Do Świąt | rozdział 3

Aomine siedział w wannie po brzegi przepełnionej wodą, aż ta nie wystygła i nie zaczął trząść się z zimna. Dumał, oczywiście, czysto teoretycznie, co by się stało, gdyby zdecydował się osunąć w jej głąb i dać pochłonąć lodowatej cieczy, aż przed jego oczami zapanowałaby wieczna ciemność. Może wtedy choć na chwilę mógłby pozbyć się obrazu kochanka, który nawiedzał go za każdym razem, gdy zamykał oczy.
Zanim jednak zdecydował się sprawdzić tę ewentualność, resztki zdrowego rozsądku doprowadziły go do wyjścia z wanny i ubrania bielizny oraz luźnego, czarnego t-shirtu na mokre, drżące ciało. Opuścił łazienkę, zapominając o wcześniejszym zgaszeniu światła, i powlókł się do sypialni. Nie był zaskoczony, kiedy nie zastał w niej Kise. Przyjął ten fakt chłodno, obojętnie i rzucił się na łóżko, bez sił.
Tamtego dnia szef prawie wylał go z pracy. Już od miesiąca jego produktywność oraz jakość zdjęć, jakie wykonywał do popularnego tokijskiego tygodnika, znacznie się pogorszyła i przed wywaleniem na bruk ratował go jedynie fakt, że mężczyzna, który go zatrudnił, miał słabość do jego prac i wierzył, że ten okres jest tylko przejściowy. Oczywiście, Aomine zapewnił go, że ma racje, że od teraz się pozbiera i poprawi, jednak w rzeczywistości nie był pewien, czy to w ogóle możliwe.
Przyczyną jego samopoczucia, a w konsekwencji – czynów, było to, że od pewnego czasu przestał nad sobą panować. Dotychczas miał wszystko: wymarzoną, dobrze płatną pracę, własne mieszkanie, kochającego chłopaka, z którym związek nieustannie był w stanie rozkwitu oraz motywację, pozwalającą mu każdy kolejny dzień przeżyć tak, aby w razie, gdyby był tym ostatnim – nie żałować.
Jednak coś się zmieniło.
Problem pojawił się nagle, ale zaczął rozprzestrzeniać się w jego życiu niczym choroba w organizmie. Zaczęło się od tego, że zaczął podejrzewać Kise o zdradę. Robił to bezpodstawnie i w głębi duszy wiedział, że to bezsensowne, aczkolwiek po prostu nie umiał oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna bezinteresownie trwa przy kimś takim jak on. Był za to zły na siebie, a z czasem zaczął robić się opryskliwy i podejrzliwy w stosunku do swojego chłopaka, raniąc go tym i tworząc miedzy nimi mur, który z każdym dniem coraz bardziej ich od siebie oddalał.
Pociągnęło to za sobą wiele drobnych konsekwencji, które z czasem coraz bardziej zaczęły przybierać na sile i zamieniać jego życie w koszmar. Jego obniżony nastrój i nerwowość wywołały bezsenność, którą zaczął leczyć na własną rękę, zasięgnąwszy porady w tym temacie jedynie w Internecie. Wykupił najsilniejsze leki, jakie były dostępne w aptece bez recepty, i zaczął przyjmować je według własnego uznania, kiedy czuł się naprawdę źle. Na początku mu pomagały, jednak organizm szybko przyzwyczaił się do ich składu, przestając reagować, toteż zaczął sporadycznie zwiększać ich dawki. W efekcie zaczął przysypiać w pracy, zaniedbywać obowiązki i coraz bardziej psuć swój związek, a wszystko to, mogłoby się wydawać, bez żadnego większego powodu.
Był zmęczony sobą i życiem, jednak nie potrafił z niego tak po prostu zrezygnować. Dlatego jego sytuacja się zapętlała, zamykając go w błędnym kole, do którego nie chciał dopuścić absolutnie nikogo.
Również i tym razem nie potrafił zasnąć bez leków. Zebrawszy w sobie całą silną wolę, sięgnął do swojej szafki nocnej i wyciągnął dwa opakowania proszków, które zażył. Niemal natychmiast zrobił się śpiący i ociężały, dlatego szybko ułożył się wygodniej na łóżku i przymknął na moment powieki. Nim zasnął, sięgnął jeszcze po telefon. Poczuł nagłą, palącą potrzebę napisania do Kise. Czegokolwiek. Niekoniecznie tego, że go przeprasza i kocha równie mocno, co na początku ich relacji. Chciał po prostu coś napisać. Wiedział, że go rani, dlatego zaczął zastanawiać się, czy to w ogóle ma sens. Zaplątał się jednak we własnych myślach i odpłynął, ściskając telefon w dłoni, z przekonaniem, że jest jeszcze bardziej beznadziejny, niż kiedykolwiek przyszło mu na myśl.

Następnego ranka Kise przywitał dzień z nadzieją. Otworzył opuchnięte oczy i leżał przez chwilę w bezruchu. W końcu poderwał się i wygramolił z pościeli. Doskonale wiedział, która jest godzina. Nie spał od trzeciej rano, myśląc o kryzysie jego i Aomine.
Podszedł do okna wyjrzał tępo przez szybę. Ze względu na to, iż zbliżała się godzina szósta, na zewnątrz nadal panował mrok, który rozświetlały jedynie małe, białe punkciki, znajdujące się u podnóża wielkiego wieżowca. Ledwo mógł dostrzec malutkie autka poruszające się wzdłuż oświetlonej latarniami ulicy. Odsunął się od tego widoku i zaczął się powoli ubierać, jeszcze raz myśląc o tym co postanowił zrobić. Chciał zrobić dla Daikiego coś miłego. Spędzić z nim trochę czasu i zmusić do rozmowy. Musiał osiągnąć ten cel. Nie miał zamiaru się poddać, bo mulat był dla niego wszystkim. W głębi duszy pragnął myśleć, że i ciemnoskóry czuje to samo w stosunku do niego...
 Zaopatrzony we wczorajszy strój, poskładał piżamę w kostkę i ułożył ją na łóżku, które wcześniej zaścielił. Otworzył cicho drzwi, z ulgą stwierdzając, że gospodarze śpią. Był nieco zdziwiony tym, że Akashi nie obudził się słysząc najmniejszy szmer, tak jak to zwykle bywało, gdy u niego gościł.
Nie chciał ich więcej kłopotać, więc zostawił na blacie informację o swoim wyjściu i podziękowanie, które przyozdobił małym rysunkiem pandy. Czasem zastanawiał się, czy faktycznie ma 26 lat. Uśmiechnął się głupio i wyszedł z mieszkania, wciągając na siebie kurtkę.
Ruszył w stronę swojego domu, wciskając drżące od emocji dłonie do kieszeni, aby je trochę uspokoić. Droga minęła mu zaskakująco szybko. Za szybko. Nie miał czasu przygotować się na konfrontację z kochankiem.
— Bzdura — mruknął do siebie pod nosem, cichutko otwierając drzwi od mieszkania.
Dostrzegł buty i kurtkę Daikiego, domyślając się, że ten jeszcze śpi. Nie zaglądał więc do sypialni, kierując się prosto do kuchni. Tam wyciągnął wszystkie składniki i zabrał się za robienie naleśników – ulubionego dania Aomine.
Syrop, ciasto oraz kawę ułożył na tacy i ruszył w kierunku sypialni. Otworzył cicho drzwi i podszedł do śpiącego mulata.. Patrzył chwilę na jego śpiącą twarz, czując ten sam ścisk w sercu, jaki odczuwał przy nim od zawsze. Kochał go najbardziej na świecie. Rozczulony zauważył w dłoni kochanka telefon, który delikatnie wyciągnął mu z ręki.
— Wstawaj, śpiochu — szepnął.
Pocałował Daikiego, powoli kładąc śniadanie na szafce nocnej. Gdy ten uchylił powieki, Ryota uśmiechnął się miło.
— Dzień dobry, Aominecchi.

— Kise... — mruknął niewyraźnie, ledwo rejestrując sytuację, która miała miejsce.
Leki wciąż działały, dlatego czuł się lekko i spokojnie, ledwo skupiając myśli. Tchnięty chwilą, objął kochanka zaborczo i przyciągnął do siebie, odwzajemniając pocałunek namiętnie.

Ryota sapnął, zaskoczony reakcją kochanka. Przytulił się do Daikiego z mocno bijącym sercem, jakby bał się, że ten go zaraz odtrąci. Zamierzał jednak skorzystać z tej chwili czułości, której ostatnio tak rzadko doświadczali. Westchnął cicho, szczęśliwy, czując jakby zaraz się miał rozpłakać.
Gdy przestali się całować, oparł czoło o odpowiednik mulata i spytał przejęty, nie odsuwając się od partnera choćby o milimetr:
— Powiesz mi, co się dzieje?

— Nic się nie dzieje — odparł Aomine i ponownie złączył ich usta w pocałunku, chcąc uniknąć dalszych, wymagających od niego przemyślanych odpowiedzi, pytań.
Miał zawroty głowy, obraz przed oczami nieco mu się rozmywał, a serce biło nienaturalnie szybko, jednak już od dawna nie czuł się tak spokojnie i dobrze.

Kise zmarszczył mocno brwi, jednak nie przerwał pieszczoty. Spod zamkniętych powiek uwolniło się kilka łez. Blondyn był skonsternowany i przytłoczony. Nagle Daiki po prostu zaczął zachowywać się, jakby ciągnący się między nimi od kilku miesięcy kryzys nie miał miejsca. Wraz z pocałunkiem wyczuł uczucia, jakie, ku uldze Ryoty, Aomine wciąż żywił do niego, dlatego tym bardziej musiał znać powód. Nie chciał psuć tej błogiej chwili, ale wiedział, że stwarza ona jedynie pozór tego, że między nimi już wszystko w porządku.
— Przecież widzę, że coś jest nie tak — powiedział zmartwiony. — Proszę, Aominecchi, nie rób mi tego. Nie zamykaj się przede mną — dodał cicho, czując nieznośną gulę w gardle, która uniemożliwiła mu dalsze mówienie.

— Już jest w porządku — skłamał gładko Daiki, wzdychając ciężko.
Zbierając w sobie resztki sił, podniósł się i usiadł, a następnie pociągnął kochanka tak, że ten nie miał innego wyjścia, jak spocząć na jego kolanach i zostać zamkniętym w mocnym uścisku. Aomine chwiał się lekko i drżał, ale mimo to trzymał Kise, nie mogąc sobie pozwolić na rozdzielenie ich ciał od siebie. Starając się ignorować skutki uboczne zażycia zbyt dużej dawki leku, wtulił twarz w szyję Ryoty i zaczął ją całować, wywołując przy tym u swojego partnera dreszcze.
— Ostatnio po prostu gorzej się czułem. Ty nic nie zrobiłeś. Wybacz — wymruczał, wstrzymując na moment nierówny oddech.

Ryota jęknął cichutko, gdy Daiki zassał się lekko na jego skórze, mocniej do niego przywierając. Przez długi okres nie dotykali się w żaden sposób, więc nic dziwnego, że tak bardzo łaknął każdego, najmniejszego muśnięcia. Sapnął, starając się wydobyć z siebie głos.
— A-Ale dlaczego... Czemu czułeś się gorzej? Czemu nic nie powiedziałeś? — spytał ciężko, zaciskając palce na koszulce kochanka.
Nagle oprzytomniał i odsunął się od Aomine. Lustrował go uważnym spojrzeniem i przyłożył mu dłoń do czoła.
— Aominecchi, dobrze się czujesz? Nie jesteś chory? — zapytał z troską.

— Jasne, że dobrze — prychnął cicho.
W istocie jednak czuł się tak, jakby zaraz miał opaść z sił zupełnie. Nie chcąc jednak ujawnić żadnej słabości, pchnął lekko kochanka na łóżko i ułożył się na nim. Rozpiął dwa pierwsze guziki jego koszuli, aby ułatwić sobie dostęp do jego dekoltu, i rozsunął materiał, aby następnie delikatnie ucałować wystający obojczyk.

Ryota czuł się tak, jakby miał zaraz stracić rozum. Doskonale widział, że mulat próbuje coś przed nim ukryć i robi wszystko, żeby zachować między nimi pozory normalności. Swoim obecnym zachowaniem tworzył bańkę, która miała, sprawić, że wszelkie pytania, troski i niedopowiedzenia znikną.
I Kise chciał w tej bańce zostać.
Dopóki w niej trwali, nie spadała na nich żadna odpowiedzialność. Życie jednak tak nie wyglądało i blondyna zaczęło to wszystko przytłaczać. Wplótł palce w ciemne kosmyki Daikiego i wybuchł płaczem.
— Nie nadążam nad Tobą Aominecchi. To dla mnie za dużo.

Aomine nie do końca powiązał wszystkie fakty ze sobą. Musiała minąć chwila, aż jego umysł przetworzy wszelkie informacje. Dotychczas niebyt zastanawiał się nad tym co mówił i co robił, dlatego teraz potrzebował momentu, aby się skupić.
Przetarł dłońmi policzki blondyna, pozbywając się przy tym znacznej części łez, a następnie pocałował go krótko w usta, jakby prosząc tym gestem o chwilę uwagi z jego strony.
— Ja czasem sam nad sobą nie nadążam. I właśnie wtedy pojawiają się problemy — wyznał powoli, starając się dobierać słowa ostrożnie.

Kise wbił smutny wzrok w mężczyznę wiszącego nad nim i zagryzł mocno wargę. Chwycił jedną z dłoni kochanka i wtulił się w nią przymykając oczy. Poczuł się bardzo winny.
Kiedy to wszystko się stało? Dlaczego wcześniej nie zauważył, co działo się z Daikim? Nadal nie wiedział, o co dokładnie chodzi, jednak czuł, że coś jest stanowczo nie tak.
— To nic — powiedział cicho, biorąc głębszy oddech. — Poradzimy sobie z nimi, tylko musisz mi o wszystkim mówić, zgoda? — spytał, uśmiechając delikatnie.

Daiki pokiwał tylko głową, a następnie pozwolił jej opaść bezwładnie na pierś chłopaka. Przymknął oczy i zaciągnął się zapachem Kise, który nieustannie wdzierał się do jego nozdrzy i pobudzał łagodnie. Zasłuchany w miarowy odgłos bicia jego serca, mruknął sennie:
— To bardziej ja powinienem mówić takie rzeczy tobie, nie na odwrót.

— Wystarczy, że będziesz mi mówił, co cię trapi i na mnie polegał — oświadczył Kise całując go w skroń.
Poderwał się nagle, obracając kochanka na plecy i usiadł na nim okrakiem. Spojrzał na niego z determinacją i nieugiętym wyrazem na twarzy.
— Obiecaj — zażądał hardo.

Aomine westchnął ciężko. Następnie złapał przód koszuli kochanka i pociągnął za nią, tak, że ich twarze znajdowały się w odległości jedynie paru centymetrów od siebie.
— Obiecuję — powiedział, niewiele myśląc.
Ponownie złączył ich wargi ze sobą, dzieląc się z Kise ciepłym, czułym i słodkim pocałunkiem, dzięki czemu blondyn nie mógł się domyśleć, iż obietnica partnera jest jedynie lekkim, prostym słowem, wypowiedzianym w sennym, nie do końca świadomym, amoku.

Ryota odwzajemnił pieszczotę, pogłębiając ją ochoczo. Kiedy zaczęło robić im się gorąco blondyn odsunął się delikatnie od mulata i zachichotał, czując się niewyobrażalnie lekki.
— Śniadanie stygnie — powiedział wesoło, patrząc sugestywnie na szafkę.

*

W noc po spotkaniu Takao, Midorima nie mógł zmrużyć oka aż do czwartej nad ranem. Poszedł spać dość wcześnie, bo tuż po tym, jak wrócił do domu – około godziny 22. Wziął krótki prysznic, przyszykował świeże ubranie na następny dzień, a następnie położył się i zgasił światło.
Nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, poprawiał poduszki, ułożenie kołdry, jednak wszystkie jego starania spełzły na niczym. Z otwartymi oczami wpatrywał się w ciemność, nie mogąc się zmusić do zamknięcia ich.
Po dwóch godzinach walki poddał się i zapalił lampkę nocną. Ciepłe, żółte, przyjemnie dla oka, delikatne światło, padające spod kremowego abażuru rozjaśniło nieco sypialnię i dało mu możliwość obserwowania znacznie ciekawszych rzeczy, aniżeli jednostajna, niekończąca się czerń.
W pewnej chwili jego wędrujący po pomieszczeni wzrok padł na niewielki, drewniany stolik naprzeciw łóżka, na którym leżał szary, zimowy komplet: gruby, puchowy szalik, czapka i rękawiczki. Midorima znalazł go w paczce od Takao, którą rozpakował zaraz po tym, jak tamten wyszedł z kawiarni. Okazało się, że rzeczy pasowały na niego idealnie, dlatego założył je i wracał w nich do domu, czując się dzięki nim o wiele lepiej niż wtedy, gdy lodowaty, zimowy wiatr ze śniegiem wdzierał się między każdą szczelinę jego płaszcza i drażnił dotkliwie jego skórę.
Od chwili, kiedy i on opuścił lokal, ściskał w dłoni serwetkę z numerem mężczyzny, wpatrując się w nią jak zaczarowany. Szatyn zaciekawił go swoją osobą na tyle, że miał ochotę napisać do niego od razu i umówić się na kolejne spotkanie. Przekorny los doprowadził jednak do tego, iż Shintaro, pomimo zaszczytnego, drugiego miejsca w rankingu znaków zodiaku, wpadł przypadkowo na mężczyznę przechodzącego chodnikiem z naprzeciwka i wypuścił serwetkę, którą natychmiast porwał wiatr. Midorima stał jak wryty w tamtym miejscu, rozglądając się tępo za zgubą, nie dowierzając, że coś takiego mogło go w ogóle spotkać. W pierwszej chwili był wściekły na siebie za nieuwagę, jednak złość przeszła równie szybko, jak się pojawiła, zniknęła, zostawiając za sobą smutek i pustkę.
Do końca dnia nie mógł przestać myśleć o tym drobnym wypadku i jego konsekwencji: nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek dane mu będzie spotkać Takao, by, chociażby, podziękować mu za prezent. Właśnie to spowodowało jego bezsenność, ponieważ ilekroć próbował uwolnić umysł od myśli, te, wraz z wyrzutami sumienia, uderzały w niego ze zdwojoną mocą, spędzając do reszty sen z powiek.
Nie widząc sensu w dalszym próbowaniu zaśnięcia, Midorima założył okulary spoczywające dotąd na szafce nocnej, wstał z łóżka i podszedł do stolika. Pochylił się i, jakby niepewnie, wziął do rąk szalik. Wahał się tylko przez chwilę, jednak stwierdzając, że przecież mieszka w mieszkaniu sam i nikt nie może go teraz zobaczyć, przewiązał szyję materiałem i, zgarniając po drodze laptopa, wrócił do łóżka. Postanowił, że dopóki do reszty nie opadnie z sił, zajmie się pracą, aby przestać myśleć o zgubionym numerze.
To mu się udało. Jednak zajęty uzupełnianiem kolejnych linijek jednego z formularzy, nie mógł sprawić, aby obraz Takao choć na chwilę przestał nękać go w podświadomości.

Ranek powitał Kazunariego pięknym kacem. Nie pamiętał ile wczoraj wypił, ale mógł się o tym łatwo przekonać. Spojrzał na swój pokój ze wstrętem. Wystarczyło policzyć wszystkie puste butelki, porozrzucane na podłodze. Mężczyzna siedzący na łóżku przetarł twarz dłonią, wzdychając ciężko. Wstał, kopiąc ze złością szkło po whiskey i ruszył chwiejnym krokiem do łazienki. Wziął długą, gorącą kąpiel, niemal nie zasypiając w wannie. Gdy tylko powieki zaczęły mu ciążyć, zerwał się na równe nogi, stojąc w łazience jak go Bóg stworzył. Syknął rozeźlony swoim głupim przyzwyczajeniem i usiadł z powrotem w ciepłej wodzie. Nie musiał się już spieszyć, czy martwić spóźnieniem. Przecież nie miał już pracy.
— Aaah, do bani — jęknął głośno, uderzając ręką o przezroczystą taflę, rozchlapując przy tym ciecz na wszystkie strony.
I nagle Takao posmutniał jeszcze bardziej. Mimowolnie przypomniał sobie rozmowę z Midorimą, który sprawiał wrażenie kogoś, kto mógłby odmienić jego życie. Shintaro pytał, próbował go pocieszyć, a nawet chyba współczuł, co przecież byłoby nawet trochę dziwne, skoro byli sobie obcy. Kazunari polubił go w tak krótkim czasie. Żałował tego, jak się z nim pożegnał, w duchu dziękował sobie, że dał mu chociaż jakiś kontakt. Zielonooki jednak nie zadzwonił...
 Mężczyzna znów westchnął, zanurzając się cały. Umył się szybko i wyszedł w ręczniku, biorąc się za sprzątanie po wczorajszych ekscesach. Wyrzucił wszystkie butelki, których było łącznie sześć, zaścielił łóżko i otworzył okno, aby przewietrzyć mieszkanie. Potem usiadł ciężko, niezdolny do niczego. Był porządek. On sam pachniał świeżością i nie był głodny. Jego pupil był już nakarmiony... Takao po prostu nie miał co ze sobą zrobić. Zwykle o tej porze oddawał się pracy, którą tak kochał.  Musiał się pogodzić z utratą, jednak nie potrafił. Stracił ją, kochanka, wiarę w siebie oraz zaufanie do innych. Szefowa, Miyaji, Midorima...Wszyscy byli tacy sami – zakłamani. Kazunari wtulił twarz w poduszkę, powstrzymując od płaczu. Chciałby dostać jakiś znak. Coś, co pomogło by mu się pozbierać. Zacząć wszystko od nowa.
Potrzebował tego, jak nigdy dotąd.

Rankiem Midorima po raz pierwszy w życiu zaspał do pracy. Gdy się obudził, początkowo, patrząc na godzinę w telefonie, po prostu wydawało mu się, że nadal śni. Dopiero po chwili jego umysł przetworzył tę informację i sparaliżował jego ciało złością. Jakim cudem to się stało? Mężczyzna zamknął laptop, z którym usnął na kolanach, poprawił okulary, które zsunęły mu się na sam czubek nosa, po czym wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki.
Mimo iż poprzedniego dnia przyszykował sobie wszelkie niezbędne rzeczy do szybkiego i sprawnego doprowadzenia swojej osoby do stanu używalności, nie wiedział w co powinien wsadzić ręce najpierw lub czym się zająć. Umył twarz i zęby, uczesał włosy i wciągnął na siebie pośpiesznie komplet ubrań, wraz z szarą czapką, szalikiem, w którym z resztą spał, oraz rękawiczki, a następnie zarzucił na siebie płaszcz i torbę, po czym wyszedł z  domu bez śniadania.
Ponieważ nie wyobrażał sobie normalnego funkcjonowania w ciągu dnia bez wypicia kawy, po drodze do pracy wstąpił do Costy i zakupił piernikową light na wynos. Przez pośpiech nie zwrócił nawet uwagi na wyjątkowo pięknie zdobiony papierowy kubek, na którym widniała podobizna św. Mikołaja.
Napój pozwolił mu się rozgrzać, co było niezwykle pomocne ze względu na to, że śnieg nie przestawał sypać od wczoraj, a wiatr miotał lodowatym, białym puchem bezlitośnie, przez co Shintaro zmuszony był czyścić szkło swoich okularów pięć razy, aby cokolwiek móc zza nich widzieć, nim w końcu znalazł się w biurze. Dopiero tam, po oficjalnym przeproszeniu za ponad trzygodzinne spóźnienie swojego szefa, który na szczęście nie miał mu tego za złe, Midorima mógł zasiąść do firmowego komputera i sprawdzić horoskop. Rak był tego dnia na przedostatnim miejscu w rankingu, zaś jego szczęśliwym przedmiotem była esencja trawy cytrynowej zmieszana z zapachem lasu iglastego, a kolorem szary. Co do tego drugiego, Midorima ponownie podziękował w myślach Takao za podarowanie mu kompletu o tej właśnie barwie. Przez pośpiech nie zdążył jednak przeczytać horoskopu wcześniej i zaopatrzyć się w swój unikalny, szczęśliwy przedmiot, dlatego w myślach przygotował się na najgorsze. Nie miał nawet bladego pojęcia, skąd mógłby owy zapach wytrzasnąć, nie mógł więc się skupić na pracy i z niecierpliwością czekał, aż wybije godzina, o której zwykł wychodzić. Zanim jednak zabrał się do czytania i oceny wstępnej potencjalnej przyszłej powieści, która została mu przydzielona, zerknął jeszcze na którym miejscu znajduje się skorpion. Widząc, że o miejsce wyżej niż on sam, był w stanie jako tako się uspokoić i zabrać do pracy.
Po wykonaniu wszystkich swoich obowiązków, z którymi uwinął się całkiem szybko, Midorima z duszą na ramieniu opuścił biuro i ruszył ulicą wprost do miejsca, w którym miał nadzieję spotkać mężczyznę, którego spotkał wczoraj. Wiedział, że przy obecnym zestawieniu horoskopu nie ma na to zbyt wielkich szans, jednak chciał spróbować, mając nadzieję, że może szczęście uśmiechnie się do niego mimo niesprzyjających okoliczności.

*

Obudziło go mocne swędzenie w okolicach nosa. Automatycznie odsunął głowę od drażniącego czynnika, otwierając powoli oczy. Szybko pożałował swojej decyzji i przysunął głowę w miejsce, w którym wcześniej się znajdowała i wtulił narząd w orzechowe, pachnące, aksamitne kosmyki śpiącego przed nim Koukiego. Mógłby wdychać ten zapach godzinami, nie mając nigdy dosyć, jednak powstrzymał się od tego, odrywając po chwili z niechęcią. Przecież był Akashim Seijuuro. Nie pozwoli się omotać prymitywnym rządzom. Obrócił się na drugi bok, patrząc na zegarek. Nie był zdziwiony, że zaspał. Co prawda nigdy mu się to nie zdarzało, jednak nigdy też nie był tak zmęczony, jak poprzedniej nocy. Zawiódł się na swoim zegarze biologicznym, który zawsze działał doskonale, wybudzając go zawsze pięć minut przed budzikiem.
Odetchnął głęboko, poirytowany i sięgnął po telefon. Wybrał odpowiedni numer i przykładając słuchawkę do ucha, pocałował nic nieświadomego Furihatę w czoło i wstał zwinnie, nie budząc kochanka.
Akurat gdy wyszedł z sypialni do kuchni, odebrał jego zastępca.
— Dzień dobry, Akashi-san. Czy coś się stało?
— Wszystko w jak najlepszym porządku, Nijimiura — zapewnił. — Nie przychodzę dziś do firmy. Podeślij mi materiały z dzisiejszej konferencji, proszę — powiedział gładko Seijuuro.
— Dobrze. To wszystko? — spytał mężczyzna z udawaną grzecznością.
— Miłego dnia — zaśmiał się Akashi.
Nijimura był jego najstarszym pracownikiem, często błyszczał nowymi pomysłami i podważał jego autorytet. I ryży lubił w nim tę świeżość i charyzmę. Lubił go, ale nie faworyzował.
 Rozłączył się, zanim pracownik odpowiedział i rzucił okiem na niewielką karteczkę, na której Kise zostawił swoją wiadomość. Dokładnie tak, jak Akashi się tego spodziewał. Ryży uśmiechnął się tylko szerzej, kiedy w tym samym momencie jego telefon zawibrował. Szybko przeczytał sms’a, w którym Ryota napisał mu, że prawdopodobnie są z Aomine na dobrej drodze. Akashi mógł mieć w tamtej chwili tylko nadzieję, że rzeczywiście tak było i że nie dopadną ich nigdy więcej kryzysy, przez które jego przyjaciel mógłby cierpieć tak bardzo, jak to się stało tym razem.
Czując, jak polepsza mu się nastrój, w drodze do łazienki zerknął jeszcze do sypialni. Spojrzał na śpiącego w jego łóżku partnera, aż po chwili cmoknął z dezaprobatą. Normalnie zaraz po wstaniu idzie pod prysznic. Potem je śniadanie i idzie do pracy. Powinien iść się umyć. Nie lubił psuć swoich rutynowych zachowań. Przeklinając sam siebie, ruszył w stronę łóżka i wszedł na nie, zawisając nad mężczyzną.
— Musisz ponieść karę, Kouki — powiedział cicho, zaczynając całować jego szyję.

Furihata powoli otworzył oczy, nie do końca rozbudzony, w ostatniej chwili powstrzymując się przed odepchnięciem kochanka. Upewniając się jednak, że to na pewno Akashi, nikt inny, go całuje, westchnął cicho i leniwie przekręcił głowę w bok, uwydatniając przy tym jeszcze bardziej swoją bladą szyję i dekolt.  
Mimowolnie uśmiechnął się, nadal nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, jakim była możliwość zostania obudzonym w tak przyjemny sposób przez osobę, którą darzył głębokim, pewnym uczuciem. Powoli, będąc wciąż zaspanym, przeniósł prawą dłoń na kark Seijuuro i pogładził w tamtym miejscu jego skórę, doskonale zdając sobie sprawę, że jest to słaby punkt mężczyzny, który zaszczyt miał poznać, jak zapewniał go ryży, tylko on jeden.

Akashi zamruczał cicho, drażniąc swoim oddechem krtań Koukiego, który aż poczuł na niej lekkie wibracje. Gdy czerwonowłosy zauważył, że jego kochanek całkowicie się wzbudził, wgryzł się w jego obojczyk, z przyjemnością wsłuchując w cichy syk z jego strony. Zaraz po tym pocałował naruszone miejsce, jakby chciał przeprosić za swoje zachowanie. Po tym przeniósł wargi na usta drugiego mężczyzny, całując go lekko i krótko, aczkolwiek stanowczo. Spojrzał na Koukiego z góry, zadowolony faktem, że ten jest mu całkowicie i dobrowolnie oddany. Niemą nagrodą trwania przy nim było kolejne złączenie ich warg, tym razem jednak, więcej miało wspólnego z elektryzującą pieszczotą, aniżeli słodką chwilą.
Wreszcie wyższy odsunął się powoli, minimalnie zaspokojony i spytał niebezpiecznie, z przebiegłym uśmiechem na twarzy:
— Nie jesteś głodny, Kouki?

— E-Eh...?!
Furihata poczuł, jak w jednym momencie rozbudza się do reszty, a resztki snu znikają. Nie miał pojęcia do czego dąży Akashi, dlatego nie wiedział zbytnio, w jaki sposób powinien odpowiedzieć.
Dopiero po chwili, kiedy zdecydował się potraktować to pytanie jak najbardziej zwyczajnie, powiedział powoli i uważnie:
— Trochę jestem... W końcu jest rano. Ale co... Co to ma wspólnego z tą chwilą? — dokończył, rumieniąc się lekko i spuszczając wzrok w dół.

— Dużo — odparł. Akashi. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak dużo — dopowiedział, wsuwając prawą dłoń pod piżamę partnera, nie odrywając wzroku od jego zawstydzonej twarzy. —Bo widzisz... — zaczął z uśmiechem. Złapał drugą dłonią Furihatę za podbródek i pociągnął lekko do góry, aby ten nie mógł unikać już kontaktu wzrokowego. Pochylił się w jego stronę, znajdując się ledwie kilka milimetrów od zdezorientowanego partnera i dokończył: — Ja jestem bardzo głodny.
 Gdy tylko skończył zdanie, obdarzył kochanka władczym i długim pocałunkiem, pogłębiając pieszczotę z satysfakcją. Mężczyzna pod nim jęknął wprost w jego usta, a po pewnym czasie zaczął płytko oddychać, zaciskając mocno palce na koszulce Seijuuro. Kiedy Akahi zauważył, że doprowadził partnera do wymarzonego stanu, oderwał się od niego z dzikim, usatysfakcjonowanym uśmiechem i najnormalniej w świecie zszedł z łóżka, zostawiając na nim osłupiałego, odurzonego Koukiego.
Czerwonowłosy stanął w drzwiach, opierając się o framugę i spytał zwyczajnie:0
— No to na co masz ochotę?

—N-Na pewno nie na jedzenie! — jęknął chłopak, czując, jak w jego oczach gromadzą się łzy wstydu.
Znał jednak Akashiego na tyle dobrze, by wiedzieć, że ten wygra z nim zawsze, dlatego postanowił załatwić sprawę jak najbardziej łagodnie. Nie wiedział, czemu kochanek już od rana wziął sobie za cel doprowadzenie go do szaleństwa, ale udał mu się. Furihata niemal trząsł się z emocji i namiętności, która po chwili przejęła kontrolę nad wstydem i zaczęła dyktować mu, co powinien czynić.
Niepewnie dźwignął się z łóżka i podszedł do Seijuuro, ani na chwilę nie odwracając od niego proszącego, palącego, wyrażającego wszystkie uczucia, spojrzenia.
Zatrzymał się, kiedy był tuż przed partnerem. Uniósł podbródek w górę i pocałował go delikatnie w usta, chwytając przy tym jego dłoń w swoje i ciągnąc sugestywnie w swoją stronę.
— Chodź — wyszeptał tylko.

Seijuro jednak nie usłuchał i, zaciskając rękę, przyciągnął do siebie Koukiego. Pocałował go przelotnie, obejmując mocno i zbliżył swoje wargi do ucha partnera. Zassał się na nim lekko i owiał swoim gorącym oddechem, gdy zadał mężczyźnie pytanie, z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie:
— To był rozkaz?

Kouki poczuł, jak pod dotykiem Seijuuro jego nogi robią się miękkie jak wata, przez co nie był w stanie na nich ustać. Bezwiednie uwiesił się więc na kochanku, trzymając go tak, jakby ten był ostatnią deską ratunku.
Bał się i nie rozumiał stanu, do jakiego doprowadzał go ryży, ale było w tym coś tak niezwykłego, iż nigdy nie odważyłby się narzekać. Poddawał się Akashiemu, będąc świadomym, że ten i tak, prędzej czy później, weźmie to, czego chce. Furihata zaryzykowałby stwierdzenie, iż dla kochanka wciąż było to mało, dlatego tak uwielbiał się z nim drażnić.
— Nie — jęknął cicho, zduszonym głosem. — To prośba.

— Mhm — mruknął do siebie Akashi.
Chwycił Furihatę w pasie i uniósł go bez problemu. Gdy Kouki oplótł go nogami, Seijuro zaniósł go na łóżko, zrzucając tam delikatnie z siebie. Od razu znalazł się nad nim i pochylił, bawiąc ustami kochanka. Muskał je, łączył i skubał zębami
— Jak widzisz, byłem skory jej wysłuchać — powiedział w przerwie na kolejne ataki na wargi partnera. Splótł palce ich dłoni ze sobą i przygwoździł ręce Koukiego do pościeli. Zatrzymał się, patrząc na niego z pożądaniem. Oblizał wargi i spytał niskim głosem: — Masz jeszcze jakieś prośby?

Kouki zagryzł usta z zażenowania, czerwieniąc się przy tym soczyście. To, o co był w stanie poprosić Seiuuro w myślach, nie było dla niego możliwe do wypowiedzenia na głos. Chciał się jakoś uspokoić, odetchnąć, jednak przy patrzącym na niego z góry Akashim było to niewyobrażalnie trudne. Nabrał więc głęboko w płuca powietrza, zatrzymał je tam na chwilę, a następnie wypuścił powoli przez nos.
— Akashi-kun, to… Przecież dobrze wiesz — jęknął płaczliwie.

— Nie przestaniesz mnie zadziwiać, Kouki — odparł rozochocony.
Szybkim, sprawnym ruchem, pozbawił Furihatę koszulki i przyssał się do jego szyi, składając na niej drobne pocałunki, którymi zaczął sunąć w dół, ku torsowi mężczyzny. Oderwał się od niego na chwilę, pozbawiając górnej części garderoby także i siebie. Uśmiechnął się tajemniczo, włączając do sytuacji swój mały, mający ją bardziej urozmaicić, plan.
— Musisz tylko być cicho, jeśli nie chcesz, żeby Ryota cię usłyszał — wymruczał chytrze, wsuwając nagle kolano między nogi kochanka.

Kouki początkowo jęknął głośno i przeciągle, wyginając przy tym kręgosłup w łuk, jednak na słowa kochanka szybko zakrył usta obiema dłońmi i przycisnął je do niech mocno, dodatkowo reagując przestraszonym spojrzeniem. Bez wahania uwierzył w słowa Akashiego, a jako że absolutnie nie chciał, aby Ryota cokolwiek usłyszał, zaczął zastanawiać się nad tym, czy na pewno da radę powstrzymać się na tyle, aby nie krzyczeć z przyjemności, tak, jak robił to zawsze, kiedy się kochali.
Dotkliwym, na pewno nie ułatwiającym całej sytuacji, faktem było, iż wcześniej nie widzieli się przeszło ponad tydzień. Przez ten okres czasu Furihata nie był w stanie choć na chwilę przestać myśleć o Seijuuro, w wyniku czego, kiedy zaistniała już między nimi bliskość, spragniony czułego dotyku i spełnienia, nie był w stanie pohamować pożądania.
O ile głos mógł jeszcze w jakimś stopniu kontrolować, tak jego ciało pozostawało obojętne na przekleństwa wypowiadanie przez niego w myślach. Zacisnął mocno powieki, wypuszczając drżące powietrze z płuc, wypychając mimowolnie biodra w górę w niemym błaganiu.

Akashi zaśmiał się cicho, widząc jak zachowanie Furihaty zaprzecza samemu sobie.
— Nie rób tak — zarządził, siłą odciągając ręce Koukiego od jego warg. Widząc jego przestraszony, proszący wzrok, uśmiechnął się do niego ciepło. — Pomogę ci — oznajmił, wpijając się w jego usta, które miały na celu zahamować wszelkie niepożądane przez partnera dźwięki.
Seijuuro splótł ze sobą ich języki, kosztując dobrze znanego, jak zawsze odurzającego, smaku kochanka, jednocześnie sięgając dłonią pod gumkę spodni jego piżamy. Z satysfakcją wsłuchał się w cichy jęk, który Furihata tak desperacko pragnął stłumić i mruknął gardłowo, nakręcony do tego stopnia, iż zaczął się lekko o niego ocierać.

To, że Akashi minimalizował odgłosy wydawane przez niższego, nie oznaczało to, iż tamten w ogóle ich nie wydawał. Jego stęknięcia, jęki i sapnięcia mieszały się z pocałunkiem, swą nadmierną ilością skutkując tym, że strużka śliny wydostała się spomiędzy ich warg i spłynęła po brodzie Furihaty. Chłopak dygotał na całym ciele, a na znacznej powierzchni jego ciała pojawiła się gęsia skórka. Chłodna dłoń partnera w jego najczulszej strefie erogennej sprawiała, że zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Seijuuro delikatnie i powoli poruszał nią po jego członku, doprowadzając go niemal na skraj.
Nie pozwolił mu jednak dojść. Zabrał rękę w chwili, kiedy kochanek spiął się cały, przestając brać udział w pocałunku, a także na moment oddychać. Brunet spodziewał się tego, bowiem Akashi z reguły nie pozwalał mu dochodzić przed sobą, jednak tym razem był zbyt otumaniony, aby przeboleć tę sytację bez cienia rekcji. Sapnął ciężko i wolną dłonią pociągnął za materiał spodni od piżamy, zsuwając je z siebie zupełnie.
— Już nie wytrzymam, Akashi-kun, błagam, zrób z tym coś — wyszeptał na jednym oddechu.
Następnie uniósł lekko kark, aby sięgnąć ustami do twarzy kochanka, gdzie pocałował go żuchwę, zostawiając w tamtym miejscu mokry ślad. Nie dbał o to, czy nie posuwa się czasem za daleko, gdy zaraz potem przesunął obie dłonie na lędźwia kochanka, chcąc pozbyć się aksamitnych spodni również z niego.

— Spokojnie, Kouki, po co ten pośpiech? — spytał Akashi, aby jeszcze chwilę móc się z nim podrażnić.
Widząc jednak, jak orzechowe tęczówki zaczęły rozmazywać się pod łzami frustracji, pocałował czule kochanka, zsuwając się z jego ust na szyję. Zaczął tworzyć na jego skórze mokrą drogę, która powstała pod wpływem sprawnych ruchów języka. Prowadziła ona przez grdykę, obojczyki, brodawki mężczyzny, na których Akashi zatrzymał się nieco dłużej, brzuch, kończąc się tuż przy podbrzuszu.
Gdy czerwonowłosy tam dotarł, uniósł na chwilę głowę, patrząc na kochanka wygłodniale z dzikim błyskiem w dwukolorowych tęczówkach i powiedział, niemalże drapieżnie:
— Robię to w drodze wyjątku. Czuj się zaszczycony. — Po czym wziął jego męskość do ust i zaczął sprawiać mu nimi przyjemność.
Furihata wił się i jęczał głośno, najwyraźniej zapominając o wcześniejszych próbach uciszenia takowych reakcji. Całkowicie zaabsorbowany ruchami partnera, wsunął drżące dłonie w jego włosy, nieświadomie go do siebie dociskając.
 Kiedy znalazł się na skraju, co Seijuuro wyczuł doskonale, podmieniając swoje wargi na rękę, doszedł nagle, łapiąc spazmatycznie powietrze. Kiedy dochodził do siebie, pozbawiając niemocy swojego przepełnionego przyjemnością umysłu, Akashi wytarł ślady po doznaniach kochanka w swoją, leżąca gdzieś w pościeli, koszulkę. Sam był już mocno podniecony, więc usadowił się między nogami Furihaty, zaczynając zsuwać z siebie spodnie. Nachylił się, aby pocałować odurzonego Koukiego i...
 Warknął głośno. Do drzwi zadzwonił dzwonek, zwiastując przybycie osoby, która chyba prosiła się o śmierć. Akashi wisiał nad kochankiem w bezruchu, oddychając ciężko, aczkolwiek głęboko. Gdy do ich uszu ponownie dotarł wysoki, brzęczący dźwięk, zacisnął mocno żeby i wstał z łóżka, naciągając na siebie spodnie.
Spojrzał zamglonym, ostrym wzrokiem na Furihatę i oznajmił krótko:
— Czekasz tu. — Po czym wyszedł z pokoju.
W drodze do przedpokoju narzucił na siebie szlafrok, aby ukryć stan, w jakim się znajdował i otworzył z rozmachem drzwi, wlepiając swój morderczy wzrok w speszonego kuriera.
— Pan Aka...
— Tak — przerwał mu szybko Seijuro.
Mężczyzna przed nim przełknął głośno ślinę i podał mu paczkę ze strachem wymalowanym na twarzy.
— P-proszę pokwitować — powiedział cicho, dodając do zestawu małą kartkę o długopis.

Akashi zrobił szybką parafkę i odebrał pakunek, sycząc przepełnione jadem „dziękuję” i zatrzasnął nieznajomemu drzwi przed nosem. Odwrócił się na pięcie, cisnął wysyłkę na stolik na klucze i ruszył do sypialni, rzucając się na swojego bogu duch winnego partnera.

2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, Akashi jak tsk możesz, Aoime i Kise powinni porozmawiać, już wiadomo czemu Aoi tak się zachowuje, Midorima idioto czemu nie wpisałeś numeru Takao do tego telefonu, albo na kartkę, Takao jest taki smutny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział wspaniały, Akashi jak tak możesz... Aoime i Kise powinni porozmawiać ze sobą tak będzie najlepiej, no i już wiadomo czemu Aoi tak się zachowuje ;) Midorima mam tylo jedno okreslenie na ciebie "idiota", czemu nie wpisałeś numeru Takao do telefonu, albo po prostu na kartkę... buuuu Takao jest taki smutny (idę go przytulić i nie oddam)...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń