki i cmoknął blondyna w czoło, po czym poczochrał mu włosy. Reakcja
mężczyzny na tę interakcję rozbawiła go, ponieważ zmarszczył on brwi i zaczął
je sobie gorączkowo układać.
Aomine westchnął, po czym
cofnął się o krok i szybko zrobił zdjęcie, tak, że Kise nawet nie zdawał sobie z
tego sprawy i nie zdążył zapozować. Spojrzał szeroko otwartymi oczami na
mulata, kiedy ten już kompletnie nie zwracał na niego uwagi, czekając, aż
aparat wyrzuci z siebie kartonik ze zdjęciem.
— No wiesz? To miało być na
specjalne okazje, a nie takie marnowanie… — powiedział zarumieniony blondyn.
Gdy zdjęcie zaczęło robić się
przejrzyste, Kise wyciągnął ręce w stronę kochanka i zaczął siłować się z nim, próbując
mu zabrać fotografię.
— Daj mi to! — fuknął
naburmuszony.
— A w życiu — zaśmiał się
mulat, jedną dłonią przytrzymując kochanka mocno w pasie, a drugą wyciągając
jak najdalej od niego i machając, aby zdjęcie jak najszybciej nabrało ostrości.
— Jest moje. — Wyszczerzył się zwycięsko.
Kise westchnął i przylgnął do
kochanka, całując znienacka namiętnie. Przesunął dłonią po jego boku, aż do
szyi. Wykorzystując element zaskoczenia, sięgnął ręką po zdjęcie, zabierając mu
je z uśmiechem.
Aomine zmarszczył brwi i
warknął cicho, próbując odzyskać fotografię, jednak Kise cofnął się zapobiegawczo,
nie pozwalając mu na to.
— Cholera no, oddawaj! Chcę
zobaczyć swoje arcydzieło!
— Arcydzieło? — prychnął Kise,
patrząc na zdjęcie sceptycznie. — Raczej straszydło — ocenił i podał Daikiemu
kartonik z krzywą miną.
Aomine zgromił Ryotę
spojrzeniem, będąc złym, iż ten odważył się skrytykować jego spontaniczną,
aczkolwiek, był pewien, dobrą pracę. Zabrał od Kise zdjęcie i odwrócił się do
niego tyłem, lustrując spojrzeniem kolorową powierzchnię. Co prawda obraz był
nieco zamazany przez ruch, jaki wykonywał jego partner, aczkolwiek cała
fotografia prezentowała się naprawdę nienajgorzej. Ukazany na niej Ryota miał
przymknięte oczy i dłonie wplątane we włosy. W tym jedną, tę bliżej pierwszego
planu, na której mienił się pierścionek zaręczynowy. Prócz tego, złote kosmyki
odbijały od siebie refleksy świetlne, stwarzając parę białych plam na ciemnym,
kontrastującym tle. Jego twarz była delikatnie przyciemniona, brwi lekko
zmarszczone, a rzęsy rzucały drobne cienie na policzki.
— Nie wiem, o co ci chodzi.
Jest genialne. I artystyczne — stwierdził w końcu mulat, odwracając się przodem
do Kise i mierząc go zirytowanym spojrzeniem. — No, w końcu ja je robiłem.
— Aleś ty skromny — parsknął
niższy i zbliżył się do kochanka, składając mu na szyi krótki pocałunek w
geście przeprosin. — Ale niech ci będzie… Dzisiaj jestem w stanie się zgodzić
na wszystko — mruknął rozleniwiony.
— Na wszystko? — podłapał
wyższy. — Hm, skoro tak… — mruknął i przysunął się bliżej Kise, delikatnie
chwytając jego podbródek w dłoń. Owiał ciepłym powietrzem usta kochanka, by w
chwilę później sprawnie je ominąć i przystawić do jego ucha.
— Pozmywasz? — spytał słodko.
Blondyn odsunął się i spojrzał
na niego zaskoczony.
— Mówisz poważnie? — spytał
zwyczajnie.
— To zależy, co jeśli powiem,
że tak — odpowiedział niepewnie, nie spotkawszy się z reakcją, której
oczekiwał.
—Wtedy pozmywam — powiedział
lekko zawiedziony. — Ale liczyłem, że jakoś lepiej to wykorzystasz — dodał,
idąc w kierunku zlewu z wrednym uśmieszkiem.
— Okej, okej, chwila — zawołał
za nim Daiki, po czy podbiegł do niego i objął go mocno od tyłu. — To nie było
serio — burknął i złożył mokry pocałunek na jego szyi. — Chcę wiedzieć, co mi
proponujesz — wymruczał niższemu wprost do ucha, przygryzając je na końcu
lekko.
— Nie wiem... — powiedział
zadowolony reakcją kochanka Ryota. Odwrócił się w jego objęciach i dodał: — Oprócz
siebie to chyba niewiele.
— I dobrze, to w pełni
wystarczy — odparł nisko, po czym natarł ustami na odpowiedniczki Kise, a
dłonie zsunął na jego pośladki i zacisnął je na nich mocno.
Kise spojrzał zza pleców
kochanka na swoją dłoń i uśmiechnął się do błyszczącej na palcu obrączki i schował
twarz w śniadej szyi. Zażenowany słowami, które zaraz miał wypowiedzieć,
zaśmiał się cicho i wtulił się w niego.
— Na zawsze.
Omg omg. Tak nie spodziewałam się rozdziału, a tu patrzę O! Rozdział!
OdpowiedzUsuńI to aww. Jak mnie wzięły za serduszko te historię *^*
Dziękuję(myxD)! :3
UsuńMiło, że się podobało ^^ I dziękujemy za komentarz. ❤
Hej,
OdpowiedzUsuńuroczo, Daiki się oświadczył, miło też że Akira z tymi pierścionkami, choć tak mi zabrakło Midorimy i Taki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o Daiki się oświadczył, miło też że Akira z tymi pierścionkami, choć zabrakło mi Midorimy i Taki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga