Orleański sen | rozdział 15

Widząc, że jego kochanek wciąż śpi przytulając poduszkę, Kise uśmiechnął się lekko i usiadł na podłodze, opierając pierś o łóżko. Ponieważ Aomine miał zwróconą twarz w jego stronę, nic nie stało na przeszkodzie, aby mógł mu się bezkarnie przyglądać. Mężczyzna marszczył lekko brwi, widocznie śniąc o czymś intensywnie. Oddychał spokojnie przez nos, wciągając powietrze z ledwo słyszalnym świstem. Kiedy je wypuszczał, nagrzane padało prosto na Ryotę.
W pewnym momencie blondyn zamknął oczy i złożył dłonie. Zaczął się modlić. Nie wiedział, czy przyniesie tym spokój lub jakikolwiek inny pożytek duszy swojej ukochanej siostry, ale chciał w to wierzyć, niemo błagając Boga, aby ten przyjął ją do swojego królestwa.
Ze świadomością, że Aomine jest tuż obok, było mu to znacznie prościej zrobić.
*
Kiedy ciemnoskóry otworzył oczy, od razu zwrócił uwagę, na zachowanie Kise, który znajdował się zaledwie kilkanaście centymetrów przed nim. Nie chciał przerywać jego modlitwy, jednak z drugiej strony nie mógł patrzeć na to, jak jego chłopak wykrzywia twarz w wyrazie głębokiej tęsknoty, bólu i smutku. Nawet nie spostrzegł, kiedy Daiki uniósł się na łokciu, podpierając o dłoń swój policzek. Po chwili wahania przysunął się do blondyna i pocałował go krótko w usta, na co ten momentalnie otworzył powieki, zaskoczony.
─ Hej, piękny ─ wymruczał, patrząc mu w oczy z miłością i uśmiechając się rozbrajająco.

Ryota rozłożył powoli ręce, patrząc na mulata poruszony. Nieświadomy tego, wykrzywił kąciki swoich ust ku górze. Odchylił się do tyłu, aby móc oprzeć ręce za sobą i wstał, siadając na łóżku. Wciąż patrząc na swojego chłopaka, zaczął bawić się kosmykami ciemnych włosów. Zjechał dłonią niżej, układając ją na policzku Aomine i wpatrując się na niego przez moment. Cisza, w której trwali, sprawiała, że świat istniał tylko dla nich. Blondyn oddał leniwie pocałunek, muskając jeszcze jego prawą powiekę i czoło.
─ Hej, przystojniaku ─ odpowiedział, gdy się wyprostował.

─ Jesteś teraz wolny? Może mógłbym postawić ci drinka? Albo chociaż kawę? ─ spytał zalotnie, przekręcając głowę tak, że całował teraz wnętrze dłoni Kise, którą chłopak jeszcze przed chwilą głaskał jego twarz. Jednocześnie nie spuszczał wzroku z blondyna, rzucając mu najseksowniejsze spojrzenie, na jakie było go stać.

─ Czy pan mnie podrywa?  ─ odpowiedział pytaniem na pytanie, rozbawiony, unosząc jedną brew ku górze. Pochylił się tak, że zawisł nad ciemnoskórym i oblizał kusicielsko wargi, nie pozostając dłużnym co do uwodzicielskiego wzroku.

─ Ależ co pan wygaduje. ─ Daiki otworzył szerzej oczy, udając zdziwienie. ─ Choć trzeba przyznać, że pana widok mnie zniewala ─ mruknął.
Następnie objął Kise w pasie, dłońmi ściskając jego pośladki i przyciągnął gwałtownie do siebie, tak, że śpiewak opadł na jego kolana z cichym westchnięciem.

─ Więc jednak pan kłamie ─ stwierdził blondyn, zarzucając powoli ręce na ciemną szyję. Przesunął nosem po policzku mulata, cmokając go na koniec w prawą skroń. ─ Proszę ze mną nie flirtować, chwaląc mój wygląd ─ zażądał hardo, cofając się, ku niechęci Daikiego. Granatowe tęczówki wlepiły się w złote z niezrozumieniem. Ryota zaśmiał się krótko i dodał: ─ Bo mógłbym zachwalać pana urodę tak samo.

Aomine zaśmiał się i pokręcił głową, rozbawiony. Zaraz też przysunął się do Kise, niwelując ten drobny odstęp, jaki blondyn stworzył chwilę wcześniej. Naparł na niego, tak, że ten oparł się plecami o ścianę, nie mając już żadnej możliwości na odsunięcie się. Ciemnoskóry uklęknął, pochylając się tuż nad nim, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
─ Więc może zechciałby pan przejść na „ty”? ─ napomknął.
Dał mu krótkiego całusa w usta, a na koniec chwycił w zęby jego dolną wargę, ciągnąc ją delikatnie.

Gdy ją uwolnił, Ryota celowo nie zamknął ust i, pozostawiając je lekko rozchylone, złapał prawą dłonią za kark ciemnoskórego, patrząc się na niego zuchwale. Wsuwając ucho chłopaka między palce swojej lewej odpowiedniczki, odparł zadziornie i przygryzł pociągająco dolną część ust:
─ Nie wiem. Zechciałbym?

─ Mógłbym spróbować jakoś pana przekonać ─ odpowiedział.
Uśmiechnął się zaczepnie i przysunął do szyi Kise. Chłopak celowo odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, dając mu do niej lepszy dostęp. Ciemnoskóry przesunął po całej jej długości wargami, wyczuwając nieco przyspieszone tętno Ryoty. Kiedy znalazł już odpowiednie miejsce, tuż pod jego żuchwą, polizał je, a następnie przyssał się do niego mocno, tworząc dużą, wściekle czerwoną plamę na jasnej, aksamitnej skórze.

Spokój panujący na całym półpiętrze został zakłócony przewlekłym jękiem.
─ Nie tak mocno! ─ pisnął blondyn.
Aomine nic sobie z tego nie robiąc, zasysając się z podwójną siłą. Śpiewak stęknął głośno, próbując odepchnąć od siebie partnera.
─ Siooo! ─ zaśmiał się perliście, szamocząc nogami.

─ Sio? Jak to sio? ─ jęknął Daiki, kiedy, nic nie robiąc sobie z wcześniejszych protestów kochanka, dokończył malinkę.
Odsunął się i splótł dłonie na piersiach.
─ Prawie wszystkie już ci znikły — westchnął, szczerze tym przejęty. ─ Co sobie pomyśli Midorima, kiedy cię zobaczy? Że jest lepszy! Ostatnio widziałem u Takao ze trzy ─ dodał, zduszając śmiech na widok miny blondyna.

─ Hej, co to ma być? Jakiś konkurs? ─ fuknął Ryota i nadął policzki. Odwrócił wzrok, udając obrażonego. ─ Nie bawię się w coś takiego ─ dodał nadąsany. ─ Poza tym Kazucchi też je robi Midorimacchiemu... A ja co? ─ spytał bezradnie. ─ Nie ważne co zrobię, na tobie utrzymują się góra pół dnia.

─ Bo mam odporniejszą cerę ─ żachnął się Aomine, przejeżdżając dłonią po znaku na szyi kochanka. ─ A poza tym nic nie wiem o żadnym konkursie. Ale byłbym za zorganizowaniem takowego ─ zaśmiał się, a widząc nieprzychylne spojrzenie blondyna, dodał szybko: ─ Oczywiście, nie bralibyśmy udziału. Od razu wiadomo, kto by wygrał ─ prychnął, szczerząc się.

Niższy pochylił się kusząco w jego stronę i podejmując znowu grę, puścił udawaną złość w niepamięć.
─ Takiś pewny swego? ─ szepnął mu prosto do ucha.
Odchylił się lekko, po czym zbliżył swoje usta do tych od Daikiego i odsunął się z satysfakcją, gdy ten próbował je złączyć w pocałunku i warknął, gdy mu się to nie udało. Ryota uśmiechnął się i kłapnął zaczepnie zębami, wypełniając pokój dźwiękiem krótkiego stukotu.

Tak jawnie rzuconego wyzwania Aomine po prostu nie mógł zignorować. Na jego niekorzyść działał fakt, że rana śpiewaka wciąż była świeża. Gdyby nie to, od razu pokazałby mu kto w tym związku nosi spodnie, ale na razie musiał spróbować załatwić sprawę inaczej. Po prostu wzruszył ramionami i, nie zważając na zaskoczenie chłopaka, założył ręce za głowę i położył się wygodnie na łóżku. Wolał odpuścić i zaczekać, aż Ryota sam da się złapać w jego misterną pułapkę, niż rzucać się na niego, stwarzając ryzyko uszkodzenia szwów.
Chwycił gazetę z poprzedniego tygodnia, która leżała na biurku obok i zaczął ją przeglądać, celowo ignorując kochanka.

Kise nie mógł uwierzyć, że jego chłopak z taką łatwością przestał zwracać na niego uwagę. Mężczyzna zirytował się porządnie, postanawiając się zemścić i wygrać z Daikim. Nie zamierzał sam wyciągać do niego ręki.
Prychnął, niby znudzony, po czym przesunął dłonią po wystającej kości obojczyka, wzdychając cicho. Kątem oka zauważył, jak Aomine ukradkiem zerka na niego, chcąc ogarnąć sytuację, co spowodowało, że zapragnął sprowokować go do czegoś więcej, niż przelotnego spojrzenia. Wsunął dłonie pod swoją koszulkę, wiodąc dłońmi wzdłuż bladego brzucha, tym samym ją podciągając. Będąc już przy górze, ściągnął ją leniwie, rzucając „przypadkiem” na ciemnoskórego. Nie zwracając uwagi na oburzony, rzucony jego stronę, wzrok, który szybko zmienił się, gdy jego właściciel zobaczył półnagiego blondyna, Ryota zgiął lewą nogę w kolanie i robiąc subtelny rozkrok, oparł o udo łokieć. podpierając brodę na wewnętrznej stronie dłoni, przygryzł rozbrajająco mały palec, patrząc na mulata wygłodniale.

─ Kurwa.
Blondyn ledwo zdążył zarejestrować zdarzenia, które nadeszły błyskawicznie, jedno po drugim. Aomine cisnął gazetę gdzieś na podłogę, momentalnie poderwał się z pozycji leżącej, w jakiej się znajdował, i dopadł kochanka, przewracając go na plecy, a samemu lądując na nim niczym wygłodniałe zwierzę na swojej ofierze.
Naparł na niego całym ciężarem swojego ciała, oszczędzając go jedynie na prawym boku chłopaka, gdzie znajdowała się blizna, przyprawiając go o bezdech. Dłońmi przejechał po całej długości jego nagiego torsu.
─ Nie kuś ─ wymruczał mu wprost do ucha.

Kise, patrząc na mulata wyzywająco, może nawet z lekkim wyrzutem, uniósł brodę ku górze, przez co zmrużył ciemnozłote, mające niebezpieczny wyraz tęczówki. Złapał nadgarstki mulata, zatrzymując tym samym wędrujące po jego ciele ręce i powiedział wyniośle, dotykając nosem dolnej linii szczęki chłopaka:
─ Teraz pan sobie o mnie przypomniał, tak?

Daiki wywarczał kolejne przekleństwa pod nosem, po czym wywrócił oczami. Westchnął ciężko, po czym opadł bez sił na kochanka, tym bardziej go przygniatając. Uwolnił swoje dłonie z uścisku, w którym trzymał je blondyn, po czym przytulił go, jedną z nich głaszcząc go po włosach.
─ Sam pan mnie sprowokował ─ podjął.

─ Bo mnie pan ignorował ─ zauważył kąśliwie, zginając nieznacznie nogi w kolanach, żeby było mu wygodniej w obecnej pozycji. Sam ułożył swoje dłonie wzdłuż wystającej, dolnej szczęki Daikiego, muskając go w górną wargę i ssąc ją lekko. Odsunął się zadowolony, uśmiechając z pewnością i czułością.

─ Obiecuję poprawę ─ westchnął Aomine.
Oparł swoje czoło o te kochanka, przymknął oczy i po raz kolejny obdarzył go pocałunkiem. Z czasem zjechał ustami w dół, na jego szyję, z trudem powstrzymując się przed zrobieniem kolejnej malinki. Zamiast tego, muskał wargami jego skórę, od czasu do czasu przejeżdżając po niej wilgotnym językiem. Nie było w tym jednak erotyzmu czy innej intymności; jedynie czułość i miłość.
─ Czy nie zechciałby pan zostać mój? ─ spytał cicho, nie przerywając pieszczoty ani na chwilę.

Serce Ryoty podskoczyło, dotknięte słowami mulata. Jego właściciel z dużym oporem powstrzymał łzy szczęścia cisnące mu się do oczu. Wplótł w granatowe włosy ręce, ciągnąć je delikatnie ku górze, dając tym samym niemy rozkaz, bądź prośbę, aby Aomine na niego spojrzał. Kise pocałował go ponętnie w usta, zostawiając za sobą słodkie mrowienie w żołądku, po czym spytał tkliwie:
─ Czy już dawno nie jestem?

─ No tak. Zapomniałem, że mój urok i wdzięk zrobiły na panu wrażenie już od pierwszej sekundy naszego spotkania ─ odparł ciemnoskóry.
Uśmiechnął się lekko, patrząc na swojego chłopaka z zauważalną radością. Ciepło, jakie rozchodziło się w jego wnętrzu zawsze, kiedy śpiewak był przy nim, dało o sobie znać bardziej, niż kiedykolwiek. Czuł się, jakby właśnie przeżywał euforyczną gorączkę, nie mogą przestać się szczerzyć i niedowierzać w duchu, że coś takiego w ogóle go spotkało.
─ Jesteś mój. Tylko mój, i jeśli jeszcze raz ktokolwiek, kiedykolwiek ośmieli się położyć na tobie swoje brudne łapska, nie będę się więcej bawił w litościwe oszczędzanie go ─ obiecał cicho.

Blondyn przełknął ślinę, patrząc w pewne oczy partnera. Złączył ich usta w pocałunku, dając się całkiem zdominować. Aura posiadacza, jaką Daiki otaczał go teraz całego, odebrała mu wszelkie obawy, dając się oszukać bajkowej atmosferze.
Odrywając się z niechęcią od niego, śpiewak spytał:
─ Nie ma już nikogo, kto by mógł to zrobić, prawda? ─ spytał, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. Chciał zobaczyć, czy wyciągnie od Aomine prawdę o Haizakim. Badał kochanka uważnym spojrzeniem, niemal przeszywając go nim na wylot.

Daiki nie chciał okłamywać kochanka, jednak nie chciał mu także mówić prawdy o Shougo, której, w jego przekonaniu, blondyn wciąż nie znał. Zastanowił się chwilę, dając sobie na to czas, ponawiając pocałunek, na tyle długo, aż nie ułożył w głowie odpowiedzi.
─ Na pewno jest wiele takich osób. Jesteś tak śliczny, że nawet ktoś innej orientacji mógłby chcieć zrobić sobie w życiu małą odskocznię ─ odparł wymijająco. ─ Ale jesteś ze mną, więc to już nie ma żadnego znaczenia ─ dodał  pewnie.
Podniósł się z Kise i usiadł na łóżku, opierając się plecami o parapet. Poczekał chwilę, aby jego kochanek również wstał i uklęknął naprzeciw niego, co nakazał mu gestem. Chciał, aby ten moment nabrał nieco uroczystego charakteru i aby blondyn zapamiętał go na zawsze.
Patrząc mu głęboko w oczy, z powagą wymalowaną na przystojnej twarzy i lekko zmarszczonymi brwiami, chwycił prawą dłoń śpiewaka, po czym pocałował jej wierzch delikatnie, ledwo co dotykając wargami.
─ Ryota ─ zaczął tak, że blondyna przeszły dreszcze na samo brzmienie jego głosu. ─ Obiecaj mi, że nie będziesz już myśleć o Haizakim. Nigdy więcej. Ponieważ on właśnie tego chce. Żebyś dusił się z powodu poczucia winy i tych koszmarnych wspomnień. Więc zapomnij o tym. I obiecaj ─ powiedział, cały czas wpatrując się w drżącego z przejęcia Kise.

Kise spuścił głowę, chcąc zabrać dłoń, jednak nie miał serca tego zrobić. Zakrył zewnętrzną stroną drugiej ręki usta, aby zagłuszyć wszelkie chcące wydobyć się z jego gardła dźwięki. Po bladym policzku płynęła swobodnie, nie spiesząc się wcale, pojedyncza łza, tracąca na swojej wielkości wraz z pokonywaną drogą, którą znaczyła własną masą. Spełnienie prośby wyższego było dla niego niemożliwe. Wszak wiedział już o wszystkim. Widok tego, jak ciemnoskóry się stara, sprawił tylko, że uczucie bezradności wzrosło.
─ Prosisz o zbyt wiele, Aominecchi ─ wydusił z siebie. Zacisnął powieki i przywarł do niego, wczepiając palce w koszulkę mulata. Pociągnął nosem, zbierając się w sobie. ─ Ale spróbuję. Obiecuję, że spróbuję ─ zadeklarował przejęty.

─ Dziękuję ─ odparł miękko Daiki i nagrodził swojego chłopaka opiekuńczym uśmiechem oraz pocałunkiem w policzek, po którym płynęła łza. Chciał tym drobnym gestem pokazać, że niezależnie od tego, ile blondyn będzie mieć problemów i trosk, on będzie przy nim, gotowy w każdej chwili mu pomóc, niwelując wszelkie trudności, niczym tamtą łzę, którą starł.
─ Wiem, że to nie będzie łatwe. Ale wierzę, że dasz radę patrzeć w przyszłość. W naszą przyszłość ─ zaakcentował.

─ Na pewno dam ─ powiedział z miłością, przekonany o swojej racji. ─ Na pewno ─ powtórzył rozczulony, czując, że zaraz się rozklei.
Nie rozumiał, czemu rozpłakał się, śmiejąc jednocześnie. Był szczęśliwy. Owa radość była tak przytłaczająca, że miał problem z tym, aby racjonalnie wytłumaczyć swoje zachowanie. Chowając twarz w ramionach kochanka, wystękał sfrustrowany:
─ Czemu ja się zawsze muszę tak przy tobie mazać?

Ciemnoskóry objął Kise i pokiwał głową ze zrozumieniem.
─ A czemu ja walę te okropne, pseudo-romantyczne teksty? Cholera wie. To miłość, skarbie, tego nikt nie zrozumie ─ westchnął ciężko.
Zaczął uspokajająco gładzić blondyna po plecach. Wdychał spokojnie jego zapach, ciesząc się w myślach, że chłopak, mocząc łzami jego tors, nie widzi teraz jego twarzy, która wyrażała dokładnie to, co czuł.
Załamanie.
Po prostu w jego wnętrzu znajdowało się zbyt wiele uczuć, które wybuchły całą swą intensywnością w jednym momencie. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł czegoś takiego. Zagryzł mocno wargę, aż do krwi, i zmarszczył brwi, powoli się opanowując.

Śpiewak odetchnął głęboko i policzył do dziesięciu. Gdy się już zrelaksował, odchylił się nieznacznie, uśmiechając beztrosko, co śmiesznie kontrastowało z czerwonymi od płaczu oczami. Jasnowłosy zmrużył je lekko, widząc rozdarcie na ustach wyższego i po chwili wahania zlizał osocze z największą delikatnością, na jaką było go stać. Złapał za ręce kochanka, osuwając się na bok łóżka. Wstając z niego, pociągnął ciemnoskórego za sobą z iskierkami w rozemocjonowanych ślepiach.
─ Chooodź. ─ Przedłużył sylaby jak małe dziecko, kiedy Daiki ani drgnął.
Spotykając się z oporem, odwrócił się od niego, rzucając dwuznacznie:
─ Idę pod prysznic. Idziesz ze mną? ─ To pytanie zawisło w powietrzu, wypełniając całe pomieszczenie. Ryota znał na nie odpowiedź, więc poszedł wolnym krokiem do łazienki, znikając za progiem, pozostawiając wlepiającego wzrok w pusty korytarz, Aomine na posłaniu. Nagle przez kadr przeleciały bokserki niższego mężczyzny, lądując tuż pod drzwiami, zaraz po czym dało się słyszeć szum odkręcanej wody.

─ Boże, on mnie wykończy ─ mruknął sam do siebie ciemnoskóry.
Wstał z łóżka i powolnym krokiem skierował się do łazienki, w międzyczasie zsuwając z siebie bokserki i odrzucając gdzieś na bok koszulkę. Sprawa była dość prosta, bowiem dotychczas miał na sobie tylko je.
Z łatwością odnalazł drzwi łazienki, które były zachęcająco uchylone. Wszedł do pomieszczenia, które zdążyło już zaparować. Przeszedł po zimnych kafelkach pod sam prysznic, gdzie spod zasłoniętej zasłonki miał swoje źródło szum płynącej wody. Zatrzymał się tam na chwilę, starając się psychicznie przygotować na widok najpiękniejszego nagiego ciała, jakie przyszło mu kiedykolwiek widzieć. I nawet, jeśli było ono posiniaczone od czasu zdarzenia z Haizakim, a po prawej stronie brzucha rozciągała się zszyta rana, nic nie mogło tego zmienić.
Kise zorientował się, że kochanek stoi tuż przed zasłoną, bo wyciągnął mokrą rękę i, chwytając go za ramię, wciągnął pod prysznic. Daikiego uderzył nagle strumień ciepłej wody, który chlusnął na niego tak, że aż przeszedł go dreszcz. Spojrzał na Ryotę, którego włosy, nasiąknięte cieczą, oklapły na twarz. Nie odbierało mu to jednak w żadnym stopniu uroku. Wręcz przeciwnie – wyglądał jeszcze słodziej, niż zwykle.
Aomine przysunął się do niego i przyparł go do kafelków, obejmując w pasie i całując czule.

Blondyn oddał pieszczotę, pogłębiając ją bardzo delikatnie, jednocześnie wodząc dłońmi po karku mulata, nie omieszkając podrapać miejsca ledwo wyczuwalnie, tak, aby wywołać u wyższego gęsią skórkę. Ryota, choć pobudzony językiem Daikiego, był śpiący, w końcu nie spał całą noc i brał silne lekarstwa. Nie zamierzał jednak odpuścić takiej okazji i poczynał sobie ze swoimi rękami coraz śmielej i zjeżdżając nimi w dół. Oparł je o biodra kochanka. Przez niedobór snu i gorącą temperaturę jego ruchy były nieco spowolnione, leniwe, jednak mulatowi wcale to nie przeszkadzało. Dodawało to chwili uroku, przedłużając każdy, nawet najmniejszy gest. Ryotę przeszedł dreszcz, gdy jego rozgrzana skóra została ponownie przyparta do zimnej ściany. Stęknął cicho prosto w usta chłopaka, biorąc nagły oddech.  Jego ciało zaczęły pokrywać drobne wypukłe wzgórki, narastające z każdą sekundą, sprawiając, że zrobił się nieco szorstki w dotyku. Aomine uśmiechnął się, wyczuwając to swoimi dłońmi i przycisnął swoje usta do wgłębienia znajdującego się pomiędzy barkiem a obojczykiem blondyna, cmokając go tam wstępnie. Następnie przygryzł niezbyt mocno wystającą kość, z rozkoszą wsłuchując się w tłumione przez właściciela westchnienia.
Jasnowłosy przesunął wargami po policzku Daikiego, a kiedy znalazły się one przy jego uchu, śpiewak polizał subtelnie płatek, by zaraz po tym zahaczyć o niego zębami. Pociągnął go lekko, mrucząc jednocześnie zmysłowym głosem.

Daiki warknął gardłowo, nie mogąc zmusić się do zachowania ciszy. Czynność, jaką wykonał Kise, sprawiła, że zaczął zanikać jego zdrowy rozsądek. Przymknął nieco powieki, czując się jak w transie, w którym był nastawiony na sprawianie przyjemności partnerowi. Przeniósł dłonie na pośladki chłopaka, zaś ustami zjechał na jego klatkę piersiową, gdzie odnalazłszy wargami, na jego mokrej skórze, lewy sutek, polizał go, aby zaraz zassać się na nim, podobnie, jak Ryota uczynił to wcześniej z jego uchem. Usłyszawszy pisk śpiewaka, zmieszany z sykiem, nie przestawał, dopóki Kise nie zaczął osuwać się z jego ramion, jęcząc głośno. Zadowolony z efektu, podtrzymał go mocno, odrywając się od brodawki. Drugą zaczął szczypać palcami, ponownie mocno przypierając chłopaka do kafelków. Zaczął subtelnie ocierać się o niego, znacząc jego szyję kolejnymi malinkami. Mimo tego, o czym mówili wcześniej, i tak zamierzał zostawić ich na ciele Ryoty co najmniej tyle, ile widział ostatnim razem u Kazunariego.
Blondyn nie był w stanie ustać w miejscu. Cały czas się kręcił, przygryzając wierzch swojej prawej dłoni, nie chcąc wydać z siebie więcej, w jego mniemaniu, kompromitujących dźwięków. Ciemnoskóry, zauważając jego postawę, niezadowolony odciągnął jego rękę od ust.
─ Nie rób tak ─ zbeształ go łagodnie. ─ Chcę cię słyszeć ─ wymruczał.

Jak na rozkaz, Kise jęknął głośno, gdy Daiki ponownie otarł się o niego. Odwrócił zażenowany wzrok, czując, jak twarz pali go bardziej niż podbrzusze. Widząc zwycięski uśmiech kochanka, zebrał się w sobie i pocałował go namiętnie, walcząc językiem o dominację. Wiedział, że szybko przegra, ale wygrana nie była jego zamiarem. Ten moment, jaki zyskał, gdy Daiki sprawnie zajął się wnętrzem jego buzi, wykorzystał, aby sięgnąć ukradkiem po leżący na półce żel pod prysznic. Sapnął głośno w tej samej chwili, w której otwierał wieczko, zagłuszając tym samym dźwięk szczęknięcia. Żadna reakcja nie musiała być udawana ze względu na to, jakie rzeczy wyprawiał z nim mulat, co tylko ułatwiało sprawę.
Kise wylał na swoją, obejmującą plecy ciemnoskórego, dłoń, okazałą dawkę zimnej substancji, po czym szybko i niespodziewanie, objął nią członka mężczyzny, uśmiechając się niewinnie, gdy Daiki krzyknął krótko, zamierając na moment. Ryota mrugnął do niego zalotnie, przesunął ręką bardzo wolno w dół i zatrzymał się, mówiąc:
─ Ja ciebie też.
Czuł, że prosi się dzisiaj o kłopoty, ale nie ukrywał, że bardzo mu się to podobało.

Daiki zastanowił się przez chwilkę, instynktownie zaciskając wargi, aby nie wydać z pomiędzy nich żadnego zbędnego odgłosu. Jednak po krótkich rozważaniach, ponaglony kolejnym ruchem na jego męskości, oparł czoło o ramię blondyna, wzdychając ciężko i tak głośno, że Kise był to w stanie usłyszeć nawet przez szum padającej na nich wody.
Ciemnoskóry pomyślał, że jeśli teraz spełni życzenie swojego chłopaka, będzie on mógł potem zażądać od niego czegoś w zamian. Wiedział już nawet, co to będzie, dlatego tym bardziej zaczął dawać upust skrajnym emocjom w swoim wnętrzu, jęcząc gardłowo.
Odgłosy, jakie wydawali, były jedną z kolejnych rzeczy, która ich różniła. Podczas gdy Ryota okazywał, jak mu dobrze swoim wysokim, przepełnionym euforią głosem, ton Aomine był zupełnie inny. Miał naturalną niskość, głębokość oraz chrypę, dzięki czemu wszelkie dźwięki przez niego wydawane, nawet jęki, które z pozoru mogły wydać się, przynajmniej niektórym, mało męskie, w jego przypadku tworzyły naprawdę elektryzujące doznania. Zasłuchany w nie blondyn, został porażony erotyzmem z nich bijącym. Skłoniło go to do tego, że sam jęknął przeciągle, czując w swoim wnętrzu ciepło oraz jeszcze większe podniecenie.
Zadowolony z jego reakcji Aomine, wgryzł się w nasadę jego szyi, zasysając na niej mocno, aby choć na chwilę móc bezkarnie posłuchać boskiego głosu śpiewaka, a nie swojego. Mruczał więc tylko gardłowo, czując, jak poruszająca się po jego członku dłoń, drży.

Daiki postanowił się nieco zabawić, puszczając wodze swojej, teraz przepełnionej seksem z Ryotą w roli głównej, fantazji. Zaczął celowo przesadnie sapać prosto do ucha niższego, jednocześnie samemu biorąc żel, i począł rozprowadzać go po całym jego ciele. Sunął pewnie dłońmi po jego plecach, bokach i biodrach.
Przytrzymując go w tali lewą ręką, drugą zjechał niżej, zahaczając o pośladek i zewnętrzną stronę uda. Uniósł nogę partnera, znajdującą się naprzeciwko jego prawej, i, podtrzymując ją w zgięciu jego kolana, przyparł blondyna jeszcze mocniej do kafelkowego boku, dociskając jego rzepkę do swojego biodra.
Kise dyszał rozochocony, zabierając rękę z męskości Aomine, gdyż ten nie pozostawił między ich kroczami  żadnej, nawet najmniejszej, przerwy. Zabrał się więc za całowanie Daikiego, przysuwając go do siebie mocno, gdy wplótł palce w jego krótkie włosy. Kiedy mulat pchnął instynktownie kulszami, stykając się przy tym z nabrzmiałością jasnowłosego, niższy odrzucił głowę w tył, zaskoczony, obijając się przy tym boleśnie o twarde płytki. Ciemnoskóry dobrał się do jego bladego ucha, celowo dysząc zmysłowo. Wysunął język i, zamiast polizać jego płatek, wsunął go do środka, nadal ocierając się o niego biodrami.
Reakcji, jaka po tym nastąpiła, wyższy nie spodziewał się w najśmielszych snach.
Ryota zakwilił donośnie, spinając się cały. Pociągnął dotkliwie, choć nieumyślnie, za ciemne kosmyki, a z jego zaciśniętych oczu popłynęły pojedyncze łzy, choć równie dobrze mogła być to woda. Gdyby nie fakt, że był podtrzymywany, upadłby na ziemię z łoskotem, bo niemalże stracił w nogach czucie. Aomine odsunął się od niego zaskoczony, patrząc na równie zdumionego blondyna z niedowierzaniem. Chłopak, który trzymał się teraz za, naruszony przed chwilą, narząd słuchu, osłupiały, próbował złapać oddech i zrozumieć, co się właśnie stało.
Mulat już to wiedział.
Kise doszedł. Bez żadnego bardziej znacznego dotyku czy pieszczenia. Doszedł z, według ciemnoskórego, tak pociągającym jękiem, że zdołał wydusić tylko krótkie „kurwa”, dopadając znowu do niego. Wciąż oszołomiony działaniem własnego ciała, śpiewak oddawał tępo zachłanne pocałunki, czując się nieswojo i błogo jednocześnie. Daiki wziął jeszcze trochę mydła w płynie, po czym, patrząc w zamglone, złote tęczówki, włożył między pośladki blondyna dwa palce. Ryota stęknął cicho, wczepiając palce w barki kochanka. Ciepła woda, śliska substancja oraz niecierpliwość drugiego mężczyzny, sprawiły, że nie był długo rozciągany. Na szczęście jasnowłosy już tego nie potrzebował. Wskoczył na ukochanego, oplatając go w pasie drżącymi nogami. Ciemnoskóry wszedł w niego niespokojnie, podtrzymując, gdyż ucisk ud blondyna był znikomy, nie mogąc się powstrzymać, by zrobić to powoli. Pocałował wygłodniale kochanka, zaczynając się poruszać.
Kise zdążył na nowo się podniecić i, wtulając swoją twarz w ramię mężczyzny, pojękiwał krótko. Aomine nie pozostawał mu dłużny klnąc niemal na głos, gdyż ciasne, zaciskające się z każdym ruchem wnętrze Ryoty, jego stymulujący, wysoki głos oraz sama miłość do niego, powodowały, że tracił zmysły. Dziękował w duchu, że mógł oprzeć swoje cudo o ścianę, ponieważ inaczej już dawno by go upuścił.
Przyśpieszył ruchy, a czując, że jest na skraju, wysapał seksownym głosem:
─ No, skarbie. Pozwól mi usłyszeć to jeszcze raz. ─ Po czym ponowił czynność, drażniącą jego ucho, jednocześnie wbijając się prosto w jego prostatę.
Blondyn krzyknął zabójczo, ściągając ścianki swojego odbytu na nabrzmiałości mulata tak mocno, że tamten zawył w bolesnej ekstazie. Doszli momentalnie, a Daiki zorientował się, że obaj osunęli się na podłogę. Odzyskał jako taką świadomość, pozbywając się mroczków przed oczami i uspokoił wyrywające się szaleńczo serce. Spojrzał zdumiony na jasnowłosego, nie mogąc uwierzyć, jak nieziemskiej chwili doznali razem. Zamrugał zdębiały, gdy zorientował się, że oparty o niego mężczyzna najzwyczajniej w świecie zemdlał.

─ No pięknie ─ westchnął.
Na początku przestraszył się, że zrobił kochankowi krzywdę. Ogarnęła go panika, jednak po chwili, upewniając się, że ten oddycha spokojnie i jest cały i zdrowy, odetchnął głęboko. Nieco zły na siebie, że nie zadbał odpowiednio o Kise, przez co mogło mu się coś stać, wstał na drżących nogach i zmył resztki nasienia z siebie i blondyna. Następnie zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, szukając ręczników. Gdy odnalazł takowe na wieszaku, jeden z nich obwiązał w pasie, drugi zaś przewiesił sobie przez ramię, po czym dźwignął Ryotę na ręce. Ten tylko mruknął coś niezrozumiałego, zmarszczył brwi, a jego powieki zadrżały i jakby obudził się na moment, jednak w chwilę potem odpłynął ponownie.
Aomine zaniósł go do pokoju, gdzie położył na łóżku i zaczął ostrożnie wycierać jego ciało ręcznikiem, który wziął dla chłopaka. Materiał dobrze wchłaniał wilgoć, dlatego nieprzytomny Kise już po chwili był suchy. Daiki ułożył go na boku, tak, aby nic mu nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo. Przykrył go i posiedział przy nim chwilę, głaszcząc po włosach. Upewniając się, że wszystko jest w porządku, poszedł przygotowywać śniadanie.

Ryota oprzytomniał, czując niemoc otaczającą wszystkie jego mięśnie, zupełnie odmienną od tej, jaką czuł po strzale na statku. Zarówno przednie, jak i dolne kończyny, odmawiały wykonania rozkazu, jakim miał być skurcz znajdujących się w nich włókien, pozostawiając blondyna w bezwiednym, błogim zastoju. Kręciło mu się w głowie, jakby wypił niejeden kieliszek wina, mimo tego, że był wyspany i jako tako wypoczęty. Zmusił swoją rękę do ruchu, podrywając ją z trudem, aby przyłożyć ją do czoła, tworząc prowizoryczny daszek przed  wdzierającymi się przez okno promieniami słońca. Poczuł zapach kawy, jak się domyślał, dochodzący z dołu. Poniekąd cieszył się, że mulata tutaj nie ma. Mógł na spokojnie przemyśleć sytuację mającą miejsce nie tak dawno temu. Nadal nie docierało do niego, co się stało po najlepszych doznaniach, jakich doświadczył w życiu. Ostatnim, co pamiętał był zmysłowy pomruk kochanka, układający się w zawstydzające zdanie i niewiarygodna fala rozkoszy, na której wspomnienie cała jego twarz pokryła się czerwienią.
Kise stęknął, próbując poderwać się do siadu, napinając odrętwiałe, jakby zrobione z gąbki, narządy ruchu. Syknął, gdy cały jego brzuch przeszedł ból. Nie chodziło tu o ranę, co zauważył z ulgą. Chłopak najzwyczajniej w świecie miał zakwasy. Odkrył się powoli i usiadł na końcu łóżka. Odepchnął się rękami, prostując nogi, aby wstać. Z jego ust wydobył się, ciężki do przypisania czemukolwiek, dźwięk, gdy odpadł bezwładnie na dywan, zaskoczony.
─ Ugh ─ westchnął ciężko, złączają drżące kolana, ponawiając próbę poderwania się do góry.
Po kilku próbach, choć z niemałym wysiłkiem, udało mu się. Stał o trzęsących się udach, robiąc chwiejny krok. Ryota wyglądał teraz jak nowo narodzone źrebię, którego przydługie kości utrudniają stawianie prostych, pewnych kroków. Podszedł do szafy, kilka razy zbaczając z kursu i wsunął na siebie tylko bokserki oraz ciemnopomarańczowy, za duży, workowaty, luźny sweter w białe grochy. Ziewnął i wypełznął z pokoju, siadając na schodach, gdyż bał się z nich schodzić i obserwował poczynania kochanka w jego kuchni. Oparł brodę o ręce i wpatrywał się w jego szerokie plecy z uwielbieniem, uśmiechając się pod nosem.

Aomine, nie świadom tego, że jest obserwowany, kręcił się po kuchni jak u siebie. Nie był wytrawnym kucharzem, potrafił przygotować jedynie kilka podstawowych dań, dlatego i tym razem wolał nie improwizować. Postanowił przyrządzić tosty francuskie – jedyną typowo amerykańską rzecz, którą jego matka, preferująca raczej tradycyjno japońskie potrawy, serwowała w jego domu rodzinnym niemal każdego poranka. Przez te lata, kiedy mieszkali razem, nauczył się przyrządzać je niemal perfekcyjnie.
Było tak i tym razem. Tosty wyszły idealnie przypieczone i pachniały zachęcająco. Daiki, zadowolony ze swojej pracy, posypał je jeszcze cynamonem, który odnalazł w jednej z szafek oraz posypał garścią truskawek z lodówki. Na koniec polał dwie porcje syropem klonowym. Wlał do kubków kawę, z czego jedną, tę dla Kise, posłodził. Mając już wszystko przygotowane, zaczął zbierać naczynia. Talerze z jedzeniem ułożył na jednej ręce, przytrzymując jeden z nich brodą, kubki zaś chwycił w wolną dłoń, odwracając się powoli, tak, aby nie uronić ani kropli. Nie bał się, że coś potłucze, bowiem był entuzjastą noszenia wielu rzeczy jednocześnie, tak, aby oszczędzić sobie chodzenia.
Dopiero, kiedy zaczął wdrapywać się na schody, zauważył, że Ryota siedzi na ich szczycie i, zasłaniając usta ręką, wstrzymuje śmiech. Ciemnoskóry wywrócił tylko oczami, również uśmiechając się mimowolnie. Przemknęło mu wtedy przez myśl, że śpiewak wygląda rozbrajająco w bardzo pasującym do jego urody swetrze, z artystycznym nieładem wilgotnych włosów na głowie oraz iskrzącymi radością oczami.
Przez to, że zapatrzył się na blondyna, potknął się. Na całe szczęście, dzięki swojemu refleksowi, nie przewrócił się, a jedzenie oraz kawa bezpiecznie utrzymały się w swoich naczyniach.

Po chwili, kiedy mulat pokonał wszystkie stopnie, Kise wstał ostrożnie, zabierając od niego talerze, gdyż bał się, że przez swój nierówny chód mógłby wylać czarne napoje. Poszli do sypialni, siadając wygodnie na materacu. Ciemnoskóry wysunął w jego stronę rękę z ława. Ryota przyjął wdzięczne kubek, upijając drobny łyk. Ucieszył się, gdy napój okazał się być słodki i przysunął, jeden z leżących na pościeli, talerz do kochanka, posyłając mu słodki uśmiech. Mogłoby wydawać się to płytkie, ale blondyn nie posiadał się z radości, którą czerpał z tak prostej czynności, jaką było wspólne jedzenie. Czuł wtedy rozlewający się w sercu spokój, a  krótkie, rozanielone spojrzenie posłane w kierunku Aomine tylko wzmocniło to odczucie. Łapiąc jedną z kromek w wolną rękę, wgryzł się w nią, żując powoli. Otworzył zaskoczony oczy i wybełkotał uradowany, z pełną buzią”
─ Są pyszne, Aominecchi! ─ Po czym napił się łapczywie kawy, gdyż kawałek chleba ugrzązł mu w gardle.

─ Cieszę się ─ wyznał z ulgą ciemnoskóry, uśmiechając dyskretnie.
Jedli w ciszy, co chwila popijając tosty kawą, która idealnie komponowała się z ich smakiem. Promienie słońca wdzierały się do pokoju i oświetlały ich twarze przez mgłę, jaka panowała na zewnątrz, co nadawało chwili nieco mistycznego wyrazu.
Daiki już nie pamiętał, kiedy przed poznaniem Kise jadł z kimkolwiek śniadanie. Zazwyczaj przegryzał coś kupnego w drodze z mieszkania, niekoniecznie zawsze swojego, do pracy, myślami będąc już przy czekającej go rozprawie. Ze swoimi poprzednimi partnerami nigdy nie jadał wspólne. Nad ranem zabierał wszystkie swoje rzeczy i odjeżdżał, później najczęściej nie dając żadnego znaku życia. Nie obchodziło go, że ktoś może go przez to znienawidzić, ponieważ znalezienie kogoś nowego nie było w jego przypadku żadnym problemem.
Ale z czasem zaczęło mu to strasznie przeszkadzać i sprawiać ból. W końcu postanowił zrobić sobie przerwę od krótkich, nietrwałych związków, z którymi partnerami łączył go w zasadzie tylko seks. Było tak na jego własne życzenie.
Aż w reszcie spotkał Ryotę. I bezgranicznie się zakochał.
Poruszony swoimi myślami, spojrzał na blondyna, mrużąc przy tym oczy. Kise właśnie zjadł, podobne z resztą, jak Aomine. Tuż przy lewym kąciku ust miał drobną plamę, prawdopodobnie od syropu klonowego. Spostrzegając to, nachylił się do chłopaka i zlizał słodką kroplę, zaraz potem obdarzając kochanka delikatnym pocałunkiem.
─ Kocham cię, Ryota ─ powiedział nagle, patrząc mu przy tym w oczy, czując palącą potrzebę podzielenia się tym ze śpiewakiem.

Blondyn spojrzał na niego, zaskoczony tym nagłym wyznaniem. Uśmiechnął się rozczulony, czując, że obecna chwila jest zbyt idealna, aby była prawdziwa. Położył dłoń na policzku Daikiego, nie mogąc przestać wykrzywiać kącików swoich ust ku górze i sam pocałował go z wolna, chwytając jego dolną wargę między swoje, aby utwierdzić się w realności przeżywanego momentu. Odsunął się na niewielką odległość, tak, żeby nadal być blisko kochanka i odezwał się pewnym, miłym głosem:
─ A ja ciebie, Daicchi. ─ Utrzymując kontakt wzrokowy z mulatem, oblizał nerwowo wargi i dodał, rumieniąc się nieznacznie: ─ Naprawdę, naprawdę mocno.

Aomine zaśmiał się cicho i serdecznie, ponieważ radość, która rozpierała go od środka, zwyczajnie już się tam nie mieściła. Musiała znaleźć jakiekolwiek ujście, a ciemnoskóry nie był w stanie jej powstrzymać.
Nieco zdziwiony własnym zachowaniem, ale równocześnie całkowicie odprężony i spokojny, przyciągnął blondyna do siebie i zamknął w pewnym, szczelnym uścisku. Prawą dłoń wsunął pod jego sweter, po czym zaczął, ledwo co muskając paznokciami, drapać jego skórę, wywołując tym u Kise dreszcze. Poczuł się jeszcze lepiej, mogąc sprawić mu tę drobną pieszczotę, którą lubił. Tak po prostu.
─ Wiesz co? Moja matka chciałaby cię poznać ─ oświadczył nagle, nosem pocierając o ramię partnera.

Kise zamruczał pod wpływem wykonywanej przez mulata czynności i odparł rozanielony:
─ Yhym.
Wtulił nos w koszulkę, którą miał na sobie ciemnoskóry i zaciągnął się jego stonowanym, wyjątkowo męskim zapachem. Momentalnie odskoczył od Daikiego, zdając sobie sprawę z wypowiedzianych przez kochanka słów.
─ Twoja mama? Poznać mnie? ─ spytał uradowany i dodał z entuzjazmem, wpatrując się w wyższego jak w obrazek: ─ Mówiłeś jej o mnie?

─ Coś tam wspomniałem... ─ burknął Aomine, odwracając wzrok.
Nie chciał, aby kochanek dowiedział się, jak naprawdę przebiegła tamta rozmowa, ponieważ obawiał się, że straci tym w oczach chłopaka, obnażając już przed nim całą prawdziwość swoich uczuć, które wolał zachować dla siebie. Faktem było, że Ryota zaczął go zmieniać, jednak w tym aspekcie Daiki w dalszym ciągu nie był kimś, kto mówiłby w prost o swoich emocjach i relacjach na lewo i prawo. Samemu sobie pozwalał o informowaniu o nich tylko najbliższych i tylko w określonych sytuacjach.
─ Więc... Chciałbyś pojechać ze mną do Waszyngtonu? Oczywiście, termin jest do uzgodnienia, ja się dopasuje... Poza tym, wciąż nie rozwiązałem kwestii swojej pracy ─ przyznał kwaśno. ─ Więc prawdopodobnie i tak musiałbym niedługo się stąd zbierać. Przynajmniej na parę dni. A nie chcę cię tu zostawiać samego ─ westchnął, jakby sam do siebie, podsumowując na głos wszystko, co ostatnio siedziało mu w głowie.

─ Oczywiście, że chcę ─ odparł blondyn po chwili wahania, łapiąc mulata za rękę. Zatrzymał wzrok na splecionych dłoniach, tworzących przyjemny dla oka kontrast, zawieszając się.  Bawiąc się odpowiedniczką kochanka, otworzył ją, przejeżdżając palcami po jej wewnętrznej stronie, kręcąc różnej wielkości kółka, tudzież niezidentyfikowane szlaczki.
─ A jeśli... ─ zaczął nieśmiało, nie podnosząc wzroku. ─ Nie polubi mnie?

─ Daj spokój. ─ Aomine pokręcił zrezygnowany głową. ─ Ona lubi wszystkich. I to jej wada ─ wyznał. ─ Kiedy chodziłem do szkoły, wyprawiała moje urodziny za mnie i zapraszała na nie moich znajomych, choć ja nie chciałem. Sam się przekonasz. Prędzej ty jej nie polubisz. ─ Wzruszył ramionami.
Ponieważ zdrętwiały mu nogi od zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji, mężczyzna przemieścił się na przeciwległą stronę łóżka, opierając plecami o fragment ściany oraz parapet. Rozłożył nogi, po czym poklepał miejsce między nimi, dając tym samym Kise znak, aby ten się tam ułożył. Blondyn wykonał jego nieme polecenie od razu, opierając się o jego tors plecami, a głowę układając na jego ramieniu, zwracając wzrok ku górze, aby móc choć trochę widzieć twarz kochanka.
─ Gdyby stała się uciążliwa... Po prostu mi powiedz. Coś wymyślę ─ zapewnił, obejmując ciało przed nim i splatając dłonie brzuchu śpiewaka.

─ Na pewno jest świetną osobą! ─ odparł entuzjastycznie, bardziej do siebie, niż chłopaka, wyrzucając przy tym zabawnie ręce do góry. ─ Mam nadzieję, że się dogadamy ─ dodał już w stronę Daikiego, uśmiechając się jak beztroskie dziecko. Zaraz spojrzał na ukochanego z błyskiem w złotych oczach i wypalił: ─ Musimy, skoro obydwoje cię kochamy ─ zaśmiał się, puszczając mu perskie oczko i wyciągnął szyję, nadstawiając usta do cmoknięcia, bo sam nie sięgnąłby w tej pozycji.

Aomine wymruczał pod nosem wyrazy swojej aprobaty, po czym szybko wykorzystał okazję, jaką stworzył blondyn. Pocałował go powoli i intensywnie, dłońmi błądząc po tego torsie.
─ Nie ukrywam, dobrze by było, gdybyś zaczął jakoś dogadywać się ze swoją teściową ─ zaśmiał się po chwili. ─ Tylko bez przesady. Jak zacznie ci opowiadać historie z mojego dzieciństwa, to będzie znak, że czas się zbierać ─ uprzedził kochanka.

─ Mmm, nie ma opcji ─ wymamrotał, zadowolony. Uśmiechnął się zadziornie, patrząc na Daikiego znacząco. ─ Wtedy właśnie zostajemy! ─ rzucił, śmiejąc się melodyjnie.

Aomine prychnął tylko i odrzucił głowę w tył, patrząc w sufit, na którym tańczyły złote promienie słońca. Tak, aby kochanek nie mógł dostrzec subtelnego uśmiechu, który wykwitł na jego ustach. Dopiero, kiedy nieco się uspokoił i na nowo zaczął w pełni panować nad swoją mimiką, spytał:
─ Chciałbyś dzisiaj porobić coś konkretnego?

Kise zmarkotniał, wciskając mocniej plecy w klatkę piersiową Daikiego. Chrząknął cicho i wymamrotał pod nosem:
─ To raczej nie jest coś, co chciałbym, ale powinienem zrobić ─ odparł, bawiąc się materiałem kołdry. ─ Muszę przeprosić Kazucchiego... i Midorimacchiego ─ dodał poważnie, zawieszając wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie.

─ Za co konkretnie chcesz ich przeprosić? ─ spytał cicho Daiki.
Położył dłoń na głowie Kise i zaczął głaskać go po włosach, od czasu do czasu drapiąc za uchem, tak, jak to zwykł czynić swojemu kotowi.

  Ryota nabrał powietrza w płuca. Trzymał je tam długo, by w końcu wypuścić je ze świstem. Przymknął oczy, będąc wdzięczny za pieszczotę, pod wpływem której mimowolnie przekręcił lekko głowę, gdy chłopak przesuwał delikatnie paznokciami po jego skórze.
─ Zraniłem ich. Bardzo ich zraniłem ─ powiedział niemal niesłyszalnie i, obejmując ramionami swoje kolana, schował w nich twarz. ─ Powiedziałem Midorimacchiemu dużo okropnych rzeczy... Sam się sobie dziwię, że znam takie słowa, jakich użyłem wobec niego.

─ Tylko po co, skarbie ─ westchnął Daiki, przytulając mocniej Kise, i oparł swój podbródek o jego ramię. ─ Wiem, że to było trudne, ale… Czemu nie mogłeś powiedzieć Shintaro prawdy? Przecież mógłby ci pomóc ─ powiedział delikatnie, bez cienia pretensji w głosie.
Nie chciał, żeby zabrzmiało to jak oskarżenie, ani wywoływanie wyrzutów sumienia. Był może tylko trochę ciekawy, czemu jego chłopak tak desperacko pragnął pozostać z problemem sam w czasie nieobecności mulata.

Blondyn, nie patrząc na niego, pokręcił głową na boki. Westchnął i powiedział speszony:
 ─ Przecież jakby mi pomógł, mogliby mu coś zrobić. Może i wszedłem sam do budynku, ale to nie znaczy, że nikogo za mną nie było ─ odparł dwuznacznie, wlepiając w Aomine swój, dający do zrozumienia,wzrok. Doskonale wiedział, że był wtedy śledzony, że jakby tylko uchylił szefowi odrobiny prawdy, Takao przez resztę życia tuliłby się do lodowatej, pozbawionej życia poduszki, a on sam pewnie wąchałby kwiatki od spodu. ─ Musiałem sprawić, żeby nie próbowali mnie zatrzymywać ─ dodał słabo. ─ Nie miałem innego wyboru ─ wyszeptał, pociągając nosem. Zacisnął mocno palce u rąk, powodując tym to, że jego kostki strzeliły nieprzyjemnie.

Daikiego, jednocześnie obwiniającego się za aktualne poruszenie tematu i przygnębienie śpiewaka, ogarnęło ponowne uczucie wściekłości na Haizakiego, którego, gdyby teraz mógł, rozszarpałby gołymi rękoma. Mało tego, że przestępca znęcał się nad Kise fizycznie, niszczył też jego psychikę i zabijał go od środka panicznym strachem o najbliższych. Aomine nieraz sam stosował podobne zagrania na rozprawach, w taktyczny sposób zmuszając swoich przeciwników do kapitulacji, jednak robił to poprzez delikatne sugestie i uświadamianie, kto już wygrał daną sprawę, a nie przez emocjonalny szantaż czy terror.
Nie trudno mu było odszyfrować charakter Shougo, tak więc spodziewał się, że mężczyzna pragnie zemsty, dlatego niewykluczone, że mogliby go jeszcze spotkać. Jednak dla dobra swojego ukochanego, ciemnoskóry postanowił do tego za wszelką cenę nie dopuścić, chroniąc swojego partnera przed toksycznym charakterem i poczynaniami mężczyzny.
─ Rozumiem, Ryota ─ wymruczał spokojnie, tonem pełnym współczucia. ─ Ale na przyszłość, gdyby działo się coś podobnego, masz mi o tym powiedzieć, rozumiesz? Bo jeśli nie, a ja dowiem się o tym z innego źródła... Będę na ciebie bardzo zły. Ukrywaniem takich faktów sprawisz mi kłopot. I zawód. Rozumiesz? ─ powiedział spokojnie, jednak z mocą. Tak, aby do Ryoty dobrze to trafiło.

Niższy nie odzywał się przez długi okres czasu. Chciał, żeby to było takie proste. Pragnął, aby za pomocą jednego skinienia głowy zniknęły wszelkie dręczące go troski. Chciał, jednak gdyby podobna sytuacja miała się znowu wydarzyć, nie zastanawiałby się długo, nad tym, czy chronić i Aomine. Kise dobrze wiedział, że ta pewność mogła mu się przydać na najbliższą przyszłość. W końcu jego prześladowca był wolny, czego Aomine nie omieszkał mu nie powiedzieć. Poczuł lekkie ukłucie w sercu. Nie dlatego, że zataił przed nim ten fakt, wszak rozumiał go doskonale. Bolało go to, że mulat robił dokładnie to samo, co Ryota wtedy – nie mówił wszystkiego, nadstawiał karku, próbował naprawić sprawę sam – ale wywarł na nim presję, jaką była drobna groźba złości na blondyna. To nie było do końca w porządku. Nie było fair. Miał zamiar wyjawić to ciemnoskóremu, aż go nosiło. Mimo wszystko blondyn zatrzymał tę myśl dla siebie. Wiedział, że tak właśnie działa miłość. Nie zawsze jest kolorowo, ale przecież kryzysy tylko zbliżają do siebie ofiary tego uczucia.
Odwrócił się przodem do Daikiego i patrząc mu prosto w oczy, odparł odważnie:
─ Dobrze. Tylko, Aominecchi… ─ zaczął. ─ Nie pozostawaj dłużny, okay? ─ spytał, stresując się z lekka.

─ Postaram się ─ odparł ciemnoskóry. Zaraz jednak szybko wrócił do wcześniejszego tematu. ─ I nie martw się. Oni na pewno ci wybaczą. Znają całą sytuację, a na dodatek… to przyjaciele ─ mruknął.
Cmoknął blondyna w policzek. Wstał i uśmiechnął, tak, aby ten nie musiał się już martwić i zaufał mu na słowo. Ryota niepewnie odwzajemnił ten gest, starając się wykrzywić kąciki ust do góry. Ciemnoskóry nagrodził go za to czułym poczochraniem po włosach, a następnie wyszedł bez zbędnych słów z pokoju. Wrócił już po chwili, przynosząc maść i świeży bandaż na ranę swojego partnera, bowiem ta pozostawała przez jakiś czas odkryta.
Kise, widząc co się święci, ułożył się na plecach i podwinął swój sweter ku górze, aby umożliwić kochankowi dostęp do swojego obrażenia.
Zanim jednak Aomine zaczął smarować uraz maścią, pochylił się nad nim i delikatnie pocałował okolice opuchniętej, zaczerwienionej, pozszywanej skóry. Tak, jakby chciał tym zachowaniem odkupić winę, jaką przyczynił się do zadania owej rany – do niemocy ochrony swojego ukochanego.
Szybko i sprawnie opatrzył obrażenie, po czym pomógł blondynowi podnieść się i założył bandaż. Kiedy skończył, ponownie wstał. Popatrzył parterowi dłuższą chwilę w oczy i spytał:
─ Idziemy?

─ Tak ─ odpowiedział nieśmiało, chwytając Daikiego za wyciągniętą w jego stronę rękę.

Z boku ta sytuacja mogła wydawać się komiczna, ponieważ scena łudząco przypominała motyw nieufnego dziecka, łapiącego dużą, silną dłoń rodzica, jednak między mężczyznami żadna podobna myśl nie miała miejsca w ich umysłach. To był drobny gest wsparcia, mający na celu zarówno ukazanie czułości, jak i zaufania, jakim siebie darzyli. Kise poniósł się z łóżka, wciągnął na siebie brązowe spodnie, te same, które miał wtedy, gdy mulat zabrał go ze sobą na wyścigi, i poszedł za Daikim na dół, kurczowo trzymając jego ciepłą dłoń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz