Druga Gwiazdka | rozdział 12


Taiga jęknął nisko, wciskając się mocniej w poduszkę i zmarszczył brwi, odkrywając kołdrę, którą dotychczas nakryty był aż po same czoło. Irytujący dzwonek telefonu niemal wwiercał mu się w tył czaszki, powodując tępy ból głowy. Miał tak przyjemny i kojący sen. Naprawdę nie chciał się teraz budzić…
Osobę po drugiej stronie słuchawki zdawało się to jednak nie interesować. Ryży przeklął głośno, próbując wymacać urządzenie. W końcu otworzył posklejane oczy i sięgnął po urządzenie, zastanawiając się, czy nie lepiej po prostu rzucić nim o ścianę.
Patrząc na wyświetlacz, zmarszczył poirytowany brwi i odebrał, oszczędzając sobie wszelkich uprzejmości.
— Nie teraz, Aho. Jestem na L4, daj mi spokój.
— Ty tępa pało! — Gardłowe warknięcie po drugiej stronie słuchawki zmusiło Kagamiego do tego, by choć w niewielkim stopniu zmobilizować do pracy szare komórki. — Co ty odwalasz, co?
— Cholera, Aho, mógłbyś być trochę ciszej? — warknął i przetarł dłonią twarz. — Jestem chory, to chyba nie zabronione — westchnął ciężko, ale zaraz na jego usta wypłynął wredny uśmiech. — A co, pali się? Czy już nie możesz sobie beze mnie poradzić?
Po drugiej stronie Daiki milczał przez chwilę, jakby nie mogąc uwierzyć w kuriozalność całej sytuacji.
— Gorączka chyba do reszty ci mózg przeżarła. Pytam, czy wiesz, w co wpakowałeś Tetsu, debilu.
— Kuroko?
Taiga momentalnie spiął się, siadając na łóżku. Sapnął ciężko, kiedy zakręciło mu się w głowie i przyłożył dłoń do czoła, czekając, aż mroczki znikną sprzed jego oczu. W jego kłębiących się myślach jedynie jedna opcja zdawała się pasująca do całej tej sytuacji.
— Ty... Powiedział ci?
— Tak, Bakagami — westchnął zniecierpliwiony mulat. — Czemu żeś to zrobił?
Ryży chyba po raz pierwszy poczuł się tak, jak przezwał go młodszy. Podrapał się w tył głowy i sapnął ciężko, patrząc gdzieś w kąt pokoju.
— No ten... Lubię go — przyznał się, czerwieniąc lekko.
— Lubisz?! — Aomine zapowietrzył się, niedowierzając. — Więc dlatego chcesz mu zmarnować przyszłość?!
— Oi, Aho!
Taiga nie mógł pojąć zachowania mulata. Był jego przyjacielem, powinien raczej go wspierać, nie jechać jak psa. Nawet jeśli nie był najlepszy dla Kuroko, mógłby mu to dać lepiej do zrozumienia. Niespodziewanie poczuł wściekłość, która zrodziła się z frustracji i niezrozumienia, jakim chory Kagami nie potrafił sprostać o spokojnych nerwach.
— Myślę o nim poważnie. Może i nie mam wybitnego pochodzenia czy kasy, ale, kurwa, nie traktuj mnie jakbym był najgorszym partnerem na świecie — warknął.
W słuchawce ponownie zapadła cisza. Taidze przemknęło przez myśl, by się już rozłączyć, jednak w tej samej chwili z głośnika popłynął o wiele spokojniejszy, mniej zdenerwowany głos Daikiego:
— O czym ty mówisz, do cholerny? Więc jednak na niego lecisz...?
— A co, nie mogę? — spytał z wyrzutem, wyczekując kolejnych ofensywnych słów rzuconych w swoją stronę. — O co TOBIE chodzi, co? Sorry, ale to sprawa między nami, i nawet jeśli się przyjaźnimy, to z kim i kiedy się całuję, to mój interes.
— Całowaliście się...? — wykrztusił Aomine. Szybko jednak odzyskał rezon: — Słuchaj, stary, nie obchodzi mnie to. Tylko jednej rzeczy nie rozumiem: skoro aż tak ci się podoba i do niego podbijasz, to gdzie sens w tym, żeby go pchać w łapy Hanamiyi?
— Dobra, stop.
Mężczyzna poczuł, że chyba jeszcze śpi, bo nie nadążał za obrotem spraw. Zmarszczył brwi i wziął głęboki oddech.
— Jakiego Hanamiyi?
— Wydział Kryminalny. Makoto Hanamiya. Dociera coś? — Głos Aomine był zmęczony; zniknęła z niego złość, pozostała drobna irytacja. — Od Tetsu i Kiyoshiego wiem, że złożyłeś wniosek o zmianę przełożonego dla niego. Teraz ma nim zostać Hanamiya.
— Jak to Hanamiya?! — Taiga krzyknął, podrywając się z łóżka. Zatoczył się w bok, jednak nie stracił równowagi. Ta informacja ocuciła go jak kubeł zimnej wody.
— Cholera — wysyczał, przeczesując nerwowo włosy. — Czemu akurat on, do cholery?
— Nie wiem. Kiyoshi powiedział, że sam się zgłosił. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale wątpię w jego szczere intencje szerzenia oświaty — prychnął.
— Boże, za co — jęknął Taiga, myśląc, jak to wszystko odkręcić. — Kurde, Aho, masz jakiś pomysł? — stęknął, czując, jak mocniej pulsuje mu głowa i skierował się do przedpokoju.
— Przede wszystkim powinieneś się ogarnąć. Co to za zwolnienie? Od kiedy ty w ogóle chorujesz...? — spytał retoryczne. — Nie wiem, czy da się to teraz odkręcić. Póki nie wrócisz do roboty, mogę mieć oko na Tetsu. Ale czemu żeś w ogóle złożył ten przeklęty wniosek?
— Ugh, to skomplikowane — powiedział zrezygnowany, opierając się głową o ścianę. — Już ci mówiłem, lubię go... Nie chciałem go tym zbędnie stresować.
— No to załatwiłeś mu dziesięć razy większy stres u Hanamiyi — mruknął ponuro jego rozmówca. — Nie znam Tetsu jakoś szczególnie, ale szkoda, żeby chłopak od razu zaczął zajmować się sprawami brutalnych morderstw. Zwłaszcza, że jego rodzice podobnie wykitowali. Wiesz pewnie.
— Ja pierdolę — przeklął tylko ryży, próbując odetchnąć głęboko. Poczuł ogromny ciężar w klatce piersiowej i doskonale wiedział, w czym ma on swoje źródło. — Wiem doskonale — powiedział posępnie i trzasnął się dłonią w twarz. Dla Kagamiego, który zarzekał się, że pomoże młodszemu stać się policjantem, był to istny koszmar.
— Muszę to jakoś naprawić...
— Wszystko przez to, że poleciałeś do Kiyoshiego, zanim zdążyłeś to przemyśleć. Co się stało, że tak nagle z tym wyskoczyłeś? No i czemu nic mi nie powiedziałeś, hm?
— Kurna, Daiki... — Taiga sapnął ciężko i klapnął z plaskiem na krzesło w kuchni. — Byłem z nim na ćwiczeniach i... — urwał na chwilę, przypominając sobie nagie ciało Kuroko. A przede wszystkim jego własną reakcję. — Mało się na niego nie rzuciłem — wyjaśnił zażenowany. — Nie mogłem się skupić, myślę, że on tym bardziej.
— No to trzeba było się rzucić, szatnia ma przecież zamki — westchnął Daiki, zniecierpliwiony. — Może gdybyś sobie ulżył, to nie przychodziłyby ci do łba takie poronione pomysły, żeby go odsyłać po tygodniu, jak gdyby chłopak zrobił coś nie tak. Już raz wywaliłeś stażystę, i to z tej samej szkoły. Tetsu nie jest głupi, na pewno dowiedział się o tym, a potem zaczął obwiniać.
— Masz rację, najlepiej było go zgwałcić na komendzie — prychnął kpiąco Taiga z niedorzeczności tych słów. — Tylko bym go przestraszył, pomyśl — westchnął zrezygnowany.
Przetarł palcami brwi i opuścił rękę z cichym trzaskiem na stół.
— Porozmawiam z Teppeiem… A jak nie z nim, to z Hanamiyą — dodał stanowczo.
Aomine wydał się jednak nie usłyszeć jego dalszych słów, bo wtrącił, obruszony:
— Nie mówię, żebyś miał go gwałcić, kretynie! Oboje na siebie lecicie, szybki numerek by wam nie zaszkodził, gdybyście zamknęli się w szatni.
— Ale wiesz, że szatnię da się otworzyć kluczem z zewnątrz, prawda? — Kagami usłyszał czyjś zniekształcony głos w tle.
— Cholera, Reo, od kiedy tu jesteś?!
— Przyszedłem przed chwilą. Z kim rozmawiasz? Z Taigą, prawda? Taigaa, kiedy się ze mną umówisz??
— Jak dasz mi tego głupka do telefonu, to może się zastanowię — odparł nie w humorze, tym samym ostrzegając kolegę, że nie ma dzisiaj siły na żarty.
Reo prychnął, ale oddał słuchawkę. Jego egocentryzm nie chciał zaakceptować myśli, iż Kagami wolał porozmawiać z Aomine niż z nim.
— Przydaj się na coś i idź po auto! — Dopiero po tej uwadze Daiki zwrócił się bezpośrednio do przyjaciela:
— No, dobra. Czyli porozmawiasz z Hanamiyą, tak? Myślisz, że to coś da?
— Musi — odparł hardo Taiga, zaciskając zęby. Nie wybaczyłby sobie, gdyby było inaczej. — Musi, Aho. Kuroko sobie na to nie zasłużył — dodał, masując swoją skroń.
— Okay — westchnął mulat. — Na razie się zepnij i wracaj do pracy. Mam nadzieję, że do tego czasu Hanamiya nie będzie go za bardzo męczyć.
— Będę jutro — Taiga niemal warknął. Na samą myśl o tym, coś się w nim gotowało. Być może dlatego nie dał dojść przyjacielowi do słowa i rozłączył się, rzucając krótkie „Dzięki, Daiki”. Kiedy tylko to zrobił, w jego uszach zadudniła tępa, rozchodząca się po jego czaszce cisza. Ryży westchnął zrezygnowany i poderwał się, kierując z powrotem do sypialni. Machinalnie sięgnął po leki i wtedy coś w nim drgnęło.
— Kuroko — powiedział nagle do siebie, zdając sprawę z tego, że wizyta chłopaka wcale nie był onirycznym spełnieniem się jego fantazji. A przynajmniej po części. Sam nie wiedział, jak wiele z tego się stało, a ile dopisała do historii gorączka. To tylko bardziej go przybiło.
Sapnął ciężko, rozkładając się na łóżku i spojrzał w sufit, próbując zmobilizować zmęczone zwoje do pracy.  Mimowolnie jednak poczuł ciepło, kiedy przez jego myśli przepłynął obraz drobnej ręki przeczesującej jego włosy. Sen? Jawa? Kagami nie mógł stwierdzić. Na pewno tutaj był, jednak jak to wszystko się dalej potoczyło? Wspomnienia ryżego były mętne i pozbawione większego sensu. To tylko bardziej go rozdrażniło. Jedyną sensowną rzecz, na którą był w stanie się teraz zdobyć, było napisanie do chłopaka. Sam jednak nie wiedział, co tak naprawdę powinien zawrzeć w wiadomości. Przeprasza? Głupio mu? Nie wiedział? Niezbyt dobre wytłumaczenie, jak na kogoś, kto obiecał mu pokonać wszelkie trudności związane ze szkoleniem.
W końcu wziął głęboki oddech i wystukał zrezygnowany:

Do: Kuroko
11/12/2017, 15:20
Kuroko, musimy pogadać.

Odkąd Tetsuya wrócił do mieszkania, nie zrobił zbyt wiele. Zaparzył zielonej herbaty w swoim ulubionym, białym kubku, na którym nadrukowana była niewielka fotografia. Przedstawiała ona Kuroko oraz Kise. Zdjęcie zostało zrobione kilka miesięcy po tym, jak się poznali. Jak się później okazało, blondyn zrobił je celowo, by podarować mu na urodziny spersonalizowany kubek.
Był to pierwszy tego rodzaju prezent, który chłopak dostał. W całym swoim życiu miał tylko jednego przyjaciela (właściwie nie był pewien, czy mógł go tak nazwać), dlatego jego znajomość z Ryoutą dużo dla niego znaczyła. Zwłaszcza, że blondyn sam wyszedł z jej inicjatywą.
Przez jakiś czas Tetsuya wpatrywał się w ich wspólny wizerunek, czekając, aż herbata nieco przestygnie. Uśmiechnął się delikatnie, gdy przez myśl przeszło mu, jak Kise podekscytowany był, że zamieszkają w jednym akademiku. Tego dnia Kuroko widział jeszcze większy błysk radości w jego oczach, gdy odrobinę nieśmiało informował go o przeprowadzce do Aomine. Cieszył się szczęściem przyjaciela.
Miał właśnie zacząć uczyć się do testów, gdy jego telefon zawibrował. Był pewien, iż zobaczy wiadomość od przyjaciela, dlatego śmiało chwycił urządzenie i odblokował ekran. Na widok nazwiska Taigi serce szybciej mu zabiło, a na całym ciele poczuł uderzenie gorąca. Wcześniej starał się nie myśleć o wydarzeniach z rana, zwłaszcza po tym, jak został ponownie wezwany na komisariat, jednak w tamtej chwili wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
Odczekał chwilę, po czym odpisał.

Do: Kagami Taiga 
11/12/2017, 15:27
Czy coś się stało

Kagami długo kazał mu czekać na odpowiedź. Choć to on zaczął, nie wiedział, jak to dalej pociągnąć. W końcu jednak postanowił odpisać, nie chcąc siać paniki u chłopaka.

Do: Kuroko
11/12/2017, 15:40
Nie, jeszcze nie i mam nadzieję, że tak zostanie. Chciałbym z Tobą jutro porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko...

Tetsuya siedział jak na szpilkach w oczekiwaniu na kolejną wiadomość. Choć z pozoru nie było tego po nim widać, co i raz zerkał znad książek na leżący po drugiej stronie kanapy telefon. Gdy w końcu dał o sobie znać, Kuroko powoli, opanowanie, jednak drżącymi dłońmi sięgnął po urządzenie.
SMS od Taigi nie brzmiał tak swobodnie, jak zapewne miał. Kuroko doczytał się między wierszami czegoś, co go zaniepokoiło. Czuł, że coś było nie tak.
Mimowolnie pomyślał o ich dzisiejszym pocałunku. O randce. Czyżby Kagami się rozmyślił?

Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 15:46
Czemu miałbym mieć? Na pewno wszystko w porządku?

Po chwili zdecydował się na wysłanie jeszcze jednej wiadomości.

Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 15:47
Czujesz się już lepiej?

Taiga nie widział sensu w okłamywaniu młodszego. Należała mu się prawda. Z bolącym sercem odpisał, ignorując drugą wiadomość od chłopaka.

Do: Kuroko
11/12/2017, 15:55
Chodzi o twojego nowego przełożonego... Jutro idę na komendę, postaram się to naprawić. Potem chciałabym się spotkać z Tobą.

Przez chwilę Tetsuyi wydawało się, że może źle zrozumiał wiadomość od mężczyzny. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Czuł się zdezorientowany i zaniepokojony. Zdawkowe odpowiedzi Taigi zdawały się tylko podsycać przepełniającą go niepewność.

Do: Kagami Taiga
11/12/2017, 16:01
Myślałem, że to zmiana tylko na czas, kiedy jesteś na zwolnieniu.

Tetsuya dostał odpowiedź niemal od razu. Nie widział Kagamiego, ale niemal wyczuł jego humor z ponurej wiadomości.

Od: Kagami Taiga
11/12/2017, 16:07
Przepraszam Kuroko. Obiecuję, że to odkręcę. Proszę nie martw się tym teraz, dobra?

Przez szybę do niewielkiego salonu wlało się nikłe światło latarni. Tetsuya niemal nie dostrzegł, jak ostatnie promienie zachodzącego słońca zostały zastąpione przez zapadający zmrok. Drgnął, gdy zdał sobie sprawę, że wystygła mu herbata. Nie miał już na nią ochoty; jego gardło było nieznośnie ściśnięte. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak bardzo zależało mu na Taidze. Znali się krótko i powierzchownie. Mimo swojej szczerej wiary w ludzi zawiódł się wiele razy, dlatego już dawno obiecał sobie być ostrożnym, gdy ktoś próbował się do niego zbliżyć.
Tym razem było inaczej. To on sam czuł w sobie potrzebę zabiegania o względy mężczyzny. Było to dla niego zupełnie nowe doznanie, dlatego postąpił tak, jak podpowiadało mu drżące z przejęcia serce. Wybrał numer Kagamiego i przyłożył telefon do ucha, czekając w napięciu.
Z początku Taigą spojrzał na urządzenie, które nagle zaczęło wibrować w jego dłoniach z zaskoczeniem. Żołądek niemal podskoczył mu do gardła, a telefon boleśnie wylądował na jego nosie. Nie przejmując się tym jednak przesunął palcem po zielonym kółeczku i odchrząknął głośno, nie dając chłopakowi zacząć. Był pewien, że niższy zawiódł się na nim i, szczerze mówiąc, nie miał mu tego za złe.
— Przepraszam, Kuroko! Naprawdę jakoś to załatwię. Wiem, że nie masz ku temu podstaw, ale proszę zaufaj mi... — wyrzucił na jednym oddechu.
— Kagami-kun — przerwał mu Tetsuya. — Za bardzo się tym przejmujesz — stwierdził łagodnie. — Tak naprawdę nie musisz niczego załatwiać. Nie chciałbym robić wokół swojej osoby tyle zamieszania. Może zostać tak, jak jest, po prostu bałem się, że będziesz mnie unikać.
— U-unikać? Coś ty! Ja... Czekaj. Nie rozumiesz, Kuroko — odparł zmęczony Taiga. — Hanamiya nie jest... Nie jest odpowiedni do szkolenia innych — wytłumaczył ciężko, starając się o jak najlepszy dobór słów. — W dodatku jest z innego wydziału, tylko namiesza ci w głowie.
— Um... Wydawało mi się, że Kiyoshi-san zatwierdził tę zmianę — odparł niepewnie Tetsuya. — Chyba powinienem dać sobie radę?
— Nie chcę, żebyś musiał — odparł cicho ryży, przeklinając się za troskę, jaka była słyszalna w jego głosie.
Nie wiedział, co Makoto planował, jednak był on osobą, która nie znosiła utrudniać sobie życia. A kolejny człowiek, nad którymi musiał stanowić pieczę, właśnie to robił. Taiga nie rozumiał, dlaczego ten sam zgłosił się o przejęcie Kuroko, ale wiedział, że miał w tym jakiś cel. To tylko bardziej napawało go niepewnością.
— Spokojnie. Poradzę sobie, Kagami-kun. Dobrze mnie podszkoliłeś — zaśmiał się cicho. — Zrób, jak uważasz, że będzie lepiej, ale proszę, o nic się nie obwiniaj.
— Tylko... — zaczął Taiga, przeczesując nerwowo włosy. — Tu chodzi o to, żebyś nie musiał sobie radzić — westchnął, marszcząc mocno brwi. — Kuroko, wiem, że do tej pory ze wszystkim radziłeś sobie sam, ale chcę... Ch-chcę, żebyś mógł na mnie polegać. Obiecałem ci, że pomogę, a teraz schrzaniłem — powiedział poważnie i odetchnął głęboko. — Ale zajmę się tym, okej? — Żebyś ty nie musiał, dokończył w myślach.
Sam nie wiedział, co nim kierowało i dlaczego tak bardzo zależało mu na chłopaku, ale na pewno nie było to jedynie poczucie winy.
— Dlatego proszę, zaufaj mi — dodał po chwili ciszy.
— Ufam — westchnął drżąco młodszy. — Ufam ci, Kagami-kun. Przepraszam, ale nie wiem, jak powinienem się zachować. Nie przywykłem do tego, by ktoś traktował mnie w ten sposób. To bardzo miłe, ale... — Kuroko urwał na chwilę. Nie chciał w żadnym stopniu urazić Taigi, jednak doceniał szczerość mężczyzny. Pragnął odwdzięczyć się tym samym, dlatego dokończył powoli, mocniej zaciskając dłoń na telefonie: — Mam wrażenie, że odkąd się poznaliśmy, tylko sprawiam ci problemy.
— To nie prawda. — Taiga uśmiechnął się delikatnie. — Dobrze mi się razem pracuje — powiedział wymijająco i wywrócił oczami, zmuszając się do powiedzenia tego na głos: — To... Prawdę mówiąc, potrzebujemy z Aho pomocy. I ja... — odchrząknął, pąsowiejąc — n-nie wyobrażam sobie kogoś innego na tym miejscu, Kuroko.
Tetsuya przez dłuższą chwilę nie potrafił zebrać słów, które mogłyby opisać jego radość. Po raz pierwszy w życiu poczuł, że jest miejsce, gdzie pasuje i jest potrzebny. Miał wrażenie, że jego marzenia już się ziściły, choć jednocześnie zdawał sobie sprawę, że czeka go jeszcze dużo pracy, by je urealnić. Mimo to na jego wargach wykwitł szeroki, szczery uśmiech.
— Dziękuję, Kagami-kun — powiedział po prostu, zawierając w tych słowach całą swoją wdzięczność i radość, jednocześnie starając się ukryć poruszenie.
— Nie, to ja... Dzięki — odparł zarumieniony swoimi wcześniejszymi słowami. Podniósł się do pozycji siedzącej i pociągnął lewą nogę pod swoje prawe udo, przez chwilę po prostu słuchając oddechu Kuroko.
— Jutro dopiero dowiemy się co i jak — westchnął w końcu. — Do tego czasu odpocznijmy, okej?
Choć rozmówca nie był w stanie tego dostrzec, chłopak odruchowo skinął posłusznie głową, uspokojony. Delikatny uśmiech wciąż błąkał mu się na ustach.
— Gorączka zeszła? — chciał się upewnić.
 — Powiedzmy — odpowiedział spokojnie Taiga, czując dziwne ciepło razem z tym prostym pytaniem. — K-Kuroko… Przepraszam, jeśli to było dla ciebie za dużo, to… — Ryży przełknął ciężko ślinę, nie wiedząc, za co właściwie powinien przeprosić. W końcu część z tych rzeczy mogła się w ogóle nie wydarzyć. — To rozumiem.
— Faktycznie, jeszcze nie spotkałem się z tym, by ktoś nie miał w domu ani jednego opakowania leków czy termometru — odparł Tetsuya z rozbawieniem, przypominając sobie poranek. Nie chciał, by Kagami o cokolwiek się obwiniał, jednak czuł, że pomimo zapewnień mężczyzna i tak byłby do tego skłonny. Dlatego też postanowił skierować rozmowę na niego lżejszy temat. — Mam nadzieję, że na przyszłość zostawisz w szafce chociaż aspirynę.
— Nie jestem typem chorującego — westchnął Kagami, czując, że musi się jakoś bronić. Mimo lekkich rumieńców uśmiechnął się lekko i dodał po chwili, bawiąc poszewką swojej kołdry: — Ale może to nie najgłupszy pomysł.
— Miło mi się z tobą rozmawia, Kagami-kun — wyznał nagle Tetsuya, nim zdążył się powstrzymać. — Uhm… To znaczy… Gdybyś kiedyś czegoś potrzebował, albo chciał po prostu się odezwać, t-to… Nie musisz kontaktować się ze mną tylko w sprawach związanych z pracą — dokończył cicho, czując, jak pieką go policzki.
Ryży milczał przez dłuższy moment. Nie wiedział czemu, ale te proste słowa rozczuliły go do tego stopnia, że nie był pewien, co odpowiedzieć.
Kuroko już zaczął się zastanawiać, czy aby nie pozwolił sobie na zbyt wiele, kiedy starszy powiedział nagle:
— Jasne, chętnie. Ja też bardzo cię lubię. T-to znaczy, rozmowy z tobą! — poprawił się od razu i niemal zapłakał nad własną głupotą. — Chyba jeszcze mi do końca nie przeszło... Nie gniewaj się, Kuroko, ale chyba się położę — powiedział sfrustrowany.
— Oczywiście. Powinieneś dużo wypoczywać — zreflektował się chłopak. — Dbaj o siebie, Kagami-kun.
— Dzięki. Za wszystko... Do zobaczenia jutro — rzucił jeszcze ciepło, wciskając czerwony guzik. Przyszło mu to z większym trudem, niż by się tego spodziewał. Naprawdę dobrze rozmawiało mu się z chłopakiem i gdyby mógł, przedłużyłby tą krótką wymianę zdań o ile tylko mógł. Bał się jednak, że zaraz zrobiłby się zbyt wylewny i spanikował. Miał jednak nadzieję, że młodszy nie weźmie tego do siebie.

Wtorek, 12 grudnia

Tej nocy Kuroko nie spał dobrze. Położył się nieco później, niż zamierzał, i chociaż był zmęczony, nie mógł zasnąć. Gdy jednak w końcu mu się to udało, dziwny niepokój, który wcześniej usiłował w sobie zdusić, powrócił ze zdwojoną mocą, by nie pozwolić zmrużyć mu powiek aż do rana.
Wstał jeszcze przed piątą. Zaparzył sobie aromatycznej, ziołowej herbaty, by ukoić zszargane nerwy. Wziął również długi, gorący prysznic, który pomógł mu oczyścić umysł ze zbędnych myśli. Nie chciał przyznać tego sam przed sobą, jednak nieco się denerwował. Pamiętał błysk niepokoju w oczach Aomine, gdy spytał o swojego nowego przełożonego. Lecz choć sam o niego spytał, nie zamierzał sugerować się subiektywną opinią policjanta. Wziął ją sobie do serca, jednak postanowił podejść do sytuacji na chłodno, nie przysłaniać rzeczywistości ewentualnymi uprzedzeniami Daikiego.
Jednak to reakcja Kagamiego była tą, która co i raz wracała brzmiała mu w uszach. Nerwowość Taigi mimowolnie na niego wpłynęła, sprawiając, iż gdy za piętnaście siódma przekroczył mury komisariatu, jego ciało zareagowało bezwiednie. Tetsuya spiął się, bicie jego serca nieznacznie przyspieszyło, a dłonie drżały delikatnie, gdy rozpinał płaszcz.
— Dzień dobry, Sakurai-san. Wiesz może, gdzie znajdę biuro Hanamiyi-san?
Przysypiający za kontuarem Sakurai zwrócił na niego swoje duże, orzechowe oczy. Były mocno podkrążone i zaczerwienione. Był niewiele starszy od Tetsuyi; zaczął pracować na komendzie zaledwie dwa miesiące przed rozpoczęciem stażu przez Kuroko. Wcześniej on sam był stażystą, którego szkolił niejaki Shoichi Imayoshi – chłopak miał okazję poznać ich obu już swojego pierwszego dnia, gdy pokierowali go do biura komendanta. Od tego czasu Tetsuya rzadko ich razem widywał. Imayoshi brał przeważnie nocne zmiany, bo wspomagać swojego podopiecznego w najtrudniejszych sytuacjach.
— Achh, Kuroko-kun, prosiłem, żebyś nie był tak formalny — westchnął, tłumiąc ziewnięcie. Tetsuya domyślał się, iż zbliżał się koniec jego pracy. — P-przepraszam, ale jesteśmy prawie w tym samym wieku. Nie ma potrzeby, by zwracać się do mnie w ten sposób.
— Dobrze, Sakurai-kun.
Chłopak uśmiechnął się lekko; zmęczenie jak gdyby na chwilę zniknęło z jego twarzy.
— Wydział Kryminalny znajduje się na drugim piętrze… Możesz tam dojść schodami. — Wskazał dłonią klatkę schodową. — A biuro znajduje się pod numerem 27. Na pewno trafisz.
— Dziękuję. — Kuroko dyskretnie zerknął na zegar. Miał jeszcze chwilę czasu. — Jak minęła noc?
— Ciężko. Mieliśmy kilka nagłych przypadków… Aomine-san musiał zostać do trzeciej, bo razem z Reo-san dostali wezwanie w sprawie ciężkiego pobicia.
— Och… I jak to się skończyło?
Sakurai pełnił na komisariacie funkcję dyspozytora. Był więc jedną z pierwszych osób, która dowiadywała się o danym zgłoszeniu i odnośnie niego podejmowała różne rozporządzenia. Kuroko pamiętał, jak któregoś dnia Kagami wspomniał mu o wyjątkowych umiejętnościach chłopaka. Co prawda był zatrudniony na okres próbny, jednak jego zdolność do organizacji pracy była niezastąpiona po tym, jak z policji odszedł poprzedni partner Imayoshiego.
— Udało się ująć sprawcę. Podobno znęcał się nad własną żoną po tym, jak dowiedział się, że planowała od niego odejść.
Tetsuya powoli pokiwał głową. Twarz Sakuraia nie wyrażała żadnych konkretnych emocji, choć zauważył, że chłopak dyskretnie zaciska na moment usta.
— No, ale sytuację udało się opanować! Aomine-san strasznie narzekał na nadgodziny, chyba po raz pierwszy widziałem, żeby był z tego powodu aż tak niezadowolony. Może Reo-san mu dokuczał — zaśmiał się cicho.
Mężczyźni rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż w końcu Kuroko pożegnał się i ruszył w kierunku schodów. Ta krótka wymiana zdań pozwoliła mu choć na chwilę odwrócić uwagę od nadchodzących wydarzeń. Jednak gdy stanął przed drzwiami biura Hanamiyi Makoto, w jego wnętrzu zawrzało na nowo. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać, dlatego postanowił jak najszybciej przekonać się o tym na własnej skórze.
Zapukał, niepewny, co dalej.
— Otwarte. — Usłyszał spokojny, mogłoby się zdawać, szorstki, ton. Chłopak uchylił je niepewnie i stanął naprzeciwko obszernego, schludnego biurka, przy którym siedział jego nowy przełożony. Nie wydawał się zbytnio przejęty przybyciem młodszego.
— Tetsuya Kuroko, punktualny co do sekundy — dodał, nie podnosząc wzroku znad raportu, choćby po to, aby sprawdzić godzinę, czy zaszczycić niebieskookiego spojrzeniem.
Kuroko poczuł, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz. Mężczyzna za biurkiem nie patrzył na niego, jednak on czuł się skrępowany samą jego obecnością. Intensywna aura miała w sobie coś niepokojącego.
— Dzień dobry. Hanamiya-san, prawda? — spytał, starając się nie okazać swojego zdenerwowania.
Ciemnowłosy mężczyzna spojrzał na niego leniwie, mierząc Tetsuyę spojrzeniem stalowych oczu. Trwało to jedynie ułamek sekundy, ale chłopak i tak poczuł, jak coś ściska go w piersi.
— A spodziewałeś się kogoś innego? — zapytał z opanowaniem, powoli odkładając papiery na bok.
— Nie, ale wolałem się upewnić — odparł chłopak, speszony. — Jestem tylko stażystą. Nie zdążyłem pana poznać, Hanamiya-san.
— Rozumiem, jednak przed drzwiami wisi plakietka z moimi danymi — westchnął, niemo wskazując Kuroko krzesło po przeciwnej stronie biurka. — Ktoś ją zdjął? Coś było niewyraźnie napisane? Tusz na papierze wyblakł? — spytał, doskonale znając odpowiedź, a ciszę zszokowanego chłopaka przyjął z lekkim uśmieszkiem, który zniknął równie szybko, co się pojawił. — Przepraszam, ale jeśli chcesz pracować w policji, musisz być bardziej spostrzegawczy.
Tetsuya nie odpowiedział. Skinął pokornie głową i zajął miejsce naprzeciw śledczego. Całą siłą woli zmusił się, by na niego spojrzeć. Wbił wzrok w szczupłą, okalaną przydługimi, czarnymi niczym węgiel włosami twarz. Odetchnął głęboko, uspokajając się. Niepokój zastąpiła maska chłodnego opanowania.
— Dobrze więc — zaczął Hanamiya, gładząc dłonią uprzednio czytane kartki papieru. Dopiero teraz Kuroko zauważył na nich swoje nazwisko.
Makoto splótł ze sobą palce dłoni i oparł łokcie o blat, kładąc brodę na kostkach swoich dłoni.
— Za czterdzieści dni masz egzamin. Jeśli mam ci pomóc w przygotowaniach do niego, chciałbym spytać o twoje osobiste motywy. Dlaczego policja? — spytał z błyskiem w oku. — Oczywiście nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
Mimo ostatnich słów mężczyzny, Kuroko czuł, że, teoretycznie należna mu, odmowa będzie dużym błędem. Był jednak pewien, że Makoto wyczytał już wszystko, czego chciał się dowiedzieć w jego aktach. Mimo to nie wahał się, by udzielić odpowiedzi.
— Moi rodzice zostali zamordowani — zaczął wypranym z emocji głosem. — Stanąłem twarzą w twarz z człowiekiem, któremu pozbawienie kogoś życia nie sprawiło najmniejszego problemu. A ja nie byłem w stanie zrobić nic, by chociaż postarać się to życie ocalić. Nie chcę nigdy więcej czuć się tak bezradny. Wierzę, że dzięki policji uda mi się ochronić innych przed podobnymi sytuacjami.
Hanamiya odchylił się do tyłu, opierając się o swój fotel, nie spuszczając z chłopaka uważnego spojrzenia.
— To bardzo szlachetne, ale nie sądzisz, że może to zaszkodzić jakości twojej pracy? — zapytał w skupieniu. — Nie chciałbym, aby pewnego dnia poniosły cię emocje. Nie zrozum mnie źle, cenię sobie zaangażowanie, jednak jesteś pewien, że cię to nie przerośnie?
— Potrafię trzymać emocje na wodzy, Hanamiya-san. Wierzę, że sam pan się o tym przekona — odpowiedział spokojnie, jakby już w tym momencie starał się potwierdzić słowa swoją postawą.
— Ja również na to liczę — odparł z uśmiechem starszy i podał chłopakowi swoją dłoń. -—Póki co, witamy w zespole — powiedział, mrużąc lekko oczy.
Kuroko zmierzył niepewnym spojrzeniem wysuniętą w jego kierunku rękę. Od wewnątrz naznaczona była podłużną, szarpaną blizną, która wyróżniała się na tle oliwkowej cery. Chłopak mimowolnie zaczął zastanawiać się, w jaki sposób powstała. Wyglądała na skutek cięcia nożem; całkiem możliwe, iż powstała przy konfrontacji z podejrzanym.
W końcu Tetsuya powoli podał przełożonemu rękę, ściskając lekko jego odpowiedniczkę. Nowy przełożony ścisnął ją mocno, jakby chcąc pokazać tym gestem, żeby Kuroko go nie lekceważył, powodując tym, że niższy niemal poderwał się zaskoczony; potrząsnął nią, a kiedy Tetsuya chciał już zabrać dłoń, przytrzymał na chwilę, wbijając w chłopaka czujny wzrok. Przez moment siedzieli w ciszy, patrząc na siebie w napięciu, kiedy Makoto po prostu zaśmiał się nisko, puszczając w końcu młodszego.
— Ach, wybacz — powiedział, w dalszym ciągu rozbawiony, machając bezwiednie okaleczoną dłonią. — Czasem łapie mnie skurcz, wiesz, nie jest już do końca sprawna... — sprostował, patrząc na niego znacząco i spoważniał momentalnie.
— Możesz już iść, na razie to wszystko. O dziesiątej chciałbym przeprowadzić z tobą sparing. Jakieś pytania? — dodał nagle wyczekująco.
— Nie, żadnych. Dziękuję za poświęcenie mi swojego czasu, Hanamiya-san.
Kuroko wstał, ukłonił się lekko, po czym powoli wycofał się do wyjście. Nie spotkawszy się przy tym z żadną konkretną reakcją, opuścił biuro śledczego, czując, jak jego wzrok prześlizguje się po jego znikającej za drzwiami sylwetce.
Gdy znalazł się na korytarzu, wypuścił z płuc drżące powietrze. Cieszył się, że przełożony wymagał jego obecności dopiero na sparingu. Do tego czasu miał dwie i pół godziny, by odpocząć.
Zmierzając z powrotem do głównego budynku komendy, Tetsuya wyciągnął z kieszeni spodni telefon i napisał do przyjaciela, mając w duchu nadzieję, że ten nie śpi.
*
Ryotę obudził dźwięk przychodzącej wiadomości. Drgnął, chcąc sięgnąć po telefon, kiedy przeszkodził mu w tym duży ciężar uniemożliwiający swobodne ruchy. Kise odwrócił głowę, patrząc na wtulonego w jego plecy Daikiego, który pogrążony był w głębokim śnie, mimo tego trzymając go w niedźwiedzim uścisku. Blondyn nie pamiętał, kiedy ten wrócił z pracy. Czekał na mulata do późna, oglądając jakiś nudny program kulinarny na kanapie, od czasu do czasu sprawdzając godzinę. Ostatnim razem, gdy to zrobił, było po dwunastej. Po Aomine nadal nie było śladu, a chłopaka najzwyczajniej w świecie zmorzył sen.
Blondyn rozejrzał się po sypialni i uśmiechnął delikatnie. Więc to Daiki go tutaj przeniósł. Kise nawet tego nie zarejestrował...
Z początku chciał zignorować smsa, jednak i tak stwierdził, że już nie zaśnie, a na dodatek do wstania zmuszały go potrzeby fizjologiczne. Wiercił się chwilę, sięgając w końcu po urządzenie. Kiedy tylko przeczytał wiadomość od Kuroko, ożywił się nieco, zapominając o resztkach skutków snu, jakie jeszcze przed chwilą dawały o sobie znać, i odpisał szybko, prosząc o adres spotkania. W międzyczasie wyswobodził się z rąk mulata i powiedział do niego kojącym głosem:
— Hej, panie policjancie, idę spotkać się z Kurokocchim. Chcesz coś ze sklepu?
— Mm… Dopiero przyszedłem, a ty już sobie idziesz? — wyburczał w poduszkę mulat, nieświadom tego, iż od jego przyjścia minęły już prawie cztery godziny.
— Przyjdę szybko — odparł rozbawiony, ubierając się. Wsunął na biodra beżowe spodnie w czerwono-zieloną kratę i zapiął pasek, sprawdzając ponownie telefon. Włączył szybko GPS i uśmiechnął się na myśl, że było to jedynie niecałe dwadzieścia minut drogi stąd. Gdy przerzucał sobie granatowy sweter Aomine przez głowę zrobiło mu się żal zostawiać mężczyznę samego, więc jeszcze przysunął się do niego na klęczkach i zawisł nad nim, odgarniając z odkrytej skroni ciemne kosmyki.
— Ty i tak jeszcze musisz pospać, a ja nie będę długo — oznajmił ciepło i pocałował skórę mężczyzny, uśmiechając się szeroko. — To jak, bo się rozmyślę — dodał, nawiązując do wcześniejszego pytania, praktycznie gotów do wyjścia.
Daiki westchnął ciężko, rozbudzony na tyle, by mniej więcej rejestrować, co się wokół niego dzieje. Przekręcił się na bok, by być przodem do Ryouty i uchylił leniwie jedną powiekę.
— Kup może mleko… — mruknął. — Mój plan na dzisiaj to spędzić pół dnia w łóżku sam, a drugie pół z tobą, więc będziesz mi potrzebny.
— Okej, podoba mi się — zachichotał blondyn i skradł mu jeszcze jednego całusa, uciekając przed kolejnym. — Mleko dla pana, raz! — dodał, zakładając swój płaszcz i owinął wokół szyi zielony szalik, wychodząc z mieszkania z krótkim „Do potem, Aominecchi!”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz