Orleański sen | rozdział 26

Po zastrzyku i zmianie opatrunku, łóżko Ryoty faktycznie przewieziono do sali Daikiego, pod warunkiem tego, że będzie spał w nim sam, ze względów na nogę, czego i tak żaden z mężczyzn nie miał zamiaru przestrzegać. Atmosfera była zdecydowanie mniej napięta, ponieważ Takao przejął inicjatywę i opowiadał im, co działo się podczas ich wyjazdu i zagadywał na różne błahe tematy.
Po około dwóch godzinach Ryota nagle zrobił się senny i co chwila tracił wątek, kiedy miał o czymś opowiedzieć. Najwyraźniej był bardzo podatny na morfinę i jego organizm najzwyczajniej w świecie ubiegał się o sen, mimo iż blondyn jawnie zaprzeczał, gdy Midorima pytał, czy jest śpiący. W końcu jednak spasował i pożegnał się z przyjaciółmi, którzy obiecali ich jeszcze odwiedzić. Daiki wmusił w niego coś do jedzenia, po czym zapadła między nimi długa, lecz nie niezręczna cisza. Każdy z nich po prostu analizował ostatnie wydarzenia i czerpał z niej wewnętrzny spokój.
W końcu Kise usnął spokojnie, a Aomine miał czas, żeby jeszcze trochę pomyśleć. Po pewnym czasie i jego zmorzył sen. Mężczyźni przespali tak w sumie pięć godzin, jednak gdy pielęgniarka obudziła ich na wieczorny obchód i, pozostawiającą wiele do życzenia, kolację, obaj byli osowiali i niedużo się odzywali. Ostatnie wydarzenia pozostawiły piętno zmęczenia nie tylko na Ryocie, ale i na Daikim, który nie sypiał prawie w ogóle, odkąd wybudził się po pobiciu w szpitalu.
Przed dwudziestą odwiedziła ich Mika. Kobieta była zaskoczona stanem rzeczy, jaki zastała. Jej syn nie był już oziębły i rozdrażniony jak wcześniej, a jego chłopak zmienił swój status z odwiedzającego na pacjenta.
Mężczyźni przeprowadzili z matką Daikiego długą rozmowę, podczas której opowiedzieli o wszystkim, co wydarzyło się ostatnio, jednak pomijając nieliczne wątki, aby dodatkowo nie niepokoić i nie stresować kobiety, która słuchała ich siedząc jak na szpilkach i z matczyną troską wyrażała swoją dezaprobatę odnośnie nieodpowiedzialności i Daikiego, i Ryoty.
Kiedy Mika wiedziała już o wszystkim, przeprosiła jeszcze za zamieszanie, które wprowadziła, informując swojego syna o tym, z kim widziała Kise na mieście. Wyjaśniła przy tym, że nie chciała się wtrącać w ich sprawy, a pragnęła jedynie zasięgnąć informacji o tym, czy śpiewak jest bezpieczny po tym, jak nie wrócił na noc do jej mieszkania.
Kobieta opuściła szpital grubo po ogłoszeniu ciszy nocnej w szpitalu i zostawieniu mężczyznom paru słodach bułek, które zakupiła wcześniej w piekarni obok.
─ Chcę już stąd wyjść ─ powiedział nagle Ryota, kiedy z lubością wgryzł się w jedno z wypieków, którymi raczyli się od kilku minut. Kiedy zwrócił na siebie uwagę mulata, odwrócił głowę i dodał urażony: ─ Wyjedziesz przede mną.
─ Niby tak ─ mruknął mulat, pochłaniając już drugą bułkę. ─ Ale będę miał przez to trochę czasu, żeby doprowadzić do ładu parę spraw. Więc jak wyjdziesz, to wszystko będzie już gotowe ─ oznajmił, siląc się na obojętny ton.
─ Kiedy cię wypisują? ─ spytał śpiewak zamyślony, żując powoli i machając lekko nogami, które wisiały mu z łóżka.
─ Mmm… za dwa, góra trzy dni. Zależy od lekarza ─ odparł Daiki. Przełknął ostatni kęs i przetarł usta wierzchem dłoni.
─ Yhym... ─ mruknął niepocieszony. Milczał chwilę myśląc nad czymś i w końcu sapnął ciężko, mówiąc: ─ Mi nie chcą jeszcze powiedzieć. To bez sensu... ostatnio wyszedłem szybciej! ─ oburzył się, nadymając policzki.
─ Nie wiesz, czy szybciej, bo jeszcze nie wiadomo, ile chcą cię tu trzymać tym razem ─ parsknął Daiki i poczochrał mu włosy
─ Pewnie wieczność ─ wyburczał blondyn i spojrzał ze złością na swoją nogę. ─ Robią z igły widły ─ fuknął i wgryzł się w pieczywko.
─ Wolę, żeby przetrzymali cię dłużej, niż puścili wcześniej i do rany wdało się zakażenie.
─ Chcesz się mnie pozbyć ─ powiedział przekonany i odwrócił ostentacyjnie głowę.
─ Dopiero co mogę się tobą nacieszyć, a już mam się pozbywać? No wiesz? Nie jestem takim marnotrawcą ─ mulat zaśmiał się i pochylił lekko, żeby ucałować kochanka w ucho, które tamten przed nim wyeksponował.
─ Tak, nacieszyć... na drugim końcu miasta ─ sarknął śpiewak i odchrząknął, aby nie zadrżeć.
Daiki powstrzymał się od parsknięcia śmiechem i wywrócił oczami, wypuszczając z siebie bezradne westchnięcie.
─ Przecież będę cię odwiedzać…
─ Spróbowałbyś nie ─ zagroził mu Kise, dźgając go palcem w pierś.
─ Nie śmiałbym. Muszę się pilnować ─ zauważył Daiki z lekkim uśmiechem i przyciągnął kochanka do pocałunku. Pogłębił go powoli, trącając język blondyna swoim. ─ Ale jesteś słodki ─ zaśmiał mu się w usta, wyczuwając wyraźną słodycz mającą swoje źródło w niedawno zjedzonych drożdżówkach.
Kise zarumienił się lekko i odwrócił wzrok.
─ N-nie ja, tylko bułki ─ poprawił go.
─ Bułki też, ale ciebie nic nie przebije...
Ryota spąsowiał jeszcze bardziej i dociął mu, widząc jego uśmiech.
─ Lepiej się odsuń, bo cukrzycy dostaniesz ─ wyburczał zawstydzony.
─ Jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza ─ mruknął mulat i naparł sobą na śpiewaka, jeszcze raz czule go całując.
─ Mi tak... ─ westchnął blondyn nieprzekonująco, kładąc rękę na boku kochanka.
─ A nie powinno. Może bym został dłużej w szpitalu, gdybyś mnie zaraził...
─ Ugh... ─ Kise stęknął ze złością i wpił się w wargi mulata, przymykając lekko oczy, gdy pogłębił pocałunek.
Aomine kontynuował go, aż po pewnym czasie odsunął się na niewielką odległość i cmoknął kochanka w brodę, jakby w geście przeprosin.
─ Co planujemy robić, kiedy cię już stąd wypuszczą?
─ Chciałbym trochę od wszystkiego odpocząć... ─ odpowiedział zmyślony, przygryzając wargę. ─ Myślę, że powinienem odwiedzić Kurokocchiego i Kagamicchego... Bardzo mi pomogli. Mógłbyś iść mną ─ zaproponował, gdy nastała cisza.
─ Nie jestem do końca przekonany, czy to dobry pomysł ─ odparł Daiki. Nie chcąc siać wątpliwości, dodał zaraz: ─ Po prostu nie wiem, czy w ogóle wpuszczą mnie do siebie.
─ Kurokocchi bardzo chciał cię poznać ─ zapewnił Ryota z uśmiechem, po czym dodał: ─ Nawet nas zapraszał po tym wszystkim... A z Kagamicchim chyba już się polubiliście.
─ To za dużo powiedziane ─ mruknął Aomine, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. ─ Zdążył mi wytłumaczyć, co się stało w Falls Church i objechać od góry do dołu. Chociaż na to akurat zasłużyłem.
─ Odpuść już sobie trochę ─ westchnął, kładąc mu dłoń na policzku. ─ Już tego nie cofniemy, więc nie roztrząsaj tak tego. Przeprosiłeś i teraz w końcu znowu jesteśmy razem, dlatego się tym nie zadręczaj, dobrze? ─ spytał, gładząc jego skórę kciukiem.
─ Okay... Skupię się na wynagradzaniu ci tego.
Mulat odgarnął Kise włosy z czoła i musnął jasną skórę w tamtym miejscu wargami.
─ Nie musisz mi niczego wynagradzać ─ westchnął śpiewak po raz kolejny, wtulając się w niego nieco sztywno. ─ Nie mam pięciu lat ─ burknął, niby urażony.
─ Nie muszę. Ale chcę. Bo mi zależy i naprawdę czuję się źle z tym, jak cię potraktowałem ─ odparł Aomine poważnie.
─ Byłeś chamem, to fakt ─ odparł Ryota, kiwając przesadnie głową. ─ Ale wiesz, ktoś się musi tobą zająć ─ stwierdził starając się obrócić sytuację w żart.
─ Co dokładnie masz na myśli?
─ Nic a nic ─ odpowiedział, drocząc się i wbił palec na środek czoła kochanka. ─ Twoi przodkowie znowu się zamartwiają. Dlatego muszę cię pilnować.
─ To, że teraz będę milszy, nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na wszystko ─ prychnął Daiki i przyparł kochanka sobą do łóżka, unieruchamiając mu dłonie. Pochylił się nad nim lekko i delikatnie cmoknął śpiewaka w usta, tłumiąc uśmiech.
─ Jeszcze na nic sobie nie pozwoliłem ─ powiedział ostentacyjnie Ryota. Nagle zainteresował się i spytał: ─ Co rozumiesz, przez słowo „milszy”, hm?
─ Bycie mniej chamskim. ─ Wzruszył ramionami. ─ To zależy, czego oczekujesz.
─ Mmm... To trudne ─ Kise sapnął teatralnie, odwracając wzrok. ─ Nie mogę cię o to prosić…
─ Daj spokój ─ żachnął się Daiki. ─ Mów, o co chodzi.
─ Nie będziesz zadowolony... Po prostu zapomnij. I tak byś tego nie zrobił.
─ Skąd możesz wiedzieć ─ westchnął i wywrócił oczami. ─ Postaram się to spełnić, jeśli będę w stanie.
Kise milczał i spojrzał Daikiemu głęboko w oczy.
─ Jeśli chcesz nadal być razem, musimy zmienić niektóre rzeczy... ─ powiedział i przygryzł wargę. ─ Czuję, że już nie może być tak jak wcześniej. Potrzeba nam czegoś świeżego, czegoś... czegoś, co będzie nas wzmacniało. Zmiany, której będziemy się trzymali ─ powiedział poważnie, starając się nie zwracać uwagi na twarz kochanka, która jakby stężała. Widząc skupienie i napięcie w Daikim, zmusił się do zachowania kamiennego wyrazu i powiedział dobitnie: ─ Dlatego uważam, że ja powinienem być na górze.
Aomine wypuścił całe powietrze, które wcześniej trzymał w płucach. Całą siłą woli powstrzymał się przed palnięciem pierwszego lepszego komentarza, który przyszedł mu na myśl.
─ Aż tak ci jest źle na dole? ─ spytał beznamiętnie.
─ Oczywiście, że tak ─ odparł Kise, siląc się na poważny ton. Od dłuższego czasu starał się nie roześmiać, widząc konsternację na twarzy kochanka. ─ Jestem mężczyzną, wiesz? Też mam czasem swoje potrzeby ─ powiedział i przewrócił Daikiego na plecy, całując zachłannie. ─ Będę delikatny ─ wymruczał mu do ucha, ciesząc się, że zdezorientowany mulat nie widzi jego uśmiechu.
Po chwili czując, jak Aomine sztywnieje, nie wytrzymał. Wybuchnął głośnym, szczerym śmiechem, na jaki od ostatnich zdarzeń nie mógł sobie pozwolić i opadł bez sił na klatkę Daikiego.
Aomine zmierzył partnera nie wyrażającym żadnych szczególnych emocji wzrokiem. Dźwignął się w górę, sprawiając tym, że ich pozycje się zmieniły i teraz to on był na górze.
─ Na to jedno się nie zgodzę ─ mruknął i pocałował blondyna zaborczo. ─ Ale jeśli aż tak ci źle… To mogę nad czymś pomyśleć.
─ Jesteś bez serca ─ westchnął żartobliwie śpiewak, ponawiając pieszczotę, całkowicie się jej oddając.
Kiedy ją przerwał, dodał z zalotnym uśmiechem:
─ Jest mi źle, bo nas tu ograniczają. Pomyśl nad tym, żeby mnie szybciej wypuścili.
─ Pomyślę… ─ westchnął, czując, jak kąciki jego ust wędrują mimowolnie w górę. ─ Możesz mieć pewność, że w razie czego się tobą zajmę ─ dodał i mrugnął do niego.
─ A to nie ja miałem tobą? ─ spytał blondyn niskim głosem i trącił twarz mulata nosem. ─ Nie, żebym narzekał.
─ Nie będziesz mieć ku temu żadnych powodów ─ zapewnił tamte i ugryzł delikatnie narząd węchu blondyna.
─ No nie wiem... Jesteś nieobliczalny ─ mruknął cicho i odsunął twarz od zębów kochanka.
─ W przeciwnym razie byłoby nudno.
Kise uśmiechnął się i spytał zainteresowany:
─ Nawet jeśli ja jestem nudny?
─ Nie jesteś nudny ─ stwierdził mulat, przyglądając mu się przez chwilę. ─ Jesteś interesujący. Czarujący. Zabawny. I mój ─ powiedział, każde słowo przerywając krótkim całusem.
─ Twój? ─ niższy spojrzał na niego, unosząc brew.
─ Oczywiście. Dziwi cię to?
─ Nie ─ odparł po chwili, odwracając wzrok. ─ Podoba mi się ─ dodał lekko zawstydzony.
─ To tak samo działa w drugą stronę. Jestem tylko twój ─ mruknął Aomine i, jakby na potwierdzenie tych słów, pocałował śpiewaka żarliwie.
Ryota oddał go szczęśliwy, próbując powstrzymać uśmiech, przez który nie mógł porządnie pogłębić pieszczoty.
─ To co mam z tobą zrobić? ─ spytał przyjemnie.
Daiki udawał chwilę, że się zastanawia, podczas gdy odpowiedź miał już gotową.
─ Kochać mnie ─ odparł po prostu i, hamując śmiech, cmoknął kochanka w nos.
─ Da się zrobić ─ odpowiedział lekko i przygryzł wargę, gładząc go lekko po szyi. ─ Już cię kocham, przecież wiesz... ─ dodał łagodnie i musnął ustami jego skroń.
─ I mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni…
Aomine przesunął głową w górę, odnajdując wargami odpowiedniczki Ryoty. Pocałował go krótko, ale czule, po czym dźwignął z blondyna, wstał i przeciągnął, kiedy stał już na nogach.
─ Muszę iść zadzwonić ─ poinformował, ruszając w stronę drzwi wyjściowych z sali. ─ Za moment będę.
Ryota pomachał mu w odpowiedzi i usiadł na łóżku, wbijając wzrok w miejsce, w którym zniknął mulat. Po kilku, dłużących mu się, minutach westchnął zrezygnowany i położył się, nagrywając kołdrą i przymknął oczy, zastanawiając się nad czymś.
Daiki wrócił zaledwie chwilę później. Na jego ustach nieprzerwanie gościł uśmiech – zdawać by się tylko mogło, że odrobinę się poszerzył. Widząc, że kochanek leży, zgasił światło po drodze do łóżka, po czym dołączył do śpiewaka, od razu go do siebie przytulając.
─ Śpisz?
─ Nie, jeszcze nie jestem śpiący ─ odparł i splótł ich palce ze sobą. ─ Poza tym poczekałbym na ciebie.
─ Na przyszłość nie musisz ─ odparł łagodnie Aomine
─ Chcę ─ mruknął Ryota i mocniej wcisnął się w jego objęcia. ─ Przy tobie lepiej mi się zasypia.
─ Skoro tak ─ zaśmiał się Daiki. Przeciągnął dłonią od lędźwi aż do szyi Kise, a na koniec podrapał go lekko za uchem. ─ Jeśli będziesz chciał, to… może mógłbym przychodzić też na noc, kiedy mnie już wypiszą ─ zaproponował.
Ryota zadrżał i powstrzymał westchnienie, mimowolnie się rozciągając.
─ Ch-chciałbym ─ odparł speszony. ─ Jeśli to nie problem.
─ Dla mnie raczej przyjemność.
─ Dla mnie też ─ odpowiedział z uśmiechem, ściskając mocniej jego dłoń.
Chociaż przez otaczającą ich ciemność Kise nie mógł tego zobaczyć, Aomine odwzajemnił uśmiech. Przymknął powieki i zaczął gładzić partnera po włosach.
─ Kagami i Kuroko ─ zaczął niespodziewanie ─ jak to się stało, że ich poznałeś?
─ Po naszej... hm, rozmowie, trochę się zagalopowałem. Poszedłem gdzieś przed siebie, nie wiedząc, co robić ─ przyznał ciężko. ─ Nikt nie chciał mi wierzyć, a sam nie wiedziałem, co robić. W dodatku... oprócz ciebie nie znam tu nikogo, a naprawdę potrzebowałem jakiegokolwiek wsparcia ─ wyjaśnił cicho. ─ Więc poszedłem na komisariat. Ale był tam ktoś... ─ wzdrygnął się, przypominając sobie fałszywość Suzukiego. ─ Ktoś od Shougo ─ wykrztusił i odchrząknął. ─ Kurokocchi przechodził obok i jakoś tak... Poszedłem z nim. Tak po prostu. Chyba było mi już wszystko jedno.
Aomine w milczeniu przygryzł wargę i pokiwał głową. Kise nie mógł tego dostrzec, jednak poczuł ten gest.
─ Nie myślałeś, że... może Kuroko też jest od Haizakiego?
─ Myślałem ─ przyznał po długiej chwili milczenia. ─ Ale Kurokocchi ma wokół siebie taką aurę... Nie wiem, jak to opisać. Godnego zaufania? Sam zobaczysz ─ dodał i zacisnął mocno powieki. Wiedział, że mulat nie będzie zadowolony z jego słów. ─ Miałem już gdzieś to, że mogłem się pomylić.
─ Jeny... Tym bardziej się cieszę, że to dobry człowiek ─ mruknął Daiki.
Nie chciał rozwodzić się, czy nawet myśleć, nad tym, co by się stało, gdyby to jednak nie Kuroko znalazł Kise w stanie, do którego doprowadził on sam.
─ Muszę mu podziękować. Dużo mu zawdzięczam ─ podsumował szczerze.
─ Nie tak dużo jak ja ─ zaznaczył blondyn. ─ Zresztą Kagamicchiemu też... ─ powiedział po chwili zastanowienia. ─ I muszę ich przeprosić ─ westchnął cicho, autentycznie przejęty. ─ Przez tę całą akcję obydwu im groziło niebezpieczeństwo.
─ Nie obwiniaj się za to ─ mruknął mulat. ─ Kagami jest policjantem, nie? I tak by uczestniczył w tej akcji, nawet, jeśli ciebie by to nie dotyczyło ─ zauważył słusznie.
─ Ale Kurokocchi nie jest ─ powiedział uparcie. ─ To, że Kagamicchi jest policjantem, nie znaczy, że sprowadza do swojego domu wszystkie ofiary i naraża swojego narzeczonego na ciągły podsłuch i zastraszanie ─ fuknął cicho, odwracając głowę, aby móc spojrzeć na kochanka z determinacją.
─ No już, już... ─ mruknął ten i pocałował blondyna w czoło, żeby jakoś go udobruchać. ─ Ale nic się nie stało. Więc nie gdybajmy na ten temat.
─ Nic się nie stało... ─ -powtórzył za nim cicho i odwrócił z powrotem.
Wiedział, że mulatowi nie o to chodziło, ale on nie mógł zatrzymać swoich myśli, które szalały w nim, jak burza przez ostatni czas.
─ W przeciągu miesiąca zginęła mi siostra, a człowieka, który to zrobił, zabiłem własnymi rekami... Stałem się wielbicielem szpitali, zniszczyłem karierę jednego z najlepszych prawników w kraju i zakochałem się tak nagle, że nadal boję się, że to sen ─ podsumował i sapnął głośno, marszcząc brwiami. ─ A kiedy ty mówisz „nic się nie stało”, tak po prostu o wszystkim zapominam... Potrafię myśleć tylko o tobie, Aominecchi ─ wyznał mu i dodał, czując jak serce wyrywa mu się z piersi: ─ Z jednej strony czuję się z tym źle, ale z drugiej... chcę korzystać z tego, co mam ─ wyszeptał, wpatrując się w ścianę naprzeciwko.
─ Hej, Ryota. Spójrz na mnie.
Ponieważ Kise przystąpił do prośby Aomine dość powoli, Daiki chwycił jego podbródek w dłoń i przyciągnął do siebie. Odrobinę niepewne, przepełnione poczuciem winy, żalem i zagubieniem tęczówki blondyna spotkały się z głębią powagi, pewności i rozwagi. Ryota nie był do końca świadom, ale odkąd się spotkali, to właśnie to spojrzenie wpływało na niego najbardziej. Emanowało siłą i spokojem, które udzielały się każdemu, kto je dostrzegł.
─ Przepraszam, źle dobrałem słowa. To nie do końca tak, że nie stało się nic. Stało się naprawdę wiele, sam to powiedziałeś. Może teraz przesadzam, ale…  Chodziło mi o to, że nie stało się nic, z czym sobie nie poradzimy. Od teraz będziemy przechodzić przez to razem. Ja też jestem odpowiedzialny za to wszystko, co nas spotkało, więc nie bierz całej winy na siebie. Przeszedłeś już wystarczająco wiele, żebyś miał się przejmować i męczyć tym jeszcze teraz.
Blondyn zmarszczył brwi i wykrzywił usta w grymasie złości i frustracji, ale i żalu. Wtulił się w kochanka i wybuchnął, zły na siebie.
─ Miałem być silny... Obiecałem.
─ Przecież byłeś ─ odparł ciepło Daiki. ─ Trzeba być naprawdę silnym, żeby dać radę znieść tyle co ty, skarbie. I to samemu.
─ Boję się ─ odparł cicho. ─ Już nie dam rady... nie chcę już sobie z tym radzić.
─ Dasz radę ─ odparł Daiki z przekonaniem. ─ Damy radę. Razem. Czasem po prostu trzeba sięgnąć dna, żeby się od niego odbić. Wszystko będzie już tylko lepsze, skarbie. Obiecuję ci to ─ powiedział cicho i przytulił kochanka mocno, całując czule.
Śpiewak zadrżał tylko, oddając desperacko pieszczotę, jakby była tlenem dla tonącego, i przytulił się do niego mocniej, czując, że jeśli teraz by przerwał, straciłby to na zawsze.
Po jakimś czasie mulat odsunął się od niego łagodnie i pogładził go po głowie.
─ Nie myśl już o tym. Przynajmniej nie teraz. Porozmawiajmy o czymś przyjemnym przed snem, co?
Blondyn jedynie kiwnął głową i zamyślił się na moment. Po chwili powiedział pierwsze, pozytywne słowa, które przyszły mu na myśl i przez sposób, w jaki zostały powiedziane, mogły wydać się dziecinne:
─ Kocham cię.
─ I to rozumiem. Bardzo przyjemny temat ─ zaśmiał się mulat i cmoknął śpiewaka szybko. ─ Ja ciebie też. Bardzo.
─ Nadal chcesz... żebym z tobą zamieszkał? ─ zapytał ledwo słyszalnie, przygryzając mocno dolną wargę.
─ Skąd ta niepewność? ─ zdziwił się mulat. ─ Pewnie, że chcę. To znaczy, jeśli ty też.
─ Chcę! A-Ale wiesz, ostatnio sporo się działo... Mogłeś zmienić zdanie ─ wytłumaczył blondyn, nie patrząc na niego.
─ Ale nie zmieniłem ─ odparł od razu. ─ I nie zamierzam ─ oświadczył Daiki, po czym chwycił dłoń Ryoty w swoją, przyciągnął do swojej twarzy i musnął jej wierzch wargami.
─ Cieszę się v powiedział szczerze nieco zawstydzony i skrzywił się lekko, gdy nieco się obrócił. ─ Od tych zastrzyków bolą mnie mięśnie ─ wymamrotał marudnie.
─ Musisz się przemęczyć przez jakiś czas... Pomasowałbym, ale nie jestem pewien, czy to cokolwiek da.
Ryota chwycił jego dłoń w swoją i ułożył na swoim gołym biodrze, kładąc mu głowę na ramieniu i spojrzał na niego oczekująco z uśmiechem na twarzy.
─ Spróbować nie zaszkodzi ─ zamruczał,
Daiki zaśmiał się cicho i cmoknął głośno, udając, że nie do końca podoba mu się perspektywa wymasowania kochanka.
─ Niech będzie... Ale pamiętaj, że nie jestem takim specjalistą jak ty ─ ostrzegł, po czym pocałował blondyna, przygryzając przy tym jego dolną wargę i zaczął delikatnie uciskać mięśnie sąsiadujące z raną śpiewaka. Zaczął od biodra, stopniowo zsuwając się ostrożnie na zdrową część uda.
─ Lepszy słaby masaż niż żaden ─ zażartował blondyn, poprawiając się trochę, aby ułatwić kochankowi ruchy. ─ Poza tym, nie mam na co narzekać ─ dodał pewnie.
Daiki parsknął i pokręcił głową, kontynuując delikatne rozmasowywanie uda kochana. Kontynuując, przesuwał dłonią coraz dalej, aż w końcu dotarł do pośladków Ryoty. Zaczął ugniatać je z niemałą satysfakcją, ściskając i rozluźniając uścisk co jakiś czas.
Kise syknął cicho, gdy Daiki natrafił na miejsce po ostatnim zastrzyku, ale nie kazał mu przestać. W gruncie rzeczy mięsień bolał w tym miejscu, ponieważ był zbity, dlatego lepiej było się przemęczyć, niż później odczuwać to jeszcze bardziej. Jednak po chwili pisnął cicho i syknął na kochanka, marszcząc brwi.
─ Nie tak mocno!
Aomine zaśmiał się pod nosem i poluźnił nieco uścisk, którym uraczył okolice prawego pośladka kochanka. Pomasował go jeszcze chwilę, po czym przeniósł się na lewy.
─ Nawet nie wiesz, jak uwielbiam cię dotykać ─ wymruczał po chwili, przygryzając przy tym płatek ucha kochanka.
Blondyn stęknął cicho, odruchowo wyciągając szyję, po której przeszedł go dreszcz.
─ Miałeś masować... ─ skarcił go, rumieniąc się.
On sam uwielbiał dzielić z mulatem jakikolwiek kontakt fizyczny, więc cieszył się z tego, co usłyszał. Wstydził się jednak to powiedzieć, więc odparł jedynie:
─ Korzystaj, tylko nie przesadzaj.
─ Dobrze, dobrze, już się pilnuję ─ westchnął Daiki, po czym, trochę wbrew swoim słowom, wsunął dłoń pod spodnie śpiewaka i ponowił masaż.
Kise zamruczał cicho i przysunął się bliżej, przytulając kochanka, po czym spytał go po chwili.
─ Myślisz, że powinienem poszukać innej pracy?
─ Hm? Niby czemu? ─ odparł Daiki pytaniem na pytanie, wodząc dłonią po jego biodrze.
─ Nie wiem... Nie będę miał wiecznie dobrego głosu, a ciężko będzie coś znaleźć, jak będę starszy…  odparł wymijająco.
─ Wiecznie może nie, ale myślę, że mógłbyś śpiewać jeszcze spokojnie kilkanaście lat ─ odparł mulat, wzruszając przy tym ramionami. Ponieważ wyczuł w głosie blondyna niepewność, dodał po chwili: ─ To na pewno jedyny powód, czemu nad tym myślisz?
─ Nie wiem, czy chcę to dalej robić... ─ westchnął i odwrócił wzrok. ─ To głupie, ale... boję się, że to wszystko mogłoby się powtórzyć ─ przemógł się. ─ Teraz jest inaczej, ale... Nie wiem. Ostatnio nie czuję się pewnie w tłumie.
─ Rozumiem... Nie boisz się, że jeśli się z tym nie zmierzysz, to może się nasilić? ─ spytał z troską. ─ A z resztą, przemyśl to jeszcze, skarbie. Jeśli będziesz chciał, to przecież nikt cię nie zmusi, żebyś dalej śpiewał. Nie ważne co to będzie, i tak będę cię wspierać ─ powiedział i pocałował go.
─ Dziękuję ─ odparł blondyn, ponawiając pieszczotę. Tego właśnie potrzebował – ciepła i bliskości ukochanego. ─ Teraz już będzie dobrze, prawda? ─ spytał, cmokając go u usta.
─ Jasne. Jeśli mamy siebie… to tak ─ odparł z lekkim uśmiechem.
Mulat zakończył masaż i położył dłoń na plecach blondyna, głaszcząc go powoli. Był już śpiący, jednak nie chciał pozbawić się przyjemności płynącej z możliwości subtelnego, wiążącego dotyku partnera. Zaczął leniwie skubać jego usta, przymykając przy tym powieki.
Ryota oddał jeden z drobnych pocałunków i przytulił mulata do siebie, opierając brodę o jego głowę. Czując, jak ruchy kochanka stają się powolne, sam przymknął powieki i zaczął nucić cicho powolną, usypiającą melodię Bulid me up Buttercup The Foundation, dopóki dłoń Daikiego nie zatrzymała się całkowicie i on sam nie zasnął zaraz za kochankiem.
*
Nazajutrz mężczyzn obudziła zdenerwowana pielęgniarka, która z widoczną konsternacją i niezadowoleniem spytała, czemu spali w jednym łóżku. Aomine zareagował wtedy odrobinę zbyt gwałtownie, oskarżając kobietę o uprzedzenia, nietolerancję i nieodpowiednie podejście pacjentów, ubarwiając swoją wypowiedź o parę przekleństw oraz nieprzychylnych spojrzeń. Powodem jego rozdrażnienia było niewyspanie oraz to, że w czasie swojego pobytu w szpitalu już parę razy dochodziło między nim a pielęgniarką do utarczek słownych.
Ostatecznie kobieta skapitulowała i przyprowadziła lekarza, który przebadał każdego z nich osobno. Obydwu mężczyznom zmieniono opatrunki, podano leki oraz śniadanie.
─ Aominecchi, mógłbyś być trochę milszy… ─ zauważył Kise, dziobiąc łyżką w swojej breji, która była nędzną imitacją zupy mlecznej.
─ A w życiu. ─ Wzruszył ramionami. ─ Wkurza mnie odkąd tu jestem. I myślę, że z wzajemnością.
─ To na pewno... ─ westchnął blondyn i klepnął go w ramię. ─ Ale to mi się będzie dostawało, jak cię wypiszą.
─ Po moim trupie! ─ mruknął mulat, marszcząc brwi. ─ Już ja sobie pogadam z ordynatorem... ─ dodał sam do siebie.
─ Daj spokój ─ zaśmiał się blondyn, nie biorąc sobie jego słów na poważnie. ─ Dzisiaj wyjątkowo się postarali... ─ stwierdził z niesmakiem, patrząc na swoją porcję, którą zaraz zaczął jeść.
─ Ordynatorem jest znajomy Shintaro ─ zaczął Daiki nagle. ─ Byli razem na akademii medycznej, ale Midorima zrezygnował, kiedy dostał w spadku hotel po krewnych.
─ To nie znaczy, że masz go wykorzystywać z tego powodu ─ fuknął Kise. ─ Przecież nic mi nie zrobi.
─ A tylko by spróbowała ─ prychnął Aomine.
Wrzucił łyżkę do talerza z resztką chłodnego śniadania i odsunął od siebie naczynie, zdegustowany.
─ A ty się dziwiłeś, czemu źle wyglądam ─ westchnął. ─ Przy takim żarciu to raczej nie dziwne.
─ Ale z ciebie maruda ─ zaśmiał się Ryota i pochylił się w jego stronę, nastawiając usta.
Daiki mruknął z aprobatą. Planował odwzajemnić gest, jednak na moment przed tym do głowy wpadło mu coś innego. Wyciągnął szyję ku śpiewakowi, udając, że chce go pocałować, ale kiedy jego wargi były już wystarczająco blisko, wysunął się z nich język, którym przejechał od brody blondyna aż do jego nosa.
Chwilę po tym już był w połowie drogi do łazienki, hamując śmiech.
─ Ahominecchi! ─ Kise wydarł się za nim, zrywając, aby ruszyć w pogoń. Syknął jednak, czując ból, i schylił się, rzucając w niego kapciem, który trafił prosto w jego głowę.
Daiki jęknął, łapiąc się za bolące miejsce. Nie zawrócił jednak. Udał się do łazienki, mrucząc coś sam do siebie pod nosem.
─ Wracaj tuuu... ─ zawołał za nim blondyn, wycierając ślinę z twarzy. ─ Ahominecchi ─ mruknął sam do siebie.
Jednak Aomine pojawił się w pomieszczeniu dopiero po chwili. Podszedł do łóżka, na którym siedział naburmuszony Kise i bez słowa strzepał na niego wodę z mokrych rąk.
─ To bolało ─ wyrzucił mu.
─ Znowu! ─ burknął blondyn, wycierając twarz. ─ Zasłużyłeś ─ dodał z wrednym uśmiechem.
Mulat tylko wzruszył ramionami, tłumiąc uśmiech. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 10 i rzucił, chcąc zmienić temat:
─ Shintaro wpadnie o dwunastej.
─ Huh, Midorimacchi? ─ zdziwił się Kise. ─ Skąd wiesz?
─ Wczoraj do niego dzwoniłem i prosiłem o spotkanie. Muszę z nim pogadać. Nie będziesz zły, jeśli zostawię cię na godzinę?
─ Hmm, to zależy. O czym musicie pogadać? ─ spytał wścibsko z uśmiechem.
Mulat zaśmiał się i wywrócił oczami.
─ O mojej nowej pracy. Niestety muszę prosić go o przysługę…
─ Jakiej pracy? ─ pytał ożywiony, przybliżając się.
Daiki tylko pokręcił głową, gasząc tym nieco ciekawość śpiewaka.
─ Nie chcę jeszcze o tym mówić, bo nie wiem, czy wypali. Dowiesz się w swoim czasie. Pewnie wtedy, kiedy już wyjdziesz ze szpitala ─ określił.
─ Hej, nie bądź taki ─ jęknął Ryota, nadymając policzki. ─ Teraz będę jeszcze bardziej ciekawy!
─ Musisz wytrzymać ─ odparł mężczyzna i cmoknął kochanka w nos. ─ Ale jeśli wszystko się uda, to raczej ci się spodoba ─ dodał z lekkim uśmiechem.
─ Jesteś okropny! Tylko zaogniasz ─ fuknął sfrustrowany. ─ Nie odzywaj się do mnie ─ burknął, udając urażonego.
─ Okej ─ odparł ze śmiechem i opadł plecami na poduszkę za nim. Odwrócił nawet wzrok. Chciał sprowokować Kise do tego, żeby to on pierwszy coś powiedział.
Ryota starał się go ignorować najdłużej jak się dało, jednak czując nieprzyjemną ciszę, odwrócił się do niego i zaczął dźgać palcem po żebrach.
─ Ahominecchiii!
Daiki zwrócił swój wzrok na blondyna, jednak nie odezwał się. Wzruszył tylko ramionami, udając, że nie wie, o co temu chodzi.
─ Dobra ─ nadąsał się śpiewak, wracając do grzebania w swoim posiłku.
─ Rany… Przecież sobie żartuję ─ jęknął Daiki i przysunął się do kochanka, zasłaniając mu jedzenie sobą. Pocałował blondyna mocno i poczochrał mu włosy.
─ Idź sobie ─ zażartował Ryota, nabierając papki na łyżkę i zbliżając ją do ust mulata. ─ Takie dobre, czemu nie chcesz? ─ spytał przesadnie słodki głosem, kiedy Daiki odsunął się z krzywą miną.
─ Jeśli na obiad znowu dadzą podobne gówno, to słowo daję, ubiorę się i wyjdę coś kupić do sklepu ─ mruknął tylko, utrzymując bezpieczną odległość.
─ Mi tam nawet smakuje! Jak posłodzisz, to całkiem dobrze wchodzi.
─ Dziwię się w ogóle, że mają tu cukier.
─ Dostałem, bo byłem miły dla jednej z pielęgniarek ─ wyjaśnił Kise z wyższością. ─ Takim wredziolom nie dają ─ dodał z chytrym uśmieszkiem.
─ Nie chcę ich cukru. Dla mnie to i tak nie do ruszenia ─ mruknął mulat, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
─ Ja też będę nie do ruszenia, jak to zjem? ─ spytał śpiewak, uśmiechając się zadziornie i zjadł prowokacyjnie to, co było na łyżce.
Aomine wzdrygnął się mimowolnie na ten widok, jednak szybko się otrząsną i odparł:
─ Ty jesteś zawsze jak najbardziej do ruszenia ─ wymruczał, po czym położył się na nim i pocałował, nie zwracając uwagi na mdły, słodkawy smak wnętrza jego ust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz