Taiga jęknął nisko, wciskając się mocniej w
poduszkę i zmarszczył brwi, odkrywając kołdrę, którą dotychczas nakryty był aż
po same czoło. Irytujący dzwonek telefonu niemal wwiercał mu się w tył czaszki,
powodując tępy ból głowy. Miał tak przyjemny i kojący sen. Naprawdę nie chciał
się teraz budzić…
Osobę po drugiej stronie słuchawki zdawało
się to jednak nie interesować. Ryży przeklął głośno, próbując wymacać
urządzenie. W końcu otworzył posklejane oczy i sięgnął po urządzenie,
zastanawiając się, czy nie lepiej po prostu rzucić nim o ścianę.
Patrząc na wyświetlacz, zmarszczył
poirytowany brwi i odebrał, oszczędzając sobie wszelkich uprzejmości.
— Nie teraz, Aho. Jestem na L4, daj mi
spokój.
— Ty tępa pało! — Gardłowe warknięcie po
drugiej stronie słuchawki zmusiło Kagamiego do tego, by choć w niewielkim
stopniu zmobilizować do pracy szare komórki. — Co ty odwalasz, co?
— Cholera, Aho, mógłbyś być trochę ciszej? —
warknął i przetarł dłonią twarz. — Jestem chory, to chyba nie zabronione —
westchnął ciężko, ale zaraz na jego usta wypłynął wredny uśmiech. — A co, pali
się? Czy już nie możesz sobie beze mnie poradzić?
Po drugiej stronie Daiki milczał przez
chwilę, jakby nie mogąc uwierzyć w kuriozalność całej sytuacji.
— Gorączka chyba do reszty ci mózg przeżarła.
Pytam, czy wiesz, w co wpakowałeś Tetsu, debilu.
— Kuroko?
Taiga momentalnie spiął się, siadając na
łóżku. Sapnął ciężko, kiedy zakręciło mu się w głowie i przyłożył dłoń do
czoła, czekając, aż mroczki znikną sprzed jego oczu. W jego kłębiących się myślach
jedynie jedna opcja zdawała się pasująca do całej tej sytuacji.
— Ty... Powiedział ci?
— Tak, Bakagami — westchnął zniecierpliwiony
mulat. — Czemu żeś to zrobił?
Ryży chyba po raz pierwszy poczuł się tak,
jak przezwał go młodszy. Podrapał się w tył głowy i sapnął ciężko, patrząc
gdzieś w kąt pokoju.
— No ten... Lubię go — przyznał się,
czerwieniąc lekko.
— Lubisz?! — Aomine zapowietrzył się,
niedowierzając. — Więc dlatego chcesz mu zmarnować przyszłość?!
— Oi, Aho!
Taiga nie mógł pojąć zachowania mulata. Był
jego przyjacielem, powinien raczej go wspierać, nie jechać jak psa. Nawet jeśli
nie był najlepszy dla Kuroko, mógłby mu to dać lepiej do zrozumienia.
Niespodziewanie poczuł wściekłość, która zrodziła się z frustracji i
niezrozumienia, jakim chory Kagami nie potrafił sprostać o spokojnych nerwach.
— Myślę o nim poważnie. Może i nie mam
wybitnego pochodzenia czy kasy, ale, kurwa, nie traktuj mnie jakbym był
najgorszym partnerem na świecie — warknął.
W słuchawce ponownie zapadła cisza. Taidze
przemknęło przez myśl, by się już rozłączyć, jednak w tej samej chwili z
głośnika popłynął o wiele spokojniejszy, mniej zdenerwowany głos Daikiego:
— O czym ty mówisz, do cholerny? Więc jednak
na niego lecisz...?
— A co, nie mogę? — spytał z wyrzutem, wyczekując
kolejnych ofensywnych słów rzuconych w swoją stronę. — O co TOBIE chodzi, co?
Sorry, ale to sprawa między nami, i nawet jeśli się przyjaźnimy, to z kim i
kiedy się całuję, to mój interes.
— Całowaliście się...? — wykrztusił Aomine. Szybko
jednak odzyskał rezon: — Słuchaj, stary, nie obchodzi mnie to. Tylko jednej
rzeczy nie rozumiem: skoro aż tak ci się podoba i do niego podbijasz, to gdzie
sens w tym, żeby go pchać w łapy Hanamiyi?
— Dobra, stop.
Mężczyzna poczuł, że chyba jeszcze śpi, bo
nie nadążał za obrotem spraw. Zmarszczył brwi i wziął głęboki oddech.
— Jakiego Hanamiyi?
— Wydział Kryminalny. Makoto Hanamiya.
Dociera coś? — Głos Aomine był zmęczony; zniknęła z niego złość, pozostała
drobna irytacja. — Od Tetsu i Kiyoshiego wiem, że złożyłeś wniosek o zmianę
przełożonego dla niego. Teraz ma nim zostać Hanamiya.
— Jak to Hanamiya?! — Taiga krzyknął,
podrywając się z łóżka. Zatoczył się w bok, jednak nie stracił równowagi. Ta
informacja ocuciła go jak kubeł zimnej wody.
— Cholera — wysyczał, przeczesując nerwowo
włosy. — Czemu akurat on, do cholery?
— Nie wiem. Kiyoshi powiedział, że sam się
zgłosił. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale wątpię w jego szczere intencje
szerzenia oświaty — prychnął.
— Boże, za co — jęknął Taiga, myśląc, jak to
wszystko odkręcić. — Kurde, Aho, masz jakiś pomysł? — stęknął, czując, jak
mocniej pulsuje mu głowa i skierował się do przedpokoju.
— Przede wszystkim powinieneś się ogarnąć. Co
to za zwolnienie? Od kiedy ty w ogóle chorujesz...? — spytał retoryczne. — Nie
wiem, czy da się to teraz odkręcić. Póki nie wrócisz do roboty, mogę mieć oko
na Tetsu. Ale czemu żeś w ogóle złożył ten przeklęty wniosek?
— Ugh, to skomplikowane — powiedział
zrezygnowany, opierając się głową o ścianę. — Już ci mówiłem, lubię go... Nie
chciałem go tym zbędnie stresować.
— No to załatwiłeś mu dziesięć razy większy
stres u Hanamiyi — mruknął ponuro jego rozmówca. — Nie znam Tetsu jakoś
szczególnie, ale szkoda, żeby chłopak od razu zaczął zajmować się sprawami
brutalnych morderstw. Zwłaszcza, że jego rodzice podobnie wykitowali. Wiesz
pewnie.
— Ja pierdolę — przeklął tylko ryży, próbując
odetchnąć głęboko. Poczuł ogromny ciężar w klatce piersiowej i doskonale wiedział,
w czym ma on swoje źródło. — Wiem doskonale — powiedział posępnie i trzasnął
się dłonią w twarz. Dla Kagamiego, który zarzekał się, że pomoże młodszemu stać
się policjantem, był to istny koszmar.
— Muszę to jakoś naprawić...
— Wszystko przez to, że poleciałeś do
Kiyoshiego, zanim zdążyłeś to przemyśleć. Co się stało, że tak nagle z tym
wyskoczyłeś? No i czemu nic mi nie powiedziałeś, hm?
— Kurna, Daiki... — Taiga sapnął ciężko i
klapnął z plaskiem na krzesło w kuchni. — Byłem z nim na ćwiczeniach i... —
urwał na chwilę, przypominając sobie nagie ciało Kuroko. A przede wszystkim
jego własną reakcję. — Mało się na niego nie rzuciłem — wyjaśnił zażenowany. —
Nie mogłem się skupić, myślę, że on tym bardziej.
— No to trzeba było się rzucić, szatnia ma
przecież zamki — westchnął Daiki, zniecierpliwiony. — Może gdybyś sobie ulżył,
to nie przychodziłyby ci do łba takie poronione pomysły, żeby go odsyłać po
tygodniu, jak gdyby chłopak zrobił coś nie tak. Już raz wywaliłeś stażystę, i
to z tej samej szkoły. Tetsu nie jest głupi, na pewno dowiedział się o tym, a
potem zaczął obwiniać.
— Masz rację, najlepiej było go zgwałcić na
komendzie — prychnął kpiąco Taiga z niedorzeczności tych słów. — Tylko bym go
przestraszył, pomyśl — westchnął zrezygnowany.
Przetarł palcami brwi i opuścił rękę z cichym
trzaskiem na stół.
— Porozmawiam z Teppeiem… A jak nie z nim, to
z Hanamiyą — dodał stanowczo.
Aomine wydał się jednak nie usłyszeć jego
dalszych słów, bo wtrącił, obruszony:
— Nie mówię, żebyś miał go gwałcić, kretynie!
Oboje na siebie lecicie, szybki numerek by wam nie zaszkodził, gdybyście
zamknęli się w szatni.
— Ale wiesz, że szatnię da się otworzyć
kluczem z zewnątrz, prawda? — Kagami usłyszał czyjś zniekształcony głos w tle.
— Cholera, Reo, od kiedy tu jesteś?!
— Przyszedłem przed chwilą. Z kim rozmawiasz?
Z Taigą, prawda? Taigaa, kiedy się ze mną umówisz??
— Jak dasz mi tego głupka do telefonu, to
może się zastanowię — odparł nie w humorze, tym samym ostrzegając kolegę, że
nie ma dzisiaj siły na żarty.
Reo prychnął, ale oddał słuchawkę. Jego
egocentryzm nie chciał zaakceptować myśli, iż Kagami wolał porozmawiać z Aomine
niż z nim.
— Przydaj się na coś i idź po auto! — Dopiero
po tej uwadze Daiki zwrócił się bezpośrednio do przyjaciela:
— No, dobra. Czyli porozmawiasz z Hanamiyą,
tak? Myślisz, że to coś da?
— Musi — odparł hardo Taiga, zaciskając zęby.
Nie wybaczyłby sobie, gdyby było inaczej. — Musi, Aho. Kuroko sobie na to nie
zasłużył — dodał, masując swoją skroń.
— Okay — westchnął mulat. — Na razie się
zepnij i wracaj do pracy. Mam nadzieję, że do tego czasu Hanamiya nie będzie go
za bardzo męczyć.
— Będę jutro — Taiga niemal warknął. Na samą
myśl o tym, coś się w nim gotowało. Być może dlatego nie dał dojść
przyjacielowi do słowa i rozłączył się, rzucając krótkie „Dzięki, Daiki”. Kiedy
tylko to zrobił, w jego uszach zadudniła tępa, rozchodząca się po jego czaszce
cisza. Ryży westchnął zrezygnowany i poderwał się, kierując z powrotem do
sypialni. Machinalnie sięgnął po leki i wtedy coś w nim drgnęło.
— Kuroko — powiedział nagle do siebie, zdając
sprawę z tego, że wizyta chłopaka wcale nie był onirycznym spełnieniem się jego
fantazji. A przynajmniej po części. Sam nie wiedział, jak wiele z tego się
stało, a ile dopisała do historii gorączka. To tylko bardziej go przybiło.
Sapnął ciężko, rozkładając się na łóżku i
spojrzał w sufit, próbując zmobilizować zmęczone zwoje do pracy. Mimowolnie jednak poczuł ciepło, kiedy przez
jego myśli przepłynął obraz drobnej ręki przeczesującej jego włosy. Sen? Jawa?
Kagami nie mógł stwierdzić. Na pewno tutaj był, jednak jak to wszystko się
dalej potoczyło? Wspomnienia ryżego były mętne i pozbawione większego sensu. To
tylko bardziej go rozdrażniło. Jedyną sensowną rzecz, na którą był w stanie się
teraz zdobyć, było napisanie do chłopaka. Sam jednak nie wiedział, co tak
naprawdę powinien zawrzeć w wiadomości. Przeprasza? Głupio mu? Nie wiedział?
Niezbyt dobre wytłumaczenie, jak na kogoś, kto obiecał mu pokonać wszelkie
trudności związane ze szkoleniem.
W końcu wziął głęboki oddech i wystukał
zrezygnowany:
Do: Kuroko
11/12/2017, 15:20
Kuroko,
musimy pogadać.
Odkąd Tetsuya wrócił do mieszkania, nie
zrobił zbyt wiele. Zaparzył zielonej herbaty w swoim ulubionym, białym kubku,
na którym nadrukowana była niewielka fotografia. Przedstawiała ona Kuroko oraz
Kise. Zdjęcie zostało zrobione kilka miesięcy po tym, jak się poznali. Jak się
później okazało, blondyn zrobił je celowo, by podarować mu na urodziny
spersonalizowany kubek.
Był to pierwszy tego rodzaju prezent, który
chłopak dostał. W całym swoim życiu miał tylko jednego przyjaciela (właściwie
nie był pewien, czy mógł go tak nazwać), dlatego jego znajomość z Ryoutą dużo
dla niego znaczyła. Zwłaszcza, że blondyn sam wyszedł z jej inicjatywą.
Przez jakiś czas Tetsuya wpatrywał się w ich
wspólny wizerunek, czekając, aż herbata nieco przestygnie. Uśmiechnął się
delikatnie, gdy przez myśl przeszło mu, jak Kise podekscytowany był, że
zamieszkają w jednym akademiku. Tego dnia Kuroko widział jeszcze większy błysk
radości w jego oczach, gdy odrobinę nieśmiało informował go o przeprowadzce do
Aomine. Cieszył się szczęściem przyjaciela.
Miał właśnie zacząć uczyć się do testów, gdy
jego telefon zawibrował. Był pewien, iż zobaczy wiadomość od przyjaciela,
dlatego śmiało chwycił urządzenie i odblokował ekran. Na widok nazwiska Taigi
serce szybciej mu zabiło, a na całym ciele poczuł uderzenie gorąca. Wcześniej
starał się nie myśleć o wydarzeniach z rana, zwłaszcza po tym, jak został
ponownie wezwany na komisariat, jednak w tamtej chwili wszystko wróciło ze
zdwojoną siłą.
Odczekał chwilę, po czym odpisał.
Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 15:27
Czy
coś się stało
Kagami długo kazał mu czekać na odpowiedź.
Choć to on zaczął, nie wiedział, jak to dalej pociągnąć. W końcu jednak
postanowił odpisać, nie chcąc siać paniki u chłopaka.
Do: Kuroko
11/12/2017, 15:40
Nie,
jeszcze nie i mam nadzieję, że tak zostanie. Chciałbym z Tobą jutro
porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko...
Tetsuya siedział jak na szpilkach w
oczekiwaniu na kolejną wiadomość. Choć z pozoru nie było tego po nim widać, co
i raz zerkał znad książek na leżący po drugiej stronie kanapy telefon. Gdy w
końcu dał o sobie znać, Kuroko powoli, opanowanie, jednak drżącymi dłońmi
sięgnął po urządzenie.
SMS od Taigi nie brzmiał tak swobodnie, jak
zapewne miał. Kuroko doczytał się między wierszami czegoś, co go zaniepokoiło.
Czuł, że coś było nie tak.
Mimowolnie pomyślał o ich dzisiejszym
pocałunku. O randce. Czyżby Kagami się rozmyślił?
Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 15:46
Czemu
miałbym mieć? Na pewno wszystko w porządku?
Po chwili zdecydował się na wysłanie jeszcze
jednej wiadomości.
Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 15:47
Czujesz
się już lepiej?
Taiga nie widział sensu w okłamywaniu
młodszego. Należała mu się prawda. Z bolącym sercem odpisał, ignorując drugą
wiadomość od chłopaka.
Do: Kuroko
11/12/2017, 15:55
Chodzi
o twojego nowego przełożonego... Jutro idę na komendę, postaram się to
naprawić. Potem chciałabym się spotkać z Tobą.
Przez chwilę Tetsuyi wydawało się, że może
źle zrozumiał wiadomość od mężczyzny. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć.
Czuł się zdezorientowany i zaniepokojony. Zdawkowe odpowiedzi Taigi zdawały się
tylko podsycać przepełniającą go niepewność.
Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 16:01
Myślałem,
że to zmiana tylko na czas, kiedy jesteś na zwolnieniu.
Tetsuya dostał odpowiedź niemal od razu. Nie
widział Kagamiego, ale niemal wyczuł jego humor z ponurej wiadomości.
Od: Kagami Taiga
11/12/2017, 16:07
Przepraszam
Kuroko. Obiecuję, że to odkręcę. Proszę nie martw się tym teraz, dobra?
Przez szybę do niewielkiego salonu wlało się
nikłe światło latarni. Tetsuya niemal nie dostrzegł, jak ostatnie promienie
zachodzącego słońca zostały zastąpione przez zapadający zmrok. Drgnął, gdy zdał
sobie sprawę, że wystygła mu herbata. Nie miał już na nią ochoty; jego gardło
było nieznośnie ściśnięte. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego
tak bardzo zależało mu na Taidze. Znali się krótko i powierzchownie. Mimo
swojej szczerej wiary w ludzi zawiódł się wiele razy, dlatego już dawno obiecał
sobie być ostrożnym, gdy ktoś próbował się do niego zbliżyć.
Tym razem było inaczej. To on sam czuł w
sobie potrzebę zabiegania o względy mężczyzny. Było to dla niego zupełnie nowe
doznanie, dlatego postąpił tak, jak podpowiadało mu drżące z przejęcia serce. Wybrał
numer Kagamiego i przyłożył telefon do ucha, czekając w napięciu.
Z początku Taigą spojrzał na urządzenie,
które nagle zaczęło wibrować w jego dłoniach z zaskoczeniem. Żołądek niemal
podskoczył mu do gardła, a telefon boleśnie wylądował na jego nosie. Nie
przejmując się tym jednak przesunął palcem po zielonym kółeczku i odchrząknął
głośno, nie dając chłopakowi zacząć. Był pewien, że niższy zawiódł się na nim
i, szczerze mówiąc, nie miał mu tego za złe.
— Przepraszam, Kuroko! Naprawdę jakoś to załatwię.
Wiem, że nie masz ku temu podstaw, ale proszę zaufaj mi... — wyrzucił na jednym
oddechu.
— Kagami-kun — przerwał mu Tetsuya. — Za
bardzo się tym przejmujesz — stwierdził łagodnie. — Tak naprawdę nie musisz
niczego załatwiać. Nie chciałbym robić wokół swojej osoby tyle zamieszania.
Może zostać tak, jak jest, po prostu bałem się, że będziesz mnie unikać.
— U-unikać? Coś ty! Ja... Czekaj. Nie
rozumiesz, Kuroko — odparł zmęczony Taiga. — Hanamiya nie jest... Nie jest odpowiedni
do szkolenia innych — wytłumaczył ciężko, starając się o jak najlepszy dobór
słów. — W dodatku jest z innego wydziału, tylko namiesza ci w głowie.
— Um... Wydawało mi się, że Kiyoshi-san
zatwierdził tę zmianę — odparł niepewnie Tetsuya. — Chyba powinienem dać sobie
radę?
— Nie chcę, żebyś musiał — odparł cicho ryży,
przeklinając się za troskę, jaka była słyszalna w jego głosie.
Nie wiedział, co Makoto planował, jednak był
on osobą, która nie znosiła utrudniać sobie życia. A kolejny człowiek, nad
którymi musiał stanowić pieczę, właśnie to robił. Taiga nie rozumiał, dlaczego
ten sam zgłosił się o przejęcie Kuroko, ale wiedział, że miał w tym jakiś cel.
To tylko bardziej napawało go niepewnością.
— Spokojnie. Poradzę sobie, Kagami-kun.
Dobrze mnie podszkoliłeś — zaśmiał się cicho. — Zrób, jak uważasz, że będzie
lepiej, ale proszę, o nic się nie obwiniaj.
— Tylko... — zaczął Taiga, przeczesując
nerwowo włosy. — Tu chodzi o to, żebyś nie musiał sobie radzić — westchnął,
marszcząc mocno brwi. — Kuroko, wiem, że do tej pory ze wszystkim radziłeś
sobie sam, ale chcę... Ch-chcę, żebyś mógł na mnie polegać. Obiecałem ci, że
pomogę, a teraz schrzaniłem — powiedział poważnie i odetchnął głęboko. — Ale
zajmę się tym, okej? — Żebyś ty nie
musiał, dokończył w myślach.
Sam nie wiedział, co nim kierowało i dlaczego
tak bardzo zależało mu na chłopaku, ale na pewno nie było to jedynie poczucie
winy.
— Dlatego proszę, zaufaj mi — dodał po chwili
ciszy.
— Ufam — westchnął drżąco młodszy. — Ufam ci,
Kagami-kun. Przepraszam, ale nie wiem, jak powinienem się zachować. Nie
przywykłem do tego, by ktoś traktował mnie w ten sposób. To bardzo miłe, ale...
— Kuroko urwał na chwilę. Nie chciał w żadnym stopniu urazić Taigi, jednak
doceniał szczerość mężczyzny. Pragnął odwdzięczyć się tym samym, dlatego
dokończył powoli, mocniej zaciskając dłoń na telefonie: — Mam wrażenie, że
odkąd się poznaliśmy, tylko sprawiam ci problemy.
— To nie prawda. — Taiga uśmiechnął się
delikatnie. — Dobrze mi się razem pracuje — powiedział wymijająco i wywrócił
oczami, zmuszając się do powiedzenia tego na głos: — To... Prawdę mówiąc, potrzebujemy
z Aho pomocy. I ja... — odchrząknął, pąsowiejąc — n-nie wyobrażam sobie kogoś
innego na tym miejscu, Kuroko.
Tetsuya przez dłuższą chwilę nie potrafił
zebrać słów, które mogłyby opisać jego radość. Po raz pierwszy w życiu poczuł,
że jest miejsce, gdzie pasuje i jest potrzebny. Miał wrażenie, że jego marzenia
już się ziściły, choć jednocześnie zdawał sobie sprawę, że czeka go jeszcze
dużo pracy, by je urealnić. Mimo to na jego wargach wykwitł szeroki, szczery
uśmiech.
— Dziękuję, Kagami-kun — powiedział po
prostu, zawierając w tych słowach całą swoją wdzięczność i radość, jednocześnie
starając się ukryć poruszenie.
— Nie, to ja... Dzięki — odparł zarumieniony
swoimi wcześniejszymi słowami. Podniósł się do pozycji siedzącej i pociągnął
lewą nogę pod swoje prawe udo, przez chwilę po prostu słuchając oddechu Kuroko.
— Jutro dopiero dowiemy się co i jak —
westchnął w końcu. — Do tego czasu odpocznijmy, okej?
Choć rozmówca nie był w stanie tego dostrzec,
chłopak odruchowo skinął posłusznie głową, uspokojony. Delikatny uśmiech wciąż
błąkał mu się na ustach.
— Gorączka zeszła? — chciał się upewnić.
—
Powiedzmy — odpowiedział spokojnie Taiga, czując dziwne ciepło razem z tym
prostym pytaniem. — K-Kuroko… Przepraszam, jeśli to było dla ciebie za dużo,
to… — Ryży przełknął ciężko ślinę, nie wiedząc, za co właściwie powinien
przeprosić. W końcu część z tych rzeczy mogła się w ogóle nie wydarzyć. — To
rozumiem.
— Faktycznie, jeszcze nie spotkałem się z
tym, by ktoś nie miał w domu ani jednego opakowania leków czy termometru —
odparł Tetsuya z rozbawieniem, przypominając sobie poranek. Nie chciał, by
Kagami o cokolwiek się obwiniał, jednak czuł, że pomimo zapewnień mężczyzna i
tak byłby do tego skłonny. Dlatego też postanowił skierować rozmowę na niego
lżejszy temat. — Mam nadzieję, że na przyszłość zostawisz w szafce chociaż
aspirynę.
— Nie jestem typem chorującego — westchnął
Kagami, czując, że musi się jakoś bronić. Mimo lekkich rumieńców uśmiechnął się
lekko i dodał po chwili, bawiąc poszewką swojej kołdry: — Ale może to nie
najgłupszy pomysł.
— Miło mi się z tobą rozmawia, Kagami-kun —
wyznał nagle Tetsuya, nim zdążył się powstrzymać. — Uhm… To znaczy… Gdybyś
kiedyś czegoś potrzebował, albo chciał po prostu się odezwać, t-to… Nie musisz
kontaktować się ze mną tylko w sprawach związanych z pracą — dokończył cicho,
czując, jak pieką go policzki.
Ryży milczał przez dłuższy moment. Nie
wiedział czemu, ale te proste słowa rozczuliły go do tego stopnia, że nie był
pewien, co odpowiedzieć.
Kuroko już zaczął się zastanawiać, czy aby
nie pozwolił sobie na zbyt wiele, kiedy starszy powiedział nagle:
— Jasne, chętnie. Ja też bardzo cię lubię.
T-to znaczy, rozmowy z tobą! — poprawił się od razu i niemal zapłakał nad
własną głupotą. — Chyba jeszcze mi do końca nie przeszło... Nie gniewaj się,
Kuroko, ale chyba się położę — powiedział sfrustrowany.
— Oczywiście. Powinieneś dużo wypoczywać —
zreflektował się chłopak. — Dbaj o siebie, Kagami-kun.
— Dzięki. Za wszystko... Do zobaczenia jutro —
rzucił jeszcze ciepło, wciskając czerwony guzik. Przyszło mu to z większym
trudem, niż by się tego spodziewał. Naprawdę dobrze rozmawiało mu się z chłopakiem
i gdyby mógł, przedłużyłby tą krótką wymianę zdań o ile tylko mógł. Bał się
jednak, że zaraz zrobiłby się zbyt wylewny i spanikował. Miał jednak nadzieję,
że młodszy nie weźmie tego do siebie.
Wtorek, 12 grudnia
Tej nocy Kuroko nie spał dobrze. Położył się
nieco później, niż zamierzał, i chociaż był zmęczony, nie mógł zasnąć. Gdy
jednak w końcu mu się to udało, dziwny niepokój, który wcześniej usiłował w
sobie zdusić, powrócił ze zdwojoną mocą, by nie pozwolić zmrużyć mu powiek aż
do rana.
Wstał jeszcze przed piątą. Zaparzył sobie
aromatycznej, ziołowej herbaty, by ukoić zszargane nerwy. Wziął również długi,
gorący prysznic, który pomógł mu oczyścić umysł ze zbędnych myśli. Nie chciał
przyznać tego sam przed sobą, jednak nieco się denerwował. Pamiętał błysk
niepokoju w oczach Aomine, gdy spytał o swojego nowego przełożonego. Lecz choć
sam o niego spytał, nie zamierzał sugerować się subiektywną opinią policjanta.
Wziął ją sobie do serca, jednak postanowił podejść do sytuacji na chłodno, nie
przysłaniać rzeczywistości ewentualnymi uprzedzeniami Daikiego.
Jednak to reakcja Kagamiego była tą, która co
i raz wracała brzmiała mu w uszach. Nerwowość Taigi mimowolnie na niego
wpłynęła, sprawiając, iż gdy za piętnaście siódma przekroczył mury komisariatu,
jego ciało zareagowało bezwiednie. Tetsuya spiął się, bicie jego serca
nieznacznie przyspieszyło, a dłonie drżały delikatnie, gdy rozpinał płaszcz.
— Dzień dobry, Sakurai-san. Wiesz może, gdzie
znajdę biuro Hanamiyi-san?
Przysypiający za kontuarem Sakurai zwrócił na
niego swoje duże, orzechowe oczy. Były mocno podkrążone i zaczerwienione. Był
niewiele starszy od Tetsuyi; zaczął pracować na komendzie zaledwie dwa miesiące
przed rozpoczęciem stażu przez Kuroko. Wcześniej on sam był stażystą, którego
szkolił niejaki Shoichi Imayoshi – chłopak miał okazję poznać ich obu już
swojego pierwszego dnia, gdy pokierowali go do biura komendanta. Od tego czasu
Tetsuya rzadko ich razem widywał. Imayoshi brał przeważnie nocne zmiany, bo
wspomagać swojego podopiecznego w najtrudniejszych sytuacjach.
— Achh, Kuroko-kun, prosiłem, żebyś nie był
tak formalny — westchnął, tłumiąc ziewnięcie. Tetsuya domyślał się, iż zbliżał
się koniec jego pracy. — P-przepraszam, ale jesteśmy prawie w tym samym wieku.
Nie ma potrzeby, by zwracać się do mnie w ten sposób.
— Dobrze, Sakurai-kun.
Chłopak uśmiechnął się lekko; zmęczenie jak
gdyby na chwilę zniknęło z jego twarzy.
— Wydział Kryminalny znajduje się na drugim
piętrze… Możesz tam dojść schodami. — Wskazał dłonią klatkę schodową. — A biuro
znajduje się pod numerem 27. Na pewno trafisz.
— Dziękuję. — Kuroko dyskretnie zerknął na
zegar. Miał jeszcze chwilę czasu. — Jak minęła noc?
— Ciężko. Mieliśmy kilka nagłych przypadków…
Aomine-san musiał zostać do trzeciej, bo razem z Reo-san dostali wezwanie w
sprawie ciężkiego pobicia.
— Och… I jak to się skończyło?
Sakurai pełnił na komisariacie funkcję
dyspozytora. Był więc jedną z pierwszych osób, która dowiadywała się o danym
zgłoszeniu i odnośnie niego podejmowała różne rozporządzenia. Kuroko pamiętał,
jak któregoś dnia Kagami wspomniał mu o wyjątkowych umiejętnościach chłopaka.
Co prawda był zatrudniony na okres próbny, jednak jego zdolność do organizacji
pracy była niezastąpiona po tym, jak z policji odszedł poprzedni partner
Imayoshiego.
— Udało się ująć sprawcę. Podobno znęcał się
nad własną żoną po tym, jak dowiedział się, że planowała od niego odejść.
Tetsuya powoli pokiwał głową. Twarz Sakuraia
nie wyrażała żadnych konkretnych emocji, choć zauważył, że chłopak dyskretnie
zaciska na moment usta.
— No, ale sytuację udało się opanować!
Aomine-san strasznie narzekał na nadgodziny, chyba po raz pierwszy widziałem,
żeby był z tego powodu aż tak niezadowolony. Może Reo-san mu dokuczał — zaśmiał
się cicho.
Mężczyźni rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż
w końcu Kuroko pożegnał się i ruszył w kierunku schodów. Ta krótka wymiana zdań
pozwoliła mu choć na chwilę odwrócić uwagę od nadchodzących wydarzeń. Jednak
gdy stanął przed drzwiami biura Hanamiyi Makoto, w jego wnętrzu zawrzało na
nowo. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać, dlatego postanowił jak
najszybciej przekonać się o tym na własnej skórze.
Zapukał, niepewny, co dalej.
— Otwarte. — Usłyszał spokojny, mogłoby się
zdawać, szorstki, ton. Chłopak uchylił je niepewnie i stanął naprzeciwko
obszernego, schludnego biurka, przy którym siedział jego nowy przełożony. Nie
wydawał się zbytnio przejęty przybyciem młodszego.
— Tetsuya Kuroko, punktualny co do sekundy —
dodał, nie podnosząc wzroku znad raportu, choćby po to, aby sprawdzić godzinę,
czy zaszczycić niebieskookiego spojrzeniem.
Kuroko poczuł, jak jego ciałem wstrząsa
dreszcz. Mężczyzna za biurkiem nie patrzył na niego, jednak on czuł się
skrępowany samą jego obecnością. Intensywna aura miała w sobie coś
niepokojącego.
— Dzień dobry. Hanamiya-san, prawda? —
spytał, starając się nie okazać swojego zdenerwowania.
Ciemnowłosy mężczyzna spojrzał na niego
leniwie, mierząc Tetsuyę spojrzeniem stalowych oczu. Trwało to jedynie ułamek
sekundy, ale chłopak i tak poczuł, jak coś ściska go w piersi.
— A spodziewałeś się kogoś innego? — zapytał
z opanowaniem, powoli odkładając papiery na bok.
— Nie, ale wolałem się upewnić — odparł
chłopak, speszony. — Jestem tylko stażystą. Nie zdążyłem pana poznać,
Hanamiya-san.
— Rozumiem, jednak przed drzwiami wisi
plakietka z moimi danymi — westchnął, niemo wskazując Kuroko krzesło po
przeciwnej stronie biurka. — Ktoś ją zdjął? Coś było niewyraźnie napisane? Tusz
na papierze wyblakł? — spytał, doskonale znając odpowiedź, a ciszę zszokowanego
chłopaka przyjął z lekkim uśmieszkiem, który zniknął równie szybko, co się
pojawił. — Przepraszam, ale jeśli chcesz pracować w policji, musisz być
bardziej spostrzegawczy.
Tetsuya nie odpowiedział. Skinął pokornie
głową i zajął miejsce naprzeciw śledczego. Całą siłą woli zmusił się, by na
niego spojrzeć. Wbił wzrok w szczupłą, okalaną przydługimi, czarnymi niczym
węgiel włosami twarz. Odetchnął głęboko, uspokajając się. Niepokój zastąpiła
maska chłodnego opanowania.
— Dobrze więc — zaczął Hanamiya, gładząc
dłonią uprzednio czytane kartki papieru. Dopiero teraz Kuroko zauważył na nich
swoje nazwisko.
Makoto splótł ze sobą palce dłoni i oparł
łokcie o blat, kładąc brodę na kostkach swoich dłoni.
— Za czterdzieści dni masz egzamin. Jeśli mam
ci pomóc w przygotowaniach do niego, chciałbym spytać o twoje osobiste motywy.
Dlaczego policja? — spytał z błyskiem w oku. — Oczywiście nie musisz
odpowiadać, jeśli nie chcesz.
Mimo ostatnich słów mężczyzny, Kuroko czuł,
że, teoretycznie należna mu, odmowa będzie dużym błędem. Był jednak pewien, że
Makoto wyczytał już wszystko, czego chciał się dowiedzieć w jego aktach. Mimo
to nie wahał się, by udzielić odpowiedzi.
— Moi rodzice zostali zamordowani — zaczął
wypranym z emocji głosem. — Stanąłem twarzą w twarz z człowiekiem, któremu
pozbawienie kogoś życia nie sprawiło najmniejszego problemu. A ja nie byłem w
stanie zrobić nic, by chociaż postarać się to życie ocalić. Nie chcę nigdy
więcej czuć się tak bezradny. Wierzę, że dzięki policji uda mi się ochronić
innych przed podobnymi sytuacjami.
Hanamiya odchylił się do tyłu, opierając się
o swój fotel, nie spuszczając z chłopaka uważnego spojrzenia.
— To bardzo szlachetne, ale nie sądzisz, że
może to zaszkodzić jakości twojej pracy? — zapytał w skupieniu. — Nie
chciałbym, aby pewnego dnia poniosły cię emocje. Nie zrozum mnie źle, cenię
sobie zaangażowanie, jednak jesteś pewien, że cię to nie przerośnie?
— Potrafię trzymać emocje na wodzy,
Hanamiya-san. Wierzę, że sam pan się o tym przekona — odpowiedział spokojnie,
jakby już w tym momencie starał się potwierdzić słowa swoją postawą.
— Ja również na to liczę — odparł z uśmiechem
starszy i podał chłopakowi swoją dłoń. -—Póki co, witamy w zespole — powiedział,
mrużąc lekko oczy.
Kuroko zmierzył niepewnym spojrzeniem
wysuniętą w jego kierunku rękę. Od wewnątrz naznaczona była podłużną, szarpaną
blizną, która wyróżniała się na tle oliwkowej cery. Chłopak mimowolnie zaczął
zastanawiać się, w jaki sposób powstała. Wyglądała na skutek cięcia nożem;
całkiem możliwe, iż powstała przy konfrontacji z podejrzanym.
W końcu Tetsuya powoli podał przełożonemu
rękę, ściskając lekko jego odpowiedniczkę. Nowy przełożony ścisnął ją mocno,
jakby chcąc pokazać tym gestem, żeby Kuroko go nie lekceważył, powodując tym,
że niższy niemal poderwał się zaskoczony; potrząsnął nią, a kiedy Tetsuya
chciał już zabrać dłoń, przytrzymał na chwilę, wbijając w chłopaka czujny
wzrok. Przez moment siedzieli w ciszy, patrząc na siebie w napięciu, kiedy
Makoto po prostu zaśmiał się nisko, puszczając w końcu młodszego.
— Ach, wybacz — powiedział, w dalszym ciągu
rozbawiony, machając bezwiednie okaleczoną dłonią. — Czasem łapie mnie skurcz,
wiesz, nie jest już do końca sprawna... — sprostował, patrząc na niego znacząco
i spoważniał momentalnie.
— Możesz już iść, na razie to wszystko. O
dziesiątej chciałbym przeprowadzić z tobą sparing. Jakieś pytania? — dodał
nagle wyczekująco.
— Nie, żadnych. Dziękuję za poświęcenie mi
swojego czasu, Hanamiya-san.
Kuroko wstał, ukłonił się lekko, po czym
powoli wycofał się do wyjście. Nie spotkawszy się przy tym z żadną konkretną
reakcją, opuścił biuro śledczego, czując, jak jego wzrok prześlizguje się po
jego znikającej za drzwiami sylwetce.
Gdy znalazł się na korytarzu, wypuścił z płuc
drżące powietrze. Cieszył się, że przełożony wymagał jego obecności dopiero na
sparingu. Do tego czasu miał dwie i pół godziny, by odpocząć.
Zmierzając z powrotem do głównego budynku
komendy, Tetsuya wyciągnął z kieszeni spodni telefon i napisał do przyjaciela,
mając w duchu nadzieję, że ten nie śpi.
*
Ryotę obudził dźwięk przychodzącej
wiadomości. Drgnął, chcąc sięgnąć po telefon, kiedy przeszkodził mu w tym duży
ciężar uniemożliwiający swobodne ruchy. Kise odwrócił głowę, patrząc na wtulonego
w jego plecy Daikiego, który pogrążony był w głębokim śnie, mimo tego trzymając
go w niedźwiedzim uścisku. Blondyn nie pamiętał, kiedy ten wrócił z pracy.
Czekał na mulata do późna, oglądając jakiś nudny program kulinarny na kanapie,
od czasu do czasu sprawdzając godzinę. Ostatnim razem, gdy to zrobił, było po
dwunastej. Po Aomine nadal nie było śladu, a chłopaka najzwyczajniej w świecie
zmorzył sen.
Blondyn rozejrzał się po sypialni i
uśmiechnął delikatnie. Więc to Daiki go tutaj przeniósł. Kise nawet tego nie
zarejestrował...
Z początku chciał zignorować smsa, jednak i
tak stwierdził, że już nie zaśnie, a na dodatek do wstania zmuszały go potrzeby
fizjologiczne. Wiercił się chwilę, sięgając w końcu po urządzenie. Kiedy tylko
przeczytał wiadomość od Kuroko, ożywił się nieco, zapominając o resztkach
skutków snu, jakie jeszcze przed chwilą dawały o sobie znać, i odpisał szybko,
prosząc o adres spotkania. W międzyczasie wyswobodził się z rąk mulata i powiedział
do niego kojącym głosem:
— Hej, panie policjancie, idę spotkać się z
Kurokocchim. Chcesz coś ze sklepu?
— Mm… Dopiero przyszedłem, a ty już sobie
idziesz? — wyburczał w poduszkę mulat, nieświadom tego, iż od jego przyjścia
minęły już prawie cztery godziny.
— Przyjdę szybko — odparł rozbawiony,
ubierając się. Wsunął na biodra beżowe spodnie w czerwono-zieloną kratę i
zapiął pasek, sprawdzając ponownie telefon. Włączył szybko GPS i uśmiechnął się
na myśl, że było to jedynie niecałe dwadzieścia minut drogi stąd. Gdy
przerzucał sobie granatowy sweter Aomine przez głowę zrobiło mu się żal
zostawiać mężczyznę samego, więc jeszcze przysunął się do niego na klęczkach i
zawisł nad nim, odgarniając z odkrytej skroni ciemne kosmyki.
— Ty i tak jeszcze musisz pospać, a ja nie
będę długo — oznajmił ciepło i pocałował skórę mężczyzny, uśmiechając się
szeroko. — To jak, bo się rozmyślę — dodał, nawiązując do wcześniejszego
pytania, praktycznie gotów do wyjścia.
Daiki westchnął ciężko, rozbudzony na tyle,
by mniej więcej rejestrować, co się wokół niego dzieje. Przekręcił się na bok,
by być przodem do Ryouty i uchylił leniwie jedną powiekę.
— Kup może mleko… — mruknął. — Mój plan na
dzisiaj to spędzić pół dnia w łóżku sam, a drugie pół z tobą, więc będziesz mi
potrzebny.
— Okej, podoba mi się — zachichotał blondyn i
skradł mu jeszcze jednego całusa, uciekając przed kolejnym. — Mleko dla pana,
raz! — dodał, zakładając swój płaszcz i owinął wokół szyi zielony szalik, wychodząc
z mieszkania z krótkim „Do potem, Aominecchi!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz