Weszli do
baru, w którym, jak się okazało, było dość tłoczno. Oznaczało to tylko jedno.
Ruthie już wróciła i miejsce to na nowo zaczęło funkcjonować jako jeden z
najprzytulniejszych lokali w całym Nowym Orleanie.
W powietrzu
unosiły się przeróżne wonie, jednak zdecydowanie przodował wśród nich wyraźny
aromat chmielu oraz karmelu. Nagle Daiki uświadomił sobie, czemu jego domieszkę
czuł zawsze, kiedy zaciągał się zapachem swojego chłopaka. Po prostu przylgnął
on już do Kise na stałe, oznaczając go jako kogoś przynależącego do tego
miejsca. W tamtej chwili Aomine przemknęło przez myśl, iż chciałby, aby
kochanek przesiąkł tak kiedyś i nim samym. Szybko jednak zganił się za to,
uznając ten pomysł za coś zbyt samolubnego. Pokręcił głową i złapał dłoń
kochanka, co tamten przyjął z lekkim zaskoczeniem, ale i radością. Przecież
dotychczas starali się nie afiszować związkiem w miejscach publicznych.
Przeszli
przez całą długość pomieszczenia, zatrzymując się przed ladą, do której
dotarcie dzisiaj stanowiło nie lada wyczyn. Miejsce to znacznie różniło się od
czasu, gdy opuszczali je rano, mimo iż wciąż był to ten sam lokal. Musieli
przeciskać się przez tłumy, aby dotrzeć do celu, jakim była dla nich wesolutka
kobiecina, rozlewająca trunki do kufli. Raz w miesiącu, zawsze w ten dzień
tygodnia, murzynka warzyła w ogromnym garze piwo, do którego dodawała
przyrządzany na świeżo, karmelizowany cukier z kilkoma nadającymi niezwykły
smak przyprawami. Całość robiła według specjalnej, znanej tylko jej i
blondynowi, receptury. Specjał ten zyskał z czasem miano czegoś na wzór
miejskiej legendy, przyciągając gości nawet z daleka. Ryota uwielbiał ten
napój, co w dużej mierze zależało od tego, że sam tworzył z matką przepis
metodą prób i błędów, dopóki nie uzyskali zadowalającego efektu.
Kiedy
znaleźli się z Aomine przy ladzie i zgarnęli ciemnoskórą do kuchni ku
niezadowoleniu ludzi czekających na swoje zamówienia, śpiewak od razu zaciągnął
się wzmocnioną wonią. Niższy mężczyzna przytulił opiekunkę i odezwał się,
podchodząc do szafki z gorącym, szerokim uśmiechem.
─ Wróciłaś wcześniej? ─ spytał, po czym wyjął
z niej dwa małe naczynia na piwo.
─ Jakoś tak
wyszło... Zawiedzeni?
Kise
napełnił szkła trunkiem, wąchając wcześniej, buchającą na jego cerę z gara,
parę. Nie mogąc się powstrzymać, upił łyk, zanim podał mulatowi drugą szklankę.
Ciepłe, aromatyczne piwo przepłynęło przez jego gardło, naznaczając delikatną
goryczką oraz subtelną słodyczą ścianki przełyku. Blondyn westchnął błogo i
odparł odprężony:
─ Wręcz
przeciwnie. ─ Uśmiechnął się do niej i dodał rozbawiony: ─ Tylko teraz to my
wyjeżdżamy.
─ A gdzież
to? Już podróż poślubna? Czy ja o czymś nie wiem? ─ zaśmiała się kobieta, mimo
wszystko uważnie przyglądając się mężczyznom.
Aomine, jako
że czuł się odpowiedzialny za całą sytuację, wziął na swoje barki przekazanie
kobiecie niezbędnych szczegółów.
─ Jak na
razie, chciałem po postu poznać Ryotę z moją matką. Mieszka w Waszyngtonie ─
dodał za pamięci. ─ Oczywiście, jeśli to nie problem, żebyśmy tak zniknęli na
parę dni…
─ Ryota nie ma
pięciu lat, nie będę mu mówić, co ma robić ─ powiedziała rozbawiona faktem, jak
oficjalny był w tej chwili Daiki, po tym, jak znikali bądź nocowali u niej w
lokalu, bez słowa zapowiedzi czy zapytania.
─ Jedźcie,
dobrze wam to zrobi ─ oznajmiła. ─ W końcu ostatnio było tutaj trochę huczno...
─ przyznała, krzywiąc się nieznacznie.
Ryota nagrodził ją całusem w policzek, patrząc
na nią z czystą, synowską miłością.
─ Nie
potrzebujesz pomocy? ─ spytał naturalnie.
─ Dobre? ─ zignorowała
jego pytanie, patrząc znacząco na napój, który mężczyzna trzymał w swojej
dłoni. Kise pokręcił głową i uśmiechnął się, unosząc lewy kącik ust ku górze.
─ Jak
zawsze.
─ Lizus ─ odparła
lekko, spoglądając na mulata, który jeszcze nie spróbował. ─ A ty co?
Abstynent? ─ zaśmiała się, patrząc na Daikiego.
─ A skąd.
Daiki upił
łyk specjału. I nie potrzebował niczego więcej, aby jego oczy zaiskrzyły się
blaskiem, a reszta cieczy zniknęła z kubka w ułamku sekundy. Ciemnoskóry
odetchnął błogo, rozkoszując się smakiem, który rozchodził się teraz po całym
jego wnętrzu.
─ To…
cudowne ─ przyznał po chwili, ocierając przy tym usta dłonią. ─ Z chęcią
napiłbym się jeszcze, ale musimy jechać, jeśli chcemy dojechać do Waszyngtonu
jeszcze dzisiaj ─ poinformował z żalem.
─ Do
Waszyngtonu? Trochę daleko... ─ zdziwiła się kobieta. Kise posłał jej niewinny
uśmiech, a Ruth ożywiła się nagle, pstrykając palcami. ─ Dobrze, ale chcę
dostać pamiątkę!
Ryota
zmarszczył brwi, wyczuwając podstęp.
─ Jaką? ─ zapytał
ostrożnie.
Ciemnoskóra
odwróciła się do mężczyzny o podobnym kolorycie skóry.
─ Proszę o przepis
na tradycyjne Nanaimo ─ odparła z błyskiem w oczach. ─ Chyba znajdzie się tam
ktoś, kto potrafi upiec specjał Waszyngtonu, prawda? ─ zaśmiała się.
Pozostawiając
pytanie bez odpowiedzi, klepnęła wychowanka oraz jego chłopaka w tyłek i
dodała:
─ Dobra,
lecieć na górę i się pakować, bo nie znoszę pożegnań.
Aomine i
Kise postąpili zgodnie ze słowami opiekunki blondyna i poszli na górę, aby
przyszykować ubrania oraz inne rzeczy osobiste Ryoty. Daiki ściągnął z jego
szafy walizkę, aby ten nie musiał się tym kłopotać, po czym usiadł po turecku
na łóżku, przyglądając się poczynaniom kochanka, który krzątał się po całym
pokoju, opróżniając jedną szafkę za drugą.
─ Hej, nie
pakuj wszystkich swoich ciuchów, bo się nie zabierzemy ─ westchnął, kiedy
śpiewak wciskał do walizki już siódmą parę spodni.
─ Muszę być
gotowy na wszystko. Nie wiem, ile tam będziemy... ─ odparł zamyślony. Po chwili
powrócił do walizki, wyciągając z niej kilka ciuchów. ─ No dobra, aż tyle nie
potrzebuję ─ zgodził się.
Ostatecznie
w torbie znalazły się trzy pary spodni, cztery koszulki, jego ulubiony,
granatowy, zapinany na guziki sweter oraz czarna koszula, pasująca zarówno na
błahe okazje, jak i te bardziej wyjściowe. Na koniec ściągnął swoje
pomarańczowe ubranie w grochy, eksponując tym samym, obserwującemu go Daikiemu
swoje ciało; ładując je do środka. Podszedł do szafy i założył jasnobrązową
koszulę z drewnianymi guziczkami i narzucił na nią ciemną, dębową marynarkę, w
podobnym odcieniu do jego spodni.
─ Dobra.
Chyba wszystko... ─ powiedział, znikając na chwilę i pojawiając sie w pokoju ze
szczoteczką do zębów, lekami i maścią na ranę.
─
Zapomniałeś tylko o jednym ─ wtrącił Aomine.
Uśmiechnął
się w taki sposób, iż Kise wiedział, że nie wróżyło to nic dobrego.
─ O czym?
─ Łap. ─ W
tej samej chwili, kiedy Daiki wypowiedział to jedno, proste słowo, już rzucał
blondynowi pewien przedmiot, który w niewiadomy sposób znalazł się nagle w jego
posiadaniu. Kise, tylko dzięki wrodzonemu refleksowi, udało się złapać
niewielką buteleczkę, której zawartość pozostawała aż nader oczywista, dzięki
napisowi na opakowaniu.
Lubrykant.
Blondyn
spąsowiał i krzyknął głośno:
─
Ahominecchi!
Miał ochotę
odrzucić flakonik, jednak schował go dzielnie, bez zbędnych komentarzy, nadymając
policzki z zażenowania. Przybrał jednak dobrą minę do złej gry i odparł
zadziornie:
─ A może
tego nie wezmę, hm? Co wtedy zrobisz?
Ciemnoskóry,
zachowując pokerową twarz, choć w środku trząsł się ze śmiechu, wzruszył tylko
ramionami, po czym odparł spokojnie, zupełnie tak, jakby mówił o pogodzie:
─ Użyję
jakiejkolwiek innej substancji, z jaką mieliśmy już styczność. Mam ci je
wymienić? ─ spytał słodko.
─ O-obejdzie
się ─ burknął śpiewak, gromiąc go spojrzeniem. Przetarł swoją twarz dłonią i
prychnął: ─ Nie będziemy uprawiać seksu, kiedy za ścianą będzie twoja matka. ─
Wyciągnął asa z rękawa, patrząc na Daikiego zwycięsko.
─ Czemu? ─
spytał mężczyzna z prawdziwym zdziwieniem w głosie. ─ A ona to nigdy nie uprawiała seksu, kiedy to
ja byłem za ścianą?
Ryota pisnął
zawstydzony, rzucając z mocą w mulata, czym miał pod ręką. W tym przypadku był
to ręcznik.
─ Ja nie mam
zamiaru dzielić się z nikim moim życiem seksualnym! ─ powiedział hardo.
Aomine westchnął
ciężko i wstał z łóżka, chwytając wcześniej ręcznik, którym dostał w twarz.
Rozłożył go, powoli podchodząc do Ryoty. Kiedy zatrzymał się pół metra przed
chłopakiem, zarzucił na niego materiał tak, że był on na jego biodrach, cały
czas trzymany przez ciemnoskórego na obu końcach. Wystarczyło tylko lekkie
pociągnięcie, a Kise sam zbliżył się do niego, pchany przez ręcznik.
─ Jeśli tak
ci to przeszkadza, to przecież możemy pojechać na ten czas do mojego mieszkania
─ wymruczał, rzucając kochankowi jedno ze swojej gamy drapieżnych spojrzeń. ─
Tylko to trochę daleko. W razie czego zostaje nam samochód, skarbie.
Kise
postanowił podjąć się gry i postawić wszystko na swój wdzięk i urok osobisty.
Objął Daikiego, patrząc na niego zawadiacko i pokręcił kusicielsko biodrami.
─ Czy nasz
związek opiera się tylko na tym? ─ spytał,
podkreślając ostatnie słowo. ─ Jesteś bardzo okrutny ─ zarzucił mu, udając
smutek.
Aomine
uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust w górę. Odpowiedź już dawno miał
w zanadrzu, bowiem przewidział, że Kise posłuży się takim argumentem.
─
Oczywiście, że nie ─ odparł poważnie. ─ Zależy mi na tobie całym, w czego skład
wchodzi też seks. A że ten z tobą jest zawsze tak bardzo udany... ─ wsunął nogę
między jego uda, przyciskając do siebie jeszcze mocniej ─ to chyba mogę zacząć u
siebie podejrzewać uzależnienie od niego ─ wymruczał kochankowi do ucha, celowo
przygryzając na końcu jego płatek.
Ryota
westchnął podniósł się lekko na palcach, aby oprzeć swoje krocze o udo kochanka,
zawężając uścisk na jego szyi. Skubnął usta ciemnoskórego i złapał w zęby jego
dolną wargę, pomrukując ponętnie.
─ Przykro mi
─ powiedział nagle, burząc tym samym nastrój ─ ale chyba będziesz musiał iść na
odwyk, Aominecchi.
Daikiego na
początku zatkało. Chyba po raz pierwszy nie wiedział, jakiej natychmiastowej
odpowiedzi powinien udzielić.
Nie pozwolił
jednak Kise zbyt długo napawać się zwycięstwem.
─ Ale
zdajesz sobie sprawę, że wtedy też będziesz zmuszony do abstynencji? ─ sapnął
mu w usta pytanie, poruszając przy tym swoją nogą tak, aby jak najbardziej
podrażnić jego genitalia. ─ Z resztą, jeśli przyjmiemy taką ewentualność, będę
musiał zaspokajać się ręką. A... Poczekaj... ─ Udał zamyślenie. ─ Wydaje mi
się, czy ostatnio nie czułeś się komfortowo z tym, że chciałem to zrobić sam?
Śpiewak
chrząknął, aby ukryć swój jęk. Noga Daikiego zdecydowanie zbyt mocno napierała
na wrażliwą przestrzeń miedzy jego nogami. Choć zarumienił się obficie na samo
wspomnienie tamtej chwili, dzielnie kontynuował to, co nakazywała mu jego męska
duma:
─ Przypominam,
że to ty jesteś bardziej porywczy i niecierpliwy w tych sprawach. Jesteś
nadpobudliwy ─ ocenił, dźgając go palcem w pierś. Śledząc wzrokiem swoje
poczynania, począł nim sunąć w dół, zastraszająco powoli znacząc dróżkę od
torsu ciemnoskórego ku dołowi. Zakończył ją na środku jego spodni, tuż przy
zamku błyskawicznym, naciskając lekko, chodź odczuwalnie, na czułe miejsce. ─ O
tutaj... ─ wytłumaczył blondyn, uśmiechając się słodko. Spojrzał w granatowe
tęczówki spod wachlarza długich rzęs i dodał: ─ Już nie będę tak robił, to dla
twojego dobra. Ty sam też nie możesz się dotykać ─ oznajmił. ─ Inaczej kuracja
nie będzie miała sensu.
Aomine
odetchnął ciężko, aby się uspokoić. Jak już to powiedział, stosunek z Kise nie
był jedynym, na czym mu zależało, jednak prawda była taka, iż nie umiał sobie
wyobrazić związku bez seksu. Po prostu.
─ No cóż...
Rozumiem ─ odparł powoli, ważąc w myślach każde słowo z osobna. ─ Myślałem, że
lubisz, jak sprawiam ci przyjemność, jednak najwidoczniej się myliłem. Musiałem
myśleć zbyt dużo o sobie. Cholera, nie znam drugiej tak samolubnej osoby jak
ja! ─ zawołał, odstępując od Ryoty.
Jednocześnie
w duchu gratulował sobie właśnie talentu aktorskiego, który pozwolił mu odegrać
jedną z dramatyczniejszych scen w jego życiu. Dobrze wiedział, że udając
niedowartościowanie samego siebie, powinien obudzić w blondynie nadmiar uczuć.
Bo przecież, po tym wszystkim, co robił dla kochanka, raczej nie mógł o siebie
powiedzieć ,,samolubny”, jak zarobił to przed chwilą. I był pewien, że śpiewak
dobrze o tym wie.
Ryota
popatrzył na Aomine z troską.
─ Nie mów
tak! ─ odparł przejęty. Podszedł do niego, łapiąc za twarz. Zbliżył swoje usta
do tych, od Aomine i...
Odsunął się
z wrednym uśmieszkiem.
─ Aktorzyna.
─ wyszczerzył się, wietrząc spisek. Poklepał Daikiego po ramieniu i cmoknął
szybko, odwracając się tyłem. Złapał swój bagaż i spytał:
─ To co,
jedziemy?
Ciemnoskóry
mruknął z aprobatą, kiedy jego chłopak pocałował go przelotnie.
─ Jasne ─
odpowiedział i wziął od blondyna walizkę, aby ten nie musiał kłopotać się z
niesieniem ciężaru.
Na dole
rzucili jeszcze do Ruthie, że wychodzą, jednak ta nie miała czasu odpowiedzieć,
otoczona chmarą klientów. Skinęła im tylko głową i uśmiechnęła się.
Daiki zdążył
już nieco wytrzeźwieć, a drogi o wieczornych godzinach stawały się opustoszałe,
toteż nie martwił się on zbytnio o ich bezpieczeństwo. Jechał szybko i pewnie,
jak zwykł to robić, rażony feerią barw zachodu słońca, zasłuchany w radio oraz
melodyjny głos blondyna, który, nie kryjąc ekscytacji, zagadywał go co chwila.
Kise
większość drogi, jeśli akurat nic nie mówił, przespał. Gadał jak najęty do
kochanka, aż po prostu zmorzył go sen.
Daiki tylko uśmiechnął się, ściszył radio i prowadził ich do celu,
pilnując się, aby nie zasnąć. Gdyby tylko poczuł się senny, zjechałby na
pobocze i przespał się, aby nie narażać życia żadnego z nich.
Ze względu na porę, puste drogi oraz szybkie
auto, podróż nie trwała specjalnie długo. Znaleźli się na miejscu przed świtem,
a zatem w nocy. Aomine zaparkował przed domem matki i, nie mając serca budzić
blondyna, wziął śpiącego Ryotę na ręce, wnosząc do mieszkania i zaniósł go do
swojego pokoju, układając na łóżku w akompaniamencie westchnień zachwytu ze
strony Miki. Pogrążony we śnie, pijany mężczyzna tylko zwinął się w kłębek,
mamrocząc coś niezrozumiałego i, zewsząd otoczony zapachem mulata, przestał
marszczyć swoje brwi, jakby chwilę przedtem przez jego głowę przepływały nieprzyjemne
obrazy, a teraz zniknęły niczym kałuże po letnim deszczu.
Dla Aomine los stworzył wręcz idealną sytuację,
aby móc porozmawiać z rodzicielką, skoro nie zapowiadało się, że w najbliższym
czasie jej nowy gość się obudzi.
Jak
najciszej potrafił, przymknął drzwi swojego dawnego pokoju, po czym odciągnął
rodzicielkę jak najdalej od niego, do salonu.
─ Ale Daiki…!
─ protestowała. ─ Daj mi jeszcze na niego popatrzeć!
─ Nie teraz!
Nie widzisz, że śpi? ─ warknął, czując obowiązek chronienia swojego chłopaka
przed żądnym jego oblicza wzrokiem matki.
─ No i co? ─
westchnęła Mika, z rezygnacją opadając na kanapę. ─ Przywiozłeś mi tu modela,
to chociaż daj się napatrzeć.
─
Chciałabyś.
Nalał wody
do niewielkiego, lśniącego czajnika, po czym postawił go na kuchence, uprzednio
zapalając pod nim gaz. Następnie wskoczył i usadowił się wygodnie na blacie
kuchennym, który oddzielał owe pieszczenie od salonu. Mika skrzywiła się
nieznacznie, ale już nie zwracała mu uwagi. Próbowała przez cały czas, kiedy
mieszkali w mieszkaniu razem. Bezskutecznie, bowiem ciemnoskóry gardził
wygodnymi fotelami i pufami na rzecz blatu.
─ Na ile planujecie
zostać? ─ spytała po chwili, przekręcając się na sofie tak, aby móc patrzeć na
syna bez konieczności skręcania szyi.
─ A na ile
masz zamiar nas przygarnąć?
Kobieta
wzruszyła ramionami.
─ Dla mnie
możecie zostać i do świąt. Ale, jak znam życie, nie przyjechałeś do Waszyngtonu
tylko, aby pokazać go Kise, co?
Milczał
chwilę, ale ostatecznie cicho przyznał matce rację.
─ Muszę
wyjaśnić kwestię swojej pracy. Jeśli takową w ogóle jeszcze mam.
─ Ojciec się
więcej do ciebie nie odezwał?
─ Nie.
Ostatni raz rozmawialiśmy, kiedy musiał pofatygować swoje cztery litery do
mnie.
─ I co
zamierzasz?
Aomine nie
odpowiedział, ponieważ przerwał mu gwizd czajnika. Zeskoczył szybko z blatu,
zgasił płomień, po czym zdjął naczynie z palnika, rozlewając wrzątek do dwóch kubków,
które wcześniej zdążył naszykować. Następnie wrzucił do każdego po torebce
herbaty i usiadł wraz z Miką na kanapie, podając jej naczynie z parującą
cieczą.
─ Więc? ─
ponagliła, upijając łyk napoju i posyłając synowi nieco zmartwione spojrzenie.
─ Muszę
pogadać z ojcem ─ stwierdził po prostu, odwracając wzrok. Nie mógł patrzeć w te
duże, czarne, przepełnione troską oczy.
─ To raczej
oczywiste. Nie możesz wiecznie uciekać od problemów. ─ Idealnie ujęła jego
ostatnie zachowanie.
─ No wiem,
wiem… ─ westchnął. ─ W razie czego chyba sam będę musiał się zwolnić.
─ Dobry
wybór.
─ Raczej
przymus. ─ Uśmiechnął się krzywo.
─ Daj
spokój, znajdziesz sobie coś innego. Przecież nadal możesz być prawnikiem,
tylko tym razem na swoich własnych warunkach. Masz tyle znajomości! Rusz głową,
od tego ją masz!
Przez chwilę
trwali w milczeniu, popijając herbatę. Aomine rozważał słowa rodzicielki,
przyznając jej w duchu rację. Cieszył się, że mógł na niej polegać i tym razem.
─ A gdzie
kot? ─ spytał w końcu ciemnoskóry, rozglądając się po pomieszczeniu. Wydało mu
się dziwne, że jego zwierzak jeszcze nie wyczuł jego obecności i nie przyszedł
się przywitać, tak, jak robił to zwykle.
─ Nie mam
pojęcia ─ westchnął Mika.
─ Jak to?
─ No jakoś
tak… Nie widziałam go. Już chyba od trzech dni.
─ Że jak?!
Zerwał się z
kanapy, posyłając kobiecie wściekłe spojrzenie. Ta jednak, ku jego zdziwieniu,
roześmiała się tylko serdecznie.
─ Żartuję,
żartuję! ─ powiedziała szybko, machając dłonią. ─ Gdzieś tu się krząta. Chociaż
muszę przyznać, że nieco zmarkotniał, od kiedy byłam zmuszona porozdawać
chętnym jego kocią rodzinkę.
Daiki
wypuścił powietrze zebrane w płucach ze świstem, przeczesując włosy dłonią.
Postanowił nie komentować kiepskiego poczucia humoru Miki. Dopił herbatę,
odstawił kubek na blat, po czym przeciągnął się i ziewnął.
─ Idę już
spać. Pogadamy jutro. Jestem zmęczony.
─ Jasne! Też
już będę się kłaść, czekałam specjalnie na was. ─ Uśmiechnęła się.
Ciemnoskóry
odwrócił się tyłem do kobiety, zmierzając ku łazience. Zanim jednak do niej
wszedł, odwrócił się jeszcze i rzucił:
─ Tylko
pamiętaj, nie zamęczaj swojego zięcia za bardzo.
Mika nic nie
odpowiedziała, śmiejąc się pod nosem. Aomine pokręcił głową z rezygnacją,
wchodząc do łazienki. Znając swoją matkę, mógł zinterpretować jej zachowanie
jak tylko chciał, bowiem nigdy nie potrafił do końca przewidzieć, co nowego
wymyśli.
Wziął krótki
prysznic, aby zmyć z siebie pot. Pozwolił również spłynąć, razem wodą po swoim
ciele, chociaż części zmęczenia po podróży. Następnie wytarł się i, nie
kłopocząc czymś takim jak piżama, wrócił do swojego pokoju.
Kise wciąż
smacznie spał, pochrapując od czasu do czasu cichutko. Mężczyzna uznał to za
urocze. Już miał położyć się obok kochanka, kiedy spostrzegł, że miejsce przy
nim jest już zajęte.
─ Kot! ─
syknął cicho na swojego pupila, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, jednak
zwierze miało go w głębokim poważaniu, śpiąc, wtulone w blondyna.
Ponieważ był
już zbyt zmęczony, aby wymyślić coś innego, po prostu ułożył się za kotem,
sprawiając, iż ten był po środku. Potem nakrył całą ich trójkę kołdrą i zamknął
oczy, natychmiast zasypiając.
*
Ryota poczuł
pod swoim nosem dotyk czegoś puszystego i miękkiego, co niemiłosiernie
łaskotało owy narząd węchu. Kichnął cicho, czując, jak puchate „coś” podskakuje.
Otworzył powoli oczy, spotykając się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem kocich
ślepi. Kulka sierści wpatrywała się w niego, jakby czegoś wyczekiwała. Blondyn
wysunął spod siebie rękę i pogłaskał mały łepek, z przyjemnością wsłuchując się
w ciche pomruki towarzyszące jego dotykowi. Poskrobał kota pod bródką kostką
palca wskazującego i zaśmiał się, gdy żyjątko odchyliło główkę tak mocno w tył,
że położyło się na plecach. Zwierzę fuknęło, poprawiło się na łóżku i wróciło
do spania, wtulając się w swojego właściciela, którego Kise dopiero teraz
spostrzegł.
─ Kise... ─ mruknął
przez sen Daiki. Blondyn uśmiechnął się, kiedy czteronożny przyjaciel uciekł
przed niedźwiedzim uściskiem mulata. Złapał mruczka w objęcia, gdy ten uciekł w
jego stronę.
─ Hej piękny
─ powiedział cicho mężczyzna, rozglądając się po pokoju. A więc był u Aomine...
Przypomniał sobie, że zasnął.
─ O nie... ─
jęknął cierpienniczo, zdając sobie sprawę z tego, że nie przywitał się i nie poznał
z matką swojego chłopaka. No właśnie. Skoro o nim mowa...
─ Aominecchi
─ szepnął, szturchając kochanka w ramię. Zero efektu. ─ Aominecchi, wstań ─ poprosił
głośniej śpiewak, jednocześnie mocniej ruszając ręką. Ciemnoskóry spał jak
zabity, mrucząc tylko coś do siebie.
─
Aominecchi! ─ krzyknął mu do ucha.
─ Jezu, co?
─ zapytał pół świadomy, ruszając ręką, jakby odganiał natrętną muchę.
─ Wstań,
proszę ─ powiedział słodko blondyn. Daiki zgarnął go do siebie ramieniem,
przyciskając do siebie.
─ Śpimy
jeszcze ─ burknął, oddychając głośno.
─ Wstawaj!
Muszę do toalety... ─ przyznał zażenowany.
─ To idź ─ jęknął
kochanek, obracając się tyłem do niego.
─ Nie wiem
gdzie! ─ odparł Kise, tracąc kontakt z mężczyzną. ─ Nie chrap, no!
─ Matko,
wyjdziesz, to pierwsze drzwi po prawej... ─ powiedział nieświadomie.
Ryota dał
sobie spokój z dalszym budzeniem swojego chłopaka i wstał powoli. Przytulił do
piersi kota, myśląc nad tym, co robić. W końcu zdecydował się iść za
wskazówkami mulata i wyszedł z pomieszczenia, puszczając zwierzę na podłogę.
Było to bezcelowe, ponieważ ten i tak miał zamiar mu towarzyszyć. Wyszedł za
mężczyzną z pokoju i wszedł z nim do, ku uldze jasnowłosego, znalezionej
łazienki. Kise załatwił swoje potrzeby, umył ręce oraz zęby, ciesząc się, że
pamiętał o zgarnięciu z sypialni Aomine szczoteczki i przeczesał rozczochrane
włosy dłonią. Wciąż był ubrany w pogniecione ciuchy, w których spał, więc
postanowił iść po zamienniki do swojej walizki. Gdy tylko o tworzył drzwi,
spotkał przed sobą niską, drobną kobietę, patrzącą na niego z uśmiechem.
─ No dzień
dobry, skarbie ─ przywitała się, wpatrując w zdziwionego blondyna.
─ D-Dzień
dobry! ─ odpowiedział zmieszany. Skłonił się lekko i pocałował drobną dłoń,
przedstawiając się niepotrzebnie, z grzeczności. ─ Kise Ryota ─ powiedział ze
szczerym uśmiechem. Chociaż w środku strasznie się stresował, nie dał po sobie
tego poznać.
─ Mika
Aomine ─ odparła kobieta, odwzajemniając uśmiech.
Była już
ubrana, w zwykłą, prostą, szarą sukienkę do kolan oraz beżowy sweter na nią
zarzucony. Włosy związała w niezgrabny kok. Ryota wywnioskował, że musiała
niedawno wstać.
─ Jak ci się
spało? Mam nadzieję, że Daiki dał ci odpocząć, co? ─ spytała, puszczając mu
przy tym oczko.
Mężczyzna
uniósł brwi ku górze, rumieniąc się obficie. Przełknął szybko ślinę i odparł
niemalże natychmiast:
─ Tak,
oczywiście, że tak! ─ Podrapał się po szyi i dodał nagle speszony: ─ Ach, pani
Miko, przepraszam za wczoraj. Tak bez żadnego przywitania czy czegokolwiek,
władowałem się pani do domu i spałem... Naprawdę przepraszam ─ burknął, unosząc
dłoń, czując się winny.
Kobieta
westchnęła tylko cicho i pogładziła Kise po głowie, stając przy tym na palcach,
ponieważ była niższa.
─ Absolutnie
się tym nie przejmuj, skarbie! Musiałeś być naprawdę zmęczony, skoro tak słodko
sobie zasnąłeś i nie obudziłeś, kiedy Daiki cię tu przyniósł. Ale absolutnie
nie mam ci tego za złe! ─ oświadczyła, uśmiechając się przy tym przymilnie. ─
No! A teraz muszę się prosić o pomoc. Obudź mojego syna, bo ja już dawno
wyszłam z wprawy, a śniadanie jest już prawie gotowe.
─ Jasne, nie
ma problemu ─ rzucił wesoło. Posłał Mice jeszcze przelotny uśmiech i wszedł do
pokoju swojego chłopaka.
Daiki nadal spał w najlepsze. Leżąc na
brzuchu, z rozkopaną kołdrą, kurczowo trzymał pod głową poduszkę. Zajmował
prawie całe łóżko, mając porozrzucane na nim we wszystkie strony kończyny. Kise
parsknął cicho i podszedł do mężczyzny, siadając na wolnym skrawku posłania.
Podparł rękę tuż przy twarzy kochanka, po czym oparł głowę o swoje ramię i
wpatrywał się w mulata, ciesząc w duchu. Pochylił się nad nim i złożył na jego
ustach długi, powolny pocałunek. Ciemnoskóry mruknął z aprobatą, uchylając
lekko powieki.
─ Wstawaj,
śpiochu ─ szepnął melodyjnie blondyn.
Aomine
uśmiechnął się tylko i zamknął na powrót oczy. Ryota zmarszczył nos. Wdrapał
się na wyższego, sadowiąc na jego kości ogonowej i delikatnie złapał zębami śniady
kark.
─ No już,
Aominecchi... ─ powiedział pretensjonalnie. Oprócz cichego, gardłowego pomruku,
nie doszukał się żadnej reakcji.
─ O nie. Tak
się bawić nie będziemy ─ oznajmił Kise, niezadowolony z braku poświęcenia mu
uwagi.
Schylił się
ponownie i wbił w wystającą kość kręgosłupa zęby, uzyskując tym samym
zamierzony efekt, jakim była nagła pobudka ukochanego. Daiki syknął, spinając
się i wlepił w niższego pretensjonalny wzrok, jakby stawiający pytanie „Za co?”,
a jasnowłosy uśmiechnął się niewinnie, witając się z nim miło.
─ Dzień
dobry, Aominecchi. Wstań, idziemy na śniadanie.
─ Nie chcę
jeść, chcę spać ─ burknął Daiki, rozmasowując przy tym obolały kark.
Mimo swojego
niezadowolenia, podniósł się jednak do siadu, pozwalając, aby kołdra zsunęła
się z niego, ukazując doskonale zbudowane ciało w całej swej okazałości.
Ciemnoskóry
ziewnął potężnie i przekręcił głowę na bok, aż coś nie pstryknęło mu w szyi,
przynosząc tym samym ulgę. Spojrzał na Kise, przyłapując kochanka na uważnym
lustrowaniu jego ciała. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy ich spojrzenia
się spotkały. Blondyn natychmiast odwrócił wzrok w inną stronę, udając, że przed
chwilą wcale nie przypatrywał mu się z taką pasją, czerwieniąc lekko.
─ Jestem aż
tak przystojny? ─ zagadnął Aomine, powstrzymując śmiech.
─ Miewasz czasem
przebłyski ─ przyznał kąśliwie. Zbliżył się do niego, patrząc na jego twarz.
Musnął jego wargi i powiedział nieugiętym tonem: ─ Idziemy na śniadanie ─ zarządził.
─ Szkoda, żeby stygło. A twoja mama się pofatygowała, żeby wstać wcześniej i je
zrobić.
Aomine
wywrócił tylko oczami, po czym wstał i zaczął się ubierać. Wciągnął na siebie
bieliznę, jeansy oraz prostą czarną koszulkę na długi rękaw. Przy zakładaniu na
siebie kolejnych rzeczy manewrował swoim ciałem tak, aby jak najbardziej
wyeksponować je przed Kise.
W końcu, gdy
skończył, podszedł do łóżka, na którym siedział Ryota, po czym pochylił się i cmoknął go w usta.
Grzywka blondyna przyjemnie łaskotała go przy tym w twarz.
─ No to
chodź ─ westchnął Daiki, kiedy już odsunął się od niego.
Złapał go za
rękę i poprowadził za sobą aż do salonu, skąd napływały do ich nozdrzy
przyjemne zapachy. Mika stała w kuchni przy kuchence, starając się opanować
parę rzeczy na raz. Mieszała coś w dwóch garnkach, jednocześnie pilnując, aby
na patelni obok nic się nie przypaliło, a przy tym nuciła sobie coś pod nosem.
─ Pomoc ci? ─
spytał Daiki, przyglądając się matce.
─ Nie, nie,
już kończę. Siadajcie, chłopcy ─ odparła szybko i uśmiechnęła do nich przez
ramię.
Mężczyźnie
zrobili, jak prosiła kobieta, zajmując miejsca przy stole. Kise usiadł prosto,
przy czym Aomine niemal nie położył się na blacie. Ryocie podobał się ten
widok. Ciemnoskórego, który zachowuje pełną swobodę w miejscu, w którym się
wychował. Kompletnie pochłonięty rozmyślaniami, na temat młodości Daikiego,
uśmiechnął się, zakładając krótki, granatowy kosmyk za jego ucho. Krótko po
tym, pojawiły się przed nimi talerze z parującym jedzeniem oraz twórczyni owych
dań.
─ No,
chłopcy. Jemy. I wszystko ma zniknąć z talerzy, jasne? ─ poinformowała Mika i
uśmiechnęła się przymilnie.
Aomine
wiedział jednak, iż ten uśmiech był tylko zmyłka, bowiem gdyby ośmielili się
coś zostawić, pożałowaliby tego.
Aomine
zaczął nakładać sobie góry jedzenia, podczas gdy Kise przez chwilę się wahał.
Nie uszło to oczywiście uwadze gospodyni, która sama wzięła jego talerz,
wciskając na niego co się dało.
─ Jesteś
taką chudzinką, zupełnie jak Daiki, kiedy był nastolatkiem. Dobrze się odżywiasz,
skarbie? W ogóle, opowiedz coś o sobie. Bo mój synuś mówił o tobie bardzo
zwięźle ─ westchnęła, sama sadowiąc się po przeciwległej stronie stołu,
stawiając przed Ryotą jego, zapchany jedzeniem, talerz.
Kise patrzył
w niego z czystym przerażeniem malującym się na jego twarzy. Potrafił zjeść
dużo, jednak nie był pewien, czy z monstrualnej porcji, postawionej przed nim, byłby w stanie
zmieścić chociaż jedną trzecią. Zmartwił się o los swojego żołądka, a mulat,
widząc jego minę, parsknął śmiechem z pełnymi ustami. Blondyn zgromił go
spojrzeniem i złapał walecznie za widelec. Nałożył na niego porcję omleta i
skosztował go. Był bardzo smaczny, jednak fakt, ile rzeczy znajdowało się na
porcelanie, nieco psuł cały ten efekt. Śpiewak chrząknął cicho, drapiąc się po
policzku.
─ Jem
wystarczająco, dziękuję ─ powiedział uprzejmie, biorąc kolejny kęs. Kiedy go
przeżuł, odparł zmieszany. ─ Nie bardzo wiem od czego by tu zacząć... Może ma
pani jakieś konkretne rzeczy, o które chciała by spytać? ─ zapytał.
Zdecydowanie łatwiej było mu odpowiadać na pytania, niż opowiadać o wszystkim
samemu.
─ Och, całe
mnóstwo! ─ odparła rozentuzjazmowana.
Aomine tylko
wywrócił oczyma i szturchnął Kise, mówiąc szeptem:
─ Gratuluję
odwagi skarbie, ona teraz chyba nigdy nie skończy.
─ Hmm...
Więc zaczniemy od czegoś prostego ─ powiedziała Mika, mierząc blondyna
badawczym spojrzeniem. ─ Gdzie pracujesz?
Ryota, po
słowach swojego chłopaka, zląkł się na słowa „czegoś prostego”. Miał co do tej
rozmowy złe przeczucia. Mimo wszystko prowadził ją, odpowiadając uważnie, tak,
aby nie brzmiało to jak przechwałka.
─ Śpiewam na
kameralnych koncertach w hotelu, w Orleanie.
─ O mój
Boże. ─ Mice sztućce wypadły z rąk. ─ Nie dość, że przystojny, to jeszcze
utalentowany! Brawo, Daiki, w końcu coś ci się w życiu udało! ─ zawołała.
Aomine
posłał jej mordercze spojrzenie, ale nie skomentował, poświęcając całą swoją
uwagę jedzeniu.
─ A więc
śpiewasz... To cudownie! Tylko Nowy Orlean jest troszkę daleko... Ale to tam
się poznaliście, tak? Jak to wyglądało?
No, śmiało, tak z twojej perspektywy! ─ dodała, widząc speszony wzrok
Ryoty.
Kise puścił
uwagi na temat jego pracy w niepamięć, czując, jak poziom niezręczności rośnie.
Nie lubił być tak chwalony. Wbrew swojemu zawodowi był skromną osobą.
Zastanowił
się chwilę nad kolejnym pytaniem kobiety. Nie mógł odpowiedzieć tak, jak o to
prosiła. Za bardzo się wstydził przyznać, że ich spotkanie było dla niego czymś
w rodzaju siły wyższej. Przeznaczenia. Moment, w którym wyczuł na sobie
onieśmielający wzrok Daikiego był jak znak. Niewidzialna siła, każąca mu
podejść i zacząć rozmowę, mimo wstydu oraz tylu porażek w swoim życiu.
Blondyn
przełknął ślinę.
─ Poznaliśmy
się w barze, w trakcie koncertu ─ powiedział, uważnie dobierając słowa. ─ Aominecchi
siedział kilka miejsc ode mnie i lustrował mnie spojrzeniem ─ zaśmiał się, gdy
ciemnoskóry zakrztusił się jedzeniem. ─ Jakoś tak... Od razu przykuł moją uwagę
─ dodał, wzruszając ramionami. ─ Nie mogłem się powstrzymać od zaczęcia rozmowy
─ zakończył, uśmiechając się delikatnie.
─ Och, jak w
jakimś filmie! ─ zachwyciła się kobieta.
W tamtym
momencie Kise miał wrażenie, że wyczytała ona wszystko to, o czym przed chwilą
myślał, a co było ukryte między wierszami jego wypowiedzi. Co ciekawe, Aomine
również wydawał się znać prawdziwe odczucia kochanka odnośnie tej historii, bo
uśmiechnął się pod nosem, kiedy tylko przestał kasłać i złapał wolną ręką
swobodnie wisząca dłoń blondyna pod stołem, gładząc kciukiem jej wierzch.
─ Ale skoro
już jesteśmy w temacie... ─ Mika odchrząknęła znacząco. ─ Kto w waszym związku
jest na dole...?
Kise patrzył
na kobietę jak ciele w malowane wrota. Nie docierało do niego znaczenie jej
słów. Myślał, że się przesłyszał.
─
Przepraszam? ─ spytał zmieszany i dopiero zachowanie Daikiego, ponownie
krztuszącego się, tyle że ze śmiechu, potwierdziło, że jednak ze słuchem
wszystko ma w porządku.
Poczuł, jak
na jego policzki wdziera się zdradliwy rumieniec. Blondyn patrzył na kochanka
błagalnym spojrzeniem, prosząc w duchu, o jakąkolwiek interwencje.
Daiki
poklepał go po ramieniu w geście otuchy, po czym wykrztusił do matki:
─ Miałaś go
nie dręczyć! Poza tym jak ci się wydaje? ─ dodał kwaśno.
Mika
pokiwała tylko głową ze zrozumieniem i puściła oczko Ryocie, który zaczerwienił
się jeszcze bardziej, przypominając teraz kolor dojrzałego pomidora.
─ Ale nie
martw się! Ja też jestem na dole! ─ poinformowała ze śmiechem, dopiero po
chwili reflektując się, że za bardzo nie pocieszyła tym Kise. ─ To znaczy...
Ehrm... Cóż, następne pytanie. Chciałbyś mieć z Daikim dzieci?
Rozmowa
coraz mniej przypominała Kise czegoś, co można by określić mianem „normalnej”.
Nie miał za złe kobiecie, jednak nie przygotował się na pytania, jakie
zadawała. W życiu by się nie spodziewał, że tak będzie wyglądać ich pierwsza
pogadanka. Gdy tylko usłyszał słowo „dzieci”, speszył się, o ile to możliwe,
jeszcze mocniej. Chciałby móc dzielić z mulatem tak piękny rozdział w związku,
jakim jest rodzicielstwo, jednak na chwilę obecną uważał, że zbyt wiele mogło
by się wydarzyć. Sądził, że do czegoś takiego należy podchodzić poważnie, a
oni, póki co, nie byli jeszcze na tyle ustatkowani. Ich relacja była silna i
pełna miłości, ale wciąż burzliwa. W dodatku śpiewak przypomniał sobie o
problemie, jakim był chodzący na wolności Haizaki. Mimo strachu, jaki wywołało
u niego to wspomnienie, uśmiechnął się lekko, odwracając nieznacznie od rozmówcy
głowę, czując przyjemne ciepło, wywołane tym, co sam powiedział.
─ Kiedyś na
pewno. Ale jak ma razie, to chyba za szybko, nie mam racji? ─ Spojrzał z
czułością na ciemnoskórego.
Daiki
poczuł, jak w jego wnętrzu coś przyjemnie go ściska, a uczucie szczęścia
rozchodzi powoli po całym ciele.
Nigdy
specjalnie nie przepadał za dziećmi, ale jeśli tylko Kise chciałby założyć z
nim rodzinę, nie miałby nic przeciwko. W końcu wizja obdarowania miłością
jeszcze jednej, małej istotki, która mogłaby pojawić się w ich życiu, nie była
wcale taka zła.
Jednak,
również i jego zdaniem, wciąż było za wcześnie na jakikolwiek deklaracje w tym
temacie. Przełknął szybko to, co miał w buzi, odchrząknął, po czym
odpowiedział:
─ Jasne,
to... Przecież nawet nie mieszamy jeszcze razem. Czy ty zawsze musisz zadawać
tak kłopotliwe pytania? ─ zwrócił się do matki.
Ta jednak
wydawała się nieobecna, z błogim uśmiechem na ustach przypatrując się im
obojgu.
─ Będę
babcią... ─ westchnęła tylko, kręcąc w dłoni widelcem z nabitym na nim jajkiem.
Aomine
pokręcił głową z rezygnacją, po czym pstryknął z palców tuż przy jej twarzy, na
co ta zamrugała szybko, zdezorientowana.
─ Nie musisz
już iść do pracy? ─ spytał kwaśno.
─ No wiesz ─
jęknęła Mika. ─ Już mnie wyganiasz? Masz aż taką chcicę czy co...
Aomine
zgromił ją spojrzeniem, jednak na niej nie wywarło to większego wrażenia. Mimo
to, machnęła szybko dłonią i powiedziała:
─ No już,
już, przepraszam. Zazwyczaj taka nie jestem ─ zwróciła się do Ryoty. ─ Teraz
chyba... Jestem po prostu podekscytowana tym, że Daiki znalazł tak
fantastycznego partnera ─ powiedziała, uśmiechnęła się szczerze, po czym wstała
od stołu i przyciągnęła się. ─ Chyba rzeczywiście będę się już zbierać, w końcu
dochodzi dziesiąta... Tylko mam prośbę, pozmywaj ─ powiedziała do ciemnoskórego,
który skrzywił się nieznacznie.
Mika zaśmiała
się i pochyliła nad synem, którego pocałowała krótko w policzek. Z Kise postąpiła
tak samo, dodatkowo głaszcząc go dłonią po policzku.
Chwyciła
torbę i płaszcz, które wisiały na krześle, na którym wcześniej siedziała, po
czym ruszyła w stronę drzwi, rzucając na odchodne:
─ Bawcie się
dobrze, tylko nie przesadzajcie, bo ściany są w tym budynku całkiem cienkie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz