Poniedziałek, 11 grudnia
Biuro było zamknięte. Kuroko usiłował poddać
ten fakt w wątpliwość, uparcie ciągnąc za klamkę, jednak jego działania nie
przyniosły zamierzonego rezultatu. Na początku speszył się nieco, uznając, iż
najprawdopodobniej pomylił pomieszczenia, jednak po dokładnym przestudiowaniu
niewielkiej rozpiski przytwierdzonej do ściany obok drzwi bez trudu odnalazł na
niej nazwisko swojego przełożonego.
Poczekał cierpliwie parę minut, jednak z
każdą chwilą czuł, jak rośnie w nim irytacja. Sam przed sobą starał się
usprawiedliwić spóźnienie Kagamiego. Na dworze padał śnieg, więc może utknął w
korku? Może wstąpił po kawę? Może ktoś go zatrzymał…?
Starał się zachować zdrowy rozsądek, a przede
wszystkim dystans. Nie chciało mu się wierzyć, by Taiga celowo go unikał. Nie
wyglądał na kogoś, kto łączyłby życie prywatne z zawodowym, dlatego Tetsuya
próbował w myślach uspokoić się, iż zdarzenia z soboty nie mogły mieć wpływu na
spóźnienie mężczyzny. Nawet jeśli to właśnie z tego powodu chciał zrezygnować z
uczenia go. W gruncie rzeczy było to jednak profesjonalne wyjście z sytuacji.
Nawet jeśli Tetsuya gdzieś w głębi serca nie
mógł go zaakceptować.
Po godzinie niepewność chłopaka urosła do
kolosalnych rozmiarów. Miał nadzieję jeszcze raz porozmawiać z Kagamim i
wyjaśnić wszystko to, co pozostawało niewypowiedziane. Nie chciał sugerować się
własnymi, subiektywnymi odczuciami, choć w tej sytuacji były one dość
jednoznaczne.
A
jeśli mnie unika?
Ta myśl przemknęła przez jego głowę
niespodziewanie, razem z tysiącem innych. Ale, jak gdyby na złość, wróciła. W
pierwszej chwili wydała mu się śmiesznie nieprawdopodobna. W drugiej zaś zerwał
się z twardego, plastikowego krzesła, na którym siedział i ruszył przed siebie
dynamicznym krokiem. Jeśli ktoś na komendzie wiedział, co się działo z Taigą,
mogły być to tylko dwie osoby – nieobecny tego dnia Aomine oraz komendant. To
właśnie z tym drugim zdecydował się pomówić.
Gdy stanął przed odpowiednimi drzwiami i
wyciągnął dłoń, by zapukać, dopadły go wyrzuty sumienia. Nie chciał
przeszkadzać, lub tym bardziej narazić się na gniew komendanta, jednak palący
niepokój, który targał jego wnętrzem, był zbyt uciążliwy.
Jego wahania nagle rozwiały się same. Drzwi
otworzyły się, nim zdołał je dotknąć.
─ Kuroko? Co tu robisz?
Chłopak zaniemówił. Nie spodziewał się, że
komendant, Kiyoshi Teppei, stanie przed nim jeszcze zanim zdąży przetrawić w
myślach pytanie, które zamierzał mu zadać.
─ Coś się stało…?
Kiyoshi zmierzył niższego niepewnym
spojrzeniem. Dotychczas rozmawiał z nim tylko raz, gdy przyjmował zgłoszenie
Tetsuyi na staż w placówce, którą zarządzał. Mimo to dobrze pamiętał te
bladobłękitne, rozumne oczy. Wcześniej nie był w stanie odgadnąć, co kryło się
za spojrzeniem chłopaka, jednak tym razem widział to aż nazbyt dosadnie.
─ Kiyoshi-san… ─ wykrztusił z siebie Kuroko.
Zreflektował się, że prawą dłoń wciąż miał zwiniętą w pięść i uniesioną,
dlatego szybko ją opuścił, zażenowany. ─ Proszę o wybaczenie. Nie chciałem
zawracać panu głowy, komendancie, ale już od ponad godziny czekam na
Kagamiego-san. Zacząłem zastanawiać się, czy coś się stało…
Teppei zmarszczył lekko brwi, powodując u
Kuroko dreszcz niepokoju. Szybko okazało się, że całkiem niepotrzebnie,
ponieważ po chwili mężczyzna roześmiał się tubalnie.
─ Przez chwilę coś mi nie pasowało, ale już
wiem! Co ty tu w ogóle robisz, hm? Kagami nam się rozchorował! Myślałem, że
ktoś się powiadomił…
─ Nie. Nikt mnie nie poinformował ─ odparł
cicho przez ściśnięte gardło.
─ Cholerka… Kagami dzwonił z samego rana,
prosiłem Sakuraia, żeby ci przekazał, ale biedaczek ma kupę roboty, pewnie
wyleciało mu z głowy ─ westchnął Teppei. ─ Masz dzisiaj wolne, Kuroko.
─ To… Chyba już pójdę… Jeszcze raz
przepraszam, że przeszkodziłem, Kiyoshi-san.
─ Ach, daj spokój! To ja przepraszam za całą
sytuację. ─ Mężczyzna podrapał się po karku z zażenowaniem.
─ A-ale to przecież
nie pana wina…
Kuroko zawahał się, jednak ciekawość była
zbyt wielka. Przygryzł lekko wargę, po czym spytał jeszcze:
─ Wiadomo może, co dokładnie dolega
Kagamiemu-san?
─ Nie jestem pewien ─ przyznał powoli
komendant. ─ Ach, a może chciałbyś go odwiedzić?
Tym razem Tetsuya nie zastanawiał się nad
odpowiedzią.
*
Dochodziła dziewiąta trzydzieści, gdy Kuroko
zatrzymał się przed niewielką,
aczkolwiek urokliwą restauracją ramen.
Z kieszeni wyciągnął równo złożoną karteczkę z adresem, którą dostał od swojego
naczelnego przełożonego. Rzadko kiedy bywał na Ginzie, dlatego nie był pewien, czy dobrze trafił. Jego wnętrze
wrzało od tłumionych emocji. Był zmęczony po kolejnej nieprzespanej nocy, skronie
pulsowały mu tępym bólem. Podobnie zresztą jak myśl, iż Kagami prawdopodobnie
szukał wymówki, by uniknąć spotkania z nim.
Był jednak zbyt zdeterminowany, by odpuścić.
Postanowił wejść do środka i poprosić o pomoc w trafieniu pod wskazany adres.
─ Witaj, witaj. Wchodź śmiało! ─ usłyszał
nagle, gdy tylko przekroczył próg. Głos pracującej za ladą staruszki dotarł do
niego szybciej, niż kuszący zapach zupy unoszący się w całym pomieszczeniu.
Wywołało to drobne wzdrygnięcie się u Tetsuyi, jednak nie dał on tego po sobie
poznać, podchodząc powoli do kobiety, po drodze mijając kilka zapełnionych
przez klientów stolików.
W akompaniamencie głośnego siorbania i rozmów
prezencja kobiety zdawała się spaść do minimum, jednak kiedy się odezwała, jej
głos przewyższał wszelki hałas, rozdzierając wszelkie inne odgłosy swoją
ostrością.
─ W czym mogę ci pomóc, dziecino? ─ spytała
sympatycznie, wycierając energicznie blat.
─ Uhm... Dzień dobry, chciałem tylko spytać o
drogę ─ odparł, starając się mówić na tyle głośno, by starsza kobieta mogła go
usłyszeć. Mimowolnie utkwił wzrok w jej spracowanych dłoniach, na których dostrzegł
kilka blizn po oparzeniach. ─ Szukam znajomego ─ sprecyzował, wyciągając przed
siebie kartkę ze spisanym adresem.
Właścicielka pochyliła się w jego stronę,
mrużąc przy tym oczy i westchnęła ciężko, trzaskając ścierką o ladę.
─ Ach, znowu ten Kagami ─ mruknęła
zrezygnowana. Widząc jednak skonfundowanie na twarzy młodszego posłała mu
ciepły uśmiech, tłumacząc się szybko: ─ Powinno być osiem, nie siedem ─
powiedziała, wskazując na numer mieszkania. ─ Miał to zmienić, odkąd się
wprowadził. ─ Cmoknęła z dezaprobatą.
─ Dziękuję pani bardzo. Przypomnę mu. Miłego
dnia!
Kuroko wysilił się na uśmiech, po czym
ukłonił lekko i wyszedł z restauracji, mocniej opatulając się szalikiem. Mróz
obecny tego dnia na dworze niemile kontrastował z ciepłem lokalu, który
opuścił.
Obszedł budynek dookoła, by w końcu znaleźć
doń drugie wejście. Znajdowało się ono w bocznej, ciasnej uliczce. Odległość
między domami wynosiła zaledwie trzy metry, jednak w tej niewielkiej
przestrzeni i tak znalazło się miejsce na kilka kamiennych stopni, które
prowadziły do drewnianych, porysowanych drzwi, na których ząb czasu odcisnął
piętno.
Z piersi Tetsuyi wyrwał się ciche
westchnięcie. Zapukał, czując skręt żołądka.
Czekał bardzo długo. Rozważał już odwrócenie
się na pięcie i powrót do domu, jednak nie mógł dać się tak łatwo spławić. Postanowił
ponowić stuknięcie w drewno, ale zanim zdążył dotknąć drzwi, te otworzyły się
powoli, ukazując Taigę w pełnej okazałości. Choć lepiej byłoby użyć terminu
marności. Był blady i słaby, a pod oczami malowały się czarne półkola.
Mężczyzna oparł się o framugę i niemal
powiesił całym ciężarem na klamce, podnosząc w końcu głowę w górę, aby spojrzeć
na przybysza.
─ Kuroko? ─ spytał słabo, marszcząc swoje
podwójne brwi.
─ Powinieneś zmienić numer domu w swoich
danych, Kagami-kun...
Chłopak palnął pierwsze, co przyszło mu na
myśl. Widok przełożonego zaskoczył go na tyle, iż miał problem z zebraniem
myśli. Gdy jednak zreflektował się, co właściwie powiedział, zaczerwienił się
lekko i odwrócił skonfuzjowany wzrok.
─ Trochę ciężko tu trafić ─ dodał, chcąc się
jakoś wytłumaczyć.
Taiga miał duży problem z zebraniem myśli.
Jego głowa pulsowała tępym bólem, a mięśnie drżały, więc wyprostował się lekko
i przetarł twarz dłonią. W efekcie tego stał w korytarzu, zostawiając drzwi
otwarte na oścież.
─ Jasne to... Dzięki ─ wymamrotał i sapnął
ciężko. Miał ochotę po prostu się odwrócić i wrócić do łóżka i całą resztą sił,
jakie mu zostały powstrzymywał się przed zrobieniem tego. ─ Słuchaj, ja... ─
zaczął, ale nie potrafił zebrać myśli. ─ Wydawało mi się, że dzwoniłem na
komendę?
─ Tak, dowiedziałem się po przyjściu, ale...
Przychodzę prywatnie, przepraszam. Jak się czujesz, Kagami-kun? ─ spytał cicho
Tetsuya.
Tak naprawdę nie potrzebował odpowiedzi, by
stwierdzić, iż mężczyzna ledwo trzymał się na nogach. Bez wątpienia trawiła go
gorączka, pół przytomne tęczówki błądziły po jego twarzy, jakby próbując skupić
rozpływający się obraz. Kuroko poczuł palące wyrzuty sumienia. Był niemal
pewien, iż Taiga nie chce się z nim widzieć, a choroba to jedynie pretekst ku
temu. Teraz już wiedział, jak bardzo się pomylił.
Kagami tylko zmarszczył brwi i odsunął się od
wyjścia.
─ Wchodź, nie będziemy tak w przejściu gadali
─ wychrypiał, po prostu wchodzą w głąb mieszkania bez oglądania za siebie.
Ruszył chwiejnym krokiem do kuchni z zamiarem zrobienia czegoś do picia, ale
przystanął na moment.
─ Byłbym wdzięczny za zamknięcie drzwi ─
dodał, w swoim mniemaniu, zachęcająco, aby niższy wszedł w końcu do domu. Kuroko
zrobił to z lekką obawą. Trudno było mu stwierdzić, czy ryży rzeczywiście miał
siłę i ochotę, by podejmować go jako gościa, czy może raczej zrobił to, co
nakazywały dobre maniery.
Zamknął drzwi, po czym zatrzymał się na
chwilę w genkan, by ściągnąć buty.
Przedpokój był niewielki, jednak dzięki temu, że znajdowała się w nim jedynie
niska, drewniana szafka i wieszak, sprawiał wrażenie w miarę przestronnego.
Chłopak zsunął z ramion kurtkę, jednak zabrał ją ze sobą, podążając za Kagamim.
─ Nie będę przeszkadzać? To chyba jednak nienajlepsza
pora na odwiedziny ─ powiedział, zatrzymując się w kuchni.
─ Chciałeś pogadać ─ mruknął wyższy,
wystawiając wodę w czajniku.
Kuchnia, w której się znajdowali, była
największym pomieszczeniem w całym mieszkaniu. Taiga bardzo to cenił, nie
musiał czuć się ograniczony podczas gotowania, co było jego jednym z niewielu
hobby, na które mógł sobie pozwolić przez pracę. Była również prosto urządzona,
a skromny rozkład mebli pozwalał na zachowanie przestrzeni.
Kiedy wrócił do stołu, czekając na wrzątek, spytał,
masując się po skroni:
─ Wszystko w porządku?
Kuroko przekroczył próg, zatrzymując się przy
jasnym, czystym, może nieco porysowanym blacie kuchennym. Nieco mocnej zacisnął
dłonie na płaszczu, który trzymał. Zastanawiał się, czy na pewno powinien
poruszyć temat, który nie dawał mu spokoju od soboty.
Po dłuższym namyśle, postanowił zacząć od
czegoś prostszego.
─ Na pewno bardziej niż u ciebie, Kagami-kun.
Byłeś u lekarza? Masz wszystkie lekarstwa? Mogę wyjść do sklepu i kupić, jeśli
ci czegoś brakuje ─ zaproponował łagodnie.
─ Nie, nie trzeba ─ westchnął, posyłając
chłopakowi długie spojrzenie. ─ Dzięki ─ dodał jeszcze, orientując się, że
mogło to zabrzmieć nieuprzejmie.
Kiedy usłyszał znajomy pstryk, wstał powoli,
zbliżając się do Kuroko tak, że stał dokładnie przed nim i bez namysłu sięgnął
do szafki znajdującej się za nim. Wyciągnął z niej dwa kubki, najwyraźniej nie
rejestrując, że może być to dla chłopaka nieco frustrująca sytuacja, i postawił
je na blacie, opierając się o niego po obu stronach niższego.
─ Mam tylko zieloną ─ powiedział, wreszcie
nawiązując kontakt wzrokowy.
Kuroko nieświadomie wstrzymał oddech. Nie był
w stanie odwrócić wzroku od mężczyzny, tonął w nieodgadnionym spojrzeniu
tęczówek o barwie i głębi czerwonego wina. Powieki Taigi były lekko spuchnięte,
a oczy delikatnie przekrwione, jednak Tetsuya i tak nie mógł odrzucić z głowy
myśli, iż są bardzo ładne. Rama krótkich, czarnych rzęs dodawała im odrobiny
stanowczości.
Tetsuya nawet nie zorientował się, kiedy upuścił
płaszcz. Uniósł drżącą dłoń i delikatnym ruchem przyłożył ją do rozpalonej
skóry na czole mężczyzny.
─ Masz gorączkę ─ szepnął przez ściśnięte
gardło.
─ Przejdzie mi ─ odparł starszy, jednak przymknął
na chwilę oczy. Drobna dłoń Tetsuyi była przyjemnie chłodna i delikatna.
Wreszcie odsunął się nieznacznie i zmierzył
go zmęczonym spojrzeniem.
─ Przepraszam, Kuroko ─ powiedział nagle,
niewiele myśląc.
─ Nie masz za co, Kagami-kun ─ odparł powoli
niższy. ─ Weź coś na zbicie temperatury ─ poprosił.
Taiga jednak zdawał się go nie słyszeć i
nagle zamknął go w swoim uścisku. Zanim zaskoczony Kuroko zdążył zareagować,
poczuł na sobie rosnący ciężar, który zmusił go do oparcia się o blat. W
przeciwnym razie nie utrzymałby się na nogach.
Nie był w stanie się ruszyć. Prócz wagi,
przytłoczyło go ciepło emanujące z rozgrzanego ciała. Czuł kołaczące serce w
piersi, a jeszcze niedawna profuzja myśli wyparowała z głowy, pozostawiając ją
przyjemnie nieważką.
─ Ugh… Sorry ─ stęknął starszy, w przypływie
rozsądku próbując się dźwignąć.
Zdołał jednak tylko trochę odciążyć chłopaka,
popierając się ponownie o blat.
─ Muszę iść ─ wybełkotał, majacząc.
Ukłucie niepokoju szybko rozwijało poprzednie
zdezorientowanie zmieszane z odrobiną chwilowej beztroski. Tetsuya zaparł się i
popchnął Taigę w tył, tak, by ten opadł na krzesło ustawione przy niewielkim
stoliku.
─ Ja się zajmę herbatą. Gdzie trzymasz
lekarstwa? ─ spytał chłopak, odwracając się na moment, by zalać torebki
wcześniej zagotowanym wrzątkiem.
─ Nie mam... Nie choruję ─ odparł ciężko
Kagami, opierając się o stół. Nagle wydał mu on się bardzo wygodny i niemal nie
zasnął, wzdrygając się nagle, pamiętając o Kuroko.
─ Żartujesz...?
Tetsuya podszedł do stolika, opierając dłonie
o jeden z kantów. Jego wzrok emanował spokojem, ale i zdecydowaniem.
─ Pytam poważnie, Kagami-kun. Nie masz w domu
aspiryny?
─ No... nie ─ mruknął lekko zawstydzony. ─
Nigdy nie zdarza mi się chorować ─ przyznał zgodnie z prawdą. Jedyne na co
czasem jego organizm nie był odporny, to katar lub drobny, suchy kaszel. Taigą
zawsze był okazem zdrowia. Nie musiał też nigdy specjalnie o nie dbać, jednak
mimo wszystko robił to i pilnował diety.
Jednak w tamtej chwili przyznał sam przed
sobą, że powinien być przygotowany na wszystko, a fakt, że nie miał w domu
jednego z niemal niezbędnych w każdym mieszkaniu leku, przyprawił go o
mocniejszy ból głowy.
─ To... Dam radę i bez tego.
Kuroko westchnął ciężko, tłumiąc w sobie
zalążek irytacji. Podał ryżemu kubek z gorącą herbatą, po czym podniósł z ziemi
swój płaszcz i zarzucił go na siebie.
─ Wypij to, proszę. Wyjdę na chwilę do
sklepu. Termometr masz, czy też powinienem kupić...?
─ Mam, chyba ─ odparł wyższy i spojrzał na
Tetsuyę, machając w jego stronę dłonią. ─ Zostaw, nie kłopocz się, Kuroko.
Chłopak jednak całkowicie zignorował jego
ostatnie słowa.
─ Dla pewności wezmę. Połóż się do łóżka,
dobrze? Za chwilę wracam.
Zanim Kagami zdążył zaprotestować, jego
gościa już nie było. Westchnął więc ciężko i dźwignął się z krzesła, jakoś
doczołgując się do sypialni. Postąpił, jak nakazał mu młodszy i westchnął
głośno, kiedy rozprostował obolałe mięśnie.
Zasnął nawet nie wiedząc kiedy, chociaż
podświadomie chciał zaczekać na powrót chłopaka. Pomimo zmęczenia, jego sen nie
był spokojny. Mężczyzną wstrząsnęły zimne drgawki, a on sam wybudzał się co
chwilę, starając uspokoić swoje ciało.
W tym czasie Kuroko starał się zrobić zakupy
jak najszybciej, jednak, jak na złość, w sklepie zatrzymała go kolejka.
Najbliższa apteka znajdowała się kilka przecznic dalej, dlatego zdecydował się
na zwykły supermarket. Znalazł w nim jednak wszelkie niezbędne rzeczy:
opakowanie lodu, specjalne woreczki termiczne do robienia okładów, termometr, a
także komplet leków. Mógł się tylko domyślać, co dolegało mężczyźnie, jednak
tego, że musi mu czymś zbić gorączkę, był pewien.
Wrócił do mieszkania Kagamiego niepewny tego,
co zastanie. Podczas swojego krótkiego spaceru chciał zebrać myśli i nieco się
uspokoić, jednak stan zdrowia ryżego absorbował jego uwagę w takim stopniu, iż
nie był w stanie skupić się na niczym innym.
─ Już jestem. Przepraszam za najście ─
zawołał od progu. Ściągnął buty, odwiesił płaszcz, po czym przeszedł do kuchni.
Nie znalazł w niej Taigi, z czego w gruncie rzeczy się ucieszył. Oznaczało to,
iż prawdopodobnie spełnił jego prośbę.
Chłopak położył na stoliku siatkę z zakupami,
którą zaraz opróżnił. Rozpakował termometr i leki, przyszykował zimny okład,
nalał do szklanki wody. Tak zaopatrzony, ruszył przed siebie. Skręcił w lewo na
końcu korytarza, gdzie jego oczom ukazała się mała sypialnia. Przywodziła na
myśl przedział w pociągu, ciasna i utrudniająca przemieszczanie się. Powodem
tego było duże łóżko stojące na środku. Zajmowało ono większość powierzchni
pokoju, którą to dzieliło się jedynie z podłużną, wciśniętą pod ścianę szafą.
Niemal od razu dostrzegł swojego
przełożonego. Leżał na boku z czerwonymi policzkami oraz skrzyżowanymi na
piersi rękami, a jego ciało co jakiś czas spinało się nagle, kiedy przechodził
go dreszcz. Nad jego zmarszczonymi brwiami zbierały się drobne kropelki potu, a
usta poruszały się nieznacznie, jakby mężczyzna mówił coś przez sen.
Kuroko dopiero po chwili zorientował się, że
w pomieszczeniu, mimo włączonego ogrzewania, wciąż było chłodno. Upewnił się
nawet, czy okno nad głową chorego jest zamknięte, ale na szczęście tak było, bo
chłopak musiałby wejść na łóżko, aby to zrobić.
Zmartwił się tym, co zobaczył. Przez chwilę
wahał się, czy nie powinien namówić mężczyzny, aby ten udał się natychmiast do
lekarza, jednak postanowił najpierw spróbować domowych sposobów. Postawił
szklankę z wodą oraz trzy opakowania tabletek na parapecie, który znajdował się
na wyciągnięcie ręki. Sam zaś usiadł na brzegu łóżka w niewielkiej odległości
od mężczyzny. Wolną dłoń położył mu na ramieniu i potrząsnął lekko.
─ Kagami-kun, zmierz temperaturę ─ polecił
spokojnie.
Taiga otworzył leniwie oczy i spojrzał na
chłopaka nieobecnym wzrokiem. Jego brwi ściągnęły się jeszcze bardziej, gdy
wreszcie połączył fakty i mruknął nisko.
─ Kuroko... ─ westchnął cicho i przytulił się
do niego, kładąc głowę na chudych udach.
Kuroko spiął się nieco. Przygryzł lekko dolną
wargę, niepewny, co robić.
─ Jak się czujesz? ─ spytał, mimowolnie
wplątując jedną dłoń w miękkie kosmyki włosów.
Taiga był pewien, że to wszystko było snem.
Pulsująca głowa i temperatura skutecznie podpuszczały go do tego, aby z niego
skorzystać. Chłopak spodobał mu się już od pierwszego dnia, a po swoich
ostatnich czynach w sobotę był już pewien, że zniszczył najmniejsze szanse na
to, aby cokolwiek z tego wyszło. Nie śmiał więc sobie odmówić tych drobnych fantazji
i mruknął cicho, umacniając słaby uścisk:
─ Łeb mi pęka.
Na te słowa Tetsuya bezwiednie pogładził
mężczyznę po głowie, zastanawiając się, jak zmierzyć mu temperaturę. Pozbył się
bowiem nadziei, iż Kagami sam podoła temu zadaniu. Odłożył chłodny okład na
bok, na kołdrę, by mieć więcej swobody w prawej dłoni. Jego policzki przybrały
pokrewną barwę rozpalonych gorączką policzków Taigi, gdy wsunął ją pod czarną
bluzę. Nie posiadała ona suwaka, dlatego w obecnej sytuacji nie miał za bardzo
innej możliwości, by włożyć ryżemu termometr. Powoli przesunął ręką po gorącej,
lekko wilgotnej od potu skórze na boku, aż nie odnalazł pachy, pod którą ułożył
urządzenie.
─ Przytrzymaj termometr, Kagami-kun ─ zwrócił
się do Taigi, jednocześnie drugą dłonią odrywając od siebie ramię mężczyzny i
przykładając je do jego ciała. Ten tylko mruknął coś pod nosem i obrócił twarz
w stronę brzucha młodszego, jakby chciał schować się przed tępym bólem z tyłu
czaszki. Wzdrygnął się lekko przez różnice temperatur między jego skórą a
chłodną dłonią Tetsuyi i jęknął nisko, mocniej ściskając rękę wokół jego pasa. Czując
tak stanowczy uścisk, który przybrał na sile, Kuroko poczuł się odrobinę
nieswojo, jednak nie poruszył się. Uczucie to w gruncie rzeczy nie było
nieprzyjemne, tylko dość nietypowe. Każdy, niemal najmniejszy dotyk Taigi
zdecydowanie różnił się od innych, niosąc za sobą unikalne odczucia.
Tetsuya cierpliwie odczekał kilka chwil,
głaszcząc Kagamiego delikatnie po włosach, aż termometr wydał z siebie dwa
piknięcia oznaczające zakończenie pomiaru. Chłopak wyciągnął go, pokonując
dłonią tę samą drogę po ciele mężczyzny. W sypialni panował półmrok, ponieważ
światło wypadało do pomieszczenia poprzez ciemne, nie do końca zasłonięte
rolety, jednak mimo to niższy nie miał problemu z odczytaniem wyniku drobnego
badania. Elektroniczne cyfry układały się w 39.2.
Kuroko spiął się nieco, czując ucisk w klatce
piersiowej. Musiał zacząć działać. Odłożył termometr na parapet, po czym
wyciągnął z każdego z opakowań po dwie tabletki. Odchrząknął i odezwał się:
─ Musisz wziąć lekarstwa. Dasz radę się
trochę unieść?
Taiga kiwnął tylko głową, powoli się
podrywając.
─ Hej, chciałeś pogadać ─ zauważył nagle, w
przypływie trzeźwości umysłu.
─ Myślę, że to naprawdę nie jest odpowiedni
moment na rozmowy ─ westchnął Tetsuya, w dalszym ciągu zaniepokojony stanem
swojego przełożonego. Chwycił go za dłoń, by ułożyć mu na niej tabletki.
─ Proszę.
Starszy połknął je bez słowa, sięgając po
wodę, którą wypił łapczywie. Dopiero teraz spostrzegł, jak bardzo był
spragniony.
─ Dzięki ─ westchnął, kołysząc się lekko. Nie
chciał znowu się kłaść. Bał się, że wtedy zaśnie i wszystko to zniknie.
Położył swoją dużą dłoń na kolanie młodszego
i pogładził je lekko, odpływając myślami gdzie indziej. Tego Kuroko nie był w
stanie zignorować. Nie był do końca tego świadom, jednak gdzieś w głębi siebie
bał się, że jeśli zajdzie między nimi do czegoś jeszcze, mężczyzna postanowi
trzymać go na dystans, jak w chwili, gdy postanowił przestać go uczyć.
Nie chciał tego. Podniósł na Taigę spłoszone
spojrzenie, zatrzymując jego dłoń swoją. Kagami drgnął, jakby wybudzony z transu
i popatrzył na niego zdziwiony.
─ Przepraszam ─ burknął oniemiały. Jawa
przeplatała mu się ze snem i strasznie go to dezorientowało.
Zabrał rękę, przecierając nią twarz i sapnął
głośno, starając się skupić.
─ Dziękuję ─ powiedział, licząc na to, że tą
lakoniczną wypowiedzią Kuroko zrozumie, o co mu chodzi.
Chłopak nie odpowiedział. Sięgnął po chłodny
okład i powoli, ostrożnie przyłożył go do czoła ryżego, nie patrząc na niego.
─ Nie rozumiem cię, Kagami-kun ─ wyznał
cicho, odnosząc swoje słowa do całokształtu zachowania Taigi w ostatnich
dniach.
─ Ja… ─ zaczął, ale przerwał, zerkając na
młodszego. ─ Co masz na myśli? ─ spytał, starając się myśleć trzeźwo.
Tetsuya odłożył okład na bok, splatając
dłonie w nerwowym geście. Na moment zacisnął wargi, jak gdyby zdecydowany, by
milczeć, jednak po chwili namysłu spojrzał Taidze w oczy, gotów, by
odpowiedzieć. Jego głos drżał, jednak nie złamał się.
─ To moja wina, że zdecydowałeś się przestać
mnie uczyć, prawda...? Staram się zrozumieć, że uznałeś, że tak będzie lepiej,
ale... pocałowałeś mnie. Jeśli teraz znowu chcesz mnie zostawić, Kagami-kun,
to... To lepiej po prostu mi o tym powiedz.
─ To nie tak ─ odparł ryży niemal od razu,
łapiąc się za głowę. ─ Jeśli już mamy doszukiwać się w kimś winy, to tylko we
mnie ─ dodał, spoglądając na niego. ─ Zrozum, to nie tak, że chcę od ciebie
uciec... Problem właśnie tkwi w tym, że jest zupełnie na odwrót ─ wyjaśnił
niezgrabnie.
Kuroko poczuł, jak jego serce przyspiesza
bicie, boleśnie odbijając się przy tym o żebra. Zdradliwa czerwień wstąpiła
również na jego uszy.
─ Więc dlaczego to robisz? ─ spytał cicho, starając
się powstrzymać emocje. ─ Dlaczego uciekasz, Kagami-kun?
─ Po prostu myślę, że nie powinienem cię
dalej uczyć ─ sapnął ciężko, starając się dobrać słowa. ─ Myślę, że nie
potrafię być w tej sytuacji obiektywny i zamiast ci pomóc, jedynie przeszkodzę ─
sprostował i wskazał na niego dłonią, opuszczając ją z plaskiem. ─ Zobacz, już
wystarczająco namieszałem ci w głowie.
─ Hm. Może masz rację. ─ Uśmiechnął się
smutno. ─ Wygląda na to, że sam nie potrafię sobie tego poukładać ─ stwierdził
gorzko, po raz kolejny odwracając od mężczyzny wzrok.
─ Jeśli nadal będę twoim nauczycielem, zrobię
się subiektywny... Myślę, że nawet zacznę ci odpuszczać, a tego nie chcę ─
odparł ciszej. ─ Zrozum, Kuroko, muszę zachować się profesjonalnie. Dla twojego
dobra ─ dodał stanowczo, biorąc głęboki oddech. Znów poczuł, jak kręci mu się w
głowie, więc opadł ciężko na poduszki, zasłaniając twarz dłonią.
─ Ja... Lubię cię. Nie chcę pozwolić, żeby to
miało zepsuć twoje marzenia.
Jego słowa głęboko poruszyły Tetsuyę. Prócz
Kise chłopak nie znał chyba nikogo, kto na poważnie liczyłby się z tym, jaką
drogę dla siebie wybrał.
Do pewnego czasu używał swojej motywacji jak
wymówki. Przychodziło mu to z trudem, w końcu śmierć rodziców była dla niego w
pewnym sensie traumą, z którą nie umiał się pogodzić. Jednak pragnienie
udowodnienia tego, że ma w sobie siłę, aby wstąpić do policji, było zbyt silne.
Nie spodziewał się tego, jak nieraz został
potem potraktowany – koledzy z roku kiwali głowami i mówili, że podziwiają jego
wytrwałość, ale Kuroko czuł, że było to spowodowane wyłącznie współczuciem do
jego osoby. W dodatku wymuszonym. Tetsuya został odebrany przez większość jako
ktoś, kto próbuje wziąć innych na litość. Bolało go to, dlatego przestał mówić
o swoich prywatnych pobudkach, zduszając w sobie żal.
Jednak ani jego rówieśnicy, ani Ryouta nie
rozumieli. Choćby szczerze chcieli, nie byli w stanie poczuć nawet namiastki
bezsilności, którą odczuł, gdy rodzice ginęli na jego oczach. Gdyby nie
sąsiadka, która w porę wezwała policję, zaniepokojona strzałami, sam Kuroko
również podzieliłby ich los. Zdarzało się, że tamte wydarzenia wracały do niego
podczas snu. Budził się wtedy z krzykiem, oblany potem, zziajany; w ciemności
jeszcze przez chwilę widział obłąkańczy uśmiech i broń wycelowaną w swoją
pierś.
Wraz z upływem czasu znalazł w sobie siłę, by
walczyć ze wspomnieniami. Strach zamienił się w pragnienie chronienia innych –
jeśli istniała szansa, że byłby w stanie choć jeden, jedyny raz zapobiec
podobnym wydarzeniom, które go spotkały, chciał ją wykorzystać. Za wszelką
cenę.
Kagami jako pierwszy bezinteresownie i w
pełni zaaprobował jego motywację, obiecując pomóc mu w dążeniu do celu. Może
właśnie dlatego chłopakowi tak trudno było pogodzić się z faktem, iż zamierzał
zrezygnować. Nawet jeśli, jak twierdził, było to dla jego dobra.
Tetsuya wypuścił drżące powietrze z płuc,
usiłując się uspokoić. Mimo to trząsł się od emocji. Zamrugał szybciej parę
razy, gdy poczuł, jak pieką go oczy. Prowizorycznie przetarł je dłonią.
─ Nie mógłbyś ich zepsuć ─ odparł cicho, ale
stanowczo. ─ Zaakceptowałeś je i to... To dużo dla mnie znaczy. I nawet jeśli
miałoby mieć na to wpływ subiektywne traktowanie, to nie zmieni faktu, że
jesteś najlepszym, co spotkało mnie na drodze do ich realizacji. I za to ci
dziękuję, Kagami-kun.
Chłód obecny w pomieszczeniu nagle przestał
być dla Kuroko odczuwalny. Miał wrażenie, że w tamtej chwili i on dostał
gorączki. Nie był w stanie nad sobą zapanować, gdy pochylił się nad swoim
przełożonym i pocałował go delikatnie. Tylko to, iż tamten w dalszym ciągu miał
zasłoniętą twarz, sprawiło, że odważył się na ten gest.
W pierwszej chwili Kagami drgnął lekko
zaskoczony, ale niemalże od razu przyzwyczaił się do słodkiej pieszczoty. Pełne
usta Kuroko były miękkie i wilgotne. Kusiły płynnym ruchem, jakby zapraszając, by
wyszedł im na przeciw. I chociaż umysł chorego nie potrafił dobrze nadążyć za
sytuacją, Taiga nie kazał tym idealnym, ciepłym wargom na siebie czekać. Powoli
przeniósł swoją dłoń na policzek młodszego i oddał pewnie pieszczotę.
Nie wiedział, co się dzieje, ale nie chciał
tego stracić. Jeszcze przed chwilą był pewien, że takie sytuacje między nimi
będzie mógł tylko spotkać w swojej, czasem bujnej, wyobraźni. Teraz jednak
potrafił się skupić się jedynie na tym drobnym, niepewnym dotyku, którego nie
śmiał pogłębić.
Gdy ryży odwzajemnił pieszczotę, Kuroko
pozwolił mu dać się poprowadzić. Starał się naśladować jego ruchy, jednak
obawiał się, że może mu to wyjść niezgrabnie. Nie miał doświadczenia. Jego
doznania ograniczały się do soboty, kiedy to Kagami skradł mu jego pierwszy
pocałunek.
Powoli zaczął tracić dech. Całkowicie skupił
się na tym, by się nie skompromitować, odrzucając przy tym wszystkie inne
myśli, łącznie z tą, by zaczerpnąć nieco powietrza. Gdy zaczęło mu go brakować,
odsunął się na niewielką odległość, by wtłoczyć nieco tlenu w palące płuca.
─ Przepraszam, nie jestem w tym zbyt dobry...
─ wyszeptał zażenowany.
─ Nie umiesz kłamać, Kuroko ─ uśmiechnął się
delikatnie wyższy i ujął jego podbródek w dłoń, lekko przechylając głowę
Tetsuyi w bok, by skraść mu jeszcze jeden, nieco mniej subtelny pocałunek.
Zaczekał cierpliwie, aż chłopak przyzwyczai się do niego i odsunął się po
chwili, aby go nie przytłoczyć. Nie chciał poruszać tego tematu, ale wiedział,
że musi usłyszeć, na czym stoi. Spojrzał na Tetsuyę w skupieniu i puścił go
powoli.
─ Co teraz, hm? ─ zapytał łagodnie,
nawiązując do ich relacji. Zdawał siebie sprawę z tego, że mężczyzna może być
po prostu zdezorientowany. W końcu nie musiał odwzajemniać jego uczuć. ─ Nie
zrozum mnie źle, ale czuję się, jakby wjechał we mnie tir, więc musisz mi jasno
powiedzieć, co ci chodzi po głowie.
─ Ja też cię lubię, Kagami-kun ─ wyznał
skonfundowany Kuroko. Postanowił postawić na szczerość, nie myśląc zbyt długo
nad słowami, które niemal same wypływały z jego ust. ─ Ale nie wiem, co
powinienem z tym zrobić.
Kagami pokiwał powoli głową i spojrzał w bok.
Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie, po czym nagle parsknął cicho, zwracając
swój wzrok na twarz swojego obiektu westchnień.
─ No to jest nas dwóch.
─ Przede wszystkim powinieneś wrócić do
zdrowia ─ stwierdził cicho chłopak, prostując się. Był zbyt zawstydzony, by
jeszcze dłużej myśleć o swoich uczuciach i ich konsekwencjach. Delikatnie
popchnął Kagamiego na poduszki, by ten leżał, po czym odgarnął mu włosy z czoła
i położył na nie okład. Taiga westchnął ciężko, ale nie zaprotestował. Przymknął
lekko oczy, starając się zrozumieć wszystkie zdarzenia sprzed chwili.
Nagle jakby sobie przypomniał.
─ Skąd masz mój adres? ─ spytał ciekaw.
─ Kiyoshi-san mi go dał ─ odparł cierpliwie. ─
Tylko zamiast do ciebie, Kagami-kun, najpierw trafiłem do restauracji ramen.
─ Ach, no tak ─ przytaknął olśniony. ─ To się
często zdarza...
─ A często miewasz gości? ─ spytał młodszy,
nim zdążył się powstrzymać. ─ Um, to znaczy... Właścicielka od razu wiedziała,
gdzie mnie skierować.
─ Nie, ale raczej nie mam czasu na zakupy,
więc zamawiam przez Internet. ─ Wzruszył ramionami. ─ Często zostawiają paczki
na dole i odbieram od Kazuko-san ─ wyjaśnił, uśmiechając się nagle. ─ Pewnie na
mnie psioczyła, co?
─ Nie za bardzo ─ odparł ze śmiechem. ─
Wydała mi się bardzo miła. Trochę przypomina moją babcię.
─ To dobra kobieta ─ przyznał Kagami,
spoglądając na niego ─ Kiedy jeszcze nie potrafiłem się ustatkować, ratowała
mnie przed śmiercią głodową ─ parsknął, jednak było w tym dużo prawdy. Miał u
staruszki duży dług do spłacenia i bardzo mu na niej zależało.
─ A twoja rodzina, Kagami-kun? Masz z nią
jakiś kontakt? ─ spytał młodszy, autentycznie ciekaw. ─ Oczywiście nie musisz
mi odpowiadać ─ dodał szybko, ganiąc się w myślach za zbytnią dociekliwość. Nie
chciał zaczynać tematu, który byłby dla Kagamiego niewygodny.
─ Czasem dzwonię. Ale od śmierci brata nasz kontakt
znacznie się pogorszył ─ odparł starszy, dając mu do zrozumienia, że nie
przeszkadza mu to, aby podzielić się z nim swoją historią. Jakby pokazując, że
postanowił mu zaufać.
─ Rodzice mieszkają w Ameryce, a ja... Cóż,
zawsze ciągnęło mnie do Japonii, odkąd przyjechałem tu jako student na wymianę.
─ Uśmiechnął się nostalgicznie.
Kuroko poczuł charakterystyczny ścisk w
piersi, gdy usłyszał, że jego przełożony zna ból, z jakim wiązała się utrata
członka rodziny. W takich sytuacjach Tetsuya uważał, że potrzebne jest wsparcie
najbliższych. On znalazł je dzięki dziadkom. Taiga najwidoczniej radził sobie w
inny sposób.
Chłopak odnalazł rozgrzaną dłoń Kagamiego,
którą ścisnął delikatnie, chcąc okazać wsparcie.
─ Przykro mi.
─ W porządku ─ odparł, chcąc go uspokoić. ─ I
tak nigdy nie zwracali na mnie szczególnej uwagi, więc się tym nie przejmuję ─
wytłumaczył z krzepiącym uśmiechem. Nie podobał mu się widok smutku na twarzy
młodszego, więc odwzajemnił lekko uścisk. ─ Mam tu swoje życie i swoją rodzinę.
─ Najważniejsze, żebyś nie czuł się samotny ─
stwierdził Tetsuya, siląc się, by odwzajemnić uśmiech.
Podniósł się powoli, zabierając okład z czoła
Taigi. Lód, który w nim był, rozpuścił się pod wpływem wysokiej temperatury.
─ Zrobię nowy.
─ Dzięki, naprawdę nie trzeba ─ westchnął
Kagami i złapał go delikatnie za nadgarstek, zatrzymując. Wbił w niego zdeterminowany
wzrok i poprosił spokojnie: ─ Posiedź ze mną jeszcze chwilę. ─ Po czym sam
dołączył do niego, odchrząkając cicho, kiedy chłopak przystał na jego prośbę.
─ Skoro czujemy to samo to... Pomyślałem,
że... ─ zaczął, drapiąc się w tył głowy. ─ Umówisz się że mną? ─ spytał nagle,
a gdyby nie gorączka, jego płonące policzki właśnie teraz pokryłyby się
czerwienią.
─ Chętnie ─ odpowiedział Tetsuya. Poczuł, jak
kąciki ust mimowolnie unoszą mu się w górę. Stłumił uśmiech, przygryzając lekko
dolną wargę, odwracając głowę nieco w bok.
Po raz kolejny Taiga był tym, dzięki któremu
doświadczył czegoś nowego. Uczucie bycia zaproszonym na randkę okazało się być
bardzo przyjemne.
Nagle Kuroko wzdrygnął się, czując na ciele
gęsią skórkę. Wcześniej tego nie odczuwał, zaabsorbowany innymi rzeczami,
jednak zreflektował się, że w sypialni było naprawdę chłodno.
─ Nie jest ci zimno, Kagami-kun?
─ Może trochę ─ odparł po chwili, wzruszając
ramionami. ─ Ale jest w porządku ─ dodał zaraz, aby Kuroko nigdzie nie
odchodził. Jego odpowiedź pozwoliła mu o tym zapomnieć na moment. Wypełniło go
przyjemne, wewnętrzne ciepło, które kontrastowało z dreszczami przechodzącymi go
czasem po plecach.
Tetsuya zmierzył przełożonego sceptycznym
spojrzeniem. Westchnął cicho, po czym wstał i pociągnął za róg kołdry, na
której leżał Taiga. Mężczyzna ułatwił mu zadanie, unosząc się nieco, by mógł
wyciągnąć spod niego przykrycie. Gdy to zrobił, usiadł w nieco głębszej części
łóżka, tuż koło Kagamiego. Następnie, zbyt zażenowany, by się odezwać, przykrył
ich obu białym, puchowym materiałem. Taiga uniósł nieco brwi, ale nie oponował.
Jednocześnie spojrzał na młodszego uważnie, nie wiedząc, czy może sobie na to
pozwolić, i objął go delikatnie ramieniem. Uścisk był lekki, a mężczyzna był
gotów zakończyć go w każdej chwili, jeśli tylko Kuroko by sobie tego życzył.
Nie chciał stresować chłopaka, więc w końcu spytał, pchnięty poczuciem winy:
─ Mogę?
─ Nie mam nic przeciwko.
Ramię mężczyzny emanowało ciepłem. Tetsuya
instynktownie się w nie wtulił, wdychając przyjemną woń proszku do prania.
Przymknął na moment oczy, wsłuchując się w oddech Taigi. Już dawno nie czuł się
tak spokojnie i dobrze.
─ Bywałeś wcześniej na randkach, Kagami-kun? ─
zagadnął, mając nadzieję, że dowie się nieco więcej o tego rodzaju spotkaniach,
nim na nie się uda. Oczywiście wiedział, na czym polegały, jednak zawsze więcej
można było dowiedzieć się od kogoś, kto miał w danej dziedzinie jakieś
doświadczenie.
Ryży zastanowił się przez moment, starając
się skupić na słowach, nie lekko przyspieszonym biciu swojego serca. Drobne
ciało Kuroko, które do niego przylgnęło, sprawiło, że nie mógł się przez chwilę
skupić na czymś innym, niż obecną sytuacja. Nadal wydawała mu się ona
nierealna.
─ P-parę razy ─ przyznał w końcu, rozluźniając
się, gdy wyczuł woń chłopaka. Był słodki i świeży. Nieco ostry, jednak w dobrym
tego słowa znaczeniu. Ponieważ Taiga był kucharzem, zetknął się wiele razy z
różnymi zapachami, jednak Tetsuya przywodził mu na myśl tylko jeden. Subtelny,
dojrzały granat.
─ Hmm... A która była najlepsza? ─ spytał.
Zaraz potem roześmiał się cicho. ─ Przepraszam, że tak wypytuję, ale to
odrobinę ekscytujące.
─ Nie przejmuj się ─ parsknął Taiga, gładząc
delikatnie jego plecy. Melodyjny śmiech Tetsuyi niemal od razu przypisał sobie
do najładniejszego, jaki kiedykolwiek słyszał. ─ To nawet urocze ─ palnął,
zamierając na chwilę. Odwrócił szybko twarz i wywrócił na siebie oczami,
gratulując swojej zgrabności. Był chyba bardziej zażenowany niż chłopak obok.
Postanowił więc szybko kontynuować:
─ Wszystkie były w porządku... Chociaż
najbardziej podobała mi się chyba moja pierwsza, na Florydzie ─ przyznał z
delikatnym uśmiechem.
─ A... Wyniknęło z niej coś więcej? ─ spytał
cicho Kuroko, nieco ośmielony tym, jak na jego naturalną ciekawość reagował
Kagami.
Mężczyzna zatrzymał na chwilę ruch dłoni i
skierował swój wzrok na sufit. Zmarszczył lekko brwi, ale większy wpływ miało
na to drobne pęknięcie ciągnące się wzdłuż ściany niż wspomnienie tamtej
relacji. Dawne życie zostawił za sobą. Tutaj chciał zacząć od nowa. Poniekąd
udało mu się to poprzez pracę i samodzielne utrzymywanie się, jednak gdzieś tam
w środku zawsze czuł, że czegoś mu brakuje. Liczył, że Kuroko pomoże wypełnić
tę pustkę.
─ Nie ─ powiedział krótko. ─ Mimo tego, że
się starałem, nie wyszło.
─- Och, rozumiem. Wybacz, nie chciałem
zaczynać przykrego tematu…
Choć nie było to dla niego proste, Kuroko
uniósł zmieszany wzrok na rozmówcę. Wyraz jego twarzy naznaczony był zadumą, a
spojrzenie wydawało się sięgać gdzieś dalej. Młodszy czuł, że dotarł do miejsca,
gdzie nie powinien już więcej pytać.
─ A jak dostałeś się do policji, Kagami-kun? ─
zmienił temat z lekkim uśmiechem.
─ To żadna ciekawa historia ─ odparł ze
śmiechem i popatrzył na chłopaka, odwzajemniając uśmiech. ─ To… Tego… ─ zaczął,
czując, że starci w jego oczach. ─ Wywalono mnie z uczelni, więc wybrałem
pierwszą lepszą opcję, do której się nadawałem. ─ Wzruszył lekko ramionami.
Kuroko nie potrafił ukryć zdziwienia. Co
prawda nigdy wcześniej nie pytał mężczyzny o jego motywację, jednak obserwując
go przy pracy, był pewien, że traktował ją poważnie, a nawet przepadał za nią.
Przypuszczał, iż krył się za tym jakiś głębszy powód, ale Kagami szybko
sprowadził go na ziemię.
W jakiś dziwny sposób sprawiło to, że Taiga
wydał mu się pod pewnym względem bliższy. Mimo tego czego się o nim dowiedział,
chłopak nie był w stanie przestać darzyć go podziwem i szacunkiem.
─ Myślę, że najważniejsze jest to, że
sprawdzasz się w tym, co robisz ─ powiedział spokojnie.
─ Ja też ─ odparł, kiwając głową z aprobatą.
─ Prosty przypadek okazał się strzałem w dziesiątkę. ─ Zaśmiał się nisko i
odruchowo przyciągnął Tetsuyę mocniej do siebie. ─ Może trafiliśmy na komendę w
zupełnie innych okolicznościach, ale liczy się to, że chcemy zrobić coś
dobrego, co nie? ─ Ziewnął przeciągle.
─ Masz rację, Kagami-kun. To sens tej pracy.
Mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się zdać wszystkie egzaminy i do ciebie
dołączyć ─ odparł ciepło Kuroko.
Kagami tylko przeniósł dłoń na jego głowę i
poczochrał mu nią włosy. W duchu nie mógł nadziwić się, jak miękkie i puszyste
są w dotyku.
─ Jasne, będę na ciebie czekał. ─ Posłał mu
pewny uśmiech i poprawił na nich kołdrę, wygodniej się układając. ─ Postaram
się ci pomóc, ale... Przemyśl to jeszcze, okej?
─ Nie muszę ─ odparł młodszy. Spokojnie i
pewnie.
Nie znał Taigi zbyt długo, jednak słyszał o
nim już w szkole policyjnej. Rok starszy chłopak, który został wcześniej
przydzielony Kagamiemu, uważał, że został niesłusznie zwolniony ze stażu.
Jednak po tym, gdy Kuroko poznał wersję ryżego, nie zastanawiał się długo, kogo
argumenty bardziej go przekonywały. Sam z resztą po paru dniach pracy z
mężczyzną mógł stwierdzić, iż był dobrym nauczycielem. Tetsuya podświadomie
czuł, że nikt nie przygotuje go tak dobrze jak Taiga.
─ Nie chcę mieszać życia prywatnego z
pracą... ─ zaczął nagle straszy, przewracając się na bok, aby jego twarz
znalazła się naprzeciwko błękitnych oczu. ─ Ale w czwartek mam drugą zmianę...
Wiem, że masz wolne, ale… ─ urwał, wahając się chwilę. ─ Może dasz się gdzieś
zaprosić? ─ spytał z lekkim uśmiechem.
─ Będzie mi bardzo miło ─ bąknął Kuroko, odwracając wzrok. Jego
policzki, które nieco już pobladły, na nowo pokryły się czerwienią. Choć
fascynujące, spojrzenie rubinowych tęczówek, zwłaszcza z tak bliska, nie przestawało
go zawstydzać.
─ Super ─ mruknął Taiga i uśmiechnął się
szeroko. Wsunął w drobną dłoń młodszego swoją odpowiedniczkę i ścisnął ją
lekko, czując nagły przypływ komfortu i szczęścia. Chciał jeszcze coś dodać,
ale ciepło i zapach chłopaka działały na niego kojąco, uspokajając rozszalałe
objawy gorączki. Ta dłuższa, pozbawiona bólu głowy chwila skutecznie zamknęła
jego ciężkie powieki. Czuł, że zasypia, ale nie potrafił nic na to poradzić.
Miał tylko nadzieję, że Kuroko nie będzie miał mu tego za złe.
Cisza, która między nimi zapadła, nie
przeszkadzała młodszemu. Nie chciał jej przerywać. Z natury był raczej
małomówny, więc liczył, że jeśli Kagami zechce, po prostu zacznie nowy temat. Dopiero
po pewnym czasie zorientował się, że ryży usnął. Jego klatka piersiowa unosiła
się miarowo, gorący oddech owiewał szyję. Uścisk, w jakim trzymał Kuroko,
złagodniał, jednak w dalszym ciągu był odczuwalny. Tetsuya uśmiechnął się na
myśl, iż Taiga nawet podczas snu nie miał zamiaru go wypuszczać.
Niespodziewanie poczuł w kieszeni wibracje.
Ostrożnie wyciągnął z kieszeni telefon i odczytał treść smsa. Gdy skończył,
spiął się nieco, jednak nie mogąc wysnuć żadnej konkretnej konkluzji, schował
urządzenie i uniósł się lekko na łokciach.
Taiga mruknął coś przez sen, kiedy udało
wyswobodzić mu się z uścisku i wstać. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, by
zignorować wiadomość i zostać, jednak szybko się za nią zganił. Westchnął cicho
i poprawił kołdrę. Naszykował kolejną porcję leków i przyniósł butelkę z wodą,
by jego przełożony nie musiał się po nią fatygować.
Na koniec zatrzymał się na chwilę, by przed
wyjściem jeszcze przyjrzeć się Kagamiemu. Na jego policzkach wciąż wykwitały
wypieki, jednak twarz, prócz zmarszczonych lekko brwi, wyglądała spokojnie.
Tetsuya wyciągnął dłoń i czułym gestem odgarnął z rozgrzanego czoła wilgotne
włosy. Ostrożnie ułożył na nim nowy, schłodzony okład.
Czując w sercu nikły ucisk, opuścił
mieszkanie Taigi najciszej jak potrafił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz