Następnego ranka mężczyźni
przeżyli drobne deja vu, wysłuchując tej samej afery na temat korzystania z
tylko jednego łóżka oraz dostając na śniadanie tę samą papkę, która różniła się
jedynie nazwą. Tego dnia była to kasza manna, która, choć nie pachniała zachęcająco,
zapowiadała się lepiej, niż wczorajsza zupa mleczna.
─ Śniadanie królów ─ sarknął
Kise, ładując łyżkę do ust. ─ Jest źle. Zaczynam się przyzwyczajać.
─ A ja chyba znowu się
przegłodzę ─ mruknął Aomine, do reszty zniechęcony niewyględną breją.
─ O nie! Siedzimy w tym razem ─
powiedział hardo Kise. ─ Siadaj tu ─ dodał, wskazując palcem na miejsce obok
siebie. ─ Dwa razy nie będę powtarzał.
Daiki zmierzył kochanka
nieprzychylnym spojrzeniem, jednak pod wpływem intensywności wzroku kochanka
skapitulował i usiadł obok niego.
─ Siedzieć mogę, czemu nie. Ale
nie zamierzam tego jeść.
─ Ale zjesz ─ uparł się Kise. ─
Chcesz stąd wyjść, to musisz jeść. ─ Pokiwał głową, jakby sam sobie przyznał
rację i przysunął łyżkę w stronę kochanka. ─ Będą nagrody ─ zachęcił go.
─ Jakie? ─ westchnął Daiki z
wahaniem.
─ Fajne ─ odparł wymijająco,
nakładając porcję na łyżkę, którą podstawił mu pod nos z oczekującą miną.
Mulat powstrzymał się od
prychnięcia, patrząc spode łba na kochanka. Nie podobało mu się, że ten trzyma
stronę szpitalnych kucharek, jednak wizja „fajnych nagród” to zawsze jakaś
szansa na ugranie tego i owego. Dlatego z trudem przełknął dumę i otworzył
usta, dając się nakarmić.
─ Brawo ─ Ryota pochwalił go,
pochylając się do przodu, aby musnąć go ustami. Na tyle szybko, by mulat nie
zdążył pogłębić pieszczoty. Nałożył kolejną porcję i spojrzał na niego
oczekująco, uśmiechając się pod nosem.
Aomine, skuszony takim
ubarwieniem posiłku, wziął do ust kolejną łyżkę, nawet się nie krzywiąc. Ku
jego zadowoleniu, został po raz kolejny nagrodzony, dlatego, przekonany, miał
zamiar zjeść do końca.
Wraz z ostatnią łyżką, Ryota
pozwolił mulatowi pogłębić pieszczotę, oddając ją ochoczo. Nieco się
zagalopował, pozwalając sobie mocniej naprzeć na kochanka, przewracając go na
plecy. Daikiemu to specjalnie nie przeszkadzało. Tylko mruknął z aprobatą i
przyciągnął Kise do siebie, chcąc zmniejszyć nieznośną przerwę między ich
ciałami. Po dłuższej chwili Ryota poczuł, jak drętwieje mu kręgosłup, więc
wdrapał się na niego i usiadł na nim okrakiem, wtulając w tors, nie przerywając
pieszczoty nawet na chwilę.
Daiki mruknął i przeniósł
dłonie na pośladki blondyna, po czym ścisnął je mocno i przygryzł jego wargę,
dając mu tym do zrozumienia, że jeśli nie przestaną, to nie będzie potrafił się
już dłużej powstrzymywać. Blondyn jednak nie oponował, jęcząc cicho od jego
dotyku, i poruszył niespokojnie biodrami. Chociaż jego umysł był pełen
obiekcji, ciało samo decydowało o tym, co dla niego lepsze, sprawiając, że śpiewak
przylgnął do Daikiego mocno, sapiąc ciężko zaskoczony. Mulat wykorzystał to i
wsunął nogę między te kochanka, po czym zgiął ją w kolanie, drażniąc tym
intymne sfery partnera. Jednocześnie jedną ręką wciąż wodził po pośladku Kise,
drugą gładząc jego plecy. Blondyn stłumił jęk, zaciskając mocno powieki i oparł
czoło o jego obojczyk, próbując się uspokoić. Jednocześnie poczuł, że musi coś
powiedzieć, ale kiedy otwierał usta, zbliżając je do tych Daikiego, po sali
rozniósł się potężny huk, który sprawił, że mężczyźni odskoczyli od siebie
zaskoczeni, spoglądając w stronę źródła dźwięku.
─ Sorry... ─ burknął czerwony
na twarzy Taiga, chaotycznie zbierając metalowy kubek z ziemi, który stał na
szafce przy wejściu. Przyszedł z zamiarem wizyty, jednak widząc, jak kiepskie
miał wyczucie czasu, starał się w ciszy wycofać, udając, że nic nie widział.
Postawił naczynko niepewnymi, spoconymi rękami, z których omal znów się nie
wyślizgnęło i stanął niezręcznie wyprostowany, klaszcząc w dłonie. ─ No to
ten... Nie przeszkadzajcie sobie ─ dodał, śmiejąc się nerwowo.
Ryota otworzył szeroko usta,
ale był zbyt zażenowany, żeby cokolwiek powiedzieć, więc uderzył Daikiego w
udo, aby uratował jakoś sytuację i zatrzymał wycofującego się Kagamiego.
─ No nie wierzę ─ jęknął Daiki,
przykładając dłoń do twarzy z głośnym trzaskiem. ─ Czemu wszystkim zbiera się
na odwiedziny, kiedy już ma do czegoś dojść? ─ jęknął cierpienniczo, jednak
nikt go nie słuchał, ponieważ do sali weszła kolejna osoba, na której widok
Ryota szczerze się rozpromienił i zapomniał o trawiących jego policzki
rumieńcach.
─ Dzień dobry, Kise-kun ─
przywitał się Kuroko, uśmiechając delikatnie. Nie wahał się długo, tylko
wyminął swojego chłopaka, podszedł do blondyna i przytulił go. ─ Cieszę się, że
nie stało ci się nic poważniejszego.
─ Kurokocchi... ─ odparł tylko,
mile zaskoczony, wtulając go w siebie. ─ Ubiegłeś mnie ─ westchnął cierpienniczo.
Kuroko zaśmiał się cicho, po
czym odsunął na niewielką odległość, aby móc otaskować spojrzeniem całą
sylwetkę przyjaciela.
─ Jak samopoczucie, Kise-kun? ─
spytał, wychylając się za śpiewaka, aby zerknąć na zaskoczonego całym zajściem
Aomine. ─ I co z twoją nogą? Lepiej? Kagami-kun wszystko mi powiedział.
─ Jest okropnie! ─ naburmuszył
się blondyn. Nadął policzki i fuknął: ─ Przetrzymują mnie tu bez powodu.
─ Mogę spytać, gdzie dokładnie
cię zraniono, Kise-kun?
─ Um... Lewe udo ─ odparł,
podciągając nieco materiał spodenek, aby pokazać ranę. Nie wiedział czemu, ale
Kuroko wzbudzał w nim respekt podobny do lekarza, dlatego podejrzewał, że to
było głównym czynnikiem, dla którego nie zastanawiał się po co, jak to i
dlaczego, tylko po prostu odpowiedział na pytania przyjaciela.
─ Czemu…?
Tetsuya nie odpowiedział od
razu. Zamiast tego pochylił się lekko i nacisnął dwoma palcami opatrunek, pod
którym znajdowało się zaszyte miejsce. Ryota, nie spodziewając się takiej
reakcji ze strony przyjaciela, pisnął z bólu i złapał się za nogę zaskoczony.
─ Rzeczywiście. Całkiem bez
powodu… ─ westchnął Kuroko.
─ Wychodziłem z gorszych
sytuacji bez szpitala ─ żachnął się, patrząc na Tetsuyę z wyrzutem. ─
Aominecchi, to jest Kurokocchi ─ przedstawił go krótko, masując swoje udo
naburmuszony.
Tetsuya uśmiechnął się lekko
pod nosem, po czym podszedł do Daikiego, który zdążył podnieść się z łóżka i
poprawić zmiętą przez kochanka koszulę.
─ Po tym co się ostatnio
działo, trochę ciężko mi stwierdzić, czy miło mi cię poznać, ale cieszę się, że
mamy okazję się spotkać… Kuroko Tetsuya ─ przedstawił się niższy, po czym
wyciągnął ku mulatowi dłoń. Ten uścisnął ją od razu.
─ Aomine Daiki ─ odparł. ─
Dziękuję za opiekę nad Kise ─ powiedział, kierując te słowa również do
Kagamiego.
─ Nie ma problemu. Koleś
wyglądał, jakby świat mu się... Argh! Nie ma problemu ─ powiedział Taiga,
krzywiąc się z bólu przez kuksańca od narzeczonego. ─ Potrzebował pomocy ─
dodał poważnie, na co Ryota spuścił wzrok.
─ I nie otrzymał jej ode mnie…
─ dopowiedział mulat. W dalszym ciągu nie mógł wyzbyć się palącego poczucia
winy.
─ Czasu już się nie cofnie. Po
prostu teraz postaraj się bardziej, Aomine-kun. Otrzymałeś drugą szansę, więc
jej nie zmarnuj ─ poradził Kuroko.
Ryota przygryzł wargę i ścisnął
dłoń kochanka w geście otuchy.
─ To już nie ma znaczenia. Teraz
już wszystko będzie okej ─ powiedział cicho, czerwieniąc się delikatnie. ─
Przepraszam za to wcześniej... ─ dodał zażenowany.
─ Ależ nie ma za co ─ odparł
Daiki z zaczepnym uśmiechem.
─ N-nie ciebie! ─ krzyknął
zarumieniony, uderzając go w ramię i spoglądając na Kagamiego i jego
narzeczonego.
─ To Kagami-kun was podglądał.
─ Kuroko wzruszył ramionami. ─ Ja czekałem na korytarzu.
─ O-oi! ─ warknął Taiga,
piorunując niższego spojrzeniem. ─ Skąd miałem wiedzieć, że wy tu... Że wy...
No ten. Wiecie... ─ poczerwieniał, w czym zawtórował mu Ryota.
Kuroko powstrzymał cisnący mu
się na usta uśmiech. Aomine nie miał z tym jednak najmniejszego problemu –
parsknął śmiechem, kręcąc głową z jawnym rozbawieniem.
─ W porządku, Kise-kun. To my
przepraszamy za najście ─ powiedział Tetsuya, kładąc dłoń na ramieniu śpiewaka
w uspokajającym geście.
Ryota spąsowiał jeszcze
bardziej, chowając twarz w dłoniach, jęcząc cicho.
─ W szpitalu... Naprawdę mi
głupio ─ westchnął zawstydzony.
─ Lepiej w szpitalu, niż na
komendz... Ugh! ─ stęknął Kagami, czując palce ukochanego między swoimi
żebrami. ─ To znaczy... Nie przejmuj się.
─ Nie... Serio? Na komendzie?
Aomine już chciał składać parze
przed nim gratulacje, jednak odwiódł go od tego pomysłu stanowczy, lodowaty
wzrok Kuroko. Daiki nie musiał być najmądrzejszy, żeby zorientować się, że
lepiej nie drążyć tematu.
─ Uhm... Cóż. Siadajcie ─
rzucił wymijająco, wskazując gościom łóżko Kise, z którego nie korzystali.
Kagami przysiadł na nim z
grobową miną, zdając sobie sprawę z tego, że chlapnął i spojrzał nerwowo na
Kuroko.
─ Um... Jak się czujesz,
Kagamicchi? ─ spytał blondyn, aby przerwać ciszę.
─ Trochę boli mnie głowa, ale
sądząc po reszcie, to miałem tyle szczęścia, że nie ma co narzekać ─ uśmiechnął
się smętnie.
─ Rozumiem... ─ odparł cicho
Ryota, patrząc na swoje dłonie.
Nagle nieco się ożywił i
powiedział rozchmurzony:
─ Widziałem się z Ryo-sanem.
Nie wiedziałem, że... Cieszę się.
─ Ja też. Nie ukrywam, że
trochę mi ulżyło ─ westchnął. ─ Swoją drogą, wiecie, kiedy już wychodzicie?
Daiki przysunął się nieco do kochanka
i otoczył jego wątłe ciało ramieniem.
─ Ja jutro. Teraz właściwie
jestem już tylko na obserwacji ─ odparł. ─ Ciebie chcą potrzymać jeszcze dwa
dni. Jeśli po tym czasie wszystko będzie w porządku, będziesz mógł wyjść ─
zwrócił się do Kise i wyjaśnił: ─ Zapomniałem ci powiedzieć, ale wczoraj
wpadłem na lekarza, kiedy odprowadzałem Midorimę.
Śpiewak wywrócił oczami, ale
jedynym komentarzem, do którego się ograniczył, było przygaszone „Świetnie” i
odwrócenie wzroku.
─ No już, skarbie. To nie dużo
─ mruknął Daiki i pocałował partnera w skroń.
─ Właśnie. Z taką raną to i tak
szybko. Poza tym Aomine-kun na pewno będzie cię odwiedzać, żeby zająć ci jakoś
czas ─ powiedział Tetsuya, zwracając znaczący wzrok na blondyna.
Ryota spłonął rumieńcem i
spojrzał na Kuroko jak na zdrajcę.
─ N-no wiesz, Kurokocchi? ─
spytał z wyrzutem, unikając wzroku Aomine.
─ Może Kagami-kun też wpadnie.
─ Jasne, w sumie to czemu nie?
─ Taiga wzruszył ramionami, nie rozumiejąc podtekstu, przez co Kise zakrztusił
się śliną i spojrzał z trwogą na Daikiego.
Aomine zmarszczył brwi i
odchrząknął, przenosząc swoje spojrzenie na Tetsuyę.
─ Twój facet ma chyba problem z
łapaniem aluzji, co?
─ Najwyraźniej ─ mruknął
chłopak, mierząc ukochanego zdystansowanym spojrzeniem.
─ No co? ─ obruszył się Taiga,
wymachując dziwnie ręką. ─ On ma go na pęczki, a ja i tak mam wolne w pracy ─
wytłumaczył szybko. ─ To już dwójka przyjaciół nie może się spotka... Och...
Ooch. ─ Taiga nagle spąsowiał i zaczął się jąkać, ponieważ mina Ryoty w końcu
dała mu do zrozumienia. ─ Nie, nie tak! N-nie w taki sposób! Kuroko, przecież
wiesz...
─ Oczywiście ─ westchnął
Tetsuya. Nie spojrzał jednak na narzeczonego, chcąc w ramach odwetu potrzymać
go trochę w niepewności.
─ Ej no, ty też zaczynasz z tym
durnym pomysłem o romansie? ─ westchnął zrezygnowany. ─ Trzeba być głupim, żeby
myśleć, że cię zdradzę ─ dodał przekonany.
Ryota natomiast zakrył usta
dłonią, usilnie unikając patrzenia w stronę kochanka.
─ Przecież nie mówiłem
poważnie…
Jakby na potwierdzenie swoich
słów, Kuroko wywrócił oczami i wyciągnął szyję, aby sięgnąć ust ukochanego i
obdarzyć go krótkim pocałunkiem, by zaraz spleść ze sobą ich dłonie w uścisku.
Aomine natomiast mruknął tylko
coś pod nosem, odrobinę zły i zażenowany przez swoje dawne podejrzenia. Musiał
przyznać sam przed sobą, że para przed nim wydawała się naprawdę zgranym,
szczęśliwym i kochającym się duetem. Kise uśmiechnął się, gdy w świetle
szpitalnej lampy błysnęły ich obrączki i oparł głowę o ramię Daikiego. W tym
czasie Kagami odsunął się od kochanka, odrobinę zakłopotany, ale i dumny,
chrząkając cicho.
─ Tak w ogóle, jesteście
zaproszeni do nas na obiad ─ zwrócił się do Aomine, przekazując wcześniejszą
wolę Kuroko.
─ Dzięki. Na pewno wpadniemy ─ odparł
Daiki, delikatnie zacieśniając uścisk, w którym wciąż trzymał kochanka.
─ No i o to chodzi ─ zaśmiał
się Taiga. ─ To dajcie znać, jak będziecie wolni.
─ Dokładnie ─ dodał Kuroko,
uśmiechając się delikatnie. Nagle drgnął, jakby sobie o czymś przypominał i
sięgnął do swojej skórzanej torby, która dotychczas zwisała z jego ramienia.
Wciągnął z niej dość spore, plastikowe pudełko, które podał Ryocie. ─ Póki co,
usmażyłem wam parę naleśników. Może nie gotuję najlepiej, ale myślę, że to i
tak lepiej niż szpitalna kuchnia.
Blondynowi aż się oczy zaświeciły.
Przyjął pudełko niemal z namaszczeniem i otworzył wieczko, wąchając zawartość z
westchnieniem.
─ Dziękujemy ─ powiedział z
wdzięcznością, jakby nie jadł od tygodnia.
─ Boże, tak ─ jęknął Daiki,
przełykając nadmiar śliny, która zgromadziła mu się w ustach. ─ Dzięki, Kuroko.
Ratujesz nas ─ westchnął z wdzięcznością, na co Tetsuya tylko się uśmiechnął.
Mężczyźni posiedzieli jeszcze w
szpitalu z godzinę, po czym pożegnali się z pacjentami, ponieważ Kuroko właśnie
zaczynał pracę, a wymówka Kagamiego, jaką było przesłuchanie Kise, powoli
traciła na wiarygodności. Zaraz po tym Ryota otworzył pudełko od Tetsui, jak
najdalej od kochanka i zaczął jeść pośpiesznie, dogryzając mu, że to dla niego,
a mulat stwierdził wcześniej, iż będzie się głodować. Daiki jednak nie dał za
wygraną, rzucając się na śpiewaka z zamiarem wywalczenia swojej porcji. Po
niemałej bitwie na łaskotki, którą Kise sromotnie przegrał, mężczyźni w końcu
spokojnie zjedli, delektując się smakiem naleśników.
Ich debatę na temat wyjątkowo pysznego
posiłku przerwała pielęgniarka, która zaprosiła Ryotę do salki na zmianę
opatrunków. Blondyn wrócił stamtąd niecałe pół godziny później, zastając w ich
sali przyjaciela z akcji. Okazało się, że i Sakurai dostał upominek od Kuroko,
jednak nie było w stanie zjeść wszystkiego sam, dlatego przyszedł się
podzielić. Kise zrobiło się strasznie głupio, że on sam nie wpadł na taki
pomysł, ale już po kilku minutach rozmowy całkiem puścił to w niepamięć.
Po jakimś czasie Ryo wrócił do
sobie, przepraszając za to, że zrobił się senny i para, po całym dniu wrażeń,
została sama.
─ Już siódma! Strasznie szybko
zleciało... ─ zaśmiał się Ryota.
─ Nie dziwne. W końcu przez
cały dzień coś się dzieje ─ odparł Daiki. ─ Nie myślałem, że tyle osób będzie
chciało nas odwiedzić ─ przyznał.
─ Ja też. Ale to miłe ─
powiedział z uśmiechem i zamachał nogami, które zwisały z łóżka. ─ Jak ci się
spodobali? ─ spytał. ─ Kagamicchi i Kurokocchi ─ sprostował.
Daiki zastanowił się przez
chwilę, mając przed oczami obraz dwójki mężczyzn. Wcześniej nie spodziewał się,
że ktoś tak łatwo mógłby zyskać jego sympatię.
─ Są w porządku ─ odparł w
końcu, gładząc Kise po udzie, na którym trzymał dłoń. ─ Nawet bardzo. W końcu
Kuroko uratował nas od śmierci głodowej ─ zaśmiał się.
─ No, jest wspaniały ─
przytaknął i oparł się o ramię kochanka.
─ Ano… Tyle już mieszkam w
Waszyngtonie, a nie spotkałem jeszcze nikogo jak on.
─ Ty też jesteś wspaniały ─
wymruczał Ryota z delikatnym uśmiechem.
─ Daleko mi do wspaniałości ─
westchnął. Przyciągnął dłoń kochanka do twarzy i pocałował ją. ─ Aczkolwiek dla
ciebie będę się starał.
─ A ja dla ciebie ─ odparł
wesoło, uśmiechając się szeroko i obrócił twarz w stronę szyi kochanka,
zaciągając się jego zapachem.
Aomine zmarszczył lekko nos,
tłumiąc kichnięcie, kiedy połaskotały go blond kosmyki Kise. Objął śpiewaka i
pogładził po łopatkach, zastanawiając się nad czymś.
─ Wiesz co? ─ zaczął nagle. ─
Zabieram cię do baru na tańce, kiedy z twoją nogą wszystko będzie już w
porządku ─ oznajmił.
─ Naprawdę? ─ spytał zdziwiony
chłopak i spojrzał na niego szczęśliwy. Widząc uśmiech kochanka, odwzajemnił
go, objął i pocałował w przypływie radości. Kiedy już się od niego, oderwał
powiedział nagle: ─ Ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
─ Czemu? ─ zdziwił się. ─
Wcześniej było fajnie.
─ I jak się skończyło? ─ spytał
retorycznie, uśmiechając się złośliwie. ─ Przyznaj po prostu, że chcesz mnie
uwieść...
Mulat parsknął śmiechem.
─ Pewnie, że chcę ─ odparł,
nawet się z tym nie kryjąc.
─ Próbuj, może ci się uda ─
zamruczał uwodzicielsko.
Daiki pokręcił głową
rozbawiony, po czym przysunął się do kochanka i musnął lekko, niemal
niewyczuwalnie, jego wargi swoimi.
─ Na pewno mi się uda.
─ Taki jesteś pewien? ─ Uniósł
brew i spojrzał na niego figlarnie. ─ Skąd ta pewność, hm?
─ Mam dar przekonywania. Jakoś
musiałem wygrywać rozprawy.
─ Jestem bardziej skomplikowany
niż te twoje rozprawy ─ żachnął się, machając dziwnie dłonią.
─ Wydaje mi się, że odkąd się
znamy, trochę cię rozgryzłem ─ odparł Daiki z lekkim uśmiechem. W tamtej chwili
śpiewak nie mógł zdawać sobie z tego sprawy, ale mężczyzna nawiązał tym trochę
do tego, co dla niego szykował.
─ Dobrze to ująłeś ─ odparł
Ryota rozbawiony, śmiejąc się na koniec. ─ „Wydaje” i „trochę” to bardzo
wiarygodne słowa.
Daiki wzruszył ramionami, po
czym uśmiechnął się złośliwie.
─ Wiesz, co jeszcze brzmi
wiarygodnie? Że jutro zjem sobie normalny obiad na mieście.
Ryota spiorunował go spojrzeniem
i odwrócił głowę, zadzierając w górę brodę.
- No i bardzo dobrze. Smacznego
życzę – bąknął, nadymając policzki.
─ Tobie też coś wezmę na wynos
─ zaśmiał się, widząc reakcję kochanka. ─ Myślisz, że tym dam radę cię uwieść?
─ To zależy, ile każesz mi na
siebie czekać ─ odparł pół żartem, pół serio.
─ Niedługo ─ obiecał i cmoknął
partnera w nos.
─ Oby ─ odparł z uśmiechem i
poklepał go po policzku, odrobinę za mocno, jak na czuły gest.
Aomine prychnął i wywrócił
oczami, uznając to za wystarczający komentarz dla tego niewinnego działania.
Profilaktycznie chwycił Kise za ręce, splatając ze sobą ich palce. Choć z
jednej strony nie mógł już się doczekać wypisu ze szpitala i załatwienia
wszystkich spraw, które planował, wiedział, że mimo odwiedzin, będzie mu
brakować kochanka.
Mężczyźni podroczyli się
jeszcze chwilę, po czym położyli się spać. Zanim Daiki zasnął, gładził kochanka
po włosach, tak jak to robił, kiedy chciał go uspokoić. Ryota nie mówił tego na
głos, ale naprawdę nie chciał odstępować mulata nawet na chwilę. Chociaż o tym
nie wiedział, mową ciała jawnie okazywał to, jak będzie za nim tęsknił. Wtulał
się w Aomine bez słowa, co jakiś czas trącając nosem i wdychał jego zapach,
jakby chciał mieć pewność, że o nim nie zapomni. Wiedział jednak, że to
zachowanie godne pięciolatka, nie dorosłego mężczyzny, więc nie powiedział o
tym kochankowi i tylko ufnie zasnął w jego objęciach.
Rankiem, zaraz po obchodzie, na
którym wręczono Daikiemu wypis, przyjechała Mika, niosąc ze sobą dużą torbę
sportową. Było w niej kilka rzeczy dla Kise. Mulat spakował tam nieliczne
ubrania i rozejrzał się po sali, sprawdzając, czy czegoś nie zapomniał i, tak
jak obiecał, został z Ryotą na śniadaniu. Mógłby przysiąc, że blondyn
przedłużał każdą wykonywaną przez siebie czynność, ale nie skomentował tego. W
końcu Kise zjadł i przytulił się do niego.
─ Pa ─ powiedział zwięźle, ale
go nie puścił.
─ Pa ─ odparł Daiki ze
śmiechem, udając, że chce go od siebie odepchnąć, jednak tak naprawdę nie miał
serca tego zrobić. ─ Wpadnę wieczorem. Z normalnym obiadem.
─ Okej ─ odparł powoli Kise,
cmokając go w policzek. ─ Znasz mój adres. Nigdzie się stąd nie ruszam ─ dodał
żartobliwie.
─ Jasne. A ty znasz mój, gdyby
naprzykrzały ci się pielęgniarki ─ odparł poważnie.
Ryota zaśmiał się w odpowiedzi
i puścił go niechętnie.
─ Dobra, mój bohaterze ─
powiedział słodko z zadziornym uśmiechem.
─ Okej, to… do zobaczenia? ─
Uśmiechnął się czule i poczochrał go po włosach. ─ Bądź grzeczny.
─ Lubisz, jak nie jestem ─
rzucił za nim z uśmieszkiem.
Daiki parsknął śmiechem i
pokręcił głową, zarzucając torbę na ramię. Przy drzwiach jeszcze odwrócił się
na chwilę i popatrzył na Ryotę z miłością, opanowując chęć podejścia do niego i
obdarzenia jeszcze jednym pocałunkiem. Dobrze wiedział, że im bardziej zwlekał,
tym trudniej było się rozstać.
Ruszył pewnym krokiem przez
korytarz, mijając pozostałe sale oraz personel szpitalny. Doszedł do schodów
i zaczął zbiegać po nich na dół, przeskakując
po dwa stopnie na raz.
Nim dotarł do rejestracji, aby
okazać wypis, wpadł na parterze na Sakuraia, który właśnie opuszczał swoją
salę.
─ Dzień dobry, Aomine-san.
Wychodzisz już? ─ spytał chłopak, uśmiechając się niepewnie, kiedy go zobaczył.
─ Hej, Ryo. Tak, spadam,
właśnie dostałem wypis.
─ Rozumiem. W takim razie
miłego dnia.
─ Dzięki, wzajemnie. Może
wpadłbyś do Kise, kiedy miałbyś wolną chwilę? O ile to nie problem. Wiesz, nie
chcę, żeby siedział za dużo sam ─ poprosił, poprawiając torbę, która zaczęła
zsuwać mu się z ramienia. Nie chciał niczego narzucać policjantowi, w końcu nie
był pewien, czy Ryo czuje się na siłach, jednak widząc, jak jego twarz odrobinę
się rozjaśnia, odetchnął z ulgą.
─ Oczywiście, z chęcią go
odwiedzę ─ odpowiedział z uśmiechem. Aomine mógł się tylko domyślać, ale tak
naprawdę nie wiedział, jak bardzo brunetowi brakowało towarzystwa.
─ Dzięki wielkie. Odwdzięczę
się w normalnym jedzeniu.
Daiki wyszczerzył się, klepnął
Sakuraia lekko w zdrowe ramię, po czym ruszył do wyjścia, zanim ten zdążył
dokończyć swoje „Aomine-san, naprawdę nie trzeba!”.
Zaraz po wyjściu Daikiego ze
szpitala, czas zwolnił jeszcze bardziej. Ryota miał wrażenie, że minuty zamieniały
się w godziny. Przed całkowitym uczuciem bezproduktywności i nadmiarem czasu
uratował go sen, po którym ponownie zjawił się jego kochanek, przywożąc kolację
bogów w postaci gofrów i serię całusów. Daiki uprzedził go jeszcze, że
następnego dnia da radę przyjechać dopiero w nocy, ale postara się zostać do
rana. Dzisiaj nie mógł tego zrobić, więc zaraz po jego odejściu, śpiewak poczuł
się bardzo samotny. Gdyby nie regularne wizyty Sakuraia, chyba by nie
wytrzymał. Kiedy był sam nudził się, a kiedy się nudził, myślał. Myśląc zaś
wprowadzał się w ponury nastrój, z którym nie mógł sobie poradzić. Wszystko
bardzo się zapętlało i nie pomagała mu w tym szpitalna atmosfera. Na szczęście
Ryo bywał u niego bardzo często i długo, a czasem to Kise, czując się samotny,
przychodził do niego, dzięki czemu te czterdzieści parę godzin minęło znośnie.
Aomine dotrzymał obietnicy,
spędzając ostatnią noc Kise w szpitalu razem z nim. Nawet nie miał zamiaru
prosić o pozwolenie na nocleg, przewidując odmowę, dlatego przeczekał wieczorny
obchód, po którym dostał się do sali blondyna niepostrzeżenie i został z nim aż
do rana.
Zastając kochanka w
nienajlepszym humorze, starał się robić wszystko, aby tylko mu go poprawić.
Wymijająco opowiadał o tym, co robił poza szpitalem, ograniczając swoją relację
do minimum. Skupił się za to na obdarowywaniu kochanka pocałunkami, przytulaniu
go i drapaniu po plecach, wobec czego blondyn przystał z chęcią, wyginając się
pod jego dotykiem niczym kot.
Nad ranem, kiedy Kise jeszcze
spał, Daikiemu udało się wymknąć do pobliskiej restauracyjki, w której kupował
już wcześniej gofry. Tym razem zamówił na wynos domowy jogurt z granolą i
owocami na wynos, pamiętając o dodatkowej porcji dla Ryo, którego też niedługo
czekał wypis. Dodatkowo, po niedługim namyśle, zaopatrzył się jeszcze w ogromną
torbę pączków, usprawiedliwiając swój zakup tym, że wszystkim im przyda się
przybrać po szpitalu parę kilo na wadze.
Po śniadaniu, na które Aomine
zgarnął Sakuraia, Kise czekało jeszcze przebadanie przez lekarza, jednak ten
ocenił jego stan pozytywnie. Rana goiła się prawidłowo, a po reszcie drobnych
obrażeń pozostały tylko siniaki czy niewyraźne obtarcia. W związku z tym Ryota
otrzymał wypis jeszcze przed dwunastą. Kochanek pomógł mu się przebrać i
spakować wszystkie jego rzeczy. Następnie, odprowadzeni przez Ryo aż do
rejestracji, wyszli przed budynek szpitala, zatrzymując się przed pewnym bardzo
dobrze znanym Ryocie autem. Chłopak nie mógł jednak uwierzyć jednak, że to
wciąż ten sam Ford Capri, który jeszcze tak nie dawno wydawał się nadawać tylko
do kasacji.
─ Jak? ─ rzucił w przestrzeń,
marszcząc brwi w skupieniu. ─ Skąd wziąłeś pieniądze? ─ spytał zaskoczony, podchodząc
do auta i zaczął je oglądać, bądź co bądź, fachowym okiem.
─ Jak się okazało, nawet nie
musiałem ─ odparł ze śmiechem, widząc reakcję śpiewaka. ─ Pamiętasz przyjaciela
mojej matki? Tego, który przywiózł mnie do szpitala po pobiciu? ─ spytał, a
uzyskując potwierdzenie, kontynuował: ─ Pracuje w komisie. Chciałem powiedzieć
ci od razu, jak się pogodziliśmy, ale postanowiłem zrobić ci niespodziankę:
matka z nim pogadała i okazało się, że w ramach ubezpieczenia mogę domagać się
bezpłatnej naprawy. Więc akurat, kiedy tkwiłem w szpitalu, auto poszło do
generalnej wymiany części. No i jest teraz jak nowe.
─ Niemożliwe ─ westchnął z
uśmiechem Kise. ─ Taki fart zdarza się raz na milion ─ powiedział, gładząc
dłonią odgiętą blachę.
─ Ostatnio coraz częściej
wydaje mi się, że ten fart dotyczy mnie. Albo że bogowie wysłuchali wszystkich
moich modlitw ─ odparł mulat i wyszczerzył się zwycięsko. Widząc jednak
domagający się rozwinięcia tematu wyraz twarzy kochanka, pocałował go
przelotnie i otworzył przed nim drzwi, kwitując swoje słowa nic nie mówiącym
,,przekonasz się później”.
Kise przez całą drogę starał
się o coś wypytać Daikiego, jednak ten skutecznie go zbywał. Mimo iż Ryota
wyczuwał, że mulat coś ukrywa, w końcu odpuścił zrezygnowany, czując, jak jego
ciekawość została doszczętnie zmiażdżona. Jego myśli jednak obrały inny tor,
gdy dojechali do domu Miki, gdzie kobieta powitała go mocnym, czułym uściskiem.
─ Jak się czujesz, skarbie? Jak
noga? Jak wypis? Coś długo cię tam trzymali ─ zaczęła kobieta od progu,
zabierając od Daikiego, mimo protestów, torbę i przenosząc ją do salonu.
─ Wszystko jest w porządku ─
odparł z uśmiechem. ─ Trzymali mnie tyle na obserwacji ─ wyjaśnił pokrótce,
siadając naprzeciwko niej na kanapie.
─ Rozumiem... Ale takie już
uroki szpitali ─ westchnęła kobieta. ─ Tego lenia ─ wskazała na Daikiego ─ też
mogli wypisać wcześniej. Przynajmniej by coś porobił w domu.
Mulat posłał matce złe
spojrzenie, jednak kobieta kompletnie się tym nie przejęła. Posiedziała z
mężczyznami jeszcze jakiś czas, prowadząc z nimi krótką wymianę zdań, aż w
końcu wstała i oświadczyła:
─ Mam dzisiaj w pracy trochę
urwanie głowy, więc będę się już zbierać. Wybaczcie, że nie przygotuję obiadu,
ale z tym sami musicie już sobie poradzić. Będę nocować dziś u przyjaciółki,
rozumiem, że potrzebujecie trochę czasu dla siebie ─ powiedziała i puściła im
oczko. ─ Tylko, Daiki ─ dodała jeszcze ─ nie przemęczaj mi Ryoty.
─ Mamo... - jęknął tylko mulat,
powstrzymując wywrócenie oczami, na co Mika była szczególnie wyczulona i czego
nienawidziła.
─ Co? Z tobą nigdy nic nie
wiadomo, zwłaszcza, że mieliście taki długi celibat. ─ Wzruszyła ramionami, po
czym ucałowała każdego z nich w policzek i, zgarnąwszy torebkę, opuściła
mieszkanie.
─ Jak zawsze subtelna ─
zachichotał Kise, patrząc chwilę za nią na drzwi, w których zniknęła.
─ Przynajmniej nie trzeba jej
niczego sugerować ani zbywać ─ westchnął Aomine. ─ No ale musimy teraz trochę
pomieszkać z nią. Sprzedaję dom ─ oznajmił po prostu, jakby mówili o pogodzie.
─ Jak to? ─ spytał zszokowany.
Przełknął ciężko ślinę i dodał, starając się nie brzmieć dziwnie: ─ Dlaczego?
─ Chcieliśmy zamieszkać razem,
więc... Pomyślałem, że sprzedam swój dom, na który i tak nie byłoby mnie teraz
stać, żeby mieć kasę na kupienie czegoś trochę mniejszego. Niech chciałem
wybierać bez ciebie, ale mam upatrzone jedno lokum. Jeśli ci się spodoba, to
będziemy mogli się tam wprowadzić jeszcze w tym tygodniu. Ach, no i jeszcze
jedno... To w Nowym Orleanie. Myślę, że w innym przypadku Ruthie by na to nie
poszła ─ zaśmiał się. Nareszcie mógł wyjawić kochankowi, co zaczął planować już
wtedy, gdy ten zostawił go na jego własne życzenie w szpitalu i zdecydował się
na akcję w Falls Church. Sprawiło to, że wszystko wyrzucił z siebie na dwóch
lekkich oddechach, nie mogąc przestać się delikatnie uśmiechać.
Blondyn otworzył szeroko usta,
jąkając coś niewyraźnie, zaskoczony. W przeciągu chwili przez jego twarz
przewinęło się kilka innych emocji, nad którymi nie potrafił zapanować. Szok,
niedowierzenie, radość. Dosłownie sekundę później jego brwi się zmarszczyły, a
oczy zrobiły wilgotne.
─ Aominecchi... ─ pisnął
płaczliwie, dosłownie rzucając mu się w ramiona i niemal dusząc w uścisku. Nie
był w stanie wydusić z siebie nic bardziej konkretnego, więc pocałował go
łapczywie, nie potrafiąc pozbierać myśli. ─ Myślałem, że już nie chcesz... ─
dodał nieskładnie, by rozemocjonowany ponownie złączyć ze sobą ich wargi.
─ Mówiłem ci już w szpitalu:
chcę z tobą mieszkać i nic tego nie zmieni ─ wymruczał kochankowi w usta, nie
mogąc się powstrzymać przed przygryzieniem jego dolnej wargi. ─ Chcę, żebyś był
pierwszym, co zobaczę po wstaniu rano. Chcę wracać po pracy z myślą, że będę
mógł cię pocałować i przytulić. To trochę egoistyczne, ale chcę cię już zawsze
mieć przy sobie.
─ Ja też tego chcę ─ odparł
niemal od razu i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. Zatrząsł się z natłoku
emocji i podniósł wzrok na kochanka, starając się opanować, czując, że zaraz
wybuchnie ze szczęścia. ─ Kocham cię ─ powiedział głośno, wskakując mu na
biodra. ─ Dziękuję.
─ To ja dziękuję za danie mi
drugiej szansy ─ westchnął Daiki, nie mogąc się powstrzymać przed
zainicjowaniem kolejnego namiętnego pocałunku.
─ Nie ma żadnej drugiej szansy
─ odparł spokojnie Ryota i przesunął wargami po jego policzku. ─ Nie wiem, jak
bardzo musiałbyś mnie zranić, żebym nie chciał być dalej z tobą ─ przyznał
cicho i przyłożył usta do skroni kochanka. ─ Ale nie próbuj tego sprawdzać,
dobrze?
─ Nie zamierzam ─ odparł szybko
i pewnie.
Podciągnął kochanka, który
zaczął mu się zsuwać, łapiąc dłońmi jego pośladki. Szybko na nowo odnalazł
wargi Kise i złączył je ze swoimi, całując intensywnie. Ponieważ po
bezproduktywnym pobycie w szpitalu jego ciało wciąż było nieco osłabione, a
siły fizyczne mniejsze, przeniósł się z blondynem do kuchni, gdzie usadził go
na blacie. Kontynuując pocałunek, zaczął niespokojnie przesuwać dłońmi po jego
plecach, jakby chcąc się upewnić, że obecna chwila to nie sen.
Ryota nie pozostawał mu dłużny,
wplatając dłonie w jego ciemne włosy. Przyciągał go za nie, dociskając do
siebie, jakby bał się, że Daiki może się od niego odsunąć. Zacieśnił uścisk, w
jakim trzymał go nogami i westchnął mu w usta, tracąc powoli dech. Mężczyzna
jednak nie zważał na to, bez skrupułów kradnąc śpiewakowi resztkę powietrza,
nadając pocałunkowi nieco agresywniejszej, bardziej dynamicznej formy, dając
upust nagromadzonym w jego wnętrzu żądzom.
Zjechał językiem na szyję
Ryoty, finalnie nie pozostawiając na niej najmniejszego fragmentu skóry
suchego. Całował, lizał, przygryzał i zasysał się na alabastrowej powierzchni,
paradoksalnie, na im więcej sobie pozwalając, tym więcej pragnąc.
Kise poczuł, jak robi mu się
gorąco, a serce, jak zawsze w takich chwilach, niemal wyrywa mu się z piersi,
obijając się o klatkę piersiową z głuchym echem. Oparł głowę o szafkę i
uwydatnił szyję Daikiemu, sapiąc coraz głośniej. W pewnym momencie spojrzał na
niego, uniemożliwiając mu tym samym dalsze całowanie i wydyszał cicho:
─ Czekaj...
─ Hm? Co jest? ─ mruknął
Aomine, z trudem odrywając się od blondyna.
─ Zamknij drzwi, bo nie
wytrzymam, jak znowu nam ktoś przerwie ─ wymruczał, wlepiając w niego zamglone
spojrzenie.
─ Co? Ach… Tak, racja ─ wychrypiał
mulat, po czym odchrząknął i z jawnym wyrazem bólu na twarzy poszedł do
przedpokoju. Zamknął drzwi z trzaskiem na zasuwę i już miał zamiar wracać do
kochanka, kiedy nagle do jego nóg dopadł stęskniony kot, ocierając się o jego
łydki i domagając uwagi. Daiki jęknął sfrustrowany i w myślach przeprosił
futrzaka. Wziął go na ręce i zamknął w łazience, żeby ten nie wpadł na pomysł
im przeszkadzać.
W końcu wrócił do śpiewaka,
zrzucając z siebie gdzieś po drodze koszulę. Dopadł do niego i przycisnął jego
łopatki do zimnego blatu, niemal się na nim kładąc i ponawiając atak na pełne,
jasne, wilgotne wargi. Ryota z utęsknieniem na to czekał, oddając go łapczywie
i od razu trącił język kochanka swoim, nie zważając uwagi na niewygodną
pozycję. Pozwolił spragnionym dotyku dłoniom błądzić po umięśnionym torsie
Daikiego, czując, że gdyby nie usta i ślina kochanka, dawno zaschłoby mu w
gardle.
Aomine w tym czasie wsunął
jedną dłoń miedzy ich złączone i napierające na siebie biodra, aby rozpiąć
rozporek blondyna. Drugą zaczął drażnić lewy sutek, włożywszy ją uprzednio pod
koszulę Kise, w efekcie podciągając ją w górę i gnąc. Ryota syknął cicho,
odchylając głowę do tyłu, przez co uderzył się o ścianę za nim. Nie zdawał się
tym jednak przejąć, tylko uniósł biodra, pomagając kochankowi ściągnąć z siebie
spodnie i wpijając się w jego wargi, obejmując drżącymi dłońmi.
Daiki uśmiechnął się na tyle,
na ile pozwalał mu odwzajemniany pocałunek. Odrzucił spodnie blondyna na
podłogę, po czym to samo uczynił z jego skarpetkami. Oderwał się od jego ust i
zaczął schodzić nimi w dół, na jego szyję, dekolt, brzuch, podbrzusze. Z
mokrymi pocałunkami zatrzymał się tuż przed gumką bokserek Ryoty, rzucając mu z
dołu prowokujące spojrzenie.
Mimo żądzy i podniecenia, Ryota
spłonął rumieńcem i odwrócił twarz w drugą stronę, czując, jak od tego
zasychają mu usta.
─ Nie musisz... ─ powiedział
cicho, sapiąc głośno i ciężko. ─ Ale jak będziesz tak przerywał, to oszaleję ─
dodał zażenowany.
─ Czyli… można uznać, że cię
uwiodłem? ─ spytał, uśmiechając się tylko jednym kącikiem ust.
Dla przyspieszenia odpowiedzi,
której oczekiwał, zsunął z kochanka bieliznę, odsłaniając tym samy skrywaną
przez nią wypukłość. Chwycił jego członka w dłoń i przejechał powoli od dołu do
góry, liżąc zaczepnie sam czubek.
Ryota jęknął głucho, wplatając
dłoń w jego włosy. Odwrócił wzrok, nie mogąc znieść tego widoku.
─ N-nie... ─ westchnął
zawstydzony, przerywając, bo jego głos zadrżał. ─ Nie wiem, czemu masz jeszcze
wątpliwości... ─ sapnął i odciągnął kochanka od swoich stref erogennych, by
chwycić jego twarz w dłonie i pocałować go zachłannie, mrucząc mu do ucha: ─
Już wtedy, przy barze...
Aomine wyszczerzył się zwycięsko
i ponowił pocałunek, napierając na Kise całym ciałem. Dłonią odnalazł jego przyrodzenie
i zaczął go onanizować, całkowicie dominując małe starcie ich języków.
Pragnął kochanka całym sobą i
dobitnie zaczął to okazywać, tracą nad sobą kontrolę. Zwilżył dwa palce wolnej
ręki i zjechał nimi po boku Ryoty aż do jego wejścia, po czym wdarł się w niego
niecierpliwie, ani na moment nie zaprzestając chaotycznych ruchów dłoni,
którymi zaspokajał partnera.
Blondyn spiął się, wyciągając
się na blacie, na ile pozwalała mu na to ograniczona przestrzeń. Usiadł
nerwowo, ignorując ból i wtulił się w kochanka.
─ Aominecchi... Ch-chcę więcej
─ wyszeptał mu do ucha, paląc gorącym oddechem.
─ Ja też… ─ westchnął mulat,
wzdrygając się. ─ Ale nie chcę ci zrobić krzywdy. Dawno nie uprawialiśmy seksu
─ wymruczał, odnajdując wargi blondyna i obdarzając go długim, czułym
pocałunkiem. ─ Nie chcę ci sprawiać bólu.
─ Nic mi nie będzie ─ zapewnił
go drżąco, całując mulata po szyi. Nie potrafił nad sobą zapanować. Zwłaszcza, gdy jego pożądanie szybko zmieniło
kurs z fizycznego, na psychiczny. Czuł po prostu palącą potrzebę, by złączyć
się z kochankiem i rosło w nim silne uczucie niepewności, że może go stracić,
jeśli szybko tego nie zrobi.
Po dłuższych namowach Daiki w
końcu uległ. Choć bardzo zależało mu na tym, żeby nie zrobić Ryocie krzywdy,
każda chwila zwłoki i każda kolejna prośba chłopaka sprawiały, że jego opór
malał, aż w końcu całkiem zniknął.
Aomine przyciągnął go do
siebie, całując mocno po raz kolejny. W międzyczasie przestał go zaspokajać i
drżącymi z niecierpliwości dłońmi ściągnął z siebie spodnie wraz z bokserkami i
ponownie przylgnął do kochanka.
W ostatnim zrywie trzeźwego
myślenia, spytał jeszcze:
─ Nie chcesz się przenieść do
mnie? Albo na kanapę?
─ Kanapa jest bliżej ─
stwierdził po chwili walczenia z myślami. Tutaj faktycznie byłoby niewygodnie,
zwłaszcza, że już kilka razy obił się o szafki, tudzież ścianę.
─ Mądry wybór.
Mulat objął partnera pewnie, a
ten w niemej odpowiedzi na jego gest, oplótł go nogami w pasie i przywarł do
niego, kiedy ten przenosił go na kanapę. Mężczyzna starał się być delikatny,
ale jego czyny odrobinę odbiegały od zamiarów. Rzucił Ryotę na miękkie podłoże,
nie dając mu nawet chwili na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Przykrył jego
ciało swoim, splunął na dłoń i rozsmarował ślinę po swojej boleśnie pulsującej
męskości. Chciał jakoś wynagrodzić nieunikniony ból kochankowi, dlatego
pocałował go niezwykle uważnie, czule i delikatnie, po czym naprał na jego
wejście, całą siłą woli blokując biodra, aby nie wypchnąć ich gwałtownie do
przodu.
Ryota zacisnął mocno powieki,
starając się nie przerwać pieszczoty głośnym jękiem, który zdradziłby go bardziej,
niż łzy zbierające się w jego oczach. Odetchnął ciężko, ale nie kazał Daikiemu
przestać. Chciał jak najszybciej się do niego przyzwyczaić. Chciał, żeby znów
byli do siebie dopasowani. A przede wszystkim chciał pozbyć się wspomnień,
które zawsze w takich chwilach wracały do niego ze zdwojoną siłą, nie
pozwalając o sobie zapomnieć. Potrzebował Daikiego, żeby je zmyć, zwłaszcza, że
po ostatnich zdarzeniach przybrały na sile.
Kiedy był z mulatem, uwalniał
się od własnych myśli, które non stop ożywiały jego odwieczną zmorę, która,
choć w rzeczywistości nie nosiła już w sobie życia, nadal tkwiła w głowie. Kise
jednak był pewien, że w końcu znalazł na nią lekarstwo, którego trzymał się
teraz kurczowo, za nic nie puszczając. Był pewien, że dzięki niemu zdoła raz na
zawsze pozbyć się Shougo. Że duże, ciemne dłonie, które błądziły po jego ciele,
zetrą wszelki ślad i niesmak tych poprzednich. Że ciepłe usta scałują gorzki
posmak niechcianych, brutalnych odpowiedniczek, a słodki ból przeważy nad
wspomnieniem tego, którego nie dało się opisać słowami. Być może dlatego objął
go mocno nogami, wtulając twarz w jego szyję i wyszeptał ciche „Dziękuję”,
chętnie oddając mu się cały.
Daiki wszedł w kochanka powoli,
nie chcąc go naderwać. Nie czuł się dobrze z tym, że dał się namówić i nie
rozciągnął Ryoty bardziej, choć wyjątkowo ciasne, pulsujące i gorące wnętrze, w
którym się znalazł, skutecznie zagłuszało ciążące sumienie. Choć był pewien, że
wyrzuty sumienia najdą go „po”, zwłaszcza, jeśli okazałoby się, że Kise miałby
później przez niego problemy w normalnym funkcjonowaniu, zwłaszcza, że był
dopiero co po szpitalu.
─ Przepraszam… ─ westchnął
blondynowi mimo wszystko do ucha, zaczynając poruszać się spokojnym,
jednostajnym rytmem. Naparł przy tym a niego mocno, odbierając dech i ocierając
się o partnera całym ciałem.
─ Dziękuję ─ jęknął w
odpowiedzi, zwijając się pod nim. Nogami oplótł go mocno w pasie i odetchnął
ciężko, czując jak boli go brzuch. Zajął się więc szyją i ramieniem kochanka,
całując je z oddaniem i niecierpliwością. W końcu i on mógł dołączyć do cichych
pomruków mulata, zagłuszając je głośnymi stęknięciami i krótkimi, coraz
bardziej przepełnionymi satysfakcją, jękami. To właśnie tej chwili wyczekiwał,
kiedy przyjemność przeważała nad bólem, a on sam zdawał się w niej roztapiać.
Chwili, kiedy zapominał o wszystkim i wszystkich, z wyjątkiem osoby, która
znajdowała się nad nim. Był w stanie jedynie wzdychać cicho jego imię i
przywierać do niego coraz mocniej, czując, jak traci zmysły i kontrolę nad
własnym ciałem.
─ Szybciej, Daiki, nie bój
się... ─ wydyszał cicho w jego szyję.
─ Tak jakbym miał…
Mulat posłusznie znacznie
zagęścił częstotliwość oraz siłę pchnięć, spinając boleśnie każdy mięsień w
swoim ciele. Przygryzł wargę, starając się pohamować pomruki przyjemności,
próbujące wydrzeć się z jego gardła, i oparł czoło o obojczyk kochanka. Prawą
dłonią przejechał w tym samym czasie po żebrach i boku partnera, aby na końcu
móc złapać go mocno za pośladek i rozchylić, ułatwiając sobie głębsze
pchnięcia, którymi sięgał prostaty blondyna, doprowadzając go tym do drżenia,
niekontrolowanych jęków i westchnień. Zasłuchany w jego głos i otoczony
przyjemnością, Daiki nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wypłynął na jego
usta. Przypomniało mu się, że w seksie z Kise najpiękniejszym było dla niego
to, że to jemu mógł sprawić najwięcej rozkoszy i dać o wiele więcej, niż ten
oczekiwał za każdym razem.
W pewnym momencie Ryota
wytrzymał. Wbił w ramię i bark kochanka paznokcie i wyjęczał przeciągle jego
imię, bezradnie rozrywając jego skórę. Doszedł, sam się tego nie spodziewając,
i zacisnął się mocno na Daikim, czując jak robi mu się słabo i ledwo łapie
oddech. Mimo wszystko wpił się w usta mulata, jakby chciał mu wynagrodzić to,
że na niego nie zaczekał, próbując poluzować nieco mięśnie.
Aomine oddał niemrawo
pocałunek, starając się nie krzyknąć. Ból i odrętwienie opanowały całe jego
ciało, zmuszając tym samym do zaprzestania jakiegokolwiek ruchu. Jednocześnie
chęć spełnienia była nie do zniesienia, bo już po chwili mulat, nie zważając na
nic, zaczął ponownie miarowo i mozolnie poruszać biodrami, ożywiając i
dominując trwający pocałunek. Jednocześnie zaczął wodzić dłońmi po wilgotnej od
potu, rozgrzanej skórze Kise, pragnąc za wszelką cenę przedłużyć tę chwilę
bliskości, której pragnął beznadziejnie mocno od kiedy tylko jego umysł zaczęły
nawiedzać urojone wątpliwości dotyczące wierności kochanka.
Ryota w końcu doszedł do
siebie, czując, jak opada z sił. Zmusił się jeszcze do tego, aby wpleść palce w
ciemne włosy i nogami docisnął mulata do siebie, bojąc się, że mógłby zaraz
zasłabnąć, nie dając mu skończyć. Nie chciał go w żaden sposób rozczarować i
sam chciał się odwdzięczyć, więc oderwał się od jego ust, aby zaczerpnąć więcej
powietrza, tym samym odganiając sprzed swoich oczu mroczki. Zamiast tego
położył jedną z dłoni na policzku partnera i wpatrywał się w niego
zafascynowany, sapiąc ciężko i przygryzając wargę.
Daiki poruszał się jeszcze
przez chwilę, z każde pchnięcie wykonując coraz szybciej, płycej i mniej
precyzyjniej, zatracając się przy tym w elektryzującej rozkoszy, która poraziła
jego ciało, rozchodząc się z podbrzusza na całe ciało. Kiedy nastąpiło jej
apogeum, doszedł z głośnym jękiem i osunął się na kochanka z głuchym
sapnięciem. Mimo to nie wychodził z niego jeszcze przez moment, całując leniwie
i gładząc po bokach, nie otwierając przy tym oczu.
Ryota chwilę oddawał się jego
dotykowi, wtulony w niego, wdychając jego intensywną, kojącą woń.
─ Hej, Aominecchi... ─ zaczął,
zły na siebie, że musi przerwać tak intymny moment. ─ Leżysz mi na nodze ─
wyjaśnił mu spokojnie, całując w skroń i gładząc dłonią jego kark.
─ Cholera…
Daiki ostrożnie uniósł kulsza w
górę i wysunął się z kochanka pośpiesznie, aby po chwili zejść z niego
całkowicie. Zadowolił się za to miejscem obok, gdzie usiadłszy, uniósł nogi
śpiewaka i położył je sobie na udach.
─ Przepraszam ─ dodał jeszcze,
gładząc piszczel partnera dłonią. Przez amok pożądania i przyjemności niemal
całkiem zapomniał, że Ryota wciąż nie był w pełni sprawny.
─ Za co? ─ spytał, powoli
dochodząc do siebie i przestając drżeć z przeżytych doznań. ─ Za seks? ─
zaśmiał się cicho, gładząc jego ramię dłonią.
Mulat parsknął i wywrócił
oczami, jednak odparł, starając się zachować powagę:
─ Za to, że zaraz wezmę cię
jeszcze raz.
─ Za takie rzeczy nie musisz
przepraszać ─ westchnął rozbawiony i przygryzł dolną wargę, delikatnie się
rumieniąc. ─ Tylko nie wiem, czy mam tyle siły ─ dodał, podrywając się z
trudem, aby usiąść kochankowi na udach i pocałować go mozolnie.
─ Na pewno jakoś się zmobilizujesz
─ wymruczał Ryocie w usta, wodząc dłońmi po jego biodrach.
─ Widzę, że ty już to
zrobiłeś... ─ zamruczał kokieteryjnie, patrząc znacząco w dół.
─ A dziwisz się? ─ westchnął mulat, przesuwając ustami po szyi
blondyna. ─ Stęskniłem się.
─ Schlebiasz mi ─ westchnął
miło połechtany. ─ Ja za tobą też ─ dodał po chwili.
Daiki uśmiechnął się kącikiem
ust, usatysfakcjonowany odpowiedzią śpiewaka i pocałował go żarliwie, błądząc
dłońmi po jego plecach, by móc na końcu przenieść się na jego pośladki.
Ryota stłumił stęknięcie i spytał,
obejmując kochanka za szyję:
─ Naprawdę mówiłeś o powtórce?
─ Tak. Naprawdę ─ westchnął. ─
Ale… nie tylko ja muszę jej chcieć.
─ Mamy dużo do nadrobienia ─
odparł z delikatnym uśmiechem i poruszył zaczepnie biodrami. ─ Więc jestem po
twojej stronie ─ zachichotał, złączając ich usta w stęsknionym, rozpalającym
pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz