Flesz | rozdział 10

Kise dotarł przed drzwi sali rozpraw trzy minuty przed czasem, a więc wszyscy byli już w środku. Stanął z ręką na klamce i zbladł, na pewno nie przez to, że biegł. Starł pot z czoła i podszedł jeszcze do baniaka z wodą, aby złagodzić choć trochę chęć puszczenia kolejnego pawia.
W końcu podszedł do drzwi i wszedł do środka, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Usiadł więc w jednej z ław i spuścił wzrok. Nie chciał patrzeć na Aomine, dopóki nie wezwą go na świadka. Teraz mógłby jeszcze uciec. Wtedy nie będzie już miał jak. Odetchnął kilka razy i rozejrzał się nieufnie po sali.
Kiedy strażnik poprosił wszystkich zgromadzonych w sali sądowej o powstanie w geście szacunku dla sądu mającego za chwilę przekroczyć próg pomieszczenia, Daiki mimowolnie zatrząsł się lekko. Niepewnie podniósł się ze swojego miejsca – ławy oskarżonych. Spojrzał w swoją prawą stronę. Tuż obok niego stał w tamtej chwili jego obrońca, adwokat Jean Bernier. Udało się go zatrudnić w zasadzie z dnia na dzień dzięki zasłudze Pierre Mahéo. Obaj panowie się przyjaźnili, dlatego Bernier zgodził się na pomoc w sprawie Aomine. Sam Daiki był im obu wdzięczny, jednak najwięcej zdecydowanie zawdzięczał Reo. Przyjaciel zajął się wszystkim, ograniczając rolę Daikiego w przygotowaniach do procesu na kojeniu nerwów i odpoczynku. Dzięki temu mulat mógł podejść do całej sprawy z dystansem, przemyśleć swoją sytuację na chłodno. Nawet bez zeznań Kise miał szansę, którą prawnik obiecał wykorzystać. Ułożono zatem nieco skomplikowaną strategię, której najwyższą przewidywaną konsekwencją w razie niepowodzenia procesu miało być odszkodowanie pieniężne. Ta opcja jak najbardziej odpowiadała Aomine, zwłaszcza iż był świadomy, w jakiej znajduje się sytuacji bez zeznań swojego partnera. Z resztą, zaczął się zastanawiać, czy w ogóle mógł go tak jeszcze nazywać. Cała ta sytuacja przerosła ich obydwu i szczerze martwił się o to, co przyniosą następne dni. Skoro Kise był w stanie od tak sobie wylecieć do innego kraju, o czym poinformował mulata Reo, kiedy próbował się do niego dodzwonić, jaką mógł mieć pewność, że podoba sytuacja nie zdarzy się w przyszłości?
Daiki czuł się przytłoczony i zmęczony. Odczuwał również niepokój oraz niepewność, kiedy zerkał naprzeciw siebie. Miejsce, które zajęte było przez stronę powodową – w tym wypadku przez Terry’ego Richardsona w roli oskarżyciela posiłkowego oraz prokuratora, który okazał się być krótko ściętym brunetem o ostrych rysach twarzy, na oko dobijającym do pięćdziesiątki. Jean Bernier już wcześniej dowiedział się kto w tej rozprawie będzie ich głównym przeciwnikiem i uspokoił swojego klienta, że Paul Martel jest człowiekiem statecznym i działającym według określonych schematów, które Bernier ponoć już znał.
Jednak w tamtej chwili, kiedy Daiki stał i czekał, aż sędzia Anne Charpentier, ławnicy oraz protokolant zajmą swoje miejsca, dopadły go ponure myśli, w których się zatracił. Nawet nie zarejestrował, kiedy pozwolono usiąść, a sędzia zaczęła wygłaszać swoją mowę wstępną, która pokrótce informowała w jakim celu będzie się odbywać rozprawa oraz kto bierze w niej udział.
Reo obserwował całą sytuację z pierwszego rzędu ław przeznaczonych dla publiczności. W momencie, kiedy rozprawa rozpoczęła się, przeniósł swój wzrok na Daikiego, niepewnym uśmiechem próbując mu dodać otuchy. Tuż obok niego siedział Pierre. Mibuchi całą swoją siłą woli powstrzymywał się przed tym, aby chwycić go za rękę. Martwił się o Aomine, mimo tego, że jak zapewniali Pierre oraz prawnik Bernier, sytuacja mogła obrócić się nawet na korzyść mulata.
Na niecałe dwie godziny przed rozpoczęciem rozprawy Reo otrzymał sms od Kise, w którym chłopak poinformował go o tym, że przyjedzie. Mężczyzna jednak nie powiedział o tym Daikiemu. Jedynymi osobami, którym wspominał o rzuconej przez blondyna informacji były Pierre oraz, oczywiście, Jean Bernier. Pod nieobecność Aomine wspólnie postanowili, że dopóki Kise osobiście nie pojawi się na sali rozpraw oraz nie powoła się na świadka, będą trzymać się planu, który wspólnie ustalili dzień wcześniej. Wszyscy zgodzili się, że była to najbezpieczniejsza i najlepsza opcja w tej sytuacji.
Gdy Ryota usłyszał niski, znajomy głos kochanka, który rozbrzmiał po sali zaraz po prośbie sędzi, aby Daiki się przedstawił, mimowolnie podniósł na niego zbity wzrok. Przełknął ciężko ślinę i słuchał, niemal nie oddychając. Widział jego smutną, jednak zaciętą twarz i słyszał jak mocno jest spięty, choć starał się tego nie okazywać. Odwrócił swoje smutne spojrzenie na przeciwległą stronę i skrzywił zniesmaczony usta, gdy dostrzegł pewną siebie, uśmiechniętą minę Terrego, gdy sędzina oddała głos prokuratorowi, który zaczął przedstawiać akt oskarżenia ze strony powodu. Ryota poczuł, jak ściska go w gardle, nie tylko ze strachu, ale i złości. Siedział sztywno, jak na szpilkach, przygotowując się psychicznie na to, że w końcu będzie musiał stanąć przed sędzią sam. Był prawie pewny, że sam też wyjdzie po wszystkim i będzie mógł zapomnieć o całej przygodzie z firmą A.D jak i jej właścicielem.
Kiedy czytanie aktu oskarżenia dobiegło końca, sędzia nakazała Daikiemu wstać.
─ Czy zrozumiał pan treść aktu oskarżenia? ─ spytała obojętnym niemal tonem. Aomine widział jednak, że obserwuje go uważnie swoimi ciepłymi, brązowymi oczami skrytymi za szkłami okularów.
─ Tak, zrozumiałem.
─ Czy przyznaje się pan do postawionych zarzutów?
─ Przyznaję — odparł zgodnie z tym, jak ustalili z Bernierem. — Ale nie zrobiłem tego z powódek osobistych, wysoki sądzie. Stanąłem w obronie człowieka.
W tamtym momencie sprawa była dość prosta. Po zadaniu kolejnego pytania przez sędzię, Daiki opowiedział o tym, jak tamtego dnia w poszukiwaniu kawiarni, zapuścił się w jedną z bocznych uliczek i pomógł pewnemu chłopakowi, którego Terry Richardson zatrzymał wbrew jego woli. Chłodnym tonem precyzyjnie przedstawił sytuację dokładnie taką, jaka była, z tym wyjątkiem, iż nie wyjawił tego, kim dokładnie była osoba, której pomógł.
─ Czy są pytania do oskarżonego?
Żadne się nie pojawiły, tak więc Aomine mógł usiąść z powrotem na swoim miejscu. Nie było tego po nim widać, ale w środku drżał. Nie wiedział, skąd w nim takie obawy, jednak niepokoił się o to, że coś może pójść nie tak. Zerknął w stronę publiczności, bez trudu odnajdując na niej Reo oraz Pierre. Obaj również patrzyli w jego stronę. Ich miny świadczyły o tym, że jak na razie wszystko szło zgodnie z planem i nie było czym się przejmować.
─ Dobrze, w takim razie poproszę pana oskarżyciela do barierki ─ kontynuowała sędzia.
Terry podszedł na wyznaczone miejsce, mierząc mulata pewnym siebie wzrokiem. Kise poczuł nagłą chęć, aby stanąć pomiędzy nimi i przejąć presję na siebie, choć i tak ledwo dawał sobie radę ze swoją. Pomimo tego, że drżał, niemal gotował się, gdy usłyszał kluczowe słowa Richardsona:
─ Poza naszą dwójką nie było tam nikogo...
Mężczyzna przedstawił wyssaną z palca historyjkę tak gładko, przez co naprawdę dało się w nią uwierzyć. I to blondyna przerażało. Kiedy Terry skończył, model omal się nie rozpłakał. Wszystko było... normalne. Nic nie wydało się dziwne, przez co zaczynał się zastanawiać, czy gdy już weźmie czynny udział w rozprawie, będzie to mało jakiejkolwiek znaczenie. Przygryzł dolną wargę i przetarł podkrążone, zmęczone oczy, patrząc na sędzię z przestrachem, kiedy spytała, czy są pytania do mężczyzny.
Również i tym razem nikt nie zadał pytań, więc Terry mógł wrócić na miejsce. Jego wypowiedź nie była dla Aomine niczym nowym. Był pewien, że właśnie tak będzie wyglądać, czym już dawno podzielił się ze swoim obrońcą. Mimo to, perfidne kłamstwa mężczyzny wywołały u Daikiego wściekłość. Był gotów w tamtej chwili po prostu wstać i zaprzeczyć każdemu jego słowu, ale w tamtej chwili powstrzymał go Jean. Adwokat widział, w jakim stanie znajdował się jego klient i chwycił go za ramię, ściskając je lekko. Skinął głową i wstał.
─ Za pozwoleniem, wysoki sądzie, chciałbym na moment zabrać głos. ─ Sędzia jakby się tego spodziewała. Odpowiedziała na prośbę Berniera pozytywnie, dzięki czemu mógł on kontynuować: ─ Można w bardzo prosty sposób przekonać się, iż Terry Richardson dokonał przed chwilą złożenia fałszywych zeznań. Jednakże, jest to sposób kłopotliwy i wymagający interwencji policji. ─ Przerwał na moment, prawdopodobnie chcąc wywołać u wszystkich słuchających go osób napięcie, co mu się udało. ─ Przed wlotem ulicy Rue Felibien, na której, jak zeznał mój klient, miało miejsce przestępstwo, znajduje się kamera. Myślę, że nie będzie można z jej obrazu rozpoznać dokładnie twarzy, jednak na pewno będzie można zauważyć, w jaki sposób, podkreślam, wszystkie trzy osoby znalazły się w tamtym miejscu.
Sędzina milczała chwilę, a zadowolony Bernier zajął swoje miejsce. Terry tymczasem wyglądał tak, jakby miał zamiar za chwilę rzucić się na prawnika i go rozszarpać.
─ Hm. To ciekawe ─ odezwała się w końcu sędzia. ─ Myślę, że sąd jest w stanie rozważyć przedstawioną przez pana sugestię, jednak w tym wypadku trzeba będzie, jak słusznie pan zauważył, wszcząć śledztwo. W związku z tym rozprawa zostanie przerwana. Stawia pan ciężkie zarzuty ─ zwróciła się do Daikiego, który lekko się spiął. Jego ciało działało wbrew jego woli, gdy tęczówki kobiety zdawały się przeszywać go na wskroś. ─ Rozumiem, że się pan z nich nie wycofuje.
─ Oczywiście, że nie ─ odparł niemal od razu, z mocą. ─ Zapobiegłem przestępstwu.
─ Rozumiem. Trzeba to wziąć pod uwagę i rozpocząć osobne postępowanie. Trochę to jednak potrwa. Chyba, że na sali znajduje się ktoś, kto bezpośrednio mógłby potwierdzić pana słowa ─ orzekła sędzia, rozglądając się uważnie po całym pomieszczeniu.
Ryota drgnął, spuszczając wzrok ma swoje drżące, śliskie od potu dłonie. Poczuł, jak reszta jedzenia, która ostała się w jego żołądku, podchodzi mu do gardła i zacisnął mocno powieki. Wziął głęboki oddech, przełknął ciężko ślinę i wstał powoli, garbiąc się lekko.
─ Zgłaszam się na świadka ─ powiedział cicho, ale wyraźnie.
Daiki drgnął, jakby wylano na niego kubeł zimnej wody. Jego reakcja nikogo nie zdziwiła. Wzrok wszystkich osób na sali powędrował w stronę ostatnich ław publiczności.
Nawet sędzia zdawała się być poruszona. Nie spodziewała się uzyskać odzewu na obowiązkowo rzuconą frazę. Profesjonalizm szybko jednak przejął władzę nad zaskoczeniem. Odchrząknęła i rzekła:
─ Zatem zapraszam pana do barierki.
Kise zrobił to, co zostało mu powiedziane. Aomine wlepił w niego spojrzenie, czując ulgę rozkosznie rozlewającą się po całym jego ciele. Choć nadal był zły, że Kise zostawił go niemal bez żadnego słowa, rosła w nim silna potrzeba przytulenia tego drobnego, drżącego chłopaka, który przezwyciężył wszystkie swoje „przeciw”, które powstrzymywały go wcześniej i wprowadziły w panikę.
─ Proszę się przedstawić i opowiedzieć, jaki jest pana związek ze sprawą.
Blondyn odetchnął drżąco i chrząknął, aby głos mu się nie załamał. Zacisnął palce lewej ręki na rękawie przeciwległej, drugą ściskając mocno barierkę. Podniósł wzrok na sędzinę, ukradkiem zerkając szybko w stronę Terrego. To, że zrzedła mu mina, dodało mu trochę otuchy.
─ Kise Ryota, dawny pracownik Terrego Richardsona, obecnie pracujący u oskarżonego ─ przedstawił się, kiwając lekko głową. ─ Wysoki sądzie, to nie oskarżyciel jest ofiarą napadu, tylko ja ─ powiedział powoli. ─ Aomine Daiki znalazł się tam przypadkiem i mi pomógł.
─ Czy to prawda, panie Aomine? ─ spytała sędzia.
─ Co do słowa ─ odparł powoli Daiki. Był mimo wszystko wdzięczny Kise, iż ten się pojawił, jednak dobrze wiedział jakie niosła za sobą konsekwencje obecna sytuacja.
─ Oznacza to więc, że wcześniej nie powiedział nam pan wszystkiego ─ westchnął kobieta, uważnie mu się przypatrując. Aomine miał wrażenie, że wystarczy najmniejsza zmiana w mimice jego twarzy, a ona już by wiedziała, że kłamie. ─ Dlaczego?
─ Nie uzyskałem zgody na wyjawienie tożsamości Kise ─ odparł powoli.
─ Wie pan, że to też można uznać za składanie fałszywych zeznań?
─ Przepraszam ─ odparł po prostu.
Sędzia pokręciła głową, wyraźnie zrezygnowana.
─ Dobrze. Ponieważ nie ma to zbyt wielkiego wpływu na przebieg rozprawy, bo tylko potwierdza pana wersję wydarzeń, sąd udziela panu tylko upomnienia słownego. Pierwszy i ostatni raz ─ ostrzegła.
Daiki skinął głową na znak, że rozumie, z wdzięcznością w oczach.
─ Kontynuujmy. Czemu nie zgłosił się pan wcześniej w charakterze świadka, panie Kise?
─ To dla mnie dość trudna sytuacja ─ zaczął ostrożnie Kise, walcząc z tym, żeby nie spojrzeć na Aomine. ─ Jeśli zgłosiłbym się wcześniej, mogłoby dojść do konfrontacji między mną a oskarżycielem, a tego chciałem uniknąć ─ wytłumaczył powoli. ─ Mógłby on wpłynąć na prawdziwość moich zeznań.
─ Rozumiem. W takim razie proszę, aby opowiedział nam pan, co dokładnie wydarzyło się tamtego dnia ─ poleciła sędzia.
─ Rue Felibien jest okolicą, w której mieszkam. Często więc tam biegam. Tak było również wtedy. Natknąłem się na Terrego niespodziewanie. ─ Przełknął ślinę i przeszedł do mniej przyjemnej części historii. ─ Czekał na mnie i nie chciał przepuścić... Złożył mi propozycję spędzenia wspólnego wieczoru, a kiedy odmówiłem, przyparł mnie do ściany i groził. ─ Zerknął szybko na fotografa, żałując, gdy zobaczył jego minę. ─ Wtedy zjawił się oskarżony i stanął w mojej obronie.
Daiki zacisnął pięści ze złości na wspomnienie tamtego dnia. Spojrzał na Terry'ego z mordem w oczach, jednak tamten nie dostrzegł tego, wlepiając wzrok w Kise. Z pewnego powodu to jeszcze bardziej rozzłościło mulata.
─ Czy takie lub podobne sytuacje zdarzały się już wcześniej między panem, a panem Richardsonem? ─ spytała sędzina z uwagą.

─ Raz ─ odparł cicho blondyn i odchrząknął, bo był pewien, że nikt go nie usłyszał. ─ Raz ─ powtórzył. ─ Trzy lata temu ─ powiedział zdawkowo. Naprawdę nie chciał opisywać tego nikomu. Tym bardziej, gdy na sali byli Reo i Daiki. Liczył, że ogólne informacje wystarczą.
─ Czyim pracownikiem był pan wtedy?
─ Terry’ego.
─ Czyli problemy z panem Richardsonem zaczęły się już wtedy…?
Brak odpowiedzi sędzia uznała za potwierdzenie.
─ Dobrze. Dziękuję. Pytania? ─ Tym razem znów nikt nie odpowiedział. ─ W takim razie, czy chce pan coś dodać, Richardson?
─ Nie, wysoki sądzie ─ odparł tęgo.
─ Rozumiem. Znane są zatem już wszystkie fakty. Skoro nikt nic nie ma więcej do powiedzenia, wyrok zostanie ogłoszony po naradzie ─ oświadczyła chłodno sędzia.
Jej oraz ławników nie było na sali rozpraw jedynie parę minut. Kiedy wrócili, adwokat Daikiego skwitował to cichym stwierdzeniem, iż najprawdopodobniej wyrok kobieta znała od razu. Na chwilę przed tym, jak sędzia wygłosiła mowę końcową, Daiki posłał siedzącemu już na ławce Kise długie spojrzenie. Chłopak go nie odwzajemnił, jednak mulat wiedział, że je czuje.
─ Wyrok przedstawia się następująco: sąd uznaje winę Aomine Daikiego za pobicie Terry'ego Richardsona, jednak ze względu na okoliczności, jest to najniższa z możliwych kar – kara finansowa na rzecz oskarżyciela. W wyniku rozprawy i przedstawionych na niej faktów, decyzją sądu jest zatrzymanie pana Richardsona w areszcie śledczym na czas postępowania, które zostanie wszczęte w sprawie pana Kise. Zamykam sprawę, dziękuję bardzo.
Wszyscy wstali, odprowadzając sądzie wzrokiem. Gdy tylko ta zniknęła z pomieszczenia, rozpoczęły się debaty publiczności. Kise nie chciał ich słuchać. Nie miał ochoty być w tym samym pomieszczeniu co Terry, który piorunował na zmianę to jego, to strażnika, który zaczął po niego iść. Do tego doszedł Daiki, który wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rzucił mu szybkie, zmieszane spojrzenie i wstał pośpiesznie, wychodząc z sali spłoszony. Dopiero, kiedy dopadły go tłumy reporterów, wypytujących o szczegóły, wpychając mu pod nos mikrofony czy kartki i przepychając się nawzajem jak hieny, zorientował się, że w sali nie było aż tak źle. Rozejrzał się zdezorientowany za jakąkolwiek drogą ucieczki, wyciągając się bezradnie na palcach i objął się, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Normalnie nie miał problemów z prasą, jednak nadal trzymał go stres, który ciągnął się za nim od poniedziałku, a teraz osiągał niemal apogeum.
Daiki podświadomie czuł, że reakcja Ryoty będzie taka, a nie inna. Z jednej strony nie dziwił się kochankowi, jednak z drugiej pragnął z nim porozmawiać bardziej niż czegokolwiek innego. Wstał więc pośpiesznie z miejsca i podał dłoń adwokatowi, żegnając się i dziękując naprędce. Zbiegł z podwyższenia, na którym znajdowała się ława oskarżonych i rzucił się w tłum ludzi, którzy, podobnie jak on, próbowali dostać się do wyjścia. Po drodze udało mu się wpaść na Reo i Pierre, którzy na niego czekali.
─ Dai-chan! Kociak już pobiegł ─ zawołał Reo, rzucając mulatowi niepewne spojrzenie. ─ Porozmawiaj z nim. Tylko bądź delikatny!
─ Wiem, właśnie zamierzam ─ westchnął. ─ Dziękuję wam obu za pomoc. Wasz wkład w tę sprawę jest nieoceniony. Odwdzięczę się, kiedy tylko będę mógł ─ obiecał, po czym pobiegł dalej.
Po wydostaniu się z sali rozpraw nie musiał długo szukać. Kise znajdował się kilkanaście metrów od niego, otoczony przez chmarę reporterów, który zasypywali go pytaniami. W ich tłumie od czasu do czasu błyskał flesz, co tylko bardziej musiało blondyna dezorientować.
Daiki nie musiał zastanawiać się ani chwili. Pobiegł do Ryoty, w międzyczasie zdejmując z siebie marynarkę. Będąc już o krok od niego, zarzucił mu ją na głowę, po czym objął go mocno i pewnie. Świat jakby na moment się zatrzymał. Ogłupiały tłum przed nimi zamarł, co Daiki wykorzystał na przedarcie się przez niego. Kiedy jednak ponownie zawrzało, stracił nad sobą panowanie.
─ Żadnych, kurwa, zdjęć i wywiadów ─ wywarczał, prowadząc kochanka przed siebie szybkim krokiem. Kiedy już udało im się znaleźć w o wiele dalszym, nieco bardziej ustronnym korytarzu, Aomine odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. Zdjął z twarzy zdezorientowanego modela marynarkę i po raz pierwszy tego dnia spojrzał mu głęboko w oczy.
─ Dziękuję ─ powiedział tylko.
Nie czekając na reakcję, wziął chłopaka w ramiona, tuląc do siebie mocno i chłonąc jego kojący zapach, za którym tak tęsknił.
─ Przepraszam ─ szepnął Kise, odwzajemniając bezradny uścisk, zaciskając mocno palce na jego białej koszuli. ─ Nie powinienem się tak zachować... Nie chciałem ─ zaczął się desperacko tłumaczyć, gdy powoli zaczęły puszczać mu nerwy. Wybuchnął cicho płaczem, mamrocząc coś dalej pod nosem. Ten dzień był dla niego aż nazbyt pełen wrażeń. Nawet nie chciał myśleć, co musiał czuć mulat
─ Ty głupku ─ jęknął bezsilnie Daiki, tylko mocniej przyciskając do siebie wątłe ciało partnera. ─ Martwiłem się o ciebie chyba bardziej niż o własną skórę, do cholery ─ warknął w jego szyję, w której ukrył twarz. W jego wnętrzu kłębiło się tyle emocji, iż był pewien, że jeszcze chwila, a go rozerwą. Jednak to, że mógł po prostu być tak blisko Kise i samemu w głowie powtarzać sobie w kółko, że ,,już dobrze”, było czymś, czego potrzebował jak powietrza.
─ Przepraszam ─ powtórzył zduszonym głosem. ─ Naprawdę… ─ dodał, przełykając ślinę zmieszaną z łzami i pociągając nosem. Poczuł się nagle taki bezbronny, ale to, że był przy nim mulat, całkowicie mu to rekompensowało. Wtulił się w niego ufniej i odszukał jego ust, nie mając w głowie nic, oprócz mulata. Miejsce czy ewentualni świadkowie nie mieli w tamtej chwili znaczenia. W tym momencie po prostu potrzebował Daikiego.
Daiki oddał zachłannie pocałunek, czując ulgę. Teraz już naprawdę wszystko było tak jak powinno. Całowali się chwilę, aż w końcu Aomine odsunął się lekko. Jeszcze raz spojrzał w wilgotne oczy kochanka i uśmiechnął się prawie niezauważalnie.
─ Tęskniłem ─ wyznał po dłuższej chwili.
Blondyn poczuł, jak coś w nim drgnęło. Przeszedł go dziwny dreszcz, który nieco go przeraził. Nagle otworzył szerzej oczy i zachłysnął się powietrzem. Poczuł, jak jego serce nieznośnie przyspiesza, pompując krew do mózgu, w którym tkwiła jedna, prosta, głęboko schowana informacja, którą natychmiast zapragnął się podzielić z kochankiem. Dotknął jego twarzy i odetchnął ciężko.
─ Aominecchi, ja... chyba cię... ─ Przerwał nagle, przyciskając dłoń do ust i rozejrzał się chaotycznie za toaletą. Najwyraźniej jego organizm postanowił w tej właśnie chwili upuścić z niego cały stres w postaci uwolnieni tego, co miał w swoim żołądku. Niebiosa jednak się nad nim zlitowały, bo łazienkę znalazł kilka metrów za plecami Daikiego. Pobiegł tam czym prędzej, zostawiając na korytarzu zszokowanego Daikiego.
Aomine stał w tej samej pozycji, w której zostawił go blondyn kilka ładnych chwil, zanim zreflektował się i pobiegł za nim. Myśl o tym, aby spytać kochanka, co ten chciał powiedzieć, wypadła mu z głowy, kiedy wpadł do łazienki i zobaczył, jak Kise zwija się przy muszli toaletowej. Dał mu chwilę na opróżnianie swojego żołądka, po czym podszedł do niego. Delikatnie położył mu jedną dłoń na ramieniu, a drugą wsunął pod pachę, aby pomóc mu się dźwignąć z podłogi. Poprowadził go do umywalek, aby mógł doprowadzić się do ładu. 
─ W porządku? ─ spytał stroskanym głosem, kiedy Ryota skupił się na przemywaniu twarzy zimną wodą.
─ Tak, już mi lepiej ─ powiedział z przepraszającym uśmiechem. ─ Jestem po prostu zmęczony ─ dodał ze śmiechem. Teraz, gdy napięcie opadło, poczuł się wykończony. Jego głowa pulsowała, gardło nieznośnie swędziało, a powieki ciążyły mu jak dwa małe kamyczki.
Opłukał jeszcze raz gardło wodą i wypluł ją, rzucając odbiciu w lustrze szybkie, oceniające spojrzenie. Nie było tak źle. Miał tylko podkrążone i czerwone od płaczu oczy.
Odwrócił się do Aomine i chwycił lekko za dłoń.
─ Idziemy? ─ spytał cicho. Jedyne o czym teraz marzył to ciepłe, wygodne łóżko z mulatem u boku. Nie był pewien jednak, na ile po swoim wybryku może sobie pozwolić.
─ Idziemy ─ zgodził się mulat, wzdychając ciężko. Zanim opuścili łazienkę, odgarnął blondynowi jeszcze włosy z czoła czułym gestem.
Choćby chciał, nie potrafił się dłużej gniewać na partnera. Zwłaszcza, że naprawdę widać było, że ten żałował swojego zachowania, unaoczniając to w finalnym zadość uczynieniu – pojawieniu się na rozprawie i złożeniu zeznań. No i przeprosił. Może było to jedno, mało znaczące bez pokrycia słowo, ale dla Daikiego, powiedziane szczerze, stanowiło dużą wartość.
W apartamencie Aomine mężczyźni zjawili się na chwilę przed wybiciem trzynastej. Daiki widział, że jego chłopak jest wyczerpany, dlatego pościelił łóżko i po szybkim zażyciu przez modela prysznica, położył się z nim pod kołdrą. Ponieważ leżeli przodem do siebie, mulat pozwolił, aby Kise wtulił swoją twarz w jego tors i przylgnął do niego niemal całym sobą. Nie mówił zbyt wiele. Ograniczył się do tego, aby głaskać go po plecach i ocieplać własnym ciałem.
Ryota odetchnął wdzięczny, chyba pierwszy raz od momentu przyjścia listu, rozluźniając się. Bolały go mięśnie i czuł się dość słabo, ale wiedział, że powodem tego był brak snu. Jedyne ile przespał w ciągu tych trzech dni, to dwie godziny w poniedziałek i krótka drzemka na kolanach Kuroko. Westchnął cicho i ścisnął mocniej kochanka. Jego wyrozumiałość była aż bolesna. Z jednej strony był wdzięczny, z drugiej miał jeszcze większe poczucie winy.
─ Przepraszam, Daiki ─ powiedział nagle, kolejny raz tego dnia. Poczuł, jak nieznośnie zamykają mu się oczy, ale walczył z tym z całych sił, aby porozmawiać jeszcze z kochankiem.
─ Już w porządku. Nie musisz więcej przepraszać.
Aomine tylko mocniej przytulił do siebie partnera. Miał nadzieję, że jego ciepły, spokojny, lekko zachrypnięty głos, zapach oraz ciepło pomogą Kise się odprężyć.
─ Gdzie byłeś przed rozprawą? ─ spytał jeszcze, ponieważ od dawna ta myśl nie dawała mu spokoju.
─ Poleciałem do Japonii ─ powiedział powoli. ─ Musiałem poukładać sobie wszystko w głowie ─ dodał ciszej i zadrżał. ─ To było tak lekkomyślne... ─ Wcisnął twarz mocniej w jego skórę. ─ Wystarczy, że odwołaliby lot i... Nie chcę myśleć, co wtedy.
─ I tak bym sobie jakoś poradził ─ stwierdził nieskromnie. ─ Ale w takim przypadku rozprawa zostałaby przerwana i w ogóle... To wszystko ciągnęłoby się miesiącami. Dlatego najważniejsze jest nie to, że mi pomogłeś, wiesz? Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że nad tym skurwysynem zacznie się śledztwo.
W tym momencie Daiki zatrzymał się na chwilę. Odchrząknął, po czym starał się kontynuować jak najłagodniej:
─ Wiesz, że to, że wstawiłeś się w mojej sprawie, oznacza, że teraz zacznie się sprawa Terry'ego, prawda? W ciągu kilku miesięcy pewnie czeka go proces. W którym powinieneś wziąć udział ─ stwierdził poważnie.
─ Wiem ─ odparł szybko model. Mimowolnie przyspieszyło mu tętno, więc poprosił spokojnie: ─ Nie mówmy o tym. Przyjdzie na to czas.
Pocałował lekko szyje kochanka, jakby to Aomine potrzebował wsparcia, nie on. Zaciągnął się zapachem mulata i przesunął wargami po grdyce mężczyzny, zastygając w miejscu, gdy zasłuchał się w bicie jego serca
Daiki powoli odsunął się od Ryoty, nie chcąc, aby ten zmierzył mu puls, który był stanowczo zbyt wysoki. Zgarbił się, aby dosięgnąć warg kochanka swoimi, po czym złączył je w pocałunku. Poświęcili na tę przyjemność kilka ładnych chwil, aż w końcu mulat oderwał się od partnera i mruknął jeszcze, kończąc tym samym poruszony przez niego temat:
─ W porządku. Ale możesz być pewny, że będę cię wtedy wspierać bez względu na wszystko. Nie zostaniesz z tym sam, Ryota ─ zapewnił.
─ Tutaj mam tylko ciebie ─ wyznał mu Kise trzęsącym się głosem.
I choć nie taki miał zamiar, Daiki poczuł w tych słowach obietnicę, którą musi dotrzymać.
Zanim zdążył jakoś zareagować, blondyn dotknął jego policzka, wpatrując się w niego z, Aomine mógł przysiąc, miłością. Spojrzenie złotych oczu było tak intensywne, iż niemal przytłaczające. Daikiego zatkało i poczuł, jak grunt osuwa mu się spod nóg. Nie mógł oderwać się od patrzenia na Kise, którego uczucia zawarte w spojrzeniu, były tak wyraziste, że aż hipnotyzujące.
W całym swoim życiu Daiki nie przeżył równie intensywnej i emocjonującej, choć tak cichej i subtelnej chwili. Nie miał pojęcia, czy to, co widzi, odbiera w odpowiedni sposób oraz jak powinien się w tej sytuacji zachować. Przez ostatni czas upewnił się, że czuł coś do Ryoty. Podejrzewał nawet, że mógł wpaść w tę pułapkę złotych, emanujących silnymi emocjami oczu, delikatnych rysów twarzy, lśniących blond kosmyków oraz czarującego, intrygującego charakteru; i zakochać się. Nie miał porównania, nie mógł się odnieść do żadnej sytuacji, ponieważ jego egzystencja obfitowała w barwne, intensywne zauroczenia, chwilowe miłostki oraz potrzeby seksualne, a nie prawdziwe, obligujące do trzeźwego myślenia o przyszłości uczucia. Świat, w którym żył przed poznaniem Kise był dla niego męczący i, mimo tylu różnych, nieraz obcych, mu osób bliskich w aspekcie bliskości fizycznej, pusty. Dlatego z jednej strony obawiał się tego, co pojawiło się między nim a kochankiem. Z drugiej zaś za nic nie chciał stracić czegoś tak wspaniałego i, jak dotąd, mu nieznanego.
Po chwili udało mu się odwrócić wzrok od Ryoty, ale tylko po to, aby go pocałować. Łagodnie, czule, a jednocześnie żarliwie.
─ Prześpij się ─ mruknął cicho, gdy skończyli.
─ Nie chcę jeszcze ─ powiedział na przekór reakcjom swojego organizmu. Ziewnął cicho i zmarszczył brwi, żeby nie zamykać na dłuższą chwilę oczu. W końcu jednak zaczęły go zbyt mocno szczypać i musiał ulec. Ułożył się wygodniej i wtulił w partnera, mrucząc do niego coś niezrozumiałego, gdy jego umysł opuszczał jawę. Tym razem słodszą od snu.
Daiki, pomimo tego, że był zmęczony, nie czuł się senny. Euforia płynąca z obecnej chwili pobudzała go lepiej niż kawa. Nie mógł powstrzymać się od machinalnych ruchów dłoni, którą gładził plecy kochanka pod luźną, białą koszulą, którą dał mu jako tymczasową piżamę. Pod opuszkami palców wyczuwał ciepłą, nieskazitelnie gładką skórę, a pod nią wyraźnie odznaczające się kręgi kręgosłupa.
Wsłuchiwał się w miarowy oddech Kise, a kiedy uznał, że ten już na pewno usnął, poruszył się nieznacznie, aby sięgnąć leżącego na szafce nocnej czytnika e-booków. Był w trakcie czytania „Stu lat mody” autorstwa Cally Blackman. Była to jedna z elementarnych książek dla osób w jego branży, jednak w czasie, kiedy studiował, prawie w ogóle nie miał czasu na czytanie niczego poza podręcznikami. Dlatego nadrabiał te braki w momentach podobnych do obecnego. Z tym, że ze śpiącym na jego klatce piersiowej Ryotą, było to zajęcie o wiele przyjemniejsze, niż gdyby wykonywał je w samotności.
Po przeczytaniu paru rozdziałów, poczuł głód. Było prawie w pół do trzeciej po południu, a on jadł rano tylko drobne śniadanie, które wmusił w niego Mibuchi. Początkowo starał się ignorować ssanie w żołądku, jednak kiedy z jego brzucha zaczęło wydobywać się wyraźne burczenie, westchnął cicho i, najdelikatniej, jak mógł, podniósł się do siadu. Wyłączył czytnik i odłożył go na jego stałe miejsce na czarnym blacie szafki. Następnie przykrył ramiona śpiącego blondyna kołdrą, którą ten już zdążył z siebie zsunąć, po czym ruszył do kuchni przygotować wczesną kolację.
W czasie, kiedy krzątał się przy zlewie, szykując zapiekankę makaronową, odezwał się jego telefon, który leżał na marmurowym blacie kuchennym. Daiki opłukał ręce i poszedł sprawdzić, kto do niego napisał.
Od: Reo
18/09/2017, 14:53
Dai-chan! Jak tam z kociakiem? Zająłeś się nim? W ogóle, powinieneś napisać od razu! ((#`д´)
Aomine wywrócił tylko oczami, ale uśmiechnął się lekko. Odpisał, z czego wywiązała się krótka dyskusja.
Do: Reo
18/09/2017, 14:55
Wiem, wiem, sorry. Z Kise jest okej, ale jest zmęczony i teraz śpi. Chyba się pogodziliśmy.
Od: Reo
18/09/2017, 14:56
Chyba? Czyli nie było seksiku na zgodę? ٩(´3
Do: Reo
18/09/2017, 14:57
Odwal się.
Od: Reo
18/09/2017, 14:57
Uuuu ktoś tu chyba jest sfrustrowany (→v→)
Do: Reo
18/09/2017, 14:58
Na pewno mniej niż ty i te twoje nigdy niekończące się libido. Pierre musi trzymać formę.
Od: Reo
18/09/2017, 14:59
Dupek(`皿´#)
W czasie, gdy Aomine zdążył dopiec już Mibuchiemu, w kuchni pojawił się zaspany Kise. Odszukał wzrokiem Daikiego i uśmiechnął się półprzytomnie. Odchrząknął głośno i spytał ochrypłym głosem:
─ Masz coś na głowę, Aominecchi?
Mulat odwrócił twarz w stronę kochanka, przyglądając mu się uważnie.
─ A co, źle się czujesz?
Model nie wyglądał, jakby odpoczął wystarczająco. Daiki podszedł do niego i przyłożył mu dłoń do czoła, trzymając ją tam przez chwilę.
─ Masz ciepłe czoło ─ stwierdził. ─ Wracaj do łóżka. Zaraz przyniosę ci leki. I herbatę ─ dodał po chwili namysłu.
─ Chcę pomóc ─ zadeklarował się Ryota, gdy rozejrzał się po kuchni. Gdy przeszedł go dreszcz, przytulił się do kochanka i przymknął oczy. ─ Wystarczy tabletka ─ zapewnił.
─ Nie pomożesz, jak rozchorujesz się na piątek ─ przypomniał Aomine, chwytając Kise mocno w pasie. Nieco się schylił, aby drugą ręką móc go złapać pod kolanami i pociągnąć mocno, tak, że ten stracił równowagę i uwiesił się na nim. Dokładnie o to mężczyźnie chodziło. Zaniósł modela do sypialni, nie bacząc na jego protesty.
─ Nie chcę słyszeć sprzeciwów ─ uciął krótko, aczkolwiek dosadnie, ostrzegawczym tonem.
─ Aomi... ─ zaczął, ale Daiki rzucił go na łóżko. Blondyn zachłysnął się, po czym zakaszlał kilka razy, starając się powstrzymać, jednak nieprzyjemne, prowokujące drapanie w gardle mu to uniemożliwiało. Przeklął cicho w duchu, widząc minę Aomine i uśmiechnął się niewinnie, gdy jego napad zelżał.
─ Muszę rzucić palenie ─ spróbował obrócić sytuację w żart.
─ Cholera, naprawdę gówniarz z ciebie. A tylko mnie zaraź ─ warknął Aomine. Swoim zdenerwowaniem chciał jakoś zakamuflować troskę, która odzywała się w nim zdecydowanie zbyt mocno. ─ I niech tylko zobaczę, jak łazisz po mieszkaniu bez bluzy. Oberwiesz ─ obiecał i słowa dotrzymać zamierzał.
Podszedł do dość sporych rozmiarów, drewnianej szafy, której rozsuwane drzwi były w całości pokryte lustrem, po czym wyciągnął z niej dwa białe, puchate koce z mikrofibry. Rzucił je kochankowi na głowę, po czym wrócił do kuchni z zamiarem wstawienia zapiekanki do piekarnika, przygotowaniem herbaty oraz dobrania dla blondyna odpowiednich leków, aby jego stan zdrowia nie pogorszył się.
─ Aominecchi, a mogę iść do toalety? ─ wychrypiał model złośliwie, najgłośniej, jak umiał, aby ten go dosłyszał.
Nie słysząc żadnego odzewu, odkrył się cicho i wstał powoli, wychylając głowę zza ściany. Kiedy teren okazał się czysty, blondyn poszedł w stronę szafy mulata, gdzie podwędził gruby, puchaty, granatowy sweter i włożył go na siebie, uprzednio zaciągając się jego zapachem. Tak opancerzony ruszył do łazienki, gdzie trochę się ogarnął i załatwił potrzeby fizjologiczne. Gdy wracał, nie mógł się oprzeć pokusie i podszedł do kuchni, zagryzając wargę. Utkwił swój wzrok na kochanku, krzątającym się po kuchni i uśmiechnął, rozczulony na jego widok. Naprawdę podobało mu się mieszkanie z kimś. Niestety jego całą akcję zaburzył organizm, który chyba całkowicie nastawiony był przeciwko niemu i wymusił na nim kolejną salwę kaszlu.
─ Jesteś niereformowalny ─ stwierdził tylko Daiki. W czajniku akurat zagotowała się woda, więc zalał nią torebkę z zieloną herbatą, do której dodał plasterek cytryny. ─ Siadaj ─ rzucił zrezygnowany, gestem wskazując na miejsce przy wyspie.
Kiedy Kise pokornie spełnił jego polecenie, mulat postawił przed nim herbatę, szklankę wody oraz mały, zielony talerzyk, na którym były wyselekcjonowane przez niego leki. Następnie wrócił do kuchni i wyłączył piekarnik. Gdy go otworzył, smakowity zapach wydarł się z jego wnętrza i wypełnił całe pomieszczenie. Aomine nałożył zapiekankę na dwa talerze, po czym postawił je oraz sztućce niedaleko kochanka. Z krzesła obok ściągnął jeszcze jedną z jego zabłąkanych bluz, którą zarzucił Ryocie na plecy, po czym zaczęli jeść.
─ Przygarnij mnie jako darmozjada ─ powiedział żartobliwie Kise, gdy zachwycał się smakiem potrawy. ─ Chętnie wyjem połowę każdej twojej porcji
─ Nie przygarniam nieodpowiedzialnych szczeniaków ─ odparł krótko Daiki, widelcem grzebiąc w swojej porcji. Spode łba obserwował kochanka, o którego zdrowie, na dwa dni przed pokazem, po prostu nie mógł się nie martwić.
─ Trochę mnie przewiało ─ mruknął Kise, już bez zapału. ─ Każdemu się mogło zdarzyć ─ dodał na swoją obronę, wyraźnie urażony.
─ Nie obchodzi mnie każdy. Tylko ty ─ westchnął Daiki i zaczepnie szturchnął kochanka nogą. ─ A skoro już się stało, to daj się sobą zająć ─ mruknął.
Blondyn oblał się rumieńcem, nie do końca pewny, czy to od gorączki, czy Daikiego i odstawił pusty talerz, burcząc ciche podziękowanie za posiłek. Napił się herbaty, wzdychając, gdy ciepła ciecz zalała jego podrażnione gardło.
─ Jak łatwo łapiesz zarazki? ─ spytał nagle.
─ Nie wiem, raczej... nie łatwo ─ odparł po chwili namysłu.
Również skończył już jeść. Oparł głowę o rękę, wpatrując się w kochanka, próbując zrozumieć, do czego ten dąży.
─ Lepiej nie ryzykować ─ powiedział Kise sam do siebie i wstał od stołu, biorąc talerze, które, pomimo morderczego wzroku mulata, wsadził do zmywarki
Daiki również podniósł się z miejsca. Powolnym, jakby ociągającym się krokiem, podszedł do kochanka i objął go zaborczo w pasie, zmniejszając przestrzeń między nimi do minimum.
─ Czym nie ryzykować? ─ spytał, przypatrując mu się z uwodzicielskim uśmiechem
─ Z-zarażeniem ciebie…
Może to przez gorączkę, a może chęć zbliżenia do kochanka po ostatnim kryzysie, ale tym drobnym gestem Daiki strasznie na niego zadziałał.
─ O nie ─ parsknął mulat. ─ Teraz już się nie wywiniesz ─ oświadczył.
Tylko mocniej zacisnął swoje ręce na jego biodrach, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej i zmniejszając przestrzeń między nimi do minimum. Chwilę przed tym, jak złączył ich usta w namiętnym pocałunku, spojrzał blondynowi w oczy. Posłał mu długie, intensywne i głębokie spojrzenie, które, mimo tego, że peszyło Kise, nie pozwalało mu odwrócić wzroku. Dopiero po tym krótkim, dość enigmatycznym momencie przymknął leniwie powieki i przysunął twarz do swojego chłopaka, całując go. Na początku ledwo muskał jego wargi swoimi, z czasem posuwając się coraz śmielej i dołączając język, którym pieścił odpowiednik Ryoty.
Skończyli, gdy zaczęło brakować im powietrza. Wtedy Aomine po prostu puścił i odsunął się od Kise, jak gdyby nigdy nic, po czym odwrócił się od niego i podszedł do blatu kuchennego, na którym leżał jego telefon. Chwycił go w dłoń i zaczął udawać, że przegląda zawartość. Bał się, że jeszcze moment, a mógłby dosłownie rzucić się na kochanka. Jego serce przyspieszyło swój rytm dwukrotnie, a ręce trzęsły się nieznacznie. Płonął od wewnątrz i przerażało go to, z jaką łatwością Ryota był w stanie wprowadzić go w taki stan. 
Model uspokoił nieco oddech, walcząc z chęcią odkaszlnięcia i opłukał ręce wodą, po czym wytarł je w spodnie od piżamy. Korzystając w okazji, że Daiki nie widzi jego twarzy, nadął policzki i spytał, lekko urażony:
─ Coś ważnego?
─ Właśnie sprawdzam ─ odparł mulat, siląc się na obojętność. Zerknął na moment w kierunku chłopaka i westchnął. ─ Idź już do łóżka.
─ A ty? ─ rzucił niepewnie. Odsunął się od blatu i spojrzał na Daikiego uważnie. ─ Też musisz odpoczywać. ─ Założył ręce na piersi.
─ Wybacz, ale nie przywykłem do odpoczywania w środku dnia ─ odpowiedział ze złośliwym uśmiechem. ─ Co innego, gdy jest się prawie chorym ─ dodał, kiedy Kise już otwierał usta, aby coś powiedzieć.
─ Nie jestem umierający ─ prychnął model, ale widząc minę mulata, wywrócił oczami i spasował, załamując ręce. ─ W porządku. Skoro tak bardzo masz mnie dosyć... ─ zaczął i podszedł do niego, uśmiechając się zadziornie. Pocałował go nagle, pasjonująco i żarliwie, rozpalając tą krótką pieszczotą zarówno siebie, jak i kochanka. Kise miał jednak w tym swój cel więc, choć z trudem, rozdzielił ich usta, zanim mulat zdążył pogłębić to drobne zbliżenie. Przysunął się do jego ucha, po czym szepnął kokieteryjnie:
─ To dobranoc.
Następnie wyszedł z kuchni szybko, lecz z gracją, nie oglądając się za siebie.
─ Głupek ─ warknął pod nosem Daiki. Jednak, mimo swojej początkowej reakcji, lekki uśmiech mimowolnie wypłynął na jego usta, unosząc kąciki ust delikatnie w górę.
Chwilę bił się z myślami, nerwowo kręcąc w dłoniach telefonem, po czym zaklął i poszedł za Kise do sypialni. Stanął w jej drzwiach, opierając się o framugę, po czym splótł ręce na piersi.
─ Wiesz, że nie musisz spać? ─ spytał zrezygnowany, mierząc kochanka wzrokiem.
─ A co mam innego do roboty? ─ wychrypiał i zawinął się pod kołdrę, aby ukryć zażenowanie.
Aomine pokręcił głową ze śmiechem. Powoli podszedł do łóżka, na którego brzegu usiadł. Odkrył głowę kochanka, aby móc na niego spojrzeć i powstrzymać kolejne parsknięcie.
─ Cóż… ─ zaczął, udając zamyślenie. ─ Jesteśmy tu sami, dorośli, w związku… To co, może warcaby?
─ Wolę szachy ─ odparł zupełnie poważnie, chociaż pokrył się czerwienią.
─ Chyba nie powinienem był proponować… Nie mam ani jednego, ani drugiego ─ zaśmiał się. ─ Ale mam za to super plazmę na ścianie, parę dobrych książek albo po prostu gumki w szafce, więc możesz coś sobie wybrać.
─ N-no wiesz co?
Blondyn uderzył do w ramię. Ponieważ był osłabiony, Daiki praktycznie tego nie poczuł, więc jedyne, co mogło na niego zadziałać, to słowa.
─ Będziesz chorego wykorzystywał? ─ rzucił zawstydzony.
─ Daj spokój. To tylko propozycja. Nawet dałem ją na samym końcu ─ odparł mężczyzna z uśmiechem, po czym pochylił się nad kochankiem i cmoknął go w usta.
─ Tak. A teraz mnie prowokujesz ─ powiedział. Nie zabrzmiało to tak groźnie jak zamierzał, więc odchrząknął i uciekł spojrzeniem.
─ Cóż. Chyba nie będę za to przepraszać ─ mruknął, po czym ponowił pieszczotę z uśmiechem. ─ Lubię cię całować ─ westchnął po chwili, na moment przerywając.
─ A ja lubię być przez ciebie całowany ─ mruknął Ryota bez namysłu. Wsunął rękę w jego włosy i przyciągnął Daikiego do siebie, aby ten nie przerywał pieszczoty.
─ I kto tu kogo prowokuje…
Aomine z trudem odsunął się od kochanka, aby zaraz opaść na materac tuż obok niego i objąć ramieniem.
─ Dobra, koniec, bo zaraz na prawdę stracę nad sobą panowanie, a nie chcę cię forsować ─ westchnął, wtulając twarz w szyję kochanka i zaciągając się jego zapachem. To pomogło mu się nieco uspokoić.
─ Jestem twardy ─ zarzekał się Kise, po czym, jak na złość, zakaszlał i jęknął. Pozostawił to bez komentarza i przytulił się do mulata, czując, jak znowu zaczyna boleć go głowa.
─ Jasne.
Daiki odwzajemnił uścisk, głaszcząc kochanka po plecach. Pierwsze symptomy choroby jego chłopaka naprawdę go niepokoiły, głównie dlatego, że nie znikały.
─ Hej... ─ zaczął Kise, czując się dziwnie, jakby zaspany. Kiedy Daiki zwrócił ku niemu twarz, blondyn dokończył: ─ Nie leczysz mnie tylko dlatego, że jestem twarzą twojej kolekcji, nie?
─ Czuję się źle, że musisz mnie pytać o takie rzeczy, żeby się upewnić ─ westchnął, wpatrując się w Ryotę z uwagą. Pytanie Kise rzeczywiście nie wywołało w nim najpozytywniejszych odczuć, jednak był świadom, że poniekąd sam po prostu był temu winny. ─ Ale tak. Nie leczę cię tylko i wyłączanie ze względu na pokaz ─ oświadczył szczerze.
─ Bo to zawsze ty robisz coś dla mnie ─ wymamrotał model. ─ Ciągle nawalam, a Aominecchi mi pomaga i nic nie dostaje w zamian ─ zaczął mówić do siebie, drżąc z zimna, pomimo tego, że było mu gorąco.
─ Nie pieprz ─ warknął nagle Daiki, ucinając mu. ─ Wystarczy mi, że po prostu cię mam. Nie muszę nic dostawać, mimo tego, że i tak wiele mi dajesz ─ mruknął, po czym pocałował szybko partnera, chcąc ukryć zażenowanie obecną chwilą. Na koniec dość mocno przygryzł jego wargę. Nie lubił mówić o pewnych rzeczach otwarcie, jednak wiedząc, jak blondyna ta kwestia męczy, postanowił się do niej odnieść.
Kise westchnął i tylko mocniej wtulił się w partnera.
─ Wrócimy do tego, jak będę trzeźwy ─ zażartował. Chwilę później ziewnął i rzucił: ─ Przepraszam… Chyba zaraz zasnę.
─ I bardzo dobrze. Śpij, bo zaniżasz IQ w tym pokoju ─ westchnął Aomine, wywracając oczami. Zaczął powoli głaskać partnera po plecach. Wsunął nos w zagłębienie jego szyi i zaciągnął się zapachem, który był dla niego niczym narkotyk. Przymknął na moment oczy, jednak już ich nie otwierał. Poczuł senność. To, że Kise był tuż obok niego, uspokajało jego podświadomość, dlatego rozluźnił się i usnął razem z blondynem.
W nocy Kise podskoczyła temperatura i majaczył, czym nie tylko obudził, ale i nastraszył partnera. Wystarczył jednak zimny okład i kolejna dawka leku, aby zażegnać kryzys, więc Daiki szybko się z tym uporał. Mimo tego że postanowił sobie czuwać nad modelem, zasnął przez poprzednie niuanse chorego, który nawet sobie z nich nie zdawał sprawy. Zapadł w twardy, głęboki sen, więc nawet nie zauważył, gdy Ryota wyplątał się z jego zaborczego uścisku. Była dopiero szósta nad ranem, a więc za oknem panował mrok, który jeszcze przez następną godzinę nie ustępował nieśmiałym promieniom wychylającego się słońca.
Kise wziął odżywiający prysznic, który jakby zmył z niego pozostałości choroby. Zadowolony mężczyzna westchnął, czując się o wiele lepiej. Był trochę zmęczony i nadal czuł lekkie drapanie w przełyku, ale wiedział, że kwestia całkowitego wydobrzenia to kilkanaście godzin. Pełen dobrego nastawienia zajrzał ukradkiem do sypialni, upewniając się, że mulat wciąż śpi i zgarnął z szafki swój telefon, nie omieszkając przedtem dotknąć śniadego ramienia, które w efekcie sennych scenariuszy wystawało spod pościeli, gdy Aomine co jakiś czas przewracał się na inną stronę.
Kise uśmiechnął się i zamknął drzwi. Zarówno te od sypialni, jak i kuchenne. Zamknął się i zaczął przeszukiwać szafki. Postanowił zrobić syte, tłuste śniadanie, aby trochę sobie pofolgować i podziękować kochankowi za opiekę. Miał nadzieję, że ten lubi croissanty. Z góry założył, że tak, więc zabrał się do roboty. Oprócz potrzebnych składników, znalazł też słoik nutelli, który postanowił wykorzystać. Zaczął robić ciasto francuskie i wybrał numer, czekając, aż głos przyjaciela przerwie sygnał dzwonka. W tym czasie włączył cicho radio, z którego cicho sączyła się La bamba Ritchiego Valisa.
─ Jeśli nie umarłeś, to zaraz i tak będziesz martwy ─ usłyszał na dzień dobry.
─ Przepraszam, Kurokocchi...! Naprawdę nie miałem jak zadzwonić. Umierałem! ─ powiedział przejęty, ustawiając przyjaciela na głośnik.
─ Widocznie słabo się starałeś, skoro dzwonisz ─ usłyszał kąśliwą uwagę zmieszaną z westchnięciem. ─ Martwiłem się, Kise-kun.
─ Wiem, wiem... ─ Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem. ─ Musiałem pogodzić się z Aominecchim... ─ dodał na swoje usprawiedliwienie. ─ I byłem chory!
─ Rozumiem. To jak poszło? ─ spytał Tetsuya.
─ Okropnie! Miałem gorączkę i wszystko mnie bolało! ─ Kise wyrzucił entuzjastycznie ręce w górę.
─ Pytam o Aomine-kuna…
─ Aah… n-no, nie było tragedii... ─ odparł lekko zmieszany i zaczął nakładać na ciasto sowite porcje kremu czekoladowego. ─ Wiesz... był strasznie wyrozumiały ─ dodał z poczuciem winy i zwinął swoje dzieło w charakterystyczny kształt.
─ To chyba dobrze? ─ spytał niepewnie głos po drugiej stronie słuchawki.
─ Taaak... ─ mruknął nieprzekonany. Zatopił łyżkę w nutelli i włożył ją sobie do buzi. ─ Tak, ale źle się z tym czuję. Nawaliłem i praktycznie mi się za to nie dostało ─ wyjaśnił z pełnymi ustami.
─ Nie powinieneś marudzić. Skoro tak jest, to widocznie widział, że sam sobie dałeś popalić... Czy ty coś jesz?
─ Uhm, robię śniadanie!
Ryota uśmiechnął się i wsadził blachę do piekarnika.
─ Słodkie? ─ spytał sceptycznie przyjaciel.
─ Bardzo słodkie.
─ Przytyjesz... ─ rzucił złośliwie.
Kise obruszył się i uderzył się ręką w brzuch.
─ Gówno mnie to obchodzi ─ fuknął. ─ Poza tym, należy mi się ─ stwierdził i nastawił expres do kawy
─ Skoro tak mówisz ─ zaśmiał się Kuroko.
─ No, obaj wiemy, że mam raczej skłonności w drugą stronę.
─ To prawda... ─ zgodził się z nim Tetsuya.
Kise usłyszał nagle huk w słuchawce i głośne „Cholera!”, po czym jego przyjaciel westchnął.
─ Muszę kończyć, Kise-kun. Taiga znowu zapomniał, że mamy niski sufit nad łóżkiem.
─ Jasne, pozdrów go! ─ zaśmiał się blondyn i dodał konspiracyjnie: ─ Musisz ucałować bolące miejsce.
─ Kończę się z tobą przyjaźnić.
─ Tak, tak. Już to kiedyś słyszałem... ─ odparł wesoło model, po czym usłyszał dźwięk kończący połączenie.
Uśmiechnął się tylko głupkowato sam do siebie i odłożył komórkę na blat.
Niedługo potem obudził się i Daiki. Nie czując obok siebie ciała kochanka, uniósł jedną powiekę. Zmierzył wzrokiem pustą przestrzeń łóżka przed sobą i westchnął. Wysilił się, aby leniwym ruchem zgarnąć z szafki telefon. Blask wyświetlacza poraził go w oczy, więc musiał je mrużyć do czasu, kiedy go nie przyciemnił. Dopiero wtedy zorientował się, że dochodziła siódma. Ta informacja zmusiła go do kolejnego westchnięcia  w czasie zaledwie dwóch minut. Już nie pamiętał, kiedy ostatnim razem pozwolił sobie na tyle godzin snu. Wspomnienia podpowiadały mu, że w czasie studiów, ale szybko odsunął je od siebie, skupiając się nad tym, gdzie też mógł podziać się Kise. Miejsce obok mulata nie miało w sobie ani krzty ciepła, jakie pozostawia za sobą rozgrzane ciało człowieka, dlatego wywnioskował, że blondyn musiał wstać już jakiś czas temu.
Czując, że długie spanie rozleniwiło go już kompletnie, wystukał i wysłał wiadomość.
Do: Kise
19/09/2017, 6:56
Zimno tu bez ciebie.
Ryota odebrał zaskoczony i zmarszczył brwi. Pokręcił głową i otworzył drzwi, przerzucając ścierkę kuchenną przez ramię. Wszedł do sypialni, stanął na środku i złapał się pod boki.
─ Naprawdę? ─ spytał zdumiony i rozbawiony.
─ No. Piździ jak cholera ─ odparł Aomine, udając, że nie wie, o co chodzi.
─ Jesteś niemożliwy ─  zaśmiał się, podchodząc do niego. Pochylił się nad nim i zakrył go kołdrą. ─ Proszę ─ powiedział złośliwie, odwracając się z zamiarem wyjścia.
─ Liczyłem, że rozgrzejesz mnie sobą ─ mruknął mulat, nieusatysfakcjonowany.
Uniósł się nieco w górę, ale tylko po to, aby chwycić dłoń kochanka i pociągnąć w swoją stronę.
─ Nie idź.
Ryota westchnął i, niby niechętnie, wszedł mulatowi na biodra. Usadowił się wygodnie i schylił, aby go pocałować. Po dłuższej chwili wyprostował się lekko i mruknął mu do ucha.
─ I jak, ciepło ci?
─ Powiedzmy ─ odparł Daiki.
Objął modela ciasno w pasie i ponowił pieszczotę, tym razem czyniąc ją o wiele namiętniejszą i dłuższą. Powoli zsunął swoje dłonie na jego pośladki, ściskając je lekko.
─ Teraz lepiej ─ oznajmił, unosząc kącik ust w górę, kiedy oderwali się od siebie.
Kise zarumienił się nieco, ale nic nie powiedział. Spróbował wstać, co zaskutkowało jedynie tym, że przywarł mocniej do partnera, gdy ten przyciągnął go mocniej.
─ Muszę wstać ─ zaprotestował w końcu. ─ Robię śniadanie.
─ Okej. Jedzenie to wartość nadrzędna ─ odparł natychmiast Daiki, puszczając Ryotę. ─ A co robisz?
─ Wstaniesz, to zobaczysz. ─ Uśmiechnął się i umknął mu szybko. ─ Jest też kawa, ale musisz się ruszyć ─ dodał jeszcze, zanim poszedł do kuchni, gdy wyczuł dym.
Aomine westchnął ciężko, przekręcając się na drugi bok, aby wstać. Myśl o kawie i śniadaniu była wystarczającą motywacją, aby w zmusić swoje ciało do mobilizacji i uniesienia się z miękkiej, ciepłej pościeli. Mulat miał na sobie tylko bokserki i luźny, czerwony t-shirt z przetartym logo zespołu Foster The People, dlatego przed jedzeniem postanowił ubrać się w coś przystępniejszego. Zanim jednak to, wstąpił do łazienki, gdzie załatwił swoje potrzeby fizjologiczne oraz wziął pięciominutowy prysznic.
Wraz z wejściem do garderoby uderzyło go pytanie, które powracało do niego niczym bumerang, ilekroć przekraczał próg tamtego pomieszczenia: W co się ubrać? Ziewnął, przeczesując dłonią wilgotne kosmyki włosów, które dopiero co wytarł ręcznikiem, który w obecnej chwili miał przewiązany w pasie. Bez cienia wątpliwości odsunął szufladę z bielizną. Włożył na siebie czyste bokserki, co pozwoliło mu zdjąć z siebie ręcznik. Odrzucił go na pufę i zastanowił się chwilę. Po namyśle wybrał ubrania i szybko wciągnął je na siebie, czując, jak żołądek skręca mu się z głodu.
Ubrany w dość luźny, czarny sweter oraz tego samego koloru przylegające do ciała jeansy, wszedł do kuchni, rzucając krótkie:
─ Jemy?
Kise odwrócił się do niego z talerzami ułożonymi na prawej ręce i zmierzył chłopaka spojrzeniem. Poprawił przydużą koszulę Daikiego, która zsunęła mu się z ramienia i odchrząknął nieco onieśmielony.
─ Dzisiaj na słodko.
Położył naczynia i nałożył na nie rogale, wstając jeszcze po kubki z kawą. Aomine zajął swoje miejsce i wziął sporego gryza jeszcze gorącego croissanta. Popatrzył nim sobie język, jednak smak, jaki rozszedł się po jego podniebieniu był tego wart.
─ Kise... Mieszkaj tu i mi gotuj ─ jęknął z błogim uśmiechem na twarzy.
─ Nie umiem gotować, tylko piec ─ zaśmiał się lekko zakłopotany. Odkaszlnął i dodał nadąsany: ─ Poza tym wczoraj jasno dałeś mi do zrozumienia, że mnie tu nie chcesz.
─ Hm? Nibfy tfemu? ─ spytał mulat z pełnymi ustami.
─ „Nie przygarniam nieodpowiedzialnych szczeniaków” ─ zacytował go, starając się schować rozbawienie.
Aomine wywrócił tylko oczami, zaczynając kolejnego croissanta.
─ Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że umiesz tworzyć takie rzeczy ─ powiedział, gdy przełknął.
─ Niech żyje bezinteresowność… ─ mruknął, nadymając policzki. ─ Dziad ─ dodał pod nosem.
Daiki parsknął śmiechem, omal nie zadławiając się trzecim już wypiekiem. Pokręcił głową i zwilżył suche gardło kawą, której upił łyk.
─ Przecież żartuję ─ zaśmiał się, trącając lekko nogę Kise swoją. ─ Chociaż perspektywa takich śniadań jest naprawdę kusząca.
─ Nie wytrzymałbyś ze mną ─ odparł zadziornie Kise i skończył pierwszego rogala. ─ Jestem wredny, zapomniałeś? ─ dodał, kopiąc go akurat, gdy ten brał łyk napoju
─ Trudno było zapomnieć, kiedy mnie zostawiłeś ─ sarknął Daiki złośliwie, wspominając sytuację sprzed rozprawy.
─ Podobno już mi wybaczyłeś.
─ Wybaczyłem, ale nie zapomniałem.
─ Ale wypominasz ─ mruknął urażony. ─ Dziad ─ powtórzył kolejny raz
─ Dzieciak ─ odgryzł się Daiki.
Westchnął, wstał z miejsca i podszedł do blondyna, stając za krzesłem, na którym siedział. Oparł tors o jego oparcie i przytulił Ryotę od tyłu, splatając dłonie na jego brzuchu.
─ Jeśli miałbyś ze mną zamieszkać, musiałbyś być grzeczny ─ mruknął mu do ucha.
─ Jeśli miałbym z tobą zamieszkać, musiałbyś mnie do tego przekonać ─ odgryzł się zawzięcie, pilnując, aby nie zadrżał mu głos, gdy przeszedł go dreszcz.
─ Spróbuję.
Aomine zaśmiał się gardłowo, po czym ucałował miejsce pod żuchwą chłopaka, naznaczając je dodatkowo językiem. Blondyn odchylił głowę i westchnął cicho. Chwycił lewą dłonią kark kochanka i zniżył go, ciągnąc w dół, tym samym dociskając do swojej szyi.

─ Jak na razie dobrze ci idzie ─ zamruczał z delikatnym uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz