Ciemnoskóry odstawił Ryotę na ziemię dopiero wtedy, kiedy znaleźli się
pod drzwiami jego apartamentu. Blondyn był lekki, co zauważył już wtedy, kiedy
ten na nim spał, dlatego wniesienie go na ostatnie piętro budynku nie było dla
niego zbytnio męczące.
Otworzył drzwi i przepuścił w nich chłopaka. Kiedy i on znalazł się już
w znajomym pomieszczeniu, poczuł dziwne ciepło. Zupełnie, jakby wrócił do domu.
Tego prawdziwego.
— Leć pod prysznic, a ja zaraz znajdę ci jakieś ciuchy — polecił
kochankowi, samemu zaś rzucając się na łóżko.
Odetchnął głęboko. Leżenie na miękkim materacu stanowiło miłą odmianę
po nocy gniecenia się w samochodzie. Chociaż, nie żałował. Był pewien, że
zapamięta ją na zawsze.
Ryota, który znajdował się już w łazience, ściągnął ubrania i ruszył do
kabiny ochoczo. Odkręcił kurki, puszczając być może nieco zbyt gorąca wodę, z
westchnieniem wchodząc pod strumień. Przymknął oczy z przyjemnością i oparł się
rękami o kafelkową ścianę. Dopiero teraz, pod wpływem temperatury, przyjemnie
spływającej po zmęczonych mięśniach, wody oraz ciepłej pary wdzierającej mu się
do płuc, mężczyzna poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Umył się powoli i
dokładnie, mydłem od Aomine, z radością stwierdzając, że poniekąd otoczy się
jego zapachem. Ulga wynikająca z czystości sprawiła, że stał jeszcze chwilę pod
prysznicem, wychodząc dopiero wtedy, gdy pod wpływem wrzątku zaczęło kręcić mu
się w głowie. Zgarnął, ze stosika poukładanych ręczników jeden biały
odpowiednik, wytarł się nim porządnie i przepasał. Kiedy uznał, że już bardziej
suchy być nie może, wyszedł, z początku chwiejnym krokiem, do pokoju.
Pod nieobecność Kise, Daiki zdążył chwilę odpocząć, wyszukać, wśród
swoich, komplet ubrań dla kochanka oraz zamówić im śniadanie – jajka z bekonem,
chrupkie pieczywo oraz dzbanek herbaty, które przyniesiono do pokoju tuż przed
tym, jak Ryota z powrotem pojawił się w pomieszczeniu. Wtedy Aomine podał mu
złożone i ułożone jedno na drugim części garderoby. Czekając, aż blondyn włoży
je na siebie, ciemnoskóry zaszył się w kuchni i zaczął taskować go uważnym
spojrzeniem. Prześliznął nim po jasnych, zgrabnych nogach, wystających kościach
biodrowych, delikatnie zarysowanym mięśniami torsie oraz dekolcie i szyi, które
pokryte były malinkami – zarówno starszymi, jak i świeższymi.
Ubrania, mimo, iż odrobinę za duże, bardzo chłopakowi pasowały. Daiki
uważał, że ciemne, jeansowe spodnie oraz
szara koszula leżą na nim tak dobrze, że jeśli ten by chciał, gotów był
mu je oddać.
Blondyn podszedł do niego nieśpiesznym krokiem, ziewnął i, wyciągając
szyje, pocałował go leniwie, pozwalając się objąć w tali. Gdy mulat zaczął
pogłębiać pieszczotę, żołądek Kise ponownie skurczył się, wydając głośny
dźwięk. Wyższy zaśmiał się, co potęgował fakt, że jego kochanek speszył się,
patrząc na swoje stopy. Daiki poczochrał go po jasnych kosmykach i wskazując
dłonią w stronę stołu, po czym nakazał:
— Siadaj. Jemy.
Zaczęli powoli raczyć się swoim śniadaniem, które, jak uznał Aomine,
było tak dobre, jak można się było spodziewać po tak prestiżowej kuchni renomowanego
hotelu. Kiedy zjedli, zaczęli pić gorącą herbatę i rozmawiać o wrażeniach z
wczorajszych wyścigów oraz o tym, co ciemnoskóry zamierza zrobić z wygraną.
Nagle jednak rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Daiki westchnął ciężko i
zerknął na budzik stojący przy łóżku.
Było nieco po siódmej, przez co, tym bardziej ciekawy kto to, poszedł otworzyć
drzwi, czując na sobie ciekawskie spojrzenie kochanka.
Jak się okazało, w progu stała pokojówka, która wlepiała w niego
niepewne spojrzenie ogromnych, orzechowych oczu.
— Tak? — spytał krótko.
— Mam dla pana pilną wiadomość — oświadczyła, po czym wcisnęła mu w
dłonie telegram. — Przepraszam, że przychodzę tak wcześnie, ale list ma
jednodniowe opóźnienie. Proszono mnie, abym zaniosła go natychmiast — dodała
jeszcze.
— Hm. Nic się nie stało, dziękuję — odparł.
Kobieta skłoniła się przed nim szybko i odeszła do swoich obowiązków.
On zaś zamknął drzwi i zaintrygowany, zaczął oglądać żółtą kopertę, doszukując
się nazwiska nadawcy.
Mina mu zrzedła, kiedy okazało się, że było ono takie samo, jak jego.
Drżącymi rękoma rozerwał kopertę i wyciągnął z niej kremowy skrawek papieru; grubym
drukiem zaznaczone było, iż to telegram. Oprócz swoich własnych danych oraz
adresu, Aomine przeczytał jeszcze tylko jedno zdanie:
Masz natychmiast wracać do Waszyngtonu.
Poczuł, jak robi mu się słabo. Dlaczego Mujihara Aomine, jego ojciec,
chciał, aby przyjechał do domu?
— O co chodzi, Aominecchi? — spytał z kuchni Kise, uważnie obserwujący
wszystkie jego reakcje, które nieco go zaniepokoiły.
Aomine pokręcił głową i wcisnął telegram do koperty, którą następnie
rzucił na komodę.
— Nic się nie stało — skłamał, siląc się na uśmiech mający potwierdzać
jego słowa. — Teraz ja skoczę pod prysznic. Zaraz wracam — powiedział, po czym
wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
Postanowił na razie nie przejmować się telegramem, w końcu jego ojciec
już nie pierwszy raz próbował popsuć mu urlop.
Gdyby to było faktycznie coś ważnego, zadzwoniłby, pomyślał. Poczuł się
spokojniej, usprawiedliwiając sobie treść wiadomości. Zaczął się rozbierać,
zmierzając w kierunku kabiny prysznicowej.
Ryota nadal siedział zmartwiony, widząc, że coś jest nie tak. Wzrokiem
odprowadził chłopaka do łazienki, myśląc nad kopertą, która w dalszym ciągu
leżała w przedpokoju. Starał się odwrócić od niej swoje myśli, jednak na
próżno. Kiedy tylko do jego uszu dobiegł szum lecącej wody, Kise wstał i,
upewniając się, że Daiki na pewno go nie usłyszy, ruszył w stronę kawałku
papieru. Stanął tuż przed swoim celem, bijąc się z myślami. Naprawdę chciał
wiedzieć, co sprawiło tak nagłą zmianę w zachowaniu kochanka, ale z drugiej
strony wiedział, że nie powinien wtykać nosa w nie swoje sprawy. Sięgnął ręką
po telegram, jednak w ostatniej chwili zabrał ją szybko, kręcąc gwałtownie głową.
Blondyn ufał ciemnoskóremu; jeśli coś by się stało, ten powiedziałby mu – tak
właśnie pomyślał, więc karcąc się za pokusę w myślach usiadł z powrotem na
krześle w kuchni. Nagle naszła go pewna myśl na nowy utwór. Znalazł w pokoju
kawałek kartki, na którym zapisał jedynie dwa słowa „Milk and Coffe.”, po czym
uśmiechnął się pod nosem, wystukując rytm znanej tylko jemu melodii. Po
dłuższym czasie usłyszał skrzypnięcie drzwi i zobaczył Aomine, który w
bokserkach szedł po ubrania do szafy. Jasnowłosy odwrócił szybko wzrok,
pąsowiejąc, jednak nie mógł się powstrzymać, aby nie zbadać ciała partnera
kątem oka. Zapatrzył się na jego szerokie, wciąż podrapane, ramiona, w których
zaraz zapragnął się znaleźć. Znów zrugał sam siebie, wbijając wzrok w stół,
opierając głowę na ręce. Znów ziewnął głośno i parsknął śmiechem, wyobrażając
sobie siebie, zasypiającego nagle na scenie, zbierającego baty od szefa i
gratulacje za indywidualizm od przyjaciela.
Aomine, odświeżony po prysznicu, czuł się o niebo lepiej. Wyczuwając na
sobie wzrok Kise, uśmiechnął się nieznacznie. Założył na siebie tylko jeansy, postanawiając
zostać bez koszuli, eksponując tym samym swoje mięśnie, jak i rany na plecach.
Podszedł po blondyna i przytulił się do niego od tyłu, opierając swoją
brodę na jego prawym ramieniu.
— Co to? — spytał, zwróciwszy uwagę na zapisaną kartkę, która leżała
przed nimi na kuchennym blacie.
— Na razie tylko projekt — odparł tajemniczo i szybko zmienił temat. — Co
teraz robimy, Aominecchi? — spytał, odchylając głowę tak, żeby móc spojrzeć na
swojego chłopaka. — Do osiemnastej mamy trochę czasu — dodał, patrząc na zegar,
który wskazywał godzinę ósmą pięć.
— A co byś chciał, skarbie? Musimy cię dzisiaj chyba trochę oszczędzać,
co? — dodał, patrząc na niego w znaczący sposób.
Korzystając z tego, w jakiej pozycji się znajdowali, pocałował blondyna
krótko w usta.
Na te słowa Ryota zarumienił się sowicie. Przygryzł dolną wargę i
odparł:
— Nie mam pomysłu... Trzeba coś szybko wymyślić, bo inaczej nici z tego
całego oszczędzania.
— W takim razie... — Aomine zmyślił się na moment. — Możemy się gdzieś
przejechać — zaproponował.
Jednak w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. A raczej załomotał.
Tak, że drewno, z którego były one wykonane, zatrzęsło się niebezpiecznie.
Daiki warknął, przestraszony.
— Kurwicy dostanę, czy ludzie nie mogą rano spać? — powiedział, po czym
z żalem wypuścił kochanka z objęć i ruszył otworzyć.
Ledwo to zrobił, a do środka wpadł zdenerwowany Midorima.
— Cholera, Shinta...
— Ani słowa, idioto! — krzyknął mężczyzna, zanim Aomine zdążył
ponarzekać. — Ulotniłeś się z wczorajszego bankietu, nie racząc zapłacić ani za
siebie, ani za nikogo, nanodayo! Jesteś mi winien pieniądze! — powiedział,
czerwieniejąc ze złości.
Daiki za to klepnął się ręką w czoło.
— No tak. Sorry — burknął, kierując się ku stolikowi nocnemu, na którym
leżał jego portfel.
— Sory? — powtórzył gniewnie wyższy, ściągając w złości brwi. — Sory? Robisz
coś takiego i masz człowiekowi do powiedzenia tylko to? — obruszył się, poprawiając
okulary.
Kise wysunął się niepewnie zza rogu, podpierając się ściany i podszedł
powoli, pytając:
— Co się dzieje?
Shintaro, widząc swojego pracownika, przyłożył dłoń do czoła i ponownie
naskoczył na przyjaciela:
— Wciągniesz tego chłopaka na złą ścieżkę! — krzyknął, wskazując ręką
na Ryotę.
— Hej, jego w to nie mieszaj — warknął groźnie.
Był na swoim terenie, dlatego czuł się zobowiązany do obrony własnej
oraz bogu ducha winnego Ryoty.
Wyciągnął z portfela plik banknotów, który podał zaraz Midorimie. Ten
szybko przeliczył pieniądze, nie mogąc się do tego przyczepić, ponieważ było
ich dużo więcej, niż wczoraj zmuszony był wydać.
— Więc tak. Przepraszam. Kompletnie wyleciało mi to wczoraj z głowy —
powiedział już spokojniej. — Poza tym, chcieli mi poderwać chłopaka. To nie
moja wina, że się zdenerwowałem. — Wzruszył ramionami.
— Mhm, jasne. Mogłeś interweniować wcześniej — powiedział, nieco
spokojniej, jednak wciąż zły, Midorima. — Tym razem ci wybaczam, ale na
przyszłość pamiętaj o takich rzeczach. Co bym niby zrobił, gdybym nie miał tyle
pieniędzy?
— Ale miałeś — odparł szybko Daiki. — Nie stwarzaj alternatywnej
rzeczywistości, to nigdy nie wychodzi na dobre.
Shintaro prychnął tylko, zakładając ręce na piersi.
— Może powiecie mi chociaż, czemu nie było was na noc w hotelu, skoro wyszliście
wcześniej? Kise, czy ten podrzędny oszust nie spowodował wypadku? Nie zrobił ci
krzywdy? — zaczął wypytywać, wyraźnie stroskany.
Aomine wywrócił tylko oczami, postanawiając, że nie da się sprowokować.
Ryota wbił swój wmieszany wzrok w zielonowłosego. Mimowolnie na myśl
„wczoraj”, do jego głowy napłynęły obrazy z auta, które wywołały u niego spory
rumieniec. Blondyn odstawił wstyd na bok i odpowiedział:
— N-nie i nie. To ja prowadziłem. — Nagle spojrzał na Daikiego z
niezrozumieniem. — Przepraszam, bo chyba się pogubiłem... Jak to poderwać?
— No a do kogo wczoraj uderzał Kasamatsu? — prychnął Aomine, zakładając
ręce na piersi i mierząc swojego chłopaka zirytowanym spojrzeniem.
— Co masz na myśli, Aominecchi? — spytał wyraźnie zmieszany.
Midorima w tym czasie, widząc szykujące się kłopoty, wycofał się
taktycznie, zamykając za sobą drzwi, burcząc na odchodne ciche „Muszę lecieć”.
— Jak to co? Chciał mi cię odbić. Pewnie nie zwróciłeś na to uwagi, ale
patrzył na ciebie tak, jak gdyby miał rzucić się na ciebie przy pierwszej
lepszej okazji — mruknął, zły, że zaczyna jawnie okazywać swoją zazdrość.
Kise patrzył na kochanka jak na idiotę, przetwarzając informacje. Pod
wpływem natarczywego wzroku zaczął czuć się niekomfortowo, co potęgowało tylko
jego niedowierzenie.
— C-co? — odparł z szeroko otwartymi oczami.
Daiki wywrócił oczami, mrucząc przy tym ciche: ,,I jak tu wściekać i
robić wywody, skoro ten nawet nie wie, o czym mowa?”. Poczuł się zobowiązany do
dokładnego wyjaśnienia sytuacji blondynowi, aby ten na następny raz miał się na
baczności, kiedy będą zdarzać się podobne sytuacje.
— Yukio jest gejem. Wiem to, bo jakiś czas temu ktoś doniósł o tym
prasie, która zrobiła z tego gówno-burzę. Yukio poprosił mnie wtedy o pomoc w
procesie przeciw tamtemu plotkarzowi o odszkodowanie. Ostatecznie jakoś udało
się sprawę zakończyć. Myślałem, że o tym wiedziałeś, ale jak widać, nie. A
wczoraj facet cię normalnie podrywał. Chciał pewnie twój numer, co?
Ryota jęknął cierpiętniczo, unosząc ręce ku niebiosom. Spojrzał na partnera
przepraszająco, mówiąc.
—Gorzej, Aominecchi...Dałem mu go—przyznał z bólem w głosie.
— Tak myślałem — westchnął tylko.
Podszedł do łóżka i usiadł na nim, zwracając wzrok ku sufitowi.
— Jeśli będziesz tak rozdawać swój numer pierwszym lepszym facetom, to
może być problem. — Cmoknął z dezaprobatą.
— Hej, przecież to był pierwszy raz! — bronił się Kise. Podszedł do
swojego chłopaka, niepewnie siadając na nim okrakiem. Dał mu przelotnego całusa
i dodał: — I ostatni.
— Oby — odburknął ciemnoskóry, szybko ponawiając pogłębiając
pieszczotę.
Delikatnie objął kochanka w talii i przycisnął do siebie. Całowali się
parę chwil, aż w końcu Daiki odsunął się od blondyna nieznacznie, patrząc na
niego z iskrami rozbawienia w oczach.
— W takim razie nie mam już żadnych powodów do zazdrości — oświadczył.
— W końcu wczoraj wieczorem dałeś mi potwierdzenie. Tylko... Hmm, mógłbyś mi
przypomnieć, co wtedy mówiłeś? — Uśmiechnął się złośliwie.
Śpiewak oblał się rumieńcem, odwracając twarz, od ciekawskiego
kochanka.
— A-a ty masz jakieś problemy z pamięcią, Aominecchi? — bąknął
zawstydzony.
— Tak, mam sklerozę — odparł tamten, podtrzymując się od śmiechu.
Wyciągnął dłoń i chwycił nią podbródek Kise, nakierowując jego twarz tak, aby
ten na niego spojrzał, po czym dodał: — Chcę to usłyszeć jeszcze raz.
Kise zaczął mówić monosylabami, nie zdolny, do odwrócenia spojrzenia.
— Ja... Um... No... Ach! — blondyn wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
Oparł się czołem, o odpowiednik Aomine i powiedział wyraźnie: — Kocham Cię,
Aominecchi.
— Ja ciebie też, skarbie — wymruczał Daiki.
Zrzucił swojego chłopaka na łóżko, w miejsce obok, a sam szybko ułożył
się na nim, całując zachłannie. Słysząc urywany jęk Ryoty, opamiętał się jednak
i przerwał pieszczotę. Zaczerpnął głęboko powietrza w płuca, po czym wypuścił
je powoli. Wiedząc, że raczej nie powinien sobie pozwalać na nic więcej, zaczął
składać leniwe, owiewane gorącym oddechem, pocałunki na szyi blondyna.
Blondyn wzdychał i chichotał na zmianę, wyciągając nieco szyję, aby
ułatwić Daikiemu dostęp. Mimo przyjemności odczuwalnej z pieszczot, niższy
ziewnął lekko, karcąc za to swój organizm w duchu. Wpadając na pewien pomysł,
zaczął wysuwać się spod Daikiego, cofając w głąb łóżka. Mulat, choć zdziwiony,
podążał za nim, a kiedy tylko jasnowłosy doczołgał się do ściany, obrócił
Daikiego i, nim ten zdążył z powrotem przejąć inicjatywę, położył się obok,
przykrywając ich obu kołdrą. Wtulił się w zdziwionego kochanka i oznajmił
krótko:
— Śpimy.
— Chcesz spać? — zdziwił się Aomine, ale odwzajemnił uścisk, wkładając
ramię pod głowę chłopaka, tak, aby ten mógł na nim leżeć. Zaczął bawić się
kosmykami jego włosów, w duchu zastanawiając się, jak to możliwe, że były tak
miękkie i miłe w dotyku.
— Przepraszam — powiedział znienacka. — Prawie zasnąłem pod prysznicem
— zaśmiał się i mruknął, gdy Daiki przypadkiem przejechał palcem za jego uchem,
sam zaczynając kreślić palcami delikatnie drogi na szyi kochanka, patrząc na
nie jak zahipnotyzowany.
Ciemnoskóry uśmiechnął się lekko i przymknął oczy, maksymalnie
skupiając się na dotyku kochanka.
Nagle przyszedł mu na myśl zabawny fakt. Nigdy nie lubił, kiedy osoby,
z którymi szedł do łóżka, dotykały go po stosunku. Odpychały go ze względu na
to, że tak łatwo mu się oddały. Najczęściej już nigdy nie miał ochoty na
ponowne zbliżenie, ponieważ obrzydzenie brało górę.
W przypadku Kise, niezależnie, ile razy by się kochali, wciąż tak samo
łaknął nie tylko jego dotyku, ale zapachu, głosu, obecności. Wszystkiego, na
czym tak bardzo mu zależało.
— Tak sobie myślałem — zaczął nagle — co z nami będzie, kiedy wyjadę.
Najchętniej w ogóle bym tego nie robił, ale przecież mam pracę — westchnął
ciężko.
Ryota spiął się nagle, zamierając w bezruchu. Zagryzając mocno
wewnętrzną stronę policzka, wziął głęboki oddech.
— Ja nie chcę o tym myśleć — odparł słabo. — Nie zrozum mnie źle,
Aominecchi, ale wszystko od twojego przyjazdu wywróciło się w moim życiu do
góry nogami. Te ostatnie dni, jakie ze sobą spędziliśmy, wydają mi się jak
piękny, cudowny sen. — Jasnowłosy skulił się, opierając głowę o pierś Daikiego.
— Boję się, że jak wyjedziesz, to wszystko pryśnie, zupełnie tak, jakbym się z
niego obudził.
— Hej, hej, nie myśl tak — odpowiedział szybko, zacieśniając nieco
uścisk, jakim obdarzał Ryotę. — Wszystko będzie dobrze — zapewnił, nie tracąc
na zbędne myśli w swojej głowie ani chwili czasu. — Będę tu przyjeżdżać. A ty
do mnie. A kiedy uda mi się jeszcze trochę zarobić, tak, żeby nie musieć się
martwić o przyszłość, kupię dom gdzieś, gdzie będziemy mogli być razem. Okej? Do
tego czasu jakoś wytrzymamy — powiedział i przycisnął mocno wargi co czoła
kochanka.
Niższy parsknął cicho rozbawiony.
— Brzmi strasznie naciąganie — powiedział, ale kiedy dostrzegł, jak
mulat się peszy, dodał radośnie, śmiejąc się: — Ale jestem w stanie w to
uwierzyć.
I choć starał się zachować pozory oraz podejść do sprawy z dystansem,
nadal obecne obawy sprawiły, że pocałował go niemal desperacko.
Daiki odwzajemnił pocałunek, starając się nie przyznawać w myślach
racji chłopakowi.
Co z tego, że brzmiało to naciąganie. Aomine był niemal pewien, że los
nigdy więcej nie da mu poznać tak wspaniałej osoby, jaką był Kise. Tak samo
pewien był, że nikogo więcej nie obdarzy takim uczuciem. W dodatku, z
wzajemnością.
Kiedy skończyli, objął ponownie blondyna, wtulając twarz w zagłębienie
jego szyi, wodząc po niej nosem i zaciągając się słodkim, świeżym zapachem.
— Chcę być z tobą bez względu na wszystko — wyznał cicho.
A było to dla niego tak trudne do powiedzenia, jak i do przyznania
przed samym sobą, że zawstydził się, czemu w ogóle to powiedział. Miał
nadzieję, że chłopak albo nie usłyszał, albo już do tego nie nawiąże.
Poczuł zmęczenie i piasek w oczach, dlatego zamknął je, rozluźniając się.
Mimo że wcześniej był wyspany, ciepło drugiej osoby oraz przychylne okoliczności
sprawiały, że czuł się coraz bardziej senny.
— Ja z tobą też — odparł odważnie Ryota, a nie doczekując się
odpowiedzi, czy jakiejkolwiek reakcji, odchylił się delikatnie, chcąc spojrzeć
na Aomine. Gdy zobaczył, że ten zasnął, uśmiechnął się czule i pocałował go w
czubek głowy, wdychając przy tym zapach ciemnych, miękkich włosów, po czym sam
ułożył się do snu, który przyszedł bardzo szybko.
*
Aomine otworzył i przetarł wierzchem dłoni oczy, które pod wpływem rażącego
światła, zaczęły łzawić. Ziewnął i naciągnął mięśnie tak, że coś pstryknęło mu
w kręgosłupie.
Kątem oka zerknął na budzik, który wskazywał godzinę czternastą. Zaraz
też jego wzrok spoczął na kochanku, który wciąż smacznie spał. Ciemnoskóry
delikatnie pogładził go palcami po policzku, uważając, aby przypadkiem go nie
obudzić. Chciał, aby jego chłopak odespał sobie, bądź co bądź, zarwaną nockę,
aby później, pracując, nie czuł się zmęczony.
Daiki odczekał chwilę, po czym podniósł się. Materac ugiął się pod nim,
jednak nie wydał z siebie żadnego odgłosu, kiedy wstawał.
Zauważając, że Ryota przez sen skopał z siebie większość kołdry,
podszedł do niego z drugiej strony posłania, po czym przykrył go dokładnie,
tak, aby chłodne powietrze nie miało możliwości dostania się pod materiał.
Nie mając żadnych konkretnych planów, postanowił w końcu dokończyć
ubieranie się. Podszedł do komody z ubraniami, po czym wyciągnął z niej luźną,
czarną bluzkę na długi rękaw, którą wciągnął na swój umięśniony tors. Założył
również skarpetki w tym samym kolorze, ponieważ od stąpania po zimnej podłodze
jego nogi strasznie zmarzły.
Ze swojej torby podróżnej, która leżała pod ścianą, wyciągnął książkę z
kodeksem prawnym oraz teczkę, w której przywiózł trochę dokumentów. Drapiąc się
po skroni, wziął rzeczy, które położył na łóżku. Sam poszedł jeszcze na chwilę
do kuchni, aby zrobić sobie herbaty, a następnie wrócił pod kołdrę, zajmując
się czytaniem papierzysk, które wyciągnął z teczki. Popijając od czasu do czasu
gorącą herbatę, czekał, aż Kise się obudzi, aby jeszcze przed jego pracą mogli
przejść się na obiad.
Minęło trochę czasu zanim to się stało, ale gdy zegar wskazywał
piętnaście po trzeciej, Ryota przeciągnął się jak kot, wyszukując
niewyostrzonym wzrokiem Daikiego. Słysząc szelest papieru zwrócił się w stronę
źródła dźwięku.
— Co robisz, Aominecchi? — spytał zaspany. — Długo spaliśmy? — dodał. —
W ogóle to dlaczego zawsze ty budzisz się pierwszy? — zaśmiał się, bombardując
mulata pytaniami.
Mężczyzna drgnął lekko, rejestrując kątem oka ruch po swojej prawej
stronie. Słysząc pytania blondyna, zaraz spokojnie udzielił na wszystkie
odpowiedzi:
— Pracuję. To znaczy, już kończę, nie ma tego zbyt wiele — dodał
szybko. — I tak, trochę pospaliśmy. Około pięciu, sześciu godzin.
Odłożył na pościel dokumenty i spojrzał na Kise, który taskował go
zaspanym wzrokiem.
— Nie zawsze wstaję pierwszy. Ale chyba mam uraz po tym, jak Takao
włamał nam się we wtorek rano do pokoju — zaśmiał się i poczochrał kochanka po
włosach.
— No fakt — przyznał blondyn, śmiejąc się głośno.
Patrzył chwilę na zapisane notatki, czytając niektóre zdania.
— Rany... Jak ty się w tym łapiesz, Aominecchi? Znaczy, zdania są zrozumiałe,
ale na przykład tu — mówił zafascynowany, wskazując palcem — musisz wiedzieć o
tym, prawda? — Tu wskazał na tekst znajdujący się trzy kartki wcześniej.
Zmarszczył swoje brwi w westchnął z podziwem. — A ty pewnie masz to wszystko w
głowie.
— Tak, trochę tego jest, ale większość spraw ma ten sam schemat —
powiedział i przekręcił kartkę na drugą stronę. — Łatwo kojarzyć sobie pewne
fakty. A kodeks karny zawsze noszę przy sobie, w razie, gdybym nie był czegoś
pewien albo zapomniał. — Wskazał przy tym na grubą książkę, której róg wystawał
spod teczki. — Dla przykładu: mam tu sprawę pana Dowella, który ubiega się o
odszkodowanie. A tutaj — wskazał palcem wyżej — Pani Shanon wnosi pozew o
rozwód. Z pozoru te sprawy są zupełnie inne, ale zauważ, że w jednym i drugim
przypadku chodzi o to, żeby druga strona ucierpiała jak najbardziej na twoją
korzyść. Dodaj do tego artykuły, paragrafy i inne pierdoły, a zawód prawnika
staje się dziecinnie prosty. — Ziewnął.
— Już nie bądź taki skromny — powiedział żartobliwie, unosząc na
rękach. Pocałował go mozolnie, powoli smakując językiem cytrynowego wnętrza jego
ust. Zanim ciemnoskóry przejął inicjatywę, Ryota oderwał się od niego,
uśmiechając zadziornie.
— Co robimy, jak skończysz?
— Za dużo nie zdążymy. Za jakieś dwie i pół godziny masz pracę —
przypomniał uprzejmie. — Ale mogę zabrać cię na obiad — zaoferował.
— Brzmi jak bajka — odpowiedział wesoło, siadając na łóżku i oglądając
się. — Trochę pogiąłem ci koszulę… Ale chyba możemy iść — stwierdził z głupawym
uśmiechem.
— Mhmm, jasne — odparł Daiki.
Akurat skończył czytać ostatni dokument i schował papiery do teczki.
Potarł dłońmi skronie, czując ból głowy na samą myśl, że już niedługo będzie
musiał wrócić do Waszyngtonu, a z tym z kolei wiązały się dnie wypełnione po
brzegi godzinami w pracy.
Teraz jednak nie chciał więcej o tym myśleć.
Wstając z łóżka, poczochrał
kochankowi włosy. Zaraz też obaj założyli buty i wyszli z apartamentu,
zamykając za sobą drzwi.
Zeszli na dół, znajdując się na piętrze pierwszym. Kiedy Daiki chciał
zejść jeszcze niżej, chcąc iść do jadłodajni przeznaczonej dla specjalnych
gości, Kise pociągnął go za rękaw, kręcąc przecząco głową. Aomine popatrzył na
niego zdziwiony, jednak poszedł za blondynem. Jego wzrok jednak domagał się
wyjaśnień, których Ryota nie omieszkał wyjawić.
— Nie lubię jeść tam, gdzie pracuję — powiedział, marszcząc nos. — Nie
wiem czemu — dodał, widząc, jak ciemne brwi unoszą się ku górze. Mulat jedynie
wzruszył ramionami i poszli dalej, w stronę mniej okolicznościowej restauracji.
Weszli do pomieszczenia, z
łatwością znajdując miejsca w średnio zatłoczonym lokalu, które zajęli. Zaraz
po zrobieniu tego, podszedł do nich
elegancko ubrany kelner, podając kartę menu. Mężczyźni studiowali ją chwilę, po
czym Aomine zamówił średnio przysmażony befsztyk wołowy, pokrojone w ćwiartkę
pieczone ziemniaki oraz sałatkę z rukolą, roszponką i pomidorem; natomiast Kise
długo nie mógł się zdecydować. W końcu wybrał najzwyklejszy ryż z warzywami.
Gdy pracownik odszedł z zamówieniami, jasnowłosy westchnął z boleścią,
marudząc:
— Tak bardzo chciałbym zjeść takoyaki… tonkatsu… sushi… Cokolwiek
japońskiego! — wyżalił się. Nagle wyprostował się jak struna, mówiąc
entuzjastycznie: — Aominecchi, zapraszam cię dziś na kolację! Zrobię nam udon!
— Brzmi... japońsko — podsumował Daiki, nie wiedząc za bardzo, jak
powinien to skomentować, bowiem do listy dań, które nie były mu obce, z pośród
tych, które wymienił jego chłopak, mógł zliczyć jedynie... sushi.
Mimo iż jego matka od najmłodszych lat uczyła go języka, tak historia i
kultura Japonii były mu obce. Rodzicielka, choć próbowała, nie zaszczepiła w
nim szczerej miłości do kraju kwitnącej wiśni, jednak to właśnie jej
zawdzięczał tyle, że mógł zaznać radości płynącej z nauki kolejnego języka.
— Mogę wpaść po ciebie, kiedy skończysz pracę, okej? — dodał szybko.
— Pysznie! — Klasnął w dłonie. — Widzisz, akurat udon potrafię zrobić
smaczniejszy od Kazucchiego! — pochwalił się w żartach, chociaż to co powiedział,
było najszczerszą prawdą.
— Stęskniłem się za tym miejscem — powiedział nagle z melancholią. Mimo
wszystko szybko się rozchmurzył i dodał z entuzjazmem: — Może nawet coś dzisiaj
zaśpiewam po japońsku...
W tym czasie przyniesiono im pięknie podane dania, życząc smacznego.
Aomine w milczeniu zajął się swoim befsztykiem. Rozmowa z Kise
sprawiła, że zaczął teraz intensywnie myśleć o matce. Ostatni raz widzieli się
przeszło dwa miesiące temu. W ciągu całego roku widywali się bardzo
nieregularnie, ponieważ od dawna już mieszkał sam, ale starał się odwiedzać ją
tak często, jak tylko pozwalał mu na to napięty harmonogram pracy.
Grzebiąc widelcem w ziemniakach, dotknięty refleksjami, zadał pytanie:
— Jak jest w Japonii?
— W Japonii? — powtórzył zmieszany tym nagłym pytaniu. Momentalnie
przez jego umysł, przepłynęły niewyraźne obrazy sprzed kilkunastu lat. Ryota
zmrużył oczy w zamyśleniu. — Jak... Jak w domu — powiedział spokojnie.
Uśmiechnął się do siebie, pochłonięty myślami. — Chociaż teraz to jest mój dom
— dodał, rozkładając ręce na boki. — Może i byłem mały jak stamtąd uciekłem,
ale pamiętam ją bardzo przejrzyście. Piękna i spokojna — stwierdził na koniec. —
Tak chyba najlepiej opisałbym ci Japonię, bez zbędnych słów.
Aomine pokiwał głową ze zrozumieniem. Co prawda nie był pewien, czy
dobrze interpretuje słowa swojego chłopaka, ale jeśli tak, Japonia naprawdę
musiała być wspaniałym krajem. W tamtym momencie przemknęło mu przez myśl, że
chciałby tam kiedyś pojechać. Z matką, albo... z Kise. Akurat przełykał kawałek
mięsa, dlatego zakrztusił się nagle. Zaniepokojony blondyn już chciał ruszyć mu
na ratunek, jednak Daiki, kaszląc, uniósł tylko dłoń, pragnąc mu przekazać, że
wszystko w porządku. Parę osób w restauracji spojrzało na ich stolik.
Ciemnoskóry odchrząknął parę razy, po czym napił się wody.
Zaczerwienił się lekko, kiedy Kise spytał go, czy już na pewno z nim w
porządku. Tak naprawdę nie było, jego nagła, wcześniejsza, mimowolna myśl
sprawiła, że zaczął mieć nagle mnóstwo obaw dotyczących każdej rzeczy związanej
po prostu... z nimi.
Mimo to, skłamał, że tak. Obiad dokończyli w milczeniu.
Po skończonym posiłku wrócili jeszcze na chwilę do apartamentu Daikiego
po wszelkie rzeczy, jakie Ryota wcześniej u niego zostawił, a następnie zeszli
na dół, przed hotel. Zatrzymali się w miejscu, którym wydeptana w trawie
ścieżka prowadziła do dziury w płocie, którą Ryota zamierzał wrócić do domu,
przed pracą. Gdyby skręcili w wysypaną żwirem drogę, która prowadziła w
przeciwnym kierunku, doszliby do okazałych, hotelowych ogrodów, z których
dobiegały ich w tej chwili radosne okrzyki dzieci, bawiących się tam.
— To... Do zobaczenia? — spytał Aomine, uśmiechając się lekko.
Blondyn pochylił się w stronę kochanka, chcąc pocałować go przelotnie.
Przypomniał sobie, gdzie się znajdują i cofnął się w ostatniej chwili,
zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho.
— Prawie się zapomniałem — odparł nerwowo. Uśmiechnął się do Daikiego
ze zrozumieniem. — Do potem, Aominecchi — powiedział, ruszając w swoją stronę.
Ciemnoskóry chciał zatrzymać Kise, ale w ostatniej chwili ugryzł się w
język. Zganił się w myślach za to, że prawie dał ponieść się chwili,
zapominając o konsekwencjach.
Bez względu na to, jak bardzo tego chciał, nie mógł pozwolić, aby okazywali
sobie uczucia w miejscach publicznych.
Jeszcze chwilę stał w miejscu, wlepiając wzrok w oddalające się plecy
kochanka, lecz kiedy zniknęły za drzewami, pokręcił tylko głową i udał się w
drogę powrotną do swojego małego azylu, jakim ostatnimi czasy stał się dla
niego hotelowy apartament.
Tego dnia postanowił wpaść wieczorem do restauracji wcześniej, jeszcze
przed końcem pracy Kise, aby móc go trochę poobserwować na scenie, zanim pójdą
do blondyna.
Do tego czasu zamierzał rzucić się na łóżko i, otoczony ze wszystkich
stron obecnym tam zapachem kochanka, pomyśleć trochę, jak ta miłość do Ryoty
zaczęła go ostatnio zmieniać.
Tymczasem śpiewak, przekraczając już próg domu, zawołał w szampańskim
nastroju.
— Dzień dobry!
Z kuchni wyłoniła się ciemnoskóra
kobieta, na której twarzy jawiło się zdenerwowanie. Nim jej podopieczny zdążył
spytać, co jest nie tak, zdzieliła go ścierką, trzymaną w lewej dłoni, w tył
głowy.
— Siadaj — rozkazała, wskazując na krzesło barowe. Blondyn bez zbędnych
pytań wykonał polecenie, sadowiąc się na stołku spięty. Nie miał pojęcia, o co
mogło chodzić kobiecie.
Gdy tylko zajął miejsce, Ruth stanęła za ladą, opierając ręce pod boki,
taskując go przenikliwym spojrzeniem.
— Znowu to robisz? — spytała karcąco. Jasnowłosy popatrzył na nią, nie
rozumiejąc.
— Robię… co? — odpowiedział pytaniem na pytanie. Opiekunka przewróciła
oczami i pstryknęła mu palcami przed twarzą.
— Dziecko, znowu dajesz się omotać jakiemuś paniczykowi z portfelem
grubszym od twojej, wiecznie zamyślonej, głowy — sprostowała z wyrzutem.
Ryota zamrugał kilka razy garbiąc się lekko, tak, jak to robił za
czasów młodości, gdy, podobnie jak w tej chwili, był przez nią karcony.
— Aominecchi taki nie jest — powiedział odważnie, wierząc w swoje słowa
w stu procentach.
— A wiesz to, po spędzeniu z nim sześciu…?
— Ośmiu!
— Ośmiu dni... — skończyła kpiąco. Choć jej wzrok wskazywał złość, Kise
wiedział, że za nim kryło się zmartwienie.
— Tak — uciął poważnie. Murzynka wzniosła oczy ku niebu, wypuszczając
powietrze z frustracją. — Mamo… — zaczął najbardziej tkliwie jak tylko potrafił,
chcąc udobruchać rozmówczynię.
— Nie nazywaj mnie tak — jęknęła Ruthie, powoli tracąc cały upór.
Śpiewak widząc, że obrana taktyka działa, dlatego uśmiechnął się zabójczo i
ponowił:
— Mamooo…
— Co?! — krzyknęła poirytowana. Mężczyzna wstał, podszedł do niej i
objął ją mocno w pasie. Pozwolił, aby ta oparła podbródek o jego ramię i
wyszeptał uspokajająco:
— Tym razem wiem to na pewno.
Mierzony czujnym spojrzeniem, usłyszał w końcu westchnięcie.
— Uch, idź już. Szykuj się do pracy — odparła, pasując.
Wynagrodzona buziakiem w policzek, ponownie trzasnęła chłopaka szmatą.
Ryota zaśmiał się i ruszył na górę. Ubrał szybko jego ulubioną, grafitową
kamizelkę, pod którą miał czarną, dopasowaną, koszulę i pozwolił sobie zostawić
spodnie od Aomine, nie mając w szafie żadnych czystych. Przeczesał włosy i umył
zęby. Postanowił popsikać się delikatnie „swoim zapachem” – perfumami, które
dostał niegdyś od przyjaciółki, perfumiarki. Wciąż pamiętał, jak dziwny był
proces ich robienia, ale efekt był naprawdę zadowalający. Zapach był niczym innym,
jak olejkiem, który Kise musiał mieć na sobie przez bite trzy godziny oraz
miętą i liśćmi ogórka. Efekt był taki, iż woń jasnowłosego nie uległa zmianie,
mimo że wyostrzała go kilkukrotnie, choć nie w sposób mdły, a delikatny.
Zadowolony z efektu mężczyzna uśmiechnął się i ruszył na dół, uciekając
z pomieszczenia, gdy po poinformowaniu Ruth o dzisiejszym gościu, został niemal
wdeptany w ziemię, pod wpływem jej wzroku.
Aomine, równo o dziewiętnastej, postanowił w końcu coś ze sobą zrobić.
Przez bite dwie godziny leżał na łóżku, wpatrując się w sufit i przeciążając
swój umysł natłokiem informacji. Jednak nie doszedł do żadnych konkretnych
wniosków, ponieważ im więcej myślał o sobie i o Kise, tym tylko mocniejsze były
jego uczucia względem chłopaka. Jednakże, niemal proporcjonalnie, rosła też
liczba obaw i pytań bez odpowiedzi, które piętrzyły się w jego głowie, czekając
tylko na odpowiednią chwilę, aby zaatakować w najmniej spodziewanym momencie.
Od czasu, kiedy zaczął sypiać z Ryotą, był świadom, że już nie może
zawrócić z obranej przez siebie drogi. Jeśli jednak zdecydowałby się z niej zboczyć,
nie byłoby powrotu. Oznaczało to, że jeśli teraz miałby zostawić blondyna, co z
resztą, byłby okrutne z jego strony, nie mógł już liczyć na to, że kiedykolwiek
mógłby go jeszcze zobaczyć, nie mówiąc o spotykaniu się.
A czuł, że bez tego by nie przeżył.
Był na siebie zły za takie rozumowanie, ale fakty pozostawały
niewzruszone. Zakochał się w przeciągu zaledwie paru dni i teraz nie wyobrażał
sobie dalszej egzystencji bez Kise. Nigdy nie przypuszczał, że coś podobnego
mogłoby kiedykolwiek mu się przytrafić. Przyjechał do Nowego Orleanu odpocząć,
a nie pakować się w związek, który, w jego świecie, świecie sztywnych zasad i
obyczajów, nie miał przyszłości. Mimo to, nie zamierzał tego kończyć. Na pewno
nie z własnej, nieprzymuszonej woli.
Po tym, jak w końcu podniósł się z łóżka, chwilę poświęcił na
rozciągnięcie zesztywniałych mięśni, po czym podszedł do komody, aby wybrać
sobie nowy komplet ubrań na wieczór. Tak naprawdę wcale nie chciał się
przebierać, w ciągu dwóch ostatnich godzin jego garderoba do reszty przesiąknęła
zapachem kochanka, z którym nie chciał się rozstawać. Dlatego też z żalem
zrzucił siebie koszulę, w której zwykł chodzić po domu, a założył inną, białą z
jedwabiu, a do niej dobrał ciemno-brązowe spodnie z szelkami. Pochował w ich
kieszenie wszelkie potrzebne przedmioty, poprawił fryzurę, po czym wyszedł z
apartamentu.
Do restauracji w podziemiu trafił bardzo szybko, znając już tę drogę
tak, że gotów byłby przejść ją z zamkniętymi oczami.
Zwabiony głosem oraz widokiem Kise, który prezentował się naprawdę
bardzo przystojnie, usiadł sam, w jednym ze stolików ustawionych najbliżej
sceny, oczekując reakcji chłopaka, kiedy ten dojrzy go wśród innych twarzy.
Ryota ogłosił widowni, że koncert dobiega końca, a on, wraz z zespołem,
wykonywać będą ostatni utwór. Jasnowłosy zaczął śpiewać skoczną, energiczną
piosenkę, w którą włożył całe swoje, obecnie uradowane, serce. Jakież było
zdziwienie widzów, gdy zamiast, znanego im języka angielskiego, usłyszeli
melodyjny i miękki język jego rodaków. Opowiadał wysokim tonem swoją historię i
przelewał uczucia, a wszystko miało swoją przyczynę, która nosiła imię Aomine.
Kise nigdy jeszcze nie wykonał przed tłumem utworu po japońsku, ale dziś, na
scenie, czuł się pewnie jak nigdy, mając świadomość, że nikt nie zrozumie
znaczenia słów. A przynajmniej tak mu się zdawało, dopóki nie dopatrzył się w
sali Daikiego. Mężczyzna momentalnie spąsowiał, tracąc na chwilę głos.
Momentalnie wbił wzrok gdzie indziej, mimo wszystko kontynuując występ. Gdy
skończyli, wszyscy obecni na sali, siedzieli przed długi czas jak
zahipnotyzowani, by za chwilę wstając, dać mu najpiękniejsze brawa, jakie
kiedykolwiek dostał. Ryota uśmiechnął się delikatnie, kłaniając się skromnie i
zszedł ze sceny, kierując się w stronę kochanka.
Aomine również dołączył się do owacji na stojąco, którymi publiczność
nagradzała zespół, a przede wszystkim, wspaniałego wokalistę. Kiedy zaś ciemnoskóry spostrzegł, że Kise kieruje się w
jego stronę, uśmiechnął się czarująco, wymieniając spojrzenia z kochankiem.
Wyszedł mu na spotkanie, a kiedy zatrzymali się naprzeciw siebie, dyskretnie
dotknął jego dłoni.
Nachylił się w stronę blondyna i pogratulował:
— Wspaniały występ. A szczególnie ostatnia piosenka.
— Um, dziękuję — odparł cicho, patrząc na swoje buty. Złapał się za
prawe ramię i spytał, cały czerwony: — To co, idziemy?
Daiki przytaknął, po czym obaj ruszyli za scenę, do drzwi, którymi
przez korytarz, a następnie garderobę blondyna, wyszli z hotelu tylnym
wyjściem. Zupełnie tak, jak wtedy, gdy w dniu ich pierwszego spotkania, po
występie Ryoty, poszli do baru na drinka.
Z tym wyjątkiem, że kiedy tylko przekroczyli mury budynku, Aomine
przyszpilił Kise do ściany i łapczywie wbił się w jego usta, pozbawiając tchu.
— Co ty ze mną robisz... — wydyszał Daiki, gdy skończyli. Wtulił
policzek w szyję chłopaka i, zaciągając się jego zapachem, wyjątkowo
intensywnym i kuszącym, wyszeptał: — Już zdążyłem się stęsknić.
— Mógłbym powiedzieć to samo — powiedział Kise i uśmiechnął się ciepło,
całując mulata w prawą skroń. — W obu przypadkach — dodał, gdy oderwał powoli
usta od jego skóry.
Ciemnoskóry uśmiechnął się drapieżnie i jeszcze raz odszukał warg
chłopaka, aby móc zasmakować ich
ponownie. Minęło parę chwil, nim zdążył choć trochę uspokoić rozszalałe żądze w
swoim wnętrzu. Dopiero wtedy oderwał się od blondyna i otarł dłonią swoje usta,
które mokre były od śliny. Następnie złapał go za rękę i ruszyli przed siebie,
w ciemność nocy.
Przez całą drogę szli w ciszy.
Nie była to niezręczna sytuacja. Powodem nie był również brak pomysłu na
rozmowę. Mężczyźni po prostu podążali razem, krok w krok, bez zbędnych słów.
Kochankowie napawali się wzajemną obecnością, drobnymi, posyłanymi ku sobie
gestami, czy uśmiechami oraz dotykiem własnych, splecionych ze sobą, palców.
Czas na dotarcie do domu blondyna, zleciał im miło i spokojnie.
Przestąpili próg baru, ciesząc się z tej drobnej rzeczy, jaką była panująca w
pomieszczeniu cisza. Dziś lokal był zamknięty, przez co, nie licząc
właścicielki, byli w nim sami. Kise pociągnął Daikiego za sobą, w stronę
kuchni, w której stała Ruth. Kobieta przebiegła badawczym spojrzeniem po
sylwetce mulata, który widząc ją, ukłonił się głową. Machnęła dłonią, gdy
zobaczyła pełen nadziei wyraz twarzy Ryoty.
— No przecież ci go nie zjem — rzuciła zrezygnowana. Ponownie zwróciła
wzrok na Aomine, mówiąc uprzejme, lecz ostrzegawczym tonem: — Dobry wieczór.
Jasnowłosy uśmiechnął się nieznacznie, a kobieta westchnęła.
— Robię udon. Zjesz z nami? — spytał niższy z mężczyzn.
— Możesz mi trochę zostawić, złotko, ale mam jeszcze trochę do
sprzątnięcia.
— Może ci pomożemy? — zaoferował podopieczny, patrząc znacząco na
kochanka.
Kiedy murzynka zobaczyła, jak na siebie patrzą, pokręciła głową,
uśmiechając się lekko.
— Nie trzeba, kochaneczki. Miłej kolacji — rzuciła do nich, wychodząc z
pokoju.
Ryota bez zbędnych słów wyciągnął patelnię oraz składniki i zabrał się
za gotowanie. Daiki przyglądał mu się, siedząc na blacie, co jakiś czas
oferując pomoc. Podczas przyrządzania potrawy rozmawiali o błahostkach, zabijając
tym miło czas. Kiedy kuchnia wypełniła się kuszącym aromatem, Kise wyłączył gaz
i odstawił naczynie. Nałożył jedzenie do miseczek, żałując, iż nie ma do tego
tradycyjnych, specjalnych naczyń, w których winno się jeść takie dania. Na
koniec wbił w nie pałeczki i podał chłopakowi, idąc wraz z nim do lady barowej,
aby zaraz usiąść przy niej i zajadać się kolacją.
— Itadakimasu! — krzyknął rozbawiony blondyn, składając razem ręce. —
Dawno tego nie mówiłem — przyznał ze śmiechem.
Aomine również zaśmiał się pod nosem, bowiem zaczął udzielać mu się
humor chłopaka. Postąpił za jego przykładem i zabrali się za jedzenie. Daiki
złapał za swoje pałeczki i zaczął manewrować nimi w naczyniu, z zamiarem
nabrania na nie makaronu. Ten jednak co chwila spadał mu z nich, tuż przed tym,
zanim zdążył włożyć go do ust, rozpryskując płyn z talerza dookoła. Ciemnoskóry,
straciwszy w końcu cierpliwość, warknął i chwycił naczynie w dłonie,
przybliżając je do ust i wypijając zawartość. Popatrzył sobie przy tym język,
ponieważ potrawa była gorąca, jednak nie żałował.
— Pycha — stwierdził i odstawił talerz na blat. — Dziękuję.
Blondyn również skończył, starając się nie zakrztusić płynem, gdy
zobaczył frustrację kochanka. On również odstawił swoje naczynie, uśmiechając
się jedynie. Przez jego głowę przeszła myśl, iż mógłby codziennie gotować
Daikiemu, przez co zarumienił się obficie, biorąc pośpiesznie miski i zanosząc
je do zlewu.
— Umyję — powiedział głośno, tak, aby Aomine go usłyszał, jednocześnie
próbując się uspokoić.
— Przecież ty gotowałeś — zaprotestował Daiki, wstając z miejsca i
podążając krok w krok za blondynem. — Ja to mogę zrobić — zaoferował, stając za
nim, przyciskając go tym samym lekko do zlewu. Objął go od tyłu i owiał swoim
oddechem jego szyję, przyprawiając tym Kise o dreszcze.
Nie znosił zmywać, ale tym razem był gotów się poświęcić.
Blondyn wpadł na dziecinny pomysł, którego nie omieszkał wprowadzić w
życie. Złapał za porcelanę, unosząc ją nieco.
—To ja trzymam, a ty myj — odwrócił się do mężczyzny, przekręcając
głowę w prawo, spoglądając w granatowe tęczówki rozbawiony, wyszczerzając się
głupkowato.
Daiki wywrócił oczyma, jednak nie udało mu się powstrzymać lekkiego
uśmiechu, który wypłynął na jego usta. Bez zbędnych słów, chwycił gąbkę i płyn,
po czym zaczął szorować naczynia, dmuchając przy tym Kise w ucho. Od tak, dla
zabawy. Przez to, zmywanie trwało dwa razy dłużej, ponieważ Ryota kręcił się i
chichotał, nie mogąc uwolnić się od tej małej tortury.
W momencie, kiedy Aomine skończył zmywać, a Kise przytrzymywać talerze,
zadzwonił telefon. Daiki nie przejął się nim jednak, wycierając mokre dłonie o
spodnie.
Natomiast blondyn ruszył w stronę przedpokoju. W odebraniu uprzedziła
go Ruth, więc chciał wrócić do kuchni, kierując się w tamtą stronę. Daiki stał
przy framudze drzwi, czekając na niego. Nagle jednak kobieta zatrzymała Ryotę,
krzycząc:
— Złotko, do ciebie! — widząc pytający wzrok blondyna, dodała tylko z
uśmiechem: — Z Francji.
Jasnowłosy odwrócił się szybko i podbiegł do telefonu podekscytowany.
— To pewnie Lili! — szepnął uradowany, zanim przyłożył słuchawkę do
ucha. Zrobił to rozemocjonowany, z szerokim uśmiechem widniejącym mu na ustach,
niemal krzycząc radosne:
— Halo?
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Aoime nie wyobraża sobie dalszego życia bez Kise, ciekawe co chce od niego ojciec...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia