Druga Gwiazdka | rozdział 8


Niecałe dwie i pół godziny później krótkofalówka Aomine znów się odezwała, a mulat dostał kolejne zadanie. Ledwo skończył uzupełniać ostatni raport, a już musiał zająć się następną sprawą. No, kurwa, co najmniej, jakbym tu na wakacjach był, pomyślał Daiki, wstając. Trochę się zasiedział, dlatego czuł się nieco ociężały. Mimo wszystko cieszył się, że wezwanie, do którego przydzielił go Sakurai, nie wymagało od niego opuszczania komisariatu. Polegało jedynie na przejęciu od patrolu mężczyzny, który miał spędzić noc na komisariacie. Aomine, co prawda, nie został poinformowany o szczegółach jednak pracował w policji na tyle długo, aby móc domyśleć się, że facet najprawdopodobniej nie przeskrobał nic wielkiego, a jego zatrzymanie jest związane z jakimś lekkim wykroczeniem.
Kiedy znalazł się na holu głównym placówki, jego koledzy z patrolu już na niego czekali, podtrzymując mężczyznę między, który słaniał się na nogach. Daiki od razu rozpoznał w nim Kise. Zaklął siarczyście i od razu do nich podszedł.
─ Zostawiamy ci go, Aomine ─ oświadczył Takanashi, starszy od niego funkcjonariusz o czarnych, przyprószonych siwizną włosach.
─ Co się stało? ─ zdołał z siebie wyrzucić, wyciągając ręce, aby złapać Ryotę. Blondyn wyglądał, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego działo.
─ Znalazł go jakiś kierowca na stacji, za kasą. Spił się, ale zażarcie utrzymywał, że musi doczekać końca swojej zmiany ─ wyjaśnił mu Hirose, jego rówieśnik. ─ Ma tu wytrzeźwieć, a potem trzeba go przesłuchać... Do której jesteś?
─ O piątej wychodzę. Ale zajmę się nim, spoko ─ mruknął Daiki, ledwo wyłapując skierowane do niego pytanie. Ciężko mu było skupić się na czymkolwiek innym poza lejącym mu się przez ręce blondynem.
─ W takim razie my już idziemy. Powodzenia ─ odparł dobrotliwie Takanashi. Mężczyźni skinęli mulatowi na pożegnanie i już ich nie było.
─ Aominec... Przepraszam ─ wyskamlał płaczliwie Ryota, próbując się jakoś schować.
─ W coś ty się znowu wpakował? Kurwa mać, gorzej niż z dzieckiem.
Daiki poprawił uścisk, którym chronił Ryotę przed osunięciem się na podłogę, po czym ruszył powoli przed siebie, prowadząc chłopaka do przestrzennej klatki schodowej, która prowadziła między innymi do poziomu -1, w którym mieściły się cele.
─ Nie mów tak ─ rozpłakał się na dobre, miotając się półświadomie. ─ Jestem beznadziejny ─ dodał, przytulając się do niego.
─ Jak masz pierdolić głupoty, to w ogóle się nie odzywaj.
Daiki wyburczał pod nosem jeszcze parę przekleństw, pragnąc pozostać nieugiętym. Wiedział jednak, że nie ma szans, bowiem łzy Ryoty zawsze sprawiały, że miękło mu serce. Mimo to postanowił nie dawać tego po sobie poznać.
Doprowadził Kise nad samą krawędź schodów. Popatrzył w dół, po czym przeniósł wzrok na blondyna. Wiedział, że nie da rady zejść z nim normalnie, tak, aby tamtemu nic się nie stało. Nie chciał ryzykować. Z ciężkim westchnieniem pochylił się lekko i podniósł chłopaka, po czym zaczął go znosić.
─ Co ja teraz zrobię? ─ wyjęczał żałośnie, ale chwilę później zamilkł, czując, jak cofa mu się śniadanie. Nie chciał ryzykować kolejnego podpadnięcia mulatowi. ─ Kocham cię ─ dodał po chwili, znowu zaczynając płakać. ─ Przepraszam.
Daiki odezwał się dopiero, kiedy zniósł blondyna bezpiecznie na dół, do pustej celi. Położył chłopaka na prostym, twardym łóżku, a sam usiadł obok niego.
─ Co się stało, hm? Chcę wiedzieć wszystko.
─ Kurokocchi jest smutny ─ zaczął nieskładnie. ─ Wylał mnie. Nie Kurokocchi ─ powiedział od razu, wplatając ręce w sklejone włosy. Czuł, jakby jego głowa miała zaraz eksplodować. ─ Jestem głodny... Boję się Aominecchi. Chcę wrócić do domu… ─ Zadrżał, wtulając się w niego. ─ Mam tego dosyć. To dla mnie za dużo. Myślałem, że dam radę. Dawałem! Ale teraz wszystko jest po prostu beznadziejne ─ wydukał, coraz bardziej mamrocząc. ─ Nie wypłacę się do śmierci.
─ Nic nie zrozumiałem ─ mruknął mulat zgodnie z prawdą. Jedyny wniosek, jaki wysnuł z wypowiedzi chłopak był taki, iż w tamtej chwili nagromadziło się dla niego zbyt wiele problemów, których nie potrafił rozwiązać. Daiki był jednak gotów pomóc mu się z tym uporać.
─ Dużo wypiłeś? ─ spytał, postanawiając zacząć od konkretów. Wiedział, że Ryota źle znosi zbyt duże ilości spożytego alkoholu.
─ Nie wiem ─ przyznał, starając się przypomnieć sobie, wśród wirujących wspomnień. ─ Chyba... pół butelki.
─ Chyba? Rany... ─ westchnął zrezygnowany mulat. ─ A jak się czujesz? Chce ci się rzygać? Albo nie wiem... Chcesz wody? Czy coś?
─ Jestem głodny ─ wymamrotał, mocniej się do niego tuląc.
─ Okej, to... Co chcesz zjeść? ─ spytał Daiki, wstając. ─ Coś ci zamówię.
─ Cokolwiek ─ poprosił cicho, łapiąc się za brzuch. ─ Zostawisz mnie teraz? ─ spytał spłoszony, nie patrząc na niego.
─ No. Na chwilę ─ odparł mulat, drapiąc się po karku. ─ Zaraz będę.
─ Obiecujesz? ─- spytał, chwytając się kurczowo jego koszuli.
Aomine cmoknął z dezaprobatą. Wywrócił oczami i wrócił się, kucając przed łóżkiem, na którym leżał blondyn. Wziął jego twarz w dłonie, zmuszając do kontaktu wzrokowego.
─ Nie zostawię cię, głupku. Załatwię żarcie i jestem, więc leż tu grzecznie i czekaj. Jesteś pewny, że nie będziesz rzygać?
─ Tak. ─ Pokiwał głową, nie mogąc oderwać od mulata spojrzenia. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale zamknął je szybko, zaciskając je w wąską kreskę. ─ Przepraszam.
─ Pogadamy, jak wytrzeźwiejesz.
Mulat pogłaskał chłopaka po włosach, po czym wstał i wyszedł, uprzednio zamykając celę. Szczerze wątpił w to, aby Kise gdziekolwiek wyszedł z niej o własnych siłach, jednak mimo ich relacji, obowiązywały go pewne sztywne zasady, których, jako funkcjonariusz, musiał się trzymać. I tak zamierzał ich uchylić w wystarczającym stopniu – przynosząc Ryocie jedzenie, koc, poduszkę oraz świeże ubranie na przebranie, aż w końcu planując zwrócenie się do swojego przełożonego o wcześniejsze zwolnienie blondyna.
Planował zadzwonić po catering, jednak kiedy dowiedział się, że na dowóz będzie zmuszony czekać ponad pół godziny, zrezygnował. Zamiast tego zdecydował się skorzystać ze stołówki na komendzie. Działała ona całą dobę z kilku godzinnymi przerwami, jednak kiedy do niej zszedł, była czynna. Wybrał w miarę lekkostrawny posiłek, rybę z warzywami gotowanymi na parze oraz ryż, po czym zabrał tacę z jedzeniem ze sobą. Wstąpił jeszcze na chwilę do swojego biura, wciskając pod pachę potrzebne rzeczy, i tak obładowany wrócił na dolne piętro.
Aby otworzyć celę, musiał odstawić tacę na parapet pomieszczenia dozorcy, które w tamtym momencie było puste. Oprócz Kise w areszcie nikt nie przebywał, tak więc Daiki mógł swobodnie spędzić z nim tam trochę czasu, nikomu się przy tym nie narażając.
Kiedy odsunął żelazne kraty i wszedł do środka, Ryota podniósł się na łokciach. Wcześniej leżał pogrążony w letargu – mimo zmęczenia, coś wyraźnie nie pozwalało mu usnąć. Daiki rzucił ubrania, koc oraz małego jaśka na miejsce obok Kise, poczym wrócił się po tacę, którą położył na wmontowanym w ścianę plastikowym krześle.
─ Przebierz się najpierw ─ polecił blondynowi, opierając się o ścianę. ─ To moje ciuchy, więc mogą być za duże, ale przynajmniej nie będzie od ciebie walić jak od pijaka.
─ Dziękuję ─ burknął, bez słowa ściągając z siebie śmierdzące ubrania. Był zbyt zamyślony, żeby przejmować się zakrywaniem przed wzrokiem mulata. Po prawej stronie, na jego żebrach widniały już sporych rozmiarów siniaki, a na przedramionach i dłoniach Daiki dostrzegł drobne rozcięcia.
Odkąd Daiki zniknął, Ryota zdążył już nieco otrzeźwieć, ale to tylko bardziej go dekoncentrowało, aby przebrać się nieco bardziej dyskretnie. Przy Kuroko zawsze starał się zrobić to jak najszybciej, lub odwracał się, nie chcąc słyszeć kazań na temat swojej wagi. Teraz jednak za bardzo myślał nad tym, jakiego miał pecha i jak pragnął się zapaść pod ziemię. Zerknął na Aomine i odwrócił szybko głowę, wiedząc, że narobił mu dużo kłopotu.
Odezwał się dopiero, kiedy zaczął ściągać z wąskich bioder spodnie, nie mogąc znieść okropnej ciszy.
─ Jesteś na mnie zły?
 ─ A jak myślisz? ─ Choć Daiki jasno dawał swoją postawą potwierdzenie, w rzeczywistości jednak ciężko było mu się złościć. Był po prostu zmartwiony.
Podszedł do Ryoty, przerywając mu przebieranie się. Podwinął co najmniej o trzy rozmiary za dużą, bordową bluzę, którą chłopak dopiero co na siebie wciągnął, i przejechał dłonią po jego boku.
─ Wystają ci żebra, wiesz?
─ Wiem. ─ Pokiwał pokornie głową, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Po raz pierwszy nie wykłócając się, czy próbując uniknąć tematu.
Daiki, choć chciał, powstrzymał się od rzucenia kąśliwej uwagi. Zamiast tego westchnął już któryś z kolei raz i odezwał się łagodnie.
─ Słońce. Co się dzieje? ─ spytał, gładząc blondyna po gołym udzie.
─ Trochę się zaniedbałem... ─ przyznał speszony, czując, jak przechodzi go dreszcz.
Swoimi słowami kompletnie rozbroił Aomine, który nie miał w tamtej chwili pomysłu, co mógłby powiedzieć. Widok bezbronnego i zmieszanego chłopaka, którego ewidentnie pewne rzeczy przerosły, sprawiał mu ból.
Ryota ujął go swoim pierwiastkiem niewinności już w liceum – dzięki ich związkowi Daiki nauczył się opiekuńczości oraz brania odpowiedzialności za własne czyny. Mimo że ich relacja zakończyła się dość niefortunnie, te cechy w nim zostały. Uśpione w mniejszym lub większym stopniu, jednak wciąż obecne. Tym razem jednak dały o sobie znać. Musiał to przyznać sam przed sobą: chciał być z Kise. Nie tylko dlatego, że go kochał – bo ani na chwilę nie przestał. Choć wiedział, że nie powinien, i tak obwiniał się o ich wcześniejsze zerwanie. Odkąd dowiedział się od chłopaka prawdy, miał wyrzuty sumienia, że nie udało mu się zauważyć problemu i jakoś go rozwiązać. Chciał to naprawić. Dlatego teraz, kiedy w pewnym sensie miał okazję, pragnął pomóc Ryocie uporać się ze wszystkim, co tylko doprowadziło go do obecnego stanu. Tak, żeby tym razem nic nie było w stanie ich rozdzielić.
Mulat poczekał, aż blondyn się przebierze, po czym przyciągnął go do siebie i przytulił, głaszcząc czule po plecach.
─ To teraz razem to naprawimy, okej? Jeśli sam sobie nie radzisz, to ja o ciebie zadbam. Tylko tym razem bez żadnych kłamstw czy tajemnic, masz mówić wszystko jak na spowiedzi. Rozumiesz?
─ Yhym... ─ wydobył z siebie blondyn, jakby nie do końca wierząc, że to co się dzieje jest prawdą.
Zacisnął ręce wokół karku mulata, wtulając się w niego z całej siły i stęknął głośno, próbując wstrzymać kolejny wybuch płaczu.
─ Dziękuję ─ powiedział wdzięczny, czując jak z jego serca spada ogromny kamień. ─ Ja... Po tym co zrobiłem... Dziękuję.
─ Jeny, nie ma za co ─ mruknął Daiki. ─ Kocham cię i chcę ci pomóc. Tyle w temacie ─ oświadczył, czując się trochę niekomfortowo. Odkąd pamiętał, mówienie wprost o tym co czuł, nigdy nie było dla niego jakoś szczególnie proste.
─ Aominecchi... ─ zawył cicho i schował twarz w zagłębieniu szyi mulata. ─ Przepraszam, że jestem taki beznadziejny ─ wyburczał mu w nią, zjeżdżając dłońmi na szerokie plecy mężczyzny.
─ No już, już, bo się rozmyślę...
Daiki odkleił od siebie Ryotę. Otarł mu łzy z policzków dłonią, a następnie wstał i podał chłopakowi tacę z wciąż parującym posiłkiem.
─ Jedz, bo zimne jest ohydne.
Ryota spojrzał na niego, otwierając usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy jego żołądek wydał z siebie głośny pomruk, więc blondyn opuścił czerwoną twarz. Bez słowa zaczął jeść, choć trafniejsze byłoby określenie pochłaniać, jedzenie, starając się nie pchać wszystkiego na raz do buzi. Ostatni ciepły posiłek miał w ustach dwa dni temu, więc westchnął cicho, opierając się błogo o ścianę.
Dopiero, kiedy z talerza zniknęła połowa jedzenia, a skurczony żołądek Ryoty zaczął odmawiać tak nagłej i dużej porcji jedzenia, Kise spasował, uśmiechając się do Daikiego. Dopiero po chwili zorientował się, że musiał wyglądać jak chomik, a ten obserwował go non stop.
─ Dziękuję ─ wyburczał czerwony.
─ Tylko tyle? ─ Daiki zmierzył blondyna sceptycznym spojrzeniem, unosząc przy tym lekko jedną brew. ─ Nic dziwnego, że ci kości wystają.
─ Wcale aż tak nie wystają ─ zarzekał się blondyn, co świadczyło o tym, że czuł się znacznie lepiej. ─ O-ostatnio jem trochę nieregularnie ─ dodał na swoją obronę, widząc spojrzenie mulata.
─ Powinieneś nabrać masy, nie jestem psem, żeby lecieć na kości ─ oświadczył Daiki, starając się brzmieć obojętnie. Nie wyszło mu to jednak tak, jak sobie zaplanował i w jego ciepłym głosie dało się słyszeć nutę troski.
Zabrał tacę z niedokończonym ryżem i kilkoma warzywami i odłożył ją z powrotem na krzesło. Następnie rozłożył koc i przykrył nim chłopaka, zarzucając mu go także na głowę.
─ To mów teraz, co się dokładnie stało ─ polecił, siadając obok Kise na twardym materacu.
─ Wyrzucili mnie z pracy ─ westchnął ciężko, przygryzając wargę. Naprawdę wstydził się przyznać do tego, że nie ma pieniędzy. Nie chciał wypaść przed Daikim jeszcze żałośniej. ─ Potrzebowałem jej, żeby wypłacić się za mieszkanie... Mówiłem ci, że mam drobne problemy finansowe ─ zaczął tłumaczyć, pocierając nerwowo dłonie. ─ Drobne to mało powiedziane ─ przyznał niechętnie, zerkając na mulata. ─ Jest dobrze, jeśli uda mi się zjeść coś ciepłego w ciągu tygodnia ─ wyburczał, mocniej opatulając się kocem. Czuł się bardzo niekomfortowo, mówiąc to akurat Aomine. Zawsze starał się mu zaimponować, a teraz siedział przy nim całkowicie bezradny i żałosny.
Blondyn zamilkł na chwilę, nie wiedząc, czy powinien wyrzucić z siebie wszystko, co ciążyło mu na sercu.
─ Po naszym zerwaniu powiedziałem rodzicom, że jestem gejem. Miałem dosyć kolejnych pytań o to, kiedy przyprowadzę do domu jakąś dziewczynę i... Brakowało mi ciebie, więc jakoś tak... Samo wyszło ─ wyjaśnił smętnie, uśmiechając się kwaśno. ─ Pamiętasz jak się bałem powiedzieć o nas, żeby mnie nie wyrzucili? ─ spytał, patrząc mu w oczy. Daiki kiwnął tylko głową w ciszy, więc Kise kontynuował, znów przenosząc spojrzenie na swoje ręce. ─ Wtedy przynajmniej nie zostałbym sam. Nadal miałbym ciebie ─ dodał cicho, czując nieznośną gulę w gardle. ─ Chyba dobrze dobrali mi kolor włosów... ─ mruknął, masując się dłonią po obolałej szyi.
─ Zalatuje depresją... ─ westchnął mulat. ─ Dobra, ogarnij się. Już nie jesteś sam ─ oznajmił stanowczo.
Po wysłuchaniu tego, w jakiej sytuacji znalazł się blondyn, Daiki, wbrew obawom Ryoty, nie miał zamiaru traktować go z góry, czy hołubić go z tego powodu. Oczywiście współczuł mu i było mu szczerze przykro, że spotkała go cała ta seria nieszczęść rozciągniętych w czasie, jednak Aomine po prostu to zaakceptował i skupił się na szukaniu rozwiązania, nie rozwlekaniu i użalaniu się.
─ Zrobimy tak: spakujesz manatki jeszcze dzisiaj i przeprowadzisz się do mnie. Będziesz mieć dalej na uczelnię, więc rower odpada, ale lepsze to, niż spanie pod gołym niebem. W między czasie poszukasz pracy, a jak twoja sytuacja się już ustabilizuje, oddasz mi za czynsz. Jeśli potrzebujesz jeszcze jakiś pieniędzy, to nie ma sprawy, mam oszczędności, a moja pensja wcale nie jest najgorsza. W porządku? ─ spytał, otoczywszy blondyna mocnym i pewnym uściskiem.
─ Nie musisz tego robić ─ wydusił z siebie, onieśmielony. Jeszcze niedawno wizja mieszkania z mulatem była jego wymarzoną bajką, jednak teraz czuł się jak pasożyt, przenosząc się do niego i żyjąc z jego pieniędzy. ─ Jesteś pewien?
─ Kiedyś i tak planowaliśmy mieszkać razem... ─ Wzruszył ramionami. ─ Więc jeśli nadal tego chcesz, to ja nie widzę problemu ─ mruknął i pocałował Ryotę w odsłoniętą szyję.
─ Nawet nie śmiałem o tym znów marzyc ─ przyznał ciężko, próbując nie zadrżeć.
─ A ja tak, czasem ─ przyznał Daiki ze smutnym uśmiechem. ─ Mam problemy ze snem, więc zdarzało mi się myśleć nad różnymi scenariuszami.
─ Teraz już... Nie musimy myśleć ─ powiedział nieśmiało, łapiąc Aomine za rękę. ─ Kocham cię ─ dodał z drżącym oddechem, czując dreszcz, gdy zdał sobie sprawę z tego, że w końcu znów może mu to powiedzieć. ─ Gdybym tak nie śmierdział, to bym cię pocałował ─ dodał z cichym chichotem.
─ Są gorsze rzeczy. Cho no tu ─ wymruczał Daiki, po czym przyciągnął go do siebie za przód bluzy, zamykając w uścisku i całej serii czułych skubnięć warg. Ryota westchnął cicho, dotykając jego twarzy, jakby chcąc się upewnić, że jest prawdziwy. Gdy tak się stało, blondyn oddał ochoczo jeden z pocałunków, jednak po pewnym czasie kontynuacja była po prostu nie możliwa i Kise odsunął się, nie mogąc opanować szerokiego uśmiechu.
─ Przepraszam ─ powiedział po prostu, zbyt szczęśliwy, aby przejąć się tym, że przerwał pieszczotę.
─ Nie masz za co. ─ Jeśli już, to chyba ja powinienem, ale raczej zdajesz sobie sprawę, że moja silna wola pozostawia do życzenia...
Mulat pogładził chłopaka po włosach, po czym pozwolił sobie na skradzenie mu jeszcze jednego całusa. Dopiero wtedy odsunął się i wstał z łóżka. Przeciągnął się, w jego kręgosłup zareagował chrupnięciem.
─ Postaraj się przespać, co? Ja muszę iść dokończyć robotę.
─ Nawet jeśli chcę, to nie mam siły się postawić ─ westchnął jak na zawołanie, ziewając. ─ Wybacz, że sprawiam ci tyle kłopotu ─ dodał, dotykając go w ramię.
─ Taki kłopot to ja bym mógł mieć codziennie ─ zaśmiał się szczerze Daiki. Mrugnął do chłopaka, zabrał tacę i opuścił celę, zamykając ją, po czym udał się negocjować warunki zwolnienia swojego chłopaka z tymczasowego aresztu.
*
Ryota obudził się z ciężkim bólem głowy, łapiąc się za nią prawą dłonią. Rozejrzał się po celi, czując chłodny dreszcz spływający po jego plecach. Nadal było ciemno, a światło paliło się jedynie na korytarzu. Kise widział cień krat, który opadał na ciemny beton, wydłużony i pochylony pod dziwnym kątem. Odkrył się i wstał, odruchowo poprawiając bluzę mulata na swoich ramionach. Podszedł do końca i objął dłonią zimny metal, wychylając się, aby wyjrzeć zza kratki.
─ Uhm...
Kise zastanowił się czy może pozwolić sobie na zawołanie Daikiego, nie sprawiając mu przy tym problemów. Coś jednak nie dawało mu spokoju, a wszechobecna cisza wprawiała go w niepokój.
─ Aominecchi? ─ podniósł lekko głos, puszczając się prętu.
Odpowiedziało mu głuche echo, jego własnego głosu, które zniekształcało się z czasem, odsyłając w jego stronę coraz cichsze słowa.
Blondyn poczuł dziwny ścisk w żołądka, wycofując się powoli w głąb celi.
─ Aominecchi...? ─ dodał ciszej, słysząc swój płytki oddech. Wydawał się o wiele głośniejszy niż był w rzeczywistości. Odbijał się nienaturalnie wśród ścian, tworząc pusty, nieprzyjemny szum. Ryota miał wrażenie, że rozchodzi się on nie tylko po pomieszczeniu, ale również korytarzach i całym komisariacie. Pustym i nieprzyjaznym.
Kise objął się rękami, chowając nos w bluzie Aomine, czując, jak rośnie w nim strach. Znowu był sam. Na ubraniu nie było znajomego, kojącego zapachu, w celi oraz poza nią nie było nikogo, a im dłużej wpatrywał się w jej podstawy, tym większe mu się zdawały.
Pusta, zimna sala zdawała się zastraszać swoją otwartą przestrzenią, która przytłaczała Kise. Mężczyzna schował twarz w dłoniach, kuląc się na łóżku z okropnym bólem, który ściskał mu serce w piersi.
I wtedy poczuł lekki dotyk na ramieniu. Otworzył oczy, gdy targnął nim dziwny zryw, jakby ocknął się nagle z hibernacji, i spojrzał na Daikiego. Ściskał lekko jego ramię, patrząc na niego zmieszany. Dopiero wtedy Kise zorientował się, że śnił. Poprawił się lekko na łóżku i odchrząknął cicho, przecierając wilgotne oczy z zaskoczeniem.
─ Hej ─ mruknął sennie, kładąc mu rękę na udzie.
─ Hej ─ odparł mulat. ─ Wszystko okej? ─ spytał stroskany.
─ Tak ─ westchnął, przecierając twarz dłonią. ─ Długo spałem? ─ spytał ochrypniętym głosem
─ Trochę. Jest szósta ─ poinformował Daiki. Trochę nie dowierzał w odpowiedź blondyna, bo kiedy wszedł do celi, ten kręcił się we śnie i mruczał pod nosem jego nazwisko, jednak w pewnym stopniu Aomine nie miał się co dziwić – zamknięcie w pustej celi na prawie całą noc z pewnością nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.
─ Gadałem z szefem i udało mi się z nim dogadać twoje wcześniejsze zwolnienie, pod warunkiem, że wezmę na siebie odpowiedzialność.
─ Nie musisz tego robić ─ odparł blondyn, mając poczucie winy. Nie chciał, żeby mulat odpowiadał za jego błędy. Przygryzł lekko wargę, łapiąc go za rękę, jakby chciał tym przekazać swoje obiekcje.
─ Wystarczyłoby zwykłe ,,Dziękuję” ─ westchnął Daiki, rzucając chłopakowi przesiąknięte sceptycyzmem spojrzenie.
Ryota tylko poczerwieniał i spuścił lekko wzrok, nachylając się do jego ucha.
─ Ch-chciałem ci w domu podziękować ─ wyburczał zażenowany, szybko całując go w policzek. ─ Dz-dziękuję.
Aomine parsknął śmiechem. Przysunął się do blondyna i spojrzał na niego zaczepnie z dołu.
─ Jak podziękować…? ─ spytał, tak, że dwuznaczność obecna w jego słowach zawisła na moment w powietrzu, a Kise przeszedł dreszcz.
─ N-normalnie! ─ odparł czerwony, czując jak rośnie w nim frustracja. ─ Nie psuj niespodzianki ─ dodał, nadymając policzki i odwrócił twarz mulata w drugą stronę. ─ I nie patrz się tak na mnie ─ przełknął ciężko ślinę, chcąc się zapaść pod ziemię.
─ Jak? ─ zaśmiał się Aomine, ruszając brwiami i jeszcze bardziej przybliżając się do Kise.
─ Dobrze wiesz jak ─ jęknął sfrustrowany, próbując jakoś się odsunąć.
─ Tak ci przeszkadza, że mi się podobasz? ─ mruknął Daiki, przypierając Ryotę aż do ściany – w tej pozycji chłopak nie miał już jak uciec.
─ N-nie, po prostu... ─ Kise spojrzał za plecy mężczyzny, kładąc mu dłonie na piersi, gdyby mulat próbował jeszcze bardziej zmniejszyć między nimi dystans. ─ Jak ktoś wejdzie, będziesz miał kłopoty ─ odparł wymijająco.
 ─ No dobra… odbijemy to sobie w domu ─ westchnął Aomine, po czym wstał i skinął na Kise, aby ten zrobił to samo. ─ Chodź, spadamy stąd w końcu. Chcę się kimnąć.
─ Możemy wstąpić po drodze do mnie? ─ spytał blondyn, chcąc zabrać stamtąd parę rzeczy i porozmawiać chwilę z przyjacielem, zanim zniknie na kolejne kilka godzin.
─ Spoko, żaden problem  ─ odpowiedział, ale zaraz dodał z troską: ─ Ale jesteś pewny, że teraz? Nie chcesz najpierw odpocząć? Możemy pojechać do ciebie po południu.
─ Spakuję się maks w pół godziny ─ obiecał ─ Mogę iść sam, jeśli jesteś zmęczony. Byłeś cały czas na nogach, prawda?
─ Niby tak, ale nie czuję się jakoś specjalnie padnięty. Dam radę.
Mężczyzna posłał młodszemu uśmiech i zgarnął z łóżka koc  i poduszkę. Wepchnął je sobie pod pachę, po czym wyszedł z celi, prowadząc za sobą Kise. Kiedy wchodzili po schodach, przypomniało mu się, że udało mu się odzyskać telefon, portfel oraz klucze swojego chłopaka, które zostały mu wcześniej skonfiskowane, więc wolną ręką sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej rzeczy, które zaraz podał Ryocie.
─ Masz, bo zapomnę. A musimy mieć jakiś kontakt w razie czego.
─ W razie... czego? ─ spytał, odbierając rzeczy z cichym „dziękuję”, od razu sprawdzając, czy nikt do niego nie dzwonił. Dostrzegając dwanaście nieodebranych połączeń od dobrze znanego mu numeru, zablokował szybko telefon i schował go do kieszeni dresu mulata.
─ Nie wiem, apokalipsy? Wszystko się może stać ─ odparł mulat ze wzruszeniem ramionami.
Zatrzymali się w pustym hallu, gdzie Daiki kazał poczekać chłopakowi. Sam za to udał się do swojego biura, gdzie odłożył do szafki koc oraz jaśka. Zgarnął też porozwalane po całym biurku papiery, upchnął w odpowiedni segregator i odłożył na półkę. Schował laptopa do szuflady i zgarnął z krzesła swoją torbę oraz dwie kurtki. Następnie wrócił do Ryoty i podał mu jedną z nich, samemu zarzucając na siebie drugą. Posłał przysypiającemu za kontuarem Sakuraiowi parę słów pożegnania, aż w końcu razem z blondynem opuścili komisariat.
─ Nie wiem, czy nie powinienem wrócić na stację... ─ pomyślał na głos Kise, drapiąc się po karku. ─ Szef do mnie dzwonił ─ wyjaśnił, kiedy Daiki na niego spojrzał.
─ Nie myśl o tym teraz ─ odpowiedział mężczyzna z powagą. ─ Najpierw musisz odpocząć i wziąć prysznic, dopiero potem się tym zajmiemy.
Kise uśmiechnął się delikatnie i chwycił niepewnie rękę mulata.
─ Dziękuję ─ odparł po prostu, patrząc na niego z uczuciem.
─ Mięknę na starość... ─ westchnął Aomine, ale uśmiechnął się i zatrzymał na chwilę, aby przyciągnąć blondyna do siebie i zamknąć w objęciach. ─ Kiedyś zrobiłbym dla ciebie wszystko i to się nie zmieniło ─ mruknął mu w szyję.
─ Kiedyś byś mi tego nie powiedział ─ westchnął rozczulony Kise, opierając brodę o jego ciemne włosy. ─ A ja jeszcze niedawno nie powiedziałbym tego... ─ mruknął i wplótł w nie palce swojej prawej dłoni i wyszeptał mu do ucha, walcząc ze stresem. ─ Chcę być z tobą, Aominecchi. Jeśli to możliwe, to już zawsze...
─ Nie widzę przeszkód ─ odparł wyższy, po czym złączył och wargi w krótkim, czułym pocałunku. Blondyn przygryzł wargę i przymknął oczy, myśląc nad czymś przez chwilę. W końcu spojrzał na mulata uważnie i powiedział:
─ Chodźmy do ciebie. Chcę się już razem położyć.
Kise nie musiał mu tego dwa razy powtarzać. Aomine mruknął tylko potwierdzenie i pociągnął chłopaka w stronę najbliższej stacji metra. Tak naprawdę był już trochę zmęczony, jednak nie chciał dawać tego po sobie poznać.
Ryota starał się ukryć szeroki uśmiech, kiedy w przepełnionym ludźmi jadącymi do pracy pociągu, Daiki wcisnął go w róg, łapiąc się po obu jego stronach barierki i ściany, tym samym izolując od innych, napierających na nich podróżnych.
Jazda nie trwała długo i już po chwili z zatłoczonego, dusznego metra przenieśli się na zewnątrz, gdzie uderzył ich chłodny i świeży oddech zimy. Wysiedli na stacji Hamamatsucho, niedaleko parku Shiba w jednym z sąsiadujących z Shibuyą okręgów – Shinagawie. Dochodziła siódma, jednak panujące wokół ciemności bynajmniej nie wskazywały na budzący się do życia poranek. Wychodząc z metra, mijali się ze śpieszącymi do pracy ludźmi. Daiki cieszył się, że w tamtej chwili nie musiał być na ich miejscu.
Kierowali się niespiesznie w stronę przepływającej niedaleko rzeki; z oddali majaczyła przed nimi rozświetlona Tokyo Tower. W końcu jednak skręcili w jedno z nowszych osiedli, które wyróżniało się na tle innych budynków swoim budulcem przypominającym od zewnątrz gołą cegłę.
Aomine, nic nie mówiąc, poprowadził Kise do jednej z klatek schodowych, która niknęła między dwoma okazałymi krzewami. Mężczyzna otworzył drzwi kodem, po czym przepuścił w nich blondyna i popchnął go delikatnie w kierunku windy. Wysiedli na ostatnim, dziesiątym piętrze. Mulat pogrzebał chwilę w kieszeniach, aż w końcu udało mu się znaleźć klucz do mieszkania, do którego został przyczepiony breloczek mini piłki koszykowej.
─ Mam bałagan ─ zastrzegł od razu, mocując się z zamkiem. ─ Sorry, ale raczej nie spodziewałem się nikogo.
─ Nic nie szkodzi, to nie pierwszy raz, kiedy zobaczę u ciebie bałagan ─ powiedział Kise, uspokajając go.
Kiedy wszedł do środka, na jego twarz wpłynął subtelny uśmiech, którego blondyn nie był świadom. Widząc porozrzucane po podłodze czy niektórych meblach ubrania, poczuł dziwne ciepło rozpływające się po jego wnętrzu. Przez umysł Ryoty przewinął się niemy komentarz, że mulat nic się nie zmienił i myśl, że coś, co zawsze go irytowało i przez co upominał Daikiego, obudziła w nim akurat tak pozytywne odczucia, sprawiła, że parsknął cicho śmiechem.
─ Co się tak cieszysz... Przypominam, że będziesz tutaj mieszkać ─ mruknął mulat, zgarniając z podłogi pierwszy lepszy szary t-shirt o wątpliwej świeżości. Zamiast jednak do pralki, rzucił go na wiekową sofę znajdującą się w centrum dość skromnie urządzonego, niewielkiego saloniku.
─ To groźba? ─ spytał rozbawiony, rozglądając się wokół. ─ Prowadzisz skup antyków? ─ dodał żartobliwie, podchodząc do wiekowej, drewnianej komody.
─ Mam to po dziadkach. ─ Wzruszył ramionami, po czym rzucił zdjętą przed chwilą kurtkę na niewielką szafę w przedpokoju. ─ Transport tych mebli nie był tani, ale na pewno tańszy niż nowe. A te są okej, stykną przynajmniej na jakiś czas.
─ Ładnie pachną ─ przyznał szczerze Ryota, zdejmując buty. Podszedł do jednego z mniej nowoczesnych regałów i przetarł palcem po jego nawierzchni. Zdusił w sobie chęć parsknięcia, gdy jego skóra przybrała kolor grafitowy.
Słysząc kroki mulata pospiesznie wytarł rękę w spodnie i odwrócił się z uśmiechem.
─ Przytulnie się urządziłeś ─ powiedział, spoglądając na niego.
─ Zalatuje nostalgią ─ podsumował krótko Daiki. ─ Dlatego nie lubię tu być.
─ Hmmm, marudzisz ─ skwitował Kise, uśmiechając się zaczepnie. ─ Przynajmniej masz... Dość dużo przestrzeni ─ zreflektował się szybko, rozglądając się jakby na potwierdzenie swoich słów. Aomine również się rozejrzał, marszcząc lekko brwi. Ryota miał rację, jak na japońskie standardy mieszkanie było odrobinę większe aniżeli zwykła kawalerka, a proste umeblowanie dodawało przestronności. Dodatkowym atutem był brak większych zbieraczy kurzu, które w wielu przypadkach zmieniały nawet największe apartamenty w graciarnie. Jedyny wyjątek stanowiła nieduże zdjęcie oprawione w ramkę, stojące na niewielkim regale z książkami. Ukazywało ono siedmioletniego Daikiego razem z dziadkami na tle werandy małego domku jednorodzinnego.
─ To ten... Idź się kąpać pierwszy. Łazienka jest na prawo ─ zarządził mulat po chwili milczenia.
─ Wolałabym, żebyś poszedł pierwszy ─ powiedział niepewnie, przygryzając lekko dolną wargę. ─ B-będę długo, przepraszam ─ dodał speszony, wiedząc że jako gość nie powinien się tak rządzić.
─ Na pewno? Dobra, jak chcesz ─ odparł Aomine, kiedy Kise nieco nerwowo skinął na potwierdzenie głową. ─ Jak byś chciał coś zjeść albo wypić, to śmiało. W ogóle może rozejrzyj się tu trochę? Przyda ci się wiedzieć, gdzie co jest, skoro będziesz tu mieszkać ─ dodał, po czymś uśmiechnął się zachęcająco i zniknął za drzwiami łazienki.
Ryota stał chwilę na środku salonu, patrząc za mulatem z delikatnymi rumieńcami na twarzy. W końcu, słysząc dźwięk wody uwolnionej z prysznica, odwrócił się powoli, zastanawiając się, od czego zacząć. Zdecydował się znaleźć kuchnię i zrobić mu herbaty. Nie chciał poić go kawą. Daiki był po pracy i blondyn zamierzał dopilnować, żeby wypoczął. Choć część jego planu nieco z tym kolidowała.
Przemieszczając się wśród ciemnych antyków, Ryota znalazł w końcu upragnione pomieszczenie. Bez problemu odnalazł wszystko, czego było mu trzeba. Z początku był tym zaskoczony, jednak uczucie to szybko zastąpiło ciepło, które zajęło się jego klatką piersiową. Wszystkie rzeczy były porozmieszczane dokładnie w takim samym schemacie, jaki Kise pamiętał za czasów mieszkania policjanta w liceum.
I to nieco tknęło blondyna, gdy zaparzał zielone liście dla ich obu.
Po kilku minutach przeniósł się z dwoma kubkami na nieco rozchwiany stolik w kuchni, siadając przy nim z mocno bijącym sercem. Jedno z naczynek podarował Aomine, kiedy byli na pierwszej randce. Choć do dziś Kise uważał, że jest on beznadziejny, uszczerbione uszko i sprany, niebieski kolor kubka, które Daiki zadecydował się zachować, ścisnęło go lekko w sercu.
Kuchnia, choć iście mikroskopijnych rozmiarów, stanowiła oddzielne pomieszczenie, do którego można było dostać się zarówno od strony przedpokoju jak i salonu. W zasadzie tylko jedna ściana odgradzała ją od pozostałych części mieszkania, dlatego można było sądzić, że została dobudowana już po wykończeniu całości. Była utrzymana w przyjemnej, bladoniebieskiej kolorystyce, którą uzupełniały drewniane szafki oraz marmurowy blat kuchenny. Czas spędzony w samotności na czekaniu zaczął się Kise trochę dłużyć. Pierwsze promienie wschodzącego słońca wdarły się do pomieszczenia, jasną smugą padając na stolik i rażąc w oczy. Blondyn przymknął powieki; jego okulary nie stanowiły dobrej ochrony przed rażącym blaskiem. Miał zamiar wstać i zasłonić okno roletą, jednak problem rozwiązał się sam, gdy nagle coś znalazło się między nim a słońcem.
Daiki nie był w stanie odmówić sobie tej przyjemności i nie wykorzystać nadarzającej się okazji. Pochylił się nad Ryotą, który na początku nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje, i pocałował go. Delikatnie, spokojnie, czule. Zupełnie jakby była to jedna z chwil dzielonych przez nich na co dzień, niezliczoną ilość razy. Pieszczota tak znajoma i słodka, a jednocześnie świeża i rozbudzająca namiętność. Dla nich obu miała duże znaczenie, ale to Aomine nie był w stanie się powstrzymać i uśmiechnął się lekko, uchylając przymknięte wcześniej powieki. Z jego mokrych włosów spływały krople wody, które skapywały na stół, a od rozgrzanego, wilgotnego ciała zakrytego jedynie ręcznikiem bił mocny, egzotyczny zapach.
Kise przez moment nie mógł oderwać od niego ust. Dopiero, gdy chcąc dotknąć twarzy mulata, omal nie rozlał herbaty, podskoczył i oderwał się od niego wystraszony.
─ Wybacz ─ rzucił czerwony, nie potrafiąc odkleić od mężczyzny wzroku. ─ Z-zrobiłem herbaty ─ dodał cicho, wciąż patrząc na niego.
─ Dzięki, wyręczyłeś mnie ─ odparł rozbawiony, po czym usiadł naprzeciw chłopaka.
Wziął kubek do rąk i przyjrzał mu się.
─ Zawsze go lubiłem.
─ Ja nie ─ zaśmiał się Ryota, zakładając zagubiony kosmyk za ucho.
─ I trudno, nie jest dla ciebie przecież ─ zaśmiał się mulat, po czym upił parę łyków gorącego napoju. ─ Zostawiłem ci ręcznik na pralce. A jeśli chodzi o ciuchy, to zaraz czegoś poszukam.
─ Okej. ─ Kise skinął głową, podążając w ślady Daikiego. ─ Nie pijasz często herbaty, co? ─ spytał rozbawiony, czując nieco stęchły smak napoju.
─ Nie ─ przyznał mężczyzna bez wahania. ─ W zasadzie herbatę trzymam tylko dla gości.
─ Masz jakiś? ─ spytał na pozór złośliwie. ─ Czy jestem jedynym?
─ Chciałbyś! ─ odgryzł się mulat. ─ Kagami czasem wpada. A oprócz tego raczej... przelotni znajomi. ─
─ Kagami, huh...
Ryota spuścił na chwilę wzrok, wpatrując się w małe obłoczki pary, wydobywające się z naczynka.
─ Hej, ile płacisz za czynsz? ─ spytał nagle.
─ Znaczną część pokrywa komenda, więc nie musisz się tym martwić ─ odparł Daiki stanowczo.
─ Muszę, skoro mam tu mieszać ─ westchnął blondyn, masując głowę wolną dłonią. ─ Nie będę na tobie żerował ─ uparł się.
─ No to najpierw skup się na znalezieniu pracy, okej? Potem będziesz sobie zaprzątać głowę finansami.
─ W święta ciężko będzie coś znaleźć ─ odetchnął ciężko, odchylając się do tyłu. ─ Przepraszam. Nawet jeśli coś znajdę, pierwszą wypłatę muszę wydać na coś innego... ─ wyburczał.
─ Mówiłem ci już, że nie musisz się tym przejmować. Na razie mnie stać i nie potrzebuję wsparcia materialnego ─ odparł Daiki, po czym dopił herbatę duszkiem i wstał z miejsca. ─ Przyniosę ci coś na przebranie.
Kise westchnął cichutko, przygryzając wargę i położył się bezwładnie na stole, zakrywając głowę rękami. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko mu się nie śniło. Oparł brodę o blat, spoglądając na kubek Aomine i uśmiechnął się szeroko, próbując powstrzymać śmiech.
Daiki wrócił po zaledwie paru minutach. Rozczulony widokiem, jaki zastał, pogłaskał Ryotę po głowie.
─ Idź już pod ten prysznic, bo mi tu uśniesz. I masz ─ rzucił na stół krzywo poskładane bokserki, krótkie spodenki i prosty t-shirt.
─ Dzięki ─ powiedział, odrobinę zażenowany tym, że został nakryty.
Złapał skrawek ręcznika mulata i spytał:
─ A ty? Kładziesz się?
─ Muszę jeszcze napisać do szefa i pościelić, więc poczekam. A, i jeszcze jedno. Mam tylko jeden futon, więc chcesz spać ze mną, czy mam iść na kanapę? Dla mnie to żaden problem, jeśli nie chcesz ─ powiedział łagodnie.
─ T-to może ja na kanapie... ─ zaproponował, ale szybko się zreflektował, widząc wzrok Daikiego: ─ Zmieścimy się?
─ Tak, to akurat nie problem ─ odparł Aomine, mimowolnie przywołując w pamięci swoich poprzednich kochanków. Z żadnym z nich nie miał problemu z niewystarczającą przestrzenią, której wręcz przeciwnie, w sypialni było trochę za dużo.
─ Okej, to... Idę ─ rzucił młodszy nieco nerwowo, wstając. Zgarnął ze stołu ubrania i spojrzał na Daikiego. ─ Nie czekaj, jeśli już będziesz zmęczony.
─ Jasne, jasne.
Aomine machnął na niego niedbale ręka, po czym również podniósł się z miejsca i zniknął w salonie.
Ryota stał jeszcze chwilę w miejscu, myśląc intensywnie. Ruszył w stronę łazienki, ściskając w ręku ręcznik i ubrania. Kiedy znalazł się w środku, przystanął na chwilę, rozglądając dokoła. Naprzeciw niego znajdował się typowy dla japońskich mieszkań natrysk, pod którym stał malutki, przesiąknięty zydelek z napuchniętego wilgocią drewna. Przez wzgląd na to, blondyn położył swoje rzeczy na białej, prostej umywalce, wiszącej po lewej stronie pomieszczenia, na równoległej do prysznica ścianie. Dopiero potem spojrzał podążył wzorkiem za ciemnymi, miejscami uszczerbionymi kafelkami, wznoszącymi się w stronę ostatniego rogu pomieszczenia w postaci dużych stopni, prowadzących do owalnej, skromnej wanny. Kise zacisnął lekko wargi i rozebrał się powoli, wchodząc do środka. Odkręcił ciepłą wodę i oparł się sztywno, walcząc z chęcią szybkiej zmiany na skorzystanie z prysznica. Pokusa była jednak zbyt silna i wygodniejsza, więc rozluźnił się nieco, pozwalając poobijanym mięśniom się odprężyć. Trochę zazdrościł swojemu ciału, bo on sam nie potrafił się zrelaksować.
Był w mieszkaniu Aomie. Tego samego, do którego wylewał łzy w nocy i wzdychał rankami, myśląc o tym, jak beznadziejnie go kocha. Tego samego, który dał mu drugą szansę. Więc teraz... teraz Ryota po prostu nie mógł się wahać.
Kiedy ścianki napełniły się do połowy, sięgnął dłonią do swojego krzyża i zjechał nią niżej, zatrzymując palce przed wejściem. Syknął cicho, jednak kontynuował, próbując nie myśląc o niekomfortowym uczuciu. Chciał się go jak najszybciej pozbyć. Czuł się zażenowany; tym bardziej cieszył się, że był w tej chwili sam.
Po niecałych trzydziestu minutach wyszedł powoli, zostawiając ubrania w środku. Owinięty w ręcznik podążył za cieniem poruszającym się w salonie i stanął w progu, zwracając na siebie uwagę mulata. Kiedy ten spojrzał na niego, blondyn nie odważył się nawet wziąć głębszego oddechu. Mógł przerwać ciszę panującą w mieszkaniu. Spytać, czemu Daiki nie śpi, usprawiedliwić się, powiedzieć coś głupiego...
Zamiast tego Ryota po prostu podszedł do niego powoli i chwycił nieśmiało jego dłoń z przygryzioną wargą i wzrokiem utkwionym w ich palce. Dopiero po chwili wyciągnął szyję i, niemal niewyczuwalnie, choć pewnie, pocałował mężczyznę w kącik ust.
Subtelny uśmiech błąkający się na wąskich wargach Aomine stanowił dość klarowną odpowiedź na zachowanie blondyna. Daiki powoli przyciągnął go do siebie i objął. W czasie, kiedy Kise się kąpał, zdążył ubrać się już w piżamę, na którą składały się czarne bokserki oraz luźny t-shirt w tym samym kolorze; napisać do szefa, pościelić, a nawet zabrać się za sprzątanie porozrzucanych po całym salonie przeróżnych rzeczy, mniej lub bardziej potrzebnych.
─ Przyszedłeś testować moją silną wolę? ─ mruknął po chwili, zsuwając dłonie na ręcznik, którym przewiązany był młodszy. ─ Powiem ci, że nadal nie jest silna.
─ Myślę, że jest w lepszym stanie niż moja ─ mruknął lekko zażenowany, jednak zamaskował to kolejnym muśnięciem ust Daikiego. Chciał, aby biło od niego pewnością, nawet jeśli nie do końca ją w sobie miał.
─ Tak myślisz?
Mężczyzna przeniósł prawą dłoń na policzek Ryoty, po którym delikatnie go pogładził, a następnie przyciągnął do pocałunku. Pogłębił go niespiesznie, uprzednio przejeżdżając językiem po całej długości dolnej wargi blondyna. Jednocześnie popchnął go sobą ostrożnie do tyłu, aby ten oparł się o ścianę.
Chłopak spiął się delikatnie, jednak nie na długo. Przesunął ręką po ramieniu mulata, po czym nieśpiesznie objął jego szerokie plecy.
─ M-mam ci udowodnić? ─ spytał, powoli tracąc zimną krew.
─ Chętnie się przekonam.
Kise przygryzł wargę i spytał cicho, czując dreszcz, który przebiegł po jego kręgosłupie:
─ Nie jesteś zmęczony?
─ Nie bardzo. Ożywiłeś mnie ─ zaśmiał się nisko Daiki i mrugnął do Ryoty, po czym pokusił się o jeszcze jeden pocałunek.
─ Dobrze, więc... ─ Kise rozejrzał się, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć i wsunął dłoń pod koszulkę mulata. Zdążyła zmarznąć, więc Daiki spiął lekko mięśnie. ─ Może na początek jakieś wygodniejsze miejsce?
─ Znam jedno.
Słowa Aomine niosły za sobą niemą obietnicę. Mimo to mężczyzna nie ruszył się z miejsca. Spojrzenie granatowych oczu zatrzymało się na miodowych tęczówkach, tonąc w ich głębi. Odległość między nimi stopniała niczym drobina śniegu na rozgrzanej skórze. Daiki przymknął oczy, inicjując kolejny pocałunek. Różnił się on od poprzednich. Był o wiele wolniejszy, mniej łapczywy, jak gdyby mulat nagle uświadomił sobie, że Kise, którego trzymał w ramionach, nie zniknie, gdy uchyli powieki.
Rzeczywistość jednak zbyt mocno przypominała beztroski sen. Ich oddechy zgęstniały, mieszając się ze sobą, a serca znalazły wspólny rytm. Dłonie wyższego zgrabnie zsunęły się w dół. Nim Ryota zdążył się zorientować, Daiki przerwał pocałunek i podniósł go bez najmniejszego problemu. Wtulił twarz w zagłębienie szyi blondyna, zaciągając się jego zapachem, po czym bez słowa ruszył w kierunku sypialni.
Gdy minęli korytarz, blondyn podciągnął się nerwowo w jego ramionach, czerwieniąc lekko. Wiedział, że odbijający się w jego uszach, szalejący puls jest również słyszalny dla Daikiego.
Będąc już w pomieszczeniu. mulat ułożył go na futonie, w duchu dziękując za swoje lenistwo i to, że nie złożył go rano, przez co nie musieli przerywać. Gdyby nie pragnienie bliskości, Ryota chętnie rozejrzałby się po pomieszczeniu, badając jego wystrój. Możliwe, że nawet pokusiłby się o uwagę, że pokój przydałoby się wywietrzyć, jednak dotyk kochanka skutecznie go od tego odciągnął, a ciepłe, wąskie wargi były zbyt absorbujące, aby chłopak mógł pomyśleć o czymkolwiek innym. Ciężkie, gorące powietrze przesiąknięte niegdyś wypalonym tu tytoniem, na który zawsze był wyczulony zdawał się nie mieć w tej chwili znaczenia.
Aomine ani na moment nie pozwolił sobie oderwać się od chłopaka. Przylgnął do szczupłego ciała Kise, przytłaczając je sobą. Trzeźwość umysłu pochłonęło pożądanie zmieszane z podekscytowaniem. Mieszankę tę niespodziewanie przysłoniła senność, jednak mulat uparcie starał się z nią walczyć. Całował Ryotę, zapominając o oddechu, z miłym uciskiem w piersi.
Praca odebrała mu młodość. Szybko się z tym pogodził. Na co dzień stawał twarzą w twarz ze skutkami najgorszych ludzkich instynktów, z których każde pozostawiało piętno. Oczywiście wcześniej, w mniejszym lub większym stopniu, zdawał sobie sprawę, z czym wiązał się jego wymarzony zawód, jednak nie wyobrażał sobie, że mijające lata naznaczą go aż tak. Praca kładła się cieniem na niemal każdym aspekcie jego życia; po skończonych etatach nie potrafił przestać o niej myśleć.
Jedynie ten dzień różnił się od pozostałych. Liczył się Ryota, nic więcej.
Ponieważ Kise już podczas kąpieli ułożył sobie plan, aby jakoś wynagrodzić mulatowi wszystko, co ten dla niego zrobił, mimo rosnącego pożądania, przerwał na chwilę. Chciał, aby ta chwila była wyjątkowa. Pragnął uczynić ją specjalną, zważywszy na to, że było to dopiero ich drugie zbliżenie. Gdy więc jakoś pozbył się koszulki wyższego, oderwał się od napierających warg i posłał nieśmiały uśmiech w odpowiedzi na lekkie zdziwienie malujące się na przystojnej twarzy.
Chłopak przesunął dłonią po umięśnionym torsie mężczyzny i uniósł się lekko, aby usiąść, tym samym zmuszając mulata do odchylenia się w tył. Choć serce niemal boleśnie obijało się o jego żebra, nie potrafił odwrócić wzroku od granatowej głębi oczu.
─ Hej... ─ zaczął, nie będąc pewien co tak naprawdę chce powiedzieć. Zamiast dodawać cokolwiek po prostu nacisnął mocniej na pierś Daikiego, niemo prosząc, aby to on położył się na plecach. Gdy ten spełnił jego prośbę, blondyn przerzucił nogę przez jego biodra i zawisł nad nim okrakiem, rumieniąc się lekko, gdy spojrzenie mulata zaczęło go nieco krępować.
Ryota wziął głęboki oddech i wypuścił go drżąco ustami, pochylając się by dotknąć nimi śniadej skóry, tuż pod prawym uchem Aomine. Oswajając się chwilę z własnymi myślami i silnymi rękami na swoich biodrach, zaczął całować szyję wyższego, badając jego tors dłońmi, trzęsąc się lekko z emocji.
Mężczyzna pozwolił sobie na chwilę bierności, pozwalając, by na jego twarz wypłynął subtelny uśmiech. Już dawno nie czuł się tak spokojnie. Aprobował działania młodszego w ciszy. Nie chciał go peszyć; czuł, że się stresuje. Podpowiadały mu to jego drżące ręce i wargi na skórze. Delikatne i czułe gesty przepełnione były konsternacją i niepewnością.
Przypomniał mu się ich pierwszy raz. Omal nie parsknął śmiechem, przyrównując swoją ówczesną niezgrabność do obecnych działań Ryouty. Z sentymentem przyznał sam przed sobą, że obecnie towarzyszyły mu podobne odczucia. Przymknął powieki, przyciągając do siebie blondyna.
─ Uwielbiam cię całować ─ mruknął mu w usta.
Niższy uśmiechnął się w odpowiedzi, miło tymi słowami połechtany. Objął szyję Aomine na tyle, na ile pozwalała mu na to pozycja i przesunął nosem po jego policzku, czując, jak na jego własne wypływa gorąc.
─ Uwielbiam ciebie ─ wyznał szybko, całując go pośpiesznie.
Mulat powoli przesunął dłonią po plecach Kise. Pod opuszkami palców czuł wystające kręgi. Mimowolnie zaczął je liczyć w myślach, rozkoszując miękkością i słodyczą warg, które skubał delikatnie. Otaczające go ze wszystkich stron ciepło zdawało się przeniknąć do jego wnętrza.
Granica jawy stała się niezwykle cienka i nawet nie zauważył, kiedy ją przekroczył.
Minęła chwila, zanim Ryota odnalazł się w tej sytuacji. Początkowo leniwe, czułe pocałunki zmieniły się w drobne całusy, co ten odebrał jako chwilę czułości, którą oboje powinni się napawać. Był wdzięczny za to, że starszy wprowadził tak kojącą atmosferę.
Dopiero, gdy zamierzając kolejny raz sięgnąć warg mulata, ten chrapnął nagle cicho. Blondyn odsunął się zaskoczony. Spojrzał na niego od góry i sapnął cicho, zdziwiony machając mu ręką przed twarzą. Nagle parsknął cicho, kręcąc głową w niedowierzeniu. Z początku był nieco zawiedziony, ale szybko zganił się za swoją chciwość. Przyjrzał się spokojnej twarzy Daikiego z subtelnym uśmiechem i pogłaskał go po policzku.
Musiał być bardzo zmęczony..., pomyślał z delikatnym westchnieniem.
─ A tak się zarzekałeś ─ zaśmiał się cicho, uśmiechając szeroko i ułożył się wygodniej na jego piersi. ─ Kocham cię, Daiki ─ wyszeptał, wsłuchując się w miarowy oddech ukochanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz