Orleański sen | rozdział 17

Weszli do baru, w którym, jak się okazało, było dość tłoczno. Oznaczało to tylko jedno. Ruthie już wróciła i miejsce to na nowo zaczęło funkcjonować jako jeden z najprzytulniejszych lokali w całym Nowym Orleanie.
W powietrzu unosiły się przeróżne wonie, jednak zdecydowanie przodował wśród nich wyraźny aromat chmielu oraz karmelu. Nagle Daiki uświadomił sobie, czemu jego domieszkę czuł zawsze, kiedy zaciągał się zapachem swojego chłopaka. Po prostu przylgnął on już do Kise na stałe, oznaczając go jako kogoś przynależącego do tego miejsca. W tamtej chwili Aomine przemknęło przez myśl, iż chciałby, aby kochanek przesiąkł tak kiedyś i nim samym. Szybko jednak zganił się za to, uznając ten pomysł za coś zbyt samolubnego. Pokręcił głową i złapał dłoń kochanka, co tamten przyjął z lekkim zaskoczeniem, ale i radością. Przecież dotychczas starali się nie afiszować związkiem w miejscach publicznych.

Przeszli przez całą długość pomieszczenia, zatrzymując się przed ladą, do której dotarcie dzisiaj stanowiło nie lada wyczyn. Miejsce to znacznie różniło się od czasu, gdy opuszczali je rano, mimo iż wciąż był to ten sam lokal. Musieli przeciskać się przez tłumy, aby dotrzeć do celu, jakim była dla nich wesolutka kobiecina, rozlewająca trunki do kufli. Raz w miesiącu, zawsze w ten dzień tygodnia, murzynka warzyła w ogromnym garze piwo, do którego dodawała przyrządzany na świeżo, karmelizowany cukier z kilkoma nadającymi niezwykły smak przyprawami. Całość robiła według specjalnej, znanej tylko jej i blondynowi, receptury. Specjał ten zyskał z czasem miano czegoś na wzór miejskiej legendy, przyciągając gości nawet z daleka. Ryota uwielbiał ten napój, co w dużej mierze zależało od tego, że sam tworzył z matką przepis metodą prób i błędów, dopóki nie uzyskali zadowalającego efektu.
Kiedy znaleźli się z Aomine przy ladzie i zgarnęli ciemnoskórą do kuchni ku niezadowoleniu ludzi czekających na swoje zamówienia, śpiewak od razu zaciągnął się wzmocnioną wonią. Niższy mężczyzna przytulił opiekunkę i odezwał się, podchodząc do szafki z gorącym, szerokim uśmiechem.
 ─ Wróciłaś wcześniej? ─ spytał, po czym wyjął z niej dwa małe naczynia na piwo.
─ Jakoś tak wyszło... Zawiedzeni?
Kise napełnił szkła trunkiem, wąchając wcześniej, buchającą na jego cerę z gara, parę. Nie mogąc się powstrzymać, upił łyk, zanim podał mulatowi drugą szklankę. Ciepłe, aromatyczne piwo przepłynęło przez jego gardło, naznaczając delikatną goryczką oraz subtelną słodyczą ścianki przełyku. Blondyn westchnął błogo i odparł odprężony:
─ Wręcz przeciwnie. ─ Uśmiechnął się do niej i dodał rozbawiony: ─ Tylko teraz to my wyjeżdżamy.

─ A gdzież to? Już podróż poślubna? Czy ja o czymś nie wiem? ─ zaśmiała się kobieta, mimo wszystko uważnie przyglądając się mężczyznom.
Aomine, jako że czuł się odpowiedzialny za całą sytuację, wziął na swoje barki przekazanie kobiecie niezbędnych szczegółów.
─ Jak na razie, chciałem po postu poznać Ryotę z moją matką. Mieszka w Waszyngtonie ─ dodał za pamięci. ─ Oczywiście, jeśli to nie problem, żebyśmy tak zniknęli na parę dni…

─ Ryota nie ma pięciu lat, nie będę mu mówić, co ma robić ─ powiedziała rozbawiona faktem, jak oficjalny był w tej chwili Daiki, po tym, jak znikali bądź nocowali u niej w lokalu, bez słowa zapowiedzi czy zapytania.
─ Jedźcie, dobrze wam to zrobi ─ oznajmiła. ─ W końcu ostatnio było tutaj trochę huczno... ─ przyznała, krzywiąc się nieznacznie.
 Ryota nagrodził ją całusem w policzek, patrząc na nią z czystą, synowską miłością.
─ Nie potrzebujesz pomocy? ─ spytał naturalnie.
─ Dobre? ─ zignorowała jego pytanie, patrząc znacząco na napój, który mężczyzna trzymał w swojej dłoni. Kise pokręcił głową i uśmiechnął się, unosząc lewy kącik ust ku górze.
─ Jak zawsze.
─ Lizus ─ odparła lekko, spoglądając na mulata, który jeszcze nie spróbował. ─ A ty co? Abstynent? ─ zaśmiała się, patrząc na Daikiego.

─ A skąd.
Daiki upił łyk specjału. I nie potrzebował niczego więcej, aby jego oczy zaiskrzyły się blaskiem, a reszta cieczy zniknęła z kubka w ułamku sekundy. Ciemnoskóry odetchnął błogo, rozkoszując się smakiem, który rozchodził się teraz po całym jego wnętrzu.
─ To… cudowne ─ przyznał po chwili, ocierając przy tym usta dłonią. ─ Z chęcią napiłbym się jeszcze, ale musimy jechać, jeśli chcemy dojechać do Waszyngtonu jeszcze dzisiaj ─ poinformował z żalem.

─ Do Waszyngtonu? Trochę daleko... ─ zdziwiła się kobieta. Kise posłał jej niewinny uśmiech, a Ruth ożywiła się nagle, pstrykając palcami. ─ Dobrze, ale chcę dostać pamiątkę!
Ryota zmarszczył brwi, wyczuwając podstęp.
─ Jaką? ─ zapytał ostrożnie.
Ciemnoskóra odwróciła się do mężczyzny o podobnym kolorycie skóry.
─ Proszę o przepis na tradycyjne Nanaimo ─ odparła z błyskiem w oczach. ─ Chyba znajdzie się tam ktoś, kto potrafi upiec specjał Waszyngtonu, prawda? ─ zaśmiała się.
Pozostawiając pytanie bez odpowiedzi, klepnęła wychowanka oraz jego chłopaka w tyłek i dodała:
─ Dobra, lecieć na górę i się pakować, bo nie znoszę pożegnań.

Aomine i Kise postąpili zgodnie ze słowami opiekunki blondyna i poszli na górę, aby przyszykować ubrania oraz inne rzeczy osobiste Ryoty. Daiki ściągnął z jego szafy walizkę, aby ten nie musiał się tym kłopotać, po czym usiadł po turecku na łóżku, przyglądając się poczynaniom kochanka, który krzątał się po całym pokoju, opróżniając jedną szafkę za drugą.
─ Hej, nie pakuj wszystkich swoich ciuchów, bo się nie zabierzemy ─ westchnął, kiedy śpiewak wciskał do walizki już siódmą parę spodni.

─ Muszę być gotowy na wszystko. Nie wiem, ile tam będziemy... ─ odparł zamyślony. Po chwili powrócił do walizki, wyciągając z niej kilka ciuchów. ─ No dobra, aż tyle nie potrzebuję ─ zgodził się.
Ostatecznie w torbie znalazły się trzy pary spodni, cztery koszulki, jego ulubiony, granatowy, zapinany na guziki sweter oraz czarna koszula, pasująca zarówno na błahe okazje, jak i te bardziej wyjściowe. Na koniec ściągnął swoje pomarańczowe ubranie w grochy, eksponując tym samym, obserwującemu go Daikiemu swoje ciało; ładując je do środka. Podszedł do szafy i założył jasnobrązową koszulę z drewnianymi guziczkami i narzucił na nią ciemną, dębową marynarkę, w podobnym odcieniu do jego spodni.
─ Dobra. Chyba wszystko... ─ powiedział, znikając na chwilę i pojawiając sie w pokoju ze szczoteczką do zębów, lekami i maścią na ranę.

─ Zapomniałeś tylko o jednym ─ wtrącił Aomine.
Uśmiechnął się w taki sposób, iż Kise wiedział, że nie wróżyło to nic dobrego.
─ O czym?
─ Łap. ─ W tej samej chwili, kiedy Daiki wypowiedział to jedno, proste słowo, już rzucał blondynowi pewien przedmiot, który w niewiadomy sposób znalazł się nagle w jego posiadaniu. Kise, tylko dzięki wrodzonemu refleksowi, udało się złapać niewielką buteleczkę, której zawartość pozostawała aż nader oczywista, dzięki napisowi na opakowaniu.
Lubrykant.

Blondyn spąsowiał i krzyknął głośno:
─ Ahominecchi!
Miał ochotę odrzucić flakonik, jednak schował go dzielnie, bez zbędnych komentarzy, nadymając policzki z zażenowania. Przybrał jednak dobrą minę do złej gry i odparł zadziornie:
─ A może tego nie wezmę, hm? Co wtedy zrobisz?

Ciemnoskóry, zachowując pokerową twarz, choć w środku trząsł się ze śmiechu, wzruszył tylko ramionami, po czym odparł spokojnie, zupełnie tak, jakby mówił o pogodzie:
─ Użyję jakiejkolwiek innej substancji, z jaką mieliśmy już styczność. Mam ci je wymienić? ─ spytał słodko.

─ O-obejdzie się ─ burknął śpiewak, gromiąc go spojrzeniem. Przetarł swoją twarz dłonią i prychnął: ─ Nie będziemy uprawiać seksu, kiedy za ścianą będzie twoja matka. ─ Wyciągnął asa z rękawa, patrząc na Daikiego zwycięsko.

─ Czemu? ─ spytał mężczyzna z prawdziwym zdziwieniem w głosie. ─  A ona to nigdy nie uprawiała seksu, kiedy to ja byłem za ścianą?

Ryota pisnął zawstydzony, rzucając z mocą w mulata, czym miał pod ręką. W tym przypadku był to ręcznik.
─ Ja nie mam zamiaru dzielić się z nikim moim życiem seksualnym! ─ powiedział hardo.

Aomine westchnął ciężko i wstał z łóżka, chwytając wcześniej ręcznik, którym dostał w twarz. Rozłożył go, powoli podchodząc do Ryoty. Kiedy zatrzymał się pół metra przed chłopakiem, zarzucił na niego materiał tak, że był on na jego biodrach, cały czas trzymany przez ciemnoskórego na obu końcach. Wystarczyło tylko lekkie pociągnięcie, a Kise sam zbliżył się do niego, pchany przez ręcznik.
─ Jeśli tak ci to przeszkadza, to przecież możemy pojechać na ten czas do mojego mieszkania ─ wymruczał, rzucając kochankowi jedno ze swojej gamy drapieżnych spojrzeń. ─ Tylko to trochę daleko. W razie czego zostaje nam samochód, skarbie.

Kise postanowił podjąć się gry i postawić wszystko na swój wdzięk i urok osobisty. Objął Daikiego, patrząc na niego zawadiacko i pokręcił kusicielsko biodrami.
─ Czy nasz związek opiera się tylko na tym? ─ spytał, podkreślając ostatnie słowo. ─ Jesteś bardzo okrutny ─ zarzucił mu, udając smutek.

Aomine uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust w górę. Odpowiedź już dawno miał w zanadrzu, bowiem przewidział, że Kise posłuży się takim argumentem.
─ Oczywiście, że nie ─ odparł poważnie. ─ Zależy mi na tobie całym, w czego skład wchodzi też seks. A że ten z tobą jest zawsze tak bardzo udany... ─ wsunął nogę między jego uda, przyciskając do siebie jeszcze mocniej ─ to chyba mogę zacząć u siebie podejrzewać uzależnienie od niego ─ wymruczał kochankowi do ucha, celowo przygryzając na końcu jego płatek.

Ryota westchnął podniósł się lekko na palcach, aby oprzeć swoje krocze o udo kochanka, zawężając uścisk na jego szyi. Skubnął usta ciemnoskórego i złapał w zęby jego dolną wargę, pomrukując ponętnie.
─ Przykro mi ─ powiedział nagle, burząc tym samym nastrój ─ ale chyba będziesz musiał iść na odwyk, Aominecchi.

Daikiego na początku zatkało. Chyba po raz pierwszy nie wiedział, jakiej natychmiastowej odpowiedzi powinien udzielić.
Nie pozwolił jednak Kise zbyt długo napawać się zwycięstwem.
─ Ale zdajesz sobie sprawę, że wtedy też będziesz zmuszony do abstynencji? ─ sapnął mu w usta pytanie, poruszając przy tym swoją nogą tak, aby jak najbardziej podrażnić jego genitalia. ─ Z resztą, jeśli przyjmiemy taką ewentualność, będę musiał zaspokajać się ręką. A... Poczekaj... ─ Udał zamyślenie. ─ Wydaje mi się, czy ostatnio nie czułeś się komfortowo z tym, że chciałem to zrobić sam?

Śpiewak chrząknął, aby ukryć swój jęk. Noga Daikiego zdecydowanie zbyt mocno napierała na wrażliwą przestrzeń miedzy jego nogami. Choć zarumienił się obficie na samo wspomnienie tamtej chwili, dzielnie kontynuował to, co nakazywała mu jego męska duma:
─ Przypominam, że to ty jesteś bardziej porywczy i niecierpliwy w tych sprawach. Jesteś nadpobudliwy ─ ocenił, dźgając go palcem w pierś. Śledząc wzrokiem swoje poczynania, począł nim sunąć w dół, zastraszająco powoli znacząc dróżkę od torsu ciemnoskórego ku dołowi. Zakończył ją na środku jego spodni, tuż przy zamku błyskawicznym, naciskając lekko, chodź odczuwalnie, na czułe miejsce. ─ O tutaj... ─ wytłumaczył blondyn, uśmiechając się słodko. Spojrzał w granatowe tęczówki spod wachlarza długich rzęs i dodał: ─ Już nie będę tak robił, to dla twojego dobra. Ty sam też nie możesz się dotykać ─ oznajmił. ─ Inaczej kuracja nie będzie miała sensu.

Aomine odetchnął ciężko, aby się uspokoić. Jak już to powiedział, stosunek z Kise nie był jedynym, na czym mu zależało, jednak prawda była taka, iż nie umiał sobie wyobrazić związku bez seksu. Po prostu.
─ No cóż... Rozumiem ─ odparł powoli, ważąc w myślach każde słowo z osobna. ─ Myślałem, że lubisz, jak sprawiam ci przyjemność, jednak najwidoczniej się myliłem. Musiałem myśleć zbyt dużo o sobie. Cholera, nie znam drugiej tak samolubnej osoby jak ja! ─ zawołał, odstępując od Ryoty.
Jednocześnie w duchu gratulował sobie właśnie talentu aktorskiego, który pozwolił mu odegrać jedną z dramatyczniejszych scen w jego życiu. Dobrze wiedział, że udając niedowartościowanie samego siebie, powinien obudzić w blondynie nadmiar uczuć. Bo przecież, po tym wszystkim, co robił dla kochanka, raczej nie mógł o siebie powiedzieć ,,samolubny”, jak zarobił to przed chwilą. I był pewien, że śpiewak dobrze o tym wie.

Ryota popatrzył na Aomine z troską.
─ Nie mów tak! ─ odparł przejęty. Podszedł do niego, łapiąc za twarz. Zbliżył swoje usta do tych, od Aomine i...
Odsunął się z wrednym uśmieszkiem.
─ Aktorzyna. ─ wyszczerzył się, wietrząc spisek. Poklepał Daikiego po ramieniu i cmoknął szybko, odwracając się tyłem. Złapał swój bagaż i spytał:
─ To co, jedziemy?

Ciemnoskóry mruknął z aprobatą, kiedy jego chłopak pocałował go przelotnie.
─ Jasne ─ odpowiedział i wziął od blondyna walizkę, aby ten nie musiał kłopotać się z niesieniem ciężaru.
Na dole rzucili jeszcze do Ruthie, że wychodzą, jednak ta nie miała czasu odpowiedzieć, otoczona chmarą klientów. Skinęła im tylko głową i uśmiechnęła się.
Daiki zdążył już nieco wytrzeźwieć, a drogi o wieczornych godzinach stawały się opustoszałe, toteż nie martwił się on zbytnio o ich bezpieczeństwo. Jechał szybko i pewnie, jak zwykł to robić, rażony feerią barw zachodu słońca, zasłuchany w radio oraz melodyjny głos blondyna, który, nie kryjąc ekscytacji, zagadywał go co chwila.

Kise większość drogi, jeśli akurat nic nie mówił, przespał. Gadał jak najęty do kochanka, aż po prostu zmorzył go sen.  Daiki tylko uśmiechnął się, ściszył radio i prowadził ich do celu, pilnując się, aby nie zasnąć. Gdyby tylko poczuł się senny, zjechałby na pobocze i przespał się, aby nie narażać życia żadnego z nich.
  Ze względu na porę, puste drogi oraz szybkie auto, podróż nie trwała specjalnie długo. Znaleźli się na miejscu przed świtem, a zatem w nocy. Aomine zaparkował przed domem matki i, nie mając serca budzić blondyna, wziął śpiącego Ryotę na ręce, wnosząc do mieszkania i zaniósł go do swojego pokoju, układając na łóżku w akompaniamencie westchnień zachwytu ze strony Miki. Pogrążony we śnie, pijany mężczyzna tylko zwinął się w kłębek, mamrocząc coś niezrozumiałego i, zewsząd otoczony zapachem mulata, przestał marszczyć swoje brwi, jakby chwilę przedtem przez jego głowę przepływały nieprzyjemne obrazy, a teraz zniknęły niczym kałuże po letnim deszczu.
 Dla Aomine los stworzył wręcz idealną sytuację, aby móc porozmawiać z rodzicielką, skoro nie zapowiadało się, że w najbliższym czasie jej nowy gość się obudzi.

Jak najciszej potrafił, przymknął drzwi swojego dawnego pokoju, po czym odciągnął rodzicielkę jak najdalej od niego, do salonu.
─ Ale Daiki…! ─ protestowała. ─ Daj mi jeszcze na niego popatrzeć!
─ Nie teraz! Nie widzisz, że śpi? ─ warknął, czując obowiązek chronienia swojego chłopaka przed żądnym jego oblicza wzrokiem matki.
─ No i co? ─ westchnęła Mika, z rezygnacją opadając na kanapę. ─ Przywiozłeś mi tu modela, to chociaż daj się napatrzeć.
─ Chciałabyś.
Nalał wody do niewielkiego, lśniącego czajnika, po czym postawił go na kuchence, uprzednio zapalając pod nim gaz. Następnie wskoczył i usadowił się wygodnie na blacie kuchennym, który oddzielał owe pieszczenie od salonu. Mika skrzywiła się nieznacznie, ale już nie zwracała mu uwagi. Próbowała przez cały czas, kiedy mieszkali w mieszkaniu razem. Bezskutecznie, bowiem ciemnoskóry gardził wygodnymi fotelami i pufami na rzecz blatu.
─ Na ile planujecie zostać? ─ spytała po chwili, przekręcając się na sofie tak, aby móc patrzeć na syna bez konieczności skręcania szyi.
─ A na ile masz zamiar nas przygarnąć?
Kobieta wzruszyła ramionami.
─ Dla mnie możecie zostać i do świąt. Ale, jak znam życie, nie przyjechałeś do Waszyngtonu tylko, aby pokazać go Kise, co?
Milczał chwilę, ale ostatecznie cicho przyznał matce rację.
─ Muszę wyjaśnić kwestię swojej pracy. Jeśli takową w ogóle jeszcze mam.
─ Ojciec się więcej do ciebie nie odezwał?
─ Nie. Ostatni raz rozmawialiśmy, kiedy musiał pofatygować swoje cztery litery do mnie.
─ I co zamierzasz?
Aomine nie odpowiedział, ponieważ przerwał mu gwizd czajnika. Zeskoczył szybko z blatu, zgasił płomień, po czym zdjął naczynie z palnika, rozlewając wrzątek do dwóch kubków, które wcześniej zdążył naszykować. Następnie wrzucił do każdego po torebce herbaty i usiadł wraz z Miką na kanapie, podając jej naczynie z parującą cieczą.
─ Więc? ─ ponagliła, upijając łyk napoju i posyłając synowi nieco zmartwione spojrzenie.
─ Muszę pogadać z ojcem ─ stwierdził po prostu, odwracając wzrok. Nie mógł patrzeć w te duże, czarne,  przepełnione troską oczy.
─ To raczej oczywiste. Nie możesz wiecznie uciekać od problemów. ─ Idealnie ujęła jego ostatnie zachowanie.
─ No wiem, wiem… ─ westchnął. ─ W razie czego chyba sam będę musiał się zwolnić.
─ Dobry wybór.
─ Raczej przymus. ─ Uśmiechnął się krzywo.
─ Daj spokój, znajdziesz sobie coś innego. Przecież nadal możesz być prawnikiem, tylko tym razem na swoich własnych warunkach. Masz tyle znajomości! Rusz głową, od tego ją masz!
Przez chwilę trwali w milczeniu, popijając herbatę. Aomine rozważał słowa rodzicielki, przyznając jej w duchu rację. Cieszył się, że mógł na niej polegać i tym razem.
─ A gdzie kot? ─ spytał w końcu ciemnoskóry, rozglądając się po pomieszczeniu. Wydało mu się dziwne, że jego zwierzak jeszcze nie wyczuł jego obecności i nie przyszedł się przywitać, tak, jak robił to zwykle.
─ Nie mam pojęcia ─ westchnął Mika.
─ Jak to?
─ No jakoś tak… Nie widziałam go. Już chyba od trzech dni.
─ Że jak?!
Zerwał się z kanapy, posyłając kobiecie wściekłe spojrzenie. Ta jednak, ku jego zdziwieniu, roześmiała się tylko serdecznie.
─ Żartuję, żartuję! ─ powiedziała szybko, machając dłonią. ─ Gdzieś tu się krząta. Chociaż muszę przyznać, że nieco zmarkotniał, od kiedy byłam zmuszona porozdawać chętnym jego kocią rodzinkę.
Daiki wypuścił powietrze zebrane w płucach ze świstem, przeczesując włosy dłonią. Postanowił nie komentować kiepskiego poczucia humoru Miki. Dopił herbatę, odstawił kubek na blat, po czym przeciągnął się i ziewnął.
─ Idę już spać. Pogadamy jutro. Jestem zmęczony.
─ Jasne! Też już będę się kłaść, czekałam specjalnie na was. ─ Uśmiechnęła się.
Ciemnoskóry odwrócił się tyłem do kobiety, zmierzając ku łazience. Zanim jednak do niej wszedł, odwrócił się jeszcze i rzucił:
─ Tylko pamiętaj, nie zamęczaj swojego zięcia za bardzo.
Mika nic nie odpowiedziała, śmiejąc się pod nosem. Aomine pokręcił głową z rezygnacją, wchodząc do łazienki. Znając swoją matkę, mógł zinterpretować jej zachowanie jak tylko chciał, bowiem nigdy nie potrafił do końca przewidzieć, co nowego wymyśli.
Wziął krótki prysznic, aby zmyć z siebie pot. Pozwolił również spłynąć, razem wodą po swoim ciele, chociaż części zmęczenia po podróży. Następnie wytarł się i, nie kłopocząc czymś takim jak piżama, wrócił do swojego pokoju.
Kise wciąż smacznie spał, pochrapując od czasu do czasu cichutko. Mężczyzna uznał to za urocze. Już miał położyć się obok kochanka, kiedy spostrzegł, że miejsce przy nim jest już zajęte.
─ Kot! ─ syknął cicho na swojego pupila, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, jednak zwierze miało go w głębokim poważaniu, śpiąc, wtulone w blondyna.
Ponieważ był już zbyt zmęczony, aby wymyślić coś innego, po prostu ułożył się za kotem, sprawiając, iż ten był po środku. Potem nakrył całą ich trójkę kołdrą i zamknął oczy, natychmiast zasypiając.

*

Ryota poczuł pod swoim nosem dotyk czegoś puszystego i miękkiego, co niemiłosiernie łaskotało owy narząd węchu. Kichnął cicho, czując, jak puchate „coś” podskakuje. Otworzył powoli oczy, spotykając się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem kocich ślepi. Kulka sierści wpatrywała się w niego, jakby czegoś wyczekiwała. Blondyn wysunął spod siebie rękę i pogłaskał mały łepek, z przyjemnością wsłuchując się w ciche pomruki towarzyszące jego dotykowi. Poskrobał kota pod bródką kostką palca wskazującego i zaśmiał się, gdy żyjątko odchyliło główkę tak mocno w tył, że położyło się na plecach. Zwierzę fuknęło, poprawiło się na łóżku i wróciło do spania, wtulając się w swojego właściciela, którego Kise dopiero teraz spostrzegł.
─ Kise... ─ mruknął przez sen Daiki. Blondyn uśmiechnął się, kiedy czteronożny przyjaciel uciekł przed niedźwiedzim uściskiem mulata. Złapał mruczka w objęcia, gdy ten uciekł w jego stronę.
─ Hej piękny ─ powiedział cicho mężczyzna, rozglądając się po pokoju. A więc był u Aomine... Przypomniał sobie, że zasnął.
─ O nie... ─ jęknął cierpienniczo, zdając sobie sprawę z tego, że nie przywitał się i nie poznał z matką swojego chłopaka. No właśnie. Skoro o nim mowa...
─ Aominecchi ─ szepnął, szturchając kochanka w ramię. Zero efektu. ─ Aominecchi, wstań ─ poprosił głośniej śpiewak, jednocześnie mocniej ruszając ręką. Ciemnoskóry spał jak zabity, mrucząc tylko coś do siebie.
─ Aominecchi! ─ krzyknął mu do ucha.
─ Jezu, co? ─ zapytał pół świadomy, ruszając ręką, jakby odganiał natrętną muchę.
─ Wstań, proszę ─ powiedział słodko blondyn. Daiki zgarnął go do siebie ramieniem, przyciskając do siebie.
─ Śpimy jeszcze ─ burknął, oddychając głośno.
─ Wstawaj! Muszę do toalety... ─ przyznał zażenowany.
─ To idź ─ jęknął kochanek, obracając się tyłem do niego.
─ Nie wiem gdzie! ─ odparł Kise, tracąc kontakt z mężczyzną. ─ Nie chrap, no!
─ Matko, wyjdziesz, to pierwsze drzwi po prawej... ─ powiedział nieświadomie.
Ryota dał sobie spokój z dalszym budzeniem swojego chłopaka i wstał powoli. Przytulił do piersi kota, myśląc nad tym, co robić. W końcu zdecydował się iść za wskazówkami mulata i wyszedł z pomieszczenia, puszczając zwierzę na podłogę. Było to bezcelowe, ponieważ ten i tak miał zamiar mu towarzyszyć. Wyszedł za mężczyzną z pokoju i wszedł z nim do, ku uldze jasnowłosego, znalezionej łazienki. Kise załatwił swoje potrzeby, umył ręce oraz zęby, ciesząc się, że pamiętał o zgarnięciu z sypialni Aomine szczoteczki i przeczesał rozczochrane włosy dłonią. Wciąż był ubrany w pogniecione ciuchy, w których spał, więc postanowił iść po zamienniki do swojej walizki. Gdy tylko o tworzył drzwi, spotkał przed sobą niską, drobną kobietę, patrzącą na niego z uśmiechem.
─ No dzień dobry, skarbie ─ przywitała się, wpatrując w zdziwionego blondyna.
─ D-Dzień dobry! ─ odpowiedział zmieszany. Skłonił się lekko i pocałował drobną dłoń, przedstawiając się niepotrzebnie, z grzeczności. ─ Kise Ryota ─ powiedział ze szczerym uśmiechem. Chociaż w środku strasznie się stresował, nie dał po sobie tego poznać.

─ Mika Aomine ─ odparła kobieta, odwzajemniając uśmiech.
Była już ubrana, w zwykłą, prostą, szarą sukienkę do kolan oraz beżowy sweter na nią zarzucony. Włosy związała w niezgrabny kok. Ryota wywnioskował, że musiała niedawno wstać.
─ Jak ci się spało? Mam nadzieję, że Daiki dał ci odpocząć, co? ─ spytała, puszczając mu przy tym oczko.

Mężczyzna uniósł brwi ku górze, rumieniąc się obficie. Przełknął szybko ślinę i odparł niemalże natychmiast:
─ Tak, oczywiście, że tak! ─ Podrapał się po szyi i dodał nagle speszony: ─ Ach, pani Miko, przepraszam za wczoraj. Tak bez żadnego przywitania czy czegokolwiek, władowałem się pani do domu i spałem... Naprawdę przepraszam ─ burknął, unosząc dłoń, czując się winny.

Kobieta westchnęła tylko cicho i pogładziła Kise po głowie, stając przy tym na palcach, ponieważ była niższa.
─ Absolutnie się tym nie przejmuj, skarbie! Musiałeś być naprawdę zmęczony, skoro tak słodko sobie zasnąłeś i nie obudziłeś, kiedy Daiki cię tu przyniósł. Ale absolutnie nie mam ci tego za złe! ─ oświadczyła, uśmiechając się przy tym przymilnie. ─ No! A teraz muszę się prosić o pomoc. Obudź mojego syna, bo ja już dawno wyszłam z wprawy, a śniadanie jest już prawie gotowe.

─ Jasne, nie ma problemu ─ rzucił wesoło. Posłał Mice jeszcze przelotny uśmiech i wszedł do pokoju swojego chłopaka.
 Daiki nadal spał w najlepsze. Leżąc na brzuchu, z rozkopaną kołdrą, kurczowo trzymał pod głową poduszkę. Zajmował prawie całe łóżko, mając porozrzucane na nim we wszystkie strony kończyny. Kise parsknął cicho i podszedł do mężczyzny, siadając na wolnym skrawku posłania. Podparł rękę tuż przy twarzy kochanka, po czym oparł głowę o swoje ramię i wpatrywał się w mulata, ciesząc w duchu. Pochylił się nad nim i złożył na jego ustach długi, powolny pocałunek. Ciemnoskóry mruknął z aprobatą, uchylając lekko powieki.
─ Wstawaj, śpiochu ─ szepnął melodyjnie blondyn.
Aomine uśmiechnął się tylko i zamknął na powrót oczy. Ryota zmarszczył nos. Wdrapał się na wyższego, sadowiąc na jego kości ogonowej i delikatnie złapał zębami śniady kark.
─ No już, Aominecchi... ─ powiedział pretensjonalnie. Oprócz cichego, gardłowego pomruku, nie doszukał się żadnej reakcji.
─ O nie. Tak się bawić nie będziemy ─ oznajmił Kise, niezadowolony z braku poświęcenia mu uwagi.
Schylił się ponownie i wbił w wystającą kość kręgosłupa zęby, uzyskując tym samym zamierzony efekt, jakim była nagła pobudka ukochanego. Daiki syknął, spinając się i wlepił w niższego pretensjonalny wzrok, jakby stawiający pytanie „Za co?”, a jasnowłosy uśmiechnął się niewinnie, witając się z nim miło.
─ Dzień dobry, Aominecchi. Wstań, idziemy na śniadanie.

─ Nie chcę jeść, chcę spać ─ burknął Daiki, rozmasowując przy tym obolały kark.
Mimo swojego niezadowolenia, podniósł się jednak do siadu, pozwalając, aby kołdra zsunęła się z niego, ukazując doskonale zbudowane ciało w całej swej okazałości.
Ciemnoskóry ziewnął potężnie i przekręcił głowę na bok, aż coś nie pstryknęło mu w szyi, przynosząc tym samym ulgę. Spojrzał na Kise, przyłapując kochanka na uważnym lustrowaniu jego ciała. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Blondyn natychmiast odwrócił wzrok w inną stronę, udając, że przed chwilą wcale nie przypatrywał mu się z taką pasją, czerwieniąc lekko.
─ Jestem aż tak przystojny? ─ zagadnął Aomine, powstrzymując śmiech.

─ Miewasz czasem przebłyski ─ przyznał kąśliwie. Zbliżył się do niego, patrząc na jego twarz. Musnął jego wargi i powiedział nieugiętym tonem: ─ Idziemy na śniadanie ─ zarządził. ─ Szkoda, żeby stygło. A twoja mama się pofatygowała, żeby wstać wcześniej i je zrobić.

Aomine wywrócił tylko oczami, po czym wstał i zaczął się ubierać. Wciągnął na siebie bieliznę, jeansy oraz prostą czarną koszulkę na długi rękaw. Przy zakładaniu na siebie kolejnych rzeczy manewrował swoim ciałem tak, aby jak najbardziej wyeksponować je przed Kise.
W końcu, gdy skończył, podszedł do łóżka, na którym siedział Ryota,  po czym pochylił się i cmoknął go w usta. Grzywka blondyna przyjemnie łaskotała go przy tym w twarz.
─ No to chodź ─ westchnął Daiki, kiedy już odsunął się od niego.
Złapał go za rękę i poprowadził za sobą aż do salonu, skąd napływały do ich nozdrzy przyjemne zapachy. Mika stała w kuchni przy kuchence, starając się opanować parę rzeczy na raz. Mieszała coś w dwóch garnkach, jednocześnie pilnując, aby na patelni obok nic się nie przypaliło, a przy tym nuciła sobie coś pod nosem.
─ Pomoc ci? ─ spytał Daiki, przyglądając się matce.
─ Nie, nie, już kończę. Siadajcie, chłopcy ─ odparła szybko i uśmiechnęła do nich przez ramię.

Mężczyźnie zrobili, jak prosiła kobieta, zajmując miejsca przy stole. Kise usiadł prosto, przy czym Aomine niemal nie położył się na blacie. Ryocie podobał się ten widok. Ciemnoskórego, który zachowuje pełną swobodę w miejscu, w którym się wychował. Kompletnie pochłonięty rozmyślaniami, na temat młodości Daikiego, uśmiechnął się, zakładając krótki, granatowy kosmyk za jego ucho. Krótko po tym, pojawiły się przed nimi talerze z parującym jedzeniem oraz twórczyni owych dań.

─ No, chłopcy. Jemy. I wszystko ma zniknąć z talerzy, jasne? ─ poinformowała Mika i uśmiechnęła się przymilnie.
Aomine wiedział jednak, iż ten uśmiech był tylko zmyłka, bowiem gdyby ośmielili się coś zostawić, pożałowaliby tego.
Aomine zaczął nakładać sobie góry jedzenia, podczas gdy Kise przez chwilę się wahał. Nie uszło to oczywiście uwadze gospodyni, która sama wzięła jego talerz, wciskając na niego co się dało.
─ Jesteś taką chudzinką, zupełnie jak Daiki, kiedy był nastolatkiem. Dobrze się odżywiasz, skarbie? W ogóle, opowiedz coś o sobie. Bo mój synuś mówił o tobie bardzo zwięźle ─ westchnęła, sama sadowiąc się po przeciwległej stronie stołu, stawiając przed Ryotą jego, zapchany jedzeniem, talerz.

Kise patrzył w niego z czystym przerażeniem malującym się na jego twarzy. Potrafił zjeść dużo, jednak nie był pewien, czy z monstrualnej porcji,  postawionej przed nim, byłby w stanie zmieścić chociaż jedną trzecią. Zmartwił się o los swojego żołądka, a mulat, widząc jego minę, parsknął śmiechem z pełnymi ustami. Blondyn zgromił go spojrzeniem i złapał walecznie za widelec. Nałożył na niego porcję omleta i skosztował go. Był bardzo smaczny, jednak fakt, ile rzeczy znajdowało się na porcelanie, nieco psuł cały ten efekt. Śpiewak chrząknął cicho, drapiąc się po policzku.
─ Jem wystarczająco, dziękuję ─ powiedział uprzejmie, biorąc kolejny kęs. Kiedy go przeżuł, odparł zmieszany. ─ Nie bardzo wiem od czego by tu zacząć... Może ma pani jakieś konkretne rzeczy, o które chciała by spytać? ─ zapytał. Zdecydowanie łatwiej było mu odpowiadać na pytania, niż opowiadać o wszystkim samemu.

─ Och, całe mnóstwo! ─ odparła rozentuzjazmowana.
Aomine tylko wywrócił oczyma i szturchnął Kise, mówiąc szeptem:
─ Gratuluję odwagi skarbie, ona teraz chyba nigdy nie skończy.
─ Hmm... Więc zaczniemy od czegoś prostego ─ powiedziała Mika, mierząc blondyna badawczym spojrzeniem. ─ Gdzie pracujesz?

Ryota, po słowach swojego chłopaka, zląkł się na słowa „czegoś prostego”. Miał co do tej rozmowy złe przeczucia. Mimo wszystko prowadził ją, odpowiadając uważnie, tak, aby nie brzmiało to jak przechwałka.
─ Śpiewam na kameralnych koncertach w hotelu, w Orleanie.

─ O mój Boże. ─ Mice sztućce wypadły z rąk. ─ Nie dość, że przystojny, to jeszcze utalentowany! Brawo, Daiki, w końcu coś ci się w życiu udało! ─ zawołała.
Aomine posłał jej mordercze spojrzenie, ale nie skomentował, poświęcając całą swoją uwagę jedzeniu.
─ A więc śpiewasz... To cudownie! Tylko Nowy Orlean jest troszkę daleko... Ale to tam się poznaliście, tak? Jak to wyglądało?  No, śmiało, tak z twojej perspektywy! ─ dodała, widząc speszony wzrok Ryoty.

Kise puścił uwagi na temat jego pracy w niepamięć, czując, jak poziom niezręczności rośnie. Nie lubił być tak chwalony. Wbrew swojemu zawodowi był skromną osobą.
Zastanowił się chwilę nad kolejnym pytaniem kobiety. Nie mógł odpowiedzieć tak, jak o to prosiła. Za bardzo się wstydził przyznać, że ich spotkanie było dla niego czymś w rodzaju siły wyższej. Przeznaczenia. Moment, w którym wyczuł na sobie onieśmielający wzrok Daikiego był jak znak. Niewidzialna siła, każąca mu podejść i zacząć rozmowę, mimo wstydu oraz tylu porażek w swoim życiu.
Blondyn przełknął ślinę.
─ Poznaliśmy się w barze, w trakcie koncertu ─ powiedział, uważnie dobierając słowa. ─ Aominecchi siedział kilka miejsc ode mnie i lustrował mnie spojrzeniem ─ zaśmiał się, gdy ciemnoskóry zakrztusił się jedzeniem. ─ Jakoś tak... Od razu przykuł moją uwagę ─ dodał, wzruszając ramionami. ─ Nie mogłem się powstrzymać od zaczęcia rozmowy ─ zakończył, uśmiechając się delikatnie.

─ Och, jak w jakimś filmie! ─ zachwyciła się kobieta.
W tamtym momencie Kise miał wrażenie, że wyczytała ona wszystko to, o czym przed chwilą myślał, a co było ukryte między wierszami jego wypowiedzi. Co ciekawe, Aomine również wydawał się znać prawdziwe odczucia kochanka odnośnie tej historii, bo uśmiechnął się pod nosem, kiedy tylko przestał kasłać i złapał wolną ręką swobodnie wisząca dłoń blondyna pod stołem, gładząc kciukiem jej wierzch.
─ Ale skoro już jesteśmy w temacie... ─ Mika odchrząknęła znacząco. ─ Kto w waszym związku jest na dole...?

Kise patrzył na kobietę jak ciele w malowane wrota. Nie docierało do niego znaczenie jej słów. Myślał, że się przesłyszał.
─ Przepraszam? ─ spytał zmieszany i dopiero zachowanie Daikiego, ponownie krztuszącego się, tyle że ze śmiechu, potwierdziło, że jednak ze słuchem wszystko ma w porządku.
Poczuł, jak na jego policzki wdziera się zdradliwy rumieniec. Blondyn patrzył na kochanka błagalnym spojrzeniem, prosząc w duchu, o jakąkolwiek interwencje.

Daiki poklepał go po ramieniu w geście otuchy, po czym wykrztusił do matki:
─ Miałaś go nie dręczyć! Poza tym jak ci się wydaje? ─ dodał kwaśno.
Mika pokiwała tylko głową ze zrozumieniem i puściła oczko Ryocie, który zaczerwienił się jeszcze bardziej, przypominając teraz kolor dojrzałego pomidora.
─ Ale nie martw się! Ja też jestem na dole! ─ poinformowała ze śmiechem, dopiero po chwili reflektując się, że za bardzo nie pocieszyła tym Kise. ─ To znaczy... Ehrm... Cóż, następne pytanie. Chciałbyś mieć z Daikim dzieci?

Rozmowa coraz mniej przypominała Kise czegoś, co można by określić mianem „normalnej”. Nie miał za złe kobiecie, jednak nie przygotował się na pytania, jakie zadawała. W życiu by się nie spodziewał, że tak będzie wyglądać ich pierwsza pogadanka. Gdy tylko usłyszał słowo „dzieci”, speszył się, o ile to możliwe, jeszcze mocniej. Chciałby móc dzielić z mulatem tak piękny rozdział w związku, jakim jest rodzicielstwo, jednak na chwilę obecną uważał, że zbyt wiele mogło by się wydarzyć. Sądził, że do czegoś takiego należy podchodzić poważnie, a oni, póki co, nie byli jeszcze na tyle ustatkowani. Ich relacja była silna i pełna miłości, ale wciąż burzliwa. W dodatku śpiewak przypomniał sobie o problemie, jakim był chodzący na wolności Haizaki. Mimo strachu, jaki wywołało u niego to wspomnienie, uśmiechnął się lekko, odwracając nieznacznie od rozmówcy głowę, czując przyjemne ciepło, wywołane tym, co sam powiedział.
─ Kiedyś na pewno. Ale jak ma razie, to chyba za szybko, nie mam racji? ─ Spojrzał z czułością na ciemnoskórego.

Daiki poczuł, jak w jego wnętrzu coś przyjemnie go ściska, a uczucie szczęścia rozchodzi powoli po całym ciele.
Nigdy specjalnie nie przepadał za dziećmi, ale jeśli tylko Kise chciałby założyć z nim rodzinę, nie miałby nic przeciwko. W końcu wizja obdarowania miłością jeszcze jednej, małej istotki, która mogłaby pojawić się w ich życiu, nie była wcale taka zła.
Jednak, również i jego zdaniem, wciąż było za wcześnie na jakikolwiek deklaracje w tym temacie. Przełknął szybko to, co miał w buzi, odchrząknął, po czym odpowiedział:
─ Jasne, to... Przecież nawet nie mieszamy jeszcze razem. Czy ty zawsze musisz zadawać tak kłopotliwe pytania? ─ zwrócił się do matki.
Ta jednak wydawała się nieobecna, z błogim uśmiechem na ustach przypatrując się im obojgu.
─ Będę babcią... ─ westchnęła tylko, kręcąc w dłoni widelcem z nabitym na nim jajkiem.
Aomine pokręcił głową z rezygnacją, po czym pstryknął z palców tuż przy jej twarzy, na co ta zamrugała szybko, zdezorientowana.
─ Nie musisz już iść do pracy? ─ spytał kwaśno.
─ No wiesz ─ jęknęła Mika. ─ Już mnie wyganiasz? Masz aż taką chcicę czy co...
Aomine zgromił ją spojrzeniem, jednak na niej nie wywarło to większego wrażenia. Mimo to, machnęła szybko dłonią i powiedziała:
─ No już, już, przepraszam. Zazwyczaj taka nie jestem ─ zwróciła się do Ryoty. ─ Teraz chyba... Jestem po prostu podekscytowana tym, że Daiki znalazł tak fantastycznego partnera ─ powiedziała, uśmiechnęła się szczerze, po czym wstała od stołu i przyciągnęła się. ─ Chyba rzeczywiście będę się już zbierać, w końcu dochodzi dziesiąta... Tylko mam prośbę, pozmywaj ─ powiedziała do ciemnoskórego, który skrzywił się nieznacznie.
Mika zaśmiała się i pochyliła nad synem, którego pocałowała krótko w policzek. Z Kise postąpiła tak samo, dodatkowo głaszcząc go dłonią po policzku.
Chwyciła torbę i płaszcz, które wisiały na krześle, na którym wcześniej siedziała, po czym ruszyła w stronę drzwi, rzucając na odchodne:
─ Bawcie się dobrze, tylko nie przesadzajcie, bo ściany są w tym budynku całkiem cienkie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz