Do Świąt | rozdział 6

Mimo iż przyszedł do pracy godzinę wcześniej, sklep był otwarty, a w środków panował zgiełk. Kise podziękował w duchu za to, iż nie musiał stać pod drzwiami czekając na otwarcie kwiaciarni. Kompletnie nie miał gdzie się podziać. Po tym, co stało się w mieszkaniu, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Jego umysł był pusty, niezdolny do niczego. Ryota nie wiedział, jak trafił pod miejsce swojej pracy. Nie pamiętał nawet pokonywanej przez siebie drogi. Zupełnie jakby jego mózg postanowił wprawić go w wir rutyny, jako mechanizm obronny, którego sygnałem na włączenie było wewnętrzne roztrzęsienie – teraz ukryte głęboko pod maską przykładnego i pogodnego pracownika sklepu.
 Pchnął lekko drzwi, słysząc charakterystyczny brzdęk dzwoneczka, powieszonego tuż nad drzwiami.
— Dzień dobry! — rzucił nieco sztucznie.
— Kise-kun! Co tak szybko? Zresztą, nieważne! Skoro już jesteś to musisz mi pomóc! — wyrzuciła na jednym wdechu jego znajoma, a zarazem współpracowniczka.
Blondyn przyjrzał jej się dokładnie. Była ładna, wysoka jak na Japonkę i bardzo miła. Miała bardzo zadbane, długie, proste włosy i malutki, słodki nosek. Patrzyła na niego figlarnie radosnymi, pełnymi dobroci oczami. Pamiętał, jak kiedyś odrzucił jej uczucia. Przyjęła to bardzo pozytywnie, mówiąc, że i tak wiedziała, że Ryota świata poza swoją drugą połówką nie widzi.
 Przez moment Kise przeszło przez myśl, że mógłby stworzyć z nią rodzinę. Była dobrą osobą, na pewno byłaby świetną matką i kochającą żoną. Byłaby kimś, kto przy każdym jego powrocie z pracy witałby go pełnym radości „witaj w domu!” i cmokał w usta. Przy przekroczeniu domu rzucałyby się na niego ich dzieci. Dwójka, może trójka...
 To był bardzo piękny obraz rodziny i możliwej przyszłości, jaki byłaby w stanie dać mu ta kobieta. Piękny,  jednak nie stworzony dla Ryoty...
 Kise wiedział czego, a raczej kogo chciał. Pragnął wracać do domu i zatapiać się w ramionach swojego kochanka. Chciał go rozpieszczać, móc dbać o niego i kochać go z wzajemnością. Kise po prostu chciał Daikiego... I mimo wszystkiego, co dziś mu powiedział, nadal miał zamiar przy nim być. Myśląc o innej alternatywie niż on, poczuł się jakby go zdradził.
 Ryota zaparł się ciężko o ladę i zacisnął z całej siły pieści, zagryzając mocno wargi. Pociągnął kilka razy nosem, jednak nie uronił żadnej łzy. Blondyn załkał sucho, czując, że narastająca bezradność go przytłacza.
— Kise-kun, coś się stało? — spytała zmartwiona kobieta.
— Nie wiem, co mam zrobić — wyżalił się żałośnie.
Dziewczyna położyłam mu rękę na ramieniu, gładząc je lekko.
— Hej... Już w porządku... — próbowała go pocieszyć.
Zanim zdążyła coś dodać, Ryota wyprostował się i warknął, strącając jej rękę:
— Nic nie jest w porządku.  
 Mężczyzna ruszył w stronę wyjścia, trzaskając głośno drzwiami, kierując kroki ku swojemu mieszkaniu.

Dla Aomine środki nasenne miały działanie bardziej uspokajające, aniżeli usypiające, odkąd zaczął ich nadużywać. Tym razem jednak nie chciał ich brać, chociaż był cały nabuzowany, a skrajne emocje utrudniały mu myślenie. Działanie ostatniej dawki, jaką wziął przed wyjściem Kise, ograniczało się teraz tylko do tego, że czuł lekkie zawroty. Nic więcej.
Sam Daiki z resztą nie chciał czuć już nic innego. Chciał po raz pierwszy od paru miesięcy wyzwolić swój umysł od stanu otępienia i przeżywać wszelkie emocje takimi, jakimi były naprawdę, a nie dusić je w sobie, krępując lekami.
Zaraz po tym, jak udało mu się zatamować krwawienie na prawej ręce, które miało swoje źródło w poharatanych kostkach, zdenerwowany, zaczął miotać się po całym domu i wyjmować puste lub na w pół pełne opakowania tabletek nasennych ze wszystkich miejsc, w których miał je poukrywane. A były to takie, do których jego chłopak, o ile mógł go tak jeszcze nazywać, nie zaglądał lub czynił to bardzo rzadko. Pod kanapą w salonie, za toaletą, w jego szafkach, na parapecie za doniczką z kaktusem. Zebrał je wszystkie i warcząc pod nosem, cisnął wszystkie przez okno. Po prostu czuł, że musi je rzucić najdalej jak tylko umie, bo w przeciwnym razie wrócą i ponownie zaczną go męczyć myśl o nich. Patrzył przez chwilę, jak opakowania lecą ku górze, aby w pewnym momencie zatrzymać się na ułamek sekundy i zacząć opadać w dół. Obserwował, jak razem z płatkami śniegu, w dalszym ciągu sypiącego z gęstych, szarych chmur, lądują na ziemi, na podwórku, tuż przed wejściem do klatki schodowej. Następnie zamknął okno, przez które do mieszkania wdarł się mróz. Pogratulował sobie w myślach za własną głupotę i poszedł podkręcić ogrzewanie.
Odnalazł w sypialni swoją komórkę i zabrał ją ze sobą do salonu, gdzie rzucił się na kanapę i począł wpatrywać się tępo w biały sufit. Nie był typem osoby, która łatwo przyznawała się do błędów, jednak czuł, że w tym wypadku nie ma innego wyjścia. Cholernie mocno zależało mu na swojej drugiej połówce, dlatego nie rozwodził się nad tym dłużej. Odblokował telefon, unosząc go w dłoni ponad swoją twarz i wpisał z pamięci numer Kise. Już miał naciskać zieloną słuchawkę, aby do niego zadzwonić, kiedy nagle po całym mieszkaniu rozszedł się krótki sygnał domofonu, świadczący o tym, że ktoś wpisał właśnie kod i prawdopodobnie znajduje się na klatce schodowej.
Z wrażenia, Aomine upuścił telefon na twarz. Zaklął siarczyście i warcząc, poderwał się do pozycji siedzącej i począł rozmasowywać obolałe miejsce tuż obok skroni.
Nie był pewien, czy jest gotów na szczerą rozmowę z Ryotą, jednak wiedział doskonale, że musi z nim takową odbyć, jeśli chce z nim być.
A chciał tego, jak niczego innego.

Ryota wszedł na klatkę schodową, pokonując stopnie szybkim i zdeterminowanym krokiem. Mijał kolejne piętra, pewien swego. Choć było to trudne, zdecydował, że nie będzie z Daikim na siłę. Nie chciał już być dalej tak traktowany. Czuł, że im dłużej będą ciągnąć tę farsę, tym bardziej ich związek będzie go wyniszczał. To nie była normalna relacja. Kise czuł jednak, że bardziej będzie cierpieć żyjąc w okłamaniu, niż z dala od Aomine.
 Blondyn stanął przed drzwiami ich wspólnego mieszkania i zawiesił rękę nad klamką. Czy naprawdę tak właśnie myślał? Był gotowy zostawić mulata i ruszyć dalej?
 Nawet, jeśli Daiki mówił prawdę z tym, że go kochał ...
Bo kochał, prawda?
W tym samym momencie otworzyły się przed nim drzwi, w których stał Aomine. Patrzył na niego z napięciem, milcząc. I wtedy w Kise coś pękło.
 Nie potrafił od niego odejść. Widok swojego partnera zniszczył całą dotychczasową determinację i wszelkie plany. Miał wrażenie, że nie zna sam siebie. Nie potrafił myśleć swobodnie. Bez żadnej presji, czy patrzenia na różne sytuacje przez pryzmat wspólnie spędzonego czasu. Był roztrzęsiony i rozbity. Spojrzał na kochanka z bólem i wyrzutem w złotych, pełnych uwięzionych w nich łez, oczach.
— Nie potrafię — pomyślał na głos.

Na widok mokrych, bijących uczuciami oczu Ryoty, na których to punkcie zawsze był bardzo czuły, Daiki poczuł się tak, jakby ktoś kopnął go z całej siły w brzuch. Ledwo powstrzymał się przed tym, aby nie zgiąć się w pół. Starał się jednak, aby zbytnio nie było po nim widać, jak bardzo żałuje swojego zachowania i jak bardzo, chyba po raz pierwszy, jest świadom jego konsekwencji.
Odchrząknął głośno i odwrócił od Kise wzrok, ponieważ nie był już w stanie wytrzymać presji, jaką ten na nim wywierał.
— Czego nie potrafisz? — nawiązał do wcześniejszych słów blondyna. — Otworzyć drzwi? To chyba przez to, że zapomniałeś wziąć wcześniej kluczy, co? — zagadnął cicho, przeklinając się za to, że nie umie powiedzieć nic sensowniejszego.
Po chwili refleksji, westchnął ciężko i jeszcze raz spojrzał na Kise, po czym chwycił jego dłoń w swoją i pociągnął delikatnie ku sobie.
— Wejdź — polecił mu.

Ryota patrzył chwilę na ich ręce, zastanawiając się, czy nie odwrócić się i uciec. Spojrzał na Daikiego nieufnie i przekroczył powoli próg. Dał się zaprowadzić kochankowi aż do salonu, gdzie Aomine posadził go na kanapie, samemu siadając obok, w dalszym ciągu trzymając bladą dłoń.
Czuł się niezręcznie. Gadatliwy, pogodny i głośny Kise siedział sztywno ze spuszczoną głową, ani myśląc o przerwaniu ciszy. Nie zabrał nawet ręki, wybijając tępy wzrok w stolik znajdujący się przed nim. Wzrok, który wyrażał jakby zrezygnowanie. Mulat widząc to, przeraził się i ścisnął mocniej dłoń kochanka.
W momencie, w którym miał przemówić, Kise rzucił jakby w przestrzeń:
— Co teraz zamierzasz zrobić?  — spytał bez wyrazu. — Będziesz znowu zwalał winę na mnie, czy znowu skłamiesz i zaciągniesz do łóżka, żebym o nic nie pytał?

Aomine przyznał w duch sam przed sobą, że druga opcja była kusząca, jednak wiedział, że gdyby się na nią zdecydował, to byłby koniec. W tej chwili miał przynajmniej jeszcze jakieś szanse, choć patrząc na kochanka zaczął się zastanawiać, czy aby się nie przeliczył. Daiki jeszcze chyba nigdy nie widział go w takim stanie. Złym stanie, do którego doprowadził on sam. Oczy Kise były pozbawione charakterystycznego blasku, nie wspominając o jakiejkolwiek radości z nich bijącej. Były za to pełne łez i puste, i nawet ich topazowa głębia zdawała się w tej chwili płytka i nijaka. Miał cienie pod oczami, które zdradzały jak bardzo był zmęczony troską i dociekaniem prawdy. Usta popękane, prawie niezauważalnie drżące, były dla Aomine ponownym ciosem, odkrywające strach i bezradność, które z całą pewnością kłębiły się gdzieś we wnętrzu Ryoty.
Ciemnoskóry odchrząknął i przeczesał włosy dłonią, którą nie trzymał blondyna.
Opadł plecami na oparcie kanapy i odwracając wzrok, powiedział:
— Chcę szczerze pogadać. Wiem, że spieprzyłem, ale mnie posłuchaj — poprosił.

Kise przeszedł dreszcz, który sprawił, że nieprzyjemny chłód ogarnął całe jego ciało. Pragnął wtulić się w Aomine, lecz powstrzymał się cała swoją siłą woli. To mogło sprawić, że nie powie mu wszystkiego. Odpuści sobie mówienie prawdy, na rzecz tego, że Ryota okaże mu słabość i wszystko wybaczy. Blondyn puścił dłoń partnera, delikatnie odsuwając ją od niego i objął się ciasno rękami, chcąc choć trochę zniwelować uczucie zimna.
 Odetchnął ciężko i zamknął oczy. Zastanawiał się, co teraz usłyszy. Że jest męczący i Daiki nie chce już z nim być? Że mimo tego, co mówił, znalazł sobie kogoś mniej problematycznego? Najbardziej bolało go to, że po prostu już nie wiedział, czego się spodziewać. Wreszcie otworzył oczy i spojrzał na kochanka wyczekująco.
— Słucham — powiedział ochryple.

Daiki potrzebował chwili, aby ułożyć w głowie to, co pragnął przekazać Ryocie. Jak na złość, długo nie mógł dobrać odpowiednich słów, a kiedy w końcu przemówił, jego głos był niepewny, równie bardzo jak myśli.
— Okej... Chyba powinienem zacząć od początku. Bo widzisz... Już jakiś czas temu przestałem ogarniać własną zajebistość — zaśmiał się ponuro, chcąc nieco rozluźnić gęstniejącą atmosferę, co niezbyt mu wyszło. — Ehrm... Znaczy... Po prostu zacząłem mieć jakieś dziwne, popieprzone myśli. Tak z dupy. A potem wszystko zaczęło się sypać. Najbardziej to chyba wtedy, kiedy zacząłem brać leki — westchnął, w dalszym ciągu nie mogąc zebrać się na odwagę, aby spojrzeć Kise w oczy. — I... Chyba zacząłem przedawkowywać. Bo one... Pozwalały mi żyć normalnie wtedy, kiedy zdawało mi się, że to już niemożliwe. Pewnie spytasz, czemu nic ci nie powiedziałem. Hah, no cóż. Nie chciałem, i nie chcę, twojego współczucia, ani tego, żebyś musiał zawracać sobie tym głowę. Sam w to wlazłem i sam z tego wyjdę. Więc... Mam nadzieję, że to zrozumiesz.

Ryota trawił przez długi czas słowa Daikiego. O wiele rzeczy chciał spytać, jednak nie zdobył się na to, aby żądać chociażby jedno z zaprzątających jego głowę pytań.
Westchnął zrezygnowany i powiedział:
— Nie zrozumiem, Aominecchi. — Blondyn zrobił pauzę, zaciskając usta w wąską kreskę. — Tak ma wyglądać każda trudna sytuacja? — spytał retorycznie. — Kiedy tylko spotkasz się z jakaś przeszkodą, odwrócisz się ode mnie i będziesz próbował sobie radzić ze wszystkim sam? — dodał i przetarł dłonią twarz. —Życie w związku tak nie wygląda, Aominecchi. Trzeba na sobie polegać, nawzajem się wspierać...N awet nie próbowałeś mi zaufać — wyrzucił mu cicho. — To boli — wyznał i odwrócił twarz w przeciwną stronę.

— Przecież ci ufam! — zapewnił żarliwie Aomine, czując w sobie mieszaninę strachu i złości. Po raz pierwszy w życiu nie widział, jak powinien się tłumaczyć, co powiedzieć na swoją obronę. — Ale nie chcę, żebyś przejmował się tym, z czym sobie po prostu dam radę — żachnął się. — Wyrzuciłem leki. Już z nimi skończyłem, więcej nie wezmę. Teraz już będzie dobrze, już naprawdę się pozbierałem. Dlatego nas nie skreślaj — poprosił cicho, czując, jak głos staje mu w gardle. — Daj mi szansę i sam zobaczysz, że wszystko będzie w porządku.

— Boję się Daiki — wyszeptał Kise. — Zobacz do czego doprowadziło to twoje „dam sobie radę”. Ile czasu i nerwów nas kosztowało. — Blondyn zaczął się łamać. — Nie chcę, żeby coś takiego się powtórzyło —dodał, przecierając nadgarstkiem wilgotne oczy. — Nie zniósłbym tego — wyznał z trudem.

Aomine nie mógł się powstrzymać i mocno przyciągnął kochanka do siebie, zamykając w silnym, ciasnym i pewnym uścisku, który znacznie różnił się od tego, jakim ciemnoskóry obdarzał Kise ostatnio. Zaczął oddychać szybciej i głębiej, starając się powstrzymać przed tym, aby emocje nie wzięły nad nim góry. Czuł się strasznie winny, a jednocześnie zdeterminowany, aby naprawić to, co zniszczył.
— Przepraszam, Ryota. To już się nie powtórzy. Już tak nie będzie — zapewnił, po raz pierwszy przyznając to również przed samym sobą.

Blondyn nie odpowiedział. Wtulił się mocno w mulata i zatrząsł z natłoku emocji. Wybuchnął rzewnym płaczem, mocząc tors Aomine. Obawiał się złamania obietnicy, jednak za bardzo go kochał, aby mu nie wybaczyć.
Schował twarz w zagłębieniu szyi Daikiego i burknął pod nosem, zaciskając ręce na materiale jego koszuli tak mocno, aż nie pobielały mu palce.
— Ahominecchi. Masz mi kupić największą choinkę, jaką mają.

— Dobra, dobra, jak sobie chcesz — sapnął Daiki, głaszcząc kochanka po plecach. Po chwili odciągnął go od siebie, sięgnął po chusteczkę, których opakowanie stało na stoliku przed kanapą i przetarł mu nią policzki i oczy, mrucząc coś pod nosem sam do siebie.
Kiedy upoił już nieco blondyna i po jego łzach, oprócz zaczerwienionych oczu, nie było żadnych śladów, Aomine ponownie przyciągnął go do siebie, objął i pocałował lekko w skroń.
— Ale już się nie gniewasz, nie? — chciał się upewnić.

— Oczywiście, że się gniewam! — fuknął Kise i nadął policzki.
Wywrócił oczami i popatrzył na Daikiego krytycznym wzrokiem. Czasem nie mógł uwierzyć, jakim dzieciakiem był jego kochanek. Mimo iż to Kise był tą beztroską, zawsze uśmiechniętą osobą, to Aomine był w ich domu tym niedojrzałym.
 Ryota objął jego szyję ramionami i oparł czoło o to mulata.
— Nawet nie wiesz, jakie straszne myśli mnie nadchodziły — powiedział drżąco i pocałował Daikiego z lekkim wahaniem.

Aomine z chęcią odwzajemnił pocałunek, pogłębiając go, ale jednocześnie pilnując, aby nie stał się on zbyt podniecający. Wiedział, że nie powinien dobierać się do kochanka w trakcie ich rozmowy, tak, jak to zrobił jakiś czas temu, dlatego zdecydował się trzymać żądze pod kontrolą.
— Jakie myśli? — wymruczał, kiedy ich usta w końcu się rozłączyły. — I co mogę zrobić, żebyś nie był zły? — westchnął.

— Jak się jedną z tobą podzieliłem, to uznałeś mnie za histeryka — powiedział kwaśno, krzywiąc się lekko. Złość jednak zaczęła z niego wyparowywać, w miarę jak rozmawiali, czego naprawdę dawno i często ostatnimi czasy nie robili. Nie czekając na odpowiedź, dodał: — Nie wiem. Musisz mi dać trochę czasu.

— Rozumiem — odparł szczerze, w stu procentach zdając sobie sprawę z tego, że to tylko i wyłącznie jego wina.
Przekręcił głowę nieco w bok i oparł czoło o ramię blondyna. Przymknął na moment powieki i zaciągnął się jego zapachem, jednocześnie zacieśniając uścisk, w jakim w dalszym ciągu go trzymał.
— Jeszcze raz przepraszam. Nie chciałem, żeby tak to wyszło. Byłem naćpany i nie ogarniałem wszystkiego — powiedział cicho, ze kruchą, chcąc się choć trochę usprawiedliwić.

Ryota zsunął stopami buty, których nie pozbył się wchodząc do mieszkania i przekręcił się tak, że oplótł w pasie mulata nogami. Wtulił się w niego bardziej i zacisnął powieki.
— Ja też przepraszam — odparł z winą. — Przepraszam, że nic nie zauważyłem.

Daiki uśmiechnął się smutno i westchnął ciężko. Nie mógł zrozumieć, dlaczego kochanek go przeprasza. Przecież nie zawinił on nawet w najmniejszym stopniu. Aomine sam dbał o to, żeby blondyn nie zorientował się co się z nim dokładnie dzieje, dlatego unikał go jak tylko mógł.
Gdzie w tym wina Kise?
— Nie masz za co przepraszać, kotku — oświadczył pewnie i wsunął dłoń pod jego koszulkę, aby móc nią gładzić jego plecy. — Nie bierz na siebie za to odpowiedzialności, bo to ja schrzaniłem i dobrze zdaję sobie z tego sprawę.

— Nie schrzaniłeś po całości — stwierdził Kise żartobliwie. Szybko jednak spoważniał i powiedział przejęty, chowając twarz w szyi partnera: — Bałem się, że to już koniec.

— Koniec? Co ty gadasz, Kise — wydusił z siebie Aomine. Gardło ścisnęło mu się nieznaczenie, przez co trudno mu było cokolwiek powiedzieć. — Wiem, że przegiąłem... Ale to chyba nie powód, żeby nas od razu skreślać?

— No bo... Myślałem, że masz kogoś... — zaczął, pociągając nosem. — Albo już ze mną nie wytrzymujesz...Wiem, że jestem upierdliwy i nieznośny... Denerwujący i... I... I wiem, że nie lubisz rutyny. Szybko nudzą ci się różne rzeczy. Jesteś osobą, która nie patrzy za siebie. — Blondyn odchrząknął, czując rosnącą gulę w gardle. — Bałem się, że ja też mogłem ci się znudzić — wyznał cicho.

Aomine po raz kolejny tego dnia poczuł się tak, jakby ktoś go uderzył. Czuł również, że słusznie. Zacisnął usta w linię i nabrał powietrza głęboko w płuca. Kise miał rację podsumowując go jako kogoś, komu różne rzeczy szybko się nudzą. Był świadom, że jest osobą z mnóstwem wad i prawdopodobnie obawy Ryoty ziściłyby się, jednak…
Jednak coś na to nie pozwalało.
— Ale, kurwa, paradoks.
Daiki odsunął od siebie kochanka i chwycił jego podbródek w dłoń, a ponieważ użył do tego zbyt dużej siły, Kise syknął cicho z bólu. Mimo to, ciemnoskóry go nie puścił. Przez dłuższą chwilę po prostu patrzył w jego topazowe tęczówki, które, jakby oprawione w ramę nieziemsko długich i grubych rzęs, mieniły się smutkiem, żalem i niepewnością.
— Ja też myślałem, że kogoś masz — wyznał w końcu, a blondyn z wrażenia aż się zapowietrzył. — To znaczy… Nie zrozum mnie teraz źle, ale, cholera, nie wiem, jakim cudem ze sobą jesteśmy, skoro każdy uważa tego drugiego za kogoś niemal nieosiągalnego. — Zmarszczył brwi i pokręcił głową widząc, że Kise chce coś powiedzieć. — Nie wiem, jak dokładnie mnie postrzegasz, ale ty dla mnie jesteś ideałem. Ideałem, który czasem jest trochę upierdliwy i męczący, ale ciągle jest ideałem. A zwykli ludzie, tacy jak ja, nie zasługują na ideały. Doszedłem do tego w sumie niedawno… I wiesz co? Wyciągnąłem jeden, prosty wniosek. Muszę docenić, że ze mną jesteś, bo to niemal jak cud. Dlatego nie śmiałbym cię zdradzić. Kocham cię, głupku.

Ryota patrzył na mulata zdumiony. Przez długi czas na zmianę otwierał i zamykał usta, próbując coś z siebie wykrztusić. Nie był jednak w stanie. Słowa Daikego sprawiły, że całkowicie go zatkało. Jego serce biło nieznośnie szybko i mocno, jakby miało zaraz rozerwać jego żebra, a policzki zapłonęły żywym rumieńcem. Czuł, że kolejny raz tego dnia się rozklei, dlatego szybko zakrył ręką oczy, przykładając do nich zewnętrzną stronę dłoni. Jego wargi drżały niekontrolowanie, utrudniając mu wypowiedzenia choćby słowa, a nierówny oddech tylko dolewał oliwy do ognia.
W końcu z jego ust wydobył się głośny, pełen frustracji jęk:
— O czym ty mówisz, Aominecchi?

— Ja pierdolę... Nie każ mi tego wszystkiego powtarzać — westchnął zażenowany Daiki, czując, że i on lekko się czerwieni. Po raz kolejny uważnie przyjrzał się partnerowi i wypuścił powietrze z płuc ze świstem, wywracając przy tym oczyma. — Okej, dla ciebie zrobię wyjątek i powiem to jeszcze raz. Kocham ciebie i tylko ciebie, i to się nigdy nie zmieni — burknął, odwracając lekko poirytowany wzrok.
To, że jego serce już od jakiegoś czasu zachowywało się tak, jakby miało przejść zawał, zaczynało go odrobinę denerwować, ale i ciekawić. Nie pamiętał już, kiedy po raz ostatni tak się czuł.

Kise nie przywykł do takiej wylewności ze strony partnera. Był strasznie szczęśliwy, a jednocześnie bał się, że Daiki może jeszcze coś dodać. Czuł, że jego organizm mógłby tego nie wytrzymać. Niewiele myśląc, chwycił twarz kochanka w dłonie i pocałował go z uczuciem bardzo długo, jakby chciał mieć pewność, że mulat już nic więcej nie powie.
Kiedy w końcu się od niego oderwał, spuścił zawstydzony głowę, czując natarczywy wzrok Aomine, przez który nie tylko policzki, ale i cała twarz piekła go żywym ogniem. Wreszcie zwalczył w sobie wstyd i spojrzał w głębie granatowych, bijących pewnością siebie oczu.
— Ja ciebie też. Nie ma drugiej takiej osoby, którą kochałbym tak samo — wyznał cicho.

Daiki uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał kochanka po włosach. Nie chciał tego jakoś specjalnie dać po sobie poznać, ale słowa Kise sprawiły, że zrobiło mu się nadzwyczaj lekko na duszy. Zupełnie tak jakby wszelkie problemy wyparowały, zostawiając za sobą spokój.
Tego mu było trzeba i do tego dążył przez ostatni czas.
Nie mogąc się powstrzymać, pocałował Ryotę kolejny raz, a potem wsunął twarz w zagłębienie jego szyi i powiedział cicho:
— Dziękuję.

— Głupek — powiedział lekko Kise. Przytulił do siebie jego głowę i ucałował jego włosy. — Nie masz mi za co dziękować — oznajmił miękko z uśmiechem na ustach.

— Hah. No jasne — zaśmiał się Aomine.
Zrzucił z siebie Kise tak, że ten poleciał plecami na  dalszą część siedzenia kanapy. Ciemnoskóry natomiast przygniótł go sobą i pocałował żarliwie. Szybko zdominował język partnera swoim i narzucił im wspólny rytm, który sprawił, że Ryocie zaczęło robić się gorąco. Kiedy po jakimś czasie Kise westchnął mu cicho w usta, Daiki uśmiechnął się wrednie do swoich własnych myśli, po czym po prostu zszedł z niego i przeszedł z salonu do niewielkiej kuchni z nim sąsiadującej.
— Co chcesz zjeść na obiad? Dzisiaj ja mogę robić za kucharkę — rzucił tylko przez ramię, powstrzymując śmiech.

Ryota wywrócił oczami i poderwał się z nieschodzącym, głupkowatym uśmiechem na twarzy. Zrzucił z siebie sweter oraz  kurtkę, które do tej pory miał na sobie i ruszył wolnym krokiem za Daikim. Gdy był już w kuchni, oparł się o framugę drzwi i spoglądając na niego z pasją, spytał ponętnie:
— Podają dzisiaj wysokich i przystojnych panów?

Aomine parsknął pod nosem. Odwrócił się przodem do kochanka i oparłszy się plecami o blat kuchenny, splótł ręce na piersi i zmierzył Kise krytycznym wzrokiem.
— Mogę przyjąć te zamówienie, aczkolwiek jest ono bardzo drogie, więc nie wiem, czy będzie pana stać.

Blondyn zaśmiał się krótko i zbliżył się do niego powoli. Położył dłonie na jego biodrach, przysuwając do siebie ich ciała i spytał, patrząc na mulata spod wachlarza rzęs:
— A przyjmuje pan zapłatę w naturze?

Daiki uśmiechnął się nieco szerzej i pochylił lekko, cmokając partnera w usta. Jednocześnie objął go i chwycił dłońmi, a następnie ścisnął, jego pośladki.
— Na inny rodzaj zapłaty nie liczę — wymruczał.

Blondyn zagryzł wargę, aby nie dać mulatowi tej satysfakcji i nie pokazać mu swojego uśmiechu. Wspiął się na palcach i cmoknął Daikiego w nos, pytając:
— No to na co jeszcze czekamy?

*

Kiedy Midorima dotarł do domu, dochodziła godzina dwudziesta pierwsza. Mężczyzna wziął prysznic, a następnie zabrał się za przygotowywanie sobie kolacji, ponieważ żołądek niemal przyrósł mu do kręgosłupa. Ignorując jego burczenie, powstrzymał się od podjadania w trakcie krojenia poszczególnych składników. Dopiero, kiedy jego tosty z serem i pomidorem były w całości gotowe, zabrał talerz z nimi do salonu, gdzie usiadł na kanapie, włączył telewizor i dopiero wtedy zabrał się za jedzenie.
Mimo, że trafił na całkiem ciekawy film sensacyjny, nie mógł się na nim skupić. Gubił wątki, nie był w  stanie łączyć faktów, a poszczególne sceny zdawały mu się mieszać. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ale zaczynało go to drażnić. Był zły na siebie oraz na to, że nie może normalnie funkcjonować i nie zna przyczyny, dlaczego tak było.
Po skończonej kolacji opuścił na chwilę salon, aby pozmywać, a kiedy do niego wrócił, film dobiegał już końca. Midorima westchnął cicho, jednak nie wyłączył telewizora. Bardzo rzadko miał czas, aby oglądać telewizję, choć była ona jednym z nielicznych sposobów, aby pomóc mu się zrelaksować. Zaczął przełączać kanały jeden po drugim, aż w końcu natrafił na jakiś powtórkowy odcinek brazylijskiego tasiemca. Nie mogąc jednak znaleźć nic lepszego, zostawił go i zaczął oglądać. Na ekranie rozgrywała się właśnie scena, w której kobieta przeprowadzała poważną rozmowę ze swoim, jak domyślił się Shintaro, kochankiem. Ich dialog wydał mu się jednak tak nudny i przesycony emocjami, że kręcąc ze zrezygnowaniem głową sięgnął po telefon, który miał w kieszeni. Nie wiedząc nawet kiedy, wszedł w kontakty i począł przeglądać ich listę. Nie była długa. Oprócz paru członków rodziny, osób z pracy i klientów właściwie nie miał żadnego numeru, który przykułby jego uwagę. Chciał już zablokować i z powrotem odłożyć telefon, kiedy jego wzrok zatrzymał się na kontakcie, który w jego komórce gościł od niedawna.
Numer Takao.
Midorima przełknął ślinę i rozejrzał się dookoła, jakby chcąc się upewnić, że w tej, w jego mniemaniu, zawstydzającej chwili na pewno nikt na niego nie patrzy, po czym wybrał odpowiednią opcję i napisał sms’a. Sam nie wiedział, co go do tego podkusiło, jednak czuł, że musi się upewnić.
22/12/2016, 21:34
Dobry wieczór. Nie przeszkadzam? Chciałem tylko spytać, czy aby na pewno Ci się nie naprzykrzam. Zazwyczaj nie napastuję ludzi w ten sposób… Bądź szczery, zrozumiem.
Midorima Shintaro

Mężczyzna nie zdążył nawet zablokować urządzenia, a te już zabrzęczało, strasząc go tak mocno, iż prawie je upuścił. Z mocno bijącym sercem przeczytał nową wiadomość.
22/12/2016, 21:35
Jeśli masz inne plany, to powiedz, a nie szukaj wymówek, Shin-chan.

Midorima uśmiechnął się lekko i wypuścił drżące powietrze z płuc. Naprawdę nie chciał zawracać Takao głowy bardziej, niż ten by sobie tego życzył.
22/12/2016, 21:37
Nie mam innych planów. Ale jeśli mam być szczery, to dziwi mnie twoja otwartość w stosunku do obcych. Kiedyś ktoś może chcieć to wykorzystać, niekonieczne w pozytywny sposób.

Shintaro czekał i czekał, a odpowiedź wciąż nie nadchodziła. Zniecierpliwiony, zaczął się zastanawiać, czy aby nie napisał nic, co mogłoby urazić Kazunariego. W końcu jednak odebrał wiadomość, której treść trochę go zaskoczyła.
 22/12/2016, 21:43
 Jakoś ostatnio nawet zaufane osoby potrafiły to wykorzystać |(3)| Nie zamierzam zamykać się na ludzi, a w pewnym sensie nie jesteś mi całkiem obcy...

Midorima przygryzł dolną wargę i poprawił okulary, upewniając się, że wszystko na pewno dobrze przeczytał. Następnie westchnął cicho, przeczesał włosy dłonią i odpisał.
22/12/2016, 21:45
Fakt, czytałeś moje książki, ale wcześniej nie wiedziałeś, że to ja jestem ich autorem. Z resztą, nieważne. Dziękuję, że zdecydowałeś się aż tak przede mną otworzyć.

Tymczasem po drugiej stronie Takao pisał co chwila coś namiętnie, po czym usuwał cały tekst. Robił tak kilka razy, ale za nic nie potrafił ubrać w słowa to, co czuł naprawdę, tak, żeby nie zbłaźnić się lub nie zdenerwować Midorimy. W końcu mruknął coś do siebie i przycisnął klawisz „wyślij”.
 22/12/2016, 21:49
  Tu nie chodzi o to, że patrzę na Ciebie przez pryzmat tego, co o Tobie mówią,  czy piszą, ale... Wydaje mi się, że znając i trochę rozumiejąc twój styl pisania, po przeczytaniu wszystkich twoich tekstów w pewien sposób Cię poznałem.

Kolejna wiadomość przyszła do Takao bardzo szybko.
22/12/2016, 21:49
Rozumiem. W takim razie, chyba mamy remis, po tym, jak mi się wyspowiadałeś. Mimo to... Chciałbym kontynuować i wiedzieć o tobie więcej.
22/12/2016, 21:50
Wybacz bezpośredniość.

Kazunari zacisnął usta, ganiąc się w myślach za rosnące podekscytowanie. Poczuł się jak szczeniak, który pierwszy raz zasmakował magii flirtu, która mimo wszystko nie biła od Midorimy. Mężczyzna mówił po prostu wprost.
Takao zbombardował klawisze swojej komórki, wysyłając krótką odpowiedź.
22/12/2016, 21:52
 I vice versa

Midorima obudził się nazajutrz o szóstej. Tym razem, mimo iż nie nastawił budzika, jego zegar biologiczny zadziałał bez zastrzeżeń, przez co miał jeszcze sporo czasu, żeby przyszykować się do pracy.
Przetarł zaspane oczy, poprawił okulary i usiadł na kanapie, na której wczoraj usnął. Kiedy tylko wyłączył telewizor, który był włączony przez całą noc, przypomniało mu się, co robił, zanim zmorzył go sen. W jednej chwili rzucił się na telefon, który leżał po drugiej stronie sofy i odczytał wiadomość, którą przesłał mu Takao. Była aż nazbyt wymowna. Shintaro przełknął ślinę i oparł się plecami o oparcie, w dalszym ciągu tępo wpatrując w ekran komórki, jakby pragnąc go prześwietlić i zrozumieć, co Kazunari miał dokładnie na myśli.
W końcu pokręcił głową z rezygnacją i z powrotem rzucił telefon na kanapę. Wstał z niej, przeciągnął się i ruszył do łazienki.
Usnął na kanapie, w ubraniach, z telefonem w ręku, z marnującym energię telewizorem. Jednak nie mógł być już na siebie nawet zły. Powoli zaczął się domyślać, dlaczego odkąd poznał Takao, jest z nim coraz gorzej. Jednakże było to tak zawiłe i niepojęte, że nawet nie miał siły wnikać w to bardziej, niż było konieczne, co zdecydowanie potwierdzały nagłe, krótkotrwałe bóle w klatce piersiowej, niespodziewane palpitacje serca, nawracające zimne dreszcze, czy fale gorąca.

Kazunari natomiast wstał z jękiem, szukając ospale dłonią budzika, który dzwonił natarczywie, nie dając mu spokoju. Wreszcie podniósł swoją głowę, wypatrując przedmiotu zaspanymi oczami i wyłączył urządzenie z cichym westchnieniem. Próbował zasnąć na nowo, jednak jego organizm mu na to nie pozwolił. Raz obudzony Takao musiał poczekać do wieczora. Mężczyzna jęknął głośno, siadając na łóżku i sprawdził ekran swojej komórki.
 Warknął zły na siebie i psioczył pod nosem, idąc pod prysznic.
 Nie wyspał się właśnie przez telefon... Kazunari prawie całą noc zerkał z obawą na wyświetlacz, czekając na odpowiedź od Midorimy. Gdy takowa długo nie nadchodziła, spoglądał na ekran jeszcze częściej, bojąc się, czy aby się nie zagalopował. Stojąc pod ciepłym strumieniem wody zaczął zastanawiać się, czy jego nowy znajomy w ogóle przyjdzie, czy może jednak to co napisał okazało się aż tak niezręczne, jak teraz odczuwał to Takao.


*

Furihata uchylił powoli powieki, jednak zaraz je zamknął. Ponowił próbę dopiero po chwili i zerknął na ciężki, czarny zegar wiszący na białej ścianie. Dochodziła szósta. Oczy piekły go z niewyspania, dlatego był pewien, że spał krótko, jednak, jak szybko policzył w myślach, dostarczył organizmowi około dziewięciu godzin odpoczynku. Czyli niemało. Przez to już zupełnie stracił orientację i westchnął cicho. Przetarł dłonią oczy, które zaczęły mu łzawić i ziewnął, starając się zebrać myśli. Leżał na kanapie w salonie, w ramionach Akashiego, który wciąż spał. Byli w ubraniach i przykryci jedynie kocem. Poprzedniego dnia zaraz po tym, jak ubrali choinkę, postanowili obejrzeć film na DVD, na którym z resztą obaj usnęli.
Kouki ziewnął po raz kolejny i jak najdelikatniej, aby nie obudzić partnera, uniósł i przesunął biodra w stronę oparcia kanapy, ponieważ przez dość niedogodną pozycję, w której się znajdowali, niemal stracił czucie w lewej nodze. Gdy takowa została odciążona, jęknął cicho, czując niemałą ulgę. Zaraz potem napiął mięśnie kręgosłupa i wyprostował plecy przylegające do piersi Akashiego. Ryży trzymał dłonie splecione na brzuchu Furihaty, dlatego nie było mowy o tym, aby ten mógł spróbować dyskretnie wstać.
Zaczęło mu się nudzić. Początkowo próbował ponownie zapaść w sen, jednak nie udało mu się to. Postanowił zatem znaleźć sobie inne zajęcie. Odgarnął kosmyki włosów z czoła i przyjrzał się choince, która pięknie przybrana, ze świecącymi na biało lampkami, prezentowała się naprawdę dobrze, zdobiąc jeden z kątów salonu. Okazało się, że Seijuro ma schowane w swojej garderobie dwa pudła z ozdobami, które upchnięte były w jednej z szaf, dlatego mogli takowe wykorzystać. Drzewko zatem zostało udekorowane przez nich złotymi i srebrnymi bombkami o różnej wielkości i fakturze, łańcuchem oraz lampkami. Wyglądała dość minimalistycznie, jak z resztą całe mieszkanie Akashiego, jednak bardzo podobała się Koukiemu, który, po skończonej pracy omal nie rozkleił się ze wzruszenia, przypominając sobie czasy dzieciństwa, kiedy bardzo podobną choinkę miała w swoim domu jego babcia, która zmarła, gdy miał dziewięć lat. Ta strata sprawiła, że żadne Święta bez kobiety, która bezsprzecznie podarowała mu najwięcej miłości z całej rodziny, nie były już tak piękne i udane, jak wcześniej.
Aż do teraz.
Po upływie półgodziny, Furihata przekręcił się ostrożnie na brzuch i, układając się wygodniej na piersi Seijuro, począł głaskać mężczyznę delikatnie po włosach, badając opuszkami palców ich strukturę oraz miękkość. Kolejno jego dłoń zsunęła się twarz Akashiego. Czerwonowłosy nie pozostał już jednak obojętny na ten gest i powoli otworzył oczy, na co Kouki zareagował nagłym rumieńcem.

Seijuro poprawił się lekko i wychrypiał głębokim głosem, który najwyraźniej nie zapomniał jeszcze o wcześniejszym śnie:
— Jak się spało? — spytał zaspany.

— Całkiem dobrze. Ale chyba wolę łóżko — odpowiedział Furihata, po czym uśmiechnął się lekko i cmoknął partnera w kącik ust. — A tobie? — spytał. Zaraz jednak dodał speszony: — Pewnie ciężko... Całą noc cię gniotłem, przepraszam.

— Przeciwnie — odparł Akashi, zawężając uścisk, w jakim trzymał partnera i uśmiechnął się szczerze. —Twoje miarowe oddechy i ciepło uśpiły mnie lepiej niż cokolwiek innego — powiedział, unosząc lekko ramiona.

Furihata zaczerwienił się jeszcze mocniej i tylko burknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym wsunął twarz w zagłębienie szyi kochanka, zaciągając się jego zapachem, który okazał się tak intensywny, iż z lekka go otumanił.
— Ładnie pachniesz — burknął cicho, bezwiednie przesuwając nosem po szyi Seijuro.

Seijuro spojrzał na niego zadowolony, przymykając nieco oczy, przez co jego tęczówki wydały się bardziej niebezpieczne, niż zwykle. Jego władcza natura, która pragnęła, aby Furihata zwracał uwagę tylko na niego, sprawiła, że na ten komplement poczuł się bardzo miło połechtany.
Pocałował kochanka leniwie, gładząc delikatnie po plecach i wymruczał:
— To tylko i wyłącznie twoja zasługa.

— Czemu moja? — zdziwił się brunet , czując, jak jego policzki płonąć niczym ogień.
Z trudem przełknął ślinę przez suchy przełyk i spojrzał Seijuro głęboko w oczy. Jego różnokolorowe tęczówki zawsze go intrygowały. Uważał je za najpiękniejsze na świecie. Uwielbiał w nie patrzeć, starać się wyczytywać z nich emocje, nawet wtedy, kiedy ryży zdawał się pożerać go wzrokiem.

— Nie jestem pewien, jak ci to wyjaśnić — zaczął zdawkowo. — Przy tobie cały mój organizm zdaje się być przygotowany na wszystko i działać intensywniej — dokończył. Prychnął cicho pod nosem, zostawiając dla siebie informacje, że może jego ciało automatycznie stara się być gotowe, aby w razie czego móc obronić kochanka.

Kouki, oczarowany słowami partnera, nabrał powietrza głęboko w płuca i zatrzymał je tam na chwilę. 
— To...To chyba jedna z najromantyczniejszych rzeczy, jakie od ciebie usłyszałem, Akashi-kun - jęknął po chwili, czując, jak po jego wnętrzu rozchodzi się przyjemna fala ciepła.

Akashi zmarszczył brwi, ale nie skomentował. Coraz częściej łapał się na zważaniu na swoich słowach. W porę ugryzł się w język, bo stwierdził, że komentarzem „To tylko stwierdzenie”, mógłby urazić bruneta. Dopiero po chwili, gdy natarczywy wzrok kochanka nadal utrzymywał się na nim, westchnął cicho:
— Jeśli ci to przeszkadza, mogę przestać — powiedział spokojnie.

— Nie, nie — odparł od razu Furihata. — Nie przestawaj — poprosił, po czym uśmiechnął się szeroko, z uczuciem wpatrując się Akashiemu prosto w oczy.
Już wczoraj, tuż przed tym, jak zmorzył go sen, postanowił sobie, że nie będzie zamartwiać się słowami Seijuro, który w dość delikatny sposób powiedział mu, że go nie kocha. Jeszcze nie. Właśnie dlatego Kouki obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby kochanek naprawdę się w nim zadurzył.

— Tylko nie chcę cię martwić, ale romantyk ze mnie żaden — stwierdził ryży. Odgarnął z czoła Furihaty niesforne kosmyki i uśmiechnął się, widząc jego speszoną minę, dodając: — No. Nie zaszkodzi chyba spróbować.

Kouki cały się rozpromienił i mocniej wtulił w partnera, czując, że w tej chwili żadne słowa nie wyrażą jego wdzięczności. Dlatego musiał okazać ją w czynach. Otarł się czołem o żuchwę Akashiego, po czym musnął zaczepnie językiem jego wystającą kość jarzmową, rumieniąc się przy tym lekko.

Seijuro złapał Furihatę pod boki i podciągnął go wyżej, sadowiąc na swoich biodrach. Wyciągnął szyję, całując Koukiego z pasją, tylko mocniej zaciskając dłonie na bokach miednicy partnera.

Brunet parsknął cicho śmiechem w usta kochanka, ponieważ w miejscu, gdzie Akashi zacisnął swoje palce, miał łaskotki. Zaraz jednak westchnął, czując przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Po chwili przerwał pocałunek i oparł czoło o czoło Seijuro.
— Jakie mamy plany na dzisiaj? — spytał z uśmiechem.

— Ja nie mam żadnych — odparł poważnie Akashi, celowo powtarzając poprzednią czynność, gdyż reakcja kochanka bardzo mu się spodobała. Zbliżył twarz do jego ucha i przygryzł jego płatek, mrucząc: —Zdam się na twoją wolę.

Kouki ponownie zaczął się śmiać, zaciskając nerwowo uda na nogach partnera. Zapobiegawczo chwycił jego dłonie w swoje i przytrzymał, bojąc się, aby poprzednia tortura nie nastąpiła ponownie.
— Może... Chciałbyś się ze mną wybrać w jedno miejsce?

Seijuro spojrzał na niego tajemniczo i poluzował lekko uścisk. Uniósł brwi, aby nadać sobie zdziwionego wyrazu, mimo iż jedyne co odczuwał to ciekawość.
Oblizał swoje wargi i spytał gardłowo:
— Koniecznie teraz?

Kouki powstrzymał się, aby nie roześmiać się ponownie. Cmoknął kochanka szybko w usta, po czym spytał, niby od niechcenia:
— A co? Masz lepsze plany, Akashi-kun?

— Możliwe — odpowiedział wymijająco. Zrzucił z siebie Furihatę na drugi koniec kanapy i zawisł nad nim z pewną siebie miną.
— A gdzie chciałbyś pójść? — spytał drapieżnie.

Furihata odwrócił wzrok w bok i wydął usta.
— Nie mogę ci powiedzieć, bo wtedy nie będzie w tym żadnej niespodzianki — burknął.

Rudy zbliżył twarz do niego, wpatrując się w niego intensywnie. Pocałował go żarliwie i powiedział:
— Dobrze, więc nie naciskam.
Jednocześnie uśmiechnął się wrednie, przenosząc cały ciężar swojego ciała na Koukiego.

Furihata sapnął, po czym zaczął się wiercić, nie mogąc nabrać głębszego wdechu.
— Wahh, Akashi-kun, jak to możliwe, że jesteś taki chudy, a taki ciężki? — wydusił z siebie, ale jakby przecząc własnym słowom oplótł go w pasie nogami i pocałował leniwie.

— Nie wydajesz się zbytnio przejęty — mruknął. Nagle uśmiechnął się przebiegle i zaczął schodzić z kochanka. — Ale skoro ci to przeszkadza... — zaczął urywając i czekał na odzew, przewidując reakcję partnera.

Furihata czując, jak kochanek zaczyna się podnosić, zarzucił na jego szyję ręce i jeszcze mocnej zacisnął nogi, w efekcie czego Akashi uniósł się z brunetem przyczepionym do siebie.
— Nie przeszkadza mi, to słodki ciężar! — jęknął płaczliwie.

Wyższy prychnął rozbawiony i objął rękami jego lędźwia, prostując się razem z kochankiem. Wtulił twarz w szyję Furihaty i zaciągnął się jego słodkim zapachem. Z jednej strony ucieszyły go słowa partnera, a z drugiej poczuł lekkie ukucie w jego męską, niewrażliwą dumę, za co postanowił go ukarać. Obnażył zęby, które zaraz potem wbił w delikatną skórę, z lubością wsłuchując się w urwany jęk niższego. Odsunął się, aby spojrzeć na swoje dzieło – zaczerwieniony ślad w kształcie spłaszczonego koła – i cmoknął je szybko w ramach rekompensaty.
Wtulił w siebie drżące ciało kochanka, zanosząc go do sypialni. Po drodze sapnął rozbawiony, gdy Kouki jeszcze mocniej do niego przywarł.
— Przypomnij mi, kiedy zamieniłeś się w drzewołaza?

— A ty w wampira? — odgryzł się Furihata, czując się nagle tak, jakby cały wstyd, który towarzyszył mu niemal zawsze, wyparował.

Seijuro rzucił mężczyznę na łóżko i stanął przed nim, ściągając powoli koszulę. Nie kłopotał się z odpinaniem guzików, tylko od razu zsunął ją z siebie.
Ponownie zawisł nad nim i spytał z przekąsem:
— Od kiedy to wampiry atakują zwierzęta?

Furihata wymruczał coś tylko pod nosem i przekręcił głowę w bok, bowiem zabrakło mu argumentów. Poza tym nie chciał przesadzić, aby nie narazić się partnerowi.
— Nie wiem. Może ty mi powiesz? — westchnął cicho, przejeżdżając dłonią po nagim torsie czerwonowłosego.

— Tak, jak uwielbiam przeprowadzać z tobą rozmowy — zaczął, całując wyeksponowaną skórę pod żuchwą kochanka. Jednocześnie wsunął zimną dłoń pod jego ubrania i zaczął badać palcami jego żebra — tak teraz uważam to za stratę czasu — dokończył, całując go władczo.

Kouki nieśmiało odpowiedział na pocałunek, wplatając palce między włosy kochanka.
— Tak, chyba masz rację — westchnął, całkowicie poddając się temu, co robił z nim kochanek. Ponownie zaczął tracić nad sobą kontrolę, zastępując zdrowy rozsądek pożądaniem.

— Ale — wtrącił między pocałunkami, gdy wsunął kolano między nogi kochanka. Wyprostował się, siadając na jego biodrach i powiedział: — Nie chcę tracić niespodzianki.

— Uchh Akashi-kun, czemu ty zawsze taki jesteś — jęknął Furihata, starając się zrzucić z siebie Seijuro z cierpienniczą miną, bowiem jego bokserki powoli zaczęły robić się ciasne. — Wykończysz mnie.

— Mam się zmienić? — spytał poważnie Seijuro, z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Usiadł mocniej na kochanku i pochylił się, przyszpilając jego nadgarstki do materaca. Zbliżył swoją twarz do jego i powiedział z ciężkim do odczytania uśmiechem:
— Poza tym, to ty zacząłeś, Kouki.

— No jasne, jak zwykle — westchnął Furihata i wywrócił oczami. — Nie chcę, żebyś się zmieniał — dodał zaraz. — Bo właśnie takiego cię uwielbiam — mruknął, patrząc w bok. — Ale to może skutkować tym, że już w ogóle nie będę umiał bez ciebie żyć, Akashi-kun.

— Może nie będziesz musiał — odparł Akashi, luzując uścisk dłoni. Pocałował krótko Furihatę i dodał: — Mam na myśli to, że uzależniłem już od ciebie swoją przyszłość... Liczę na to, że mogę stworzyć z tobą silny i trwały związek — przyznał, czując dreszcz emocji, przechodzący po jego kręgosłupie.

— Oczywiście, że możesz — jęknął płaczliwie Kouki, powstrzymując się przed tym, aby łzy nie popłynęły z jego wilgotnych oczu.
Zagryzł dolną wargę, zmarszczył brwi i z całej siły przytulił Akashiego, pozbawiając go na moment tchu. Jednocześnie pociągnął go tak, że teraz obaj leżeli naprzeciw siebie na łóżku. Furihata wczepił się w kochanka i wtulił twarz w jego szyję.
— Kocham cię. I ty też mnie pokochasz, Akashi-kun, zobaczysz — załkał, nie mogąc dłużej powstrzymać emocji, które zdawały się rozsadzać go od wewnątrz.

Seijuro przytulił do siebie drżące ciało mężczyzny i pocałował go we włosy, wdychając ich woń z pewną dozą ulgi. Westchnął krótko, czując jak jego ciało ogarnia spokój, o którego zakłóceniu zdał sobie sprawę dopiero teraz i powiedział ciepło:

— Przekonajmy się więc.

2 komentarze:

  1. Hej,
    bardzo dobrze, że przeprowadzili tą rozmowę, a Midorima i to esemesowanie... czyżby już naprawdę Furiata wiele znaczył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, bardzo dobrze, że przeprowadzili tą rozmowę, a Midorima i to jego esemesowanie... czyżby Furiata naprawdę wiele znaczył dla niego...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń