Po zastrzyku i zmianie opatrunku, łóżko Ryoty
faktycznie przewieziono do sali Daikiego, pod warunkiem tego, że będzie spał w
nim sam, ze względów na nogę, czego i tak żaden z mężczyzn nie miał zamiaru
przestrzegać. Atmosfera była zdecydowanie mniej napięta, ponieważ Takao przejął
inicjatywę i opowiadał im, co działo się podczas ich wyjazdu i zagadywał na
różne błahe tematy.
Po około dwóch godzinach Ryota nagle zrobił
się senny i co chwila tracił wątek, kiedy miał o czymś opowiedzieć.
Najwyraźniej był bardzo podatny na morfinę i jego organizm najzwyczajniej w
świecie ubiegał się o sen, mimo iż blondyn jawnie zaprzeczał, gdy Midorima
pytał, czy jest śpiący. W końcu jednak spasował i pożegnał się z przyjaciółmi,
którzy obiecali ich jeszcze odwiedzić. Daiki wmusił w niego coś do jedzenia, po
czym zapadła między nimi długa, lecz nie niezręczna cisza. Każdy z nich po
prostu analizował ostatnie wydarzenia i czerpał z niej wewnętrzny spokój.
W końcu Kise usnął spokojnie, a Aomine miał
czas, żeby jeszcze trochę pomyśleć. Po pewnym czasie i jego zmorzył sen. Mężczyźni
przespali tak w sumie pięć godzin, jednak gdy pielęgniarka obudziła ich na
wieczorny obchód i, pozostawiającą wiele do życzenia, kolację, obaj byli
osowiali i niedużo się odzywali. Ostatnie wydarzenia pozostawiły piętno
zmęczenia nie tylko na Ryocie, ale i na Daikim, który nie sypiał prawie w
ogóle, odkąd wybudził się po pobiciu w szpitalu.
Przed dwudziestą odwiedziła ich Mika. Kobieta
była zaskoczona stanem rzeczy, jaki zastała. Jej syn nie był już oziębły i rozdrażniony
jak wcześniej, a jego chłopak zmienił swój status z odwiedzającego na pacjenta.
Mężczyźni przeprowadzili z matką Daikiego
długą rozmowę, podczas której opowiedzieli o wszystkim, co wydarzyło się
ostatnio, jednak pomijając nieliczne wątki, aby dodatkowo nie niepokoić i nie
stresować kobiety, która słuchała ich siedząc jak na szpilkach i z matczyną
troską wyrażała swoją dezaprobatę odnośnie nieodpowiedzialności i Daikiego, i
Ryoty.
Kiedy Mika wiedziała już o wszystkim,
przeprosiła jeszcze za zamieszanie, które wprowadziła, informując swojego syna
o tym, z kim widziała Kise na mieście. Wyjaśniła przy tym, że nie chciała się
wtrącać w ich sprawy, a pragnęła jedynie zasięgnąć informacji o tym, czy
śpiewak jest bezpieczny po tym, jak nie wrócił na noc do jej mieszkania.
Kobieta opuściła szpital grubo po ogłoszeniu
ciszy nocnej w szpitalu i zostawieniu mężczyznom paru słodach bułek, które
zakupiła wcześniej w piekarni obok.
─ Chcę już stąd wyjść ─ powiedział nagle
Ryota, kiedy z lubością wgryzł się w jedno z wypieków, którymi raczyli się od
kilku minut. Kiedy zwrócił na siebie uwagę mulata, odwrócił głowę i dodał
urażony: ─ Wyjedziesz przede mną.
─ Niby tak ─ mruknął mulat, pochłaniając już
drugą bułkę. ─ Ale będę miał przez to trochę czasu, żeby doprowadzić do ładu
parę spraw. Więc jak wyjdziesz, to wszystko będzie już gotowe ─ oznajmił, siląc
się na obojętny ton.
─ Kiedy cię wypisują? ─ spytał śpiewak
zamyślony, żując powoli i machając lekko nogami, które wisiały mu z łóżka.
─ Mmm… za dwa, góra trzy dni. Zależy od
lekarza ─ odparł Daiki. Przełknął ostatni kęs i przetarł usta wierzchem dłoni.
─ Yhym... ─ mruknął niepocieszony. Milczał
chwilę myśląc nad czymś i w końcu sapnął ciężko, mówiąc: ─ Mi nie chcą jeszcze
powiedzieć. To bez sensu... ostatnio wyszedłem szybciej! ─ oburzył się,
nadymając policzki.
─ Nie wiesz, czy szybciej, bo jeszcze nie wiadomo,
ile chcą cię tu trzymać tym razem ─ parsknął Daiki i poczochrał mu włosy
─ Pewnie wieczność ─ wyburczał blondyn i
spojrzał ze złością na swoją nogę. ─ Robią z igły widły ─ fuknął i wgryzł się w
pieczywko.
─ Wolę, żeby przetrzymali cię dłużej, niż
puścili wcześniej i do rany wdało się zakażenie.
─ Chcesz się mnie pozbyć ─ powiedział
przekonany i odwrócił ostentacyjnie głowę.
─ Dopiero co mogę się tobą nacieszyć, a już
mam się pozbywać? No wiesz? Nie jestem takim marnotrawcą ─ mulat zaśmiał się i
pochylił lekko, żeby ucałować kochanka w ucho, które tamten przed nim
wyeksponował.
─ Tak, nacieszyć... na drugim końcu miasta ─ sarknął
śpiewak i odchrząknął, aby nie zadrżeć.
Daiki powstrzymał się od parsknięcia śmiechem
i wywrócił oczami, wypuszczając z siebie bezradne westchnięcie.
─ Przecież będę cię odwiedzać…
─ Spróbowałbyś nie ─ zagroził mu Kise,
dźgając go palcem w pierś.
─ Nie śmiałbym. Muszę się pilnować ─ zauważył
Daiki z lekkim uśmiechem i przyciągnął kochanka do pocałunku. Pogłębił go
powoli, trącając język blondyna swoim. ─ Ale jesteś słodki ─ zaśmiał mu się w
usta, wyczuwając wyraźną słodycz mającą swoje źródło w niedawno zjedzonych
drożdżówkach.
Kise zarumienił się lekko i odwrócił wzrok.
─ N-nie ja, tylko bułki ─ poprawił go.
─ Bułki też, ale ciebie nic nie przebije...
Ryota spąsowiał jeszcze bardziej i dociął mu,
widząc jego uśmiech.
─ Lepiej się odsuń, bo cukrzycy dostaniesz ─ wyburczał
zawstydzony.
─ Jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza ─
mruknął mulat i naparł sobą na śpiewaka, jeszcze raz czule go całując.
─ Mi tak... ─ westchnął blondyn
nieprzekonująco, kładąc rękę na boku kochanka.
─ A nie powinno. Może bym został dłużej w
szpitalu, gdybyś mnie zaraził...
─ Ugh... ─ Kise stęknął ze złością i wpił się
w wargi mulata, przymykając lekko oczy, gdy pogłębił pocałunek.
Aomine kontynuował go, aż po pewnym czasie
odsunął się na niewielką odległość i cmoknął kochanka w brodę, jakby w geście
przeprosin.
─ Co planujemy robić, kiedy cię już stąd
wypuszczą?
─ Chciałbym trochę od wszystkiego odpocząć...
─ odpowiedział zmyślony, przygryzając wargę. ─ Myślę, że powinienem odwiedzić
Kurokocchiego i Kagamicchego... Bardzo mi pomogli. Mógłbyś iść mną ─ zaproponował,
gdy nastała cisza.
─ Nie jestem do końca przekonany, czy to
dobry pomysł ─ odparł Daiki. Nie chcąc siać wątpliwości, dodał zaraz: ─ Po
prostu nie wiem, czy w ogóle wpuszczą mnie do siebie.
─ Kurokocchi bardzo chciał cię poznać ─
zapewnił Ryota z uśmiechem, po czym dodał: ─ Nawet nas zapraszał po tym
wszystkim... A z Kagamicchim chyba już się polubiliście.
─ To za dużo powiedziane ─ mruknął Aomine,
przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. ─ Zdążył mi wytłumaczyć, co się
stało w Falls Church i objechać od góry do dołu. Chociaż na to akurat zasłużyłem.
─ Odpuść już sobie trochę ─ westchnął, kładąc
mu dłoń na policzku. ─ Już tego nie cofniemy, więc nie roztrząsaj tak tego.
Przeprosiłeś i teraz w końcu znowu jesteśmy razem, dlatego się tym nie zadręczaj,
dobrze? ─ spytał, gładząc jego skórę kciukiem.
─ Okay... Skupię się na wynagradzaniu ci
tego.
Mulat odgarnął Kise włosy z czoła i musnął
jasną skórę w tamtym miejscu wargami.
─ Nie musisz mi niczego wynagradzać ─ westchnął
śpiewak po raz kolejny, wtulając się w niego nieco sztywno. ─ Nie mam pięciu
lat ─ burknął, niby urażony.
─ Nie muszę. Ale chcę. Bo mi zależy i
naprawdę czuję się źle z tym, jak cię potraktowałem ─ odparł Aomine poważnie.
─ Byłeś chamem, to fakt ─ odparł Ryota,
kiwając przesadnie głową. ─ Ale wiesz, ktoś się musi tobą zająć ─ stwierdził
starając się obrócić sytuację w żart.
─ Co dokładnie masz na myśli?
─ Nic a nic ─ odpowiedział, drocząc się i
wbił palec na środek czoła kochanka. ─ Twoi przodkowie znowu się zamartwiają. Dlatego
muszę cię pilnować.
─ To, że teraz będę milszy, nie znaczy, że
możesz sobie pozwalać na wszystko ─ prychnął Daiki i przyparł kochanka sobą do
łóżka, unieruchamiając mu dłonie. Pochylił się nad nim lekko i delikatnie
cmoknął śpiewaka w usta, tłumiąc uśmiech.
─ Jeszcze na nic sobie nie pozwoliłem ─ powiedział
ostentacyjnie Ryota. Nagle zainteresował się i spytał: ─ Co rozumiesz, przez
słowo „milszy”, hm?
─ Bycie mniej chamskim. ─ Wzruszył ramionami.
─ To zależy, czego oczekujesz.
─ Mmm... To trudne ─ Kise sapnął teatralnie,
odwracając wzrok. ─ Nie mogę cię o to prosić…
─ Daj spokój ─ żachnął się Daiki. ─ Mów, o co
chodzi.
─ Nie będziesz zadowolony... Po prostu
zapomnij. I tak byś tego nie zrobił.
─ Skąd możesz wiedzieć ─ westchnął i wywrócił
oczami. ─ Postaram się to spełnić, jeśli będę w stanie.
Kise milczał i spojrzał Daikiemu głęboko w
oczy.
─ Jeśli chcesz nadal być razem, musimy
zmienić niektóre rzeczy... ─ powiedział i przygryzł wargę. ─ Czuję, że już nie
może być tak jak wcześniej. Potrzeba nam czegoś świeżego, czegoś... czegoś, co
będzie nas wzmacniało. Zmiany, której będziemy się trzymali ─ powiedział
poważnie, starając się nie zwracać uwagi na twarz kochanka, która jakby
stężała. Widząc skupienie i napięcie w Daikim, zmusił się do zachowania
kamiennego wyrazu i powiedział dobitnie: ─ Dlatego uważam, że ja powinienem być
na górze.
Aomine wypuścił całe powietrze, które
wcześniej trzymał w płucach. Całą siłą woli powstrzymał się przed palnięciem
pierwszego lepszego komentarza, który przyszedł mu na myśl.
─ Aż tak ci jest źle na dole? ─ spytał
beznamiętnie.
─ Oczywiście, że tak ─ odparł Kise, siląc się
na poważny ton. Od dłuższego czasu starał się nie roześmiać, widząc konsternację
na twarzy kochanka. ─ Jestem mężczyzną, wiesz? Też mam czasem swoje potrzeby ─ powiedział
i przewrócił Daikiego na plecy, całując zachłannie. ─ Będę delikatny ─ wymruczał
mu do ucha, ciesząc się, że zdezorientowany mulat nie widzi jego uśmiechu.
Po chwili czując, jak Aomine sztywnieje, nie
wytrzymał. Wybuchnął głośnym, szczerym śmiechem, na jaki od ostatnich zdarzeń
nie mógł sobie pozwolić i opadł bez sił na klatkę Daikiego.
Aomine zmierzył partnera nie wyrażającym
żadnych szczególnych emocji wzrokiem. Dźwignął się w górę, sprawiając tym, że
ich pozycje się zmieniły i teraz to on był na górze.
─ Na to jedno się nie zgodzę ─ mruknął i
pocałował blondyna zaborczo. ─ Ale jeśli aż tak ci źle… To mogę nad czymś
pomyśleć.
─ Jesteś bez serca ─ westchnął żartobliwie
śpiewak, ponawiając pieszczotę, całkowicie się jej oddając.
Kiedy ją przerwał, dodał z zalotnym
uśmiechem:
─ Jest mi źle, bo nas tu ograniczają. Pomyśl
nad tym, żeby mnie szybciej wypuścili.
─ Pomyślę… ─ westchnął, czując, jak kąciki
jego ust wędrują mimowolnie w górę. ─ Możesz mieć pewność, że w razie czego się
tobą zajmę ─ dodał i mrugnął do niego.
─ A to nie ja miałem tobą? ─ spytał blondyn
niskim głosem i trącił twarz mulata nosem. ─ Nie, żebym narzekał.
─ Nie będziesz mieć ku temu żadnych powodów ─
zapewnił tamte i ugryzł delikatnie narząd węchu blondyna.
─ No nie wiem... Jesteś nieobliczalny ─
mruknął cicho i odsunął twarz od zębów kochanka.
─ W przeciwnym razie byłoby nudno.
Kise uśmiechnął się i spytał zainteresowany:
─ Nawet jeśli ja jestem nudny?
─ Nie jesteś nudny ─ stwierdził mulat, przyglądając
mu się przez chwilę. ─ Jesteś interesujący. Czarujący. Zabawny. I mój ─
powiedział, każde słowo przerywając krótkim całusem.
─ Twój? ─ niższy spojrzał na niego, unosząc
brew.
─ Oczywiście. Dziwi cię to?
─ Nie ─ odparł po chwili, odwracając wzrok. ─
Podoba mi się ─ dodał lekko zawstydzony.
─ To tak samo działa w drugą stronę. Jestem
tylko twój ─ mruknął Aomine i, jakby na potwierdzenie tych słów, pocałował
śpiewaka żarliwie.
Ryota oddał go szczęśliwy, próbując
powstrzymać uśmiech, przez który nie mógł porządnie pogłębić pieszczoty.
─ To co mam z tobą zrobić? ─ spytał
przyjemnie.
Daiki udawał chwilę, że się zastanawia,
podczas gdy odpowiedź miał już gotową.
─ Kochać mnie ─ odparł po prostu i, hamując
śmiech, cmoknął kochanka w nos.
─ Da się zrobić ─ odpowiedział lekko i przygryzł
wargę, gładząc go lekko po szyi. ─ Już cię kocham, przecież wiesz... ─ dodał
łagodnie i musnął ustami jego skroń.
─ I mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni…
Aomine przesunął głową w górę, odnajdując
wargami odpowiedniczki Ryoty. Pocałował go krótko, ale czule, po czym dźwignął
z blondyna, wstał i przeciągnął, kiedy stał już na nogach.
─ Muszę iść zadzwonić ─ poinformował,
ruszając w stronę drzwi wyjściowych z sali. ─ Za moment będę.
Ryota pomachał mu w odpowiedzi i usiadł na
łóżku, wbijając wzrok w miejsce, w którym zniknął mulat. Po kilku, dłużących mu
się, minutach westchnął zrezygnowany i położył się, nagrywając kołdrą i
przymknął oczy, zastanawiając się nad czymś.
Daiki wrócił zaledwie chwilę później. Na jego
ustach nieprzerwanie gościł uśmiech – zdawać by się tylko mogło, że odrobinę
się poszerzył. Widząc, że kochanek leży, zgasił światło po drodze do łóżka, po
czym dołączył do śpiewaka, od razu go do siebie przytulając.
─ Śpisz?
─ Nie, jeszcze nie jestem śpiący ─ odparł i
splótł ich palce ze sobą. ─ Poza tym poczekałbym na ciebie.
─ Na przyszłość nie musisz ─ odparł łagodnie
Aomine
─ Chcę ─ mruknął Ryota i mocniej wcisnął się
w jego objęcia. ─ Przy tobie lepiej mi się zasypia.
─ Skoro tak ─ zaśmiał się Daiki. Przeciągnął
dłonią od lędźwi aż do szyi Kise, a na koniec podrapał go lekko za uchem. ─
Jeśli będziesz chciał, to… może mógłbym przychodzić też na noc, kiedy mnie już
wypiszą ─ zaproponował.
Ryota zadrżał i powstrzymał westchnienie,
mimowolnie się rozciągając.
─ Ch-chciałbym ─ odparł speszony. ─ Jeśli to
nie problem.
─ Dla mnie raczej przyjemność.
─ Dla mnie też ─ odpowiedział z uśmiechem,
ściskając mocniej jego dłoń.
Chociaż przez otaczającą ich ciemność Kise
nie mógł tego zobaczyć, Aomine odwzajemnił uśmiech. Przymknął powieki i zaczął
gładzić partnera po włosach.
─ Kagami i Kuroko ─ zaczął niespodziewanie ─
jak to się stało, że ich poznałeś?
─ Po naszej... hm, rozmowie, trochę się
zagalopowałem. Poszedłem gdzieś przed siebie, nie wiedząc, co robić ─ przyznał
ciężko. ─ Nikt nie chciał mi wierzyć, a sam nie wiedziałem, co robić. W
dodatku... oprócz ciebie nie znam tu nikogo, a naprawdę potrzebowałem
jakiegokolwiek wsparcia ─ wyjaśnił cicho. ─ Więc poszedłem na komisariat. Ale
był tam ktoś... ─ wzdrygnął się, przypominając sobie fałszywość Suzukiego. ─
Ktoś od Shougo ─ wykrztusił i odchrząknął. ─ Kurokocchi przechodził obok i
jakoś tak... Poszedłem z nim. Tak po prostu. Chyba było mi już wszystko jedno.
Aomine w milczeniu przygryzł wargę i pokiwał
głową. Kise nie mógł tego dostrzec, jednak poczuł ten gest.
─ Nie myślałeś, że... może Kuroko też jest od
Haizakiego?
─ Myślałem ─ przyznał po długiej chwili
milczenia. ─ Ale Kurokocchi ma wokół siebie taką aurę... Nie wiem, jak to
opisać. Godnego zaufania? Sam zobaczysz ─ dodał i zacisnął mocno powieki.
Wiedział, że mulat nie będzie zadowolony z jego słów. ─ Miałem już gdzieś to,
że mogłem się pomylić.
─ Jeny... Tym bardziej się cieszę, że to
dobry człowiek ─ mruknął Daiki.
Nie chciał rozwodzić się, czy nawet myśleć,
nad tym, co by się stało, gdyby to jednak nie Kuroko znalazł Kise w stanie, do
którego doprowadził on sam.
─ Muszę mu podziękować. Dużo mu zawdzięczam ─
podsumował szczerze.
─ Nie tak dużo jak ja ─ zaznaczył blondyn. ─
Zresztą Kagamicchiemu też... ─ powiedział po chwili zastanowienia. ─ I muszę
ich przeprosić ─ westchnął cicho, autentycznie przejęty. ─ Przez tę całą akcję
obydwu im groziło niebezpieczeństwo.
─ Nie obwiniaj się za to ─ mruknął mulat. ─
Kagami jest policjantem, nie? I tak by uczestniczył w tej akcji, nawet, jeśli
ciebie by to nie dotyczyło ─ zauważył słusznie.
─ Ale Kurokocchi nie jest ─ powiedział
uparcie. ─ To, że Kagamicchi jest policjantem, nie znaczy, że sprowadza do
swojego domu wszystkie ofiary i naraża swojego narzeczonego na ciągły podsłuch
i zastraszanie ─ fuknął cicho, odwracając głowę, aby móc spojrzeć na kochanka z
determinacją.
─ No już, już... ─ mruknął ten i pocałował
blondyna w czoło, żeby jakoś go udobruchać. ─ Ale nic się nie stało. Więc nie
gdybajmy na ten temat.
─ Nic się nie stało... ─ -powtórzył za nim
cicho i odwrócił z powrotem.
Wiedział, że mulatowi nie o to chodziło, ale
on nie mógł zatrzymać swoich myśli, które szalały w nim, jak burza przez
ostatni czas.
─ W przeciągu miesiąca zginęła mi siostra, a
człowieka, który to zrobił, zabiłem własnymi rekami... Stałem się wielbicielem
szpitali, zniszczyłem karierę jednego z najlepszych prawników w kraju i
zakochałem się tak nagle, że nadal boję się, że to sen ─ podsumował i sapnął
głośno, marszcząc brwiami. ─ A kiedy ty mówisz „nic się nie stało”, tak po prostu
o wszystkim zapominam... Potrafię myśleć tylko o tobie, Aominecchi ─ wyznał mu
i dodał, czując jak serce wyrywa mu się z piersi: ─ Z jednej strony czuję się z
tym źle, ale z drugiej... chcę korzystać z tego, co mam ─ wyszeptał, wpatrując
się w ścianę naprzeciwko.
─ Hej, Ryota. Spójrz na mnie.
Ponieważ Kise przystąpił do prośby Aomine
dość powoli, Daiki chwycił jego podbródek w dłoń i przyciągnął do siebie.
Odrobinę niepewne, przepełnione poczuciem winy, żalem i zagubieniem tęczówki
blondyna spotkały się z głębią powagi, pewności i rozwagi. Ryota nie był do
końca świadom, ale odkąd się spotkali, to właśnie to spojrzenie wpływało na
niego najbardziej. Emanowało siłą i spokojem, które udzielały się każdemu, kto
je dostrzegł.
─ Przepraszam, źle dobrałem słowa. To nie do
końca tak, że nie stało się nic. Stało się naprawdę wiele, sam to powiedziałeś.
Może teraz przesadzam, ale… Chodziło mi
o to, że nie stało się nic, z czym sobie nie poradzimy. Od teraz będziemy
przechodzić przez to razem. Ja też jestem odpowiedzialny za to wszystko, co nas
spotkało, więc nie bierz całej winy na siebie. Przeszedłeś już wystarczająco
wiele, żebyś miał się przejmować i męczyć tym jeszcze teraz.
Blondyn zmarszczył brwi i wykrzywił usta w
grymasie złości i frustracji, ale i żalu. Wtulił się w kochanka i wybuchnął,
zły na siebie.
─ Miałem być silny... Obiecałem.
─ Przecież byłeś ─ odparł ciepło Daiki. ─
Trzeba być naprawdę silnym, żeby dać radę znieść tyle co ty, skarbie. I to
samemu.
─ Boję się ─ odparł cicho. ─ Już nie dam
rady... nie chcę już sobie z tym radzić.
─ Dasz radę ─ odparł Daiki z przekonaniem. ─
Damy radę. Razem. Czasem po prostu trzeba sięgnąć dna, żeby się od niego odbić.
Wszystko będzie już tylko lepsze, skarbie. Obiecuję ci to ─ powiedział cicho i
przytulił kochanka mocno, całując czule.
Śpiewak zadrżał tylko, oddając desperacko
pieszczotę, jakby była tlenem dla tonącego, i przytulił się do niego mocniej,
czując, że jeśli teraz by przerwał, straciłby to na zawsze.
Po jakimś czasie mulat odsunął się od niego
łagodnie i pogładził go po głowie.
─ Nie myśl już o tym. Przynajmniej nie teraz.
Porozmawiajmy o czymś przyjemnym przed snem, co?
Blondyn jedynie kiwnął głową i zamyślił się
na moment. Po chwili powiedział pierwsze, pozytywne słowa, które przyszły mu na
myśl i przez sposób, w jaki zostały powiedziane, mogły wydać się dziecinne:
─ Kocham cię.
─ I to rozumiem. Bardzo przyjemny temat ─
zaśmiał się mulat i cmoknął śpiewaka szybko. ─ Ja ciebie też. Bardzo.
─ Nadal chcesz... żebym z tobą zamieszkał? ─
zapytał ledwo słyszalnie, przygryzając mocno dolną wargę.
─ Skąd ta niepewność? ─ zdziwił się mulat. ─
Pewnie, że chcę. To znaczy, jeśli ty też.
─ Chcę! A-Ale wiesz, ostatnio sporo się
działo... Mogłeś zmienić zdanie ─ wytłumaczył blondyn, nie patrząc na niego.
─ Ale nie zmieniłem ─ odparł od razu. ─ I nie
zamierzam ─ oświadczył Daiki, po czym chwycił dłoń Ryoty w swoją, przyciągnął
do swojej twarzy i musnął jej wierzch wargami.
─ Cieszę się v powiedział szczerze nieco
zawstydzony i skrzywił się lekko, gdy nieco się obrócił. ─ Od tych zastrzyków
bolą mnie mięśnie ─ wymamrotał marudnie.
─ Musisz się przemęczyć przez jakiś czas...
Pomasowałbym, ale nie jestem pewien, czy to cokolwiek da.
Ryota chwycił jego dłoń w swoją i ułożył na
swoim gołym biodrze, kładąc mu głowę na ramieniu i spojrzał na niego oczekująco
z uśmiechem na twarzy.
─ Spróbować nie zaszkodzi ─ zamruczał,
Daiki zaśmiał się cicho i cmoknął głośno,
udając, że nie do końca podoba mu się perspektywa wymasowania kochanka.
─ Niech będzie... Ale pamiętaj, że nie jestem
takim specjalistą jak ty ─ ostrzegł, po czym pocałował blondyna, przygryzając
przy tym jego dolną wargę i zaczął delikatnie uciskać mięśnie sąsiadujące z
raną śpiewaka. Zaczął od biodra, stopniowo zsuwając się ostrożnie na zdrową
część uda.
─ Lepszy słaby masaż niż żaden ─ zażartował
blondyn, poprawiając się trochę, aby ułatwić kochankowi ruchy. ─ Poza tym, nie
mam na co narzekać ─ dodał pewnie.
Daiki parsknął i pokręcił głową, kontynuując
delikatne rozmasowywanie uda kochana. Kontynuując, przesuwał dłonią coraz
dalej, aż w końcu dotarł do pośladków Ryoty. Zaczął ugniatać je z niemałą
satysfakcją, ściskając i rozluźniając uścisk co jakiś czas.
Kise syknął cicho, gdy Daiki natrafił na
miejsce po ostatnim zastrzyku, ale nie kazał mu przestać. W gruncie rzeczy
mięsień bolał w tym miejscu, ponieważ był zbity, dlatego lepiej było się przemęczyć,
niż później odczuwać to jeszcze bardziej. Jednak po chwili pisnął cicho i syknął
na kochanka, marszcząc brwi.
─ Nie tak mocno!
Aomine zaśmiał się pod nosem i poluźnił nieco
uścisk, którym uraczył okolice prawego pośladka kochanka. Pomasował go jeszcze
chwilę, po czym przeniósł się na lewy.
─ Nawet nie wiesz, jak uwielbiam cię dotykać
─ wymruczał po chwili, przygryzając przy tym płatek ucha kochanka.
Blondyn stęknął cicho, odruchowo wyciągając
szyję, po której przeszedł go dreszcz.
─ Miałeś masować... ─ skarcił go, rumieniąc
się.
On sam uwielbiał dzielić z mulatem
jakikolwiek kontakt fizyczny, więc cieszył się z tego, co usłyszał. Wstydził
się jednak to powiedzieć, więc odparł jedynie:
─ Korzystaj, tylko nie przesadzaj.
─ Dobrze, dobrze, już się pilnuję ─ westchnął
Daiki, po czym, trochę wbrew swoim słowom, wsunął dłoń pod spodnie śpiewaka i
ponowił masaż.
Kise zamruczał cicho i przysunął się bliżej,
przytulając kochanka, po czym spytał go po chwili.
─ Myślisz, że powinienem poszukać innej
pracy?
─ Hm? Niby czemu? ─ odparł Daiki pytaniem na
pytanie, wodząc dłonią po jego biodrze.
─ Nie wiem... Nie będę miał wiecznie dobrego
głosu, a ciężko będzie coś znaleźć, jak będę starszy… odparł wymijająco.
─ Wiecznie może nie, ale myślę, że mógłbyś
śpiewać jeszcze spokojnie kilkanaście lat ─ odparł mulat, wzruszając przy tym
ramionami. Ponieważ wyczuł w głosie blondyna niepewność, dodał po chwili: ─ To
na pewno jedyny powód, czemu nad tym myślisz?
─ Nie wiem, czy chcę to dalej robić... ─
westchnął i odwrócił wzrok. ─ To głupie, ale... boję się, że to wszystko
mogłoby się powtórzyć ─ przemógł się. ─ Teraz jest inaczej, ale... Nie wiem.
Ostatnio nie czuję się pewnie w tłumie.
─ Rozumiem... Nie boisz się, że jeśli się z
tym nie zmierzysz, to może się nasilić? ─ spytał z troską. ─ A z resztą, przemyśl
to jeszcze, skarbie. Jeśli będziesz chciał, to przecież nikt cię nie zmusi,
żebyś dalej śpiewał. Nie ważne co to będzie, i tak będę cię wspierać ─
powiedział i pocałował go.
─ Dziękuję ─ odparł blondyn, ponawiając
pieszczotę. Tego właśnie potrzebował – ciepła i bliskości ukochanego. ─ Teraz
już będzie dobrze, prawda? ─ spytał, cmokając go u usta.
─ Jasne. Jeśli mamy siebie… to tak ─ odparł z
lekkim uśmiechem.
Mulat zakończył masaż i położył dłoń na
plecach blondyna, głaszcząc go powoli. Był już śpiący, jednak nie chciał
pozbawić się przyjemności płynącej z możliwości subtelnego, wiążącego dotyku
partnera. Zaczął leniwie skubać jego usta, przymykając przy tym powieki.
Ryota oddał jeden z drobnych pocałunków i
przytulił mulata do siebie, opierając brodę o jego głowę. Czując, jak ruchy
kochanka stają się powolne, sam przymknął powieki i zaczął nucić cicho powolną,
usypiającą melodię Bulid me up Buttercup The Foundation, dopóki dłoń Daikiego nie
zatrzymała się całkowicie i on sam nie zasnął zaraz za kochankiem.
*
Nazajutrz mężczyzn obudziła zdenerwowana
pielęgniarka, która z widoczną konsternacją i niezadowoleniem spytała, czemu
spali w jednym łóżku. Aomine zareagował wtedy odrobinę zbyt gwałtownie,
oskarżając kobietę o uprzedzenia, nietolerancję i nieodpowiednie podejście
pacjentów, ubarwiając swoją wypowiedź o parę przekleństw oraz nieprzychylnych
spojrzeń. Powodem jego rozdrażnienia było niewyspanie oraz to, że w czasie
swojego pobytu w szpitalu już parę razy dochodziło między nim a pielęgniarką do
utarczek słownych.
Ostatecznie kobieta skapitulowała i
przyprowadziła lekarza, który przebadał każdego z nich osobno. Obydwu
mężczyznom zmieniono opatrunki, podano leki oraz śniadanie.
─ Aominecchi, mógłbyś być trochę milszy… ─
zauważył Kise, dziobiąc łyżką w swojej breji, która była nędzną imitacją zupy
mlecznej.
─ A w życiu. ─ Wzruszył ramionami. ─ Wkurza
mnie odkąd tu jestem. I myślę, że z wzajemnością.
─ To na pewno... ─ westchnął blondyn i
klepnął go w ramię. ─ Ale to mi się będzie dostawało, jak cię wypiszą.
─ Po moim trupie! ─ mruknął mulat, marszcząc
brwi. ─ Już ja sobie pogadam z ordynatorem... ─ dodał sam do siebie.
─ Daj spokój ─ zaśmiał się blondyn, nie biorąc
sobie jego słów na poważnie. ─ Dzisiaj wyjątkowo się postarali... ─ stwierdził
z niesmakiem, patrząc na swoją porcję, którą zaraz zaczął jeść.
─ Ordynatorem jest znajomy Shintaro ─ zaczął
Daiki nagle. ─ Byli razem na akademii medycznej, ale Midorima zrezygnował,
kiedy dostał w spadku hotel po krewnych.
─ To nie znaczy, że masz go wykorzystywać z
tego powodu ─ fuknął Kise. ─ Przecież nic mi nie zrobi.
─ A tylko by spróbowała ─ prychnął Aomine.
Wrzucił łyżkę do talerza z resztką chłodnego
śniadania i odsunął od siebie naczynie, zdegustowany.
─ A ty się dziwiłeś, czemu źle wyglądam ─
westchnął. ─ Przy takim żarciu to raczej nie dziwne.
─ Ale z ciebie maruda ─ zaśmiał się Ryota i
pochylił się w jego stronę, nastawiając usta.
Daiki mruknął z aprobatą. Planował
odwzajemnić gest, jednak na moment przed tym do głowy wpadło mu coś innego.
Wyciągnął szyję ku śpiewakowi, udając, że chce go pocałować, ale kiedy jego
wargi były już wystarczająco blisko, wysunął się z nich język, którym przejechał
od brody blondyna aż do jego nosa.
Chwilę po tym już był w połowie drogi do
łazienki, hamując śmiech.
─ Ahominecchi! ─ Kise wydarł się za nim,
zrywając, aby ruszyć w pogoń. Syknął jednak, czując ból, i schylił się,
rzucając w niego kapciem, który trafił prosto w jego głowę.
Daiki jęknął, łapiąc się za bolące miejsce.
Nie zawrócił jednak. Udał się do łazienki, mrucząc coś sam do siebie pod nosem.
─ Wracaj tuuu... ─ zawołał za nim blondyn, wycierając
ślinę z twarzy. ─ Ahominecchi ─ mruknął sam do siebie.
Jednak Aomine pojawił się w pomieszczeniu
dopiero po chwili. Podszedł do łóżka, na którym siedział naburmuszony Kise i
bez słowa strzepał na niego wodę z mokrych rąk.
─ To bolało ─ wyrzucił mu.
─ Znowu! ─ burknął blondyn, wycierając twarz.
─ Zasłużyłeś ─ dodał z wrednym uśmiechem.
Mulat tylko wzruszył ramionami, tłumiąc
uśmiech. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 10 i rzucił, chcąc
zmienić temat:
─ Shintaro wpadnie o dwunastej.
─ Huh, Midorimacchi? ─ zdziwił się Kise. ─ Skąd
wiesz?
─ Wczoraj do niego dzwoniłem i prosiłem o
spotkanie. Muszę z nim pogadać. Nie będziesz zły, jeśli zostawię cię na
godzinę?
─ Hmm, to zależy. O czym musicie pogadać? ─ spytał
wścibsko z uśmiechem.
Mulat zaśmiał się i wywrócił oczami.
─ O mojej nowej pracy. Niestety muszę prosić
go o przysługę…
─ Jakiej pracy? ─ pytał ożywiony,
przybliżając się.
Daiki tylko pokręcił głową, gasząc tym nieco
ciekawość śpiewaka.
─ Nie chcę jeszcze o tym mówić, bo nie wiem,
czy wypali. Dowiesz się w swoim czasie. Pewnie wtedy, kiedy już wyjdziesz ze
szpitala ─ określił.
─ Hej, nie bądź taki ─ jęknął Ryota,
nadymając policzki. ─ Teraz będę jeszcze bardziej ciekawy!
─ Musisz wytrzymać ─ odparł mężczyzna i
cmoknął kochanka w nos. ─ Ale jeśli wszystko się uda, to raczej ci się spodoba
─ dodał z lekkim uśmiechem.
─ Jesteś okropny! Tylko zaogniasz ─ fuknął
sfrustrowany. ─ Nie odzywaj się do mnie ─ burknął, udając urażonego.
─ Okej ─ odparł ze śmiechem i opadł plecami
na poduszkę za nim. Odwrócił nawet wzrok. Chciał sprowokować Kise do tego, żeby
to on pierwszy coś powiedział.
Ryota starał się go ignorować najdłużej jak
się dało, jednak czując nieprzyjemną ciszę, odwrócił się do niego i zaczął
dźgać palcem po żebrach.
─ Ahominecchiii!
Daiki zwrócił swój wzrok na blondyna, jednak
nie odezwał się. Wzruszył tylko ramionami, udając, że nie wie, o co temu
chodzi.
─ Dobra ─ nadąsał się śpiewak, wracając do
grzebania w swoim posiłku.
─ Rany… Przecież sobie żartuję ─ jęknął Daiki
i przysunął się do kochanka, zasłaniając mu jedzenie sobą. Pocałował blondyna
mocno i poczochrał mu włosy.
─ Idź sobie ─ zażartował Ryota, nabierając
papki na łyżkę i zbliżając ją do ust mulata. ─ Takie dobre, czemu nie chcesz? ─
spytał przesadnie słodki głosem, kiedy Daiki odsunął się z krzywą miną.
─ Jeśli na obiad znowu dadzą podobne gówno,
to słowo daję, ubiorę się i wyjdę coś kupić do sklepu ─ mruknął tylko,
utrzymując bezpieczną odległość.
─ Mi tam nawet smakuje! Jak posłodzisz, to
całkiem dobrze wchodzi.
─ Dziwię się w ogóle, że mają tu cukier.
─ Dostałem, bo byłem miły dla jednej z
pielęgniarek ─ wyjaśnił Kise z wyższością. ─ Takim wredziolom nie dają ─ dodał
z chytrym uśmieszkiem.
─ Nie chcę ich cukru. Dla mnie to i tak nie
do ruszenia ─ mruknął mulat, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
─ Ja też będę nie do ruszenia, jak to zjem? ─
spytał śpiewak, uśmiechając się zadziornie i zjadł prowokacyjnie to, co było na
łyżce.
Aomine wzdrygnął się mimowolnie na ten widok,
jednak szybko się otrząsną i odparł:
─ Ty jesteś zawsze jak najbardziej do ruszenia
─ wymruczał, po czym położył się na nim i pocałował, nie zwracając uwagi na
mdły, słodkawy smak wnętrza jego ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz